- Kategoria: Trybuna komentatorów
- QD
Serce czy rozum?
Z pewnością wielu z Was grało w Football Managera. Gra w dużej mierze bazuje na kibicowskiej chęci uczynienia klubu wielkim. Kilka błyskotliwych decyzji, zatrudnienie grona specjalistów, ściągnięcie młodych zawodników znikąd w miejsce sprzedanych starych… Przecież to takie proste uczynić klub wielkim! A to tylko gra z bardzo ograniczonymi możliwościami w stosunku do prawdziwego życia. Jak wiele możliwości ma prawdziwy manager/prezes klubu!
Mimo to nie chciałbym nigdy zostać prezesem Legii. Nie chodzi tu wcale o brak kompetencji. Mało było w Polsce prezesów z jeszcze mniejszymi? Może lepszy bym nie był, ale gorszy też nie! Ja jednak za bardzo kocham Legię, by się sprawdzić. Za często kierowałbym się sercem, a nie zdrowym rozsądkiem. Dobry przykład to obecna sytuacja Malarza.
Przyznaję, gdy Arek przychodził myślałem, że Żewłakow ściąga sobie kumpla do klubu. Nie sądzę, bym był wówczas odosobniony w przekonaniu, że Malarz murawy nie powącha. Ten jednak nie tylko powąchał, ale i poradził sobie więcej niż przyzwoicie! Mnóstwo uratowanych meczy, olbrzymi udział w tytułach, występy w LM… Arek był podstawowym graczem w jednym z najlepszych okresów Legii i jak mało kto zapracował sobie na szacunek. Zresztą nie tylko piłkarsko, imponował również swoją postawą jako człowiek, jako wojownik.
Teraz jednak forma naszego bramkarza mocno spadła. Nic w tym dziwnego. Przecież już gdy przychodził do Legii wytykano mu metrykę, a nie jest to Benjamin Button i młodszy się nie staje. Jak postąpić z takim zawodnikiem? Próbować go jeszcze gdzieś sprzedać? Może pozwolić mu dokończyć kontrakt i z pompą pożegnać? To są dobre scenariusze, ale tylko gdy zawodnik współpracuje. Co jednak, gdy tak nie jest? Gdy zawodnik powoduje zgrzyty w szatni albo nie dogaduje się z trenerem? Wojownicze podejście Malarza jest jego atutem, ale w pewnych sytuacjach może mu przeszkadzać, szczególnie gdy trafi na równie silny charakter. Już poprzednik (rzekomo) sugerował problem Malarza, gdy ten nie grał regularnie. Dlatego, o ile powątpiewam w legendy o deptaniu po kostkach kolegów z szatni, tak realnym zdaje mi się scenariusz, w którym nasz zasłużony bramkarz jest prowodyrem niektórych spięć z trenerem Sa Pinto. Nie twierdzę oczywiście, że Arek stanowi w Legii piątą kolumnę, ale najnormalniej, po ludzku, nie dogaduje się z trenerem. Co wówczas powinien zrobić prezes? Stanąć po stronie piłkarza, czy trenera? Można jakoś z tego wybrnąć, czy każda decyzja będzie zła?
Takie sytuacje to żadna nowość w klubach, nie tylko piłkarskich. Nawet w ciągu ostatnich paru lat mieliśmy kilka takich przykładów jak np. zwolnienie Jacka Magiery w Legii, albo Ivana Djurdjevića w Lechu. Obaj okazali się za bardzo być kolegami niż szefami i efekty znamy. Śmiem twierdzić, że nasi piłkarze przywykli do tego, że to oni rządzą (zaś koledzy dziennikarze im w tym przyklaskują). Dlatego jako swego rodzaju sensacja odbierana jest postawa, jaką obecnie prezentuje portugalski szkoleniowiec Legii. Twarde przestrzeganie rygorystycznych i rozbudowanych zasad, kontrolowanie sytuacji w niemal każdym aspekcie działalności drużyny tak w szatni, jak poza nią… Dziennikarze dopatrują się tu despotyzmu nerwowego Portugalczyka. W jakiejś części pewnie słusznie. Rysiu od początku pobytu w Warszawie nie pozwala zapomnieć o swoim charakterze. Czy jednak zasady i kary dla zawodników to na pewno kwestia jego szaleństw? Przecież bardzo podobne zasady i wymagania ma np. trener Nawałka. Decyzja Stokowca o odsunięciu od zespołu, a później sprzedaniu jednego z braci Paixao też była przez wiele osób uważana za samobójstwo. Takie decyzje i zachowania trenerów nie są popularne, ale najwyraźniej mogą być skuteczne.
My jako kibice mamy tylko bardzo mały wycinek wiedzy na temat sytuacji w klubie, w drużynie, w szatni. Przecież nawet w dyskusjach o naszym własnym miejscu pracy nigdy nie wiemy wszystkiego, więc ile prawdziwych informacji może dotrzeć do nas z tak hermetycznego środowiska? 1-2%? A i to może być mocno przeszacowaną wartością. Dlatego niektóre ruchy podejmowane przez klub czy trenera mogą wydawać nam się błędne, oburzające, czy wręcz szalone, ale czy to coś znaczy? Mamy paliwo do naszego „pitolenia” i nic poza tym, bo rzetelnie ocenić daną sytuację będziemy mogli (o ile w ogóle będziemy mogli) na długo po tym, gdy minie fala emocji z nią związanych.
Dlatego staram się wstrzymać z oceną sprawy Malarza. Znalazł się w ciężkiej sytuacji i jest mi go po ludzku szkoda. Bardzo go szanuję i pamiętam o jego zasługach, o emocjach jakie dzięki niemu przeżywałem. Z drugiej strony widzę w jakiej sytuacji jest np. Radović. Przecież Miro, tak jak Arek, ma u Sa Pinto bardzo niskie notowania. Piłkarsko może nawet niższe niż „Arunia” i chyba nikt z kibiców Legii nie spodziewa się byśmy często widzieli Serba na boisku. Pamiętamy też jakie „wychowawcze” problemy miewał u innych trenerów, więc wątpię by osobowościowo był potulnym barankiem. Mimo to na obóz poleciał. Podobnie Hamalainen. Może Malarz nie poleciał do Portugalii z innych powodów niż zwykła niechęć trenera? Szczególnie, że jeszcze na pierwszych listach pod słowem „bramkarze” były 4 nazwiska. Może w międzyczasie coś się wydarzyło? Trener bardzo poważnie podchodzi do zasad jakie wyznaczył zawodnikom. Dobitnie przekonał się o tym Kante, który swoim podejściem bardzo szybko przekreślił swoją karierę z eLka na piersi. Czy z całą pewnością możemy wykluczyć, że Arek też nie sprzeciwiał się zasadom trenera? Niekoniecznie tak jak Gwinejczyk, ale np. buntując się, albo protestując przeciw czemuś?
Teraz problem spadł na prezesa Mioduskiego. Z jednej strony ma zasłużonego dla klubu piłkarza, raczej u schyłku kariery, którego warto by wręcz jakoś uhonorować, a nie udupić. Postawić przeciw niemu znaczy postawić się mediom i opinii publicznej. Z drugiej strony jest trener – szurnięty, choleryk, któremu jednak na razie żre. Ingerencja w jego decyzję podważy trenerski autorytet i rozwali wszystko co ten pobudował do tej pory. Ciężki orzech do zgryzienia. Na razie postanowił nie interweniować, czym postawił się po stronie trenera. Niejako przyznał tym samym, że mamy problem i pozwolił trenerowi go rozwiązywać. Z perspektywy doświadczeń zarówno Legii, jak i innych klubów ESA zdaje się to słusznym ruchem. Co prawda niedawna historia z Jozakiem uczy, że nie należy przesadzać z oddawaniem całej władzy w cudze ręce, ale ogólne doświadczenia w Polsce zdają się pokazywać, że należy iść drogą ufania trenerom. Widzimy jakie efekty dało zaufanie wspomnianemu Stokowcowi, czy Lettieriemu, a jak reaguje szatnia gdy trener nie ma realnego wsparcia i autorytetu. Czy w tym konkretnym przypadku też okaże się to słuszne? Zależy od tego jakim trenerem faktycznie jest RSA. Jego warsztat będzie decydujący. Nie sądzę jednak by zaszkodziło. Nawet potencjalna porażka Portugalczyka jako trenera nie oznacza, że czystka przez niego dokonana nam się nie opłaci. Możemy podejrzewać, że część szatni Legii jest nieprzygotowana do warunków jakie powinny panować w klubie. Sądzę, że działania Sa Pinto pomogą to zmienić. Może nie usunie całej „chorej tkanki”, może przypadkiem ucierpią niewinni (temat odpowiedzialności zbiorowej w tematyce okołofutbolowej nie jest nam obcy), ale standardy w drużynie (jako grupie pracowniczej) powinny ulec zmianie. Przyzwyczajenie do ciężkiej pracy, do rygorystycznych zasad i do tego, że to trener jest szefem, nawet jak nie uratuje Richarda to ułatwi wejście do szatni potencjalnemu następcy. Gorzej niż po przygodzie z chorwacką ekipą nie będzie, więc najgorszym wypadku pozostanie status quo Trzymam więc kciuki by się okazało, że to jednak trener Sa Pinto miał rację. A może Arek też zmieni swoje podejście, trochę się ugnie i jeszcze będzie dobrze też tu?
Czy zechciałbyś rozwinąć ten wątek Kante, proszę? Zwłaszcza chodzi mi o to 'swoim podejściem'. Z ręką na sercu, nic nie wiem. I w jaki sposób Kante 'sprzeciwiał się zasadom trenera'? Pytam, bo niczego w tym temacie nie słyszałem.
Wieść gminna niesie, że olewactwo pełną gębą. Spóźniał się na treningi, brak jakiegokolwiek zaangażowania... ot kontrakt podpisany to płaćcie i się odczepcie.
Iza Koprowiak ostatnio pisała oburzona, że powodem odsunięcia Gwinejczyka była wycieczka do syna do Hiszpanii w dniu wolnym mimo, że trener zabronił takich wypadów (oddalania się na więcej niż 30km od Warszawy) - IMHO słusznie, bo wiemy jaki wpływ na organizm mają takie podróże. Dodatkowo sprawa Jędrzejczyka za Magiery się przypomina.
Z drugiej strony, mazgajenie się na świerku, że chcą go zgnoić w pracy i takie tam... mocno psuje wizerunek profesjonalisty.
To jest to, co wiemy (wspomniane 1-2%), a co tak na prawdę się wydarzyło... pewnie to właśnie determinuje taki, a nie inny scenariusz.
Rado się pokajał, miał w sobie tą pokorę. Podobnie Pazdan (jak mniemam...), Hama (raczej bezkonfliktowy, więc nie widzę problemu) i są brani pod uwagę. Widocznie Arek za bardzo stanął Ryśkowi kością w gardle... ale generalnie szkoda
Arek zrobił błąd chcąc na siłę pokonać swoje doznania grą w składzie, zakładam bowiem, że z całą pewnością był pytany jaki jest jego stan psychiki w związku z przeżyciami które go spotkały. Moim zdaniem właśnie wtedy powinien spasować, a całość wychodzenia z traumy przenieść na trening. Z całą pewnością nikt w klubie nie podważałby takiej decyzji, wręcz przeciwnie, otrzymałby pełne zrozumienie. Na siłę nikt nie jest w stanie oczyścić głowy, zachować pełną koncentrację, należyte przygotowanie do meczu/ meczów...nie ma takiej możliwości. Myślał, że przełamie sam siebie, ale niestety mnożyły się błędy, złe czy słabe interwencje, które w rezultacie doprowadziły do utraty miejsca w składzie. Potem pewnie nerwy, jakieś pyskówki, wpisy na TT, obrazy itd. W rezultacie koniec snu o potędze w drużynie mistrza Polski, do której wniósł bezapelacyjnie duży, istotny wkład na przestrzeni ostatnich sezonów.
Po ludzku - szkoda, gdyż życie, to sportowe także, nie znosi próżni i gna do przodu nieubłaganie, kto się do tego "pociągu nie załapie - zostaje na peronie"...niestety.
Psychologicznie to chyba ma sens - gdzieś kiedyś czytałem, że to tak działa żałoba u człowieka. Najpierw jest krótki czas rozpaczy po którym psychika "się buntuje" przez wyparcie myśli o tym co się stało. Wtedy przez dłuższy czas wszystko wraca do normy, a nawet jest takie pobudzenie w stylu "dla Ciebie czegoś dokonam". Niestety "co się odwlecze.." i po prostu musi nastąpić kryzys. Arek chyba jest właśnie na tym etapie.
A ktoś wie czy w klubie nadal jest psycholog? Bo to jest idealna sytuacja, by skorzystać z Jego usług. Mam na myśli zarówno Malarza (wiadomo dlaczego), jak i dla klubu, który miałby w miarę jasno powiedziane czy i jakie są szanse na powrót Arka do psychicznej formy.
W bramce może stać tylko jeden zawodnik i nie może dziwić stawianie na młodego, perspektywicznego Majeckiego. W zastępstwie jest Cieżniak a na obóz pojechał jeszcze młodszy i perspektywiczny od Majeckiego.
Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie inwestował w 38 letniego bramkarza, tym bardziej taka osobowość jak SaPinto, dla którego tzw "szatnia" czy "starszyzna" zupełnie nie istnieje.
Wystarczy popatrzeć jak "w zegarku" chodzi Radović
Kiedy widzieliście go tak szczupłego ?
Zgoda, można dodać jedynie, że dopiero czwarty bramkarski wybór trenera ze względu na wiek jest w zasadzie pozycją "społeczną"...
Pewnie zmiana otoczenia może coś zmienić w sytuacji A.Malarza i taką drogą moim zdaniem powinien podążyć.
@QD
Kiedyś, nie tak wcale dawno był projekt w Legii z osobą psychologa, lecz czy jest to dalej kontynuowane - szczerze mówiąc nie wiem.