A+ A A-

Sporting przegrywa z Bragą

Nieciekawie prezentują się wyniki osiągane w roku 2012 przez naszych najbliższych rywali w Lidze Europy. Dziś trener Domingos Paciência i jego podopieczni musieli przełknąć gorycz ligowej porażki 1:2 w Bradze.

Wcześniej były remisy z 1:1 Rio Ave (w Pucharze Ligi), 2:2 z Nacionalem (w Pucharze Portugalii) oraz zeszłotygodniowy bezbramkowy remis z Porto.

Czy oznacza to, że w przygotowaniach do lutowego dwumeczu możemy liczyć na kryzys portugalskiego potentata? Nie, to bez wątpienia nie byłby wniosek uprawniony. Natomiast z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że niedawne słowa trenera Skorży, opisujące Sporting jako drużynę 'bez słabych punktów', zawierały więcej asekuracji niż stanowiły rzeczywistą ocenę aktualnego potencjału rywala.

Sporting w meczu z Bragą kolejny raz pokazał, że z dużym trudem przychodzi mu tworzenie klarownych sytuacji w ofensywie. Drużyna z Lizbony rozpoczęła ten ważny dla układu ligowej tabeli mecz z dużym spokojem, ataki wyprowadzając niespiesznie i niewielką ilością zawodników. Ponieważ podobną taktykę obrała Braga, długo zanosiło się na bezbramkowy remis. Szyki gościom popsuły dwa katastrofalne błędy formacji defensywnej. Najpierw nieporozumienie środkowych obrońców Sportingu doprowadziło do tego, że sam przed bramkarzem gości znalazł się Helder Barbosa (51'), a niecały kwadrans później (64') Lima wręcz ośmieszył w pojedynku biegowym João Pereirę i powiększył prowadzenie gospodarzy. Mimo ataków gości, Sporting stać było na tylko jednego gola autorstwa A. Carrillo (74'), zdobytego zresztą po stałym fragmencie gry i pomyłce bramkarza Bragi.

Sporting nie wygląda obecnie jak drużyna, w której wszystkie trybiki zazębiają się w odpowiedni sposób. Zawodnicy doznają kontuzji, wracają po rehabilitacji, pojawiają się nowe transfery, zespół ewidentnie ma problemy z odnalezieniem rytmu gry zespołowej. Dziś w indywidualnych akcjach kolejny raz miotał się znakomity Diego Capel, a fantastyczny Chilijczyk Matías Fernandez (daj nam kiedyś Panie Boże takiego ofensywnego pomocnika przy Łazienkowskiej!) jakoś nie mógł znaleźć adresata dla swoich błyskotliwych zagrań. Nawiasem mówiąc to właśnie Fernandez był bliski przechylenia szali zwycięstwa na korzyść drużyny z Lizbony, jednak w pierwszych minutach drugiej części gry piłka po jego indywidualnej akcji wylądowała na słupku bramki Bragi.

Banalnie brzmi wniosek, że Sportingu indywidualnymi umiejętnościami nie pobijemy. Na to nie ma po prostu żadnych szans, najmniejszych. Mimo to analiza ostatnich spotkań w wykonaniu tej drużyny prowadzi do wniosków, że jeżeli zagramy z pełną koncentracją, zespołowo i odważnie, to nie stoimy przed tym dwumeczem na całkowicie straconej pozycji. Nie taki Sporting straszny jak go malują.

Skład Sportingu z meczu z Bragą:

Rui Patrício - Onyewu, A. Rodríguez, Insúa (54', A. Carrillo), João Pereira - Evaldo, Schaars, M. Fernández, Capel, Elias (72', André Martins) - Ribas (68', Bozhinov)

Twoja opinia

Nazwa uzytkownika:
Znaczniki HTML są dozwolone. Komentarze gości zostaną opublikowane po zatwierdzeniu. Treść komentarza:
yvComment v.2.01.1