A+ A A-
  • Zbyszek
O tym,że drużyna musi mieć kręgosłup. Używam tego porównania nie bez istotnej przyczyny.Dla każdego człowieka i nie tylko ,kręgosłup stanowi najważniejszą część ciała, która gwarantuje poprawną egzystencję fizyczną.Trudno wyobrazić sobie ciało bez kręgosłupa.Składa się on z 4 części : odcinka szyjnego,odcinka piersiowego, krzyżowego i lędźwiowego.Teoretycznie każda drużyna piłkarska też posiada kręgosłup, a więc tych zawodników , którzy zajmują newralgiczne pozycje w pionowym przekroju boiska.Chodzi jednak o to jaki ten kręgosłup jest, całkiem zdrowy lub cokolwiek chory.W poważnych drużynach prowadzonych przez uznanych trenerów , czego koronnym przykładem był MU SAFa, zawodnicy stanowiący kręgosłup drużyny byli w zasadzie niezmienni, byli stali tylko inni się zmieniali.Trener starannie ich wyselekcjonował. dbał o nich i od nich zaczynał ustalanie składu.Nie sięgając zbyt głęboko w historię Legii to ostatni awans do LM był w głównej mierze zasługą zawodników grających w pionowym przekroju drużyny,a więc Malarza, Pazdana, VOO i Nikolicza. W reprezentacji do awansu na EURO 2016 i niezłej tam gry najwięcej wnieśli : Fabiański, Glik, Krychowiak i Lewandowski.Kiedy w Legii zabrakło tej klasy zawodników co VOO, Nikolicz czy Prijovicz zaczęły się problemy.Kręgosłup został poważnie osłabiony.W bieżącym sezonie trudno dostrzec dążenia do naprawy uszkodzonej części szkieletu drużyny. Wydawało się,że ostoją w bramce póki co jest Malarz i co ?. Wczoraj nie ma Malarza. Malarz jak na swoje lata, broni wyśmienicie,ale musi odejść od recenzowania poczynań kolegów i kolejnych trenerów.. Na środku obrony pewniakami byli Astiz i Wieteska, jeden 36 latek bez przyszłości,a drugi młokos bez przeszłości. Ani jeden ,ani drugi nie pasują do klubu z takimi aspiracjami jak Legia. Wczoraj trener wystawił Pazdana i Jędrzejczyka, z tym,że tego drugiego w roli kapitana. Gdyby dało się z nich dwóch stworzyć jednego to byłby to obrońca najlepszy, bo jeden jest piłkarskim mocarzem, choć fizycznie chuchro, a drugi ma dwa waleczne serca, nie jedno.Niestety Pazdan tak długo czekał w garderobie,że kiedy wyszedł na scenę to zapomniał roli .Na razie odcinek lędźwiowy jak chromał, tak kuleje. Trener Sa Pinto na ogół gra systemem 4-4-2, moim zdaniem w jego przestarzałej wersji czyli na dwóch ofensywnych środkowych pomocników i żaden z nich ani Cafu,ani Antolicz nie pełnią wiodącej roli w zespole. W moim przekonaniu jest to poważny błąd.System 4-4-2 u swego zarania nieco ponad 40 lat temu powstał z przesunięcia jednego z napastników w systemie 4-3-3- do środkowej linii obok rozgrywającego. Wówczas w tej formacji było dwóch środkowych ofensywnych pomocników i dwóch skrajnych. Ale już na początku lat 80-tych w środkowej linii grano jednym typowo ofensywnym i jednym defensywnym. W połowie lat 90-tych generalnie grano na dwóch defensywnych pomocników i dwóch skrzydłowych.Niejako w sposób naturalny ci dwaj defensywni przekształcili się w oddzielną formację do systemu 4-2-3-1.Oczywiście w dzisiejszej piłce nie ma dogmatów , o czym wielokrotnie pisałem ale też ewolucje taktyki nie wynikały z jakiś abstrakcyjnych założeń,ale stanowiły odpowiedz na konkretne zapotrzebowanie wynikające ze stale zmieniającej się samej gry i jej szybkości.Niezależnie od tej konstatacji trzeba powiedzieć,,że można rozkładać akcenty prowadzenie gry ofensywnej na dwóch lub nawet więcej zawodników,ale historia dowodzi,że dla drużyny jest korzystniej jeżeli ma tylko jednego kierownika. Dość podobną sytuację mamy w ataku.W już klasycznym ustawieniu 4-2-3-1 gra się na jednego napastnika,a my gramy na dwóch.Czego do błędów zaliczyć nie można , bo taki zestaw ma swoje plusy. Tylko,że generalnie czy to ustawieniu 4-4-2, 3-5-2,4-2-2-2 , 4-3-1-2 czy podobnym w ataku grają dwaj napastnicy o różnej charakterystyce. Jeden jest dogrywającym ,a drugi kończącym. Najbardziej charakterystyczny duet stanowili w lidze Niedzielan i Rasiak. W naszej drużynie i Carlitos i Kante są zawodnikami o zbliżonej charakterystyce i nie stanowią oni duetu, ale się dublują i niejako z konieczności rywalizują pomiędzy sobą o to kto ma wykańczać akcje.W moim przekonaniu nie służy to dobrze drużynie. Bowiem o skuteczności ataku nie świadczy liczba napastników,ale liczba strzelonych bramek. Oczywiście doceniam zwiększenie natężenia treningów, o ile rzeczywiście nastąpiło, gdyż trener Sa Pinto pracuje w mikrocyklu tygodniowym według dobrze rozpracowanego schematu metodologicznego. W niedzielę mecz, w poniedziałek wolne,albo regeneracja,we wtorek mocny trening wytrzymałościowo-szybkościowy, w środę też mocny trening szybkościowo- wytrzymałościowy, w czwartek trening relaksacyjny,w piątek szybkość oraz taktyka, w sobotę szybkość startowa, taktyka i stałe fragmenty gry. Kiedy pisze się o tym w kategoriach objawienia i odkrycia to nie najlepiej to świadczy o wiedzy piłkarskiej autorów. W cyklu dwóch meczów w tygodniu takich możliwości treningowych po prostu nie ma.Jest czas tylko na regenerację, lekki trening podtrzymujący oraz trening szybkościowo taktyczny przygotowujący do meczu i na nic więcej.Ja cały czas mam nieustającą nadzieję,że trener nie poprzestanie na poprawie motoryki piłkarzy,ale zadba o jej kręgosłup. Moim zdaniem materiał ma. O tym,że napastnik musi być wkomponowany w zespół. Z góry przepraszam za to początkowe stwierdzenie, które jest banałem. Lecz dla mnie jest zupełnie niezrozumiałym,że Carlitos w Legii gra bardzo źle. Wszyscy komentatorzy i trenerzy przed sezonem na pytanie kto będzie królem strzelców zgodnie odpowiadali,że Carlos Lopez. Uzasadnienie było banalne. Skoro w marnej Wiśle był najlepszym i najskuteczniejszym zawodnikiem ligi to w mocnej kadrowo Legii musi być jeszcze lepszy.A tu klapa na całej linii.Część komentatorów obwinia o ten stan rzeczy samego piłkarza,a są i tacy,którzy zarzucają mu mało sportowy tryb życia skutkujący rzekomą nadwagą.Przyznam,że otyłości u Carlitosa nie zauważyłem, natomiast dostrzegłem jego wyobcowanie.Przypomnę w tym miejscu,że krakowską Wisłę prowadził bardzo dobry trener Joan Carrillo i to on ustawił drużynę pod Carlitosa.Być może w tym dziele bardzo pomocnym był fakt,że obaj są Hiszpanami.Faktem jest,że pozycja Carlitosa jako jedynego napastnika była niezagrożona. W Legii nie zdecydowano się na grę jednym napastnikiem i być może stąd jego problemy, oby przejściowe i adaptacyjne. Tylko,że problem Carlitosa ze skutecznością stał się problemem Legii. Nie sposób nie zauważyć,że kiedy drużyna taka jak nasza traci sporo bramek to, aby wygrywać mecze musi ich zdobywać więcej od rywali. A bramki muszą strzelać głównie napastnicy. I w ten sposób kółeczko się nie domyka. O tym,że retoryka wojenna nie przystaje do sportu. Być może słowa trenera Sa Pinto przed meczem z Cracovia zostały źle przetłumaczone, bo nie sadzę,aby ktoś na poważnie mówił,że wybiera się na wojnę,a nie na zabawę zwaną meczem piłkarskim.Ktoś kto pobieżnie zna historię naszej piłki wskaże, że o wojence mówił także Jacek Gmoch. Tyle tylko,że Gmoch nie mówił o wojnie,ale o grze wojennej. A są to dwa zupełnie odmienne pojęcia.Gmoch wspomina to tak :" Nie przypominam sobie już dokładnie , kiedy to było, ale zupełnie świadomie sięgnąłem do literatury fachowej dotyczącej sztuki wojennej i znalazłem tam szereg świetnych wskazań do zastosowania w mojej pracy trenerskiej.Gra wojenna to w końcu nic innego , jak sztuka przewidywania działań przeciwnika i jak najlepszego, jak najmądrzejszego wykorzystania własnych sił". Tak o tym pisał literat i napoleonista Waldemar Łysiak w "Literaturze" :" Pożyczyłem mu napoleończyka Jominiego :"Zarys sztuki wojennej ". Drugiego z wielkich teoretyków - Clausewitza nie chciał, bo już znał .Jego pasja w pochłanianiu wielkiej literatury o strategii i taktyce nie owocuje salonowym cytowaniem, tylko adaptacją - wyciąga wnioski i to co uzna za cenne adaptuje do swoich potrzeb. W przerwie meczu z Danią , w szatni pełnej umorusanych piłkarzy, nagle uklęknie na posadzce, która będzie dlań szachownicą porucznika von Reisswitza ( jeden z wynalazców Gry Wojennej), rozejrzy się szukając figur i z ich braku chwyci kilkanaście białych kubków do herbaty i w ciągu 2 minut rozegra nimi symulacje układu taktycznego podczas drugiej połowy. Na ich twarzach nie drgnął ani jeden mięsień i to wcale nie przez zmęczenie , nie dziwili się - ich już nie zaskoczy.Zaskoczyć mógł swoją drużynę tylko tym, gdyby przestał pracować nad coraz to nowymi sposobami optymalizowania gry. On chce nauczyć ich jednego - jak mają być najlepszymi.." . Tak się kiedyś pisało o piłce i ja się na tej literaturze wychowałem. W sztuce wojennej jest ogrom twórczego, w samej wojnie jest tylko tępa destrukcja. Oto zasadnicza różnica. A iść na wojnę ze słabeuszami i jej nie wygrać to żadna zasługa. O tym,że Cracovia nie jest miarodajnym rywalem. Probierz jak przyszedł do Cracovii to stwierdził,że zastał ją drewnianą i zapowiedział,że zbuduje ją murowaną,a uczynił ją zrujnowaną. Wszystkich, którzy choć trochę potrafili grać w piłkę się pozbył, albo sami od niego uciekli. Zostali zastąpieni miernymi biegaczami.Nawet w naszej lidze nie ma takich cudów,aby bez umiejętności grania odnosić jakieś sukcesy, więc Cracovia zaczęła robić za batyskaf. Widmo katastrofy wymusiło sięganie po zawodników z jakimiś nazwiskami, więc wejście Gola na boisko stało się żałosną koniecznością.Cracovia miał być zespołem złożonym głównie z młodych polskich zawodników, a staje się domem niespokojniej starości dla cudzoziemców.Tylko,że wczoraj mecz tak się ułożył ,po zejściu Pazdana,że każdy nasz zawodnik, aby pod względem wybiegania dorównać rywalom musiał przebiec o ok.10% więcej kilometrów od nich.Nasi przeciwnicy tym sposobem niejako wyrównali z nami swe niedostatki wykształcenia piłkarskiego i grali z nami na swoich warunkach.Nasi zaś gracze zamiast wykazywać swą wyższość klasy wykazywali się niepotrzebną i nadmierną agresją . Poszliśmy na wojnę z samymi sobą i tę wymyśloną przez siebie wojnę na własne życzenie zremisowaliśmy. O tym,że mecz się odbył. Ja nie wiem czy obu drużynom tak naprawdę zależało na wygranej. Oczywiście deklaracje przedmeczowe trenerów i zawodników były buńczuczne,że dadzą z siebie wszystko,albo jeszcze więcej,że będą walczyć jak o życie i inne ble, ble. Rzeczywistość boiskowa twardo zweryfikowała te puste gadki pod publikę. Cracovianom nawet się nie dziwię, bo kim oni maja wygrywać jak na poziomie ESy mają tylko Gostomskiego i Helika. Reszta ma potężne problemy z przyjęciem piłki, jej celnym kopnięciem i oddaniem strzału.Do tego rywale ospale przechodzą z obrony do ataku i odwrotnie. Nie można się dziwić,że remis to dla nich świetny wynik. Natomiast nie rozumiem nastawienia Legionistów do wczorajszego meczu. Pomijając czerwień Pazdana to do jego zejścia z boiska graliśmy głównie w poprzek i do tyłu, jak by prowokując rywali do napaści na nas,aby wówczas przeprowadzić jakiś kontratak.Ale oni nie mieli takich zaborczych zamiarów to i my zadowoliliśmy się tym,że nas nie niepokoją. I pomimo,że Cracovia miała przewagę liczebną to nie umiała jej wykorzystać, nasza drużyna liczyła zaś na błąd przeciwnika, aby zdobyć bramkę. Sami w tym kierunku niewiele robiliśmy.A już gra Carlitosa na utrzymanie piłki z dala od naszej i ich bramki, nakierowana na kradzenie czasu, była nastawiona na zremisowanie meczu. Tak naprawdę to nie wiadomo czy to oni nie przegrali czy my nie wygraliśmy,a może odwrotnie. W każdym razie nie było to widowisko,ale dziadowisko.
This is a comment on "Cracovia - Legia 0-0: Antyreklama "