- a-c10
@ Gawin:
Ty przez te umowne 35 lat nie przeżywałeś żadnych uniesień, tylko z marsową miną dokonywałeś krytycznej analizy stanu posiadania polskiej piłki w kadrach U-17?
Jak Ty mnie dobrze znasz… A poważniej: pogrzebałem w swej pamięci w poszukiwaniu tych uniesień i przyznam szczerze, że jakoś przesadnie wiele ich nie znalazłem. W latach ’90. nie było praktycznie żadnych. Owszem, trafiły się jakieś pojedyncze dobre mecze. Było „ajezusmaria!”, był Smolarek sr strzelający bramki Holendrom, był Woźniak zatrzymujący Francuzów… To się, kurna, doliczyłem: trzech remisów. No dobra, był nawet moment za Apostela, gdy mogło się wydawać, że wreszcie coś ruszy do przodu. Ten moment zakończył się wyjazdowym 1:4 ze Słowacją. Generalnie smuta i poruta. A nie, czekaj. Unieść potrafili się – i to często! – uczestnicy ogólnonarodowej polemiki pod hasłem „krajowcy vs. zagraniczni”. Ha. Haha. Muahahaha…!
Realne uniesienia były, owszem, za Engela. O dziwo, bo choć przecież Ukrainy i Norwegii nie dało się wówczas zaliczyć do tej najściślejszej kontynentalnej czołówki, to jednak kto na trzeźwo zakładał, że damy sobie radę z Szewczenką, Rebrowem, Solskjaerem, Carew i ich kolegami? No i super, tylko że po tych uniesieniach miały przyjść kolejne, już na Mistrzostwach. OK, w bajki selekcjonera o jechaniu po złoto raczej trudno było wierzyć, no ale wyjście z grupy to raczej pewnik, prawda? Prawda…? W końcu nie po to ogrywaliśmy tych Ukraińców i Norwegów, żeby teraz polec z Koreą i Stanami. Echhh… Racjonalizacja #1: koty za płoty, śliwki robaczywki, te rzeczy.
Po przerwie na tragifarsę pt. „selekcjoner Boniek” uniesienia były także za Janasa. Niby mniejsze, ale jakby… fajniejsze? W końcu, w przeciwieństwie do J.W.E., P.J. skonstruował prawdziwy zespół, niezależny od wyczynów jednego Olisadebe. Gites-majonez. Jedziemy do Niemiec. To tym razem już na pewno damy do pieca, co? OK, Niemcy w grupie są raczej nie do ruszenia, ale Ekwador i Kostaryka nie powinny nam zrobić krzywdy. Mhmmm. Racjonalizacja #2: Janas spanikował, od tej paniki zgłupiał i rozmontował zespół.
Potem jeszcze na chwilę oszukał mnie Beenhakker. No bo przecież nie mieliśmy szans awansować na Euro z grupy z Portugalią, Belgią i Serbią. No panie, gdzie do UJa. A jak jeszcze na dzień dobry zebraliśmy w palnik od Finów… Ale jednak. Do dziś pamiętam, że 90minut zatytułowało relację z domowego meczu z CR7 i s-ką „Zaj-EBI-ście”. Szał ciał, era Beenhakkera, boski Leoncio wyskakujący z każdej lodówki. Tyle tylko, że tym razem już na dobre pół roku przed turniejem można było się wyzbyć jakichkolwiek nadziei. Skład finałowej grupy dość skutecznie je odbierał. Co gorsza, feel good factor towarzyszący importowanemu selekcjonerowi gdzieś się ulotnił, błyskawicznie zastąpiony przez poczucie irytacji i zniecierpliwienia. Koniec końców nie było nawet czego racjonalizować, a nad drugą częścią kadencji L.B. można spuścić zasłonę litościwego milczenia.
Racjonalizacja #3? Domowe Euro położyli piłkarze, nie selekcjoner. Podobnie el. MŚ’14. Jasne. I co z tego?
Co do drużyny z 2016, gdyby ona była „nieprawdopodobnym ewenementem pod względem jakości i talentu”, to puknęłaby tę Portugalię, potem Walię (pff…), a na koniec przeciętną w meczu finałowym Francję i przywiozła złoto. A pomnik trenera Nawałki (obecnie: prezydenta Nawałki) od ładnych kilku lat stałby, faken, gdzieś w okolicach SN. Nie była. Ale miała tyle jakości, że jako jedyna reprezentacja Polski za mojej czynnej pamięci do nawiązania równorzędnej walki z ekipami ze światowej czołówki potrzebowała… Zresztą, kij z tym czego potrzebowała. Jako jedyna ją nawiązywała, w związku z czym uniesienia były na poziomie, jakiego w omawianym okresie nie notowano.
Tylko co z tego, skoro – no właśnie – były? Czas przeszły nieodzowny. Bo potem to można już tylko dalej racjonalizować: #4? MŚ’18 to już był schyłek tej ekipy. #5? Sousa to jadący na nazwisku hochsztapler, który nigdy-przenigdy nie powinien był zostać dopuszczony nawet blisko naszej kadry. #6? No przecież w Katarze wyszliśmy z grupy! #7? Francja i Holandia to światowe potęgi, Austria zrobiła ostatnimi laty gigantyczny postęp, a tak w ogóle, Probierz miał mało czasu, bo sprzątał po Felipe Smętarzu.
Bla. Bla. Bla.
35 lat. Jakieś tam rzadkie momenty uniesień, dłu-uuu-uugaśne okresy smuty i marazmu. Może wreszcie czas byłby sobie uświadomić, że to nie koszyk, nie selekcjoner, nie taktyka? Że jeśli chcemy tych uniesień więcej i pewniejszych, to jednak wypadałoby po prostu produkować lepszych piłkarzy?
jak do Polski przyjeżdża koleś typu Imaz czy Lopez, który w Hiszpanii pałętał się gdzieś po rezerwach i niższych ligach, to w Ekstraklasie robi za profesora, guru oraz mistrza ceremonii w jednym
No bingo, psze pana, kapitalnie napisane, serio bardzo mi się to zdanie podoba. Popracujmy nad zmianą tego stanu rzeczy, a koszyk przyjdzie sam. Ba, cholera wie, ale może kiedyś nawet dojdziemy do momentu, w którym porażka ze Szkocją będzie wypadkiem przy pracy, a nie zwycięstwo nad nią powodem do fety
A, jeszcze to: przy takich deficytach wysuwanie roszczeń w kierunku pełnej frajdy ofensywnej gry reprezentacji jest…
… wyłącznie wypadkową gustu. Ja się nie upieram, że grając ofensywnie mamy jakieś większe szanse, niż grając defensywnie. Znaczy może i mamy, ale tyci-tyci. Chodzi mi wyłącznie o to, że z dwojga złego wolę 1:6 z Belgią od 0:2 z Argentyną.
To jest temat na odrębną dyskusję
No nie wiem. Wg mnie jest to część tej samej dyskusji. Nie żebym chciał dissować partykularnie prezesa Mioduskiego. Bo co on, jakiś gorszy od innych? Mam po prostu wrażenie, że dla całego polskiego środowiska piłkarskiego nic nie jest rocket science. Ani nawet music theory. Jak posłuchasz naszych prezesów, dyrektorów, trenerów, piłkarzy, sędziów nawet, to oni wszystko, kuźwa, ogarniają. Luzik-arbuzik, cała wiedza w małym paluszku. Szkoda tylko, że na boiskach tego za cholerę nie widać.
I wreszcie w kwestii „Kia vs. Bugatti”: wiesz co? Gdyby to było tak, że stać nas tylko na tę Kię, złego słowa bym nie powiedział. No fajne auto, Kia, naprawdę. Z punktu A (początek eliminacji) do punktu B (awans na turniej) raczej nas dowozi. Momentami nawet komfortowo. A że dalej już nie daje rady? Cóż… Tyle tylko, że my wkładamy w to tyle wysiłku, pieniędzy i w ogóle wszystkiego, że powinniśmy śmigać przynajmniej Lexusem. I to takim mocniej dopasionym.
This is a comment on "Liga Narodów 2024"