- iocosus
Może nie budzę się zlany potem z okrzykiem: Jezus Maria, Francja z Anglią w finale, ale ten koszmar senny jednak mnie trochę męczy, a teraz zaczyna prześladować - mara może się urzeczywistnić. Na mundialu w 1990 roku zwyciężył niemiecki pragmatyzm, to był trudny czas dla piłki, defensywa triumfowała, panoszyła się według mnie najdotkliwiej za mego żywota, bardziej opłacało się grać na remis za jeden punkt, niż o wygraną za dwa. Siepacze triumfowali, faule odgwizdywano w ostateczności, „pozwalano grać”, żeby grę zabijać. W tych mrokach czasów futbolowo ciemnych, smętnych były przecież jednak przebłyski jak triumf Oranje w 1988 z magikami van Bastenem, Gullitem, Rijkaardem. To było cudowne, porywające, jak haust świeżego powietrza dla tonącego kibica w bagnie pragmatycznej konsekwencji realizującej bezwzględną doktrynę, żeby tylko gola nie stracić i tej przewodniej myśli wszystko podporządkować.
Cztery lata później w Stanach święciła triumf Brazylia, która była zaprzeczeniem Brazylii z 1982. Wirtuozów zastąpiła „żelazna konsekwencja”, której pilnował na boisku defensywny pomocnik Dunga, a z ławki trenerskiej Carlos Alberto Perreira. Uważna gra w obronie z dwójką napastników pozostawionych na desancie i to Canarinhos przyniosło triumf a dla zwolenników Tele Santany i „joga bonito” wydawało się że znikąd nadziei, ostatnia iskierka zgasła.
Ale po wiekach ciemnych nastąpił renesans, świetny, ofensywny francuski mundial w 1998 roku, w 2002 roku Brazylia czarowała magikami, wirtuozami godnymi czasów Zico, Falcao, Socratesa, Edera, a Francuzi z Zidanem i Henrym przypominali ekipę z Platinim, Giresem, Tiganą.
Grecka falanga nie zmąciła mojego dobrego nastawienia, bo hoplici na następnych turniejach dostawali baty, a batutę w futbolu przejęła hiszpańska tiki-taka, jej modyfikacje lub równie ofensywne na nią antidotum. Nawet twórcy catenaccio przestawili się na szukanie goli.
Ciemne chmury co prawda się zbierały nad reprezentacyjną europejską piłką, śladami Carlosa Alberto Perreiry podążył Fernando Santos z Portugalczykami, a Didier Deschamps zaczął preferować taktykę tak jakby w opozycji do czasów gdy asekurując Zidane’a święcił z nim triumfy, ale chyba dopiero dziś w pełni zobaczyłem, uświadomiłem sobie, że jeżeli w finale zagrają Angole z Francuzami i zrobią to na dotychczasowych warunkach, to ... „Winter is coming”!
This is a comment on "Polskie Euro'24"