A+ A A-
  • Zbyszek
Już od dłuższego czasu przymierałem się do opisania rzeczy dość oczywistej dla nauki , bo najlepiej ze zmysłów zbadanej ,a mianowicie wzrokowego postrzegania rzeczywistości. Doznawałem takiej chcicy zawsze kiedy ktoś twierdził,że wszyscy widzieli ,albo "cała Polska widziała",a w istocie taki ktoś chciał wszystkim narzucić swój subiektywny punkt widzenia. Lecz powstrzymywało mnie po pierwsze ,to,że pisanie o czymś tak oczywistym jest banalne, po wtóre,twierdzenie,że każdy widzi inaczej uznać by można za walkę z wiatrakami,a po trzecie ,że zbeletryzowanie wiedzy naukowej jest szalenie trudne. To co poniżej napiszę oparłem na popularnej pracy prof. Susan Greenfield " Tajemnice mózgu". Człowiek podobnie jak inne naczelne jest istotą, dla której wzrok to najważniejszy zmysł.W ciągu sekundy oczy wysyłają miliony sygnałów nerwowych, wędrujących do kory mózgowej, gdzie są analizowane, interpretowane i rejestrowane. Sygnały nerwowe stanowią w tym przypadku przekształconą energię promieni słonecznych. To przekształcenie dokonuje na siatkówce oka.Wstępnie przekształcone promienie światła padają na siatkówkę tworząc ostry i wyraźny obraz o właściwej jasności i natężeniu.Promienie świetlne biegnąc od obserwowanego przedmiotu padają najpierw na rogówkę, która dzięki wypukłemu kształtowi skupia je, a następnie przechodzą przez źrenicę znajdująca się po środku tęczówki. Tęczówka pod wpływem ilości światła rozszerza się lub zwęża.Następnie promienie światła przechodzą przez soczewkę , która dostraja ostrość obrazu zależnie od odległości od przedmiotu. Przetwarzanie sygnałów wzrokowych zaczyna się w siatkówce zbudowanej z komórek nerwowych. Siatkówkę można porównać do komputera, który przetwarza zamglone plamy zdjęć ze statku kosmicznego w obrazy obiektów. W oku sygnały z setek pręcików i czopków docierają do 10 komórek dwubiegunowych, a z nich do jednej komórki zwojowej. Ten układ, który informatycy nazywają kompresją danych stanowi pole recepcyjne komórki zwojowej. Ta kompresja ( impulsja) jest wskaźnikiem ilości i rozkładu światła padającego na neurony. Opisany szlak stanowi bezpośrednią drogę informacji wzrokowej. Następnie te informacje przekazywane są przez miliony aksonów stanowiących nerw wzrokowy do mózgu. Te sygnały nerwowe biegną najpierw do skrzyżowania nerwów wzrokowych oraz poprzez ciało kolankowe boczne do kory wzrokowej umiejscowionej w oby płatach potylicznych mózgu. To w korze mózgowej dokonuje się dekodowanie i analiza sygnałów wzrokowych. Poszczególne obszary kory wzrokowej segregują i rozpoczynają proces przetwarzania poszczególnych składników widzenia jak kształt, barwa, kontrast, odległość, głębia i ruch obiektu. Wyniki tych transformacji zostają połączone w zestawy oraz zintegrowane z innymi doznaniami mózgu np. z ośrodkiem mowy , dzięki czemu możemy nazwać to co nasz mózg przetworzył. Nasza percepcja wizualna tylko w części opiera się na istniejącej rzeczywistości, resztę obrazu uzupełnia nasz mózg.Mózg jest nie tylko odbiorcą sygnałów wzrokowych, lecz strukturą myślącą : wysuwa przypuszczenia, robi skróty myślowe, dedukuje , dzięki czemu to co widzimy wydaje się spójne. Bowiem w istocie to co widzimy wygląda inaczej i np. obraz rzucony na siatkówkę oka jest odwrócony i położony "przodem do tyłu" . Tak bezpośrednio postrzega niemowlę , które dopiero po miesiącach "dowiaduje" się jak interpretować ułożenie obrazu.To mózg przetwarza sygnał świetlny w obraz , tak,że naprawdę widzimy naszym mózgiem.Tym samym każdy widzi inaczej. Niejako wspólne jest to,że u każdego proces docierania sygnału i jego przetwarzania sprawia,że " rozumiemy" to co widzimy z opóźnieniem ok. 0,1 sekundy. W piłce nożnej ma to duże znaczenie dla decyzji nie tylko piłkarzy ,ale i sędziowskich. Bowiem w czasie tej 0.1 sekundy nawet niespecjalnie szybki zawodnik może pokonać dystans ok. 80 cm ,a piłka kilku metrów. To m.innymi ta wiedza sprawia ,że technika w coraz szerszym zakresie wkracza do sportu , w tym do futbolu. Nie ukrywam,że wczoraj przeżyłem rozczarowanie , nie tyle samym wynikiem, ale sposobem zawiadywania zespołem przez trenera.Nie wchodząc w zbyt teoretyczne szczegóły to zarządzanie ma swoje prawa. W piłce nożnej najprostsza rola trenera sprowadza się do spełniania funkcji nauczyciela czyli tego ,który sam umie, uczy innych i wymaga zastosowania w praktyce tego czego się nauczyło.Ta rola dość szybko wyczerpuje swą sprawczą moc , bowiem mówiąc wprost nie rozwija, jako,że eksploruje to co zostało dzięki wiedzy nabyte. Taki trener "nauczyciel" dość szybko zostaje na peronie . Aby przesiadać się do coraz szybszych pojazdów to trzeba wejść na poziom zarządzania zasobami kadrowymi , mentalnościowymi,a przede wszystkim indywidualnościami. Wielu trenerów opiera te relacje na tym co nazywamy koleżeństwem wytwarzając tzw. dobrą atmosferę w tzw .szatni rzekomo przekładającą się na wyniki na boisku. Psychologia powiada,że generalnie korzystniej jest jak ludzie funkcjonują w atmosferze życzliwości , niż wrogości . Tylko ,że sport to rywalizacja , a zespół nie oznacza jedności ,lecz zbiór jednostek. Sport to nie towarzystwo wzajemnej adoracji ,ale środowisko w którym walczy się o to kto lepszy . W czasach "Wielkiej Legii" ostro rywalizowały ze sobą trzy grupy, a latach 1994 i 1995 były to dwie grupy wzajemnie się zwalczające, podobnie było kiedy trenerami byli Skorża czy Urban. To ta wewnętrzna rywalizacja owocowała wzrostem umiejętności , zaciekłością, zaangażowaniem i wynikami. Na podstawie dotychczasowym spotkań Legii nabierałem przekonania ,że Runjaicz potrafi tak zarządzać grupą ,że drużyna nie załamuje się przy początkowych niepowodzeniach , lecz potrafi przekształcić się w taran rozwalający nawet solidne mury. Wczoraj tej zbiorowej chęci nie dostrzegłem , ba , nie zauważyłem ,aby którykolwiek z graczy miał motywujący wpływ na innych. Widziałem grupę koleżków, którzy nie rywalizują ze sobą o to kto lepszy, a tym samym wpływających na zmianę nastawienia , tak jak by żaden nie chciał wychylić z tego grona średniactwa. We wszelkich komentarzach odnośnie roli jaką Jaga może odegrać w sezonie 2023/24 przewijały się dwa motywy , pierwszy związany z uznawanym za gigantyczne osłabienie odejściem Guala i drugi z mało doświadczonym i bardzo młodym trenerem. Motyw Gula nadal jest powielany . mimo,że Jaga bez niego osiąga zdecydowanie lepsze wyniki niż z nim. Przypomnijmy,że Gual grając w Jadze był najlepszym strzelcem ESy oraz przewodził w punktacji tzw. kanadyjskiej. Rozumowaniem ,który się samo narzuca jest to, co wylansował ponad 60 lat temu Helenio Herrera , a mianowicie nie tyle przeciwstawienie indywidualności zespołowi ,ile podporządkowanie indywidualizmu zespołowości. To myślenie można nazwać wkomponowaniem indywidualności w zespół. Jak by nie patrzeć w ubiegłym sezonie Gual wkomponował się w drużynę , bo jego walory błyszczały. Tylko,że nie było przełożenia na osiągnięcia drużyny, która zakotwiczyła w dole tabeli. Więc chyba trzeba to schematyczne rozumowanie odrzucić i wręcz stwierdzić,iż wówczas kiedy drużyna składa się z przeciętnych zawodników mocna indywidualność nie jest wartością dodaną,ale wręcz osłabia zespół. Pewno można by szukać wyjaśnień w wiedzy psychologicznej,ale chyba można pokusić się o domniemanie,że mając wielką indywidualność, dominującą nad resztą , to wówczas, pozostali członkowie zespołu niejako czują się zwolnieni z waleczności , bo i tak i tak będą tylko tłem dla gwiazdora. Dopiero kiedy zostają uwolnieni spod dominacji odzyskują podmiotowość czyli dostrzegają swą przydatność, rozumiejąc,że od nich zależy bardzo wiele i chcą tego dowieść postawą na boisku. Inaczej mówiąc gwiazda w otoczeniu bardzo dobrych partnerów jak np. Lewandowski w Bayernie ciągnie zespół do góry i wpływa wielce korzystnie na wyniki ,ale gwiazdor w otoczeniu miernych graczy obniża wartość drużyny. W Legii Gaul na razie nie potrafi znaleźć swego miejsca, bowiem nie jest tym najlepszym , na którego inni pracują. Wczoraj delikatnie rzecz ujmując, nie był najmocniejszym naszym ogniwem. Po kilku meczach Legii zakończonych pozytywnymi wynikami opartymi na walecznej grze, komentatorzy popadli w cielęcy zachwyt jaka to Legia potęgą jest oraz nad tym jakimi to wspaniałymi zawodnikami dysponujemy. Wręcz zaczęto "współczuć" Runjaiczowi jaki to on ma kłopot bogactwa, jak może wybierać i przebierać pomiędzy znakomitościami. Ja mam to nieszczęście ,że mam za dobrą pamięć,ale przecież nie trzeba sięgać w zbyt odległą przeszłość,aby zachować dozę ostrożności , by nie rzec sceptycyzmu. Toż to dwa lata temu media i kibiców opanowała jeszcze większa euforia po awansie do LE i pierwszych w niej meczach.Nie chcę być złym prorokiem ,ale mam nadzieję,że wczorajsze spotkanie z marnym zespołem Jagi ostudzi nastroje i sprowadzi je do właściwych rozmiarów i oczekiwań. Bo oto wczoraj trener nie wystawił od pierwszej minuty Josue, Wszołka, Ribeiro i Slisza i zamiast nich wstawił Baku, Celhakę, Burcha i Pankova oraz zmienił ustawienie na 3-4-3 ,aby pewno zmuszać rywali do koncentracji na własnym bezpieczeństwie. Tylko,że Legia , która w wielu spotkaniach strzelała po trzy bramki wczoraj nie tylko nie zdobyła żadnej ,ale oddaliśmy tylko jeden ( kiepski) celny strzał na ich bramkę. Mnie nie chodzi o czarnowidztwo,ale o to abyśmy nie popadli w chorobę afektywną dwubiegunową. Smile. Każdy kto oglądał spotkania Jagiellonii oraz przyjrzał się ich składowi personalnemu nie mógł nie uznać,że faworytem wczorajszego spotkania była Legia. Tak naprawdę to przebieg gry i wynik powinien zależeć od poczynań naszej drużyny w trzech zasadniczych aspektach. Po pierwsze : czy Legia zdoła wykorzystać systemową słabość defensywy Jagi, składającej się w połowie z bardzo młodych graczy ( Matysik 22 lata, Lewicki 17 lat), niezbyt zgranej ( częste zmiany) oraz dopiero uczącej się obrony strefowej. Po drugie : czy potrafimy ustrzec się błędów przy przeprowadzaniu piłki z tercji obrony do drugiej linii oraz utrzymaniu się przy piłce w środkowych rejonach boiska. Po trzecie : czy potrafimy odebrać inicjatywę rywalom . Piłkarze Jagiellonii , zwłaszcza na własnym boisku grając bardzo ryzykownie starają się "zagospodarować " siły ich przeciwników poprzez grę na ich połowie boiska , w tym rozciągając grę na boki . We wszystkich tych aspektach nasz zespół zawiódł ,a szczególnie źle prezentowaliśmy się po prawej stronie naszego pola gry. Oczywiście można powiedzieć,że przegraliśmy mecz w I połowie, bo w II byliśmy co najmniej równym rywalem,ale to nie będzie relacja rzetelna, bowiem to Jaga prowadząc dwoma bramkami skoncentrowała się na utrzymaniu wyniku i nasza przewaga był pozorna. Z drugiej jednak strony to bramki jakie zdobył zespół Jagi są z gatunku frajerskich . Przy pierwszej w 12' Baku nie potrafił przeszkodzić w swojej strefie rozegraniu piłki. przy drugiej w 29' tę samą niefrasobliwość, w tym samym rejonie wykazał Celhaka. Lecz najbardziej winny jest w obu przypadkach Burch , bo to była jego strefa jako prawego półśrodkowego. Przyznam,że po meczach Legii i tych wygranych i tym wczorajszym coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu ,że słabość naszej obrony wynika z tego,że nie mamy ani jednego środkowego obrońcy o wymaganej od gry na tej pozycji charakterystyce i nabytych ( wyuczonych) nawykach. W zasadzie podstawowym ,a właściwie jedynym zadaniem środkowego obrońcy jest bezwzględny, zdecydowany atak na zawodnika będącego z piłką w świetle bramki, a nasi , pożal się Boże, środkowi bawią się w krycie, blokowanie, przeszkadzanie i tego typu pierdoły . Bez środka obrony nie ma obrony. W przypadku Szymona Marciniaka mamy do czynienia z klasycznym syndromem ukorzenia się przed wypracowanym i utrwalonym autorytetem. Mówiąc trywialnie to tak po prawdzie sama obecność Marciniaka na boisku sprawia ,że nikt mu nie podskoczy. To efekt nie tylko doskonałego opanowania rzemiosła, ale w równym, o ile nie większym wypadku wynik jego wielkiej pewności siebie. To rodzaj pancernego pancerza , którym się otoczył i spoza którego wydaje dyspozycje, podejmuje decyzje, panuje nad wydarzeniami. Tym samym wytworzył jednostronny kanał komunikacyjny od , nie do .On z zawodnikami nie dyskutuje, nie przekonuje,ale nakazuje - co odbierane jest jako rzecz bezdyskusyjna. Przy tym Szymon Marciniak stale swoje rzemiosło doskonali, w tym nauczył się posiłkować VARem, czego jeszcze niedawno unikał. A do tego wszystkiego Marciniak porusza się po boisku z nienachalną elegancją. Klasa sama w sobie. Dla mnie porażka we wczorajszym spotkaniu jest przykra, bo Jaga to mocno przeciętny zespół, lecz kiedy brakuje koncentracji i cierpliwości to zamiast wygranej trzeba obejść się smakiem. Jednocześnie wolałbym ,aby trener selekcji dokonywał w meczach LKE, PP ,a nie w Ekstraklasie.
This is a comment on "Jagiellonia - Legia 2-0: Wypunktowani"