A+ A A-
  • Zbyszek
W mediach przed wczorajszym spotkaniem z Argentyną nastąpił wręcz wysyp różnych wypocin , rzekomo analitycznych, co musi,a co może się zdarzyć, aby nasza reprezentacja "wyszła" z grupy.Przyznam,że było tak samo śmieszne, jak wkurzające, lecz jednocześnie zmuszające do refleksji nad kondycja patopismactwa. Nie można twierdzić,że takie "analizy" są całkowicie pozbawione sensu,ale w sytuacji naszego zespołu były nielogiczne,a przez to idiotyczne.Bowiem takie "analizy" mogłyby mieć logiczne uzasadnienie wyłącznie w sytuacji , w której los naszej reprezentacji zależał by wyłącznie od rozstrzygnięć w drugim meczu . Tym razem awans lub nie naszego zespołu zależał prawie wyłącznie od nas. Przed wczorajszym spotkaniem to nasza reprezentacja była na pierwszym miejscu w grupie i to rywale niejako zależeli od naszej drużyny. Nikt naszej reprezentacji awansu nie darował , to nasz zespół sam awans wywalczył. Wczorajsze spotkanie anonsowane było przez światowe media jako swoisty pojedynek pomiędzy dwoma wielkimi piłkarzami : Messim i Lewandowskim. Moim zdaniem takie stawianie sprawy nie tylko nie przystaje do piłki nożnej jako sportu drużynowego,ale przed wszystkim nie oddaje zasadniczych różnic pomiędzy wpływem każdego z nich na swoją reprezentację. Otóż Messi ma decydujący wpływ na grę reprezentacji Argentyny i przez to pośredni wpływ na jej wyniki , natomiast Lewandowski ma decydujący wpływ na wyniki reprezentacji Polski, lecz tylko pośredni na naszą grę. Jest także wielkie podobieństwo polegające na tym, ze rywale Argentyny i Polski starają się nie dopuścić do pokazania walorów tych zawodników na boisku , poprzez ścisłe krycie, przeszkadzania, faulowanie. Chociaż zauważyć trzeba ,że zasady ograniczenia ich aktywności są zróżnicowane, bowiem Messi jest pilnowany na całym boisku, gdyż rywale nie pozwalają mu na nabranie rozmachu poprzez zabranie mu przestrzeni , natomiast Lewandowski jest kryty od piłki, od pola i od bramki , głównie w rejonie pola karnego rywali. Nie ulega wątpliwości ,że wczoraj ten nieco wydumany pojedynek rozstrzygnął na swoją korzyść Messi. Nie tylko dlatego,że Argentyna wygrała. Ta wirtualna przewaga Messiego wynikała przede wszystkim z tego,że wykonawcy zadania wyłączenia z gry jednego i drugiego różnili się dość zasadniczo w obu reprezentacjach umiejętnościami piłkarskimi niezbędnymi do wykonania planów.Otóż Lewandowski miał za rywali ograniczających jego pole manewru graczy klasy światowej ,a Messi potykał się z przeciwnikami ze średniej półki europejskiej, którzy na dodatek mieli poważne problemy ze sprawnym przekazywaniem krycia. I wreszcie trener Argentyny ustawia Messiego jako lidera zespołu , któremu reszta jest niejako podporządkowana, natomiast w naszej drużynie Lewandowski pełni rolę przynęty , a zmiany polegające na dodaniu jemu pomocników np. na skrzydłach stanowią pobożne życzenia. Tym samym Lewandowski jest osamotniony i jego klasa niknie w kryciu rywali ,a Messi błyszczy jakością partnerów z drużyny. Jako człek , jak to się mówi starej daty, ale obeznany z prasą, z mediami społecznościowymi od ich zarania, w tym telewizji tak od 64 lat - tylu wypowiedzi piłkarzy jak obecnie nie widziałem , nie słyszałem i nie czytałem.O ile można zrozumieć media , których jest za dużo i "muszą" walczyć wszelkimi sposobami o czytalność i oglądalność to udział w tym pokazie nicości trenera i zawodników jest wybzdyczeniem. Trudno przyjąć,aby taka nadzwyczajna aktywność medialna sprzyjała skupieniu i koncentracji niezbędnych w procesie przygotowania startowego . Nie twierdzę,że kadra ma być izolowana czy skoszarowana ,ale wolałbym ,aby zachowywano umiar. Dla mnie osobiście to o czym oni perorują nie ma znaczenia , bo ja przywykłem do oceniania ludzi po tym jak wykonują swoje obowiązki ,a nie po tym o czym ględzą. Wychodzę bowiem z założenia,że ich pracę powinniśmy oceniać, my kibice i nie możemy patrzeć na nich ich oczami , lecz swoim wzrokiem.Ten nadmiar wypowiedzi prowadzi do absurdalnej sytuacji , że to oni oceniają sami siebie, a nas raczą pustosłowiem. Ba, oni śmiertelnie się obrażają kiedy ośmielimy się ich negatywnie ocenić, zakłócić ich doskonałe samopoczucie. Powoli dokonuje się zamiana ról ,że to oni dominują w mediach ,a my jesteśmy do głosu nie dopuszczani ,że to my jesteśmy dla nich ,a nie oni dla nas.Niedostrzegalnie pozbawia się nas prawa do ocen, a jako bezdyskusyjne uznaje się samooceny, w tym ich kolesiów jako komentatorów i tzw. ekspertów.Ten stan staje się nienormalny i absurdalny ,a jego efektem paradoksalnym jest agresja w mediach społecznościowych. Ludzie bowiem nie godzą się na odwrócenie ról i im oni bardziej sobą są zachwyceni, tym ostrzej są atakowani. Poboczną obserwacja jest takie stwierdzenie, że wypowiedzi większości graczy nie świadczą dobrze o ich poziomie intelektualnym i horyzontach umysłowych. Oczywiście oni mają dobrze grać,a nie mądrze gadać, więc niech grają, a nie gadają. Ponadto wypowiedzi większości są miałkie, płytkie - tak jak by mówili, aby mówić, nie mając nic do powiedzenia,albo mówili to co, ich zdaniem , publika chce usłyszeć. W okresie dawniejszym nikt by takich gadek o niczym do mediów nie zapuszczał, bo wydawcy szkoda byłoby i miejsca w gazecie i czasu . Ja przyznam ,że czytam tylko to co poszerza moje horyzonty , więc głupotami umysłu swego nie zaśmiecam. Oglądam telewizję i słucham komentatorów i sprawozdawców tak od 64 lat , a od kiedy transmisji sportowych to nie pamiętam. Tak jak część mówiących do mnie z ekranów nazwisk pamiętam, a cześć zapomniałem.Do tej pory pozostał we mnie stosunek o sposobu komentowania wydarzeń sportowych ( np. meczów) przez ich sprawozdawcę. Po pewnym czasie , nie ukrywam, że pod wpływem słuchania Jana Ciszewskiego nabrałem najpierw podejrzliwości ,a potem pewności ,że mój stosunek do przebiegu meczu, jakości gry, postawy drużyny, jest kształtowany i zależy w dużej mierze od tego co i jak w "tych tematach" ma do powiedzenia komentator. Ale też zależy od tego , co uświadomiłem sobie po latach , jaki ja mam stosunek do danego komentującego. Bogatszy o te przemyślenia stwierdzam,że komentatorzy telewizyjni w ogromnej mierze kształtują opinie i oceny kibiców, zwłaszcza ci mówiący z emfazą, używający dosadnych określeń. Ten sam wpływ , a nawet większy, komentarze sprawozdawców mają na opinie i oceny zawodników. Mógłbym podać setki przykładów z historii naszej piłki, aż do dnia dzisiejszego,ale ograniczę się do jednego ,niejako symbolicznego, a mianowicie Włodzimierza Lubańskiego . Lubański był największym talentem w naszej piłce, którego ja nie lubiłem, bo był "katem" Legii. Od czasu debiutu w wieku 15 lat , w najlepszym ówczesnym zespole Polski Górniku Zabrze oraz od debiutu w wieku 16 lat w reprezentacji Polski był wychwalany ponad wszelka miarę, mimo ,że często grał słabiutko, był to bowiem talent wielce leniwy zasługujący na miano pracoopornego.Z tego piedestału zachwytów i uwielbienia strącił Lubańskiego właśnie Ciszewski, który widząc go schodzącego po przegranym wiosną 1971 roku meczu z MC w1/4 PZP ( 0:2) w całkowicie czystym stroju, podczas kiedy wszyscy byli czarni od błota - nazwał gwiazdora prześmiewczo i złośliwie " białym aniołem". . Zresztą w ówczesnej telewizji czarno-białej kontrast między jego wyglądem i kolegów był nader wyraźny. Jeżeli ktoś zauważył analogię do współczesności to jest to trafne spostrzeżenie. Tylko,że obecnie brak Janka Ciszewskiego, który by powiedział,że "król " jest nagi. Kiedy więc oglądamy mecze naszej reprezentacji w telewizorze to warto zadać sobie pytanie : czyimi oczami patrzymy : swoimi czy sprawozdawcy i czy czasami nie myślimy uszami ?. FIFA nareszcie przejęła się krytyką i zaniechała obsadzania meczów decydujących o wyjściu z grupy , lub tych z podtekstami sędziami niekumatymi. Ta refleksja sprawiła,że na wczorajsze spotkanie Polski i Argentyny wyznaczono sędziego z Holandii . Każdy widział ,że spotkanie było sędziowane spokojnie, bez popisowego machania łapkami,bez zbytecznej gestykulacji,bez pouczeń, bez robienia niby groźnych ,a w rzeczywistości uciesznych min - co samo w sobie było dużym plusem. Dla każdego kto trochę liznął przepisy gry ich interpretacja przez sędziego była całkowicie zrozumiała, bowiem wykazał on zrozumienie dla faktu,że piłka nożna to gra kontaktowa, a więc starcia ciało w ciało, bark w bark, wzajemne przepychania się w walce o piłkę , bez podcinania, przewracania , uderzania - nie stanowią przekroczenia przepisów. Widać było w pracy sędziego codzienne obcowanie z asystentami i obsługującymi system VAR co sprawiało,że rozumiał on ,że rola sędziego w dobie stosowania techniki uległa radykalnej metamorfozie. Obecnie sędzia piłkarski nie jest już tylko pilnującym, aby przepisy nie były przekraczane, ale stał się przede wszystkim zarządzającym obszarem jemu pomocnym ,ale też niejako za niego decydującym. To to umiejętne zarządzanie zasobami świadczy o klasie sędziego.Wczoraj sędzia co najmniej dorównał poziomem najlepszym zawodnikom występującym na boisku. Wczorajsze spotkanie było przedmiotem ogromnego zainteresowania nie tylko w Polsce i Argentynie, bowiem sytuacja w naszej grupie tak się ułożyła,że wymieniany jako jeden z faworytów do Tytułu zespół Argentyny z taką gwiazdą jak Messi był zagrożony wyeliminowaniem. Niezależnie od tej konstatacji wymiernym motywem adoracji była gra o sławę, prestiż i duże pieniądze. W takich to okolicznościach przyrody naturalnym bohaterem negatywnym lub pozytywnym jest zespół reprezentacyjny, ale także bohaterami zależnymi od sukcesu ( awans) lub porażki stają się : trener i zawodnicy. Na tegorocznym Mundialu reguła ta nie obowiązuje bramkarza Szczęsnego, który jest niekwestionowalnym bohaterem , nawet gdyby nasza drużyna odpadła z dalszej rywalizacji.Ja się nie ekscytuję tym,że ocenia się,że jest on jednym z najlepszych bramkarzy MŚ, bowiem dla mnie to on uratował nas przed porażkami z Meksykiem i AS oraz uchronił przed znacznie wyższą porażką z Argentyną. Drugim bohaterem , tym razem nieoczywistym jest trener Czesław Michniewicz, którego obrana strategia okazała się zwycięska.Można mu zarzucić straszliwie strachliwą taktykę w meczu z Meksykiem oraz dokonanie wadliwych zmian i niekorzystną zmianę ustawienia na drugą połowę wczorajszego spotkania. Oczywiście ,że można, bo papier wszystko przyjmie. Z Meksykiem pewno dało by się zagrać nieco śmielej, bardziej ofensywnie . Tylko zadajmy sobie pytanie : czy na pewno efekt byłby taki sam czy czasami nie byłby gorszy ?. Co by się stało, gdyby Meksykanie wykorzystali niezbędne w odważniejszej grze rozluźnienie naszych szyków obronnych ?. Kto da gwarancję ,że atakowanie zawsze daje wygraną lub chociaż remis ?. Podobnie wczoraj. Można przywoływać stare piłkarskie porzekadła ,że zwycięskiej drużyny się nie zmienia ( w tym wypadku remisującej do przerwy) ,że dupą nie należy szczęścia szukać, ale też trzeba by dać Nobla temu, kto by zaręczył ,że jak niczego trener by nie zmienił to wynik byłby lepszy ,a nie gorszy. Bo co to znaczy lepszy ? O tym co jest lepsze, a co gorsze przesądza porównywanie. Bo to jest czysty relatywizm ,a nie obiektywizm . W naszym wypadku o tym co lepsze zadecydował awans do ćwierćfinału Mistrzostw. Czyli wynik 0:2 okazał się wynikiem doskonałym, bo zwycięskim. Na taka imprezę jak Mundial świat nie jedzie , aby popisywać się odwagą, techniką, wirtuozerią, widowiskowością ,ale po to , aby ugrać jak najwięcej, aby awansować jak najwyżej.Na MŚ osiągnięty sumaryczny wynik jest jedynym obiektywnym kryterium oceny. Na zakończenie tym, którzy spodziewali się krytyki stylu gry naszej reprezentacji odpowiem parafrazując słowa trenera Górskiego : " Każdy ma prawo wypowiadać się o stylu gry naszej drużyny.Ja też,ale żyjemy w demokratycznym kraju i mam prawo do swobodnego wyboru i do krytyki. Więc ja się na temat stylu gry krytycznie w tych okolicznościach nie wypowiem".Smile.
This is a comment on "Biało-Czerwoni na Mundialu"