A+ A A-
  • Zbyszek
Francuzi wyleczyli nas z Kataru. Potyczki reprezentacji Polski z Francuzami w piłce nożnej wywołują u mnie wielce nieprzyjemne skojarzenia i odczucia. A to za sprawą meczu sprzed 55 lat , w którym na stadionie X lecia przegraliśmy z nimi 1;4. Wcześniej byłem na dwóch spotkaniach reprezentacji : wygranym 2:1 z reprezentacją Czechosłowacji ( ówczesny wicemistrz świata) w 1964 roku oraz zremisowanym w 1965 roku z bardzo mocnymi Włochami 0:0.Na mecz z Francją 17.09.1967 roku w ramach eliminacji do ME wybrałem się wraz z 5 kolegami z LO w Błoniu,a od pierwszego października studentami UW i PW. Przed meczem byliśmy pełni optymizmu , bo w Paryżu wiosną przegraliśmy po dobrej grze tylko 1:2 ,a ponadto na otwartym po remoncie stadionie RKS Błonie w przeddzień nasza reprezentacja juniorów pokonała odpowiedników z Francji 1:0. W ramach wkładu w doping sporządziliśmy sporych rozmiarów ( 4 na 2 metry) transparent na którym na czerwonym tle ( materiale) nakleiliśmy dużymi białymi literami napis : "Grajcie wszyscy ( u góry) , tak jak Brychczy ( u dołu)". Do tego dwa drzewce i jazda pociągiem podmiejskim na dworzec Warszawa Stadion . Po tej stronie na którą kupiliśmy bilety widzów było niewielu, więc z transparentem swobodnie staliśmy na ławkach.Nasza reprezentacja składała się z powszechnie uznawanych za najlepszych zawodników na swoich pozycjach,a wywodzili się oni z Górnika Zabrze (Kostka , Oślizło, Kowalski, Szołtysik, Lubański) , Legii ( Gmoch,Brychczy, Gadocha) oraz Polonii Bytom ( Anczok) , Ruchu Chorzów ( Faber) i ŁKS ( Suski). Niestety od początku spotkania widać było przewagę w szybkości indywidualnej , jak i zespołowej po stronie Francuzów , którzy szybko ( 13') zdobyli bramkę, odpowiedział im Mistrz Brychczy po błyskotliwej indywidualnej akcji ( 26') , ale to było wszystko i do końca spotkania byliśmy tłem dla dynamicznych Francuzów. Po tym meczu dojmującym uczuciem było rozżalenie oraz coś na kształt współczucia dla bezradnych naszych reprezentantów.Ja mam nadzieję,że po dzisiejszym meczu w Katarze będzie podobnie i media zaniechają promowania haniebnego zdziczenia, wręcz zbydlęcenia jakim raczyły nas po awansie do ćwierćfinału. Chyba wreszcie zaczniemy pojmować,że świat nie kręci się wokół nas. Wierzę także,że przestanie się robić z prymitywnych łachudrów autorytety . Jednocześnie po tamtym dojmującym poczuciu bezradności nie chcę więcej takich stanów doświadczać w sporcie , w tym w piłce nożnej. Dlatego nie przyłączyłem się do krytyki po meczach grupowych, bo nasi obroną wywalczyli awans i to był powód do dumy ,a nie do hejtu. Tak samo teraz jak odpadliśmy , z lepszymi - w meczu w którym daliśmy z siebie wszystko. Dodam tylko ,ze we wspomnianym meczu z 1967 roku w obu drużynach grało kliku znanych później trenerów : u nas : Gmoch, Kostka, Brychczy, Kowalski ,a u Francuzów : Robert Herbin, Jeans Michel, Jean Djorkaeff, i Yves Herbert. Przyznam ,że jestem wręcz zafascynowany kulturowym dorobkiem Francuzów, zwłaszcza ich literaturą i filmem, głownie z okresu mojej młodości. Niezależnie od tego podziwiam ich konsekwencję w krzewieniu demokracji, praw człowieka, dbałości o podmiotowość substancji narodowej, w tym ich antyimperializm oraz racjonalny rozsądek. W dziedzinie futbolu Francuzi byli na etapie niezorganizowania tak do początku lat 90-tych XX wieku, kiedy to otrzymując organizację MŚ w 1998 roku postanowili zreformować u siebie całość piłki nożnej, nie tylko na poziomie infrastruktury,ale przede wszystkim szkolenia . Nie mam dowodów na to ,aby znali polski program minimum wprowadzony do powszechnego szkolenia młodzieży we wszystkich klubach z początkiem lat 60-tych i kontynuowany aż do początków lat 80-tych. Francuzi poszli tym samym szlakiem, z tym,że programem minimum objęli wszystkie szczeble i wszystkie grupy wiekowe. Na czym to polegało przekonały się w połowie lat 90-tych dwie nasze czołowe gwiazdy, które trafiły do Francji, a mianowicie Czerwiec i Wieszczycki, bo kiedy oni kończyli bieg rozgrzewkowy ich koledzy kończyli trening. Efektem wprowadzenia reżimu szkoleniowego, były sukcesy reprezentacji Francji :MŚ w 1998 roku i 2018, oraz ME w 2000 roku. To z tego pokolenia zwycięzców wywodzi się obecny trener reprezentacji Didier Deschamps. Lecz nie tylko sukcesami Francja w piłce zasłynęła, bowiem odcisnęli oni swoje wyraźnie piętno na podwalinach współczesnej piłki nożnej,a przede wszystkim na jej rozumieniu. Powszechnie uważa się,że Francuzom zawdzięczamy wykorzystanie szybkości w działaniach boiskowych, co u nas propagował i propaguje prof. Chmura,wykształcenie pozycji ofensywnego pomocnika ( 10) różniącej się od wcześniejszej rozgrywającego oraz defensywnego pomocnika ( 8) , którego nazywa się "nosiwodą".Francuzi odeszli od tradycyjnych szkół, mód i systemów uważając,że podstawowym zadaniem trenerów jest właściwe pokierowanie zawodnikami tak, aby to gracze zrealizowali swój potencjał.Największą uwagę przy naborze i następnie selekcji przywiązywali do predyspozycji szybkościowych jako cechy wrodzonej. W tamtym okresie takimi szybkościowcami byli Anelka , Cisse i Thiery Henry , a dziś jest np. Mbappe. Z kolei ukształtowanie roli nowoczesnego ofensywnego pomocnika to "zasługa" genialnego Zinedie'a Zidane.To on stał się jej prekursorem i wzorem. W dzisiejszej reprezentacji udanie wciela się w tę rolę Griezman. Natomiast niedościgłym defensywnym pomocnikiem stał się obecny trener reprezentacji , jednocześnie kapitan tamtych drużyn Didier Deschamps.Jego drogą podąża obdarzony wielkimi możliwościami i wieku 22 lat kosztujący już 80 mln Euro Tchouameni. Biorąc na warsztat to co nazywamy myślą szkoleniową to we Francji ona błyszczy ,a u nas nawet się nie tli. Różnicę w wyszkoleniu technicznym większości reprezentantów ,a przede wszystkim taktycznym można było dziś dostrzec ,nawet nieuzbrojonym okiem. Grupowe mecze naszej reprezentacji spotkały się z ogromną krytyką, w której słowo "antyfutbol" wydaje się łagodne.Ja takiej krytyki nie podzielam i przyznam ,że jej nie rozumiem, bo jest ona pozbawiona elementarnego sensu. Owszem nasza drużyna w parametrach , zwłaszcza celnych strzałach na bramkę odstawała od rywali i nie ma co udawać ,że jest inaczej.Ale samobiczowanie z tego powodu wydaje się być masochizmem. Otóż ja oznajmiam ,że masochistycznym zboczeńcem nie jestem. Racjonalny namysł nad sposobem gry naszej reprezentacji musi uwzględniać możliwości wykonawcze zawodników, bo inaczej staje się gaworzeniem bobaska, któremu zabaweczka się nie podoba.Każdy zna przysłowie ,że "Tak krawiec kraje jak mu materii staje i że " Z pustego to i Salomon nie naleje" ,lecz niewielu jest zdolnych pojąć głębię ich zawartości.Ci , pożal się Boże, krytycy marzyli o porywaniu się z motyką na słońce - co wydaje się być pomysłem kretyńskim. W tej kwestii znowu za autorytet robi niejaki Hajto, który powiada ,że wolałby , aby nasza drużyna przegrała jak Dania, niż awansowała w takim stylu. Już pomijam ,że porażka z Australią to żaden powód do chwały, bo my jednak przegraliśmy z wielką Argentyną.Tylko ,że ten Hajto to on jest autorytet ,ale od przegrywania bez żadnego stylu,że przypomnimy jego "dokonania" - brak awansu na MŚ 1998, brak awansu na ME w 2000 i 2004 roku oraz kompromitację w meczu z Portugalią w 2002 roku 0;4 i klęskę w meczu z Koreą Płd, która raczkowała w futbolu . Pewno po dzisiejszym meczu zwolennicy klęsk wszelakich zakrzykną ,a nie mówiliśmy jak to ładnie jest dostawać w dupę ,jak się ją wystawi ,lecz ja jednak pozostanę przy swoim zdaniu i oznajmię,że gdybyśmy tak grali jak dziś - to z grupy byśmy nie wyszli.Mimo,że uważam,że przegrać z Argentyną i Francją to żaden wstyd. Ja zwykłem o poważnych sprawach rozmawiać poważnie i słuchać poważnych ludzi, a nie durniów.Powtarzam,że to co znaczy "lepiej" jest oceną ,ale relatywną, a nie obiektywnym kryterium. Takim kryterium było wyjście z grupy i cel został osiągnięty.Nie dziwiłem się natomiast Michniewiczowi ,że w obliczu zmasowanej krytyki postanowił przegrać,ale ładnie. To dość dobrze świadczy o realizmie trenera ,aczkolwiek ten brak wiary w to,że Francuzów można chociaż próbować ograć - mnie martwi . Oczywiście ,że "dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane" i oczywiście w piłce same chęci nie wystarczą,ale troszeczkę irracjonalizmu nikomu jeszcze nie zaszkodziło.Oczywistym jest także,że odpowiedzialny trener nie może być gówniarzem wierzącym w cuda-niewidy, bo jego zadaniem jak każdego rozważnego "kierownika " jest takie zarządzanie ryzykiem,aby było ono jak najmniejsze. Nie chodzi więc tylko o porównywanie wartości drużyn, chociaż nasze 255 mln Euro naprzeciw ponad 1 miliarda Francji uwypukla przepaść.Nie do końca chodzi także o różnice w skali umiejętności piłkarskich tak technicznych , jak i taktycznych, bo taki Zieliński dziś ustępował tylko Mbappe. Do tego gołym okiem dostrzegamy różnice w efektach prowadzenia reprezentacji przez 10 lat ( Deschamps) i kilka miesięcy ( Michniewicz). Głównie chodzi o brak wyrównanych umiejętności zawodników naszej drużyny w porównaniu z Francją i wcześniej Argentyną . Nasz drużyna jest jest pełna dziur , jak przeciekający durszlak co zmusza trenera do nakazywania gry opartej na pomocniczości. Klasycznym przykładem ograniczanie potencjału wykonawczego przez nierównowagę w drużynie jest Lewandowski. On wykonuje gros zadań defensywnych, on ma mnóstwo przechwytów, on przebiegł najwięcej kilometrów. Ta dysproporcja umiejętności i siły gry wyklucza efektywną kompatybilność opartą na grze strefowej. Stawianie na indywidualną zadaniowość byłoby rodzajem samobójstwa. Oczywiście nie wiemy, czy gdyby nasza drużyna grała bardziej defensywnie osiągnęła by dziś korzystniejszy wynik ,ale tak grając jak graliśmy mogliśmy tylko przegrać. Trener reprezentacji nie nauczy piłkarzy rzemiosła,ale powinien nauczyć ich co i jak grać. Ale ,żeby nauczyć to trzeba być dobrym nauczycielem, a bardzo dobry nauczyciel to : po pierwsze - musi sam wiedzieć , co jest ważne ,a co nieważne , po drugie - musi założyć,że uczniowie potrafią to co ważne zrozumieć i po trzecie - potrafi wytłumaczyć to co ważne tak,że oni naprawdę to zrozumieją. W tym sensie Michniewicz jest nauczycielem ,aż za dobrym, bo potrafił wytłumaczyć graczom ,że obrona jest najważniejsza i oni to zrozumieli. Przy tym Michniewicz analizuje rywali,ale chyba ich przecenia. W grupie w moim przekonaniu przecenił Meksyk i gdybyśmy z nimi wygrali to tak jak się sytuacja ułożyła trafilibyśmy na Australię ,a nie na najmocniejszego rywala czyli Francję. Wcześniej napisałem,że mimo siły Francji to również i ją przecenił, bo obrana taktyka była zgubna, bowiem zostawialiśmy za dużo przestrzeni szczególnie groźnym rywalom , w tym nie było "plastra" dla Mbappe. Niezależnie od kwestii taktycznych to mnie u Michniewicza negatywnie uderza brak jego stałości w uczuciach ,w poglądach , w praktycznym działaniu. Można gdybać, można wydziwiać, ale Michniewicz prowadząc wszystkie drużyny preferował dominantę taktyki defensywnej i pod to założenie ustalał organizację gry i stawiał wykonawcze zadania zawodnikom. To zauważył trener Deschamps uznając jakość gry defensywnej za walor naszego zespołu ,a nie jego wadę.I nagle , raptownie, trener stawia na styl zrównoważony z nachyleniem ku ofensywie. Jak trafnie zauważył Borek Francuzi byli tą metamorfozą naszej drużyny zaskoczeni,ale tylko chwilowo , bo potrafili tę niefrasobliwość wykorzystać , chociaż gdyby byli bardziej skuteczni ,albo by mieli przed sobą gorszego bramkarza to wynik byłby znacznie wyższy. Niestety nie mamy opanowanej organizacji gry zbalansowanej; potrafimy : albo się dość udolnie bronić, zaniedbując atak ,albo nieudolnie atakować , zaniechając obrony. Przy zmasowanej obronie zachowywaliśmy szanse chociaż na remis , przy taktyce ofensywnej oddajemy nasz los w ręce rywali. Przy podejmowaniu decyzji taktycznych powinno się rozważyć czy bilans się zgadza. Bo w piłce poza nielicznymi wyjątkami nie ma nic za darmo. Lecz tak jak w bilansie suma zysków i strat musi się równoważyć.Na ogół jest tak ,że jak chcemy coś zdobyć to musimy sobie uświadomić ,że równocześnie musimy ponieść tego koszty. Im większy sukces tym większe koszty , więc musimy sobie odpowiedzieć na pytanie czy jesteśmy gotowi je ponieść.Bo w takiej sytuacji często bywa ,że sukcesu i tak nie ma , a straty są niepowetowane. Tak pewnikiem rozumował Michniewicz przed meczami grupowymi ,ale tej analizy zaniechał przed meczem z Francuzami , bo chyba doszedł do wniosku ,że z tymi zawodnikami nic więcej nie ugra.I moim zdaniem ma rację, bo materiał zawodniczy jakim dysponuje w dużym stopniu jest wybrakowany. Pisałem wcześniej o programach minimum polskim i francuskim. Nasz został praktycznie zawieszony po wprowadzeniu stanu wojennego , a po 1989 roku brutalnie zlikwidowany, a i swoje dołożyła korupcja.Od wielu lat rachityczne próby wprowadzenia jakiegoś ładu szkoleniowego napotykają na opór anarchistycznie nastawionych klubów. Szkolenie młodzieży padło , leży i kwiczy , a jednocześnie każdy wuj ma swój strój. We Francji jak zaczęli przed ponad 30 laty tak program kontynuują i piłka francuska ma nadmiar świetnie wyszkolonych talentów i zawodników klasy światowej. Żaden trener nie jest cudotwórcą i jeżeli PZPN ,a za nim media bredzą,że to trener jest winien naszego braku sukcesów reprezentacyjnych to usiłują odwrócić uwagę od swoich win i zrobić z nas idiotów.Bez wysokiej klasy zawodników nie będzie sukcesów reprezentacji. Sędzia Valenzuela z Wenezueli potwierdził swoją opinię świetnego rzemieślnika, który zna przepisy i wie jak je stosować.Nie aspiruje przy prowadzeniu zawodów do odgrywania głównej roli i nie stara się przeszkadzać w grze zawodnikom. Zasłużył na wysoką notę. Fart nas opuścił, bo w ćwierćfinale trafiliśmy najgorzej jak mogliśmy, bo na reprezentację Francji. Uczciwie napiszę,że najbardziej obawiałem się,że Michniewicz i zawodnicy uwierzą,że kibice o niczym innym nie marzą,jak tylko o tym,żeby nasi rzucili się z szablami na czołgi . Ja takie szpanowanie uważam za szaleństwo ,za wytwór obłąkanego umysłu. Wciąganie w to zwyrodnienie patriotyzmu uznają za kretynizm. Jestem patriotą,ale nie idiotą, który odczuwa radochę z poniesionych klęsk. To u nas przyjęło się czcić klęski , lecz w normalnym świecie historię piszą zwycięzcy ,a przegrani są w pogardzie. Różnica w klasie obu dzisiejszych rywali była ogromna na korzyść Francji i praktycznie nie do zniwelowania. Trener Michniewicz wymyślił teoretycznie zgrabny model , który w zamyśle mógł przewagę Francuzów ograniczyć. Analizując jego proces myślowy na poziomie teoretycznym musimy przyznać ,że ustawienie 4-1-4-1, biorąc pod uwagę najmocniejsze atuty Francuzów było sensowne . Na skrzydłach ustawił dwóch bardzo szybkich zawodników; Frankowskiego i Kamińskiego ,aby wspomagali obrońców w powstrzymywaniu Mbappe i Dembele. W środku pola wybijać z rytmu gry rywali mieli dobrzy technicznie Zieliński i Szymański ,a Lewandowski, tym razem bez przydziału, miał mieszać w ich obronie . Jedynym ,który zagrał znakomicie i aż nadto wywiązał się z zadań był tym razem Zieliński.Moim zdaniem przy tak wspaniałej dyspozycji Piotrka trener powinien szybciej zdjąć z boiska Szymańskiego i wprowadzić takiego zawodnika, który byłby "plastrem " dla Mbappe. Ten strategiczny plan trenera się nie powiódł, bo nasi zawodnicy , poza Zielińskim, Lewandowskim i Bereszyńskim, klasą ustępują Francuzom. Nasza reprezentacja nie dysponowała potencjałem ,aby wznieść się na poziom Francji. Nasza szansa zaistniałaby wówczas, gdyby to Francuzi obniżyli loty. Ponieważ zagrali na swoim wysokim poziomie to stało się to co się stać miało i się musiało. Przegraliśmy i ja bym honoru do tej porażki nie mieszał. Zabawa dalej trwa , ale już bez nas.
This is a comment on "Biało-Czerwoni na Mundialu"