A+ A A-
  • Zbyszek
Wczorajsze spotkanie dostarczyło dowodu na to jak wielką rolę w piłce nożnej odgrywa to co nazywamy szczęściem ,a potocznie fartem lub jego brak. Czy jego mniejszą dozę można nazwać już kryzysem ?, to ja bym ,aż tak odważny nie był Smile. Przez dziesiątki lat temat szczęścia, przypadku w piłce nożnej to był temat tabu. Wszyscy na okrągło perorowali o głowie , wiedzy, warsztacie, umiejętnościach , przygotowaniu itd itp. I jak to zwykle bywa jakiś amator , a konkretnie Colin Trainor - biegły rewident z Irlandii Płn. opublikował w 2008 roku na stronie statsbomb, com analizę niepowodzeń zespołu Borussi Dortmund, mimo ,że nie obejrzał, ani jednego ich meczu. Posłużył się on omówioną już sekwencją "punktów oczekiwanych" ( xP) i stwierdził,że czynnik przypadkowości sprawił,że Dortmundczycy zdobyli o 7 bramek mniej niż powinni oraz stracili o 9 goli więcej niż należało . Przełożyło się to na stratę 15 punktów. Ta konstatacja pozwoliła na stwierdzenie ,że tabela się całkowicie myli .Metoda Trainora u swych podstaw ma założenie ,że piłka nożna to gra prawdopodobieństw. Sami doświadczamy tej różnicy prawdopodobieństw kiedy oceniamy na 100% ,że zawodnik musi zdobyć gola, gdy jest sam przed niepilnowaną bramką i sporo niżej , kiedy stara się trafić podkręconą piłką w "okienko" bramki rywali.W takich sytuacjach, gdy nie strzela się "setek" to kibice mogą śmiało mówić,że ich zespół mógł wygrać mecz.Kluczem do zrozumienia metod xP stało się statystyczne oszacowanie szansy na zdobycie bramki przy poszczególnych rodzajach oddanych strzałów. Np. wiemy,że w przy rzutach karnych takie prawdopodobieństwo wynosi średnio 76.83 %. Taką analizę można przeprowadzić w przypadku każdego oddanego strzału, o ile wiemy z którego miejsca na boisku został oddany.Z pomocą triangulacji utworzono mapę boiska ze wskazaniem z którego miejsca pada najwięcej bramek. Jednocześnie oszacowano procent akcji zakończonych powodzeniem ; atak pozycyjny - 8,26%, kontratak - 14,87 %, rzuty rożne - 8,97 %, rzuty wolne - 4,82 %. Dokonując dokładniejszych analiz stwierdzono,że ogromny wpływ na powodzenie ma liczba obrońców znajdujących się pomiędzy napastnikiem, a bramką.Dokonano również analiz zdobyczy bramkowych najlepszych napastników i "odkryto",że tajemnica ich skuteczności tkwi w dwóch segmentach ,a mianowicie ,że oddają oni więcej strzałów niż ich koledzy ,a to z tego powodu ,że zespół gra na nich ,a po wtóre dlatego,że intuicyjnie oddają strzały z korzystniejszych pozycji. Np. analityk Omar Chaudhuri stwierdził,że Ronaldo zdobywa o 20-25% bramek więcej , bo oddaje strzały z lepszych pozycji. Jednak postrzeganie "prawdziwego" wyniku meczu jako sumy xP jest błędem , gdyż to jedynie przybliżony szacunek bazujący na algorytmie matematycznym. Dodatkowo czynnik xP nic nie mówi o elemencie przypadku, który ma wpływ na wynik. Wielu ekspertów wielkiej popularności piłki nożnej upatruje w jej nieprzewidywalności i w tym,że jeden gol może przesądzić o sukcesie lub o klęsce. To z tego powodu ludzie piłki są znacznie bardziej przesądni, niż reszta społeczeństwa. Mimo tego ci sami stanowczo negują rolę szczęścia, przypadku. Wynika to pewno z głęboko zakorzenionego w świadomości poczucia przyczynowości czyli determinizmu ( o czym pisałem tydzień temu). Wypada zauważyć,że osoby mające ocenić własne dokonania podatne są na błąd poznawczy zwany egotyzmem atrybucyjnym. Co oznacza,że jesteśmy skłonni sukces przypisać własnym umiejętnościom i działaniom,ale winę za porażkę wolimy zrzucać na niemożliwe do opanowania czynniki zewnętrzne, jak pech czy zbieg okoliczności. Do niedawna ten błąd poznawczy był odrzucany w świecie futbolu w którym przyczyn porażek upatrywano we własnej winie ( nierealizowanie założeń , brak determinacji itp) . Wczorajszą wypowiedzią trener Runjiacz o tym,że Legia miała mniej szczęścia wpisuje się w powszechność myślenia w tym względzie. Jednym z powodów unikania tematu fartu jako przyczyny sprawczej w futbolu wynika z przekonania ,że zawodnicy zamiast się starać będą szukać wymówek i usprawiedliwień. W ten sposób jak mantrę powtarza się przekonanie , że tabela nie kłamie czyli,że suma fartu i niefartu się wyrównuje i sięga zera. To nasze przekonanie ,że tak jest - nie wytrzymuje krytyki , bo np. błędy sędziowskie są nie do odrobienia . Częste w futbolu zwalnianie trenerów jako remedium na brak wyników wynika z braku rzetelnych analiz , również uwzględniających czynnik xP jak i czynnik przypadku. I tak np. analiza Trainora uchroniła Kloppa przed zwolnieniem z Borussi . Samo zwolnienie trenera jest głęboko zakorzenione w tradycji ludów pierwotnych kiedy to składano ofiary z ludzi dla przebłagania bogów i odwrócenia złego losu. Gdy zespół przegrywa kibice domagają się usunięcia trenera, media mieszają go z błotem, a pismactwo jest przekonane,że potrafi wyjaśnić w jedyny sposób przyczyny niepowodzeń. W tym klimacie władze klubu zwalniają trenera, aby udobruchać bogów futbolu i tym samym wznoszą modły o powrót szczęścia. Takie dominujące rozumowanie oznacza jednocześnie ,że to wynik jest bogiem i nic innego się nie liczy. W przypadku trenera Runjiacza wszyscy podkreślają jego wysokie walory komunikacyjne, które sprawiają,że jest on "przyswajalny" przez zawodników. Komunikacja to relacja pomiędzy jednostkami, dla której bazę stanowi percepcja. Spostrzeganie to złożony proces psychiczny, dzięki któremu jednostka porządkuje swoje wrażenia i poznaje rzeczywistość. Dokonywane jest ono bezpośrednio dzięki receptorom zmysłowym ,ale także poprzez wnioskowanie o przedmiocie na podstawie wiedzy. Percepcja tym samym to związek pomiędzy podmiotem ( nami), a przedmiotem, a to oznacza,że ma ona znamię subiektywności. Nie każdy postrzega to samo i tak samo,ale też każdy z tego co postrzega wybiera te bodźce, które uważa za ważne, lub te które są potrzebne.Większość nieporozumień wynika z faktu różnic w percepcji ,albowiem ludzie odwołują się do różnych systemów odniesienia. W przypadku Runjaicza widocznie potrafi on postrzegać i oceniać rzeczywistość w podobny sposób jak zawodnicy. Komunikacja nie polega bowiem wyłącznie na przekazywaniu wiadomości ,ale odbywa się na zasadzie wzajemnego oddziaływania co wytwarza efekt zwrotny. Mowa nie jest jedyną formą komunikacji, bo jest nim także mimika czy gest. W piłce nożnej ważne jest ,aby zawodnicy rozumieli czego trener od nich wymaga i aby akceptowali jego sposób komunikowania się z nimi. Dyscyplina taktyczna jest w futbolu jednoznacznie uznawana jako wartość. Otóż wedle mojej percepcji ma ona charakter wybitnie relatywny. Czyli wówczas kiedy plan gry jest trafny to jego zdyscyplinowana realizacja jest ze wszech miar pozytywna, lecz z drugiej strony, gdy taki plan jest kiepski to jego wykonywanie jest szkodliwe. Ten dylemat określa w sposób zasadniczy swobodę zawodników w zakresie kształtowania wydarzeń na boisku ,a w konsekwencji i wyniku gry. Jest poza sporem ,że ten zakres swobody zależy od jakości posiadanej kadry oraz od jej indywidualności i osobowości. W wielu przypadkach następuje to co nazywamy uzależnieniem gry od tego co prezentuje kluczowy zawodnik . I w tym aspekcie wczorajsze spotkanie ukazało ,że w skrócie Raków to preferencja dla gry zespołowej z różnymi ośrodkami decyzyjnymi w każdym rejonie boiska,natomiast gra Legii coraz bardziej uzależniona jest od postawy Josuego. Trener Runjaicz ustawiając grę Legii w systemie 3-4-3 nie ustaje w próbach znalezienia sposobu na odciążenie niezbyt silnej obrony przez zmuszanie rywali do skoncentrowania gros sił na zabezpieczeniu dostępu do własnej bramki. Jest to myśl racjonalna , aczkolwiek sprzeczna z teorią futbolu wedle której gra otwarta, ofensywna wymaga silnej obrony. To nastawienie na zdobycie jednej bramki więcej od rywali jest zrozumiałe pod warunkiem ,że wynik końcowy się broni - tak jak w wielu poprzednich spotkaniach np.w LKE. We wczorajszym spotkaniu można było zauważyć pozytywy takie jak : - zdecydowana poprawa w ilości oddanych strzałów dystansu , bo aż 10 ( 6- Muci, 2 - Gual, 1 - Slisz i 2 - Burch), szkoda tylko ,że przy jednym celnym Muciego. - znacznie lepsze wykonywanie rzutów rożnych , bo każdy z nich był trudny do odparcia ,a dwa powinny zakończyć się bramkami .W 69 'strzał Augustyniak z linii bramkowej wybił obrońca, a w 71 ' tenże Augustyniak trafił w słupek. Mnie cieszy,że trener stara się wyeliminować te mankamenty, które były aż nadto widoczne w meczu z Alkmarem, a na które też zwróciłem uwagę.. - nadal bardzo wysoką formę prezentują Slisz i Wszołek. Jednocześnie drużyna pokazała kilka słabości : - za szybko i za daleko od rywali nasi zawodnicy "rozstają " się z piłką i przez to nasze podania padają łupem przeciwnika. Generalnie powinno się tak podawać piłkę,aby minęła ona chociaż jednego zawodnika lub formację,a to wymaga zbliżenia się do nich. Ta reguła nie ma zastosowania kiedy partner wychodzi na czystą pozycję lub też można zgrać na wolne pole , zwłaszcza za plecy obrońców, - bardzo słabo wypadli : Josue - któremu Holenderskie atrakcje silnie nie posłużyły, bowiem wczoraj był zagubiony, niepewny, ostrożny, wręcz bojaźliwy ; Gual - nieporadny, podejmujący prawie same nietrafne decyzje oraz Ribeiro - przegrywający wszystkie pojedynki , nie stanowiący żadnej przeszkody tak indywidualnie jak i przy obronie strefowej, - w II połowie pewno wskutek zejścia z boiska Josuego i Guala Legia zmieniał nastawienie taktyczne z gry ofensywnej na zbalansowaną, co sprawiło,że mieliśmy mniej z gry,a wytworzonych okazji nie potrafiliśmy wykorzystać, - po stracie drugiej bramki zamiast reakcji odbicia nasz zespół zanotował postojowe. Nie tylko nie byliśmy w stanie sforsować obrony rywali ,ale nawet tego większymi siłami nie próbowaliśmy, - aż przykro było patrzeć z jaką łatwością ogrywa naszych zawodników Yeboah, a szczytem tej nieporadności wobec niego był jego rajd od własnej połowy, wejście w nasze pole karne i dopuszczenie do oddania , co prawda niecelnego ,ale strzału na bramkę, - Tobiasz dobrze broni na linii,ale nadal jego zachowanie w polu karnym jest mało odpowiedzialne, tak jak w 5' ( wybicie pod nogi rywala) i 7' ( wyjście z bramki do której o mały włos nie trafiłby Yeboah), - mało widoczne ,ale dostrzegalne obniżenie formy fizycznej przejawiające się w faulowaniu rywali w końcówce (w ostatnich 30') jako efekt nienadążania za uciekającymi zawodnikami Rakowa . Drużyna Rakowa ewidentnie stawia na wyniki w lidze, niejako odpuszczając staranie o awans w LE. Chyba marzą o LM w przyszłym sezonie . Zmiana trenera nie wpłynęła w najmniejszym stopniu na zmiany taktyczne oraz w samej organizacji gry. To jest z jednej strony oznaka stabilizacji ,ale z drugiej oznacza zastój ,a kto stoi w miejscu ten się obiektywnie cofa.Skutków jego jeszcze nie widać,ale to kwestia czasu. Wczoraj Raków ograł nas ,bo był zespołem dojrzalszym, lepiej zorganizowanym i miał w swoich szeregach nieuchwytnego dla nas Yeboaha. Ale przede wszystkim miał znacznie więcej szczęścia, bo tylko dzikiemu fartowi zawdzięcza drugą bramkę, podczas kiedy Legii piłka , zamiast do pustej bramki trafiała w obrońcę ,albo obijała słupek lub porzeczkę. Obsada sędziowska meczu na szczycie Szymonem Marciniakiem świadczy o tym,że PZPN nie ma innego poważnego kandydata, aby udźwignął ciężar prowadzenia spotkanie tego kalibru. Wczoraj arbiter pokazał nie tylko wielki kunszt, ale i niesamowite wyczucie kiedy przycisnąć, kiedy odpuścić, kiedy zastosować przywilej korzyści, a kiedy przerwać akcję. Klasa sama w sobie. Niezależnie od negatywnych uwag to wczorajsze spotkanie stało na bardzo wysokim poziomie taktycznym , grane było na dużej intensywności ,ale też było bardzo atrakcyjnym i emocjonującym widowiskiem.
This is a comment on "Legia - Raków 1-2: Zadyszka"