A+ A A-
  • Monrooe
Hmm, szczerze mówiąc mam problem z powyższym tekstem. Autor, debiutujący na łamach czarnej-eLki, czarnuch (swoją drogą gratulacje i brawa) stawia jak rozumiem tezę, że tak źle ze wprowadzaniem młodych to jeszcze nie było. Nie powiem ciekawa teza, o której można by dyskutować godzinami, gdyby nie jeden, zasadniczy moim zdaniem szczegół – mianowicie na tą chwilę, nie ma za bardzo o czym dyskutować. Proszę mi wybaczyć, ale podsumowywanie jakiegokolwiek procesu po tak krótkim okresie czasu nie ma moim zdaniem żadnego uzasadnienia. Szczególnie mając na uwadze okoliczności, które w tym wypadku mają ogromne znaczenie. Po pierwsze i w zasadzie najważniejsze, jak wspomniał już a-c10 Henning Berg przybył tu w jasno określonym celu. Miał nie tylko zdobywać trofea na krajowym podwórku, bo jego poprzednik robił to co najmniej tak samo dobrze, ale też dać zespołowi jakość w Europie. Dodatkowo miał wprowadzić profesjonalny model pracy, który zostanie rozpropagowany w całym klubie. O ile to pierwsze zadanie wypadło pomyślnie (ale to i tak pierwsze koty za płoty), o tyle na razie musimy pokusić się o stwierdzenie, że w tym drugim aspekcie idzie już znacznie gorzej. Niemniej jednak podciąganie tego nieudanego jak na razie eksperymentu przekształcenia systemu szkolenia pod całokształt pracy z młodzieżą nie ma większego sensu. Po drugie, zanim przystąpimy do oceny pracy sztabu szkoleniowego warto byłoby się zastanowić, czego tak naprawdę oczekujemy, nie zapominając jednocześnie, czego oczekiwać powinniśmy lub po prostu, czego oczekiwać możemy. Zastanówmy się, czy znamy jakiś klub, który wychowanków produkuje seryjnie? Ja przyznam się, że niewiele potrafię wydobyć z czeluści mojej pamięci, a już takich, które przy okazji należą do topowych jedenastek w kraju nie znam prawie w ogóle. Na pewno Ajax Amsterdam, ale pamiętajmy, że amsterdamczycy są klubem, który za wybraną przez siebie drogę zapłacili wieloletnią dominacją PSV (ciekawe ilu z nas byłoby gotowych zapłacić taką cenę), na drugie miejsce niejako z konieczności wysuwa się Olimpic Lion, niedawny francuski hegemon, który słono płaci za lata wielkiej chwały (ciekawe na ile starczy sił by utrzymać ten pierwszy rzut młodzieży, bo kasy wciąż brak). I tu ta krótka wyliczanka się kończy, bo już o Barcelonie, która świetnie pracuje z przywożoną z całego świata młodzieżą (za co właśnie odbywa zasłużoną karę), ciężko powiedzieć, że żyje z wychowywania swoich piłkarzy. Skąd więc przeświadczenie, że takim klubem może stać się Legia? Bo głośno o tym mówią nasi działacze? Od kiedy to pragnienia naszych włodarzy mają moc sprawczą? Nie wydaje mi się aby do tego doszło, no chyba, że ja o czymś nie wiem? Na razie jednak rozróżniam nasze chęci od naszych możliwości. I nie zmienia tego stanu rzeczy fakt, że robimy bardzo wiele aby ten sen o złotodajnej rzece wychowanków się ziścił. Niemniej jednak bardzo daleki jestem od zero/jedynkowego zestawiania osoby pierwszego trenera z faktem wychowywania zastępu młodych piłkarzy. Bo iluż wspaniałych wychowanków dorobił się Alex Ferguson w ciągu swoich, zwieńczonych sukcesami, 27 lat pracy w Manchesterze United? No cóż, prawda jak zwykle leży pośrodku. Aby mieć wychowanków, trzeba mieć odpowiedni narybek. O ile CTP wciąż nie może przeboleć „straty” Michała Efira, a iocosus wciąż wzdycha do talentu Grzegorza Tomasiewicza, o tyle bolesna prawda o naszych „szalenie utalentowanych” jest taka, że jak na razie żaden z nich nie wypłynął na szerokie wody futbolu (odnośnie Tomasiewicza to mocno naciągana teza, bo czas, jaki dostał nie jest wymiernym wskaźnikiem – niemiej jednak widać, że na grę na dorosłym poziomie jest zdecydowanie za wcześnie). W powyższe zestawienie wpisują się jeszcze Szumski, Kopczyński, Gąsior, Cichocki i cała plejada mniej znanych „utraconych” talentów z Łazienkowskiej 3. Nic więc dziwnego, że mając problemy z własnymi szukamy wszędzie w około. I tu dochodzimy do Szwocha, czyli bohatera tekstu, do którego się odnoszę. W ściągnięciu utalentowanego ofensywnego pomocnika Arki Gdynia nie widzę nic zdrożnego, tak samo jak w fakcie, że ów chłopak nie zaistniał właściwie w podstawowym zespole prowadzonym przez szalonego Norwega. Dlaczego? Ano dlatego, że powodów takiej, a nie innej sytuacji może być mnóstwo. Zacznę od tego, że jeśli dorosły facet, tak zwany doświadczony ligowiec, jak nie przymierzając Jodłowiec, czy Brzyski musi przystosowywać się przez pół roku, to dziwić może, że dwudziestolatkowi idzie to zdecydowanie oporniej? A może nie umie dać sobie rady z intensywnością gry? A może nie daje rady fizycznie, może tych może jest zdecydowanie więcej, bo przecież ile czasu do gry w zespole Legii przystosowywał się Rybus, Borysiuk, Łukasik, czy Furman? Pamiętacie? Michał Żyro kręcił się wokół zespołu dwa lata, zanim zaczął cokolwiek grać na akceptowalnym poziomie, a przecież wszyscy w Legii wiedzieli co ten chłopak potrafi. Czy mając to na uwadze, aby na pewno możemy już teraz oceniać postępy, lub ich całkowity brak u Mateusza Szwocha? Rok czasu... pamięta ktoś "doły" wspomnianego Rybusa, lub upadki "Vizira"? Po czwarte, nie zapominajmy w jakim momencie wszedł do drużyny Henning Berg ze swoją ekipą. Właśnie odchodzili ostatni z wprowadzanych do zespołu młodych wilków, Łukasik i Furman, a za nimi na horyzoncie rezerw nie było widać nikogo. Owszem mówiło się o tym, czy o tamtym, ale faktem jest, że dokonawszy przeglądu kadr Norwegowie na miejsce młodzieżowców wybrali Ryczkowskiego, Wieteskę, Bartczaka i sprowadzonego z Arki Szwocha. Odpowiednio 17, 18, 19 i 20 - letni zawodnicy, dla których (poza Szwochem – choć, o czym pisałem Mateusz również zaliczył przeskok) gra wśród dorosłych zawodników to kompletne nowum. Zdając sobie sprawę z minusów takiego rozwiązania, sztab szkoleniowy Henninga Berga z premedytacją wybrał piłkarzy „z przeskokiem”, zupełnie pomijając znajdujących się w zespole rezerw zawodników (no, może Bartczaka należałoby zaliczyć do grupy rezerwistów, ale proszę zwrócić uwagę na jego staż w rezerwach). Dlaczego? Warto byłoby się zastanowić, wskazówką niech będzie fakt, że wybrani zawodnicy zaczęli pracę nad przygotowaniem fizycznym od podstaw z obciążeniami pozwalającymi marzyć o rywalizacji w poważnym futbolu. Dziś ciężko stwierdzić, czy któryś z tych piłkarzy faktycznie zaistnieje i wpisze się w wymarzoną przez włodarzy ścieżkę, ale już teraz każdy z tych chłopaków wie jak wielka jest różnica pomiędzy piłką juniorską a dorosłym futbolem. Nie zmienia to faktu, że wciąż są na samym początku drogi i ocenianie ich po roku przebywania na dorosłej ścieżce nie wydaje mi się najlepszym rozwiązaniem. W tym wieku każdy mecz, każdy trening może oznaczać zarówno rozkwit, jak i upadek. Kontuzja, zły czas w szkole, problem z dziewczyną, to wszystko ma wpływ na postawę młodego chłopaka, który z dnia na dzień może zgasnąć, lub zaświecić pełnym blaskiem Problemem jest skala. My mamy naszą czwórkę podczas gdy w wymienionych klubach z Amsterdamu, Lyonu, czy Katalonii mają takich trzydziestu. W Amsterdamie patrząc na Milika śmieją się z Bayeru Leverkusen, natomiast w niemieckim klubie wskazują na Hakana Calhanoglu, a oglądając bramki strzelane przez Heung-Min Sona nie bardzo rozumieją zamieszanie wokół polskiego napastnika. Czy w takich warunkach możemy wraz z autorem mówić o tym, że tak źle jak teraz to jeszcze nie było? Nie wydaje mi się – ba, jestem wręcz przekonany, że nie jesteśmy jeszcze uprawnieni do stawiania tak odważnych tez. Jest zdecydowanie za wcześnie. ps: niektórych zawodników pominąłem w swojej wyliczance, skupiając uwagę na tych najbardziej obiecujących. Po prostu niektórzy jak Moneta zawiedli, lub jak Kalinkowski zupełnie nie przekonują, natomiast Misiak, czy Makowski nie zdążyli zaistnieć. psII: Natomiast odnośnie planowania rozwoju zespołu to nie zapominajmy, że rynek młodych talentów jest w naszym kraju tak ubogi, że bierze się to co jest, a nie to czego się szuka. Stąd też budowanie nad Wisłą kadry młodzieżowej a dorosłego zespołu to dwie zupełnie oddzielne sztuki. Dlatego też najczęściej jedno nie zachodzi na drugie, to raczej równoległe przedsięwzięcia.
This is a comment on "Szwochinho"