- Kategoria: Wokół boiska
- gawin76
Legia - Widzew 2-1: Trud i ulga
Legia wykorzystała szansę na zmniejszenie dystansu do lidera Ekstraklasy. Zwycięstwo nad Widzewem przyszło naszej drużynie z ogromnym trudem, ale legioniści uniknęli straty punktów dzięki trafieniu Wszołka w końcówce meczu. W pierwszej połowie trafił Kapustka, jednak goście szybko odpowiedzieli. Na odrobienie strat po trafieniu Wszołka zabrakło im już czasu i umiejętności.
Skład Legii wyglądał następująco: Tobiasz – Wszołek, Pankov, Kapuadi, Vinagre – Augustyniak – Chodyna, Kapustka, Morishita, Luquinhas – Gual. Goście rozpoczęli w składzie: Gikiewicz - Kastrati, Żyro, Silva, Kozlovský - Álvarez, Shehu, Kerk - Sypek, Rondić, Cybulski.
Podobnie jak w minioną niedzielę przeciw GKS-owi, i tym razem Legia niezbyt dobrze rozpoczęła mecz. Nasza drużyna ospale konstruowała ataki i nie potrafiła zdominować przeciwnika. W 8. minucie goście zmarnowali dogodną okazję po dośrodkowaniu Kerka z rzutu wolnego. W 13. minucie Legia miała okazję na wyprowadzenia szybkiego ataku, ale Augustyniak zwolnił akcję i wreszcie zakończył ją nieudanym strzałem. W 14. minucie w końcowej fazie swój atak zepsuli z kolei goście. W 22. minucie Tobiasz w ostatniej chwili wyłuskał piłkę spod nóg Sypka. W 26. minucie Gual podał piłkę do Chodyny, ten uderzył z ostrego kąta, jednak niecelnie. W 30. minucie w trudnej sytuacji niecelny strzał oddał Gual. W 33. minucie Gikiewicz nie miał problemu ze złapaniem piłki po strzale Luquinhasa. W 36. minucie Legia objęła prowadzenie. Dwukrotnie w jednej akcji szczęścia próbował Kapustka i za drugim razem uderzył tak precyzyjnie z linii pola karnego, że Gikiewicz nie miał nic do powiedzenia. W 41. minucie goście wyrównali. Widzew wyprowadził kontrę. Tobiasz odbił strzał Cybulskiego, ale piłka wróciła do zawodników gości. Álvarez wypatrzył Kerka i Niemiec z bliska dopełnił formalności. W doliczonym czasie gry Gikiewicz odbił piłkę po strzale głową Morishity.
Do przerwy było 1:1. Martwił wynik, martwił też brak energii i pewności siebie w grze Legii.
Początek drugiej połowy nie różnił się od pierwszej części meczu. Legia starała się atakować, ale gra jakoś nie kleiła się legionistom. W 51. minucie Gikiewicz złapał piłkę po płaskim strzale Luquinhasa. W 53. minucie Rondić uderzył z kilka metrów nad bramką po niepewnej interwencji Tobiasza po rzucie rożnym. W 65. minucie Çelhaka i Urbański zastąpili Augustyniaka i Luquinhasa. W 70. minucie żółtą kartkę ujrzał Kapuadi, który zatrzymał faulem szarżującego Álvareza. Do rzutu wolnego podszedł sam Álvarez, na szczęście trafił w słupek. W 74. Kapustka uderzył nad bramką. W tej samej minucie Nsame zmienił Guala. W 78. minucie Tobiasz odbił piłkę po groźnym strzale zmiennika Hamulicia. W 83. minucie Vinagre uderzył z dystansu. Gikiewicz z najwyższym trudem wybił piłkę na rzut rożny. Po tym stałym fragmencie Legia odzyskała prowadzenie. Ze strzału Çelhaki wyszła asysta, a piłkę do bramki gości skierował głową Wszołek. W 90. minucie boisko opuścili Vinagre i Chodyna, w miejsce których do gry weszli Kun i Szczepaniak. W doliczonym czasie gry żółtą kartkę ujrzał Kapustka. Widzew nie zdołał już zagrozić bramce Tobiasza.
Widzew postawił na defensywę i grę z kontry. Legii grało się bardzo ciężko, piłka głównie krążyła po obwodzie, a sytuacji strzeleckich było jak na lekarstwo. Nasza drużyna nie miała pomysłu na przełamanie obrony gości, w dodatku wyraźnie słabszy dzień miał Vinagre, przez co cała lewa strona wyglądała gorzej niż zwykle. Na szczęście ofensywna niemoc zespołu tym razem nie doprowadziła do straty punktów.
W czwartek kolejny mecz na Łazienkowskiej. W trzeciej kolejce fazy ligowej Ligi Konferencji do Warszawy przyjedzie białoruskie Dynamo Mińsk. W przyszła niedzielę arcyważny wyjazdowy mecz z Lechem w Poznaniu.
W Poznaniu z rotacją czy bez każdy wynik byłby i tak możliwy, pozostaje mecz czwartkowy i tu mnie bardzo interesuje wyjściowa jedenastka. Z jednej strony ten mecz może zagwarantować puchary wiosną, z drugiej w niedzielę jest prestiżowy pojedynek za „sześć punktów”?
Miejmy świadomość,że nikt nie potrafi odróżnić szczęścia od talentu.Tym co pozwala odróżnić jedno od drugiego jest upływ czasu , a mianowicie czy zawodnik w dłuższym okresie czasu potrafi potwierdzić ponadprzeciętne umiejętności i odpowiadające im wyniki czy też nie . Równocześnie zauważamy ,że im dłuższy okres obserwacji tym amplituda albo się rozwiera ,albo zmierza ku uśrednieniu.To ostatnie można wyjaśnić w sposób przyczynowo-skutkowy. Ten kto ma talent ( przyczyna) ma mniejsze wahania formy w dłuższym przedziale czasowym ( skutek). Jednak efekt uśredniania występuje zawsze i wszędzie, chodzi tylko o to , na jakim poziomie on się odbywa. Dlatego też musimy zrozumieć,że nawet u zawodników wielce utalentowanych występują wahania "formy" i nie muszą one mieć związku z uleganiem presji, spadkiem sił, niesportową postawą itp , podczas kiedy działa tu prawo powrotu do średniej. To dlatego uznani trenerzy najbardziej cenią nie tych , którzy w jednym występie notują wyskok, ale tych, co potrafią trzymać wysoki poziom w wielu spotkaniach..
Jednocześnie musimy sobie uświadomić ,że w piłkę nożną grają ludzie ,a nie cyborgi czy inne automaty. A gracze nie tylko potrafią udanie kopać piłkę, przewidywać przebieg boiskowych wydarzeń itd itp - lecz mają też odmienne charaktery i w różny sposób podchodzą do relacji z kolegami z drużyny i trenerami,a to nie mniej ważne w kontekście wyniku , niż celne 60 metrowe podanie . W wielu klubach , a zaczął się ten trend od tych z Danii, zawodników oceniano nie tylko pod kątem statystyk ,ale i profilu osobowościowego . Temu celowi służyły testy , z których najprostszy jest ten jako ściągnął z Midtjylland trener Stawowy a za nim stosuje wielu naszych trenerów polegający na tym,że zawodnicy piszą na kartkach z kim chcieliby wystąpić, a z kim nie w najbliższym spotkaniu. We współpracy z psychologiem badano zalety i wady osobowościowe zawodników, nie tylko pod kątem doboru do składu , ale także ,aby pomóc im wyeliminować funkcjonalne wady dyskwalifikujące .
Piszę o tym , bowiem od niedawna do sztabu Legii dołączyła psycholog dr Adriana Zagórska - Pachucka , która w rundzie jesiennej zajmuje się tylko tymi, którzy sami się zgłoszą lub skieruje kogoś do niej trener ,a w przerwie zimowej i wiosną stanie się członkiem sztabu odpowiedzialnym za rozwój osobowościowy zawodników w aspekcie zespołowości.To bardzo obszerny temat i pewno za tydzień zdań kilka o nim skrobnę. To dalszy ciąg profesjonalizacji pracy szkoleniowej w Legii .
W 1977 roku prof. Stanisław Barańczak napisał świetną rzecz pt; "Sztuczne oddychanie " , jako symbolu istnienia PRL , tak i o Widzewie można rzec,że jest światłem odbitym od zaprzeszłych sukcesów ,a sztuczność polega na tym,że kibice niejako tamten Widzew z przełomu lat 70-tych i 80-tych utożsamiają z tym marnym , prowincjonalnym klubikiem jakim jest aktualnie.
To mitomaństwo Widzewa zaczyna od ustawienia 4-3-3, jakim grają najlepsi ,a do ich kadry pasuje jak pięść do oka. Ten system jest owszem eklektyczny ,ale jednocześnie stawia bardzo wysokie wymagania zawodnikom, zwłaszcza drugiej linii, którzy muszą być wszechstronni, tak samo mocni w destrukcji jak i konstrukcji. Bufonadą popisał się b. zawodnik Legii ( głównie rezerw) niejaki Mateusz Żyro, który był rzekł,że Widzew przyjeżdża do Warszawy po pewne 3 punkty.Tenże Żyro jawnie zaświadcza o niskiej jakości piłkarzy Widzewa,jako jego kapitan i "asior", bo przecież w Legii się nie nagrał i przed 7 laty został wypożyczony do Wigier,aby bez żalu zostać oddanym do Miedzi.
A przy tym Widzewiacy tej wygranej z Legią usiłowali dokonań prymitywną metodą puszczonej sprężyny czyli cofaniem się pod bramkę,aby po odzyskaniu piłki ruszyć szturmem do przodu. Tą metodą bramki nie zdobyli, bowiem to nasi zawodnicy im pomogli : Lugiunhas nie skrócił odległości w bocznym sektorze do Vinagre, a Augustyniak nie przeciął długiego podanie po przekątnej .Spóźnione zajęcie pozycji w strefie przez środkowych obrońców było efektem wcześniej popełnionych błędów.
Jednak zdobyta bramka rozzuchwaliła rywali do tego stopnia ,że uznali ,że Legię wczoraj na tyle bolą zęby , że ugryźć ich nie ma czym. Szczęśliwie się pomylili .
Na tle zakompleksionego rywala nasz zespół wypadł jak przysłowiowa baba z wozu czyli nieszczególnie . Trener Feio zaskakuje konsekwencją i w zmienionym (na szczęście ) ustawieniu i w niezmiennym składzie . To zaskoczenie tyczy tego,że kilku wcześniej sprawdzonych z dobrym efektem zawodników uporczywie trzyma na ławie. Przyznam ,że w obliczu spotkania z Lechem wolałbym, aby najbardziej obciążeni graniem Vinagre, Kapustka, Morishita czy Pankov nieco odsapnęli . Być może Feio planuje większe rotacje w meczu z Dynamem Mińsk.
Taki sposób prowadzenia zespołu przydaje pewności siebie , takiego przekonania ,że zawsze da się radę, ale odbywa się to , tak jak wczoraj czy meczu z Miedzą , kosztem intensywności i pełnego zaangażowania. Kilku zawodników niejako instynktownie wybiera wariant wypoczynkowy . Efektem takiej postawy we wczorajszym spotkaniu było stanowczo za dużo przestojów, za długie oddawanie inicjatywy rywalowi, pozwalanie na przeprowadzanie kilkupodaniowych akcji zaczepnych .
Nie lubię oceniać zawodników indywidualnie po pojedynczych meczach , chyba,że wyróżniają się na plus , lub na minus , bo futbol , jak wiadomo , to gra zespołowa. Lecz właśnie wczoraj , nie pierwszy raz, z punktu widzenia zespołowości muszę zganić Luquinhasa , który z jednej strony pokazuje się do gry,ale z drugiej zbyt często , zbyt szybko i zbyt łatwo traci piłki przez co łamie łańcuch sekwencyjny i marnuje wysiłek kolegów. Co z tego,że przechodzi z piłką przy nodze pomiędzy liniami, jak nie ma z tego pożytku . Mnie nieco dziwi ,że Feio nie stosuje wariantu Berga ,w którym Brazylijczyk byłby znacznie lepiej wykorzystany . Przeciwko takim drewienkom jak środkowi obrońcy Widzewa można by grać na dwóch -trzech dobrych technicznie , będących blisko siebie w polu karnym rywali naszych zawodników. Przecież mamy przydatnych do takiej krótkiej gry właśnie takiego Luquinhasa, a i Gula , Kapustkę lub Alfarelę. Rywale byli w obronie sprawni, ofiarni , dobrze zorganizowani , zgrani , więc trzeba było częściej próbować ich naruszyć sposobem , chytrością, techniką - gnębiąc , rozbijając jądro gęstwiny od środka.
Bo jak nie można od przodu , to trzeba próbować od tylca .
Generalnie nasze akcje były niedopieszczone . Gra z pierwszej piłki ma swoje uroki pod warunkiem ,że albo piłka celnie trafia pod nogi partnera, albo do zagranej na wolne pole jako pierwszy dopada kolega z drużyny.Ale większość trenerów , na podstawie statystyk, woli,aby ich zawodnicy podawali piłkę po jej uprzednim przyjęciu i ocenie ustawienia partnerów i rywali . Podobnie jest ze strzałami na bramkę. Statystycznie korzystniej jest wypracować sytuację strzelecką, niż strzelać w kierunku bramki licząc na farta - co nagminnie z miernym skutkiem odczynia Augustyniak.
Naszym graczom najlepiej wychodziło bieganie z piłką do przodu śladem cofających się rywali,bo jak tamci stawali w strefach obronnych to nagle cały animusz z Legionistów wyparowywał . Jedną z przyczyn tej defektywności było to co potocznie nazywamy gubieniem stref. System 4-3-3 jest wymagający również w tym sensie ,że każdy zawodnik musi wypełnić funkcje przypisane do gry na danej pozycji i nie będzie działał należycie jak np.skrzydłowy będzie cofał się do obrony ( Morishita) , boczny pomocnik ( Luquinhas) zapomni wrócić na swoją połowę po stracie piłki a np. napastnik ( Gual) będzie schodził do boku itd itp.
Trener Feio swoim zwyczajem w okolicach godziny gry zdjął z boiska tych, którzy prezentowali się poniżej średniej licząc na podniesienie poziomu gry i po raz kolejny się nie przeliczył.
Sędzia Damian Sylwestrzak starał się panować nad wydarzeniami podejmując szybkie , zdecydowane decyzje i nie pozwalając na ich kwestionowanie - co zawsze korzystnie wpływa na przestrzeganie zasad gry przez zawodników. Nie rozczulał się także nad narzekającymi na parszywy los piłkarzami Widzewa udającymi ,że byli zbyt brutalnie potraktowani przez Legionierów. W I połowie nie pokazał nikomu żadnej kartki, mimo ,że gdyby tak ze 3 razy sięgnął do kieszonki to by się nie pomylił. . I gdyby w tym zapomnieniu o posiadaniu karteczek wytrwał do końca to by zasłużył na wysoką notę. Nie wiadomo co mu się pod koniec meczu odmieniło , czy doznał pomroczności czy nagłego uczulenia na barwy zielone, czerwone lub czarne , bo 3 razy karał naszych i 3 razy niezasadnie , nie dlatego ,że nie miał prawa ,ale dlatego ,że za poważniejsze przewiny wcześniej - na tak niedorzeczne pomysły nie wpadał.
W sumie Sylwestrzak znowu pośliznął się na Legii .
Legia wygrywa , co cieszy ,ale nie gra przekonywająco , co martwi , ale jedno napawa otuchą ,że nasz zespół walczy do końca o korzystny wynik.