- Kategoria: Kalejdoskop futbolowy
- iocosus
I Wy zdrajcy przeciwko mnie!
W eliminacjach do Mundialu wygrana w Tiranie praktycznie zapewniła Biało-Czerwonym awans do baraży, w listopadzie trzeba postawić stempel, tylko jakaś niewyobrażalna katastrofa mogłaby zepchnąć nas z drugiego miejsca. W tym błogim czasie Mateusz Gotówka otrzymał i paszport i powołanie do repry, a Zbigniewowi Bońkowi zdradziecko wbito nóż w plecy.
Wiekopomne kilka sekund milczenia Roberta Lewandowskiego jest uznawane za symbol braku chemii między nim a Jerzym Brzęczkiem. Paulo Sousa miał za sobą piękną karierę piłkarską, ale taką sobie przygodę z trenerką. Gdy prezes PZPN niespodziewanie powołał tego drugiego na selekcjonera, tym samym bez mrugnięcia powieką dekapitując "niekochanego" triumfatora eliminacji do Euro, ten pierwszy pewnie odetchnął z ulgą. I faktycznie o ile wcześniej znacząco milczał, tak o Portugalczyku Lewy zawsze głośno wypowiadał się chętnie i z uznaniem podnosząc merytoryczne zalety. I trener i piłkarz zatem powinni być wdzięczni Zibiemu, tymczasem na przedmeczowych konferencjach wypalili!
Paulo Sousa: "Patrząc na to, co już widziałem, muszę stwierdzić, że polski futbol potrzebuje reformy szkolenia. Wielkiej reformy, reformy strukturalnej. Dopiero później będzie można grać na najwyższym poziomie i myśleć o zdobywaniu tytułów. O tym, żeby polskie kluby wygrywały w międzynarodowych rozgrywkach. W Polsce powinniśmy zmienić mentalność. Nie myśleć o wynikach, ale zastanowić się, jak je osiągnąć. Powinniśmy myśleć o całym procesie szkoleniowym. Wymyślić jego projekt i go stworzyć. Nie chcę mówić o szczegółach i wchodzić w to głębiej, bo muszę skupić się na codziennej pracy z reprezentacją. Ale podkreślam: to może doprowadzić nas do sukcesu i lepszej gry."
Robert Lewandowski: "Nie możemy mówić, że w szkoleniu jest dobrze i przyszłościowo. Nie jest. Gdyby wszystko funkcjonowało dobrze, bylibyśmy w innym miejscu. Jest bardzo dużo do poprawy. Nie wystarczy wymiana dwóch-trzech elementów. Jeśli szkolenie nie idzie od lat w konkretnym systemie, z jakąś myślą, to nie widać dużych efektów. Nie widać u nas piłkarskiej jakości. Nie wprowadzamy co roku chociażby dwóch nowych piłkarzy do pierwszej kadry lub do reprezentacji młodzieżowych. Od paru lat wypowiadam się na temat szkolenia i moje zdanie się nie zmienia, bo nie widzę, by zmieniało się szkolenie. Na pewno nie na tyle, żebym pomyślał: O! Widzę światełko w tunelu.”
Tak oto, były dziewięcioletni prezes PZPN, który federację piłkarską wprowadził na na wyższy profesjonalny poziom, a o szkoleniu w Polsce pisał na Twitterze: "Doczekaliśmy się dobrych czasów. Dużo zagranicznych federacji pyta nas, o nowe koncepcje szkoleniowe, które wprowadziliśmy i realizujemy w ostatnich latach." - otrzymał niespodziewany cios w plecy. W szoku zdołał jedynie wymamrotać: "Robert nic nie wie na temat szkolenia w Polsce, bo go w Polsce nie ma. Z tego, co słyszałem, bardzo pozytywnie wypowiada się o młodych piłkarzach, którzy byli w kadrze. Zawsze można dyskutować. To wypadkowa dobrego myślenia, przygotowania, strategii. Jak to jest możliwe, że najlepszym napastnikiem w Niemczech jest Lewandowski? Proszę wymienić nazwisko niemieckiego napastnika, który jest wśród dziesięciu najlepszych piłkarzy w Europie. Źle szkolą?"
Reasumując, w Polsce szkolimy lepiej niż w Niemczech, bo tam teutońskiego napastnika takiego jak Robert nie wychowali, mamy zdolną młodzież, którą Lewy chwalił więc o co kaman?
Jeżeli ktoś się mnie zapyta dlaczego Boniek zmarnował dziewięć lat swojej dwukrotnej kadencji na stołku prezesowskim to powołam się na te słowa. Koń jaki jest każdy widzi, a skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? Dziękuję Paulo Sousie i Robertowi Lewandowskiemu za ich słowa, na podobne długo czekałem z ust Zibiego, powinny być impulsem do zmian, reform, poszukiwań systemowych rozwiązań, niestety nigdy nie padły.
A teraz możemy już przejść do meczów z Andorą i Węgrami. Wydają się kaszką z mlekiem, ale oby to Biało-Czerwonych nie uśpiło. Sześć punktów jest nam niezbędnych do rozstawieniach w barażach, a przy tym chyba jeszcze "warto" wyczyścić się z kartek, czyli zagrać agresywnie osłabiając się personalnie na drugi mecz, który wszak też winien być zwycięski!?
Kadra na listopadowe mecze:
bramkarze: Kamil Grabara (FC Kopenhaga), Łukasz Skorupski (Bologna), Wojciech Szczęsny (Juventus Turyn)
obrońcy: Jan Bednarek (Southampton), Bartosz Bereszyński (Sampdoria Genua), Paweł Dawidowicz (Verona), Kamil Glik (Benevento), Robert Gumny (FC Augsburg), Michał Helik (Barnsley), Tomasz Kędziora (Dynamo Kijów), Tymoteusz Puchacz (Union Berlin), Matty Cash (Aston Villa)
pomocnicy: Przemysław Frankowski (Lens), Kamil Jóźwiak (Derby County), Mateusz Klich (Leeds United), Kacper Kozłowski (Pogoń Szczecin), Grzegorz Krychowiak (FK Krasnodar), Karol Linetty (Torino), Jakub Moder (Brighton & Hove Albion), Przemysław Płacheta (Norwich City), Piotr Zieliński (Napoli), Damian Szymański (AEK Ateny)
napastnicy: Arkadiusz Milik (Olympique Marsylia), Robert Lewandowski (Bayern Monachium), Krzysztof Piątek (Hertha Berlin), Karol Świderski (PAOK Saloniki)
Z meczu z Andorą wykluczeni za kartki są: Jan Bednarek i Tymoteusz Puchacz. Absencja grozi kolejnym siedmiu piłkarzom: Glik, Dawidowicz, Bereszyński, Helik, Krychowiak, Damian Szymański, Milik. Ósmym z zagrożonych jest kontuzjowany Adam Buksa. Na Węgry z U-21 mogą zostać dowołani: Kacper Kozłowski, Nicola Zalewski i Jakub Kamiński.
W u-21 w 19 minucie demolujemy Niemców 3:0, a na dodatek nasz rywal musi grać w dziesiątkę po faulu na wychodzącym na kolejną czystą pozycję Benedyczaku.
Szybkość i dynamika w przechodzeniu z obrony do ataku to był nasz atut plus brak varu (trzeci gol po ewidentnym faulu w ofensywie, ewentualny nieodgwizdany karny dla Niemiec).
Kultura gry ewidentnie po stronie młodych Niemców, ale Boniek miał rację ze skutecznymi napastnikami mają problem.
Fakt jest faktem że w drugiej połowie w jedenastu momentami desperacko broniliśmy się przed grającymi w dziesiątkę Niemcami, gdy fizycznie jednak padli, w końcówce przejęliśmy kontrolę i Kozłowski czwartym golem dobił rywala.
Gratulacje!!! Cud, fart czy światełko w tunelu?
Niemcy - Polska 0-4
0-1 Benedyczak (5.), 0-2 Benedyczak (12.), 0-3 Skóraś (15.), 0-4 Kozłowski (90.)
Niemcy: Philipp - Mbom (20'czerwona kartka), Mai, Thiaw, Netz - Keitel, Stiller, Tillman (26. Bella-Kotchap) - Schade, Shuranov (25. Massimo), Burkkardt
Polska: Miszta - Gruszkowski, Bejger, Kruk, Kiwior - Bogusz, Poręba, Kamiński - Zalewski (62. Kozłowski), Benedyczak (68' Śpiewak), Skóraś
Bramki: Marc Vales (45) - Robert Lewandowski (5, 73), Kamil Jóźwiak (11), Arkadiusz Milik (45+2).
Czerwona kartka: Ricard Fernandez Cucu (1-za faul).
Sędzia: John Beaton (Szkocja)
Żółte kartki: Pujol, Aláez, M. Vieira – Klich, Krychowiak
Andora: Iker Álvarez – San Nicolás, Llovera, Vales (66. Ch. García), Alavedra, Cervós – Clemente (66. A. Martínez), M. Vieira, Pujol (62. Rosas), Aláez – Fernandez
Polska: Szczęsny – Bereszyński, Glik, Rybus – Jóźwiak, Krychowiak (64. Linetty), Klich (64. K. Piątek), Frankowski (64. Cash) – P. Zieliński (86. Szymański) – Lewandowski, Milik (77. Świderski)
Oficjalnie gramy w barażach.
Krycha zgodnie z planem z czystym kontem na baraże.
Sousa tradycyjnie i konsekwentnie gdy może to gra trzema środkowymi napastnikami równocześnie.
Rybus zapewne pierwszy i ostatni raz zagrał jako jeden z trzech obrońców w linii.
Szczęsny puścił gola z wolnego, z centry w światło bramki, ale tym razem bym się nad nim nie pastwił, nieprzyjemna piłka dla bramkarza.
Nasi młodzieżowcy z Niemcami wygrali wyżej niż seniorzy z Andorą.
Czy Sousa powinien udać się do Stolarczyka na korepetycje jak się dynamicznie przechodzi z fazy gry obronnej do fazy ataku?
MVP dnia dzisiejszego - Adrian Benedyczak!
Robię to - ponieważ Cię szanuję pitolniku - iocosusie.
W tym zapyziałym kraju nie liczy się forma logicznej wartości dodanej. Stylistyka pojęć tzw "robienia dobra" dla ogółu jest w istocie robieniem dobra dla siebie. Tak zwyczajnie te "najważniejsze gremia" od dziesiątek lat ( zobacz nazwiska) - jadą jedną, bardzo wyoraną do bólu ścieżką...
W tym momencie należytym jest pytanie:
Który to z prezesów wiadomego związku zrobił - COŚ dobrego dla nazwijmy to - w rozumieniu ogółu dobra piłki nożnej na poszczególnych wartościach czy poziomach jej istnienia w naszych granicach.
Dawaj - iocosusie - wymień (?)
Pewien syn, pewnego prezesa ze śląskiego piekiełka jebnął raz w trąby...( zupełnie oddzielną sprawą jest dlaczego to zrobił) - i co?
Wrocław się zagotował, ale ...na chwilę, ona co prawda trwa - bo jest dłuższą chwilą.
Obracanie się w poetyce wzajemnych zależności kreuje "polską myśl szkoleniową".
Ona - ta myśl nie jest otwarta na to co nowe dzieje się na świecie i pewnie chłonie te światowe, europejskie nowości, tyle tylko, że ich wpływ może podważać strategię pewnych znaczących rozdań przy ...(!) tak, tak - wyborach...
Nie od dziś wiemy, że najważniejszym punktem rozdań jest - ilość występów w reprezentacji tego "Wolskiego Kraju" - raz jeszcze - ilość/ liczba/ dokonania...
i tak kręcimy się w kółeczku wzajemnej adoracji z wielkim zadęciem - właśnie(?) tak na prawdę czego (?)
Już Ci pisałem, umiesz z pewnie wrodzoną sobie umiejętnością wywołać temat, równocześnie go cieniując...Rzucasz mały "grypsik" i czekasz...
Dziewięć lat! Można powiedzieć dekada! Koty te "dobre" nabrały więcej tłuszczu, te mniej wyżywione są już grube, a te najbardziej wychudzone, chodzą już w garniturach od Bossa.
Jest OK!
I wcale mnie to nie dziwi...Bo taka jest ta nasza "WOLSKA póki my żyjemy"...
ps: pozdrawiam - iocosusie i wybacz mi ten sympatyczny wkręt
i oczywiście dodatek muzyczny
to, że tęsknimy jest pewne...za dobrą Legią i...
https://www.youtube.com/watch?v=6i0a7RDPkM8&list=RD6i0a7RDPkM8&start_radio=1
swoją drogą taka myśl - tam w świecie zacni ludzie muzyki potrafią * (i niech każdy sobie doda), a u nas celebrytność rozmierzana jest biustem Rozenek, rozdęciem Rodowicz, Beatą dwie flaszki Kozidrak, aż po rzucanie kurew przez Kurdej Szatan...i oczywiste, narodowo-patriotyczne disco polo. Czy zasługujemy na coś więcej ?
"Jak to jest możliwe, że najlepszym napastnikiem w Niemczech jest Lewandowski? Proszę wymienić nazwisko niemieckiego napastnika, który jest wśród dziesięciu najlepszych piłkarzy w Europie. Źle szkolą?"
I dlatego to Niemcy na dużych imprezach biją się o medale, a dla nas sukcesem jest awans sam w sobie na jakąkolwiek imprezę. O piłce klubowej po prostu z grzeczności nie wspomnę. Niestety ale Boniek potwierdza tylko to co się mówi o PMSie od lat czyli źle.
Nie wiem, jak to wygląda w innych klubach ale patrząc pod kątem legijnej Akademii, to Lewy i Sousa mają absolutną rację. Nasze rezerwy od kilku lat okupują czwarty poziom rozgrywek i nie ma tutaj żadnego przypadku. Taki jest właśnie ich poziom. Takiemu Tomasiewiczowi, czy Żyro (Mateuszowi) zajęło kilka lat, aby po ukończeniu naszej Akademii dojść do poziomu naszej Ekstraklasy.
Ktoś może jako argument podać, że przez wiele lat dysponowaliśmy tylko dwoma boiskami treningowymi i dopiero od roku mamy sensowne warunki do szkoleń. Ale, moim zdaniem, to absolutnie nie tłumaczy tego, że nasi absolwenci nie są przygotowani, przed wszystkim fizycznie, do gry na określonym poziomie. Karbownik nie przebił się w Brighton, wypożyczono go do Grecji i tam też grzeje ławę. Stawiam dolary przeciw orzechom, że z uwagi na słabe warunki fizyczne i, że obecnie więcej czasu spędza na siłowni, niż na boisku. U nas nadrabiał szybkością i sprytem ale tam to już nie wystarcza, bo przeciwnicy są szybsi i sprytniejsi.
Wydaje mi się, że problem nie leży w infrastrukturze, tylko w ludziach. Być może problem naszej Akademii leży w niewłaściwej rekrutacji szkoleniowców i być może jest duża grupa trenerów, którzy odbili się od naszych drzwi, bo błędnie oceniono ich kompetencje. A być może takich trenerów po prostu nie ma na naszym rynku. W tym ostatnim przypadku, to jest potężny głaz rzucony do ogródka PZPN.
@CTP
ja wyjmę tylko jedno zdanie "Wydaje mi się, że problem nie leży w infrastrukturze, tylko w ludziach. "
To jest jedynie część prawdy, jedynie część! Braki, które mamy z przeszłości otwierają następne bariery wszelkiej maści cwaniaczków...Spytaj się - dalkuba - czy jest zadowolony z umiejętności prowadzenia jego córek, w siatkarskim rozdaniu...może ci odpowie, jakie koszty płaci aby realizować swoich córek sens...
W tzw. normalnym systemie, te organizacje sportowe, kluby na poziomach małych powinny zabiegać o ten przepraszam za wyrażenie "narybek"...
Kiedy jako młodzik ( taka była struktura poziomów) a więc młodzik, junior młodszy, junior starszy...pamiętam to zdanie starszego pana trenera w Mdeku za teatrem Buffo.
Po dwóch godzinach "walki" wszelkiej na drewnianym ( taki wtedy był) parkiecie, wskazał mi miejsce obok siebie i powiedział tak: plus/minus wybacz to dziesiątki lat temu...
Coś w rodzaju - "jesteś jak surówka z huty, stoisz jak słup, ale coś w tobie widzę"
Trener - mentor- człowiek instytucja!!! Wiesz co mi dał obok spraw sportowych? Poczucie!
Poczucie siebie! Wychodząc na jedną chwilę ze sportu, to czego mnie nauczył owocuje dniem dzisiejszym, relacją życia.
Ile takich małych urwisów przepadnie w rytmie Akademii Legii? Nie zamierzam poruszać kwestii społecznych, jestem bardzo daleko od polityki...
Mnie "wyprostowała siatkówka" bo w moich latach - każdy był ważny! Kumasz fazę ?
Każdy!!!
Pokaż mi teraz istotę tych nakładów, które póki co służą jedynie PR -owi działalności pana Mioduskiego. Pokaż mi SENS szkolenia, pokaż mi owoc tej "utyranej pracy"...Pokaż mi!
Mało tego- pokaż mi te "samorodne rodzynki" które przywożą na zajęcia rodziny z BMW od X4 się nie liczy....
Kiedy dojdziesz do wiedzy, dlaczego Mioduski kładzie Legię...pewnie się odezwę.
Iocosusie, czemu to robisz?
Zbigniew Boniek w Caffe Futbol: "Łzy w oczach Sousy i złość wynikały z niezadowolenia techniką użytkową naszych piłkarzy. Pod polem karnym Andory traciliśmy bardzo dużo piłek. (...) Problemem na pewno naszej drużyny i to co Sousę cały czas martwi, to jest to, że gdy chcemy wyjść wysokim pressingiem i gramy na połowie przeciwnika i zdobędziemy piłkę, to my generalnie, nawet analizując mecze reprezentacji Polski u-21 która wygrała 4:0 mamy jeden problem i to jest problem szkoleniowy, nad którym trzeba się zastanowić, że my nie potrafimy po przejęciu piłki jej rozgrywać, że my mamy taką fazę, albo się bronimy, albo od razu chcemy lecieć na bramkę przeciwnika i chcemy od razu w pionie strzelać bramki, my nie mamy czegoś takiego co robi na przykład drużyna Niemiec, (cierpliwości w rozegraniu piłki - wtręt Bożydara Iwanowa) cierpliwości, to jest tak jak w piłce ręcznej, w której gra się po obwodzie, idziesz na lewe skrzydło, nie możesz się przebić, wrócisz, idziesz na prawe skrzydło, nie możesz, wrócisz, rozgrywasz i dopiero jak się gdzieś stworzy luka to zagrywasz na napastnika, czy zagrywasz na kołowego, czy na skrzydłowego i wchodzisz do środka. To jest największym problemem naszej piłki o czym ciągle od siedmiu, ośmiu, dziesięciu lat ciągle na ten temat mówimy, jak to zrobić. Na pewno tego się nie zrobi poprzez spotkania, poprzez nasiadówki, jakieś piękne konferencje, tylko musi być sprawa organizacyjna, trzeba na boisku .. i to Paulo najbardziej martwi.
Źródło: Zbigniew Boniek zdradził, co martwi Paulo Sousę, jeśli chodzi o polskich piłkarzy - Polsat Sport
Uff, czyli jednak mamy problem, nie jest tak, że dobrze szkolimy ale sorry, taki mamy klimat, późno dojrzewamy, brakuje infrastruktury, dzieciaki wolą siedzieć przed komputerem niż grać w piłkę itp. itd. Koń jaki jest każdy widzi łącznie z byłym prezesem PZPN i ja nie oczekuję od Zibiego żeby teraz na poczekaniu zdradził złotą receptę jak szkolić, zresztą on w Caffe Futbol przyznał że nie wie i bardzo dobrze że był szczery, nie musi wiedzieć, ale pion szkoleniowy PZPN łącznie z dyrektorami szkoły trenerów już powinien próbować odpowiedzieć na to pytanie i w zależności jak brzmiałaby odpowiedź powinien zmieniać nastawienie, kierunki działań w odniesieniu do szkolonych trenerów. Za cholerę nie żal mi zdymisjonowanych Majewskiego z Pasieką.
Wierzę że mamy młodych trenerów świadomych że z naszych Akademii, szkółek, klubów wychodzą piłkarze którzy zazwyczaj posiadają gorszą technikę użytkową, słabiej operują piłką, nie tylko od rówieśników z południa Europy, ale również od Niemców, Czechów, Austriaków. Wierzę że są trenerzy którzy chcą to zmienić. Obecnie ratuje nas demografia, z masy młodych adeptów futbolowych, nawet przy wadliwym systemie szkolenia, są w stanie zaistnieć samorodki w postaci Lewandowskiego, Zielińskiego, wcześniej Błaszczykowskiego i Piszczka, miejmy nadzieję że w przyszłości rozwiną się talenty Mateusza Musiałowskiego, Kacprów Kozłowskiego i Urbańskiego, Benedyczak i Białek eksplodują formą strzelecką, kontuzje przestaną gnębić Bielika, Walukiewicza i Maika Nawrockiego i być może dzięki temu repra w europejskim rankingu pozostanie na obecnym poziomie. Tyle tylko że to nie zmieni że średni poziom wyszkolenia polskiego piłkarza pozostanie słabszy niż zawodników z innych krajów i cały czas będziemy sprowadzać do polskich klubów drugoligowców z Portugalii, trzecioligowców z Hiszpanii, rzemieślników z Czech i Słowacji bo oni i tak będą lepsi niż nasi kopacze.
Odnośnie naszej Akademii, niestety zaczyna dręczyć mnie myśl, że nie wszystko złoto co się świeci i nie każdy Holender musi być guru piłkarskim. Samemu pytałem Miodka o Grootscholtena, dlaczego zagranicznego speca nie sprowadza do Legii, a teraz dręczą mnie wątpliwości podsycane jakimiś szeptami z Ł3 że niekoniecznie to był dobry wybór. Kolejne juniorskie reprezentacyjne roczniki jakoś nie pękają od nadmiaru młodych legionistów, a na dodatek pomijamy w skautingu młodych zdolnych których można było do Legii sprowadzić oszlifować i wypromować. Mam na myśli Szelągowskiego, który z Korony poszedł do Rakowa oraz Mateusza Jasińskiego ten z kolei z Escoli Varsovia trafił do Wolfsburga - czyli najciemniej pod latarnią.
Ja osobiście nie czepiałbym się pana Grootscholtena. Wydaje mi się, że problem leży jednak nieco głębiej, niż w osobie obecnego dyrektora Akademii.
Po pierwsze, w naszym regionie Akademia praktycznie nie ma konkurencji. Są jakieś szkółki ale w porównaniu do LTC, to raczej popierdułki do wyciągania kasy od rodziców. Wielu kibiców pewnie cieszy sportowe bankructwo Polonii ale jak widać tak do końca dobrze się nie stało. Brak poważnej konkurencji, to brak rozwoju.
Po drugie, Warszawa jest trudnym miastem do odpowiedniego wychowania młodego człowieka. Do ciężkiej pracy jest bardziej przyzwyczajony chłopak z biedniejszego regionu, niż jakiś przedstawiciel warszawskiej bananowej młodzieży, któremu rodzice wszystko podają na tacy. Kiedyś tacy nastolatkowie rekrutowali się z rodzin partyjnych bonzów, dzisiaj pochodzą najczęściej z rodzin adwokatów, lekarzy, sędziów czy polityków. Legia, to jednak jeszcze jest marka wśród bywalców (a przede wszystkim: bywalczyń) nocnych klubów.
Po trzecie, Legia za kadencji obecnego prezesa praktycznie w ogóle nie daje młodym piłkarzom jakichkolwiek perspektyw. Albo pojawi się trener, który stawia na młodzież albo taki, który nie stawia. A jak się jeszcze co roku tych trenerów zmienia, to młody już kompletnie nie wie, co się z nim stanie za 3-4 lata. Dla mnie osobiście jest niedopuszczalne, że "jedynka" i rezerwy, to dwa osobne światy. Że rezerwy, tak właściwie służą głównie promocji ich trenera a nie piłkarzy. Tak było z Banasikiem, Magierą i teraz z Gołębiewskim. Rezerwy powinny być prowadzone przez asystenta aktualnego trenera i to powinien być dogmat, ktokolwiek by tym trenerem nie był. Były takie próby za kadencji Berga ale skończyły się po ambicjonalnych protestach Magiery.
Po czwarte, klub powinien w końcu od tej Akademii zacząć wymagać. Np. co roku do zespołu rezerw powinno trafiać minimum 5 piłkarzy z ostatniego rocznika CLJ, przy czym ta "piątka" musi spełniać określone wymagania fizyczne, taktyczne i techniczne, takie, aby po roku gry w rezerwach mogli usiąść na ławce w "jedynce" i nie zaniżyć jej poziomu, przynajmniej w Ekstraklasie. A gdyby tak jeszcze klub dawał dyrektorowi Akademii jakiś procent z transferu każdego wychowanka do rozdysponowania wśród trenerów młodych roczników, to ta jakość naszej młodzieży pewnie wzrosłaby w postępie geometrycznym.
0:1 - Andras Schafer 37'
1:1 - Karol Świderski 61
1:2 - Daniel Gazdag 80'
Żółte kartki: Klich, Cash, Puchacz, Kędziora - Nagy, Schon, Szalai, Gazdag
Widzów: 56 197
Sędzia: Tiago Martins (Portugalia)
Węgry: Dibusz - Fiola, Lang, Attila Szalai - Nego, A. Nagy, Schafer, Z. Nagy - Varga (58. Gazdag), Schon (73. Kiss) - Adam Szalai (89. Hahn).
Polska: Szczęsny - Kędziora, Dawidowicz, Bednarek, Puchacz (83. Płacheta) - Cash (46. Jóźwiak), Klich, Linetty (65. Frankowski), Moder (46. Zieliński) - Piątek (65. Milik), Świderski.
Sousa ograł samego siebie i podłożył się elegancko. Z tego meczu i wyborów personalnych trenera trudno się będzie wytłumaczyć. Jeszcze jedno co mnie zbulwersowało, piękna asysta Puchacza na 0:1, ale to co zrobił przy drugiej bramce ... chciałbym żeby w tej Bundeslidze zaistniał bo jest piłkarskim "dzikiem", ale z takim zachowaniem w defensywie to on w jakiejkolwiek poważnej lidze nie zaistnieje.
Rozumiem Świderskiego na pozycji nr "9" ale Piątka na pozycji nr "10", to już kompletnie nie rozumiem. A już absolutnie nie rozumiem, co na boisku robił Puchacz.
Bardzo dziwny i niezrozumiały skład, za który zapłaciliśmy 3 punktami.
Obserwowałem też grę Matty'ego Casha i starałem się porównać tego piłkarza do Łukasza Piszczka (ta sama pozycja). Fajnie, że chłopak jest podjarany grą dla naszej kadry ale, z całym szacunkiem, do Łukasza porównania po prostu nie ma.
Moim zdaniem zwracanie jakiejkolwiek uwagi na wypowiedzi Bońka w temacie szkolenia pozbawione jest śladów sensu. Facet miał 9 (dzie-więć!!!) lat na to, by czynem, nie słowem, udowodnić jaki to jest na tym terenie zajebisty. Efekty jego, ekhem, pracy? Gwiazdkowanie komercyjnych akademii i centralizacja trzeciego poziomu rozgrywek. Wskutek tego ostatniego, iście obłąkańczego pomysłu pięćdziesiąt cztery (!!!) kluby włóczą się po całym kraju celem rozgrywania meczyków nierzadko przyciągających publikę w ledwie trzycyfrowej liczbie. Zamiast iść na szkolenie, pieniądze idą z dymem. Dosłownie: z dymem z rury wydechowej autokaru turlającego się np. z Suwałk do Kalisza. Tam i z powrotem wychodzi znacznie więcej kilometrów, niźli było ludzi na trybunach.
Boniek chwali się w wywiadach, że zastał PZPN analogowy, a zostawił cyfrowy. To może nawet i prawda, tylko co z tego? Czy zdrowe finanse Związku i fajnie prowadzony kanał na Tubce przekładają się na podniesienie umiejętności statystycznego polskiego futbolisty? No nie bardzawo. Zobacz, lada moment minie (o żesz w pizdu…) osiem lat od naszych Akademickich Dysput. Czy coś się od tamtej pory zmieniło? Czy jakieś problemy zostały rozwiązane? No nie. Większość naszych rzekomo profesjonalnych klubów to nadal organizacyjne zombiaki, kurczowo uwieszone na samorządowej klamce. Szkolenie nadal odkładane jest na bliżej nieokreślone „wkrótce”. Bo dziś trzeba przetrwać. Rozesłać przelewy przepłacanym grajkom, bo bez nich trudno będzie uniknąć degradacji. A jak się degradacji nie uniknie, to miasto nie da szmalcu. Bujnąć się znów z Suwałk do Kalisza, z Chojnic do Rzeszowa, z Nowego Sącza do Olsztyna, etc., etc.
Cały czas kręcimy się w kółko. Jedyna różnica polega na tym, że za Laty robiliśmy to zdezelowanym Polonezem, a za Bońka przesiedliśmy się na wyleasanego Opla Astrę. Postęp, kurwa jego mać…
Och, pardąsik, byłbym zapomniał. W całej tej beznadziei, niczym krwistoczerwona róża na kupie gnoju, wyróżnia się perła literatury sportowej zatytułowana „Narodowy Model Gry”. Żałosna broszurczyna, z której kompletnie nic nie wynika.
Nawiązując do wypowiedzi CTP, przykład powinien iść z góry. Długofalowej wizji nie ma u Was, nie ma u nas, nie ma w praktycznie żadnym innym polskim klubie, poza może Rakowem, choć to też się jeszcze okaże. Ale nie ma jej także w kadrze. Boniek zatrudnił trzech selekcjonerów: Nawałkę, Brzęczka i Sousę.Dostrzegasz tu, Iocosusie, jakieś podobieństwa? Jakieś elementy szerzej zakrojonego planu? Bo ja absolutnie. Ba, mam nieodparte wrażenie, że pomysły zmieniały się nawet częściej, niż sami selekcjonerzy. Nawałka poległ w Rosji, bo się poczuł dotknięty (no patrzcie jeno…) wynurzeniami jakiegoś skandynawskiego dziadunia i zupełnie bez sensu jął rozmontowywać działającą maszynę. Brzęczek miał od startu przekichane, więc miotał się od ściany do ściany, aż wreszcie osiadł na bezpiecznej mieliźnie kurczowej defensywki i okazjonalnych przebłysków z przodu. Sousa… No, o nim jeszcze zaraz. Gdyby zaś zacząć szukać powiązań między w/w trójką, a selekcjonerami poszczególnych młodzieżówek, to już w ogóle wyjdzie na to, że są to ludzie z kompletnie innych bajek.
A przecież powinno być zupełnie inaczej. Chcemy grać mniej więcej to i to*, ergo zatrudniamy pana Iksińskiego na stanowisku selekcjonera, wierzymy bowiem, iż jego profil nam to umożliwi. Nie ograniczamy przy tym jego obowiązków do comiesięcznego rozesłania powołań, ustalenia taktyki i personaliów na najbliższy mecz oraz pomizdrzenia się do kamer na konferencji prasowej. Facet ma pozostawać w ścisłym kontakcie z trenerami wszystkich młodzieżówek (dobieranymi zresztą wg identycznego klucza) oraz de facto nadzorować ich pracę. Szczególnie selekcjonera U21, bo to jego naturalny następca. Nie dlatego, że osiągnął jakiś ersatz sukcesu ogrywając Portugalię, Włochy, czy insze Niemcy. Dlatego, że pracuje wg bardzo zbliżonych metod do głównego selekcjonera. I podobnie jak jego podopieczni, gładko może przeskoczyć do kadry A.
Co zaś się tyczy Sousy, dziś/wczoraj odbył się już piętnasty mecz, podczas którego jego nazwisko widniało w rubryce „trener reprezentacji Polski”. Mimo to, jego podopieczni wyglądali tak, jakby poznali się w szatni, na kwadrans przed pierwszym gwizdkiem.
„- Cześć, Karol jestem.
- No siemka, a ja Kuba.
- Heja, Mati.
- Matty.
- O, też fajnie. Wojtek, Janek, Tomek, Tymek – poznajcie kolegów. To co dzisiaj gramy?
- A nie wiem, co podleci.”
Już kij tam z tym wynikiem (choć fakt, iż pod wodzą P.S. wciąż nie umiemy wygrać z nikim poza Albanią, Andorą i San Marino z meczu na mecz staje się coraz bardziej wymowny). Kij z tym rozstawieniem (Albania, Andora i San Marino się do baraży nie załapały, więc najprawdopodobniej i tak dostaniemy w czapkę, nieważne gdzie i z kim). Ale sam fakt, że drużyna (?) prowadzona (???) przez „wizjonera sto tysięcy razy lepszego, niż niedouczony kretyn Brzęczyszczykiewicz” prezentuje się jak grupka przerażonych dzieci w bardzo gęstej mgle, to jest wielopoziomowa kompromitacja.
* Nie chodzi mi tu, broń Boże, o jakieś bzdurne, pozbawione znaczenia cyferki, raczej o ogólne podejście taktyczne i mechanizmy boiskowych zachowań.
Pod koniec kadencji PZPN wystąpił o środki i je otrzymał. To pozwoliło wprowadzić system licencyjny oraz ład szkoleniowy i efekty powinny przyjść ,ale o ilu latach to tylko wróżki wiedzą. Bowiem główny problem w postaci braku wykwalifikowanych kadr szkoleniowych nie został rozwiązany. Przed erą Bońka , Majewskiego i Pasieki trenerzy, w tym ci od młodzieży kupowali licencje , a więc opłacali tzw. kurs czyli otrzymywali odbite materiały szkoleniowe , które kwitowali podpisem , po czym dostawali papierek uprawnień. Majewski jak został Dyrektorem nowoutworzonej Szkoły Trenerów przy AWF w Białej Podlaskiej potraktował nauki poważnie ,ale przez to wydatnie ograniczył ich dostępność. Obecnie na przeszkolenie i zdobycie uprawnień czeka kilka tysięcy chętnych. A bez wykwalifikowanych kadr nie ma mowy o prawidłowym szkoleniu. Bo to człowiek jest twórcą i tworzywem. Jak ktoś myśli, że wybuduje pałac i to on będzie szkolił , niech najpierw złoży wizytę u psychiatry.
Trener Sousa jest przez jednych chwalony ,a przez innych ganiony, co świadczy o tym, że stara się być aktywny i że wiele zmienia i że wiele robi. Niestety wiele ocen świadczy o zaściankowości ich autorów, o ich niewiedzy i niezrozumieniu współczesnych procesów zachodzących w coraz bardziej profesjonalizującym się świecie futbolu. Z różnych względów Polska stała się zapóźnioną i zapyziałą prowincją piłkarską. Menagowie wykupują u nas zawodników bardzo młodych , póki nie zostaną zepsuci, podobnie żaden szanujący się klub nie wypożycza do nas młodych talentów. Ten stan to bezpośredni efekt bardzo niskiego poziomu zawodowego naszych trenerów, więc słusznie Boniek sięgnął po trenera zagranicznego ; tylko pytanie : czy akurat Sousa był najodpowiedniejszy. ?. Bowiem Sousa w wymiarze koncepcyjnym jest na topie współczesnego traktowania futbolu ,ale razi jego nieporadność warsztatowa. Nie miejsce, aby rozwijać temat przyczyn zapóźnień, więc tylko w telegraficznym skrócie. W Polsce od dziesiątków lat wchodziliśmy w trendy rozwojowe futbolu z opóźnieniem , nie tylko w zakresie infrastruktury. Kiedy kluby zachodnie weszły w okres taktyczności czyli precyzyjnego ustalania zadań , u nas tkwiliśmy w epoce kamienia łupanego, czego wyrazem były symptomatyczne słowa " Słuchajta chłopaki , grajta". To stawianie na umiejętności taktyczne i perfekcyjną organizację gry oparte było w dużej mierze na wykorzystaniu technik informatycznych , w tym głownie programów komputerowych. Tylko, że te programy mają moc obosieczną, bowiem owszem odkrywają niuanse organizacji gry rywali dając podstawę do jej neutralizacji ,ale też sprawiają, że nasza gra przed rywalami też nie ma żadnych tajemnic. Tego np. nie chciał przyjąć do wiadomości Michniewicz , który nadal tkwi w uwielbieniu dla swych metod rozpoznania gry rywali i błędów własnych zawodników . Ta konstatacja ,że dziś nie ma tajemnic taktyczno -organizacyjnych, które nie byłyby rozpoznane jest sensem tego co mówi Sousa, że poszukuje graczy, którzy szybko myślą. Chodzi mianowicie o graczy nieschematycznych , potrafiących na boisku samoistnie rozwiązywać problemy i podejmujących szybkie decyzje. Dziś na najwyższym poziomie gry trenerzy nie stawiają zawodnikom konkretnych zadań ,ale prezentują założenia, które gracze na bosku wypełniają treścią. Tyle tylko, że takich polskich zawodników jest niewielu , więc gra oparta na tych ideowych założeniach kupy się nie trzyma. Sousa dąży do ideału, a tu rzeczywistość skrzeczy . Mamy więc do czynienia , póki co, z pozornym postępem czyli zawodnicy inaczej, bardziej aktywnie, niż za poprzedników zachowują się na boisku ,ale korzyści są tylko estetyczne, bo wynikowych brak. Jest to typowy dysonans poznawczy.
Trener Sousa zgodnie ze współczesnym trendem rozumie, że celem gry nie jest zachowanie czystego konta po stronie strat bramkowych ,ale wygranie spotkania. Tyle tylko, że ta skąd inąd trafna myśl nie może oznaczać lekceważenia zabezpieczenia własnej bramki. Tymczasem widzimy dokładnie, że nasza obrona z bramkarzem na czele nie tworzą monolitu , pozwalamy na za dużo rywalom w okolicach własnej bramki. Mnie mało interesuje w jakim ustawieniu gra obrona , mnie interesuje czy gra skutecznie. Nasza obrona gra natomiast niepewnie i niezdecydowanie. Powiem otwarcie, że nie dostrzegam jednolitego sytemu obrony w naszej drużynie, bo to ani strefa, ani pressing, ani krycie indywidualne., ani mieszanina. Tak jak by każdy wuj miał swój strój. Nie dostrzegam skrystalizowanej formacji obronnej, bowiem w obronie gra każdy, kto znajdzie się pod własną bramką. W tym kontekście dobrze się stało ,że nie zgrał Lewandowski, który pilnowany stale przez kilku rywali ograniczał ich możliwości ofensywne. Wczoraj słabi Węgrzy obnażyli naszą marność obronną ukazując brak koncepcji oraz nietrafny dobór personalny. Sousa musi zmienić drogę, bo ta wiedzie na manowce.
Jeżeli idzie o szanse na awans do MŚ w Katarze poprzez baraże to wyrażonego znacznie wcześniej zdania, że jestem ślepy i ich nie widzę - nie zmieniam. Poziom gry naszej drużyny nie pozwala na optymizm. Moim zdaniem mamy wszystkiego za mało: mamy za mało klasowych zawodników, mamy za mało atutów w obronie , za mało pewności w grze, za mało zgrania, za mało automatyzmu, za mało umiejętności i co najważniejsze za mało czasu, aby mankamenty poprawić, nie mówiąc już o ich wyeliminowaniu.
Piątek dramat to mało . Paru innych też . Co Sousa chciał udowodnić wystawiając taki skład pozostanie tajemnicą na wieki .
Ja pier…
Acha powoływanie się Bońka na to ze wyszkoliliśmy Lewego to jakiś horror . Trafił do Klopa i ten go przez pierwszy rok obrabiał mocno a później korygował .
Paulo Sousa jest grilowany przez nasze media chyba bardziej niż Kuklinowski przez Kmicica. Ponoć na media ma wyj***ne w co wierzę i to mu chyba tylko zapewni dobry sen do marca. Żadne gadki szmatki już mu nie pomogą, gdy przegra baraże nikt za nim tęsknić nie będzie, wspominać czule, pewnie też nie. Lewy również wiele stracił ze swojego wizerunku, choćby w foottrucku w sugestiach dosyć mocno się po nim przejechali, coś czuję że Polkoś z Wiśnią na ekskluzywny wywiad z Robertem nie mają co liczyć. Po Tymku Puchaczu nie ma co zbierać, nawet pozycja Wojtka Szczęsnego zaczęła być głośno podważana i to nie przez netowych trolli a przez eksperta w bramkarskim fachu czyli przez Wojtka Kowalewskiego. Nasza repra wiele straciła tym meczem, ale tak sobie teraz myślę że może nawet i dobrze.
Paulo Sousa to nie jest trener z mojej bajki, od początku nie rozumiem, lub raczej nie podzielam jego wyborów personalnych i taktycznych. Ale muszę mu oddać. Zibi z właściwą sobie niekonsekwencją na co zwrócił uwagę Albiceleste wybrał trenera tak jakby na przekór naszej starej PMS, naszym Piechniczkom, Engelom, naszym piewcom gry z kontry jako jedynej rzeczy do której jesteśmy zdolni i predysponowani. Gdyby tak Zibi dziewięć lub choćby i siedem, sześć lat temu postąpił z pionem szkoleniowym w PZPN, gdyby kogoś podobnego Paulo Sousie uczynił jego magnificencją rektorem szkoły trenerów, a na czele reprezentacji młodzieżowych i juniorskich poustawiał trenerów z nakazem gry otwartej i odważnej bez względu na wynik, to może i nawet Albiceleste zacząłby Zibiego chwalić. To znaczy po prawdzie spodziewam się raczej, że musielibyśmy do spółki brać go w obronę, że za jego kadencji wyników w reprezentacjach juniorskich i młodzieżowych by brakowało.
Wracając do Sousy, nie pojmuję go. Gdy Frankowski piłkarz z gazem ale raczej jednowymiarowy osiąga apogeum swoich możliwości w Lens na lewym wahadle, to trener w reprezentacji rzuca go po innych pozycjach. Gdy Kędziora "od zawsze" gra po prawej stronie defensywy to Paulo robi z niego półlewego defensora. Gdy Matty Cash na cito jest ściągany do repry, gdy selekcjoner zabiega o niego jak o zbawcę, to później na 180 minut "próby generalnej" sympatyczny polski Anglik otrzymuje tych minut raptem 71 czyli zdecydowanie mniej niż połowę. Paulo Sousa chce grać ofensywnie, chce żeby Polacy grali piłką, starali się przejmować inicjatywę, ale z tych zawodników którzy mają najlepszą technikę użytkową, z pierwszej piątki Polaków pod tym względem, dwóch ostentacyjnie pomija. Pal diabli z Kapustką bo i tak by nie mógł z niego korzystać, ale absencji Sebka Szymańskiego w kadrze wytłumaczyć nie sposób. Chłopaka, który oprócz kreacji posiada jeszcze odbiór i który na bieżąco jest pozytywnie weryfikowany w rosyjskiej lidze!? Jednych choćby na uszach stanęli to Sousa do repry ich nie powoła, a drugich choć w klubach nie grają to miejsce w narodowej jedenastce u Portugalczyka i tak mają. Sousa i tak ma farta, że przykładowy Puchacz z tego grona został obnażony dopiero w meczu z Madziarami. Nie pojmuję trenera, który chce grać ofensywnie, ale widzi ku temu tylko i wyłącznie jeden sposób, jedno rozwiązanie taktyczne, o przepraszam, raz gra dwoma, a raz trzema nominalnymi środkowymi napastnikami, ale tego ostatniego też nie rozumiem.
Paulo Sousa to nie jest trener z "mojej bajki" ale muszę mu oddać, chce żeby reprezentacja Polski grała piłką, jak już było wspomniane, nie można mu zarzucić, że podwójna garda i autobus z literkami PL ustawiony na szesnastce to jest jego filozofia gry. Jeden z naszych guru trenerskich powiadał: "jak nie wiesz co z piłką robić, to oddaj ją rywalowi", naszemu Portugalczykowi coś takiego przez gardło by raczej nie przeszło. Przy tym gdy repra w rewanżu z Albańczykami musiała zagrać rozważnie to też i tak właśnie zagrała. Muszę też być sprawiedliwym, że w tych swoich wyborach personalnych Paulo "odkrył" jednak dla kadry i Pawła Dawidowicza i Karola Świderskiego, a ten ostatni może być argumentem że nie za specjalna dyspozycja w klubie, nie musi się przekładać na formę w reprezentacji. Z wyborami personalnymi Sousy można polemizować, dla mnie bywają kontrowersyjne, niewątpliwie ma swoich "synków" ale też dzięki temu zyskuje ich przychylność. To jest trener z autorytetem i z akceptacją drużyny i zdaje się że mentalnie właśnie zespół udało mu się stworzyć.
Dlaczego zatem wydaje mi się że przegrana z Węgrami może być pozytywna. Otóż w barażach zagramy bez ściemy. Mit niezdobytej twierdzy Stadionu Narodowego okazał się iluzją. Obojętnie z kim zagramy w pierwszym meczu będziemy musieli się sprężyć, nie będziemy mogli się łudzić, że ściany nam pomogą. Baraże posiadają dwóch zdecydowanych faworytów Włochów i Portugalczyków, jeżeli nawet na nich wpadniemy w pierwszym meczu i przegramy to dla Sousy nie będzie alibi bo sami sobie zgotowaliśmy ten los. Przez własną pychę, arogancję, brak wyobraźni. Żeby się zrehabilitować zespół Paulo Sousy musi awansować do Mundialu, jeżeli to się nie stanie z tym trenerem i w tym składzie personalnym przestanie istnieć.
Rozstawieni w losowaniu baraży:
Portugalia
Szkocja
Włochy
Rosja
Szwecja
Walia
Nierozstawieni w losowaniu baraży:
Turcja
POLSKA
Macedonia Północna
Finlandia
Austria (udział w barażach dzięki wygranej w Lidze Narodów)
Czechy (udział w barażach dzięki wygranej w Lidze Narodów)
***
Polska U-21 - Łotwa U-21 5:0 (3:0)
Bramki: Benedyczak (32-karny), Bejger (45), Śpiewak (45+1, 63), Kozłowski (51)
Sędzia: Robertas Valkonis (Litwa)
Żółte kartki: Skóraś, Kozłowski - Lotcikovs, Birka
Widzów: 2684
Polska U-21: Cezary Miszta - Konrad Gruszkowski (58. Mateusz Żukowski), Łukasz Bejger, Jakub Kiwior, Michał Skóraś (72. Maksymilian Sitek) - Mateusz Bogusz (58. Piotr Starzyński), Kacper Kozłowski, Łukasz Poręba - Nicola Zalewski, Adrian Benedyczak, Jakub Kamiński (71. Filip Marchwiński)
Łotwa U-21: Rudolfs Soloha - Rudolfs Zengis (56. Dmitrijs Zelenkovs), Rihards Ozolins (74. Deniss Melniks), Ilja Korotkovs, Emils Birka - Maksims Tonisevs, Roberts Veips, Normunds Uldrikis - Kristers Lusins (56. Kaspars Kokins), Arturs Lotcikovs (56. Edgars Ivanovs), Eduards Daskevics (74. Niks Dusalijevs)
To ,że systemu szkolenia młodych piłkarzy w Polsce nie ma - nie jest winą Zbyszka Bońka.
To akurat nie ulega żadnej wątpliwości. Przez całe dziewięć lat swej prezesury Zbigniew Boniek zajmował się przecież głównie uświadamianiem wszem wobec, że n i c nie może być jego winą, albowiem on za nic nie jest odpowiedzialny. Ja już kiedyś o tym tutaj wspominałem. Szkolenie? Kluby (ta, chyba gdzieś na stacji benzynowej w połowie drogi z jednego krańca Polski na drugi). Bezpieczeństwo na stadionach? Też kluby. No chyba, że akurat chodzi o finał PP. Wtedy kto inny. Ktoś. Ktokolwiek. Św. Faustyna. Rysio z Klanu. Angela Merkel. Nie wiem, wybierz sobie. Popularyzacja dyscypliny? Jak wyżej. Etc., etc.
Sousa w wymiarze koncepcyjnym jest na topie współczesnego traktowania futbolu
„W wymiarze koncepcyjnym” to i ja mogę być na topie współczesnego traktowania futbolu. Nie, serio. Za 10% pensji Sousy jestem gotów siedzieć w chałupie na dupie i od rana do nocy (ew. z przerwami na kawuchę i papierocha) opracowywać koncepcje. Oczywiście, w żaden sposób gwarantuję pozytywnych efektów wprowadzania tych koncepcji w życie. Ale przecież Sousa też nie gwarantuje, dlatego za kolejne 10% śmiało mogę także zająć się rozsyłaniem powołań, wypisaniem składu na tablicy i przeprowadzaniem zmian w trakcie meczu. A że to akurat nigdy nie wydawało mi się przesadnie istotne, to już zupełnie gratisowo zobowiązuję się nie prostytuować logiki w wypowiedziach medialnych.
(Adnotacja dla obecnego prezesa PZPN: Panie Czarku, gdyby jakimś przypadkiem czytał Pan te słowa, pozwolę sobie nadmienić, iż swego czasu bawiłem się na imprezie w Pańskim lokalu. I nawet spożywałem wódeczkę. Śmiało można zatem stwierdzić, że w zasadzie to się znamy. Powinno nam to pomóc w owocnej współpracy.)
Jeżeli idzie o szanse na awans do MŚ w Katarze poprzez baraże to wyrażonego znacznie wcześniej zdania, że jestem ślepy i ich nie widzę - nie zmieniam.
Od samego startu było wiadomo, że bez względu na tożsamość selekcjonera, o ten awans będzie trudno. Wciąż jednak należało zrobić wszystko, co tylko w naszej mocy, by jakoś te mizerne szanse powiększyć. My natomiast, na osobiste życzenie naszego importowanego pięknoducha-fantasty, zrezygnowaliśmy z grania pierwszego meczu barażowego u siebie. Brawo dla tego pana.
@ Senator:
Owszem, Cash się ugotował. Wciąż jednak uważam ocenianie gościa na podstawie ledwie siedemdziesięciu paru minut za co najmniej delikatne nieporozumienie.
@ Iocosus:
Wybacz, ale Twoja wypowiedź zasługuje na szersze odniesienie, a teraz już zwyczajnie nie mam siły. Postaram się jak najszybciej.
Tu nie ma między nami sprzeczki.
Jak można było tak spier… te miejsce barażowe to pojęcia nie mam.
@A-c10.
Przepraszam ,że zapytam : co się stało z tak rozważnym i dowcipnym komentatorem, że tak skapcaniał ?. Najpierw tworzysz dziwaczne mity ,przypisujesz adwersarzowi jakieś niestworzone poglądy - aby się ze swoimi wymysłami rozprawiać. A,FE!.
Mnie to przypomina stary dowcip jak to dziewczynka skarży się mamusi, że jej brat zna wstrętne piosenki z wyrazami. Mama pyta :"A jakich on brzydkich słów używa śpiewając". A córcia na to "On nie śpiewa, on gwiżdże".
Ja tylko staram się swym pisaniem pokazać, że coś co się nazywa zdrowym rozsądkiem jeszcze istnieje.
Jeżeli jednak decydowałaby tabela drugich miejsc (co wydaje się logiczne, bo na tym przecież polega rozstawienie pierwszej rundy, sześć ekip z najlepszym dorobkiem punktowym w grupach gra z losowo przydzielonymi z mniejszym dorobkiem) to ewidentnie po wygraniu z Węgrami znaleźlibyśmy się na drugim miejscu wśród tych 10 wiceliderów. Zatem bylibyśmy w drabince i przynajmniej mecz z Portugalią by nam nie groził, co prawda byłaby zmora wpadnięcia na Włochów w drugiej turze, bo oni by wypadli z tej pierwszej trójki, ale nasza sytuacja (w kole fortuny) byłaby i tak zdecydowanie lepsza niż obecnie.
Sousa jest krytykowany nie tylko przez tych, którzy wydają się szczęśliwi że mogą mu dowalić, ale choćby i przez Mateusza Rokuszewskiego, inteligentnego faceta, dobrze orientującego się w realiach piłkarskich, a przede wszystkim mieniącego się publicznie zwolennkiem Portugalczyka.
Roki: "Biadolę oraz narzekam po poniedziałku, ale nie histeryzuję i wszystkim mniej więcej taką postawę polecam."
Nie mamy pańskiego rozstawienia i co nam pan zrobisz? || Roki wyjaśnia #36 - YouTube
Widocznie znowu myśli swe zakręciłem czyli nie dość precyzyjnie je wyraziłem. Mnie szło o dwie kwestie naraz i pewnikiem o jedną było za dużo.
Po pierwsze - jest dość oczywiste, o czym też napomknął A-c10 ,że szanse należy optymalizować, a nie marnować. Tak więc lepiej byłoby być rozstawionym, niż nierozstawionym. Tylko, że rozstawienie niczego w istocie nie zmienia, bo kto nie jest w pierwszej trójce jest w identycznej sytuacji. W naszym przypadku uniknęlibyśmy makaroniarzy i Portugalczyków. Tylko, albo aż, o czym napisałem , o awansie zadecyduje siła gry ,a nie rozstawienia . A nasza siła gry , nie rośnie ,ale maleje. Ja , ponieważ już od półtora roku nie pracuję ,mam sporo czasu i oglądam mecze i analizuję i rozpatruję i widzę, że jest coraz gorzej. Weźmy na tapetę chociażby poniedziałkowy mecz , np. biorąc pod uwagę wartość wyliczoną na transfermarkcie to Polska ma blisko 300 mln Euro, a Węgry niecałe 60 mln Euro, bukmacherzy stawiali na Polskę 1,35, a na Węgry 3,55. My byliśmy osłabieni trzema podstawowymi graczami ,a oni pięcioma ( w zasadzie sześcioma) . I Węgrzy nas ograli i nie o sam wynik idzie, ale o to ,że grali od naszej drużyny dużo, dużo lepiej. Mnie chodzi o to abyśmy się opamiętali i przestali bredzić o naszej wielkości i o tym, że jesteśmy słabi , jako te dorsze, to wina Bońka czy Sousy. "Z pustego i Salomon nie naleje."
Po drugie. Ktoś napisał, że my jesteśmy tacy mocarze, jako te "Stefki Burczymuchy" co to rywali wszelakich posieką czyli juniorami niedoważonymi wygramy z Andorą , bo to dla nas żaden rywal. Otóż Sousa postąpił pragmatycznie , bo po pierwsze musiał zapewnić udział w barażach , bo jak nie to to byłaby dopiero katastrofa. Więc wystawił taki skład z Lewandowskim i Glikiem, który te baraże zapewniał. Ktoś powiada ,że bez nich też byśmy Andorczyków ograli jak chcieli. A jak nie ? , a jak nie ? - to co ?. Bylibyśmy w znacznie gorszej sytuacji niż przed poniedziałkowym spotkaniem , bo byłby to mecz o wszystko. A Węgrzy potrafią grać w piłkę i są dobrze zorganizowani , więc pewności wygranej nie było. Wyobraźmy sobie taką sytuację, że nie dajemy rady Andorze i dajemy ciała Węgrom. Dopiero by się działo. Trudno było komukolwiek przypuszczać, że media będą chciały wieszać wszystkich za to ,że zespół nie jest rozstawiony mimo, że ono nie ma żadnego znaczenia. Inną kwestią jest to, że nie wiemy dlaczego Robert nie zagrał z Węgrami . Ja podejrzewam ,że były to naciski samego Lewandowskiego, który ma już ponad 33 lata i Bayernu Monachium. W Bayernie wytworzyła się tak sytuacja ,że ma on w kadrze 2 środkowych napastników z których Eric Maxim Choupo Moting z powodu kontuzji nie zagra do końca roku i Robert musi grać od gwizdka do gwizdka.
W tym z kolei przypadku mnie przeraża takie lekceważenie rywali , takie dzielenie skóry na niedźwiedziu, kiedy ten jeszcze żywy. To naprawdę jest sport, to naprawdę o wynikach decyduje to co się dzieje na boisku ,a nie co sobie ktoś wymyśli w pustej łepetynie przy biurku.
I ostatnia sprawa chyba najważniejsza. Jakoś nikt nie porusza tego co najboleśniejsze, a mianowicie ,że nasza reprezentacja bez Lewandowskiego nie ma czego szukać z drużynami z końca rankingu. Bez Roberta nie ma zespołu ,a właściwie jest, ale bida z nędzą, którą każdy jełop ogra jak chce, gdzie chce i kiedy chce . To jest prawdziwa tragedia.
Od zawsze i na zawsze jestem przekonany o dwóch rzeczach:
1) Dobre są każde zęby, które prowadzą do gęby, ergo styl pełni rolę służebną wobec wyniku. Gdyby ów osławiony „murowaniec z konterką” miał nas doprowadzić do złota MŚ/ME, nie padłoby z mojej strony choćby pojedyncze słowo krytyki. Ba, na wzór Greków sprzed siedemnastu lat śmiałbym się w twarz wszystkim domorosłym specom od estetyki i pytał ich o wynik;
2) Czy chodzi o szkolną klasę, wojskowy pluton, przedstawicieli handlowych, pogotowie ratunkowe, czy jakikolwiek inny zespół ludzi (a więc także drużynę piłkarską), planując jego pracę, nieodzownie należy brać pod uwagę charakterystykę poszczególnych członków oraz ekipy jako całości. Jasne, trzeba wymagać. Ale trzeba wymagać z sensem. Nakładając ludziom na barki ciężary ponad ich siły, kroczysz prostą ścieżką do katastrofy.
Jedno dodane do drugiego nie oznacza, rzecz jasna, że jestem zaprzysięgłym fanem „murowańca”. Wręcz przeciwnie. Wielokrotnie już, także tutaj, wyrażałem opinię, iż – estetyka na bok – w świetle obecnych przepisów gry w piłkę nożną kurczowa, desperacka obrona straciła rację bytu. A i współczesna kontra niekoniecznie przypomina pałowanie do przodu w nadziei, że wysoki Łukasz zgra gałę do szybkiego i sprytnego Tomka. Niemniej jednak, rezygnacja z „murowańca” nie powinna, moim zdaniem, oznaczać szaleńczego pędu na łeb, na szyję pod drugą bandę. „Chcę grać ofensywnie, grać piłką!” – tego typu teksty może sobie rzucać świeżo zatrudniony za grubą kasę trener zamożnego klubu do cierpliwego prezesa. Wtedy owszem, dyrektor sportowy ogarnie personalia, oczyści zespół z kloców, pościąga brylantowych techników i hulane. No, może też nie od startu, bo przecież trzeba się zgrać, aczkolwiek można się spodziewać, że po sezonie-dwóch wytężonej pracy (!) zespół owego trenera w rzeczy samej grać będzie zarówno efektywnie, jak i efektownie.
Obejmując stery reprezentacji Polski, Paulo Sousa stanął w zupełnie innej sytuacji. To nie klub (już tam mniejsza o to, czy zamożny, czy nie). Nie da się robić transferów. Pan Maciej Chorążyk mógłby stawać na uszach i rzęsami klaskać, a i tak nie wytrzaśnie spod ziemi kilkunastu-dwudziestu kilku kreatywnych, świetnych z piłką przy nodze zawodników, na dziś gotowych do występów dla Biało-Czerwonych. Trzeba grać tymi, których się ma. A z całym szacunkiem dla tych, których się ma (wszystkich, co do jednego), nie sposób nauczyć starego psa nowych sztuczek. Owszem, raz na czas jakiś trafiają się late bloomers, zawodnicy którzy pełnię możliwości osiągają pod sam koniec kariery. Niemniej, w ogromnej większości przypadków dwudziestoparoletni (nie wspominając o trzydziestoparoletnim) zawodnik jest już właściwie w pełni ukształtowany. Da się mu delikatnie poprawić ten, czy ów parametr fizyczny. Da się go, być może, nauczyć jakichś świeżych rozwiązań taktycznych (ale to wymaga czasu, a tego w reprezentacji jak na lekarstwo). Nie da się jednak żadną miarą sprawić, że gość nauczy się dryblować, grać na jeden kontakt albo miękko przyjmować i kontrolować piłkę. A bez tego efektownej, ofensywnej gry nie zobaczysz jak własnych uszu, z definicji.
Nie wiem co Sousa myślał tych dziesięć miesięcy temu. Być może zdawało mu się, że skoro mamy najlepszego napastnika na świecie, to i w pozostałych formacjach musimy dysponować graczami klasy co najmniej europejskiej. To się chłopak nadział… W każdym razie, popełnił dokładnie ten sam błąd, co kilku jego poprzedników. O tym też już tu kiedyś wspominałem: i Brzęczek, i Nawałka, i Fornalik, i Smuda (o, ten to już w ogóle) w początkach swej pracy z kadrą chcieli na nowo wynajdować koło. Wprowadzać nowinki taktyczne, grać szybko, z polotem i biglem. Jednak w przeciwieństwie do w/w, Sousa wciąż się z tych nierealistycznych ciągotek nie wyleczył. Nadal uparcie nie dostrzega faktu, że kołdra jest krótka. Jeśli zechcemy przykryć ramiona, giry bezwstydnie zaczną wystawać. Za jego kadencji dziurawi nas absolutnie każdy, łącznie z Andorą i San Marino, a gra do przodu zazwyczaj nie niweluje strat. Każdy trzeźwo kombinujący człowiek, któremu zależałoby na efektach własnej pracy, nie na wdrażaniu jakichś bzdurnych dogmatów, po piętnastu meczach zdołałby zauważyć, że czas porzucić mrzonki i zabrać się za konkrety. Sousa nie zauważa, ergo albo mu nie zależy, albo świata poza swą bzdurną dogmatyką nie dostrzega. Tertium raczej non datur, a którykolwiek z wariantów nie byłby prawdziwy, oba, moim zdaniem, stawiają sens jego pracy na dotychczasowym stanowisku pod potężnym znakiem zapytania.
Oczywiście, osobną kwestią pozostaje to, abyśmy nie byli już dłużej zainteresowani krajaniem tak, jak nam materii staje. Żebyśmy nie zadowalali się średniactwem, w którym szczytem naszych możliwości jest jeden ćwierćfinał wielkiej imprezy na trzydzieści lat. Tylko że tutaj faktycznie tryb „Gil/Mioduski” w żadnym wypadku nie wystarczy. Tu trzeba by porzucić nasze odwieczne zadufanie i wszystkowiedzę i przyznać wprost, że nie umiemy. Wyskautować jakiegoś fachurę z doświadczeniem pracy w opromienionej sukcesami federacji i powiedzieć mu uczciwie: „słuchaj, Hans/Jean/Juan/Giovanni/kto-tam-jeszcze – my nie wiemy, a ty wiesz. Wiesz, bo widziałeś z bliska. To teraz ty nam będziesz mówić co i jak, a my będziemy robić!”. Ani Bońka z jego hiperrozdętym ego, ani dinozaura Laty, ani skorumpowanego Listkiewicza nie było stać na taki krok. Myślisz, że Kuleszę będzie? Chciałbym wierzyć, ale nie potrafię.
@ Zbyszek:
Mój dowcip ma się świetnie. Z troską stwierdzam, że chyba niestety znacznie lepiej od Twojego punktu widzenia, który niepokojąco uzależnił się od tego, kto akurat zasiada na stołku selekcjonera reprezentacji Polski.
Otóż w barażach zagra 12 drużyn : Portugalia, Włochy, Szkocja, Rosja, Szwecja Walia, Turcja, Ukraina, Macedonia Płn. Czechy , Austria i Polska. Moim zdaniem niewielkim faworytem nasz zespół jest tylko z Austrią i Macedonią Płn. , z Włochami i Portugalią nasze szanse są bliskie zera, a pozostali w meczach z nami są faworytami. Te 12 drużyn zostanie podzielone na 3 grupy z których awans uzyska jedna drużyna, po wygraniu dwóch spotkań.
Dla celów analizy matematycznych szans można przyjąć poetykę pismactwa ,że Polska jest trzecią siłą i może obawiać się tylko konfrontacji z Włochami i Portugalią. Porównajmy więc prawdopodobieństwo gry z tymi zespołami w jednej grupie przy rozstawieniu i bez niego. Otóż prawdopodobieństwo trafienia na Włochów lub Portugalczyków przy rozstawieniu naszej ekipy wynosi 66,7 % , czyli mielibyśmy 1/3 szansy, aby na żadną z ich nie trafić. Przy braku rozstawienia prawdopodobieństwo jest identyczne , a więc wynosi ok. 33.4 %, że na jednych lub drugich nie trafimy. Sytuacja ulega zmianie dopiero wówczas gdy założymy, że i Portugalia i Włochy trafią do jednej grupy ,a na co jest 16,7 % prawdopodobieństwa i dopiero przy takim ułożeniu grup rachunek przy rozstawieniu naszej ekipy wynosiłby 0% ,a przy nierozstawieniu prawdopodobieństwo ,że Portugalia i Włochy będą w jednej grupie do której i my trafimy wynosi ok.8,35%. Przy takiej konfiguracji rozstawienie jest o 8,35 % szansy korzystniejsze od nierozstawienia. Tylko, że dla mnie jest kolejne oszukiwanie naiwnej publiki, bowiem zakłada takie bajdurzenie, że reszta drużyn się nie liczy i że ich zeżremy na śniadanie z kopytami. To na tym zakłamaniu o potędze naszej drużyny oparta jest ta cała kretyńska konstrukcja.
To samo w ostatnich latach mieliśmy przed MŚ w Rosji, kiedy znawcy darli ryje, że awans z grupy to nasz obowiązek, a ja pisałem ,że z Senegalem czy Kolumbią wygramy tylko wówczas jak oni nie wyjdą na bosko. Identycznie było przed tegorocznym Euro , przy czym nie powinniśmy przegrać ze Słowakami, ale sam awans był poza naszym zasięgiem.
Przede wszystkim w mediach mamy taką sytuację, że im słabsza jest nasza drużyna tym oczekiwania wobec niej są coraz większe. Pamiętajmy bowiem, że filary naszego zespołu ,a więc Glik, Krychowiak i przede wszystkim Lewandowski mają swoje lata , odpowiednio 33, 31 i 33, a za rok będą o rok starsi. Już dziś wszyscy trzej grają gorzej niż jeszcze rok czy dwa lata temu ,a następców o podobnej klasie nie ma . Porażka z nisko notowanymi Węgrami powinna nam uzmysłowić nasze miejsce w szyku i pozbawić tromtadrackich zapędów opartych na szowiniźmie. A dzieje się odwrotnie czyli kabotyńska bufonada staje się wyznacznikiem mocarstwowości. Z dziadów pany czyli mocni tylko w gębie.
@A-c10.
Nie ma to jak wyśmienite samopoczucie, samozadowolenie i samouwielbienie. Pozazdrościć .
Lewy zwolnił wszystkich swoich dotychczasowych doradców, żonie Annie zapowiedział ciche dni i żadnych wyjść na imprezy bogatych miliarderów przez co najmniej dwa lata. Kolegom z repry zaprzysiągł że zafunduje każdemu po Ferrari jeżeli tylko awansują na Mundial. Amazon kręci film o Lewandowskim pod tytułem "Niekochany". Ponoć pana Roberta zaczynają męczyć koszmary senne że jest wygwizdywany na Narodowym.
Serwisy warszawskie donoszą że mimo pandemii huczne imprezy w najlepszych stołecznych lokalach co noc organizuje uśmiechnięty i wiwatujący Cezary Kucharski. Omijany jest tylko lokal o nazwie: Nine's , który notuje raptowny spadek popularności.
Huncwocie, samopoczucie mam dobre, zadowolony z siebie bywam, czy sam siebie wielbię, mhm, ktoś kiedyś zwrócił uwagę że egotyk będzie często używał zaimka osobowego "ja", ja tamto, ja owamto cały czas "ja" i "ja". U siebie ale i u Ciebie tego akurat nie zauważyłem, zatem niestety ale wychodzi że nie mam Ci czego zazdrościć.
W dwóch podnoszonych kwestiach ważnych, to po pierwsze, pewnie że futbol to dyscyplina sportowa w której za wrażenie artystyczne punktów się nie przyznaje. Francuzi w Rosji zostali mistrzami ale czy nas olśnili swą grą, raczej zanudzali pragmatyzmem tyle tylko że na wysokim poziomie wykonawstwa. Natomiast we mnie jest silne przekonanie że jak sam podniosłeś "w świetle obecnych przepisów gry w piłkę nożną kurczowa, desperacka obrona straciła rację bytu" to dla mnie nawet skuteczna obrona z szybkimi równie efektywnymi atakami, czyli taki optymalny "murowaniec z konterką" to sposób na wygranie dwóch, trzech meczów z rzędu, ale na turnieju w którymś momencie gdy fizyka padnie, gdy baterie się wyczerpią to i koniec będzie ewidentny. Tak było z ekipą Michniewicza u-21 na Euro i poniekąd tak też się stało z Islandią na dorosłym Euro 2016. I do głowy mi nie przyjdzie besztać Islandczyków za styl, zagrali optymalnie ponad możliwości kraju z liczbą mieszkańców mniejszą niż posiada Szczecin.
Dobijając do prawie czterdziestomilionowej populacji z piłkarskimi tradycjami czy nasze aspiracje mają polegać na wzorowaniu się na dzielnych wikingach z wyspy gejzerów. Owszem możemy brać wzory z Islandii ale hal piłkarskich, dużych mniejszych, takich w których dzieciaki będą mogły grać przez cały rok i w nich i pod balonami szkolić, szkolić tylko trzeba wiedzieć jeszcze jak szkolić żeby między młodym Polakiem w zakresie umiejętności technicznych i taktycznych nie było różnicy z młodym Czechem, Austriakiem, Belgiem, Duńczykiem. Teraz uwzglęniając medianę ta różnica istnieje na naszą niekorzyść a najludniejsza z tych nacji ma raptem niecałe 12 mln mieszkańców i rządzi w europejskiej i światowej piłce jest na pierwszym miejscu w rankingu FIFA.
Dlatego przeklinam przesuwanie, murowanie i lagę z takim d.n.a. dobijemy dna. Ale żeby nie było że ze mnie tylko taki malkontent wobec wszystkich polskich trenerów, że ich wkładam do jednego wora, że nie dostrzegam prób zmian w nastawieniu, to taki przykład z wideo zajawki naszej obecnej kadry u-21.
HISTORYCZNE ZWYCIĘSTWO! Kulisy meczu U-21 Niemcy – Polska (0:4) - YouTube
Zobaczcie co ten Stolarczyk zapodawał swoim chłopakom od 6:09' materiału. "Idziemy zgodnie z planem" - no i czego on oczekiwał w spotkaniu z Niemcami, kto jeszcze nie widział niech sprawdzi. U mnie wielki szacun dla Pana Trenera.
W kwestii drugiej uważam Sousę za dogmatyka który do swojej koncepcji dobiera piłkarzy. Przy tym jego niektórych wyborów personalnych nie rozumiem. Ale sam sobie tłumaczyłem że rozumieć nie muszę, byle tylko to co robi Sousa przynosiło efekt. Teraz jednak po tym całym zamieszaniu z absencją Lewego w meczu z Węgrami i tym wszystkim co się wokół tego dzieje, to roztrząsanie i koncepcji gry i wyborów personalnych Paulo Sousy może stracić rację bytu o ile Kulesza straci panowanie nad nerwami i ulegnie podpowiadaczom, którym wszak Portugalczyk krytykujący nasz system szkoleniowy mocno podpadł. Jeżeli pan Cezary nie wytrzyma ciśnienia to o racjonalne ruchy w przyszłości też go nie podejrzewajmy. Oglądałem "Debatę" o szkoleniu w C+ prowadzoną przez Surmę i Polkowskiego z udziałem Dorny i Grycmana nowego dyrektora Szkoły Trenerów. Odczucia mam nieco ambiwalentne, ale ... dobrze że są zmiany. Aha, jedną zmianę pod patronatem Bońka uznaję za korzystną. Owszem za bardzo kontrowersyjną, dla niektórych nie do przyjęcia, dla mnie jest to jednak coś na zasadzie mniejszego zła, ale moim zdaniem koniecznego. To wymóg jednego młodzieżowca w Ekstraklasie i dwóch w PP i niższych ligach. Byłbym nawet chyba za rozszerzeniem tego wymogu.
A dziękuję, uczę się od najlepszych. Pocztą zwrotną poślę w Twoją stronę gratulacje niezwykłej retorycznej giętkości, dzięki której swobodnie potrafisz wykonywać stuosiemdziesięciostopniowe wolty bez zwracania przesadnej uwagi na to, co jeszcze całkiem niedawno uważałeś.
Bo przecież całkiem jeszcze niedawno – ponownie pozwolę sobie przypomnieć – nie miałeś zupełnie nic naprzeciw zmasowanej, bezpardonowej nagonce na selekcjonera. Ba! Sam ochoczo i z ogromnym zapałem brałeś w niej udział. Przekręcałeś facetowi nazwisko (czekaj, i Ty się martwisz o mój dowcip? Hmmm…), obrzucałeś go inwektywami… Achhh, pardonsik. To podobno były „pieszczoty”. Taaa… Chyba takie z zakresu BDSM. Teraz natomiast rysujesz kompletnie odrealniony, łzawo-sentymentalny obrazek biednego, uciśnionego Paulo, który nic gołąbeczek złego nie zrobił, a musi się bronić w swej oblężonej twierdzy przed otumanioną tłuszczą. Achhh, wzruszające. Chyba normalnie wyślę chłopu jakiś ciepły kocyk, żeby chociaż trudy nadchodzącej srogiej polskiej zimy nie nałożyły mu się na zgryzoty. A nie, czekaj…
Co więcej, również całkiem niedawno utrzymywałeś, że polscy piłkarze są zupełnie nieźli, bo przecież kupują ich zachodnie kluby. Dziś zaś utrzymujesz, że nie mamy żadnych szans awansu na Mundial, bo przecież nasi liderzy mają 31, a nawet 33 lata. No nie gadaj! To ludzie w ogóle tak długo żyją…!?
To teraz może przestańmy wreszcie brodzić w oparach absurdu i spójrzmy na sprawę przez pryzmat drogiego Ci podobno zdrowego rozsądku. Tak, klubowa kariera Kamila Glika ostatnimi czasy pikuje. Transfer do Benevento nie był chyba najszczęśliwszym z pomysłów. Niemniej, w kadrze facet raczej trzyma fason, a jego wiek może w zasadzie być atutem, nie przeszkodą. Nigdy nie był to nowoczesny obrońca, taki co to elegancko wyprowadzi piłkę, zainicjuje atak, rozprowadzi akcję wymyślnym podaniem, etc. Raczej stoper klasycznego typu, w 95% skoncentrowany na zadaniach defensywnych. I w tej roli wciąż śmiało może się w reprezentacji sprawdzać. Ba, jego doświadczenie może być bezcenne. W końcu ktoś musi tych mniej zahartowanych w bojach kolegów na boisku rozstawiać, a tu Kamil radzi sobie bez zarzutu. I nadal może to robić.
Co się tyczy Krychowiaka, w wybitnej formie to on ostatnio był w 2016., jako dwudziestosześciolatek. Potem niestety przytrafiły się te nieszczęsne epizody w PSG i WBA. Jednak od przenosin do Rosji znów wrócił na naprawdę przyzwoity poziom, a jego problemem w kadrze wcale nie jest wiek, tylko nieumiejętność trzymania fantazji na wodzy. Dopóki chłopak jest typowo defensywnych pomocnikiem, skoncentrowanym głównie na odbiorze, a dalekie przerzuty i udział w akcjach zaczepnych traktującym jako deser, nie obiad, wszystko jest cacy. Gorzej, gdy włączy mu się „tryb Pirlo”. No ale przecież to rola trenera, by powiedzieć „słuchaj, Grzesiu, ty tu nie jesteś od rozgrywania, ciągania za sznurki i trzymania łapek na kierownicy. Odbierasz, oddajesz i jest git. Łapiesz?”
Lewandowski wreszcie to gość obsesyjnie dbający o własne ciało, który sam utrzymuje, że chciałbym pograć do czterdziestki. No to jeszcze mu siedem sezonów zostało, w czym problem?
Przede wszystkim zaś, drogi Zbyszku, jeśli nic mi się nie pokićkało, niniejsza dyskusja dotyczy jednak przede wszystkim el. MŚ’22. Tu i teraz, a nie gdzieś tam, kiedyś, w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości. A tu i teraz selekcjoner reprezentacji Polski może wystawić np. taki skład: Szczęsny – Bereszyński, Glik, Bednarek, Rybus – Krychowiak, Klich – Milik, Zieliński, Frankowski – Lewandowski. W odwodzie pozostają choćby Skorupski, Kędziora, Dawidowicz, Piątkowski, Linetty, Moder, Szymański, Kamiński, Świerczok, Buksa, Świderski plus, jakby trochę pogrzebać, jeszcze paru innych. No i świeżo upieczony reprezentant Gotówka.
Słabo? Nooo… to zależy, z której strony zerkać. Na pewno nie jest to paka na miarę wyrównanej rywalizacji z tuzami światowego futbolu o czołowe lokaty na wielkich imprezach. Nie widzę jednak żadnego powodu, aby taki skład miał truchleć na myśl o starciach ze Szkocją, Walią, Ukrainą, Turcją, Szwecją i całą resztą europejskiej klasy średniej. Bo i jacyż to, przepraszam, wirtuozi futbolu i inni wymiatacze występują w barwach tych drużyn? Kto tam niby taki mocarny, żeśmy z góry skazani na klęskę? No bez przesady. Dobre zespoły, nie ma to tamto, na pewno mają wszelkie szanse pogonić nam kota, ale dokładnie tak samo my im.
I tu dochodzimy do kwestii tak usilnie przez Ciebie bagatelizowanego rozstawienia. Już pod koniec gier grupowych robiło się coraz bardziej prawdopodobne, że wśród barażowiczów mogą znaleźć się jakieś ekipy, których początkowo nikt się tam nie spodziewał. Ostatecznie stawkę dwunastu zespołów biorących udział w tej fazie eliminacji zasiliły Portugalia i Włochy. Nie w kij dmuchał, duet ostatnich Mistrzów Europy, w tym ci bardzo świeżo upieczeni. Z drugiej strony, konieczność grania w barażach nie jest dla tych zespołów karą za niepopełnione grzechy, tylko efektem ich postawy w grupie. Można zatem z nimi powalczyć, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się to piekielnie trudne. Z kolei Macedonia, z całym szacunkiem, chyba nieco od barażowego tuzina odstaje in minus. Pozostała dziewiątka to natomiast w zasadzie jedna liga, jedna półka. Czasem ci wezmą górę, czasem tamci. A w takich przypadkach paskudnie istotną rolę zaczynają grać szczególiki i szczególątka.
Ot, chociażby takie, że rozstawione drużyny grają pierwszą rundę w domu. Jasne, wciąż istnieje szansa, że pod koniec marca przez Europę przetaczać się będzie V fala koronawirusa z jakimś wyjątkowo zjadliwym, odpornym na szczepionki wariantem Ypsilon i mecze odbywać się będą przy pustych trybunach. Jeśli jednak tak nie będzie, to jakoś mi się zdaje, że nie jestem jedyny, który wolałbym, abyśmy w pierwszej rundzie grali z Macedonią w Warszawie. Co więcej, nawet gdyby w rundzie finałowej miał na nas czekać zwycięzca pary, dajmy na to, Portugalia-Walia, to przecież istnieje niezerowa szansa na to, iż jakimś cudem Bale & co. przepchną Cristiano i s-kę. A potem, wyczerpani i przetrzebieni dwugodzinnym bojem i konkursem rzutów karnych, przyjadą dostać w baniak na SN. Owszem, byłby to scenariusz skrajnie optymistyczny, acz jednak nie niemożliwy. Ale właśnie: byłby. Niestety, na własne życzenie go sobie zamknęliśmy.
Co więcej, rok 2021 był w wykonaniu Biało-Czerwonych zwyczajnie słaby. Przerżnięte Euro, w grupie eliminacyjnej Mundialu też zdecydowanie bez fajerwerków, jedyne z czego można ewentualnie się cieszyć, to ten domowy remis z Anglią. Trochę mało. Nie trzeba być jasnowidzem, by stwierdzić, że morale naszych kadrowiczów raczej nie plasuje się gdzieś pod sufitem. Tymczasem wiadomo było, że następny mecz po wizycie Węgrów to już baraż. Można było przynajmniej spróbować to morale podnieść wychodząc na Madziarów (którzy, przypominam, grali już o pietruchę) galowym składem, na pełnej motywacji i z nimi wygrać. Pewnie i spokojnie. Dzięki temu być może dałoby się przezimować w dobrych nastrojach, a w marcu rozpocząć granie z zapałem i nadzieją. Niestety, zamiast tego kadrowicze wątpią już nie tylko w selekcjonera, ale i w kapitana. Zaiste, geniuszem zarządzania zasobami ludzkimi jest ten nasz Paulo.
Oczywiście, żadną miarą nie da się wykluczyć, że nawet działając rozsądnie i maksymalizując swe szanse, i tak byśmy odpadli. Jako się rzekło, stawka jest wyrównana, może my ich, może oni nas. A może w rundzie finałowej trafilibyśmy na Włochów/Portugalczyków w takiej formie, że nie mielibyśmy żadnych szans. Cóż, futbol. Pozostałoby ścisnąć łapkę zwycięzcom i życzyć im powodzenia w Katarze, a samemu zostać z przeświadczeniem, że zrobiliśmy co tylko się dało.
Ale już wiadomo, że nie zrobiliśmy. A nasz selekcjoner-wizjoner-konceptualista ma w zasadzie jedno wyjście: przeprowadzić nas z sukcesem przez krętą i wyboistą ścieżkę. Jedyną, jaka wciąż stoi przed nami otworem. Bez jojczenia i żenujących wymówek. Jeśli tego nie zrobi (a naprawdę niewiele wskazuje, by miało mu się udać), to niech idzie skąd przyszedł (a w zasadzie gdzie wciąż siedzi i wpada do nas jedynie z doskoku) i nie wraca. A my podziękujmy wtedy Prezesowi Tysiąclecia za jego debilny, gówniarski kaprys.
nawet skuteczna obrona z szybkimi równie efektywnymi atakami, czyli taki optymalny "murowaniec z konterką" to sposób na wygranie dwóch, trzech meczów z rzędu, ale na turnieju w którymś momencie gdy fizyka padnie, gdy baterie się wyczerpią to i koniec będzie ewidentny.
Nie wiem, Iocosusie, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale właśnie napisałeś piękną reklamę „murowańca”. Na Twoim miejscu zgłosiłbym się do Piechniczka, Majewskiego i reszty po jakąś gratyfikację ;p Dwa z rzędu turniejowe mecze wygraliśmy ostatnio na Mundialu w Hiszpanii w osiemdziesiątym drugim. Nawet takich matuzalemów, jak Glik i Lewandowski, nie było wówczas na świecie Trzy (ba, nawet pięć!) osiem lat wcześniej w Niemczech. Ale wtedy to nawet mnie na świecie nie było Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że dwie wygrane z rzędu w Katarze dałyby nam minimum drugą rundę, ergo najlepszy występ na MŚ od Mexico’86, a jeśli chodzi o wszystkie turnieje, ewentualnie gorszy tylko od ME’16.
Tyle że, no właśnie – a do czego doprowadził nas deklaratywnie (o czym jeszcze zaraz) otwarty futbol, jaki proponuje Sousa? Póki co, do klęski na Euro (zero wygranych meczów z rzędu, zero wygranych meczów w ogóle) oraz na krawędź odpadnięcia z eliminacji MŚ. Bądźmy szczerzy, jeśli do marca w grze Biało-Czerwonych w jakiś magiczny sposób nie zajdą wysoce pozytywne zmiany, to wyjdzie na to, że generalnie Zbyszek miał rację co do rozstawienia i można je śmiało o kant dupy potrzaskać. Bo co nam po nim (względnie jego braku), skoro my z nikim w miarę poważnym wygrać nie umiemy?
/cdn. wkrótce/
Ja oglądam rzecz całą z kilku stron ,a naświetlam często tylko z jednej ,a to dlatego, że przestrzegam dyscypliny intelektualnej, którą sobie narzucam. Czyli nie piszę o wszystkim - to jest o niczym, bo to nie tylko jest jałowe, ale mam taka konstrukcję psychiczną , pewnikiem ukształtowaną dziesiątkami lat kierownikowania. Jest to kwestia wykonania założonego zadania, które sobie nakreślam. A do tego mam również ściśle określony zamysł, a mianowicie ja uwielbiam polemiki, oczywiście na argumenty. A polemik nie ma tam gdzie jest zgoda.
Nie byłoby tego wszystkiego gdyby nie te podwaliny u myślicieli greckich i ich kontynuatorów, a osobliwie to przekonanie, że wątpienie jest tym co pozwala na nazywanie siebie homo sapiens. Z tego też powodu się nie obrażam ,ale replikując tym ,którym się wydaje ,że mogą mnie obrazić, używam słów i argumentów dla nich zrozumiałych.
Natomiast TY pozostajesz tak jak byś poza Freuda nie wyszedł. Ja mam od młodych lat podejrzliwość taką oto, że ta psychoanaliza to oszustwo czyli pornografia dla ubogich. No bo te sztuczki wychodzące z mętnej umysłowości Freuda określa on jako wytwór libido. Wedle niego np. szafa, dziurka od klucza i sam klucz to przedmioty chcicy i seksualnych pożądań. A mnie zawsze ciekawiło czy jak się śni cipa to oznacza to szafę. klucz , a może tylko samą szparę.
Imaginuj sobie, że ja niczego nie przyjmuję na wiarę.
Co do tych nieszczęsnych baraży to ja zachodzę w głowę jak to jest możliwe, że jakiś kretyn zamulił głowy nawet wydawałoby się rozumnych ludzi, którzy powtarzają brednie. .U nas opis zawarty w bajce Andersena pt. "Nowe szaty króla " ma się świetnie ,z jednym wyjątkiem ,że nikt nie zauważył, że król jest nagi . Jesteśmy jak ci z Sodomy i Gomory , których mógł uratować jeden sprawiedliwy ,ale się nie znalazł. Otóż ja robię za takiego , który wątpi i płynie pod prąd. W naszym zapyziałym kraju jestem sam, ale w świecie nikt nie ględzi o jakiś rozstawieniach , bo to nie jest temat do rozważań, bez ośmieszenia się. Np. Lewandowski, Zieliński i inni reprezentanci w ogóle nie wiedzieli, że są jakieś rozstawienia, bo tam gdzie grają nikt idiotyzmami się nie zajmuje. Sam znam języki obce z daleka czyli tak samo jak mam podstawowy słuch , który pozwala mi odróżnić kiedy grają , a kiedy nie grają , tak też wiem , kiedy kto mówi i pisze po polsku ,a kiedy nie mówi i nie pisze. Ale od czego są przyjaciele i znajomi . Paru z nich zaprzągłem do czytania w EMPiKu przy ul, Bagatela prasy zagranicznej, aby ustalić co też ona pisze o barażach. Najwięcej rozpisują się makaroniarze, ale generalny ton jest taki, że nikt nie chce trafić w grupie na Polaków. Nasze reprezentacja uważana jest za wyjątkowo niebezpieczną, zdolną do pokonania każdego. Okazuje się, że remisy z Hiszpanią, a zwłaszcza z Angolami, od których byliśmy w rewanżu lepsi wywarły na rywalach ogromne wrażenie. Szczególnie obawiają się giganta boiskowego jakim jest Lewandowski i pomysłowości taktycznej Sousy .Nikt nie lekceważy Polski dlatego ,że jest nierozstawiona , bo nikt słowa o tej technice losowania nie pisze. To tak jak by się rozpisywać czy losy powinny być w tubach okrągłych czy np. trójkątnych ,a może prostokątnych. W średniowieczu na tym poziomie rozważano, ile diabłów mieści się na łebku szpilki. Szkoda czasu na głupoty. Zauważ jakaż to jest zasadnicza różnica w stosunku do pismaków medialnych w kraju. Tam szanują rywala , a jednocześnie uczulają kibiców na możliwość niepowodzenia. I czynią tak samo Włosi, Portugalczycy, Rosjanie , Szwedzi itd.. Nie ma śladu hurraoptymizmu , nie ma przekonania, że reprezentacja musi awansować. Odwrotnie niż u nas . Najpierw oznajmia się, że drużyna musi coś tam ugrać, a jak nie ugra, to ci sami ją rozliczają z tego co sami sobie wymyślili .
Ja już za stary jestem ,abym tańcował tak jak byle dureń zagra. Słoń mi na ucho był uprzejmy nadepnąć ,za co mu wdzięczny jestem do grobowej deski.
A teraz się odmeldowuję , bo z rana muszę skomentować kolejny blamaż mojej drużyny i muszę się wyciszyć, aby nie wyć.
Zatem zostawiając prehistorię, współcześnie gdyby Michniewicz nie zatańczył z Legią "murowańca z konterką" to o Lidze Europy w Warszawie moglibyśmy ciągle tylko marzyć, ba o pognębieniu Spartaka z Leicester również. A jakąż to taktyką nasi bratankowie Madziarzy z nami wygrali? W posiadaniu piłki byli na poziomie 30% groźnych ataków wyprowadzili ze cztery, ale dwa sztychy zadali i chwała im za to! W końcu w 2004 roku, czyli tam gdzie pamięcią jeszcze sięgniemy król Otto uczynił z Hellady władców Europy i przecież temu nie zaprzeczę. Do "murowańca" dodał skutecznie wykonywany stały fragment gry i sprawę załatwił. Albiceleste przecież nie neguję że dobrze zatańczony "murowaniec" może przynieść efekt, tylko jeżeli jedynie na nim się skupimy, będziemy sobie tak ustawicznie podrygiwać bo tylko to umiemy, to na największych balach, imprezkach albo będziemy stać na końcu sali pod ścianą, albo w ogóle na te balangi nas nie wpuszczą.
Legia Michniewicza świetnie poradziła sobie w LE, ale na własnym podwórku tak się potykała o własne nogi, aż w końcu własnego baletmistrza zwolniła. Madziarzy z zasieków wygrali z nami, ale z Albańczykami już umoczyli choć przecież byli rozlosowywani z wyższego koszyka, ba z Andorą się męczyli. W końcu Grecy tak się rozkoszowali w stylu który przyniósł im mistrzostwo, że później ani patrzeć na nich nie było można, ani dalszych sukcesów nie było. Tu by strateg wojenny Clausewitz mógł rzec: oto przykład gdy wygrana jedna wojna, staje się źródłem kolejnych porażek.
Zresztą byli mistrzowie "murowańca" zawołani, niezrównani, sztukę prawdziwą z niego uczynili i nazwali catenaccio. I co? To co kultywowali porzucili, bo świat się zmienia, piłka się zmienia, dziś jeden rytm wybijany z podskokiem nie wystarczy, Włosi to zrozumieli i na Euro przyniosło im to efekt. To w meczu z nimi wyglądaliśmy nie jak Islandia, ale jak Wyspy Owcze lub Malta.
Za Sousy z Hiszpanią i z Anglią wyglądaliśmy ciut lepiej, a były obawy że będzie identycznie jak z Italią i stąd zastanawiając się na czym polega popularność złotoustego Paulo wśród rodaków doszedłem do wniosku że nie krasomówstwo, a był to właśnie ten nieco bardziej ofensywny obraz gry.
Natomiast u mnie nie ma pewności, a wręcz są obawy, że Paulo Sousa wybitnym baletmistrzem nie jest i raczej nas tanga, paso doble, tarantelli nie nauczy i choć odczuwam potrzebę że musimy sobie przyswoić bardziej urozmaicone i wyrafinowane przebieranie nogami to portugalskiego nauczyciela trudno mi nieraz zrozumieć. Nie muszę, ale też i on będzie miał w marcu próbę generalną, a po niej to już tylko będzie albo, albo. Albo z niego Barysznikow, albo dupa na drewnianych nogach co tylko dużo gada.
Przy tym porzucając metafory, Albiceleste nie oczekuję że z dnia na dzień będziemy grali jak Belgia, Holandia, Francja to kwestia lat i przeorientowania systemu szkolenia, natomiast chciałbym żebyśmy wzorowali się zamiast na Grekach z 2004 to na Rosji z 2008 lub Duńczykach z 2021. Biorę również za przykład Polskę z 2016. Nie jestem doktrynerem który deprecjonuje każdego polskiego trenera.
To ja bym jednak poprosił, abyś sypnął nieco tych argumentów, do których przywiązanie z taką swadą deklarujesz. Póki co bowiem, usiłujesz rozpuścić kamień prawdy w wodzie gadulstwa. A to, jak przecież sam doskonale wiesz, nie jest najszczęśliwszy z pomysłów.
A jeszcze, tak na marginesie: skąd Ci się tutaj ten Freud zaplątał…?
@ Iocosus:
Michniewicza wolałem nie tykać. Rozumiem bowiem, iż obecnie jest to dla Was cierpki temat, a mnie ani w głowie sypanie Wam soli na rany. Dlatego zamiast do CM, nawiążę jeszcze do tych Francuzów. Oraz wszystkich innych zwycięzców wielkich imprez, jakich w ogóle kojarzę. Zwłaszcza takich z ostatnich dwóch dekad. W zasadzie wszyscy oni potrafili bronić. Bear Bryant się kłania. Nie wiem co facet myślał o soccerze, ale jego maksyma o ataku sprzedającym bilety i obronie zdobywającej mistrzostwa pasuje jak ulał do międzynarodowej piłki nożnej XXI wieku. Rozmawialiśmy już o tym wielokrotnie: futbol reprezentacyjny jest od lat skutecznie marginalizowany. Selekcjonerzy dostają swych podopiecznych na ledwie parodniowe zgrupowania. Zaawansowanych schematów ofensywnych w tak krótkim czasie wypracować się zwyczajnie nie da. Zostaje zatem proste, nawet jeśli mało efektowne, podejście w typie „chrońmy własny tyłek, a z przodu zawsze coś tam wleci”.
Natomiast nasze środowisko piłkarskie wciąż żyje wg własnej, popapranej mitologii. Jedną z jej wiodących postaci jest zagraniczny Dumbledore, który przyjdzie, wyciągnie magiczną różdżkę zza pazuchy (oby tylko nie z portek…), wyskanduje zaklęcie i szast-prast! W błysku gromu i obłoku dymu przykładowy Tymek Puchacz zamieni się w Roberto Carlosa. Ambicje ambicjami, o nich jeszcze zaraz, jednak jak na moje, pierwszym krokiem ku poprawie stanu obecnego powinna być rezygnacja z tych tragikomicznych zabobonów oraz kategoryczny zakaz zajmowania się filozofią przez selekcjonera. Nie, chłopie. Ty nie masz objaśniać nam świata, fruwać wśród metafizycznych obłoków ani roztaczać wizji, koncepcji i innych fantasmagorii. Ty masz zebrać tych nastu-dwudziestu paru typa uprawnionych do gry w reprezentacji Polski, którzy jako-tako umieją szurać gałę i tak ich poustawiać, by robili jak największy użytek ze swych mocno ograniczonych możliwości. Poniał? No to git, do roboty!
Sousa tymczasem, pomijając już racjonalnie niewytłumaczalną nieobecność Lewandowskiego i Zielińskiego, wystawił na mecz z Węgrami zespół złożony z pięciu nominalnych obrońców, trzech środkowych pomocników (wszyscy bez oczywistych inklinacji ofensywnych) oraz dwóch napastników (jeden klocowaty, drugi sprytny). „Oho!”, można by pomyśleć, „nareszcie facet zaczął myśleć tą właściwą głową!”. Bo przecież ten skład aż krzyczał do Madziarów: „Ej, chłopaki! Weźcie sobie tę piłkę. Nie, serio. Weźcie i grajcie co tam chcecie. To wam, nawiasem mówiąc, pasowałoby godnie pożegnać się z rozgrywkami. Nas bezbramkowy remisik wcale przyzwoicie urządza. A jeśli jeszcze uda się was dziabnąć z kontry, będziemy całkiem usatysfakcjonowani”. Ale nie. Sousa kazał grać piłką ekipie, która nie miała do tego absolutnie żadnych predyspozycji. Wyszło jak wyszło. Ot, kolejny przykład aktywności typa, który wygląda jak z żurnala, wysławia się jak profesor-wizjoner, a działa tak, jakby co dzień na śniadanie wciągał grzybki-halucynki. Bo przecież ład i skład są przereklamowane.
Co zaś się tyczy ambicji, jasne że dobrze je mieć. I pewnie, z absolutnie, jak mniemam, oczywistych powodów powinniśmy umieć zagrać cokolwiek poza murowańcem. Nie ma tu kompletnie żadnego sporu między nami. Tyle tylko, że aby takie ambicje realizować, działania pozorowane to zdecydowanie za mało. Wspomniany przez Ciebie przepis o młodzieżowcu jawi mi się jako klasyczne plucie i łapanie. Aktywność podejmowana wyłącznie po to, by móc w razie czego krzyknąć „jak to, ja nic nie robię!?”. OK., lepiej tyle, niż wcale. Być może ktoś tam gdzieś tam w jakiś tam sposób faktycznie na tym skorzysta. Niemniej, abyśmy faktycznie ruszyli wreszcie z miejsca, potrzebne są, uważam, nieporównywalnie dalej idące zmiany w całej organizacyjno-finansowej strukturze naszego futbolu.
W tzw. leśnych dziadach znacznie mniej mnie wkurwia ich przywiązanie do konterki, znacznie bardziej żałosne pierdolety o tym, że „taki mamy klimat”. A jeszcze bardziej o tym, że „łooo, paaanie! My to całymi dniami po podwórkach latalym, a tera dzieci nic nie robio, tylko sie w telefon gapio!”. A co innego, do k’nędzy, mają robić!? Podwórka zniknęły. Wyrosły na nich parkingi, centra handlowe, bloki, apartamentowce i inne wykwity patodeweloperki z „lokalami usługowymi z funkcją stałego przebywania”. Rok w rok przerażające ilości publicznego hajsu idą na pensje podstarzałych importowanych repów oraz obsługę zadłużenia powstałego przy budowie przewymiarowanych stadionów, na których owe repy prezentują swe – ekhem, ekhem – umiejętności. Ku „uciesze” publiki, zwykle w sile jakichś piętnastu procent pojemności. Tymczasem dostępność obiektów sportowych dla smarkaterii jest żadna. Żad-na. Mamy 2021. rok, a wciąż w wielu podstawówkach po trzy klasy na raz muszą się wciskać do mini-salki gimnastycznej. Albo wykręcać sobie kostki i kolana na podziurawionym pseudoboisku. A jeśli już powstanie jakiś obiekt, zwykle po lekcjach nie służy on treningom szkolnych klubów sportowych, tylko ludziom 35+, którzy zawodowymi sportowcami już nie zostaną, za to po robocie chcieliby sobie poharatać w gałę albo przyjść na jakieś pilates.
Dopóki to się nie zmieni, dopóki publiczna kasa szła będzie na pseudoprofeskę, nie na fizyczny rozwój młodzieży, dopóki na treningi w (komercyjnych!) akademiach przychodzić będą grubawe beztalencia (ale za to dowiezione SUVem przez mamę, skłonną zapłacić trenerowi na boku, żeby Mati dostał choć parę minut w następnym meczu), dopóty możemy sobie, Iocosusie, popitolić. Możemy się spierać, czy młodzieżowiec, czy może jednak wychowanek. Czy limity powinny dotyczyć jedenastki aktualnie na boisku, czy też raczej całej kadry danego klubu. Czy nie należałoby aby wprowadzić – wzorem holenderskim – dolnego salary cap dla obcokrajowców. Ale właśnie: obcokrajowców, czy nie-Unitów? Czy to, czy tamto, czy siamto. Bla, bla, bla. Tyle naszego.