- Kategoria: Krótka Piłka
- iocosus
Lutowanie
Luty obuj buty, kto nie zdążył lub nie zdąży przed zamknięciem okna transferowego, może się ślizgać w sezonie, nawet w ciepłe dni. W Polsce inauguracja Ekstraklasy, w Europie orła lotów potęga ponownie podcięta. O tym i nie tylko, poniżej.
Perypetie Arka Milika w Neapolu zakończone, pytanie tylko czy aby nie trafił z deszczu pod rynnę? Mówiąc czy też pisząc szczerze, byłem nieco sceptyczny słysząc o potencjalnych przenosinach pana Arkadiusza do Juve lub Tottenhamu, uważam że tam by grał mało, wchodząc z ławki, a tu żeby wrócić do formy potrzeba jak najwięcej minut na murawie. Pod tym względem OM wydawał się dobrą opcją, klub w dołku potrzebował napastnika, a napastnik gry. Tylko, jak sobie pomyślę że gdyby nasi milusińscy chcieliby zdemolować LTC to największe wtopy nie byłyby takiego kretynizmu usprawiedliwieniem. Olympique na wojnie z kibicami i z własnym trenerem Andre Vilas-Boasem to zwiastuje że sielanki w Marsylii Arek raczej nie zazna. Pozostaje mu tylko skupić się na grze, presja będzie ogromna.
***
Przyznam się że w poniedziałek kilkukrotnie sprawdzałem czy jest już info z diagnozą kontuzji Bielika. W grudniu wspaniale wzbił się w powietrze, wydawało się że i pierwszy skład repry i angaż do Premier League przy ustabilizowaniu takiej formy to już będzie oczywista oczywistość! A tu taki zonk! Cholerny niefart, do sierżanta Garcii - Krychowiaka zaufanie utraciłem, podobnie jak do napalonego saneczkarza - Góralskiego, nasz orzeł z Championship wydawał się lekiem na całe zło, przynajmniej na pozycji defensywnego pomocnika, grać piłką się nie bał, bardziej by podpasował Sousie od obu wymienionych. Niestety. Ciekawe czy wśród ośmiu krajowych ligowców pod obserwacją Portugalczyka znajdzie się Taras Romanczuk? Cóż, Krycha odetchnął, oby przepracował solidnie, mocno tak jak lubi okres zimowy i powrócił przynajmniej w połowie do formy z 2016 roku. A Krystiana żal, wielki żal!
***
O Lewym wszyscy trąbią, gdyby utrzymał regularność na poziomie jednego gola w meczu, to rekord Gerda Millera z sezonu 1970/71 czyli 40 goli byłby w zasięgu. Ta pogoń Lewego to sztuczne pompowanie tematu przez media, czy też coś realnego? Przyznaję że biję się z własnymi myślami? Gdyby Lewy to osiągnął...
***
Michał Probierz w sobotę wieczorem: "Rezygnuję z funkcji pierwszego trenera i wiceprezesa Cracovii. Po prostu muszę odpocząć. Przez ostatnie 15 lat cały czas pracowałem. Jest taki moment, że sam widzę, że muszę to zrobić. ... Zawodnicy też potrzebują mimo wszystko innego impulsu. ... Jestem już na tyle doświadczonym trenerem i człowiekiem, więc wiem, kiedy należy powiedzieć stop."
Michał Probierz w poniedziałek rano: "Chciałbym przeprosić całą społeczność Cracovii za powstałe zamieszanie.... Po serii rozmów z Panem Profesorem Januszem Filipiakiem wspólnie postanowiliśmy kontynuować misję tworzenia silnego klubu”
Mhm, trener zmęczony, pewnie i wypalony, zawodnicy potrzebują nowego impulsu, a Profesor karze "stać":
"Gdy emocje już opadną
Jak po wielkiej bitwie kurz
Gdy nie można mocą żadną
Wykrzyczanych cofnąć słów
Czy w milczeniu białych haniebnych flag
Zejść z barykady
Czy podobnym być do skały
Posypując solą ból
Jak posąg pychy samotnie stać."
***
Jaka kara dla dla Cronmarkovica za załamanie nogi Piotrowi Pyrdołowi? Skoro Serb chciał się wykartkować, to w moim przekonaniu uczynił to tak skutecznie, że powinien dostać bana na cały sezon wiosenny. Innych rozwiązań nie przyjmuję, Pyrdoł rundę ma straconą.
***
"Obrońca Rakowa Częstochowa Kamil Piątkowski został zawodnikiem Red Bulla Salzburg! Oba kluby poinformowały oficjalnie o transferze, a także o wypożyczeniu powrotnym młodzieżowego reprezentanta Polski do końca sezonu.
Raków za swojego zawodnika ma otrzymać około 6 milionów euro. Piątkowski podpisał z mistrzem Austrii 5,5-letni kontrakt, do końca czerwca 2026 roku. Do drużyny Jessego Marscha młodzieżowy reprezentant Polski dołączy jednak latem, bowiem na rundę wiosenną został wypożyczony z powrotem do Rakowa". (sport.pl)
Cholera jasna, kuźwa mać, świetny transfer, doskonały wybór, nie można tego było zrobić z Michałem Karbownikiem? Ponoć Red Bull był zainteresowany legionistą, tylko Brighton wykładał od razu całą kwotę. Jeżeli tak, to sytuacja finansowa Rakowa Częstochowa jest lepsza niż Legii Warszawa warto to sobie uświadomić.
***
Czytam, że "Grosicki zarabia w WBA 40 tysięcy funtów tygodniowo".
mhm i on miałby przyjść do Legii? Opchnęliśmy Karbo na musiku, żeby teraz finansować wymagania Grosika? Nie wierzę!
***
Michał Listkiewicz: "Doigrałem się, dopadł mnie koronawirus, siedzę w domu nadrabiając zaległości w lekturze i rozsyłając apele do znajomych, by uważali, stosowali się do sanitarnych obostrzeń, nie szpanowali. (...) Razi mnie dezynwoltura trenera Michniewicza. Podobno na zgrupowaniu w Emiratach nie nosił maseczki, a kichał i prychał jak Smok Wawelski. Pracownicy i piłkarze zakazili się od szejka arabskiego? Czesławie Zacny! Ja też szydziłem z wirusa, teraz leżę i kwiczę" (sport.interia.pl)
Echa, tekstu Macieja Wąsowskiego jak widać nie milkną umiejętnie podsycane wbijanymi szpileczkami "życzliwych". Z pomówieniami niech sobie radzi trener skoro tak artykuł interpretuje, oby prawda była po jego stronie. Jest w tym jednak gorzka sprawa z innej perspektywy. Został zadany cios w plecy. Ktoś redaktorowi Wąsowskiemu o takim a nie innym zachowaniu CM doniósł, uszył mu buty lub nie, nieważne, komuś (z wewnątrz ekipy) ewidentnie zależało na zdyskredytowaniu szkoleniowca. O Michniewiczu jako trenerze można mieć różne opinie, ale wszyscy raczej są zgodni, że jemu na budowaniu pozytywnej atmosfery w prowadzonych przez siebie zespołach zależy. No więc teraz przez jakiegoś "kreta" zabiegi o wysokie morale w drużynie mogą być utrudnione. Ostentacyjne wymachiwanie rękami dla wyrażenia własnej dezaprobaty podczas meczu, pyskówki na boisku między zawodnikami, to nie są sygnały napawające optymizmem. To o co zawsze Michniewicz dbał i na czym mu zależało jest teraz poddane próbie.
A wiesz, że mnie to kompletnie nie dziwi? Od kilku lat pracuję dla korporacji i tam takie działania, to norma. Przykładowo, realizujemy jakiś projekt, po czym w momencie, gdy mamy jakieś 70% realizacji wszystko ląduje w koszu, bo zmienia się wizja. I potem czekamy 2 miesiące na decyzje nic nie robiąc, gdy przez ten czas mogliśmy spokojnie zrealizować te pozostałe 30%. A że firma przez to traci realne pieniądze? Who cares?
To jest chyba największy problem prezesa Mioduskiego, że on nie potrafi zarządzać inaczej. Jak mawiał Dziki z "Poranku Kojota": "Ale, niestety, napchałeś sobie głowę jakimiś pierdołami o żabach i teraz na siłę próbujesz zainteresować tym innych".
Polityka personalna Legii też jest żywcem zaimportowana z korpo: zatrudniamy słabo wykwalifikowanych pracowników i budujemy im kariery na zasadzie "od pucybuta do milionera". Od sprzątaczki do analityka biznesowego.
Nie do każdego wątku się odniosę.
Najpierw o casusie Milika. W nim ogniskuje się spora część problemów futbolu, który nie potrafi dostosować się do wymogów nowoczesności i który dodatkowo został zatruty szmalem. W większości dyscyplin sportowych zmiany barw klubowych są ustalane prawnie poprzez statuty, regulaminy lub są wynikiem powszechnie przyjętego zwyczaju. W piłce nożnej w regulaminie FIFA są zapisane niektóre rozwiązania, ale w praktyce nikt ich nie przestrzega i obowiązuje zasada "wolnej amerykanki", a rządy niepodzielne sprawuje szmal.. Byłoby jeszcze gorzej ,gdyby nie casusy Bosmana i Webstera. Wracając do Milika to jego manager postanowił na nim zarobić i na kilka miesięcy przed końcem kontraktu zaproponował ,albo znaczną podwyżkę w Napoli ,albo odejście do innego klubu (Atletico , Inter lub Juventus ) za góra 10 mln Euro. Na to Napoli nie wyraziło zgody na podwyżkę i stwierdziło, że kwota transferu to 35 mln Euro. I potem trwała eskalacja konfliktu, Milik kategorycznie zażądał rozwiązania umowy, klub odsunął go od gry i treningu, a potem przestał płacić, Milik z kolei zagroził sądem . W międzyczasie poważni reflektanci zostali przez Napoli wystraszeni i Milik trafił do klubu słabego, w którym na dodatek będzie się od niego oczekiwało ,że zbawi zespół. Rola nie do pozazdrosczenia.
I nie to mnie obruszyło, ale reakcja prezesa Bońka i b. wiceprezsa Romana Koseckiego. Boniek zajął stanowisko, jak by był na żołdzie Napoli, gdyż oświadczył ,że Milika nie wolno powoływać do reprezentacji. Czyli nie reprezentacja ważna ,tylko kaprawy interes Napoli. Z kolei Kosecki porównał postępowanie wobec Milika do barbarzyńskich metod jakie stosują Turcy wobec jego syna Jakuba. Dla mnie to jest obłuda, bo co on robił jako wiceprezes PZPN gdy w Polonii tworzono tzw. klub "Kokosa' a w Wiśle gnębiono Cierzniaka. I ta moralna degrengolada piłki ulega pogłębieniu, bo wszyscy robią za strusie.
Wiara w Bielika jest wielce podobna do bywszej wiary w Rafała Wolskiego. Obaj przeszli przez Legię. Obaj byli i są wielce utalentowani i obaj nie mają zdrowia do piłki. Nie wiemy czy z powodu niedotrenowania, czy z powodu słabej konstrukcji fizycznej, czy z wadliwego leczenia i rehabilitacji czy przyczyną są geny. Przypomnijmy, że Wolski mający już 29 lat rozegrał w ciągu 10 lat kariery 178 meczów, zaś młodszy .bo 23 letni Bielik w ciągu 6 lat 77 meczów. Oni więcej czasu leczą kontuzje niż grają w piłkę. Osobiście nie wierzę, aby Bielik był zdolny jeszcze do dużego grania.
Trener Probierz , jak sam twierdzi ma poważne problemy osobisto-rodzinne, a na dodatek stan zarazy na psychikę dobrze nie wpływa. Podobnie jak nałogowe czytanie tego dekadenta Schopenhauera. Dlatego ja się z niego nie śmieję , ja go nie tylko rozumiem, ale ja mu wręcz współczuję. Pod wpływem ogromnego stresu i emocji postanowił rzucić to wszystko w diabły. Pytam: kto z nas nie miał takich myśli w życiu swoim, żeby walnąć to wszystko?. Prawie wszystko oddaje piłce i drużynie, a ta nie walczy, tylko wychodzi na boisko jak na ścięcie i jest zadowolona z porażki . Każdego by szlag trafił. Po swoim oświadczeniu został pogrzebany, a tu nagle ożył.I to ludzi oburza? Oburza powrót z zaświatów?. Cenię ludzi , którzy potrafią przyznać się do błędu i przeprosić oraz się usprawiedliwić przed ludzmi. Oczywiście doświadczony życiowo Filipiak pomógł mu wyjść z zamieszania z twarzą. Dobrze, że został, bo nasza piłka bez Probierza byłaby znacznie uboższa.
Nie zgadzam się z obwinianiem Crnomarkovicza o złamanie nogi Pyrdoła. Bowiem wina zakłada umyślność działania, a tego nie podejrzewam. Samo zaś zdarzenie jest jaskrawym przejawem demoralizacji w piłce nożnej i zatraceniem resztek zasad uczciwości i etyki. Każdy kto oglądał mecz słyszał z ławki Zagłębia okrzyki, aby gracz sfaulował rywala na żółtą kartkę. I zawodnik zaatakował, ale tak nieszczęśliwie, że trafił w nogę postawną. Dlatego nie tylko jego solidnie trzeba skarcić, ale ustalić tego prowodyra i jego też ukarać ,a jak nie da się ustalić to ukarać cały klub. Tak, żeby poczuli.
Wszyscy się zachwycają Rakowem Częstochowa ,ale tak na zasadzie ,że się podoba. Natomiast Raków to ludzie, a przede wszystkim właściciel klubu Michał Świerczewski. To on dobiera współpracowników i czyni to po długich namysłach ,rozmowach, testach i opiniach psychologa. Chodzi o to ,aby ludzie mieli predyspozycje intelektualne i moralne do wspólnej pracy. Ten transfer to robota prezesa , trenera Papszuna i nowego dyrektora sportowego Pawła Tomczyka. To Papszun wydobył z Zagłębia Lubin nieprzydatnego ich zdaniem Piątkowskiego za 50 tys. Euro. Sam zawodnik nie miał parcia na odejście, dobrze się czuł w Rakowie ,więc Raków miał atuty po swojej stronie. Czy wybrano dla zawodnika korzystnie to trudno przesądzić, w każdym razie sądząc po długości kontraktu to Austriacy chcą w niego zainwestować, rozwinąć go i na nim grubo zarobić. I to nie świadczy o sile Rakowa, ale o systemowej słabości naszej piłki krajowej. Tam można , a u nas nie.
Grosicki , podobnie jak jego manager, nie są zainteresowani Legią ,ale robią stary numer ,aby znaleźć dobry, czyli dobrze płacący klub dla Grosickiego. Legia w mnóstwie podobnych przypadków była swego rodzaju wabikiem, bo jest znana i uznawana za wielki klub w Europie, który może takiego Grosickiego pozyskać. Liczą, że ktoś uwierzy, że podbierają "Groszka " Legii. A samemu Grosickiemu nie będzie tak łatwo znaleźć dobrze płacącego klubu, gdyż jego przydatność stale maleje wraz z obowiązkiem angażowania się w grę przez całe spotkanie. Grosicki nie ma wytrzymałości ,bazuje tylko na naturalnej szybkości i robi kilka zrywów w meczu, a przez resztę czasu statystuje. Tak dziś na wysokim poziomie nie da się zaistnieć w dużej piłce.
To co napisał jakiś pismak o Michniewiczu świadczy o braku jego kwalifikacji moralnych, ale też powinno zakończyć się sądzie. Są na to artykuły Kodeksu Karnego i przepisy Kodeksu Cywilnego . Mam nadzieję, że Michał Listkiewicz się nie obrazi ,że część korespondencji z nim poświęconej tej kwestii ujawnię. Michał napisał i o Michniewiczu i o Probierzu i o braku polskiego trenera w sztabie Sousy. Po starej znajomości ośmieliłem się zwrócić uwagę, żeby jednak pisząc nie zawierzał bezprzytomnie łajdakom-pismakom i że to on te bzdury i pomówienia sygnuje swoim nazwiskiem . A jest to nazwisko zacne i powszechnie szanowane. Odnośnie Michniewicza to usiłował się bronić, że Michniewicz zaprzecza insynuacjom, bo nie chcę się przyznać. Odpisałem ,że pismak postawił siebie w roli w roli co najmniej profesora nauk medycznych, który po zbadaniu pacjenta stawia trafną diagnozę. Dla kretynów każde kichnięcie to już COVID, podczas kiedy w Polsce corocznie wedle statystyk przyjęć pacjentów na grypę, przeziębienia czy zakażenia górnych dróg oddechowych choruje blisko 11 mln ludzi. Sam zaś Michniewicz był testowany przed wylotem w trakcie pobytu i po powrocie.
Nie na tym polega problem Michniewicza, ale na tym że on za dużo wie, za dużo się naczytał i poprzez używanie najnowocześniejszej techniki chce wyeliminować błędy zawodników. Oczywiście ze statystykami się nie dyskutuje, ale trzeba znaleźć złoty środek, bo wytykając błędy zabija się w graczach radość z gry. Oni nie chcą być traktowani jak roboty. To takie traktowanie powodowało, że w każdym klubie świetny trener Lenczyk był zwalniany przez zawodników, którzy mieli go dość.
Dzisiejszy sport, moim zdaniem zmierza w ślepą uliczkę w pogoni za wynikami i rekordami. Ciągle musi być więcej i szybciej. Sport nie jest odosobnioną dziedziną w tym zakresie, bo wpisuje się w trendy niemal każdej dziedziny życia. Galopujący konsumpcjonizm jest trendem dominującym. Ludzie wypruwają sobie flaki żeby MIEĆ, a przy tym zapominają, że trzeba jeszcze zostawić trochę miejsca w życiu na BYĆ.
Przed Lewandowskim nienasyceni kolekcjonerzy cudzych sukcesów, stawiają coraz to nowe wyzwania a on to dobrze wytrzymuje mentalnie (przynajmniej tak wygląda). Zastanawiam się, czy to taki rodzaj osobowości, wyzuty z emocji, czy sposób podejścia do życia, zgodny z myślą buddyjską, że droga jest ważniejsza od celu. Uważne celebrowanie drogi i czerpanie z niej satysfakcji, powoduje, że nawet nie osiągnięcie celu, nie jest tak frustrujące, a uważność w drodze bardzo często prowadzi do celu, tak więc 2 w 1.
Chyba inaczej jest z Probierzem.
Probierz sam nakręcał atmosferę, wokół siebie. Chciał wszystkich przekonać, że PMS tylko dlatego się nie sprawdza, że boryka się z obiektywnymi trudnościami, brak kasy, brak boisk, brak lotniska, brak cierpliwości itd, im dalej tym dziwniej. No i poszedł do klubu w którym ma sporo kasy (jak na polską ligę), ma boiska, ma lotnisko, no i zaufanie oraz pełnię władzy w klubie. Pracował ciężko, żeby udowodnić że się da zrobić fajny i skuteczny zespół.Zapowiadał to nieustannie, pokazywał doniczki, w których podobno rosła jego idea. Chciał pokazać, że chcieć to móc. A tu kicha.
Ciągle mówił o młodych polskich piłkarzach, a nie potrafił ich wyselekcjonować i rozwinąć.
Być może tak mu się spieszyło do sukcesu/wyniku.
Inni z mniejszym budżetem to robią. Jego zespół gra siermiężnie, czyli w myśl PMS na wynik, a wyników nie ma. W pucharach wpierdol, w lidze środek tabeli, chociaż Pogoń, Piast a nawet Raków z mniejszymi możliwościami mają lepsze wyniki.
I tu się zaczyna problem wypalenia, wpadanie w wątpliwości i poczucie przegranej po tylu kwiecistych wywodach i szumnych zapowiedziach. Nie potrafił zrobić tego co zapowiadał. Nie przebił się na trenerski Olimp, nawet nasz ligowy. Trener Hyballa, przed meczem pucharowym, wyśmiał go, że buduje zespół koszykarski, Probierz się odgryzał, ale na koniec dostał wpierdol od "jakiejś" Dunajskiej Stredy. A wcześniej w Jadze też dostawał wpierdole w pucharach. Ta jego pasja, ma w sobie coś toksycznego, może dlatego mu nie idzie?
Probierz pękł, bo jego pomysł nie działał, mimo wielu wypowiedzi w których zapewniał, że wie o co chodzi w piłce, a tu inni bez zapowiedzi robili to co on chciał. Ta jego pasja, ma w sobie coś toksycznego, może dlatego mu nie idzie? Filipiak też robi wrażenie trudnego faceta. Może powinien zaufać facetowi, który jest inny, bo Cracovia sprawia wrażenie klubu "napiętego".
Mnie się wydaje, że powinien sobie przemyśleć i sposób komunikowania się i sposób budowania zespołu, bo inaczej się z tej deprechy nie wygrzebie. Powinien się skupić na drodze, ale czy charakter mu na to pozwoli? Wielu ludzi się spaliło we własnych emocjach i niespełnionych ambicjach.
Zbyszku w których kwestiach zatem będziemy różnili się poglądami. Zdecydowanie w kwestii Cronomarkovića: "- Nie oszukujmy się: to była zbrodnia na boisku. Nie było żadnej walki o piłkę, tylko czysty atak w moje nogi. I ja to widziałem od razu. Nawet próbowałem tego uniknąć. Jakoś przeskoczyć, ale ta jego noga była na wysokości mojego kolana" - powiedział Pyrdoł w rozmowie z serwisem sport.pl.
Zakładam, że Serb nie chciał Piotrowi Pyrdołowi złamać nogi, natomiast moim zdaniem świadomie i z premedytacją chciał sfaulować zawodnika drużyny przeciwnej w ten sposób żeby sędzia oprócz odgwizdania przewinienia ukarał go jeszcze żółtą kartką. Jeżeli tak, to wejście w nogi na żółtko musiało być na tyle ryzykownie niebezpieczne, żeby sędzia nie miał wątpliwości odnośnie wyciągnięcia kartonika. I tak się stało Serb dopuścił się faulu na żółtko bagatelizując że taka interwencja niesie ze sobą ryzyko utraty zdrowia faulowanego. Otóż nie chcę w piłce takich piłkarzy, którzy żeby się wykartkować, wyczyścić kartotekę, będą dopuszczali się ostrych faulów grożących długotrwałymi kontuzjami.
To był świadomy faul niosący ryzyko złamania nogi i co z tego że Cronomarković w swojej głowie nie wziął tego pod uwagę. To tak jak kierowca w pośpiechu prujący na randkę z super laską i świadomie łamiący przepisy drogowe i powodujący wypadek z określonymi skutkami. Nie chciał spowodować wypadku, ale przekraczał przepisy świadomie ignorując ryzyko. Nie chcę na ulicach bezmyślnych piratów drogowych, a na boiskach świadomych "rzeźników" szafujących zdrowiem swoich rywali.
Nie jestem świętoszkiem, gdyby Cronomarković popełnił faul taktyczny, złapał za koszulkę, lub niesportowo się zachował, np. nawtykał dosadnie sędziemu i za to dostał kartkę, to tylko wzruszyłbym ramionami.
Odnośnie jeszcze klubu, a w zasadzie dwóch zainteresowanych klubów to taki cytat: "Miedziowi nie czekają na werdykt Komisji Ligi z założonymi rękami. Zaproponowali Wiśle pomoc w sfinansowaniu leczenia piłkarza. – Prezes Zagłębia zachował się naprawdę w porządku, pełen profesjonalizm, w związku z nie mamy pretensji do samego klubu, kontakty między nami wciąż są bardzo dobre – mówi prezes Wisły Płock, Tomasz Marzec." (onet.pl)
W kwestii Michała Probierza również zakładam że to była decyzja pod wpływem emocji i stresu i o ile byłbym wyrozumiały wobec "wypalonego" trenera, który samokrytycznie dochodzi do wniosku że nie jest już w stanie pozytywnie oddziaływać na drużynę, to trochę inaczej rzecz się ma z Wiceprezesem Zarządu Cracovii bo przecież i taką funkcję pan Michał pełnił i pełni nadal. Jest jednym z trzech głównodowodzących klubu oprócz prezesa Profesora Filipiaka i drugiego vice czyli szarej eminencji Tabisza. O ile trenera "można" przesunąć, usunąć z dnia na dzień, normalka wszak w Ekstraklasie, to od człowieka któremu się zawierzyło i powierzyło realizację projektu pod nazwą Cracovia można wymagać żeby impulsywnej decyzji pod wpływem przegranego meczu nie podejmował. Owszem trener mógł zawieść i złożyć dymisję, ale Wiceprezes Zarządu Michał Probierz przecież przedstawił jakąś wizję rozwoju klubu zapewne kilkuletnią, miał jakiś pomysł jak klub ma funkcjonować, jak go poukładać, żeby odnosić sukcesy i takiemu projektowi zawierzył Janusz Filipiak, który postawił nie tylko na trenera ale i na człowieka z sportowym know-how na funkcjonowanie i przede wszystkim rozwój klubu.
Jak wielką rolę Michał Probierz sobie przypisywał świadczyły telefony do Profesora w trakcie jego udziału w Lidze Plus Ekstra. Przecież to się ocierało o groteskę, gdy Probierz telefonicznie instruował Filipiaka co ma mówić na wizji. A teraz po jednym meczu w 2021 roku taki "architekt piłkarskiej Cracovii" ma rejterować bo przez 15 lat miał tylko trzy miesiące urlopu?
cdn.
CTP tylko dopiszę że zgadzam się ze Zbyszkiem w punkcie: "Grosicki nie ma wytrzymałości, bazuje tylko na naturalnej szybkości i robi kilka zrywów w meczu, a przez resztę czasu statystuje". Nie jestem pewien czy on faktycznie Legii jest niezbędny.
XXX: "Zastanawiam się, czy to taki rodzaj osobowości, wyzuty z emocji, czy sposób podejścia do życia, zgodny z myślą buddyjską, że droga jest ważniejsza od celu." - mhm, protestanci by powiedzieli że realizuje ich etos pracowitości , ale przyznaję myśl inspirująca.
Pojęcia dosyć zbliżone, ale według mnie różnią się tym, że pracowitość ma spowodować osiągnięcie celu i jest temu podporządkowana, a coś co można nazwać "uważnością" celebruje samą drogę, czyli jest nakierowane na samodoskonalenie się, bez wyznaczania konkretnego celu, bo przecież nikt nie wie co jest w stanie osiągnąć. Niby to samo, ale jakże odmienny stan umysłu i emocji w "drodze" i o ile mniej frustracji.
Jeśli chodzi o Probierza, to nie sądzę, żeby mógł zrezygnować z funkcji trenera a pozostać jako prezes, żeby realizować cel, bo cel i metody były te same i jeśli zwątpił w nie jako trener, to przecież jako prezes jest tą samą osobą i nie ma innego pomysłu.
Może reset, przemyślenie spraw mogą dać szansę na korektę. Ale na to potrzeba czasu, żeby kurz opadł, być może nowe miejsce? Wypalenie działa w ten sposób, że traci się poczucie sensu, poczucie racji a co za tym idzie motywację, to jak w takiej sytuacji być liderem?
Myślę, że Filipiak był po prostu nie przygotowany na taką sytuację i nie mógł zostać z niczym, więc wymógł na Probierzu żeby się nie "katapultował", tylko znalazł jakieś lądowisko dla zmiany załogi. Ja takich ludzi jak Probierz się wystrzegam, bo to taka osobowość border line, nigdy nie wiadomo w jaką skrajność wpadnie i można zostać zaskoczonym w niespodziewanym momencie.
"W wywiadzie dla Przeglądu Sportowego po przejściu do Erzurumsporu mówił, że kibice Legii utrudniali mu transfer do Turcji, pisząc, że ma dalej problemy z sercem. Jego nowy klub się zaniepokoił, wysłał nawet zapytanie do Warszawy w tej sprawie, ale jak widać, chyba jednak wszystko z Litwinem jest okej. Z marszu został nie tylko pierwszoplanową postacią BB, ale wyróżnia się nawet w skali całej ligi. Pojawiają się głosy, że wyrasta powoli na gwiazdę Super Lig."
Cytuję to, nie dlatego żeby wynosić Novikovasa, ale żeby podsunąć lustro ludziom, którzy bardzo często się zapędzają w ocenach. Wiele ocen i komentarzy napawa mnie wstrętem, bo są tak małostkowe i obrzydliwe, jak ta chęć zaszkodzenia człowiekowi, którego sami nie chcieli w klubie.
"pracowitość ma spowodować osiągnięcie celu i jest temu podporządkowana, a coś co można nazwać "uważnością" celebruje samą drogę, czyli jest nakierowane na samodoskonalenie się" - oczywiście mogę się mylić i jest to tylko mój domysł ale zakładam że Lewemu właśnie bliżej do europejskiej lub angloamerykańskiej pracowitości i że nie podąża inną "drogą" choćby była diamentową lub jej pokrewną. Hipotetycznie zakładam że gdyby przed ostatnią kolejką Bundesligi RL9 miał 39 bramek na koncie, to w ostatnim meczu nie szukałby lepiej ustawionych kolegów przed bramką rywala, a skupił się na pokonaniu bramkarza w każdej możliwej nadarzającej się sytuacji. Napędzające ambitne "ego" nie pozwoliłoby mu na coś innego. Może się mylę.
Każdy z nas się myli, ale przecież pitolenie jest po to, żeby gimnastykować umysł i zadawać sobie pytania, które pozwolą nam szerzej spojrzeć na sprawy. Nawet w aspekcie pitolenia, sprawa jak się to robi jest istotna dla efektów. Można mieć cel postawienia na swoim i udowodnienia że "moja prawda jest mojsza" i wtedy stosuje się środki, które mają nas tam teoretycznie zaprowadzić, ale wtedy wybiera się tylko te fakty, które pasują do osiągnięcia celu, pomijając/lekceważąc te, które przeczą naszym tezą. Można więc pozornie dotrzeć do celu, ale odkryć, że jest tam pusto, bo drogowskazy (fakty, informacje) którymi się kierowaliśmy, były dobierane pod tezę, a teza była fałszywa.
A można się skupić na wewnętrznej logice swoich wywodów i analizować ich spójność z rzeczywistością, czyli nacisk położyć na "uważność". Jest to trudniejsza droga, bo nie daje jednoznacznych odpowiedzi, ani nawet nie wiemy dokąd nas zaprowadzi, ale z całą pewnością wylądujemy bliżej prawdy, niż gnąc rzeczywistość.
Piszesz.
" Hipotetycznie zakładam że gdyby przed ostatnią kolejką Bundesligi RL9 miał 39 bramek na koncie, to w ostatnim meczu nie szukałby lepiej ustawionych kolegów przed bramką rywala, a skupił się na pokonaniu bramkarza w każdej możliwej nadarzającej się sytuacji."
Ale przecież skupienie i pokora w treningu, lub samodoskonaleniu się, nie oznacza że człowiek staje się "roślinożercą". Sztuki walki wschodu opierają się na systemach filozoficznych kładących nacisk na cierpliwość i pokorę, ale nie prowadzi to do tego, że na końcu wszyscy nadstawiają drugi policzek.
Oczywiście nie wiem, czy RL9 stosuje te systemy wartości, ale jest to wielce prawdopodobne. Jego ojciec był judoką, żona trenowała karate i z całą pewnością wchłonęli te systemy myślenia i Robert pewnie również.
Nie wiem co ma w głowie Lewandowski i nie wiem co ma w głowie Probierz, jedyne co mogę porównywać, to ich "drogę", czyli co robili, jak się zachowywali i co osiągnęli.
Oczywiście jest czynnik niewymierny, czyli predyspozycje osobiste, które dają większe lub mniejsze możliwości, ale jest też czynnik obiektywny, czyli co się z nimi stało. Probierz jest strzępkiem nerwów, Lewandowski zachowuje równowagę psychiczną, chociaż jak się okazuje miał/ma wiele problemów poza sportowych.
Czy sposób działania i stosowanie określonej filozofii życiowej miało decydujący wpływ? Tego nie wiem, ale jest okazja porozmyślać na ten temat.
Nie wiem czy do końca sobie uświadomiłeś, ale na konkretnych przykładach poruszyłeś tematy o znacznie szerszej perspektywie , które wykraczają poza sport.
Np.odnośnie Crnomarkovicza to refleksja ogólna jest taka, że wydaje się, że odeszliśmy od zasady talionu znanej z XVIII wiecznego przed naszą erą Kodeksu Hammurabiego określanej wezwaniem "oko za oko". Ta zasada tyczyła nie tylko katalogu kar za konkretne przewiny ,ale przede wszystkim to poszkodowany sam ją wymierzał w ramach odpłaty za krzywdę. Z tymi zasadami zerwano za czasów Republiki Rzymskiej w której wydawanie wyroków przekazano sędziom ,ale nadal obowiązywała ich kazuistyka. Niemniej ustalono już w starożytności niezależność sądów i niezawisłość sędziów, a władza państwa lub cesarza była po to, aby swą mocą wymusić egzekucję wyroków. W Rzymie sformułowano także kilkadziesiąt zasad prawa obowiązujących po dziś dzień jak np. domniemania niewinności . Następny etap to czasy tzw. Wielkiej Inkwizycji, kiedy to ustalono ,że każdy oskarżony musi mieć obrońcę, albo z wyboru, albo z urzędu. Podstawy nowoczesnego rozumienia i stosowania prawa karnego przyniósł w drugiej połowie XVIII wieku Austriacki Kodeks Theodozjana, w którym m.innymi rozróżniono rodzaje winy i dano sędziom do wyrokowania różne rodzaje kar. . Od Hammurabiego upłynęło prawie 3800 lat a nadal wielu ludzi chce nie sprawiedliwej kary ,ale zemsty . To nie tylko przypadek Pyrdoła. Weźmy np. śmierć kogoś wskutek wypadku drogowego . zwłaszcza kiedy kierowca był nietrzeźwy. Prawo powiada, że sprawca działał w tzw. zamiarze ewentualnym ,a więc o jego winie umyślnej mowy być nie może. Mimo to większość ludzi chciałaby go sądzić jak za zbrodnię i pewno skazać go na karę śmierci. Współczując pokrzywdzonym , tak jak Pyrdołowi nie można akceptować ich prymitywnego atawizmu niegodnego człowieka etycznego.
Co do Probierza to ja przed paru laty scharakteryzowałem jego skomplikowaną osobowość. I nie mam zamiaru wgłębiać się w jakie psychiczne meandry on obecnie popadł. Nie jest to człowiek przeambicjonowany, bo on wierzy w sens ciężkiej pracy, poświęcenie, zaangażowanie itd., ale też uważa ,że trzeba sobie stawiać wysokie cele , bo o małe to nie ma po co walczyć. Na pewno, o czym trąbią na okrągło psychologowie i psychiatrzy na każdym z nas pandemia odbija się ciężarem,z którym radzimy sobie coraz gorzej. Ja wierzę Probierzowi dla którego rodzina jest czymś najważniejszym w życiu ,że problemy z nią związane zmusiły go do zastanowienia się czy warto poświęcać dobro rodziny na rzecz pasji jaką jest piłka. Nie ma w tym niczego dziwacznego , to jest po prostu zbilansowanie aksjomatów i ustalenie ich hierarchii. Oczywiście pod wpływem przegranego w meczu ze słabeuszem szala przechyliła się na korzyść poglądu : po cholerę mi to. Potem pewnikiem przyszłą refleksja o tym ,żeby walczyć, żeby się nie poddawać. Być może rodzina nie chciała też od niego takiego poświęcenia. I tu wkroczył doświadczony życiowo prawie 70- letni prof. Filipiak ,który mu podał przyjacielską rękę. Ja się cieszę ,że to się tak zakończyło, bo Probierz jest, mówiąc kolokwialnie, potrzebny polskiej piłce.
Ja bym mu nie wierzył, bo jeśli ktoś w ciągu 15 lat, rodzinie poświęcił 2 miesiące, to znaczy, że miał inne priorytety.
Ja też nie jestem zbyt wielkim orędownikiem Grosika ale jedno mu trzeba oddać: potrafi strzelać bramki. A u nas w tym temacie, to poza Perkhartem, bardzo krucho. Wszołek swoją ostatnią bramkę strzelił chyba w listopadzie ubiegłego roku a Luquihnas, to w tym sezonie chyba ani razu nie wpisał się na listę strzelców.
Ty jesteś wredny typ. Nawrzucałeś tyle wątków, człowiek chciałby się jakoś odnieść, ale przez cały tydzień rękawami oddycha i rzęsami się podpiera no i zwyczajnie nie daje rady. No dobra, to tak po łebkach trochę, zaznaczając a priori, że wzmiankowane w tekście wydarzenia ciekawią mnie przede wszystkim jako impuls do szerszych rozważań.
re: Milik
Przyznam szczerze, że cała ta jego saga transferowa, a zwłaszcza jej medialny odbiór w Polsce, śmieszyła mnie do łez. Jedni pohukiwali na Aurelio De Laurentiisa, czyniąc z Arka ofiarę dyktatorskich zapędów medialnego magnata. Inni całą winę zwalali na pannę Ziółek, która dopuściła się aż trzech kardynalnych grzechów: ośmieliła się być niebrzydką dziewczyną, związać się ze znanym piłkarzem, a na dodatek udzielać się na Instagramie. Och, sucz!;]
A tymczasem trudno nie zgodzić się w tej sprawie z Sz.Kol. Zbyszkiem. I to w dwójnasób. Otóż po pierwsze, temat pokpił agent Milika, który zachował się jak straganowy przekupień. ADL jest jaki jest i przedstawiciel Arka powinien mieć pełną świadomość, że nie z nim takie numery.
A po drugie - i znacznie bardziej dla mnie interesujące - reakcja pezetpeenowskiej wierchuszki to istne kuriozum. Boniek już kiedyś selekcjonerem był. Skończyło się to żenującą kompromitacją. Niechże on się już nie pcha do ustalania składu kadry, bo będziemy mieli powtórkę z rozrywki.
re: Bielik
Żal mi chłopaka. Tak po prostu, po ludzku. Talent jakiś tam ma, zapał chyba też, niestety zdrowia najwyraźniej ni hu-hu. Trzymam kciuki, żeby to jednak nie była jakaś genetyczna skaza i żeby dało się tę jego fizyczność jakoś naprawić. Przy czym...
Tak w kontekście naszych rozmów po zwolnieniu Brzęczka (a i przedtem trochę też): jeśli nadzieją naszej kadry ma być wciąż nieopierzony defensywny pomocnik, na co dzień grający w klubie z ogona Championship, to może jednak warto wreszcie zrozumieć, że to nie selekcjoner stanowi problem.
re: rekordy Lewandowskiego
Wisi mi to. Nie jestem kibicem Bayernu. Znaczy owszem, gdyby R.L. czegoś takiego dokonał, pokiwałbym głową z uznaniem. W końcu wyczyn. Niemniej, bez mrugnięcia okiem zamieniłbym tę jego pogoń za Bomberem na dwie-trzy bramki w kadrze dające nam np. wyjście z grupy na Mundialu.
re: Probierz
Jak już wielokrotnie zaznaczałem, nie jestem zwolennikiem zdalnej, amatorskiej grzebaniny w psychice obecnego trenera-wiceprezesa Cracovii (ani zresztą nikogo innego). Nie znam faceta. Nie mam zielonego pojęcia czy rzeczywiście się wypalił i dotarł na skraj załamania nerwowego, czy też może cynicznie gra i odstawia - bądźmy szczerzy - niezbyt udolną szopkę. Uważam jednak, że dopóki pierwszy wariant jest realny, należałoby uszanować jego decyzję.
I nie zgadzam się, Iocosusie, że chwila na to niezbyt sposobna. Wręcz przeciwnie, sądzę że trudno byłoby znaleźć lepszy moment. Od samego początku bieżących rozgrywek wiadomo było, że najprawdopodobniej czeka nas taki cokolwiek sparringowy sezon. Że pięciopunktowy garb praktycznie uniemożliwia walkę nie tylko o tytuł, lecz także najprawdopodobniej o podium. A na dłuższe występy w Europie to chyba nikt o zdrowych zmysłach nie liczył. Z drugiej strony, spada przecież tylko jeden zespół, więc strachu raczej nie ma. A kondycja finansowa Pasów jest - chwalić Boga i Profesora - na tyle stabilna, że nie robi nam aż takiej znów różnicy czy skończymy na miejscu siódmym, czy może na dwunastym.
Biorąc to wszystko do kupy można było oczekiwać, że właśnie w takim sezonie, pozbawieni jakiejś większej presji, zaczniemy grać trochę bardziej atrakcyjnie. Że zamiast krokodyliona wrzutek choć raz na jakiś czas zobaczymy próby budowania akcji podaniami od tyłu. Że (znacznie) więcej szans dostawać będzie młódź. Etc., etc.
Nic z tego. Nasze mecze są nudne jak wigilijny śledź. Jeśli cokolwiek się w nich dzieje, to najczęściej za sprawą arbitrów. Piętnaście gier, pięć zwycięstw, sześć remisów, cztery porażki. Bilans niemalże idealnie zerowy. Gdyby oddać nam te pięć punktów, wylądowalibyśmy równiutko w środku tabeli. Nawet bramki mamy na zero.
Rakoczy został wypchnięty do Puszczy. Reszta gówniarzerii kisi się w rezerwach. Zamiast niej gra import, który też dobrego świadectwa wiceprezesowi Probierzowi nie wystawia. Sprowadzany jako potencjalny wymiatacz Alvarez wygląda bardziej jak gwiazdor gangsta rapu z lat '90., niż zawodowy piłkarz. Rivaldinho może i ma fajnego tatę, ale na tym jego atuty w zasadzie się kończą. Fiolić i - zwłaszcza - van Amersfoort potrafią zagra dwa-trzy dobre mecze, po czym znikają na siedem kolejnych. Thiago to kompletne nieporozumienie. Wystawiani w jego miejsce Pik/Strózik/Zaucha na pewno nie dawaliby mniej. Itepę, itedę. W zasadzie poziom trzymają tylko Hanca (o ile zdrowy) i Loshaj (najbardziej niedoceniany piłkarz Pasów na przestrzeni... hmmm... wielu lat).
Jakimś tam kamyczkiem do ogródka M.P. są także brzydkie chryje z Golem i Wdowiakiem. Owszem, w obu przypadkach rozkład winy wypada(ł) znacznie bardziej równomiernie, niźli to w mediach i światku kibicowskim przedstawiano. Niemniej, trudno stwierdzić, aby klub - a zatem i wiceprezes - miał tu tak do końca czyste papcie.
Widać zatem jak na dłoni, że roślinka zwana "Pasy Probierza" zakwitła jedynie na chwilę (Puchar Polski), po czym błyskawicznie zaczęła więdnąć. A skoro nawet sam ogrodnik zdaje się nie wierzyć w jej reanimację, najnormalniej w świecie należałoby się rozstać. Nie, nie jest to asumpt do wylewania na głowę pana Michała kubłów pomyj. Hejt, żółć i inne tego typu wynalazki są tu absolutnie zbędne. Wręcz przeciwnie, za wspomniany PP - było nie było, nasze pierwsze trofeum od Króla Ćwieczka - należą się facetowi kwiaty i krata tej śmierdzącej wódy na myszach (niech się każdy truje tym, co mu pasuje). Dzięki serdeczne, stary. Zawsze będziesz u nas mile widzianym gościem. A teraz idź, odpoczywaj, zajmuj się sobą, rodziną, czym tam jeszcze masz ochotę. Zaś w twoje miejsce niech się roztasują nowi ludzie, którzy dostaną gratis piętnaście meczów ligowych plus bieżący PP na wprowadzanie własnych pomysłów.
Tak to właśnie, moim zdaniem, powinno wyglądać. Dlatego bardzo mnie dziwi, że Profesor po prostu Probierza nie puścił.
re: Crnomarković vs. Pyrdoł
Mam zgryz. Z jednej strony zgadzam się ze Zbyszkiem. Prawo nie powinno służyć za narzędzie do zaspokajania populistycznej żądzy krwi. Z drugiej, tak ekstremalna tępota nie powinna, moim zdaniem, pozostawać bez konsekwencji. Jak już w tej dyskusji padło, istnieje bardzo szeroki wachlarz sposobów na wykartkowanie się. W tej konkretnej sytuacji wystarczyło puścić Pyrdoła przodem i złapać go za trykot, uniemożliwiając kontynuację akcji. Żółtko murowane, szanse na wyrządzenie fizycznej krzywdy praktycznie zerowe.
Nie wiem.
re: Karbownik vs. Piątkowski
świetny transfer, doskonały wybór
Eee... A może jeszcze poczekajmy, jeszcze się nie spieszmy? Latem'24 Michał Karbownik jest gwiazdą ME w Niemczech. Dla Liverpoolu jest to jednak tylko potwierdzenie klasy Karbo, który przez poprzednie dwa lata walnie przyczyniał się do tego, iż niewielki klub z kurortu bezproblemowo utrzymywał się w Premier League. Szefostwo Czerwonych kładzie na stół pięćdziesiąt milionów funtów i ściąga chłopaka do siebie.
W tym samym czasie Kamil Piątkowski też przebywa w Niemczech. Ale nie z kadrą Michała Probierza (), a z ekipą trzecioligowego Zwickau, do którego po raz kolejny został wypożyczony ze stajni Czerwonych Byków. Choć w zasadzie nie wiadomo ile tam zabawi, bo trener FSV nie ukrywa, że nie bardzo widzi dlań miejsce w składzie. Podobno zainteresowana Piątkowskim jest wracająca do Ekstraklasy Wisła Płock. Ale to pod warunkiem, że RasenBallisten płaciliby grubą większość jego kontraktu podczas wypożyczenia. No, generalnie się zobaczy, ale wesoło nie jest.
Uważasz, Iocosusie, że to taki całkiem nierealny scenariusz?
re: Grosicki
40k tygodniowo to dwa miliony rocznie. Dwa miliony funtów. Dziesięć milionów złotych (z jakimś tam nawet okładem). Uważam, że owszem, dziesięć, ale procent tej kwoty, no, może piętnaście to jest absolutny maks tego, co jakikolwiek polski klub powinien wydawać na uposażenie jednego piłkarza.
Gdyby Grosicki zgodził się na tego typu cięcie, byłby dla Was świetnym wzmocnieniem.
re: Michniewicz vs. Listkiewicz
Mocno mi to zalatuje próbą przypomnienia o sobie przez byłego prezesa PZPN. Nie jestem covidiotą - oj, wręcz przeciwnie - ale znów zgadzam się ze Zbyszkiem. Nie róbmy paranoi z byle kichnięcia.
Niejako w rewanżu za Twoją wredotę - obój to jest takie coś do dmuchania. A buty można obuć ;p
Ad rem, koszula najbliższa ciału "okropnego wredniaka" to Probierz i Filipak, dwa w jednym, choć przecież jest i ten trzeci pewnie "ulubieniec największy". Zatem jak to moim zdaniem powinno wyglądać. Jest trójka włodarzy, pierwszy po Bogu, albo przy Kałuży na równi z nim, ten wykładający mamonę, który dla spraw doczesnych do ich prowadzenia dobrał sobie dwóch kompanów. Zausznika "vice" od finansów, czyli "ulubieńca" Tabisza i "vice" speca od futbolu czyli Michała Probierza. Ten się podjął i trenerki i wiceprezesowania w tematach sportowych. Trener jak to trener, może dojść do wniosku że jego zasób bodźców się wyczerpał, a wówczas za uczciwe postawienie sprawy, należy się pochwała, a nie reprymenda, bo z reguły praktyka jest jakby trochę odmienna. Ale w takim razie vice z zarządu zasuwa do Tego Równego Najwyższemu przy Kałuży i informuje go, że trener się skończył, próbował zimą, ale pierwszy mecz w roku utwierdził że bezowocnie, uczciwie postawił sprawę i trzeba go wymienić ponieważ warunki do takiej roszady wydają się sprzyjające (zgodnie z argumentacją już tu przytaczaną) . Vice od spraw sportowych deklaruje, że w takiej sytuacji do marcowej przerwy na reprezentację znajdzie możliwie najlepszego następcę na posadę trenera, przygotuje też cały pion sportowy pod nową sytuację, do tego czasu zarekomenduje i wstępnie zweryfikuje potencjalnych kandydatów i na stanowisko trenera i do objęcia obowiązków dyrektora sportowego ponieważ na równi z dotychczasowym trenerem czuje się wyczerpany i potrzebuje resetu. Jeżeli do tej pory prezes i wiceprezes mieli do siebie zaufanie to tak mniej więcej to sobie wyobrażam.
Albiceleste ponieważ tak się nie stało, to trudno mi zanegować że "dymisja Probierza" była powtórką z rozrywki, tego co Pan Michał uskuteczniał w Jadze, wróbelki ćwierkają, przypominają że i tam składał dymisje odrzucane przez Kuleszę.
Nie chcę wchodzić w buty kibica Cracovii, ale frapowało by mnie czy Profesor zostawił trenera i vicka w jednym, dlatego że ciągle w nim pokłada swoje nadzieje, czy też tylko kupił klubowi czas na znalezienie następcy.
cdn
Panowie zapewniam, że nie chcę łamać kołem Cronomarkovića, a i Panu Piotrowi Pyrdołowi jako aktu zemsty tej przyjemności bym odmówił. Postuluję "jedynie" ban na rundę wiosenną, czyli w przypadku Serba na 14 meczów, a tym samym wnoszę tylko o trzy mecze więcej zawieszenia aniżeli to było w przypadku Axela Witsela, który złamał nogę Marcinowi Wasilewskiemu. Jeżeli jestem populistycznie żądny krwi to na równi z Włodzimierzem Lubańskim, który wówczas dowodził: "Niestety, okazało się, że ludzie wydający decyzję w sprawie Witsela patrzyli przez pryzmat Standardu Liege i samego zawodnika, uznawanego w Belgii za wielki talent. To ważny gracz dla belgijskiego futbolu, dlatego potraktowano go łagodnie. Kara jest za niska. W futbolu nie powinno być miejsca dla takich zawodników - dodał drugi trener belgijskiego Lokeren."(sport.interia.pl/aktualnosci-sportowe/news-lubanski-rozgoryczony-kara-dla-witsela)
Po odwołaniu karencję dla Witsela zmniejszono do 8 meczów i jeżeli w środę nasza Komisja Ligi przyzna dla Coronomarkovića mniejszą karę to uznam to subiektywnie za skandal. Jeżeli byłaby w tym pierwotnym wymiarze dla Belga to wówczas ją zaakceptuję, a gdyby wymierzona została do końca rundy to spełniłaby moje "żądzy krwi" oczekiwania.
Dlaczego skazałbym Serba na tak surową karę (nieco ponad trzy miesiące zawieszenia)? Już raz przywoływałem na c-L wywiad Przemka Iwańczyka z Łukaszem Olkowiczem, otóż w necie ten konkretny podcast jest zatytułowany:
Posłuchaj podcastu: "Z***b mu kosę, to cię nie będzie kiwał". Dokąd zmierza młodzieżowa piłka? - TOK FM
Cronomarković postąpił zgodnie z zasadą: "z***b mu kosę, to dostaniesz żółtko, z Lechem i tak byś nie zagrał, zatem wyczyścisz sobie kartotekę". Powtórzę za Włodzimierzem Lubańskim: "W futbolu nie powinno być miejsca dla takich zawodników" - tymczasem nasza piłka jest określana mianem fizycznej, w której drwale drwa rąbią, już od najmłodszego i od najniższych lig. I co najgorsze, czują się w tym bezkarni, rządzą! Chciałbym "surowej" kary jako efektu odstraszającego, że takie praktyki nie będą tolerowane, że drwali z polskiej piłki chcemy się pozbyć.
To są skomplikowane sprawy, bo w sprawie Witsela, trzeba pamietać styl gry Wasilewskiego i fakt że nikomu nie złamał nogi jest raczej szczęściem.
Poza tym, ile obserwujemy wejść, które można smiało nazwać "zagraniem ze szczególnym" okrucieństwem, a jedno co różni je od zagrania Crno, to fakt, że nikt nie sfilmował wcześniej podpowiedzi z ławki.
Tak więc potępiając, bezmyślność Serba ja bym się nie gorączkował.
W społeczeństwach o wysokiej kulturze prawnej i społeczej, nie wszystko musi być ściśle regulowane prawem, bo powszechny obyczaj nie pozwala tego robić a robienie jest obciachem.
Trywializując sprawę, można stwierdzić, że pierdzenie przy stole, albo w towarzystwie, nie karalne, ale jednak znakomita większość się powstrzymuje, bo to obciach i może spowodować ostracyzm towarzyski. Kultura i obyczaj są równie ważne jak prawo i regulaminy.
Twoje myślenie o sporcie jest zatrważające! Nie chodzi mi o znajomość ogólną, ale kreując się na znawcę wykładasz się w sposób niewyobrażalny...
Te liberalne podejście w temacie faulu łamiącego nogi pragnąłbym usłyszeć w temacie takiego zdarzenia dotykającego twojego syna/córki...
Twoje skomplikowane cytaty:
o obserwacji wejść, które można śmiało nazwać zagraniem ze szczególnym okrucieństwem, nie będących utrwalonym nagraniem wymogu ławki trenerskiej trzeba olać i zwyczajnie się nie gorączkować...ot gra jest grą.
Potrafię wyobrazić sobie naoczne łamanie nogi twojego/twojej syna/córki, mało tego potrafię sobie wyobrazić także ocenę świetnego chirurga, który operował złamanie i po operacji stwierdził jednoznacznie, że ...nie był w stanie przywrócić naturalności ruchowej.
Tego jak to przejdziesz, pogodzisz się z tym - nawet nie chcę sobie wyobrażać, ale myślę, że będąc członkiem społeczeństwa o wysokiej kulturze prawnej i społecznej, nawet jak pierdniesz w towarzystwie - nie przyznasz się do tego...Wszak kultura i obyczaj są równie ważne jak prawo i regulaminy...
Do sprawy Probierza dorzucę jeszcze dwie kwestie, od których właściwie powinienem był zacząć. Otóż po pierwsze, jestem głęboko przekonany, że w XXI wieku, zwłaszcza na polskim gruncie (choć absolutnie nie tylko) starobrytyjski model menedżerski nie ma racji bytu. Zdecydowanie zbyt wiele srok do połapania za ogon. Żadna jednostka, choćby nie wiem jak pracowita, sumienna i świetnie zorganizowana, nie jest w stanie tego na dłuższą metę uciągnąć. Probierz i tak radził sobie całkiem nieźle. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że od samego jego pojawienia się w klubie trwały - i pewnie trwają nadal - pałacowe gierki. No sorry, w wiele rzeczy jestem w stanie uwierzyć, ale nie w to, że nasz prześwietny Teletabisz ot tak, po prostu zrzekł się pozycji Drugiego po Profesorze. Nie dziwi mnie zatem ani trochę, że M.P. mógł się wypalić.
Po drugie, nie widzę żadnego sensu utrzymywania sytuacji w stylu dead man walking. Jeśli Probierz rzeczywiście chce odejść, po co ma sterczeć w klubie do tego marca, czy kiedy tam? Strategicznych decyzji już i tak podejmować nie będzie. Bardzo też wątpliwe, aby drużyna chciała iść za typem, który zaraz się z nią pożegna. Moim zdaniem to się zwyczajnie nie klei.
Co zaś się tyczy sprawy Crnomarkovicza: a może Ty jednak wróć na ziemię, co? Obejrzyj sobie raz jeszcze, proszę Cię serdecznie, obie sytuacje, o których wspominasz. Przecież to jest zupełnie inna półka. Powiedziałbym nawet, że inny regał. Witsel z całą mocą naskoczył korkami na nogę Wasyla. Boiskowe skurwysyństwo, które w rzeczy samej należałoby karać z maksymalną surowością, nie bacząc na personalia sprawcy.
Ćrnomarković natomiast zahaczył Pyrdoła piszczelem. Impet ataku był nieporównywalnie mniejszy. Owszem, celowość tego zagrania aż biła po oczach. W związku z czym, mąż pewnej - ekhem - znanej lekkoatletki raczej by się nie pomylił wyciągając z kieszeni kartkę nieco ciemniejszego koloru. A Komisja Ligi mogłaby faktycznie zalepić Serbowi ze dwa mecze dodatkowego odpoczynku, żeby sobie chłopak mógł w spokoju pewne kwestie przeanalizować.
I na tym koniec. Moim zdaniem nie da się bowiem nie zauważyć, że głównym sprawcą nieszczęścia Pyrdoła był pech. Dlatego też, choć z resztą Twojego wywodu jak najbardziej się zgadzam i współoburzam na opisane zjawisko, nie dostrzegam związku z zaistniałą sytuacją. Nie czarujmy się, obaj tych parę meczów w życiu widzieliśmy. Obaj wiemy jak wygląda "zajebywanie kosy". No nie, nie tak.
"Potrafię wyobrazić sobie naoczne łamanie nogi twojego/twojej syna/córki,"
Pojechałeś kolego "Misiem". A gdyby tędy przechodziła pańska babcia staruszka?
Moje myślenie? Niestety manipulowanie opinią jest bardzo łatwe. Teraz zrobiono burzę z ostrego wejścia, bo połączono to z obrazem z ławki.
A ile razy słyszałeś od komentujących mecz po brutalnym faulu, piłka to męski sport, sędzia przesadza. Ile razy słyszałeś od komentujących, po brutalnym wejściu zawodnika, "no to się z nim przywitał i pokazał kto rządzi"?
Ile razy słyszałeś jak po kilku kartkach za brutalną grę, komentujący mówią, że sędzia nie pozwala grać? Czy pamiętasz zachwyty jak Goralski kopał Vadisa, a wszyscy cmokali jak mu nie pozwolił grać?
Ja po prostu pilnuje się żeby nie być hipokrytą a jestem zdecydowanie przeciwko brutalnej a nawet nieczystej grze. W naszej lidze zbyt często nadużywa się faulu do naprawiania błędu, a śedziowie zbyt rzadko używają kartek, bo są pod presją, że nie będzie kim grać. Niech nie będzie, to może ktoś w końcu wpadnie, że zamiast uczyć kopania po nogach, nauczą operowania piłką?
"Misiem" powiadasz...zostańmy zatem w klimacie
..."Każdy kilogram obywatela z wyższym wykształceniem szczególnym dobrem narodu."
Słowa o przechodzącej babci pozostawię bez komentarza.
..."Moje myślenie? Niestety manipulowanie opinią jest bardzo łatwe. Teraz zrobiono burzę z ostrego wejścia, bo połączono to z obrazem z ławki."
Widzisz kolego rzecz dotyczyła ordynarnego, wręcz bandyckiego skasowania nogi przez Witsela przeciwnika (w tym wypadku Wasilewskiego), nogi która po fakcie w i s i a ł a na przyczepach mięśniowych i skórnych. To właśnie tego zdarzenia raczyłeś dotknąć swoimi pożal się Boże przemyśleniami, a jak sam dodałeś aby się nie gorączkować...
Rozumiem wybiegi z grą słów czy przykładów, problem polega jednak na tym, że podniesiony temat przez @iocosusa dotyczył potrzeby konkretnych sankcji, bardzo twardych dodam, aby ukrócić nawet ewentualność myślenia o tak bandyckim faulowaniu przeciwników, nie mówiąc o czynach. Tylko konsekwencja w karaniu plus mocne kary finansowe będą przeciwstawieniem się bandyckim wybrykom na boiskach.
Tu nie ma - zmiłuj...Gorączkowo należy karać!
Jestem całkowicie za, tylko zachowajmy konsekwencję i jak zawodnik swoim wejściem nakładką powoduje zgięcie nogi w stawie skokowym o 90 stopni, to go karajmy. Jak zawodników technicznych tną z tyłu, bo ich mineli, to niech dostają kartki.
Jeśli chodzi o Wasilewskiego, to oczywiście mu współczuję, po ludzku, ale warto też pamietać, że Wasilewski równiez słynął z brutalnej gry, a więc brutalności powiedzmy "stanowcze nie".
Co najgorsze, Jakub Tosik Sagana przeprosił, ale na boisku robił swoje, czyli kosił, drwa rąbał ku zadowoleniu swojemu i trenerów. Fragmenty z pewnego tekstu (napisanego dwa lata po faulu na Saganie) popartego filmami z faulami: "Tosik jest najsłabszym piłkarzem świetnie spisującego się beniaminka. Nie przeszkadza mu to jednak dość regularnie pojawiać się na boisku, bo wiosną zdążył już zagrać cztery razy, a w całym sezonie aż dziewiętnaście. Dlaczego ciągle jesteśmy raczeni jego „grą”? Ujmując sprawę eufemistycznie, pewnie Tosik przydaje się trenerowi do podostrzenia meczu. Jakkolwiek spojrzeć, jego jedynym „atutem” jest rzeczona brutalność, chociaż trzeba też oddać, że umiejętnie maskuje się ze swoimi bandyckimi faulami.(...) Wydaje się, że mamy tu do czynienia z klasycznym grzechem zaniechania. Tosik od lat gra nieprzyzwoicie brutalnie i nie ponosi za to praktycznie żadnych konsekwencji, zarówno ze strony trenera, jak i arbitrów oraz Komisji Ligi."
Ku przestrodze - tak wygląda boiskowy bandyta - weszlo.com
To nie Tosik lub Cronomarković lub im podobni mają pecha że po ich interwencjach rywale lądują w szpitalach, ale pecha mają ci, których tacy drwale wezmą na celownik. A później uchodzi to im płazem.
Serb powinien dostać dwa lub trzy mecze karencji gdyby Pyrdołowi nic się nie stało, wówczas jedynie za faul z premedytacją żeby się wykartkować, ponieważ jednak "stało się", miał tego "pecha" że swoim wejściem złamał rywalowi nogę, to i kara musi być odpowiednio większa, żeby innym taki proceder nie przychodził do głowy, żeby liczyli się ze skutkami swych działań.
A skoro już Ciebie obarczyłem mianem Musiała to teraz, trudno, ale przyznam się że niech będę tym cymbałem Stanowskim. Otóż ten bałwanek Krzysio gdy Piątek przechodził z Milanu do Herthy zaćwierkał: "Hertha jest bliżej walki o duże cele w przyszłym sezonie. Na pewno bliżej niż Milan". Zatem niech pomylę się w swoich przewidywaniach odnośnie Michała Karbownika w Brighton oraz Kamila Grosickiego w Legii równie mocno jak Krzysztof Stanowski. Obym został podobnym mu cymbałem i bałwanem. Cóż taki los domorosłych "proroków", ale bez tego, pisanie o wszystkim jedynie "post factum" jakież by było wtórne i nudne.
pozwól że Ciebie nazwę Musiałem
Nie pozwolę. Jak w rosyjskim mamrze - pierwszą ksywkę odrzucam. I nawet nie z uwagi na to, czyim synem jest Musiał jr. Ja się po prostu z panem Tomaszem nie zgadzam i uważam, że arbitrzy ponoszą sporą (choć nie największą, o czym jeszcze za chwilę) część winy za boiskową brutalność.
Aby to zobrazować, posłużę się świeżuteńkim przykładem z nieco tylko innego boiska. Otóż po niespełna kwadransie dzisiejszego/wczorajszego meczu Walia-Irlandia w ramach P6N, Peter O'Mahony wpadł z impetem do raka i grzmotnął barkiem/ramieniem w głowę Tomasa Francisa. Złośliwości w tym nie było za grosz. Głupoty za to pod sam korek. Walijski zawodnik znajdował się na spalonym, który zresztą kilka sekund później został odgwizdany. Gdyby Irlandczyk te kilka sekund odczekał, do niczego by nie doszło. Niestety, zrobił co zrobił i mleko się rozlało. Pan sędzia dla pewności skonsultował się z liniowym i VAR (znanym tutaj jako TMO, rzadki przypadek, w którym tego typu wynalazki naprawdę się przydają). Gdy jednak miał już pełny obraz sytuacji, bez wahania sięgnął po czerwony kartonik. Sorry, ziomuś. Nic to, że nie chciałeś. Nic to, że teraz twój zespół przez grubo ponad trzy czwarte meczu będzie musiał sobie radzić w osłabieniu (sw. dr., radził sobie całkiem godnie, w końcówce miał nawet szansę przechylić szalę na swoją korzyść, ostatecznie jednak przegrał). Nic to, że komuś tam może się to nie spodobać. To jest głowa. Tu nie ma miejsca ani na żarty, ani na pobłażliwość, ani tym bardziej na jakiś "game management" i inne tego typu pierdolety. Zbieraj się, do widzenia!
Gwoli pełnej jasności: my tu nie mówimy o jednym z dwustu czterdziestu w danym sezonie meczów jakiejś czwartorzędnej ligi. Chodzi o spotkanie w ramach najbardziej prestiżowych rozgrywek tej dyscypliny na półkuli północnej i drugich-trzecich najbardziej prestiżowych na świecie. Irlandczycy przystąpili do meczu w roli delikatnego, ale jednak faworyta. Konieczność gry przez sześćdziesiąt pięć minut czternastu na piętnastu zdecydowanie zmieniła układ sił i niewykluczone, że wpłynęła na ostateczne rozstrzygnięcia w całym turnieju. Mimo to, Wayne Barnes się nie szczypał. I chwała mu za to.
A teraz spójrzmy szerzej: wiesz jaka była reakcja graczy gości na usunięcie ich kumpla z boiska (wciąż przypominam: czternasta minuta!)? Żadna. Nie, serio. Zero. Żadnego wianuszka rozwścieczonych Iroli otaczających sędziego i jeden przez drugiego tłumaczących mu jak przekupy na targu, że O'Mahony nic takiego znowu złego nie zrobił. Sędzia podjął decyzję. Roma locuta, causa finita. Gramy dalej.
Przejrzałem też sobie środowiskowe media. Nie znalazłem ani jednego głosu - naprawdę, choćby sztuki - w stylu "eee nooo, paaanie sęęędzio! To gra dla mężczyzn jest, nie dla cipek! Żółtko w zupełności by starczyło!".
A przecież w rugby też istnieje kult "twardej, męskiej gry". Ba, śmiem twierdzić, że jest on głębiej zakorzeniony, niż w piłce nożnej. Mimo to, dzięki odważnym zmianom w przepisach i konsekwencji we wprowadzaniu ich do gry, jak również - przede wszystkim? - kulturowym braku akceptacji dla pewnych zjawisk, wiele patologii udało się wyeliminować.
I tutaj dochodzimy do sedna, o którym zresztą wspomniał już xxx. Bo widzisz, Iocosusie, mnie osobiście los zarówno Dorde Crnomarkovicza, jak i całego Zagłębia Lubin, obchodzi lekkopółśrednio. Nie robi mi przesadnej różnicy czy serbski stoper powisi sobie dwa, pięć, czy może piętnaście spotkań. Uważam jednak, że jeśli chcemy, by boiskowa brutalność zniknęła - a przynajmniej została mocno ograniczona - powinniśmy znacznie więcej uwagi poświęcać zapobieganiu, niż leczeniu. Bo to nie "Tosik" jest problemem. Problemem jest to, że "Tosików" się u nas akceptuje.
A co się tyczy "transferowego profetyzmu" - ja bym, rzecz jasna, najbardziej chciał, aby za lat kilka i Karbownik, i Piątkowski (i Moder, i Jóźwiak, i Płacheta, i..., i...) wymieniani byli pośród najlepszych na swych pozycjach w Europie. Obu/wszystkim im tego życzę i mocno ściskam za to kciuki. Uważam po prostu, że droga do takiego stanu rzeczy może wieść przez różne przystanki. I nie rozumiem dlaczego mielibyśmy którekolwiek z nich a priori odrzucać.
Nie rozpiszę się, na dworze mróz a ja sobie zarywam nockę i w ciepełku oglądam AO.