A+ A A-
  • Zbyszek
Piłka nożna jest grą zespołową,ale zarazem taką w której łatwo stracić wszystko wskutek rażącej niezdarności jednego gracza. Każdy klub ma w swojej historii takich zawodników, których sama obecność na boisku mroziła serca kibiców.To tacy mogli jednym niecelnym podaniem , jedną chwilą dekoncentracji zniweczyć wysiłek jaki drużyna włożyła w mecz. Tak niekompetencja bywa również zbiorowa. Drużyna może wszystko stracić z powodu braku spójności w obronie, braku harmonii i równowagi w środku pola czy porozumienia w ataku.Jak zauważył Walery Łobanowski futbol jest grą najsłabszych ogniw,a sukces zależy od tego, która drużyna popełnia mniej błędów czy to indywidualnych , czy zbiorowych. Może to zabrzmieć obrazoburczo,ale o sukcesie w futbolu stanowi nie tylko to co drużyna robi dobrze,ale bardziej to czego nie robi źle. O zwycięstwie nie przesądzają najlepsi zawodnicy na boisku, ani najsilniejsze formacje. Prof. ekonomii Michael Kremer w 1993 roku sformułował "teorię wad" , która w skrócie wyjaśnia jak najsłabsze ogniwa niszczą cały system.Przenosząc ją na grunt futbolu to można powiedzieć, że ogólnie rzecz ujmując zawodnicy wykonują swe zadania z pewną wydajnością, jedni na 100% a inni mniej umiejący lub gorzej zaangażowani na niższym procencie. W życiu pozaboiskowym i poza produkcyjnym te błędy się sumują i nie powodują katastrofy ,ale w procesie produkcyjnym czy grze meczowej one się mnożą,a nie sumują ,czego wynikiem są klęski . Piłka nożna spełnia kryteria Kremera nie tyle w zakresie ilości zdobytych i straconych bramek, bo jak wiemy istnieje w tym wypadku duża przypadkowość,ale w ilości zdobywanych punktów. Ta korelacja wynika także z nakładów finansowych na płace. Statystyki dowodzą,że wyższa wysokość funduszu płac pozwala zatrudnić lepszych graczy ,którzy popełniają mniej błędów , a ich "wydajność" jest wyższa. Finanse pozwalają także na zatrudnienie bardziej fachowego sztabu oraz na infrastrukturę , także informatyczną. To wszystko pozwala na stwierdzenie,że na wyższych szczeblach rozgrywkowych , a w nich na wyższych miejscach w tabeli drużyny grają w bardziej wyrafinowany sposób . Jednym z czynników pochodnych od wysokości finansów jest większa stabilizacja kadrowa w drużynach topowych. Jak wyliczyli statystycy w najlepszych zespołach z górnej półki zawodnik pozostaje w klubie średnio o 30% dłużej, niż w klubie niższej rangi. Oznacza to rzecz nienową ,a mianowicie ,że stabilizacja kadrowa sprzyja sukcesom. Te prawdy widać także na naszym ligowym podwórku przy okazji chociażby takiego spotkania jak wczorajsze, czy Legii z Rakowem. Tym pojedynczym czynnikiem, który wpływa na sukces lub porażkę firmy, klubu jest przywództwo. To ono prowadzi do zwyciężania z silną konkurencją. Nauka prakseologii po przeprowadzeniu tysięcy badań zidentyfikowała kilkadziesiąt cech przywódczych ,ale do najważniejszych z nich zaliczyła : 1. Wizję. Przywódcy potrafią spojrzeć w przyszłość czyli mają wyraźne wyobrażenie tego dokąd zmierzają i co zamierzają osiągnąć.To wizja zmienia lidera z "menedżera transakcyjnego " w "przywódcę transformacyjnego ". Menedżer pilnuje ,aby zadania zostały wykonane, natomiast przywódca śmiało kroczy do przodu. Naukowcy podkreślają ,że im większą ma się jasność co do przyszłości , tym łatwiej jest podejmować trafne decyzje . 2.Odwagę. Odwaga oznacza,że realizacja celów nie może odbyć się bez ponoszenia ryzyka, nie mając gwarancji odniesienia sukcesu. Bezspornym faktem jest ,że przyszłość należy do odważnych ,a nie do tych ,którzy szukają tylko bezpieczeństwa.Minimalizacja ryzyka sprowadza się do gromadzenia informacji i opinii umożliwiających podjęcie optymalnych decyzji. 3. Spójność. Sednem spójności jest prawdomówność i uczciwość.Prawdomówność to fundament zaufania , bez którego nie ma zespołowego , zgodnego wysiłku. Prof. Steven Covey twierdzi, że kluczem do zdobycia zaufania jest bycie " godnym zaufania" . Przywódca nie może obrażać się na "gońca przynoszącego złe wieści",ale musi stawić im czoła. W nauce nazywa się to zasadą realizmu , za którą idzie ponoszenie odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Jednocześnie kluczem do budowy zaufania jest dotrzymywanie obietnic. To wszystko sprawia ,że można powiedzieć,że podstawą rozwoju i odnoszenia sukcesów jest przestrzeganie wysokich standardów etycznych. 4. Pokora. Siła przywództwa nie wynika z buty i arogancji ,ale z pokory. Pokora nie oznacza słabości ani braku pewności siebie. Sygnalizuje tylko ,że jest się na tyle pewnym siebie ,aby uznać wartość innych osób i ich się nie lękać. Wskazuje gotowość do przyznania się do błędów oraz dostrzeganie ,że nie zna się odpowiedzi na wszystkie pytania. Ci, którzy patrzą wyłącznie w lustro rzadko odnoszą sukcesy. Oznaką pokornych liderów jest nieustanna nauka , także jako zdobywanie wiedzy w postaci wniosków z porażek. Jak to powiedział trener koszykówki Pat Riley :" Jeżeli nie jesteś coraz lepszy , jesteś coraz gorszy". Lider szuka wiedzy głównie w książkach , bo jak rzekł prof.Zig Ziglar :"Nie wszyscy czytelnicy są liderami ,ale wszyscy liderzy są czytelnikami". Czytanie jest tym dla umysłu, czym gimnastyka dla ciała.To ono pozwala zyskać przewagę nad ludźmi gorzej poinformowanymi. 5.Dalekowzroczność. Doskonali liderzy potrafią myśleć strategicznie , a więc przewidują trendy znacznie wcześniej, niż konkurencja. Dokładniej analizują i przewidują konsekwencje swoich działań. Kluczowym aspektem myślenia strategicznego jest przewidywanie nie tyle samego kryzysu , ile tego jak mu starać się zażegnać , a jak wystąpi , co zrobić,aby zminimalizować jego niszczycielskie skutki. Wiedzą też,że na drodze rozwoju napotkają przeszkody. Podstawowym narzędziem przewidywania jest planowanie scenariuszowe, które musi mieć charakter wielowariantowy. Im precyzyjniej przygotowane scenariusze , tym skutki kryzysów mniej dotkliwe.Wynika to z faktu ,że jeżeli zdarzy się negatywny scenariusz - to jest opracowana strategia uporania się z nim. 6. Skupienie. Liderzy zawsze skupiają się na potrzebach firmy, klubu ,a więc na wynikach , które są efektem eliminowania słabości i forsowania silnych stron. Skupienie pozwala na identyfikację tego co klub , firma robi najlepiej i ich twórczego rozwoju. Jak to napisał poeta Goethe :" Sprawy, które liczą się najbardziej nie mogą znaleźć się na łasce spraw, które liczą się najmniej". Najważniejszym zadaniem jest rozpoznanie , które działania mają najwyższą wartość. Lecz sama identyfikacja potrzeb nie wystarcza do skutecznego działania ,bo te warunkowane są tym co się nazywa kompetencjami.Równocześnie przywódcy ,aby zrealizować cele muszą być skupieni na rozwiązywaniu problemów ,a nie na szukaniu winnych.Nie skarżą się i nie krytykują , nie marnują czasu na roztrząsanie tego czego nie można zmienić , tego co już zaistniało. To z tego powodu antidotum na problemy jest "ucieczka do przodu". 7. Współpraca. Zasadniczym warunkiem osiągania sukcesu jest nakłonienie wszystkich do zgodnej współpracy,ale nie pod przymusem ,lecz z ich własnej woli. Oczywiście nie wszyscy mają taki sam udział w realizacji celów, więc chodzi o to ,aby ci o najwyższych umiejętnościach działali na miarę swoich możliwości i żeby nie popadali w przeciętność czy w minimalizm. Powyższe refleksje, jak każdy się domyślił, tyczą oceny przywództwa Dariusza Mioduskiego w Legii i Piotra Rutkowskiego w Lechu .Każdy z PT czytelników sam może ocenić , który z nich, w jakim stopniu spełnia kryteria sprawnego przywódcy. Ja o obu mam wyrobione zdanie i nie mogę oprzeć się wrażeniu,że Piotr Rutkowski od kiedy wyzwolił się spod władzy ojca w wysokim stopniu dyskontuje nabyte doświadczenia i zaczyna robić to co trzeba , a nie to co się ojcu Jackowi lub mediom podobało .Natomiast Dariusz Mioduski jedyną rzecz , którą zrobił naprawdę dobrze to odsunięcie się od bieżącego sterowania zespołem. Wszyscy obiektywni obserwatorzy sceny piłkarskiej zgodnie uznają,że poziom negatywnych emocji zwany banalnie "napinką " jest wyraźnie większy po stronie Lecha, niż po stronie Legii. Tyczy to nie tylko kibiców z Poznania i okolic ,ale i kierownictwa tego klubu . Nie siląc się na "naukowe" rozpracowanie tego zjawiska wydaje się,że główna przyczyna tkwi w zakompleksieniu,a zasadniczo w kompleksie niższości. Wbrew obiegowym opiniom kompleksy nie stanowią choroby. Termin ten oznacza kombinację cech osobniczych, pragnień, uczuć i przeciwstawnych postaw emocjonalnych, praktycznie zawsze nieuświadomionych ,stanowiących integralną część osobowości. Kompleksy powstają w pierwszych latach życia ,a ich źródłem są zawsze antagonistyczne uczucia np. miłość - nienawiść.Generalnie kompleksy nie stanowią patologii, pod warunkiem ,że nie ulegną hipertrofii , bo wówczas mogą zaburzać społeczne funkcjonowanie jednostki,a nawet być przyczyną nerwic , z których nerwica roszczeniowa jest szczególnie szkodliwa. Kompleksy prawie zawsze wywołują stany lękowe, które objawiają się najczęściej w agresji werbalnej. Jednym z najlepiej zbadanych kompleksów jest ten niższości, który bezspornie wynika z poczucia niepełnowartościowości.Dotknięty tym kompleksem osobnik dotkliwie uświadamia sobie ,że nie może robić tego na co ma ochotę, że nie może osiągnąć tego czego chce, a co go przytłacza i stawia go ,w jego mniemaniu , w sytuacji niższości. Bywa oczywiście i tak, że ten kompleks ma swoje realnie istniejące przyczyny np. brzydota czy niski wzrost . Kompleks niższości wyzwala w osobniku nim dotkniętym zachowaniami tzw. niższego rzędu takie jak kwestionowanie pozytywnych cech innej osoby, despotyzm , brutalność , kłótliwość czy przechwalanie się , ale też może prowadzić do nastrojów depresyjnych. W postawie kierownictwa i kibiców Lecha dominują kompleksy , które przejawiają się głównie w przekonaniu ,że są niedoceniani , że wszyscy ich krzywdzą oraz w postawie roszczeniowej. Nie jest to choroba ,ale defekt , który ich ośmiesza. Gawin opisał , jak zwykle akuratnie , to coś się istotnego działo na boisku w ujęciu informacyjnym , ja natomiast podzielę się kilkoma refleksjami co przychodzi tym łatwiej,że i Lech i Legia to drużyny dość przewidywalne w zachowaniach taktycznych. Ustawienie (4-2-3-1) i skład personalny zespołu Lecha można było przewidzieć z dużym wyprzedzeniem , podobnie jak drużyny Legii ( 3-4-2-1). Wynika to z wysokiego poziomu fachowości trenera van den Broma oraz Runjaicza. Poważni trenerzy w meczu o stawkę lub tak jak wczoraj o prestiż grają tym co mają najlepiej opanowane i tym co sprawdzone. Nie usiłują zaskakiwać nowinkami , bo na ogół zaskakują samych siebie i to negatywnie. Organizacja gry zespołu Lecha jest czytelna, oparta na dostosowaniu jej do charakterystyki zawodników. Wynika z niej ,że Lech jest w stanie zagospodarować każdą cześć boiska , zagęścić pole w dowolnym rejonie , przenosić ciężar gry - czemu sprzyja dobrze rozpracowana gra w tzw. fazie przejściowej. Organizacja gry Legii nie jest klasycznie czytelna , bowiem brakuje nam skrzydłowych i ciężar gry z natury rzeczy zostaje przesunięty do środka i m.innymi dlatego rola Josuego jest kluczowa , a jego gra ma decydujący wpływ na podstawy działań, zwłaszcza w ofensywie.Jednak trzeba zauważyć,że to znacznie Josuego jest znacznie bardziej konstruktywny w grze przeciwko silnym zespołom jak Raków czy Lech, niż przeciwko tym słabszym. Trener Lecha opracowując plan na Legię wyszedł z założenia ,że to nasz zespół będzie starał się grać ofensywnie i nastawił go na wybijanie z uderzenia, kontrolowane wycofywanie się na własną połowę na zasadzie wciągania w pułapkę ,aby konstruować szybkie ataki skrzydłami. Runjaicz ,aby zrównoważyć przewagę Lecha w bocznych sektorach uaktywnił do gry na skrzydłach obu półśrodkowych obronców Jędrzejczyka i Ribeiro ,z których Artur wyłączył z gry przereklamowanego Skórasia. Przewidując indywidualne krycie Ishaka van den Brom wyznaczył mu zadanie taki jakie Michniewicz Lewandowskiemu ,a więc wycofywanie się do na pozycję "fałszywego napastnika" po to ,aby "wyciągać" kryjącego go obrońcę ze strefy. Chyba trener Lecha przekombinował , bo zamiast zwiększyć nacisk na środek obrony Legii, to nacisk ten osłabił. A do tego zdezorientował ofensywnych zawodników, którzy nie widząc Ishaka w polu karnym nie bardzo wiedzieli co zrobić z piłką. Trener Legii przewidział dla Pekharta rolę penetratora pola karnego Lecha oraz tego, który miał przeszkadzać w wyprowadzaniu piłki do przodu . Ten manewr sprawiał,że przed polem karnym Lecha wytwarzała się luka , którą miał zagospodarować Muci, który wczoraj niestety, nie miał "swojego "dnia.Obrońcy Lecha mimo tego ochoczo włączali się do akcji ofensywnych, bo po stracie piłki nasi zawodnicy odpuszczali krycie tamtego rejonu. Drużyna Lecha , zwłaszcza w I połowie została nastawiona na arytmię gry ,na szybkie przechodzenie z piłką na połowę Legii, tak jak by obawiali się czy im wystarczy sił po wyczerpującym meczu z Fiorentiną. Szczególnie ta oszczędność przejawiał się w tym,że gracze Lecha prawie wcale nie grali bez piłki i ewidentnie mniej biegali . Zawodnicy Legii prezentowali się dobrze pod względem przygotowania fizycznego , lecz wczoraj cechowała nas nadmierna oszczędność w wydatkowaniu energii na dynamizm w akcjach. Owszem górowaliśmy wybieganiem ,ale szybkość nie była naszym atutem.I ta wada była główną przesłanką remisu, a szkoda, bo kilka szybszych akcji było wielce obiecujących i aż prosiło się o ich powtarzalne kontynuowanie. W I połowie zawodnicy Lecha prezentowali typowy futbol reaktywny z minimalnym zaangażowaniem w działania ofensywne , zwłaszcza opartych na intensywności gry i zaangażowaniu większych sił. Nasi gracze w I połowie wskutek małej ruchliwości rywali mieli dużo wolnych przestrzeni na boisku, ale nie potrafili tego stanu efektywnie wykorzystać . Pewno gdybyśmy zdobyli drugą bramkę ( Muci ) to Lech by się nie pozbierał. Drugą polowe Lech zaczął od tego czego nie grał w I połowie ,a mianowicie od zagrania długą piłką z połowy boiska na koniec naszego pola karnego, czym zaskoczył naszą obronę ,a osobliwie niskiego Ribeiro , który nie zdołał doskoczyć do wysokiej piłki. Zespół klasowy, do czego aspiruje Legia, nie może dać się zaskakiwać tak prymitywnym zagraniem jak to było wykonane tuż po przerwie , a już nie do przyjęcia jest brak ustawienia obronnego przy tak długo lecącej piłce . Przebieg II polowy dowiódł,że zespół Lecha w I połowie oszczędzał siły czyli jest to już drużyna dojrzała , zdolna do regulowania tempa gry i wydatkowanej energii. Od początku II połowy nasz zespól wszedł w tryb reaktywny i mówiąc obrazowo na dobre pół godziny został w dołkach startowych. Porównując grę drużyny Lecha do walki bokserskiej to trzeba przyznać,że w I połowie dokonali oni dobrego rozpoznania bojem słabych stron drużyny Legii i wykorzystali nie tyle systemową słabość gry "trójką" w obronie, ile fakt, że Augustyniak środkowym obrońcą nie jest i nawyków gry na tej pozycji już się nie nauczy. Chyba nasz zespół został uśpiony przebiegiem I polowy , bo nie byliśmy w stanie uspokoić gry przez większą część II połowy, ale też w obronie zaniechaliśmy asekuracji , w tym brak było przekazywania krycia pomiędzy strefami, tak wśród obrońców ,wliczając w to wahadłowych , jak i defensywnych pomocników. W końcowym okresie meczu trener Lecha dokonał zmian, których celem było dowiezienie prowadzenia do końcowgo gwizdka,ale efekt był odmienny od zamierzonego . Trener Runjaicz dokonał również zmian w składzie , które wniosły sporo ożywienia do poczynań naszej drużyny . Zdobyliśmy przewagę pozycyjną, ale zabrakło spokoju i dokładności w wykańczaniu dobrze zapowiadających się akcji . Po wczorajszym spotkaniu można skonstatować ,że faule są integralną częścią gry , nie jej "wrogiem". Chodzi tylko o to kto korzysta z fauli: czy faulujący a więc sprawca czy faulowany czyli ofiara- w sensie przede wszystkim dobrostanu zespołu.Niestety zbyt często korzyści odnosi zespół sprawcy. I jest to problem ,którego kartki nie rozwiązują,a poza rzutem karnym także i inne stałe fragmenty. Wczoraj sędzia Lasyk kilkanaście razy doświadczył tego dylematu i niestety "pouczony" przez nagonkę na sędziego Raczkowskiego wybierał , aby nie narażać się na medialne szykany , dyktowanie rzutów wolnych , zamiast stosowania przywileju korzyści . W 45 ' Lasyk ukarał Muciego żółtą kartką za zatrzymanie rywala rękami, co trzeba uznać za mocno dyskusyjne, bo trudno uznać za obiecującą akcję wyprowadzaną z własnego pola karnego. Stosując takie kryteria to obowiązkowe było ukaranie Sousy za faul na Sliszu tuż przed końcowym gwizdkiem kończącym I połowę. W 57' doszło do starcia Milicza z Jędrzejczykiem i awantury z udziałem kilkunastu zawodników obu drużyn, za które zajście obaj zostali słusznie ukarani żółtymi kartonikami. Ale do tej zadymy by nie doszło ,gdyby Lasyk w porę przerwał grę po faulu Artura na Velde. W sposobie prowadzenia meczu przez arbitra dostrzec można było spore doświadczenie, ale też bardzo formalistyczne podejście do wykonywania swej funkcji. Kilka razy bowiem za wolno reagował , był spóźniony z decyzjami i doprowadzał do zbędnych zatargów.Niczego jako sędzia co prawda nie zepsuł ,ale dobrego wrażenia ,że tak powiem - artystycznego , po swoim występie nie pozostawił. Jak z powyższych przemyśleń, ustaleń i ocen wynika wczorajsze spotkanie stało na wysokim poziomie taktycznym i było pasjonującym widowiskiem zdolnym do zadowolenia nawet wybrednego widza. Intelektualna uczciwość nakazuje napisać,że remis jest wynikiem sprawiedliwym w rozumieniu elementarnej definicji ,że sprawiedliwe jest to,że każdy dostaje to co się komu słusznie należy.
This is a comment on "Legia - Lech 2-2: Zadyszka"