- Kategoria: Wokół boiska
- gawin76
Legia - Slavia Praga 2-1: Liga Europy!
Legia lepsza od Slavii Praga! Nasza drużyna zakończyła wakacyjne zmagania w europejskich pucharach w bardzo dobrym stylu, zapewniając sobie awans do fazy grupowej Ligi Europy. Mecz z Czechami był nerwowy i dramatyczny. Slavia prowadziła, ale Legia odwróciła losy rywalizacji po przerwie dzięki dwóm bramkom Emreliego.
Skład Legii wyglądał następująco: Boruc – Nawrocki, Wieteska, Hołownia – Jędrzejczyk, Slisz, Martins, Mladenović – Josué, Emreli, Luquinhas. Goście rozpoczęli w składzie: Kolář - Bah, Kúdela, Zima, Bořil - Ekpai, Holeš, Stanciu, Hromada, Schranz – Tecl.
Już w 3. minucie Slavia straciła zawodnika. Holeš starł się z Martinsem w środku pola. Portugalski sędzia dostrzegł, że atak Czecha był niedopuszczalnie ostry i usunął piłkarza gości z boiska. W 13. minucie po niepewnej interwencji obrońców Slavii Luquinhas podał do Mladenovicia, który uderzył płasko, niestety minimalnie niecelnie. Minutę później doskonałą interwencją popisał się Boruc, który wygrał pojedynek sam na sam z Teclem. W 22. minucie Mladenović oddał zaskakujący strzał z prawej nogi. Po rykoszecie piłka wyszła na rzut rożny. W 24. minucie Lopes zmienił Martinsa, który odczuwał skutki ataku Holeša z początku meczu. W 29. minucie Mladenović padł w polu karnym. Sędzia nie odgwizdał faulu. Kilkadziesiąt sekund później Kolář wypiąstkował mocny strzał Jędrzejczyka. W 44. minucie żółtą kartkę za faul ujrzał Mladenović. W następstwie tej sytuacji goście objęli prowadzenie. Po rzucie wolnym piłka spadła na linię pole karnego, tam dopadł do niej Ekpai, który popisał się potężnym i celnym uderzeniem. Było 0:1.
Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa meczu. Gra wyglądała zupełnie inaczej niż w Pradze. Legia była ustawiona zdecydowanie wyżej i odważniej, jednak jakość gry ofensywnej naszej drużyny nie imponowała, a szybkie ataki gości były trudne do powstrzymania.
W 53. minucie fatalny błąd popełnił Hołownia, który wystawił piłkę Teclowi. Boruc ponownie powstrzymał czeskiego napastnika. W 56. minucie na boisku pojawił się Pekhart. Do szatni zszedł Hołownia. W 59. minucie Legia wyrównała. Lopes miękko podał w pole karne, Emreli precyzyjnie uderzył głową i było 1:1. Wszystko zaczęło się od nowa. Legia nacierała. W 64. minucie Kolář odbił strzał Lopesa. W drużynie gości Lingr zastąpił Tecla. W 70. minucie Legia objęła prowadzenie. Po krótkim rozegraniu piłki z rzutu rożnego Mladenović wstrzelił piłkę w pole karne, tam głową trącił ją Emreli i było 2:1. Trener gości zareagował, wprowadzając Simę i Traoré. W 75. minucie żółtą kartką ukarany został Lopes. W 80. minucie Muçi zastąpił zmęczonego Emreliego. W Slavii na boisku pojawili się Krmenčík i Olayinka. W 84. minucie Legia miała rzut wolny w obiecującej odległości od bramki Slavii, ale strzał Mladenovicia był nieudany. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry wyborną szansę do zdobycia bramki wyrównującej miał Olayinka, jednak przestrzelił z kilku metrów. Końcówka meczu była dramatyczna, dwukrotnie w pole karne Legii wędrował bramkarz Slavii Kolář, ale Legia obroniła zwycięstwo.
To nie był wielki mecz Legii, ale wyśmienite interwencje Boruca, nos Emreliego, nawet wprowadzenie Pekharta, które wprowadziło zamieszanie w defensywie gości, to detale, które sprawiły, że nasza drużyna okazała się lepsza od wyżej notowanego rywala. Udało się utrzymać koncentrację, zaangażowanie i dodać coś ekstra, czego być może zabrakło w rewanżu z Dinamem. Całościowo grę Legii w pucharach tego lata należy ocenić bardzo wysoko. Wracamy do Ligi Europy i niech to będzie początek odbudowy naszej pozycji w Europie i ulga dla klubowego budżetu. Brawo Legia!
Widziałem faul na czerwień .
Panie Węgrzyn , panie Mielcarski tak się sędziuje w Europie, a panowie oczywiście kłóciłoby się czy przy tak przypadkowym i niezamierzonym faulu żółta się należy .
Dziś losowanie i poproszę o takich grupowych rywali.
Bayer Leverkusen
PSV Eindhoven
West Ham United
Legia Warszawa
Dinamo
Celtic
Spartak
Legia
Podnosimy kasę z UEFA, zbieramy punkty do rankingu, Miodek być może zobaczył światełko w tunelu, oby to nie była tylko nadjeżdżająca lokomotywa, żeby powrócić do Europy trzeba uważać, żeby właśnie nie przytrafiło się to co w zeszłym roku Kolejarzowi.
SC Braga
FK Crvena Zvezda
Sparta Praga
Legia Warszawa
Osobiście uważam że chętniej wolę oglądać z wysokości trybun silniejsze ekipy jednocześnie licząc że może nas z lekceważą i kilka punktów ugramy.
Jednak nie ma co gdybać kto lepszy a kto słabszy. Ważne że ponownie Europa zawita na Ł3 a my na żywo będziemy mogli cieszyć się z gry Legii w LE.
Na wyróżnienie zasługują na pewno Boruc, Slisz oraz Emreli. Król Artur pomimo ponad 40 lat na karku pokazał że nadal jest w stanie grać na bardzo wysokim poziomie wybraniając nam 2 sytuacje sam na sam Tecla. Slisz nareszcie po bardzo słabym początku sezonu zaczął bardzo dobrze wyglądać nie tylko już w odbiorze piłki i przechwycie ale też nie tracił tak głupio piłek oraz potrafił dać co nieco w ataku. Nad Emrelim nie ma co się rozwodzić, strzelił 2 bardzo ważne bramki i po raz kolejny pokazał że będą z niego ludzie. Już teraz zresztą wyrównał swój dorobek bramkowy w europejskich pucharach podczas wszystkich występów w Karabachu.
Dużym wygranym jest także Michniewicz, który nie oszukujmy się patrząc na trochę pechowe losowania oraz to jak słabo wyglądała kadra zwłaszcza w dwumeczu z Slavią zrobił wynik ponad stan. Skompletował bardzo dobry sztab, on sam przez ostatnie lata wiele się nauczył i teraz dostał nagrodę w postaci awansu LE. Miejmy też nadzieję że nasz prezes dzięki awansu przejrzał na oczy i teraz jego konflikt z Czesiem zostanie uciszony na dobre oraz dostanie on większy wpływ na transfery i przede wszystkim nowy kontrakt. Liczę na to że w trakcie przerwy na kadrę skończą się spekulacje na temat Michniewicza do reprezentacji i będzie mógł kontynuować swoją przygodę w Legii przez kolejne lata.
Ostatnią kwestią są wzmocnienia. Jeśli nie chcemy podzielić losu Lecha sprzed roku to musimy jeszcze dokonać transferu na prawym wahadle oraz środkowego pomocnika. Nadal można wyciągnąć Sorescu, który nie kosztowałby nas tak jak niektóre rumuńskie media mówiły 2-3 miliony euro tylko podobno wystarczyłyby 800-900 tys plus jeszcze procent od następnego transferu. Środek pomocy pomimo transferu Celhaki nadal wygląda nienajlepiej patrząc na to że Albańczyk będzie pewnie potrzebował sporo czasu na wkomponowanie się do zespołu. Potrzebujemy zdecydowanie kogoś na teraz, ale to oznaczałoby dość spory wydatek gotówkowy, bo z wolnego transferu kogoś na już raczej nie ma. Czekają nas ciekawe ostatnie dni w okienku.
I na koniec moja wymarzona grupa w LE:
Napoli
Celtic
West Ham
Legia
Gdybym miał się doszukiwać jakichś analogii historycznych, to ten mecz trochę przypominał słynną operację "Market Garden" z II Wojny Światowej. Po jednej stronie mieliśmy wojskowego idiotę z przerostem ambicji, niejakiego Montgomery'ego a po drugiej naszego Sosabowskiego. Nie będę tutaj wrzucał historycznych opracowań - sami sobie znajdźcie w necie.
Na szczęście, wczorajszy wynik był zgoła inny niż ten z września 1944r. Mimo wyraźnych prób storpedowania całej akcji przez zarząd, udało się awansować i chwała chłopakom za to.
A o tym, że niektórzy w klubie mocno się starali, żeby pokrzyżować plany trenerowi świadczą wypowiedzi ludzi, którzy są blisko Celtiku. Nie wiem, czy wiecie, ale Legia nie tylko w ogóle nie rozmawiała z Juranovicem na temat ewentualnego pozostania u nas ale nawet nie negocjowała kwoty odstępnego ze Szkotami. Kibice The Boys twierdzą, że klub był przygotowany na długie negocjacje i finalną kwotę pon. 4 mln euro i byli mocno zdziwieni, gdy już pierwsza kwota została zaakceptowana na Ł3. Najwyraźniej, nasi chcieli się pozbyć Chorwata jeszcze przed meczem rewanżowym.
Trochę takie słodko-gorzkie to zwycięstwo. Niby jest radość ale jak człowiek sobie pomyśli, jak bardzo nie jesteśmy kadrowo gotowi na grę na 3 frontach, to skóra cierpnie.
Wnioski: kto jeszcze nie ma, a może, niech kupi karnet. Można było słusznie przez minione lata żyć w przekonaniu, że nie warto, bo i tak inwestycja się zmarnuje przez zatrudnianie w Legii osób niewłaściwych i niefachowych. Ale tym razem, zatrudniono człowieka właściwego. Więc pieniądze się nie zmarnują. A i zawodnikom warto podziękować, bo wykazali wielką waleczność, serce, dyscyplinę, wyrosło kilku nieoczywistych bohaterów, czasem na pojedyncze mecze, czasem na więcej. I to też jest objaw roboty trenera.
Jeszcze taka obserwacja. Przy golu na 1-1 Ondrej Kúdela (nr 15) mógł przeciąć wrzutkę, zdejmując piłkę z głowy Emreliemu. Ale był tak skupiony na pilnowaniu Tomasa Pekharta, zgodnie z regułami sztuki stojąc przed nim, że nie przeciął. To jedna z najfajniejszych akcji Legii, jakie od dawna widziałem. Tylu zawodników w niej uczestniczyło. Po prostu, zespół.
Lecz dalej tak słodko nie będzie.
Bartłomiej ( jako jedyny) był na lotnisku witając powracającą drużynę po meczu w Pradze. Wypytałem go o kolejność w jakiej kto wychodził z samolotu ,w jakiej opuszczał lotnisko i w jakiej wsiadał do autokaru. Jest to jedna z metod badania interakcji, której nauczyłem się w trakcie treningu interpersonalnego . Mianowicie chodzi o to,że ludzie niejako podświadomie ustawiają się wobec siebie w odległościach świadczących o bliskich lub odległych relacjach . Otóż z samolotu najpierw wyszli panowie Mioduski i obok niego Kucharski, potem drużyna ,a na końcu Michniewicz. Przy wychodzenie z lotniska i wsiadaniu do autokaru najpierw szło kilku piłkarzy z Abu Hanną na czele, potem przerwa i Mioduski z Kucharskim, potem znowu zawodnicy , sztabowcy i na końcu Michniewicz rozmawiający przez komórkę. Kiedy do tej obserwacji dodamy wypowiedzi panów Mioduskiego i Michniewicza to jasnym się staje,że relacje pomiędzy nimi są na pograniczu chłodu i zimnej wojny. Nie wchodząc w głębsze rozważania należy uznać sytuację za anormalną i winić o jej istnienie obie strony. Niestety Mioduski przejawia w zachowaniu oraz wypowiedziach cechy znane z psychologii, a nazywane potrzebą kompensacji frustracji, deprywacją oraz zaborczością. Osobnicy sfrustrowani reagują na swój stan niechęcią lub agresją o czym potocznie mówi się,że mają pretensje do posłańca przynoszącego złe wieści. Deprywacjo to inaczej potrzeba znaczenia , przypisywanie sobie wszystkich zasług , zaś zaborczość to swego rodzaju przymus wewnętrzny decydowania o wszystkim i wrogi stosunek do osobników przejawiających niezależność. Z drugiej strony Michniewicz przesadza z krytyką władz klubu , którą Mioduski bierze jako skierowaną pod swoim adresem i pewnikiem byłby bardziej wobec niej spolegliwy, gdyby Michniewicz nie był zblatowany ze Stanowskim i jemu tych wynurzeń nie szczędził. A Mioduski Stanowskim gardzi i ma ku temu bardzo poważne, także osobiste powody. Wydaje się ,że nie było i nie ma komunikacji pomiędzy Zarządem, Dyrektorem Sportowym a trenerem co w moim przekonaniu było główną przyczyną tego,że Legia nie awansowała do LM. Trener zgłaszał potrzeby niewielkiego wzmocnienia zespołu co było lekceważone. Myślano jak indyk o niedzieli , któremu w sobotę łeb obcięli.
Nie ulega bowiem wątpliwości,że jeżeli Skorża nie wpadnie znowu w pułapkę demagogii to Lech raczej będzie Mistrzem i jeżeli dokona zimą 3-4 kierunkowych wzmocnień to może awansować do LM.I to może być ta cena jaką Legia zapłaci za dzisiejsze kunktatorstwo i wzajemne obrażanie się rodem z piaskownicy.
Trener Michniewicz przed wczorajszym rewanżem miał poważny ból głowy co zrobić,aby zapewnić bezpieczeństwo własnej bramki,a z drugiej zagrażać bramce rywali. Wybrał wariant gry w praktycznym zestawie 7-1 ( Josue) - 2( Luquinhas, Emreli). W zasadzie nie miał innych możliwości , bowiem wybór graczy zdolnych do poważnego zaatakowania przeciwnika był minimalny, a został silnie ograniczony kontuzją Kapustki. W systemie preferowanym przez naszego trenera wśród dwóch ofensywnych pomocników grających za napastnikiem jeden powinien spełniać rolę wybieganego łatacza dziur , a takiego w kadrze zabrakło. Wybrał więc z musu wariant gry na rozgrywającego , który jednocześnie potrafi utrzymać się dłużej przy piłce w środkowej strefie boiska. I na tym tle powstaje nowe pole do konfliktu, bo Kucharski wmawia Mioduskiemu ,że sprowadzeni gracze to gwiazdy wzmacniające drużynę. Ta sytuacja jako żywo przypomina tę sprzed 11 lat pomiędzy Jóźwiakiem i Skorżą tylko,że Maciek ulegał naciskom,a Czesław robi swoje. U Skorży niegotowi do gry w I zespole zawodnicy psocili i knocili ,a Michniewicz każe im ćwiczyć na bocznym boisku. Większość z tych sprowadzonych , gdyby nie kontuzje, kartki i odejścia trawy na boisku, na dziś by nie powąchała.
Mecz od początku był nie tyle twardy, ile brutalny. I to z obu stron.Czerwona kartka jaką sędzia słusznie ukarał zawodnika Slavii nie ostudziła wybujałego temperamentu zawodników. Nie było to więc przyjemne dla oka widowisko. Przy tej okazji trzeba napiętnować to co ględził przy tej okazji ten dureń Węgrzyn. W przepisach nie ma mowy o winie w postaci nastawienie psychicznego , ani też nie bierze się pod uwagę skutku nieprawidłowego zagrania ( faulu). Nie mówi się, poza jednym przypadkiem o zamiarze . Liczy się tylko stopień naruszenia przepisów gry. Zagranie Czecha wobec Martinsa było brutalne z użyciem nadmiernej siły co musi skutkować wykluczeniem z gry. Na marginesie wypada jednak zauważyć, że gdyby Martins był oparty całym ciężarem ciała na zaatakowanej nodze to kość byłaby nieuchronnie złamana.
Zawodnicy naszego zespołu już w Pradze odstawali poziomem wyszkolenia od piłkarzy Slavii i musieli te braki nadrabiać cechami fizycznymi oraz wolicjonalnymi. Przy czym obie te właściwości są trudne do pogodzenia, bo z jednej strony mamy do czynienia z ambicją, ofiarnością, wybieganiem, agresją , zaangażowaniem, a na drugiej szali muszą być prezentowane takie cechy jak spokój, rozwaga, cierpliwość i konsekwencją. W końcówce I połowy zabrakło nam koncentracji i ostrożności , ale też nie potrafiliśmy wyzyskać przewagi jednego zawodnika. Widać było ,że nasz zespół nie był przygotowany na taki wariant i grał to co ustalono przed spotkaniem. A trzeba było zwiększyć intensywność gry zmuszając rywali do biegania i tym samym podwyższając ryzyko popełnienia przez nich błędów w ustawieniu, kryciu itp. Można tylko wyrazić zadowolenie, że oni skarcili nas kiedy jeszcze mieliśmy całą drugą połowę na korektę.
Bramka strzelona przez rywali był również efektem niezabezpieczenia pustej dziury przed naszym polem karnym. To powinno być podstawowym zadaniem Slisza, który grając z przodu jest nieproduktywny . Podobna sytuacja miała miejsce w Pradze, ale to w Warszawie rywale to nasze lekceważenie bezpieczeństwa wykorzystali. Bowiem myśmy się z tej strony nie zabezpieczyli. Wszystko skończyło się szczęśliwie, ale takich niedoróbek musimy się wystrzegać.
Mówi się,że system sam nie gra,ale wczoraj wbrew tej tezie on zagrał. W 56 minucie trener zdejmując z placu gry Hołownię i wprowadzając Pekharta zmienił ustawienie z 3-4-1-2 na 4-4-2 i to był strzał w dziesiątkę. Wcześniej osamotniony w ich polu karnym Emreli był dość łatwo powstrzymywany , ale z chwilą wejścia w strefę ataku Czecha rywale musieli poluzować krycie. Co Emreli skutecznie wykorzystał.
Ciesząc się z wyeliminowania trudnego i faworyzowanego rywala nie wolno popadać w euforię , gdyż widoczna była różnica w wyszkoleniu techniczno-taktycznym, ale też w ograniu z klasowymi rywalami na każdym poziomie i prawie u każdego naszego zawodnika.Takie elementy gry w naszym wykonaniu jak : dryblingi, zwody, podania na dobieg, kombinacje były dużą łatwością powstrzymywane. Gorzej rywalom szło z grą w obronie od czasu zmiany systemu gry.
Pewnym ułatwieniem dla naszej drużyny była niezrozumiała z punktu widzenia ekonomii wysiłku ustawiczna gra zespołu Slavii na czas. Toż to czas grał na ich niekorzyść, bo musieli nadrabiać bieganiem brak jednego zawodnika i to prawie od początku meczu.Dla nas korzystnym był to, że nie stosowali arytmii gry zmuszając nas również do nadmiarowego biegania . Czyli rywal był daleki od doskonałości w dziedzinie taktyki i pewno też nie spodziewał się,że przyjdzie mu grać w mniejszej obsadzie personalnej. Różnica jest taka,że nasz trener zareagował na zmianę okoliczności , a trener Slavii pozostał na opracowanych pozycjach. Które okazały się stracone, mimo,że nasz zespół w ostatnich minutach meczu zupełnie bez sensu cofnął się do zmasowanej obrony .
Warto zaufać TRENEROWI-FACHOWCOWI. To Michniewicz przygotował, opracował taktykę, dobrał wykonawców i pomógł drużynie. Trzeba nauczyć się cenić ludzi " dobrej roboty", a nie tych co łudzą gładkimi i pustymi słówkami.
I taki z tej pisaniny morał wynika.
jak wyciągnąć wnioski o relacjach na linii trener dyrektor sportowy lub prezes na podstawie kto kiedy i z kim z samolotu wychodził - jasnowidz?
Napiszę tylko ze na nic tak nie czekałem jak na Twój pomeczowy komentarz . Serio.
A ja oczywiście doceniając przygotowanie merytoryczne i kunszt trenerski Michniewicza dalej uważam ze Vuko to był ten nasz Sir Aleks tylko trzeba było dać mu czas .
Wiem też że Michniewicz to najemnik, a Vuko był cały nasz. I tak myśle czy właśnie nie w tym był problem . W tym klubie osoby sercem oddane klubowi chyba nie są miłe widziane .
Grupa silna , szanse na punkty rankingowe małe, ale przecież Slavia tez miała być za mocna , a zrobiliśmy X1