A+ A A-
  • Zbyszek
W postrzeganiu piłki nożnej dominują dwa punkty widzenia , które można nazwać wynikowym i widowiskowym.Marzyciele,idealiści, mitomani twierdzący,że futbol musi się podobać ,że ma być piękny - w konfrontacji z rzeczywistością rażą naiwnym infantylizmem. Co widzimy po reakcjach na wczorajsze dziwowisko,w którym Legia w dość marnym stylu wyrwała wygraną, a lud kibicowski ma radochę..Bowiem jak by nie patrzeć piłka nożna to gra emocji, a one są wywoływane skomplikowanymi związkami uczuciowymi ze swoim klubem czyli nie można mówić o pięknie w ujęciu abstrakcyjnym, bo każdy kibic pragnie wygranej i to zwycięstwo jest pięknem. Wygrana swojego oznacza też pokonanie wrogiego - co bez znaczenia nie jest Smile. W tym sensie wynik staje się królem polowania. A wynik to punkty. Przed 50 laty komentator telewizji brytyjskiej Jimmy Hill wyszedł z nieco innego założenia, a mianowicie ,żeby to ilość przyznawanych punktów za wygraną wpływała na atrakcyjność widowiskową futbolu i lansował przyznawanie 3 punktów za zwycięstwo.W 1981 wprowadzono ten system w PL ,a od 1995 roku stał się FIFowskim standardem.Bez tej rewolucji nie można zrozumieć ewolucji w rozwoju strategicznym i taktycznym piłki nożnej. O czym wiele razy pisałem i nie będę się powtarzał.Ta walka o punkty ma wiele aspektów,z których jeden przemawia za tym,że warto walczyć o wygraną ,że futbol ofensywny się opłaca - co wiąże się z atrakcyjnością i widowiskowością. Druga strona wskazuje,że trzeba tyle samo czerpać z ataku co i z obrony, bo każdy punkt jest ważny. Lecz generalnie doprowadzono do rozwoju odmiennych systemów taktycznych, jednych preferujących posiadanie piłki jak 4-3-3 czy 4-2-3-1 ,a innych opartych na grze bez piłki jak 4-1-4-1(4-5-1) czy na "trójce" w obronie. Np. trener Mourinho jest przeciwnikiem dominacji parametrów w taktyce i powiada ,że "posiadanie piłki będzie miało sens tylko wtedy, gdy usuniemy z boiska bramki". Wielu trenerów powiada,że "Owszem tiki taka jest świetna, pod warunkiem ,że wygrywa mecz, bo jak przegrywa jest do niczego". Rzecz cała jest prosta, bo wygrana w jednym meczu jest równoważna punktowo trzem remisom,a jedna wygrana i dwa remisy jest lepsza, niż trzy remisy, nie mówiąc o tym,że aby zdobyć np. 9 punktów to wystarczy 3 razy wygrać,ale aż 9 razy zremisować.Wreszcie tę prostą prawdę pojął nie tylko Vukovicz w Piaście ,ale miejmy nadzieję,że dociera i do Legii Smile.To podejście Mourinho nie jest jednak irracjonalne, gdyż na tzw. "chłopski rozum" rzeczywiście "punkty oczekiwane" można zmaksymalizować grając ofensywnie ,ale on rozumiał,że równie ważne jest minimalizowanie punktów bezpośrednich konkurentów w walce o trofea, gdyż remis z takimi to zyskanie jednego punktu i odebranie dwóch groźnemu rywalowi.W tej sytuacji strategia przesuwa się na wygrywanie spotkań z zespołami słabszymi.Co wczoraj uczyniła Legia. Ze zdobywaniem punktów wiąże się nierozerwalnie zdobywanie bramek i w tym temacie mamy do czynienia z rozbieżnymi oczekiwaniami kibiców i wymogami strategii osiągania sukcesu końcowego ,a nie cząstkowego. Kibice chcieliby oglądać wiele bramek ,ale te oczekiwania nie korelują ze znanymi statystykami ilości zdobyczy, ani też z faktycznym przełożeniem bramek na zdobycze punktowe.Owszem prosta obserwacja jest taka,że nie można wygrać meczu jak się nie strzeli gola . Lecz musimy sobie uświadomić,że nie każde trafienie ma taką samą wartość i np. czwarta bramka na 4:0 nie ma takiego znaczenia jak gol na wygraną 4:3. Co za tym idzie różnica pomiędzy zdobytymi a straconymi bramkami wynosząca równe 0 może oznaczać zupełnie różne jakości i odmienne zdobycze punktowe , gdy np. jeden mecz jest wygrany wynikiem np.6;0 ,a sześć porażek po 0:1 to bramki wynoszą 6;6 ,a punktów zdobyto 3 na 21, podczas gdy np. jedna porażka 0:6 i sześć wygranych po 1:0 , to nadal bramki 6:6 ,ale zdobycz punktowa to 18. To co napisałem to nie gierki słowne ,ale prosta i jasna konstatacja ,że im mniej strzela się bramek, tym cenniejsza jest każda z nich. Ale to nie oznacza,że nie strzelając bramki nie zdobywa się punktów, bo ok.7-8% spotkań kończy się bezbramkowym remisem.Swego czasu trener Łobanowski mówił,że zdecydowanie woli jak jego zespół wygrywa 1;0, niż 5:4.To zdroworozsądkowe podejście znalazło swe odbicie w statystykach, bowiem w ok.30% spotkań zdobycie 1 gola daje wygraną,a dwóch to ponad 45 % szans.Oznacza to statystycznie,że strzelanie np. trzech bramek nie oznacza zwiększenia szans na wygraną trzykrotnie,a niewiele ponad 50%. Statystyki dowodzą,że dla zdobyczy punktowych najcenniejszy jest drugi gol. Niezależnie od statystyk to trzeba brać pod uwagę ograniczony potencjał energetyczno- motoryczny zawodników, co oznacza,że nadmierne jego wyeksploatowanie w jednym meczu musi odbić się negatywnie na wynikach w przyszłości. Rozumni trenerzy powstrzymują swoje zespoły przed takimi popisowymi zakusami , co nazwano "grą na wynik", a co można określić jako wydatkowanie jak najmniejszego wysiłku dla osiągnięcia maksymalnego efektu, jakim jest zdobycie trzech punktów. Niejako z musu przyjmować musimy do świadomości ,że takie drużyny jak Stal Mielec grają w Ekstraklasie . To stwierdzenie nie stanowi kwestionowania powiększenia ESy do 18 drużyn,ani deprecjonowania faktu gry w lidze drużyn z mniejszych ośrodków, lecz o ich wkład do postępu naszej rodzimej piłki nożnej.Bowiem takie kluby jak Stal bez Ekstraklasy ,czytaj bez pieniędzy za grę w niej otrzymywanych, by nie istniały ,a ESa bez nich mogłaby się z powodzeniem obyć. W moim przekonaniu takie kluby jak Stal niczego pozytywnego nie wnoszą do naszej piłki,a wręcz przeciwnie petryfikują niekorzystne trendy i układy.Nie chodzi o taktykę czy organizację gry, bo trudno wymagać od trenera, który ma 50 lat i prowadził zespoły niższych klas ( Bełchatów.Tychy, Stomil , Łęczną) , aby imponował oryginalnością i nowatorstwem. Jest to solidny warsztatowiec i taka jest Mielecka Stal w obecnym sezonie. Nie jest w stanie ograć lepszych,ale karci tak jak Legię jesienią ( 1:3) tych ,którzy ją zlekceważą.Chodzi o to ,że metoda kształtowania zespołu oparta jest na materiale zawodniczym , który najlepsze lata ma za sobą ,a dziś gra doświadczeniem.I te mocno wyeksploatowane fundamenty zespołu mają przedłużane kontrakty na kolejne lata. Kotwicami Stali, na razie nie pozwalającymi na dryf ku spadkowi, są tacy zawodnicy jak : obrońcy - Krystian Getinger ( 36 lat),Mateusz Matras ( 33 lata0,a nadal w składzie jest Lenadro ( 41 lat), pomocnicy : Maciej Domański ( 34 lata), który gra jako ofensywny pomocnik w ustawieniu 5 ( 3+2)-2-2-1 lub jako prawoskrzydłowy w 5-2-3, Piotr Wlazło ( 35 lat) grający jako defensywny pomocnik oraz Krzysztof Wołkowicz ( 30 lat) spełniający podobna rolę co Domański. Zawodnikami , którzy wyrastają ponad średniactwo są: bramkarz Kochalski ( 24 lata) oraz bardzo dobry wszechstronny napastnik Iljia Skhurin ( 25 lat). Stal gra w ustawieniu 5-4( 2+2) -1 , a nie jak jak podawano 3-4-2-1 lub 3-4-3. Jest to kontynuacja trendu powiększania liczby obrońców, kosztem głównie napastników , od 2 w systemie klasycznym , poprzez 3 w WM, potem 4 i obecnie pięciu, jak w Stali. Trener Stali słusznie główkuje,że jego zespołu nie stać na ekstrawagancje ofensywne z których nie wiadomo co wyniknie,a szczelna obrona to nadzieja chociaż na uciułanie jednego punkcika. Jedyna bowiem szansa na zdobycze bramkowe wiązana jest z grą Skhurina, który i wczoraj pokazał lwi pazur, ale moim zdaniem z winy trenera Feio. Wiadomo ,że jedynym klasowym i niebezpiecznym zawodnikiem w Stali jest Białorusin i nieprzydzielenie mu "plastra " było błędem, również z tego powodu,że pilnujący go w strefie Morishita fizycznie mu wyraźnie ustępował wzrostem ( 188 cm do 166 cm ) i wagą ( 96 kg do 65 kg) co uwidoczniło się przy strzelonej przez Skhurina bramce.Taki "plaster' to żaden wstyd ,a raczej byłby przejawem zaradności i zapobiegliwości.To,że zawodnicy Stali często mieli do dyspozycji ok.2/3 boiska wynikało z faktu,że nasz zespół po ok. 20 minutach stosowania gegenpressingu zaniechał grania nim i cofał się do półśredniej obrony strefowej . Po zdobyciu wyrównania Stal była zadowolona z wyniku ,ale jej podstawowi zawodnicy nie wytrzymali trudów meczu i po strzeleniu przez Legię drugiej bramki pogodzili się z porażką. Trener Feio w stosunku do treści treningów prowadzonych przez Runjiacza wprowadził kształtowanie cech motorycznym podczas każdej jednostki treningowej ,a nie tylko podczas dwóch w tygodniu. Lecz nie motoryka spędza Feio sen z powiek, bo od niej ma fachowców, tylko zmiana zachowań taktycznych zawodników, formacji oraz zespołu jako całości. Pewno nieco głębiej sięgnę do jej omówienia po zebraniu większego materiału np. po meczu z Lechem. Mnie ta metodyka treningowa Runjaicza dziwiła bowiem była sprzeczna z wiedzą na temat kształtowania cech motorycznych tak na bieżąco, jak i na przyszłość.Bieżąca to cykl międzymeczowy w ujęciu tygodniowym,a perspektywiczna to metoda prowadząca do stałego podwyższania poziomu wydolnościowego , bo powiększanie cech motorycznych odbywa się ewolucyjnie, proporcjonalnie ,a nie skokowo. Dlatego musi być objęte długofalowym planowaniem i skorelowaniem tego co doraźne, z tym co chce się osiągnąć. W Polsce autorytetem w dziedzinie wiedzy o motoryce jest prof. Jan Mucha. Każdy człowiek posiada określone możliwości motoryczne np. może podnieść jakiś ciężar , przebiec ileś metrów w określonym czasie itp. Są one realizowane przez określone ruchy odznaczające się szeregiem cech ilościowych i jakościowych. Np. sprint i maraton stawiają przed organizmami różne jakościowo wymagania i nie mogą być jednocześnie kształtowane w jednej jednostce treningowej. Pojęcie "cech motorycznych " łączy te kategorie fizyczne człowieka , które : wykazują się jednakowymi parametrami i mogą być mierzone w różny sposób ( jednostki miary) oraz posiadają analogiczne fizjologiczne i biochemiczne mechanizmy i wymagają podobnych właściwości fizycznych i psychicznych organizmu. Powoduje to ,że metodyka kształcenia cech motorycznych ma ogólny charakter , niezależny od konkretnego rodzaju ruchu. Cechami motorycznymi są : wytrzymałość (ogólna i szybkościowa), siła ( statyczna i dynamiczna) oraz szybkość ( biegowa, startowa i specjalna). Piłka nożna to ta dyscyplina, która wymaga kształtowania wszystkich cech w podobnym zakresie, aczkolwiek odmiennie w różnych okresach, innym w okresie przygotowawczym i innym w startowym . Z tym zagadnieniem wiąże się problem w jakich proporcjach kształtować te poszczególne elementy cech motorycznych , bo pomimo aktywności boiskowej wszystkich zawodników to występują różnice w cechach potrzebnych na poszczególnych pozycjach np środowego obrońcy , skrzydłowego czy napastnika . We współczesnym futbolu , głównie z uwagi na zatrudnianie trenerów przygotowania fizycznego , właściwie nie ma większych różnic w motoryce, bo wszyscy trenerzy traktują to jako bazę, a sam rozwój tych cech może wpływać w niewielkim stopniu ( poniżej 10%) na wzrost efektywności boiskowych działań. Istnieje natomiast ogromny , negatywny wpływ na wyniki przy brakach motorycznych co dotknęło Legią w 2012 roku i jesienią 2021 roku oraz np. Lecha w 2020 roku, a dotyka wszystkie nasze zespoły startujące w Pucharach. Nie zawsze ten stan wynika z niedotrenowania , bo może tak jak Legia kiedy jej trenerem był Michniewicz ,a fizjologiem prof, Jastrzębski zostać dotknięta kataklizmem przetrenowania . Budowanie, kształtowanie i doskonalenie cech motorycznych musi się wiązać z celami strategicznymi jakie stawiane są przed drużyną. Niektórzy trenerzy sterują tak w okresie przygotowawczym jak i startowym procesem treningowym tak ,aby zawodnicy byli w optymalnej formie w meczach, z ich zdaniem, silnymi rywalami,a w nieco gorszej dyspozycji z tymi słabszymi. Co czasami jak np. Skorżę w Wiśle, Legii i Lechu oraz Bielicę w Lechu i Michniewicza w Legii poprowadziło na manowce. W obecnej naszej rzeczywistości ligowej takie założenia byłyby złudne, bo podział na tych słabych i jeszcze słabszych ulega dramatycznemu zatarciu.Aczkolwiek we wczorajszym spotkaniu lepsze przygotowanie motoryczne , głównie wytrzymałościowe , zawodników Legii było przyczyną zdyskontowania przewagi w końcówce i wygrania meczu. O tym aspekcie warsztatu trenerskiego Goncalo Feio pisze i mówi się mało, bowiem domorośli znawcy starają się przeniknąć tajniki osobowości i charakteru trenera Legii. Jeden z takich przyczynkarskich artykułów popełnił Przemysław Langier na portalu Goal.pl, który mogę polecić do zapoznania się. To nakierowanie na opis osobowości trenera to współczesny kierunek badania tych czynników o charakterze subiektywnym jakie mają wpływ na kształt gry i dokonania drużyn. Jednocześnie autor zwraca uwagę tylko na 3 elementy charakterystyki Feio, choć w moim przekonaniu jest on klasycznym przykładem tego co w literaturze przedmiotu nazywane jest " mentalnością zwycięzcy" . Ponieważ moim zdaniem egzaminem z charakteru Feio będzie mecz Lechem to i to zagadnienie postaram się omówić skrótowo w komentarzu po meczu w Poznaniu. Gawin omówił przebieg wydarzeń boiskowych, natomiast jak mam kłopot z ich analizą. Zacząć wypada od ustawienia , czy było to 3-7 czy 3-6-1 z tzw. fałszywym napastnikiem jaki jako 4-6-0 z Fabregasem w roli fałszywego napastnika został zastosowany przez Hiszpanów w Euro 2012 roku. Przy czym Hiszpanie grali nim z uwagi na nadmiar wyśmienitych , kreatywnych pomocników ( Xavi Alonso, Iniesta, Xavi, Busguetes, David Silva, Fabregas) ,a Feio z konieczności. Lecz z drugiej strony to ustawienie i wystawienie zawodników radzących sobie z utrzymaniem się przy piłce świadczy o tym,ze Feio nie utożsamia taktyki gry z ustawieniem,ale z zadaniami , ale również ,że podział na obronę, pomoc i atak traktuje umownie , bo główną rolę przypisuje miejscu jakie zajmuje zawodnik w konkretnej sytuacji boiskowej. Ponadto brakowało w naszej grze konsekwencji taktycznej , gdyż zaczęliśmy od gegenpressingu po stracie piłki w rejonie pola karnego rywali oraz od atakowania ich długimi podaniami w pole karne do wchodzących Wszołka i Morishity,aby po ok, 20 minutach wycofać się do półśredniej strefy, która to taktyka miała mocno wątpliwą wartość.Bowiem po takim cofnięciu się - po odzyskaniu piłki należało grać albo szybkim, wręcz błyskawicznym atakiem przy małej ilości uczestników ( tak jak przy drugiej bramce) lub też atakować większą ilością zawodników. Z kolei w ostatnim kwadransie graliśmy atakiem pozycyjnym na wyprzedzenie obrońców rywali. To oddanie pola sprawiło,że Stal miała większe posiadanie piłki,a taka szarpana gra na wolne pola była przyczyną znacznie niższej celności podań naszej drużyny, niż w innych meczach.Ten brak wybranej linii postępowania widoczny był też w organizacji gry obronnej, gdyż ani nie trzymaliśmy linii spalonego ,ani nie kontrolowaliśmy głębi obrony. W sumie ważne ,że wygraliśmy i nadal jesteśmy w grze i o Tytuł i o Puchary. Sędzia Damian Sylwestrzak to nadal jeden z najmłodszych naszych arbitrów,ale już na tyle "obyty" ,że może być oceniany bez taryfy ulgowej. Z jednej strony to dobrze,że taki młody i taki nowoczesny ,że korzysta bez oporów z VAR,ale wczoraj rzuty karne były tak oczywiste,że powinien je podyktować ,a dopiero po podjęciu takiej decyzji ewentualnie upewnić się co do całkowitej słuszności swego rozstrzygnięcia. W pozostałych dwóch przypadkach , przy bramce dla Stali VAR jest włączany automatycznie dla sprawdzenia czy nie było spalonego ,a przy zagraniu piłki ręką w polu karnym w 96' przez Kapuadiego chodziło o upewnienie się czy ręka dotykająca piłki była oparta o murawę i czy stanowiła punkt oparcia dla ciała.Wykładnia przepisów stanowi bowiem,że nie ma w ogóle naruszenia przepisów jeżeli piłka trafi w rękę opartą na murawie jako oparcie dla ciała. W 17' identycznie arbiter nie uznał za przekroczenie przepisów trafienia ręką przez Jędrzejczyka , bowiem ręka była za blisko ciała ( kąt mniejszy niż 60stopni) ,aby można było mówić o karalnym zagraniu piłki ręką. Rzuty karne dla legii były oczywiste, bo w 17' Wszołek został trafiony wyprostowaną nogą przez Getingera, a w 91' Ehmann uderzeniem ręką w twarz przewrócił Urbańskiego . Jednak w samym prowadzeniu zawodów raziła tolerancja Sylwestrzaka dla niesportowych zachować piłkarzy obu drużyn machających rękami i głośnymi okrzykami domagających się podyktowania wolnych lub karnych po rzekomych faulach.Wiemy ,że sędziowie uczeni są ,aby nie reagować natychmiast na emocjonalne zachowania piłkarzy , bo w ogniu walki trudno nad nimi w pełni zapanować ,ale wczoraj było tego o dużo za dużo ( naliczyłem 22 takie incydenty) i tylko w 2' arbiter ukarał Getingera żółtym kartonikiem za próbę wymuszenia podyktowania rzutu karnego. Można w jakiś sposób zrozumieć Sylwestrzaka,że nie chciał przydawać sobie powagi ani karaniem ani pouczaniem, ale z drugiej strony tolerowanie takich zachowań to w istocie kwestionowanie decyzji lub ich braku arbitra oraz dawanie pożywki kibicom do ubliżania sędziemu. Najwięcej takich akcji ze strony Stali mieli Skhurin i Pinokio ,a po naszej stronie Wszołek.O ile mnie to pajacowanie Stalowców mniej dziwi , to Wszołek mnie negatywnie zaskoczył, bo wydawał się twardym facetem,a nie płaczkiem , który na dodatek jak by większą uwagę zwracał czy ktoś go musnął, niż piłce, którą tracił,albo strzelał panu Bogu w okno. Jak widać z powyższego opisu Sylwestrzak łatwo nie miał,ale wyraźnie nietrafnych , sprzecznych z przepisami decyzji nie podjął. W sumie zasłużył na pozytywną notę. Zwycięstwo cieszy ,ale moim zdaniem za dużo było mankamentów w postawie zespołu ,aby być w pełni zadowolonym tak z wyniku jak i z samej gry.
This is a comment on "Stal - Legia 1-3: Cień nadziei"