A+ A A-
  • Kategoria: Wokół boiska
  • gawin76

Legia - Raków 1-2: Zadyszka

Kilka dni po przegranym meczu Ligi Konferencji w Alkmaar i nerwowych wydarzeniach pomeczowych w Holandii, Legia zmierzyła się w Warszawie z drużyną aktualnego mistrza Polski. Niestety Raków okazał się minimalnie lepszy. Jedyną bramkę dla naszej drużyny zdobył Wszołek. Teraz przed nami dwa tygodnie przerwy od emocji związanych z grą Legii.

 

Trener Runjaić postawił na drużynę w składzie: Tobiasz – Burch, Kapuadi, Ribeiro – Wszołek, Slisz, Josué, Kun – Gual, Pekhart, Muçi. Skład Rakowa wyglądał następująco: Kovačević - Racovițan, Kovačević, Rundić - Tudor, Papanikolau, Koczerhin, Plavšić - Yeboah, Crnac, Nowak.

Legia zaczęła niepewnie. W 5. minucie Josué stracił piłkę w środku pola i ratował sytuację faulem. Nasz kapitan ujrzał żółtą kartkę. Za chwilę ryzykowna próba zainicjowania akcji podaniem przez Tobiasza zakończyła się kolejną stratą, na szczęście bez konsekwencji. W 8. minucie Yeboah doszedł do długiego podania, usiłował przelobować Tobiasza, ale chybił. W 10. minucie wreszcie  zaatakowała Legia. Celny strzał oddał Gual, jednak Kovačević odbił piłkę. W 14. minucie legioniści sprytnie rozegrali rzut wolny. Strzał oddał  Muçi, ale piłka minęła bramkę. Minutę później rzut rożny gości mógł dać im prowadzenie. Racovițan z bliska nie trafił do bramki. W 25. minucie Gual uderzył mocno, ale bardzo niecelnie. W 26. minucie goście objęli prowadzenie. Yeboah dostrzegł nieobstawionego Koczerhina, który precyzyjnym strzałem zza pola karnego pokonał Tobiasza. W 33. minucie mocny strzał Muçiego minął bramkę gości. W 40. minucie Kovačević odbił strzał Muçiego zza pola karnego. W 41. minucie Kun trafił w poprzeczkę. W 43. minucie Tobiasz obronił strzał Nowaka. W ostatniej akcji pierwszej połowy Legia wyrównała. Ribeiro dośrodkował z lewego skrzydła, Wszołek wygrał walkę o piłkę z Plavšiciem i było 1:1.

Do przerwy był remis. Mecz był żywy, otwarty, jednak po stronie Legii wiele było niecierpliwości i niedokładności. Raków był lepiej zorganizowany i składniej rozgrywał swoje akcje.

Po przerwie na boisku nie pojawili się Josué i Gual, których zastąpili Elitim i Rosołek. W 48. minucie Kovačević z trudem złapał piłkę po strzale Slisza z dystansu. W 49. minucie spóźniony Ribeiro sfaulował Tudora, za co został ukarany żółtą kartką. W 52. minucie kolejnym legionistą z żółtą kartką na koncie stał się Elitim. W naszej drużynie Augustyniak zastąpił Ribeiro. W 56. minucie Yeboah przeprowadził rajd, uderzył, ale piłka przeszła nad bramką. W 70. minucie legioniści mieli świetną szansę po rzucie rożnym. Kapuadi oddał piłkę Augustyniakowi, nasz obrońca uderzył, ale Papanikolau wybił piłkę z linii bramkowej. Minutę później po kolejnym rzucie rożnym Augustyniak trafił głową w słupek. Niestety w 73. minucie było 1:2. Piłkę pechowo do własnej bramki skierował Augustyniak. W 78. minucie Kramer zastąpił Muçiego. W 82. minucie Dias zastąpił Kuna. W doliczonym czasie gry żółtymi kartkami ukarani zostali Kramer, Wszołek i Augustyniak. Mecz zakończył się zwycięstwem gości.

W niedzielny wieczór w Warszawie oglądaliśmy wyrównany mecz, w którym o końcowym wyniku przesądził futbolowy los, który sprawił, że Augustyniak nie wykorzystał dwóch znakomitych sytuacji, by za chwilę umieścić piłkę we własnej bramce. Ten punkt widzenia to jednak pewne uproszczenie, bo przecież nie tylko nieprzewidywalność piłki nożnej sprawiła, że Legia przegrała trzeci mecz z rzędu. Raków był drużyną dojrzalszą, bardziej wyrównaną i bardziej skoncentrowaną. Nasi zawodnicy całkowicie stracili koncept po bramce na 1:2 i w decydującym kwadransie nie byli w stanie w najmniejszym stopniu zagrozić bramce rywala.

Niestety w Legii zbyt wielu piłkarzy wykazuje objawy fizycznego i mentalnego zmęczenia. Znakiem firmowym Legii w tym sezonie jest skuteczna, ofensywna piłka, która przyniosła nam wiele pozytywnych emocji i radości. W tej drużynie przez trzy miesiące widać było pasję, energię, zawziętość, odwagę i pewność siebie. W ostatnich meczach zabrakło tych cech. Legia chciała grać swoje, ale niewiele działało, zawodziły schematy, mnożyły się błędy, rywale okazali się minimalnie szybsi, sprytniejsi, skuteczniejsi, na co zespół tym razem nie miał już skutecznej recepty. Trzeba zresetować głowy i wrócić na swój poziom - przed nami jeszcze mnóstwo meczów do wygrania.

Dyskusja (7)
1niedziela, 08, październik 2023 22:54
CTP
No i w końcu nadeszło to, czego wszyscy się obawiali ale też wszyscy się spodziewali: dołek. Trzecia przegrana z rzędu. 2 lata temu Michniewicz na tym się widowiskowo wykopyrtnął próbując zrzucić przynajmniej część winy na ówczesnego dyrektora sportowego. O ile wtedy jeszcze jakieś argumenty za tym były, to obecnie Kostja, niestety, nie będzie mógł z nikim się tym (ewentualnym) "sukcesem" podzielić. Wszystko pójdzie na jego konto. Nie pamiętam już dokładnie tego feralnego sezonu sprzed 2 lat ale zdaje się, że pierwsze sygnały ostrzegawcze pojawiły się mniej więcej w tym samym momencie, czyli po 2 meczach w LE.
W innej naszej ulubionej dyscyplinie, czyli siatkówce bardzo częstym zjawiskiem jest sytuacja, gdy drużyna gra bardzo ważny mecz i przychodzi moment przestoju. Równie częstym zjawiskiem jest, że trener na taki moment w ogóle nie reaguje zmianami, przegapia go, co kończy się przegranym meczem i, często, nawet turniejem. Ot, taki sportowy efekt motyla. Wydaje mi się, że obecna przerwa reprezentacyjna jest doskonałym czasem na to, aby dyrektor Zieliński wezwał na dywanik trenera Runjaica i jasno i wyraźnie zasygnalizował mu, że sytuacja sprzed 2 lat nie ma prawa się powtórzyć. 2 tygodnie, to wystarczający czas na to, aby zespół odpoczął i poważnie przygotował się do meczów we Wrocławiu i Mostarze. Wydaje mi się, że taki moment przestoju z siatkówki mamy obecnie w drużynie i teraz jest właśnie ten czas na reakcję ze strony Jacka Zielińskiego.
2poniedziałek, 09, październik 2023 05:57
Baron
Po wydarzeniach w Alkmaar spodziewałem się, że ten mecz może być taki sobie. Niestety na wszystkim zaważył samobój Augustyniaka, dość kuriozalny muszę przyznać... po którym było już bicie głową w mur.
Legia dostała lekkiej zadyszki czy to już kryzys, nie wiem, raczej nie, zabrakło trochę szczęścia które Legia miała wcześniej.
Aha, czy Koczerhin za pajacowanie przed Żyletą dostanie upomnienie od komisji ligi, tak jak to miało wcześniej miejsce z Josue?
3poniedziałek, 09, październik 2023 09:22
CTP
Zadyszką wynikającą ze zmęczenia można wytłumaczyć to, że np. Yeboah robił z Ribeiro głupka albo to, że Elitim po wejściu większość podań kierował do przeciwnika. Natomiast nie można wytłumaczyć tego, co robili w tym meczu Muci z Gualem, zwłaszcza, że obaj nie rozegrali w tym sezonie nawet 1000 minut - dla porównania: Wszołek i Kun mają na koncie już prawie 1400 minut a Slisz prawie 1,5 tys. Nie tłumaczy też tego, że Rosołek (674 minuty) i Dias (105 minut) potykają się o własne nogi.
Wydaje mi się, że w drużynie zapanowało jakieś dziwne samozadowolenie i przeświadczenie o własnej zajebistości. 2 lata temu taka pycha spowodowała wręcz wyrżnięcie ryjem o glebę i chyba najwyższa pora niektórych grajków ściągnąć na ziemię. Najwyższa też pora zapytać trenera, o co chodzi z tym Strzałkiem i jakie ma plany wobec tego piłkarza. Czy on aż tak słabo wygląda na treningach, że nie zasługuje nawet na 30 minut gry?
4poniedziałek, 09, październik 2023 10:53
Senator
Meczu nie widziałem , ze skrótu wynika ze dramatu nie było choć czytam o słabym meczu w naszym wykonaniu . Po skrócie zgodziłbym się z tymi którzy piszą o wygranej drużyny z większym fartem .
Baron słusznie zauważa były mecze w których do nas uśmiechnęło się szczęście , wczoraj niestety do rywala . Mówią ze suma farta i niewarta w dłuższym czasie i tak wychodzi na zero .
5poniedziałek, 09, październik 2023 11:08
Zbyszek
Wczorajsze spotkanie dostarczyło dowodu na to jak wielką rolę w piłce nożnej odgrywa to co nazywamy szczęściem ,a potocznie fartem lub jego brak. Czy jego mniejszą dozę można nazwać już kryzysem ?, to ja bym ,aż tak odważny nie był Smile.

Przez dziesiątki lat temat szczęścia, przypadku w piłce nożnej to był temat tabu. Wszyscy na okrągło perorowali o głowie , wiedzy, warsztacie, umiejętnościach , przygotowaniu itd itp. I jak to zwykle bywa jakiś amator , a konkretnie Colin Trainor - biegły rewident z Irlandii Płn. opublikował w 2008 roku na stronie statsbomb, com analizę niepowodzeń zespołu Borussi Dortmund, mimo ,że nie obejrzał, ani jednego ich meczu. Posłużył się on omówioną już sekwencją "punktów oczekiwanych" ( xP) i stwierdził,że czynnik przypadkowości sprawił,że Dortmundczycy zdobyli o 7 bramek mniej niż powinni oraz stracili o 9 goli więcej niż należało . Przełożyło się to na stratę 15 punktów. Ta konstatacja pozwoliła na stwierdzenie ,że tabela się całkowicie myli .Metoda Trainora u swych podstaw ma założenie ,że piłka nożna to gra prawdopodobieństw. Sami doświadczamy tej różnicy prawdopodobieństw kiedy oceniamy na 100% ,że zawodnik musi zdobyć gola, gdy jest sam przed niepilnowaną bramką i sporo niżej , kiedy stara się trafić podkręconą piłką w "okienko" bramki rywali.W takich sytuacjach, gdy nie strzela się "setek" to kibice mogą śmiało mówić,że ich zespół mógł wygrać mecz.Kluczem do zrozumienia metod xP stało się statystyczne oszacowanie szansy na zdobycie bramki przy poszczególnych rodzajach oddanych strzałów. Np. wiemy,że w przy rzutach karnych takie prawdopodobieństwo wynosi średnio 76.83 %. Taką analizę można przeprowadzić w przypadku każdego oddanego strzału, o ile wiemy z którego miejsca na boisku został oddany.Z pomocą triangulacji utworzono mapę boiska ze wskazaniem z którego miejsca pada najwięcej bramek. Jednocześnie oszacowano procent akcji zakończonych powodzeniem ; atak pozycyjny - 8,26%, kontratak - 14,87 %, rzuty rożne - 8,97 %, rzuty wolne - 4,82 %. Dokonując dokładniejszych analiz stwierdzono,że ogromny wpływ na powodzenie ma liczba obrońców znajdujących się pomiędzy napastnikiem, a bramką.Dokonano również analiz zdobyczy bramkowych najlepszych napastników i "odkryto",że tajemnica ich skuteczności tkwi w dwóch segmentach ,a mianowicie ,że oddają oni więcej strzałów niż ich koledzy ,a to z tego powodu ,że zespół gra na nich ,a po wtóre dlatego,że intuicyjnie oddają strzały z korzystniejszych pozycji. Np. analityk Omar Chaudhuri stwierdził,że Ronaldo zdobywa o 20-25% bramek więcej , bo oddaje strzały z lepszych pozycji.
Jednak postrzeganie "prawdziwego" wyniku meczu jako sumy xP jest błędem , gdyż to jedynie przybliżony szacunek bazujący na algorytmie matematycznym. Dodatkowo czynnik xP nic nie mówi o elemencie przypadku, który ma wpływ na wynik. Wielu ekspertów wielkiej popularności piłki nożnej upatruje w jej nieprzewidywalności i w tym,że jeden gol może przesądzić o sukcesie lub o klęsce. To z tego powodu ludzie piłki są znacznie bardziej przesądni, niż reszta społeczeństwa. Mimo tego ci sami stanowczo negują rolę szczęścia, przypadku. Wynika to pewno z głęboko zakorzenionego w świadomości poczucia przyczynowości czyli determinizmu ( o czym pisałem tydzień temu).
Wypada zauważyć,że osoby mające ocenić własne dokonania podatne są na błąd poznawczy zwany egotyzmem atrybucyjnym. Co oznacza,że jesteśmy skłonni sukces przypisać własnym umiejętnościom i działaniom,ale winę za porażkę wolimy zrzucać na niemożliwe do opanowania czynniki zewnętrzne, jak pech czy zbieg okoliczności. Do niedawna ten błąd poznawczy był odrzucany w świecie futbolu w którym przyczyn porażek upatrywano we własnej winie ( nierealizowanie założeń , brak determinacji itp) . Wczorajszą wypowiedzią trener Runjiacz o tym,że Legia miała mniej szczęścia wpisuje się w powszechność myślenia w tym względzie. Jednym z powodów unikania tematu fartu jako przyczyny sprawczej w futbolu wynika z przekonania ,że zawodnicy zamiast się starać będą szukać wymówek i usprawiedliwień. W ten sposób jak mantrę powtarza się przekonanie , że tabela nie kłamie czyli,że suma fartu i niefartu się wyrównuje i sięga zera. To nasze przekonanie ,że tak jest - nie wytrzymuje krytyki , bo np. błędy sędziowskie są nie do odrobienia .
Częste w futbolu zwalnianie trenerów jako remedium na brak wyników wynika z braku rzetelnych analiz , również uwzględniających czynnik xP jak i czynnik przypadku. I tak np. analiza Trainora uchroniła Kloppa przed zwolnieniem z Borussi . Samo zwolnienie trenera jest głęboko zakorzenione w tradycji ludów pierwotnych kiedy to składano ofiary z ludzi dla przebłagania bogów i odwrócenia złego losu. Gdy zespół przegrywa kibice domagają się usunięcia trenera, media mieszają go z błotem, a pismactwo jest przekonane,że potrafi wyjaśnić w jedyny sposób przyczyny niepowodzeń. W tym klimacie władze klubu zwalniają trenera, aby udobruchać bogów futbolu i tym samym wznoszą modły o powrót szczęścia.
Takie dominujące rozumowanie oznacza jednocześnie ,że to wynik jest bogiem i nic innego się nie liczy.

W przypadku trenera Runjiacza wszyscy podkreślają jego wysokie walory komunikacyjne, które sprawiają,że jest on "przyswajalny" przez zawodników. Komunikacja to relacja pomiędzy jednostkami, dla której bazę stanowi percepcja. Spostrzeganie to złożony proces psychiczny, dzięki któremu jednostka porządkuje swoje wrażenia i poznaje rzeczywistość. Dokonywane jest ono bezpośrednio dzięki receptorom zmysłowym ,ale także poprzez wnioskowanie o przedmiocie na podstawie wiedzy. Percepcja tym samym to związek pomiędzy podmiotem ( nami), a przedmiotem, a to oznacza,że ma ona znamię subiektywności. Nie każdy postrzega to samo i tak samo,ale też każdy z tego co postrzega wybiera te bodźce, które uważa za ważne, lub te które są potrzebne.Większość nieporozumień wynika z faktu różnic w percepcji ,albowiem ludzie odwołują się do różnych systemów odniesienia. W przypadku Runjaicza widocznie potrafi on postrzegać i oceniać rzeczywistość w podobny sposób jak zawodnicy. Komunikacja nie polega bowiem wyłącznie na przekazywaniu wiadomości ,ale odbywa się na zasadzie wzajemnego oddziaływania co wytwarza efekt zwrotny. Mowa nie jest jedyną formą komunikacji, bo jest nim także mimika czy gest. W piłce nożnej ważne jest ,aby zawodnicy rozumieli czego trener od nich wymaga i aby akceptowali jego sposób komunikowania się z nimi.

Dyscyplina taktyczna jest w futbolu jednoznacznie uznawana jako wartość. Otóż wedle mojej percepcji ma ona charakter wybitnie relatywny. Czyli wówczas kiedy plan gry jest trafny to jego zdyscyplinowana realizacja jest ze wszech miar pozytywna, lecz z drugiej strony, gdy taki plan jest kiepski to jego wykonywanie jest szkodliwe. Ten dylemat określa w sposób zasadniczy swobodę zawodników w zakresie kształtowania wydarzeń na boisku ,a w konsekwencji i wyniku gry. Jest poza sporem ,że ten zakres swobody zależy od jakości posiadanej kadry oraz od jej indywidualności i osobowości. W wielu przypadkach następuje to co nazywamy uzależnieniem gry od tego co prezentuje kluczowy zawodnik . I w tym aspekcie wczorajsze spotkanie ukazało ,że w skrócie Raków to preferencja dla gry zespołowej z różnymi ośrodkami decyzyjnymi w każdym rejonie boiska,natomiast gra Legii coraz bardziej uzależniona jest od postawy Josuego.

Trener Runjaicz ustawiając grę Legii w systemie 3-4-3 nie ustaje w próbach znalezienia sposobu na odciążenie niezbyt silnej obrony przez zmuszanie rywali do skoncentrowania gros sił na zabezpieczeniu dostępu do własnej bramki. Jest to myśl racjonalna , aczkolwiek sprzeczna z teorią futbolu wedle której gra otwarta, ofensywna wymaga silnej obrony. To nastawienie na zdobycie jednej bramki więcej od rywali jest zrozumiałe pod warunkiem ,że wynik końcowy się broni - tak jak w wielu poprzednich spotkaniach np.w LKE.
We wczorajszym spotkaniu można było zauważyć pozytywy takie jak :
- zdecydowana poprawa w ilości oddanych strzałów dystansu , bo aż 10 ( 6- Muci, 2 - Gual, 1 - Slisz i 2 - Burch), szkoda tylko ,że przy jednym celnym Muciego.
- znacznie lepsze wykonywanie rzutów rożnych , bo każdy z nich był trudny do odparcia ,a dwa powinny zakończyć się bramkami .W 69 'strzał Augustyniak z linii bramkowej wybił obrońca, a w 71 ' tenże Augustyniak trafił w słupek.
Mnie cieszy,że trener stara się wyeliminować te mankamenty, które były aż nadto widoczne w meczu z Alkmarem, a na które też zwróciłem uwagę..
- nadal bardzo wysoką formę prezentują Slisz i Wszołek.
Jednocześnie drużyna pokazała kilka słabości :
- za szybko i za daleko od rywali nasi zawodnicy "rozstają " się z piłką i przez to nasze podania padają łupem przeciwnika. Generalnie powinno się tak podawać piłkę,aby minęła ona chociaż jednego zawodnika lub formację,a to wymaga zbliżenia się do nich. Ta reguła nie ma zastosowania kiedy partner wychodzi na czystą pozycję lub też można zgrać na wolne pole , zwłaszcza za plecy obrońców,
- bardzo słabo wypadli : Josue - któremu Holenderskie atrakcje silnie nie posłużyły, bowiem wczoraj był zagubiony, niepewny, ostrożny, wręcz bojaźliwy ; Gual - nieporadny, podejmujący prawie same nietrafne decyzje oraz Ribeiro - przegrywający wszystkie pojedynki , nie stanowiący żadnej przeszkody tak indywidualnie jak i przy obronie strefowej,
- w II połowie pewno wskutek zejścia z boiska Josuego i Guala Legia zmieniał nastawienie taktyczne z gry ofensywnej na zbalansowaną, co sprawiło,że mieliśmy mniej z gry,a wytworzonych okazji nie potrafiliśmy wykorzystać,
- po stracie drugiej bramki zamiast reakcji odbicia nasz zespół zanotował postojowe. Nie tylko nie byliśmy w stanie sforsować obrony rywali ,ale nawet tego większymi siłami nie próbowaliśmy,
- aż przykro było patrzeć z jaką łatwością ogrywa naszych zawodników Yeboah, a szczytem tej nieporadności wobec niego był jego rajd od własnej połowy, wejście w nasze pole karne i dopuszczenie do oddania , co prawda niecelnego ,ale strzału na bramkę,
- Tobiasz dobrze broni na linii,ale nadal jego zachowanie w polu karnym jest mało odpowiedzialne, tak jak w 5' ( wybicie pod nogi rywala) i 7' ( wyjście z bramki do której o mały włos nie trafiłby Yeboah),
- mało widoczne ,ale dostrzegalne obniżenie formy fizycznej przejawiające się w faulowaniu rywali w końcówce (w ostatnich 30') jako efekt nienadążania za uciekającymi zawodnikami Rakowa .

Drużyna Rakowa ewidentnie stawia na wyniki w lidze, niejako odpuszczając staranie o awans w LE. Chyba marzą o LM w przyszłym sezonie . Zmiana trenera nie wpłynęła w najmniejszym stopniu na zmiany taktyczne oraz w samej organizacji gry. To jest z jednej strony oznaka stabilizacji ,ale z drugiej oznacza zastój ,a kto stoi w miejscu ten się obiektywnie cofa.Skutków jego jeszcze nie widać,ale to kwestia czasu. Wczoraj Raków ograł nas ,bo był zespołem dojrzalszym, lepiej zorganizowanym i miał w swoich szeregach nieuchwytnego dla nas Yeboaha. Ale przede wszystkim miał znacznie więcej szczęścia, bo tylko dzikiemu fartowi zawdzięcza drugą bramkę, podczas kiedy Legii piłka , zamiast do pustej bramki trafiała w obrońcę ,albo obijała słupek lub porzeczkę.

Obsada sędziowska meczu na szczycie Szymonem Marciniakiem świadczy o tym,że PZPN nie ma innego poważnego kandydata, aby udźwignął ciężar prowadzenia spotkanie tego kalibru. Wczoraj arbiter pokazał nie tylko wielki kunszt, ale i niesamowite wyczucie kiedy przycisnąć, kiedy odpuścić, kiedy zastosować przywilej korzyści, a kiedy przerwać akcję. Klasa sama w sobie.

Niezależnie od negatywnych uwag to wczorajsze spotkanie stało na bardzo wysokim poziomie taktycznym , grane było na dużej intensywności ,ale też było bardzo atrakcyjnym i emocjonującym widowiskiem.
6poniedziałek, 09, październik 2023 13:48
gawin76
@ CTP

No tak, ale 'zadyszki' nie można ograniczać tylko do zmęczenia fizycznego.

Oczywiście, świetnie widać, że np. Josue właśnie fizycznie zwyczajnie nie daje rady grać co trzy dni na dużej intensywności, przykład z Ribeiro też trafny, ale całościowo jako drużyna wykazujemy w ostatnich meczach oznaki, ogólnie rzecz ujmując, braku należytej koncentracji i przyjemności z gry - co się zdarza chyba w każdej robocie gdy robi się jej za dużo. I to jest nawiasem mówiąc istotny czynnik dla oceny klasy piłkarza - ile jest w stanie dać z siebie na autopilocie, bo wiadomo, że nie każdy mecz da się grać na tzw. pełnej. Za wczorajszy mecz np. konkretny ochrzan należy się Muciemu, bo strzelał sobie radośnie z każdej pozycji panu Bogu w okno jak na treningu, do tego nie pierwszy raz przez swój egoizm marnuje wysiłek Kuna, który wybiega na czystą pozycję i nie dostaje podania. To nawet nie jest niedojrzałość tylko zwykła dziecinada. Zresztą pełen byłem najczarniejszych przeczuć co do tego meczu już po czwartku, i nie dlatego, że przegraliśmy z AZ, tylko dlatego, że Raków kompletnie odpuścił mecz ze Sturmem. Dla nich najważniejszy był mecz z Legią, to było widać gołym okiem.

Runjaić broni się wynikami, to nie jest jeszcze kryzys, porównania do sytuacji sprzed dwóch lat wydają się mocno na wyrost, choć oczywiście zasadne są pytania o personalia, upór co do Baku i Rosołka, o brak szans dla Strzałka itp. itd.

Potencjalny największy kłopot widzę jednak w dysproporcji umiejętności piłkarzy w kadrze pod kątem obranej taktyki, w Rakowie Szwarga może swobodnie wymieniać klocki, bo one są do siebie dość podobne, żadna różnica, czy zagra Plavsić, Sorescu, czy Crnac czy Zwoliński. U nas jest ogromny problem z zastępstwem dla Ribeiro (Kapuadi fatalny po przejściu na lewą), Wszołka (brak jakiejkolwiek alternatywy), nawet Josue (bo Elitim świetnie spisuje się jako pracuś w środku pola, ale na kierownicy mu nie idzie). Jest też ewidentny problem z pozycją dla Guala, czy w ogóle ilością napastników upchanych jednocześnie na boisku. Oczywiście, że Runjaić powinien mieć sprawdzony plan B, ale siłą rzeczy eksperymentuje obecnie trochę na żywym organizmie, bo to wymyślone przed sezonem 3-4-3 chwieje się wobec braku wartościowych alternatyw dla zawodników pierwszego wyboru.
7wtorek, 10, październik 2023 12:18
Zbyszek
Gawin w zapale polemicznym zapomniał ,że jest wytrawnym ekspertem futbolowym i wyszydza pochwały dla oddawania strzałów z dystansu.A za co ? Ano za to,że każden jeden taki "szczał" nie kończy się zdobyczą bramową - oczywiście dla nas.Najprostsza odpowiedz to taka ,że się nie kończy ,ale może się skończyć Smile.
Otóż jak najnowsze statystyki wykazują procent zdobyczy bramkowych po strzałach z dystansu wynosi ok.3.3 % czyli prawdopodobieństwo matematyczne wynosi jedną bramkę na 30 oddanych celnych strzałów.Tylko,że ono nie oznacza, że każde trzydzieste uderzenie to bramka . Matematyka nie jest nauką obiektywną ,ale formalną czyli w rzeczywistości obiekty matematyczne nie istnieją. Matematyka to konstrukcja myślowa stanowiąca podstawę algorytmu czyli na gruncie logiki weryfikuje teorie naukowe.
To,że tzw. rachunek prawdopodobieństwa wskazuje,że zaistnienie zdarzenia jest niskie nie oznacza,że ono jest takie samo w rzeczywistości . W realu każdy strzał może zakończyć się bramką. Każdy , a nawet, kilka po kolei.To zaburzy tylko procenty i nakaże zwiększyć prawdopodobieństwo. O tej możliwości ,że każdy strzał z dystansu może zakończyć się bramką wie tak samo strzelający jak i broniący.
I chodzi nie tylko o same zdobycze bramkowe ,ale przede wszystkim o możliwość ich zaistnienia.I dziwię się Gawinie ,że o tych dwóch szalenie ważnym aspektach zapominasz.
Skoro bowiem obrońca wie,że dopuszczenie do strzału z dystansu może zakończyć się golem to stara się do niego nie dopuścić ( przeszkadzanie, blokowanie itd). Tym samym taki broniący musi wyjść ze swojej strefy , co sprawia ,że ją opuszcza i zostawia wolne pole. A to oznacza ,że wprowadza dysharmonię, a nawet dezorganizuje system. Takie wprowadzanie elementu chaosu do obrony rywali jest szczególnie wskazane kiedy potrafią oni bronić głęboko i ograniczają do minimum wystąpienie wolnych przestrzeni za swoimi plecami . Czyli jest wskazane np. w grze ofensywnej przeciwko Rakowowi. Jest oczywiście kwestią wykorzystanie przez atakujących tego wymuszonego chaosu ,ale to temat na inne opowiadanie.Nie można więc mieć pretensji do strzelających ,ale do trenera, lub partnerów,że nie wypracowali technik korzystania z możliwości osłabienia ciągłości obrony.
A druga kwestia też jest zbliżona to statystycznej , a mianowicie jakoś nie słychać o pretensjach o straty piłek przy bezmyślnych próbach dryblingu, przy nieudolnych ustawieniach ataku pozycyjnego czy przy nieporadnym wchodzeniu w grę kombinacyjną. Te straty nie wywołują oburzenia mimo,że mają miejsce bliżej własnej bramki i stanowią dogodną okazję do kontrataku lub wejścia w atak szybki przez wroga. Jak by nie patrzeć to strata piłki po strzale z dystansu następuje dalej od naszej bramki i do tego mamy czas ,aby odbudować strukturę obronną.
Dlatego głoszę chwałę tych śmiałków, którzy mają odwagę wierzyć,że strzelec strzela ,ale Pan Bóg ( cokolwiek to znaczy) kule , przepraszam piłki , nosi. Smile.

Twoja opinia

Nazwa uzytkownika:
Znaczniki HTML są dozwolone. Komentarze gości zostaną opublikowane po zatwierdzeniu. Treść komentarza:
yvComment v.2.01.1