- Zbyszek
O tym,że to czego nie ma w telewizji i internecie - nie istnieje.
Truizmem jest stwierdzenie oczywistego faktu ,że tak od 50 lat telewizja, a od 15 lat także internet zawładnęły naszymi umysłami i kształtują nasz ogląd świata. Ten proces odbył się kosztem ograniczenia znaczenia i zasięgu prasy drukowanej . To te media stały się nie tylko transmiterem wydarzeń sportowych,ale również w ogromnym stopniu gigantycznym wehikułem marketingowej promocji. Kluby, drużyny, zawodnicy są dziś beneficjantami ogromnych budżetów reklamowych ,a wpływy z transmisji podstawą bytu wielu klubów. Ale ,aby ten przekaz trafiał do widzów to musi zostać zmanipulowany , tak żeby był "przyswajalny" przez masową widownię. Jako pierwszy na pomysł wmówienia konsumentom co mają lubić wpadł w 1881 roku Henry P.Cromwell z Ravenny w stanie Ohio, który kupił zbankrutowany młyn , ponieważ pobliskie ziemie rodziły tylko owies i nic innego. I ten Cromwell zaczął przy pomocy reklamy przekonywać ludzi ,żeby spożywali owies, a więc zboże dotychczas przeznaczone do żywienia koni. Najpierw wymyślił symbol reklamowanego produktu , a była nim twarz Kwakra , bowiem kwakrzy cieszyli się zasłużoną opinią ludzi uczciwych, żyjących skromnie ,ale godnie , Następnie sprawił drukowane ulotki, anonse, plakaty, które podkreślały odżywczą wartość płatków owsianych hasłami w rodzaju : "Najważniejsze w życiu jest zdrowie" czy "Narody jedzące owsiankę są silniejsze",. Wprowadził także podarunki, kupony zniżkowe , a także posługiwał się pochwalnymi opiniami znanych postaci, A co najważniejsze dostrzegł kapitalne znaczenie opakowań . Nie wiem jak Państwo, ale te mechanizmy połączone z kampanią oczerniąjącą sędziów piłkarskich jako żywo zostały wykorzystane do wprowadzenia do sędziowania szmelcu i złomu prześmiewczo nazwanego VARem.
Nic więc dziwnego ,że producenci dóbr i usług od kilkudziesięciu lat wykorzystują sport,w tym futbol do dotarcia do miliardów odbiorców. Tak naprawdę rolę telewizji jako emitera dostrzeżono z początkiem lat 70-tych ,a w latach 90-tych nastąpił raptowny jej rozwój tak pod względem dostępności, jak i technologii.Bogactwo programów rozrywkowych oferowanych przez przemysł telewizyjny sprawiło,że widownia wydarzeń sportowych - ograniczająca się wcześniej w dużym stopniu do zagorzałych kibiców z uwagi na konieczność posiadania wiedzy niezbędnej do czerpania satysfakcji ze śledzenia widowisk - musiała zostać poszerzona. Przed blisko 90 latami Bertold Brecht marzył o dniu ,w którym uczestnicy procesu politycznego będą działać z równą świadomością tematu i ekspercką wiedzą co widzowie obserwujący mecze piłkarskie czy walki bokserskie. W rzeczywistości zaszedł proces odwrotny : sposób uczestnictwa w sportowych spektaklach zbliżył się do formy naszego zaangażowania politycznego - z jednej strony niezwykle intensywnego i powszechnego,ale z drugiej biernego i pozbawionego oparcia w realu. Łatwo dostępna i angażująca wyłącznie emocjonalnie narracja skrojona pod gusta mało wybrednej ,ale szerokiej rzeszy odbiorców odrzuca kulturowe wartości i aspekty sportu. Być może to jest przyczyną braku zainteresowania intelektualistów wartością futbolu i jego krytyczną oceną.Futbol - obok aut,alkoholu i kobiet - stał się jednym z kanonów męskich pogaduszek , w których każdy uczestnik pretenduje do posiadania eksperckiej wiedzy , szczególnej także ze względu na wyjątkowe doświadczenia , podczas gdy , prawie wszyscy, powtarzają te same banalne kalki , te same trywialne klisze zaczerpnięte z mediów.A nawet jak pojawił się program w miarę fachowy jak "4-4-2" to został zdjęty z anteny. Powyżej opisany proces zredukował rolę prasy z informacyjnej, opiniotwórczej i edukacyjnej - do roli tabloidów.Lecz także zdegradował do roli marginesu jedne kluby ,a wyniósł do roli potentatów inne. Tym samym to co nazywamy tradycją utraciło swą poznawczą wartość, bowiem współcześnie tradycja w piłce nożnej ma nikłe zakorzenienie w historii ,ale w zaistnieniu w świadomości wyłącznie poprzez ekran telewizora . Takim fenomenem i tworem medialnym stał się Widzew o którym do 1975 roku nikt nie słyszał,a kiedy wszedł do I ligi z sukcesami w kraju i w rozgrywkach europejskich stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych naszych klubów, a mecze Legii z Widzewem do największy klasyk rozgrywek. Taki nuworysz jak Widzew zepchnął w cień tak onegdaj wielkie firmy jak Górnik Zabrze,ŁKS, Cracovia., Wisła Kraków, Polonia czy Ruch Chorzów.
O tym,że obecny Widzew to kategoria afektywna.
Jest faktem realnym i niepodważalnym, ,że gdyby spotkania Legii z Widzewem rozgrywano na Stadionie Narodowym to byłby zapełniony po brzegi,a i tak tysiące kibiców musiałoby obejść się smakiem, co też zauważył znakomicie komentujący wczorajsze spotkanie Grzegorz Mielcarski ( moje wielkie uznanie) . W sumie nie ma znaczenia data powstania Widzewa, czy jest to 1923 rok kiedy to Robotnicze Towarzystwo Sportowe Widzew wydzieliło się z powstałego w 1910 roku Towarzystwa Miłośników rozwoju Fizycznego, czy ta ostania data, bowiem po II wojnie światowej poza epizodem z 1948 Widzew aż do 1975 roku tułał się pomiędzy A Klasą, a II ligą.Dopiero w 1969 roku nastąpił przełom, który związany był z trzema nazwiskami: Ludwika Sobolewskiego, Stefana Wrońskiego oraz trenera Leszka Jezierskiego. Za twórcę ówczesnej potęgi Widzewa słusznie uchodzi Ludwik Sobolewski, mimo,że prezesem klubu został dopiero w 1977 roku i był nim do 1987 roku. W każdym razie to w powszechnej opinii symbol Widzewa i to jemu Widzew "zawdzięcza" ksywkę " Żydzew' , bowiem Sobolewski w okresie okupacji hitlerowskiej zmienił nazwisko z Lutka Rozenbauma. Pewnikiem także dlatego ,że przez kilka lat gracze Widzewa nosili jego podobiznę na koszulkach. Przez długi okres w niektórych gazetach nadawano przezywaniu Widzewa Żydzewem znamiona antysemityzmu. Otóż tego typu wyzwiska mają niewiele wspólnego z antysemityzmem , który jest światopoglądem rasistowskim mającym na celu prześladowanie i dyskryminację Żydów jako grupy społecznej oraz ideologię uzasadniającą takie działanie. Można by przypisać kibicom Legii cechy antysemickie , gdyby masowo odmówili udziału w widowisku, ale tak masowy udział to raczej przejaw filosemityzmu, a przyśpiewki świadczą o żywotności hasła,że "Kto się czubi, ten się lubi"
. U nas w ogóle usiłuje się deprecjonować nieszkodliwe hasełka nazywając je, a to faszystowskimi, a to antysemickimi, a to komuchowatymi ,a to rasistowskimi - co sprawia,że prawdziwy rasizm, antysemityzm czy faszyzm kwitną wśród pustych sloganów i nie są zwalczane.
Drugą ikoną Widzewa był Stefan Wroński , wieloletni kierownik drużyny , który ściągnął do Widzewa niechcianego w ŁKS trenera Leszka Jezierskiego, a wraz z nim grzejących w tamtym klubie ławę takich zawodników jak: Tadeusz Gapiński, Andrzej Grębosz, Zdzisław Kostrzewiński, Zdzisław Chodakowski i Andrzej Pyrdoł. Tę rolę wcześniej w Legii znakomicie pełnili bracia Ordonowie. O Widzewie dobrą książkę pt. 'Wielki Widzew" popełnił Marek Wawrzynkowski. Trzecim idolem był znakomity trener Leszek Jezierski ksywka "Napoleon". To on był ojcem awansu Widzewa i rozwoju wielu nieznanych zawodników. Jako pierwszy pracując jako trener II zespołu ŁKS poznał się na wielkim talencie Kazia Deyny, ale na złość jemu władze klubu oddały "Kakę " do Legii. W 1989 roku powinien zostać trenerem reprezentacji ,ale Strejlau przekonał zarząd PZPN ,że jest lepszym kandydatem jako abstynent.Już w erze powszechności telewizji Widzew zdobył sympatię masowej widowni eliminując z rozgrywek europejskich jako pierwszy takie zespoły angielskie jak : Manchester City , Manchester United i Liverpool. W 1983 roku eliminując Hibernians, Rapid Wiedeń i Liverpool dotarł do półfinału Klubowego Pucharu Europy ulegając dopiero Juventusowi Turyn, w którym już grał Zbigniew Boniek, wcześniej gwiazda Widzewa. Cechą charakterystyczna ówczesnego Widzewa były bardzo udane transfery , sprowadzanie zawodników nieznanych i robienie z nich gwiazd ,że wymienię tylko Zbyszka Bońka ( pozdrawiam) , Młynarczyka czy Smolarka. Widzew w czasach PRL powszechnie uznawany był za pierwszy polski jednosekcyjny klub prawdziwie zawodowy.
Przyznam ,że o latach 90-tych w naszej piłce najchętniej bym zapomniał, a w każdym razie reaguję na nie alergicznie. Dlatego tylko odnotuję,że w latach 1997-1998 Łódzki Widzew ... zdobył Mistrzostwo kupując od Legii mecze decydujące o Tytułach. Szczególnie spotkanie z 1997 roku było pokazem arogancji, buty, bezkarności i bezczelności , co wszyscy wiedzą poza telewizjami,ale to ich przekaz o sensacji się liczy . Nadto nie pojmuję tej obecnej ekscytacji , bo przecież młoda i średnia generacja tych opisanych zdarzeń nie przeżywała,ale rozumiem i podzielam opinie ,że tamte porażki to skaza na honorze , którą należy zmyć zwycięstwami nad Widzewiakami i stąd moje rozczarowanie remisem we wczorajszym meczu.
O tym,że złość niweczy odporność na stres.
Stare przysłowie głosi ,że "Złość piękności szkodzi" i dlatego
ta nadwymiarowa afektywność towarzysząca meczom Legii z Widzewem powinna pobudzać do badań socjologów i psychologów.Przy czym ta ekscytacja odbywa się wyłącznie w warstwie kibicowskiej i medialnej , bowiem trenerzy i zawodnicy obu drużyn niejako obiektywnie powinni być na te rozbuchane emocje odporni. Przecież,ani w tamtych historycznych wydarzeniach nie uczestniczyli ,ani ich nie pamiętają. Jednak jest "coś" co "wisi w powietrzu" , jakieś fluidy czy "cóś', co sprawia ,że uczestnikom pojedynku udziela się fascynacja udziału w czymś niepospolitym. Jedną z tych cech jest złość wywołana także buńczuczną wypowiedzią trenera Widzewa ,że przyjeżdża do Warszawy po zwycięstwo. To ma wywoływać "sportową złość' czego jako zjawiska pozytywnego nauka nie podziela.Złość bowiem definiowana jest jako niekontrolowana emocja o zabarwieniu agresywnym . Pojawia się ona w sytuacjach frustrujących, gdy jednostka nie jest w stanie nad nimi zapanować. Generalnie jako zachowanie agresywne, także werbalnie jest oznaką słabości , nie siły. Człowiek potrafi uczyć się zapanować nad negatywnymi przejawami i skutkami złości. Uważa się ,że złość jest efektem nierównowagi endokrynologicznej ( gdy gruczoły tarczycy lub nadnercza są nadaktywne),albo wskutek niewydolności ośrodkowego układu nerwowego.Jak by nie patrzeć to we wczorajszym meczu złości było tyle co kot napłakał. Trudno było również dostrzec u zawodników obu drużyn oznaki stresu jako naturalnej reakcji obronnej organizmu na czynniki zagrażające jego funkcjonowaniu. Albo więc zawodnicy nabyli odporności na stres wywołany emocjami ,albo pojedynek nie wywołał u nich nadmiernego pobudzenia organizmów do działania . A to oznacza ,że emocje były w granicach normy. Chyba większe były udziałem kibiców obu drużyn
. Do tego stopnia ,że po meczu Policja miała pełne ręce roboty ,a Izby Zatrzymać pękały w szwach od nadmiaru chuliganów..
O tym,że " Boh trojcu ljubit'
., jak głosi stare ukraińskie porzekadło.
Ustawienie z trójką obrońców oraz pięcioma pomocnikami i dwoma napastnikami nie jest specjalną nowością , bo przypomnijmy,że już w 1986 roku w takim systemie grający zespół Argentyny wygrał Mistrzostwa Świata.W Polsce jako pierwszy wykorzystując ten system sukces w postaci Tytułu w 2002 roku z Legią odniósł trener Dragomir Okuka. Odbyło się to w okresie kiedy na naszych boiskach królowało 4-4-2, zastąpione na tronie przez 4-2-3-1. System"trójkowy' swój renesans zawdzięcza Markowi Papszunowi. Dla wielu sukcesy trenera wcześniej nieznanego miały swe źródło nie w gruntownym wykształceniu, wypracowanym warsztacie na boiskach niższych klas ,ale w systemie. I zaczęto mniej lub bardziej udolnie stosować ten wynalazek jako panaceum na wszelkie bolączki.Co bardziej cwani jak np. trener Widzewa po prostu dokładnie skopiowali rozwiązania taktyczne i w organizacji gry Rakowa - stając się jej gorszą kopią. Jednocześnie dokonywane porównania z wcześniejszymi okresami gry w systemie "trójkowym " są złudne i pozorne. Obecnie gra w tym ustawieniu jest znacznie efektywniejsza ,a to z uwagi na znaczący wzrost wydolności i mocy zawodników , którzy są w stanie jak np. wahadłowi wykonywać większą pracę.
Zaletami systemu 3-4-3 z odmianami 3-4(2+2)- 2-1 ew. 3-4(2+2) -1-2 są spore i sprowadzają się głównie do tego,że :
- z trzech środkowych obrońców dwaj tzw. półboczni mogą angażować się w budowanie akcji od tyłu. To oni najczęściej rozpoczynają przenoszenie piłki spod swojej bramki na połowę rywali. I nie są to podania długie ,ale średnie oraz krótkie przenoszące ciężar kontynuowania akcji na wahadłowych i pomocników,
- szerokie ustawienie tzw. wahadłowych, często wsparte bocznymi pomocnikami sprawia ,że zespół przeciwnika musi rozciągnąć się poprzecznie i tym samym osłabić centrum tworząc luki w środkowej strefie co umożliwia atakowanie tym rejonem boiska,
- trzech piłkarzy atakujących w końcowej jej fazie schodząc do środka w rejonie pola karnego zmusza czterech obrońców rywali do obrony blokowej co otwiera oba skrzydła równocześnie,
- środkowi pomocnicy wykazując dużą ruchliwość i wymienialność pozycji w pionie i poziomie są w stanie dezorganizować funkcjonowanie obrony rywali opartej na strefie, nie obawiając ie o zabezpieczenie tyłów,
- zespół jest w stanie utrzymywać się przy piłce poprzez wymianę podań w każdej strefie boiska zapewniając sobie przewagę liczebną lub pozycyjną,
- w defensywie w naturalny sposób bierze udział pięciu graczy ustawionych w jednej linii lub schodkowo,
- wysokie ustawienie w fazie atakowania ( 3+2) oraz wsparcie przez dwóch wahadłowych stwarza warunki do przerywania akcji rywali z dala od własnej bramki,
- łatwiejsze jest wznawianie gry przez bramkarza , gdyż ma on przed sobą większą liczbę graczy do których może zaadresować piłkę,
- łatwiejsza i skuteczniejsza jest obrona przeciwko stałym fragmentom gry , zwłaszcza rzutom rożnym , gdyż w rejonie pola bramkowego jest trzech ,a nie dwóch środkowych obrońców,
- wahadłowi, o ile są w stanie wydolnościowo podołać, mogą zapewnić przewagę liczebną w każdej strefie i w każdej formacji wzmacniając obronę, pomoc lub atak.
Podstawowymi wadami omawianego systemu jest nierównomierne rozłożenie akcentów i zadań oraz ogromne zróżnicowanie w wydatkowaniu energii przez zawodników. Generalnym dążeniem w futbolu jest osiągniecie tego co przed ponad 50 laty przedwcześnie nazwano futbolem totalnym , a co miało polegać na tym ,że każdy zawodnik jest w równym stopniu zaangażowany w działania destrukcyjne, konstrukcyjne oraz egzekucyjne. Mówiąc najprościej kiedy np. nominalny obrońca znajdzie się w środku pola ma działać jak pomocnik, a kiedy pod bramką rywali ma funkcjonować jak napastnik i tak samo w działaniach ofensywnych ( kiedy drużyna ma piłkę) jak i defensywnych( kiedy piłkę ma przeciwnik). Tym samym w futbolu totalnym nie istnieje to co nazywa się np. odbudowywaniem ustawienia po stracie piłki.W systemie umownie nazwanym 3-4-3 tzw. wahadłowi oraz półboczni obrońcy są obarczeni zadaniami w znacznie większym stopniu, niż pozostali zawodnicy.
To co jest zaletą w obronie staje się wadą w fazie przejściowej. Ponieważ gra przez półbocznych i wahadłowych zakłada absorbowanie obrony rywali przez poziome rozciąganie jego szyków, to kiedy zespół ma przejść do obrony po stracie piłki to wyłączona jest faza przejścia do asekuracji lub/i "aktywnej strefy". Nadto drużyna tak grająca narażona jest na utratę kontroli nad wydarzeniami po stracie piłki w środku pola , gdyż kontrujący rywale mogą mieć przed sobą tylko dwójkę obrońców.
Wadą wynikającą z ogromnie zróżnicowanej funkcjonalności jest niemożność pokrycia i objęcia kontrolą całej powierzchni boiska. Niejako z natury rzeczy wahadłowi operują w bocznych sektorach pomiędzy liniami własnego pola karnego, a linią pola karnego rywali i tym samym rejon pomiędzy bocznymi liniami pola karnego, a liniami boczną i końcową boiska w zasadzie znajduje się poza strefą aktywnych działań ,co zmniejsza skuteczność ataku oraz naraża na niebezpieczeństwo przy głęboko prowadzonych bokami atakach przeciwnika.
System "trójkowy" jest znacznie bardziej wymagający ,jeżeli idzie o jakość i przygotowanie fizyczne zawodników, ponieważ do prawidłowego wykonania zadań potrzebni są gracze o określonym profilu i charakterystyce.
O tym,że ustawienia Legii i Widzewa były na papierze takie same ,a w realu nie tożsame.
Nie wchodząc zbyt głęboko w szczegóły to naśladownictwo gry Rakowa przez Widzew poszło tak daleko ,że nawet zadania zawodników są jednakowe. W Rakowie główną postacią, która decyduje o jakości gry ofensywnej jest Ivi Lopez ,zaś w Widzewie tę funkcję pełni Bartłomiej Pawłowski. Rola pozostałych zawodników polega głównie na grze bez piłki, a więc przeszkadzaniu prowadzenia akcji ofensywnych przez rywali oraz wychodzeniu na pozycje przy prowadzeniu własnych działań ofensywnych. Z powodu takiego zorganizowania Widzew generalnie ustępuje rywalom w procencie posiadania piłki , a za to co najmniej dorównuje w ilości przebiegniętych kilometrów.
Natomiast Legia przy takim samym ustawieniu na tablicy - organizuje grę w oparciu o rozgrywającego.To Josue jest "królem " środka pola, to on decyduje o kierunkach i sposobach nacierania ,a to z kolei sprawia ,że jego otoczenie, głównie pozostali pomocnicy muszą grać wyżej, zajmować pozycje w centrum boiska.To wszystko razem powoduje,że drużyna Legii nastawiona jest na posiadanie piłki poprzez utrzymywanie się przy niej, również przy pomocy dużej liczby podań.A to z kolei naraża nasz zespół na groźne kontrataki po stracie piłki, szczególnie na własnej połowie. Nie mówiąc już o tym,że odcięcie Josuego od piłek wydatnie pogarsza skuteczność naszej gry.
O tym,że szkoda,że trenera Widzewa nie nauczyliśmy pokory.
W konwencji wiary w cudowną moc słowa mówionego pozornie nic nie kosztuje buńczuczne twierdzenie ,że przyjeżdża się do Warszawy po to ,aby ograć Legię.Takie postawienie sprawy można jakoś zrozumieć, kiedy takie słowa wypowiada trener z sukcesami,ale nie trener z 0 dorobkiem, bo to jest śmieszne pajacowanie. Jest owszem taka "szkoła" która powiada,że trzeba stawiać wysokie cele , bo tylko one mobilizują ,że to przydaje pewności siebie , że oznacza ,że trener wierzy w swoich zawodników i że wprowadza stan lękowy u rywali. Na takie myślenie nie ma żadnego dowodu , ani nie znajduje ono żadnego uzasadnienia teoretycznego . W ogóle we współczesnej piłce odchodzi się od takiego psychologizowania , bowiem futbol to gra zespołowa , a do tego świadomość i intuicję kształtuje się odpowiednio dobranym treningiem ,a nie pustym gadaniem. Ja mam w związku z takimi wypowiedziami wręcz atawistyczny odruch ,żeby takiego bezczelnego frajera skarcić ,ale nie dlatego ,żeby nie wychylał się przed szereg, ale dlatego,żeby prowincjonalny chamek nie pchał się na afisz.
Nie! Stanowczo, ten Niedzwiedź nie jest i nie będzie moim ulubieńcem
.
Pozwolę sobie co nieco rozwinąć spostrzeżenia Gawina.
Koncentrując uwagę na grze drużyny Legii można uwypuklić wady i zalety naszej gry we wczorajszym spotkaniu.
Zacznę od wad , bo to one zadecydowały o utracie 2 punktów.
1.Nawrocki uważany w mediach za talent i za kandydata do reprezentacji zderza się z weryfikacją swoich umiejętności w kolejnych meczach i nie wychodzi z tych konfrontacji "z tarczą". Widocznie trenerzy Zieliński,Vukovicz i Niedzwiedź po analizach uznali go za najsłabsze ogniwo obrony Legii i nakazują na niego prowadzić akcje,
2.Nie było najlepszym pomysłem granie przeciwko Widzewowi przez godzinę bez napastnika , bo wystawienie Muciego i Rosołka, graczy szybkich ,ale nie sprofilowanych, w gruncie rzeczy oznaczało przyjęcie warunków gry narzuconych przez rywali opartych na ruchliwości i waleczności ,a nie na jakości.
3.Nasza obrona cofała się za głęboko we własne pole karne przy atakach Widzewa kilkoma zawodnikami i nie było nikogo ( widoczny brak Slisza) kto by czyścił przedpole przed polem karnym,
4.Za łatwo nasi obrońcy ( głównie Nawrocki) dawali się ogrywać Pawłowskiemu oraz po przerwie Hansenowi,a to dlatego ,że nie było wyprzedzenia do piłki ,ani ataku natychmiast po jej przyjęciu przez rywala,
5.Muci oddał kilka strzałów z nieprzygotowanych pozycji co było przejawem egoizmu i braku odpowiedzialności. Został zmieniony za późno,
6.W II połowie graliśmy leniwie, na utrzymanie wyniku ,mimo ,że elementarna wiedza taktyczna głosi,że przy minimalnym prowadzeniu trzeba dążyć do podwyższenia wyniku. Tak było i przy 1:0 i przy 2:1.
Za to co było pozytywne w grze naszego zespołu można uznać :
1. Na chaotyczną i bezmyślną grę rywali staraliśmy się odpowiadać najskuteczniejszą metodą jaką jest gra piłką ( niech za nią biegają) oraz przerzutami piłki z jednej na drugą stronę boiska,
2. Nasz zespół poprawnie wybijał rywali z uderzenia zwalniając grę i zmuszając ich do wycofania się na własną połowę,
3. Wreszcie poprawnie zabieraliśmy się do zbierania drugich piłek nie pozwalając na przechwyt wybijanych z obrony piłek przez Widzewiaków,
4.Zauważalny jest wzrost formy Kapustki, który kilkoma akcjami przypomina ,że przed paru laty był wielką nadzieją naszej piłki,
5.Coraz pewniej na pozycji środkowego obrońcy czuje się Artur Jędrzejczyk,
6. Drużyna dobrze zareagowała na utratę bramek i próbowała wzmożonym wysiłkiem odzyskiwać prowadzenie.
Sędzia Jarosław Przybył przeprowadził dobre zawody . Co prawda w początkowej fazie spotkania zbyt pochopnie kilka strać w walce o piłkę potraktował jako faule ,ale chyba i jemu udzieliło się napięcie medialne i atmosfera na stadionie i nie chciał dopuścić do zaostrzenia gry . Mnie szczególnie zaimponował,że nie posiłkował się VARem, tylko samodzielnie i odpowiedzialnie podejmował trafne decyzje.
Nie jestem nadmiernym admiratorem karania za zaniechania, ale wczoraj czy nam się to podoba czy nie to one się zemściły. Minimalizm drużyny Legii został ukarany.
Kolejna utrata dwóch punktów to już nie pech , to już nie przypadek ,ale objaw niefrasobliwości .





This is a comment on "Legia - Widzew 2-2: Frajda z kwaśną miną"