A+ A A-
  • Zbyszek
Pewność siebie staje się coraz powszechniejszym zjawiskiem. W artykule opublikowanym w "Journal of Personality and Socjal Psychology" w 1999 roku prof. David A. Dunning i dr Justin Kruger wyciągnęli niesłychanie ciekawy wniosek ze swoich badań : najbardziej niekompetentni ludzie mają najbardziej zawyżone pojęcia o swojej wiedzy i o swoich umiejętnościach . " Nie tylko wyciągają błędne wnioski i dokonują niefortunnych wyborów - zauważyli obaj psychologowie - ale ich niekompetencja pozbawia ich zdolności do zdawania sobie z tego sprawy". Jednym z problemów jaki wymaga rozwiązania jest ocena gry piłkarzy , mając na względzie nie tylko stronnicze trzymanie się presji wyniku.Przed wielu laty na łamach pism sportowych wystawiona zawodnikom po każdym spotkaniu oceny występu w skali 1-5, 1-6 lub 1-10.Obecnie takie oceny wystawiają portale internetowe. Lecz i wówczas i dziś nikt nie sformułował ,ani kryteriów ,ani metodologii kreowania takich ocen. Generalnie niezależnie czy oceny mają charakter szkolny ( punktowy) ,czy opisowy to bazują na prymacie wyniku oraz na dwóch, góra trzech wybranych elementach potwierdzających z góry przyjętą tezę , jak też na powielaniu zdania ogółu. Nie da się wykluczyć,że sprawozdawca nie ma pojęcia o czym pisze.Są też tacy, którzy załatwiają swoje interesy lub czerpią korzyści wychwalając gracza , który im donosi i niejako karząc tych, którzy tego nie czynią. W zasadzie przy takich ocenach abstrahuje się od założeń taktycznych jakie jako zadania ma wykonać zawodnik. Prekursorami w próbie obiektywizacji ocen byli dwaj piłkarze niemieccy Stefan Reinartz oraz Jens Hegeler, którzy nawiązali w 2017 roku współpracę z prof. Christophem Biermannem. Najpierw chcieli się dowiedzieć czy to co mówią trenerzy podczas odpraw ,a więc większe wybieganie, częstsze sprinty , większa ilość celniejszych podań, większa liczba oddanych strzałów ,a przede wszystkim " wygrywanie większej ilości strać " - to recepta na odniesienie zwycięstwa. Prof. Biermann odparł,że w tych czynnikach nie ma niczego złego ,ale nie gwarantują one wygranej. Jeśli trener tak twierdzi to gada bzdury. Po tym wstępie opracowali oni model oparty na analizie danych innego typu , który nazwali "Packing" . Jest to kategoria ocenna , która przypisuje wartości liczbowe podaniom i dryblingom na podstawie tego , ilu przeciwników -zwłaszcza defensywnych - minęła zagrana do przodu piłka. Minęło jednak kilka lat nim metoda się przyjęła i jako dane jest podawana w statystycznych analizach pomeczowych. Mimo tego,że metod ocen jest coraz więcej to ich przydatność jest wielce umiarkowana, a wynika to z faktu znanego całej nauce, a mianowicie im więcej wiemy, tym relatywnie wiemy mniej. Prof, Michał Heller porównał ten stan do piłki futbolowej, gdzie my jako obserwatorzy jesteśmy w jej środku i kiedy nasza wiedza rośnie ( piłka pęcznieje) to nasza niewiedza ( to co na powierzchni) powiększa się jeszcze bardziej. Na ten stan rzeczy nakłada się także to co nazywa się błędami poznawczymi jak np. - błąd potwierdzenia , Jakiś ekspert chwali zawodnika to i inni też patrzą na niego przychylnym okiem, - błąd estetyki. Są tacy , którzy cenią zawodników walecznych, silnych i lekceważą niedostatki techniczne ,a inni na odwrót, - błąd nadmiaru danych. Istnieje ogromna pokusa, aby dobierać dane potwierdzające osąd o zawodniku i jego udziale w wygranej lub porażce, - błąd efektu opowieści.Ludzie mają ogromną pokusę, aby ułożyć spójną opowieść opartą na logice, - błąd wartości. Są trenerzy, którzy wygrywają większość spotkań i przypisuje się im miano "geniuszy" , podczas kiedy najczęściej trenują w bogatych klubach i mają najlepszych zawodników, - błąd iluzji grupowania. Jesteśmy skłonni po dwóch, trzech meczach jak zespół traci np. bramki po stałych fragmentach przypisywać systemową słabość, co może być trafne ,ale na ogół bywa fałszywe , bo próbka jest za mała, -błąd pewności wstecznej . Polega on na tym ,że ludzie po fakcie są przekonani,że od początku ( przed meczem ) wiedzieli co się wydarzy. Dzieje się to także dlatego ,że przeceniamy własną zdolność do wydania kompetentnego sądu, - błąd heurystyki dostępności.Nasze umysły zapamiętują rzeczy , które uznają za ważne, a resztę odrzucają i np. kiedy zawodnik raz potwornie spudłował określany jako ten,który stale pudłuje, podobnie jak bramkarz , który raz puścił "szmatę", - błąd efektu wyniku.Kiedy wynik jest pozytywny to chwalimy wszystko, a kiedy odwrotnie to wszystko ganimy. Moim zdaniem to na tym m.innymi polega szał związany z piłką nożną . Jest ona niedookreślona i nasze oceny są wypadkowa naszych emocji , a nie programów komputerowych. Piłka nożna w wymiarze praktycznym sprowadza się do wykorzystywania umiejętności i możliwości zawodników.Zawodnicy nie są w stanie grać powyżej nich, chodzi o to ,aby nie grali dużo poniżej. To wykorzystanie to nie to samo co poziom gry i klasa zawodników, bo są to odrębne kategorie ocenne.Pierwsze to zagadnie z gatunku epistemologii ,a drugie ma zabarwienie ontologiczne. Zróżnicowana jest też skala ocen , gdyż możliwości i umiejętności to wartości indywidualne ,a poziom i klasa wyprowadzane są z zasady zespołowości. Potencjał zawodnika oceniany indywidualnie może być oparty o narzędzia badawcze, a poziom i klasa to walory wynikające z porównania z innymi , a więc będące wyrazem uznaniowości.Generalnie im lepszy zawodnik ( cokolwiek to znaczy ) to trafia do lepszego klubu czyli bogatszego i dzięki temu częściej wygrywającego. Dla nas istotne jest czy ci zawodnicy, którzy występują na boisku grają na miarę swego potencjału czy też mają szanse rozwojowe lub czy złapali sufit.Akurat w przypadku spotkania Legi z Widzewem mieliśmy doskonałą ilustrację tych rozważań, bowiem wiosną w Warszawie Widzew był co najmniej równorzędnym przeciwnikiem i to my mogliśmy być bardziej zadowoleni z wyniku 2;2,podczas kiedy wczoraj Widzew grał nawet lepiej niż w lutym ,a nie miał nic do powiedzenia. Legia się rozwija ,a Widzew się zwija. Oczywiście można zauważyć i uznać za mankament brak młodych , tzw, utalentowanych zawodników w obu drużynach.T. efekt nie niechęci trenerów do młodzieży ,ale jej braku. Przyczyny są złożone ,a główna tkwi w zerwaniu ciągłości szkolenia po 1989 roku i odejściu od pracy z młodzieżą znających się na rzeczy trenerów. Wznawiane szkolenie tzw, Akademie oparte były na b. piłkarzach , którzy nie tylko sami byli niedoszkoleni ,ale też uczyli tego co było grane przed dwudziestu laty i dawniej. We współczesnej piłce trener musi uczyć się bycia szefem całego procesu szkoleniowego . Kiedyś , kiedyś trener był sztabem i wystawiał graczy do gry, sam przygotowywał fizycznie , sam układał taktykę. Obecnie trener musi programować przygotowanie fizyczne przez fizjologów tak, aby było ono dopasowane do struktury gry np. czy bardziej preferować trenowanie szybkości wytrzymałościowej , gdy zespół ma grać bardziej dynamicznie, czy wytrzymałość szybkościową,aby grać bardziej intensywnie.Podobnie jest z działem analiz i np. czy z bogactwa danych wybierać mocne strony rywali czy koncentrować się na ich słabościach. Pomimo coraz nowocześniejszych metod i narzędzi badania wydolności zawodników ,a może właśnie dlatego , do rangi problemu wyrasta przygotowanie motoryczne.Bez niego nawet najwyższe umiejętności techniczno-taktyczne zawodników są bez znaczenia . Widzimy to na przykładzie Lecha i Pogoni i sami doświadczyliśmy dwa lata temu. Odpukać w niemalowane drewno ,ale na razie unikamy pułapki nierównomiernego rozwoju. W ten kontekst wpisuje się artykuł w PS przed spotkaniem z Legią ,że oto "Trener Widzewa gra o posadę". Moim zdaniem to sztuczne i kłamliwe podnoszenie ciśnienia , a ponadto ileż w nim żenującego lekceważenia dla naszego klubu. Bo oto trener może przegrać z kim popadnie , byle nie z Legią. Przed kilkunastu laty w praktyce tę zasadę stosował Cupiał w Wiśle ,ale miała ona odniesienie do zupełnie innej sytuacji niezwiązanej bezpośrednio z piłką nożną ,a wynikaże z nienawiści tego prymitywa do Warszawy , której nie odróżniał od Ożarowa Maz. Ta nienawiść w sumie nawet sprawiała mi radość,te oto cham się wkurza i to z tego powodu ,że jesteśmy od niego lepsi.Niestety już po erze Cupiała kilku trenerów ,że wymienię tylko Magierę, Stokowca, Żurawia straciło robotę po porażce z Legią. Aczkolwiek wczoraj Niedzwiedż się nie popisał, bo czym innym jest gadanina o tym,że Widzew może Legię pokonać,a czymś z gruntu odmiennym jest taktyka, która ma do tego celu prowadzić. Tak jak Widzew zaczął wczorajsze spotkanie grać przeciwko silnemu rywalowi nie wolno, bo to bufonada i samobójcza gówniarzeria. Efektem takiego podejścia było samoośmieszenie się Widzewa przy stracie pierwszej bramki. Mnie odpowiada gradacja celów jakie postawiło przed drużyną kierownictwo klubu ,a mianowicie pierwszeństwo Ekstraklasy przed pucharem krajowym i LKE.Prawdziwy prestiż i prawdziwe pieniądze są w LM , a ich się bez Tytułu Mistrza nie zdobędzie. W ramach tej koncepcji trener wczoraj dobrowolnie wymienił tylko napastników Pekharta i Guala na Muciego oraz Kramera, bowiem zmiany Jędrzejczyka ( kartki) na Pankova i Augustyniaka ( kontuzja) na Kapuadiego zostały wymuszone. W moim przekonaniu zatrudnienie Kramera, podobnie jak wcześniej Kapustki było nieporozumieniem. Piłka nożna to gra ruchowa, fizyczna i kontaktowa , a więc wymagająca tego co się nazywa zdrowym organizmem. Nie wiem po co jest sztab medyczny, jeżeli zezwala na transfer zawodników mających mięśnie i ścięgna z waty . Przy czym moje kontakty z lekarzami pozwalają na podejrzenie ,że za takimi kontuzjami, nie spowodowanymi urazami mechanicznymi stoi albo niewłaściwe odżywianie ( brak białka zwierzęcego ), albo co bardziej prawdopodobne niesportowy tryb życia czyli chlanie gorzały po prostu. To ten problem nie pozwolił wielu talentom rozkwitnąć. Z wprowadzonych do składu najkorzystniej zaprezentowali się Muci i Pankov,a Kapuadi niewiele marniej. O Mucim już sporo napisałem, ale wczoraj nareszcie skoncentrował się na wykorzystaniu korzystnych sytuacji do strzelenia bramek. Ma on zadatki dla wysokiej klasy grajka ,ale nie może unikać angażowania się w grę przez całe fragmenty spotkania ,ale za to musi unikać beznadziejnego marnowania wysiłku kolegów na nieprzemyślane , z góry skazane na niepowodzenie indywidualne pseudopopisy . Ma ich co prawda coraz mniej ,ale nie powinien mieć wcale. W obronie bardzo dobrze wypadł Pankov. Jest to wychowanek szkoły serbskiej co prawda z autonomicznej Vojvodiny,ale widać u niego dobrze ukształtowane nawyki gry strefowej w obronie. Serbscy obrońcy potrafią ustawiać się w strefie tak ,aby maksymalnie utrudniać grę napastnikom rywali przez krycie przestrzeni . Ustawiają się tak ,aby podanie do napastnika było uznane przez podającego za niemożliwe.Pankov do tego dobrze blokuje, nie daje się ograć akacjami indywidualnymi i potrafi wesprzeć drużynę w natarciu. Nieco gorzej radzi sobie w grze kombinacyjnej ,ale jest to kwestia zgrania z parterami. Moim zdaniem Kapuadi zanotował obiecujący debiut w Legii. Jest to wychowanek klubu belgijskiego Zulte Waregem z nawykami typowymi dla tamtejszej szkoły. Belgowie , podobnie jak Francuzi w każdym klubie szkolą młodych zawodników według jednego wzorca taktycznego. Przed ponad 30 laty był to system 4-4-2 ,a od 15 lat jest to 4-3-3. Kapuadi więc mający zachowania taktyczne z gry " czwórką " w obronie popełnił kilka pomyłek wynikających z tego,że "normalnie", albo on był wspierany w ataku na rywala ,albo on wspierał partnera. Ale z minuty na minutę łapał coraz lepiej o co w tej grze "trójką " idzie.Moim zdaniem to to małe zrozumienie sprawiło,że stał się współwinny z Ribeiro utraty bramki. Oczywiście bezpośrednią winę ponosi Ribeiro, którego obowiązkiem było wyprzedzić do piłki Sancheza ,a nie pozwolić mu jej przyjąć ,a następnie go blokować ,a nie używać wślizgu, lecz Kapuadi za późno ruszył na pomoc i zrobił to daleko od rywala przez co tamten zastosował "mijankę" i wyszedł sama na sam z bramkarzem. Poza tym niewielkim błędem Kapuadi dowiódł,że dobrze czyta grę, potrafi ustawić się tam gdzie jest to pożądane, ma naturalną zdolność wyjścia na pozycje, pokazania się do podania oraz trzymania głębi obrony. Sensowny nabytek. Sędzia Musiał to moim zdaniem bardzo dobry arbiter, któremu karierę pokrzyżowało wielokrotne fatalne , pełne ośmieszających błędów prowadzenie meczów z udziałem Legii. Pamiętam jak przed blisko 10 laty na boska Ekstraklasy wkroczyło z przytupem kilku młodych ,niewiele ponad 30 wiosen liczących sędziów z których najbardziej wyróżniali się właśnie Musiał oraz Marciniak. Moim zdaniem szefowie Kolegium Sędziów robili mu krzywdę wyznaczając go do prowadzenia spotkań Legii , które to sędziowanie wybitnie mu nie wychodziło. Nie traktowałem jego błądzenia jako czegoś przez niego zawinionego,a z tego powodu ,że psychologia już przed 50 laty rozpracowała uprzedzenia ,a etnogenetyka przez kilku laty dowiodła istnienia dziedziczenia pozagenowego wpływającego na ośrodek mózgu podejmujący decyzje poza sferą świadomości . Tacy naukowcy jak prof. Mark Snyder i Wiliam Swann wieloma eksperymentami dowiedli ,że ludzie kierują się przy wyborach, decyzjach z góry przyjętymi hipotezami opartymi m.innymi na uprzedzeniach . Ludzie posługują się nie tylko nieobiektywnymi strategiami w celu zweryfikowania swych przekonań , lecz ponadto te strategie wywołują u nich zwykle takie zachowania , które przyczyniają się do podtrzymania tych przekonań. Sędzia Musiał co kiedyś przyznał - niechęć, że tak to delikatnie nazwę, do Legii wyniósł z domu rodzinnego czyli od wroga Legii, a osobliwie Deyny i Gadochy obrońcy Wisły, a swego ojca Adama Musiała. Mnie cieszy ,że jego ciężka praca , przy udziale specjalistów przyniosła dobre efekty , bowiem wczoraj prowadził zawody spokojnie , rozważnie i mając dobry kontakt z zawodnikami potrafił rozwiązywać prawidłowo wszystkie trudne sytuacje . Po spotkaniu widać było jak jest z siebie zadowolony , jak wielki kamień spadł mu z serca.Ja nie mam przekonania czy "dawny " Musiał tak wzorcowo rozwiązałby sytuację z 94' czyli przyznałby rzut karny po nieoczywistym faulu "wspartym" ręką innego obrońcy i czy ukarałby sprawcę czerwoną kartką. W tej 94 ' Musiał tak jak wielu innych sędziów odstawił spektakl . Bowiem dziś sędzia nie może jak przed erą VARu normalnie zagwizdać , pokazać na rzut karny i czekać na jego wykonanie.Dziś arbiter, owszem gwizdkiem przerywa grę ,ale po to ,aby rozmawiać przez mikrofon zainstalowany pod brodą z zaświatami , a widzowie domyślają się,że to wszystko wiedzący VAR. Kiedy już tak parę minut sobie pogada to nagle zrywa się galopem i pędzi przez całe boisko do małego telewizorka do którego przykleja nos,a głowę okrywa baldachimem , jak jaki czarnoksiężnik. Mnie zadziwia ,że arbiter jak już musi gaworzyć z tym VARem to za cholerę nie może do tego ekranika podejść bliżej , tylko się od niego maksymalnie oddala ,aby chyba zademonstrować nam ,że potrafi jeszcze pohasać .Jak już się napatrzy to rączym galopem wraca skąd wyruszył, staje i wystudiowanym gestem stymulując napięcie rysuje w powietrzu prostokącik , jak by chciał pokazać ,że on nie jest winny , tylko ta cholerna maszyneria i dopiero wówczas gwizdkiem oraz palcem pokazuje jaka decyzja zapadła. Pewno dla widzów na stadionie ten cyrk ma jakiś sens, ale dla tych przed telewizorami to strata czasu, bo oni wiedza jak było i jaka decyzja podjęta być musi. I tym przemiłym akcentem kończę te refleksje - co nie nowe.
This is a comment on "Legia - Widzew 3-1: Za ciosem"