A+ A A-

Rosenborg jak Radwańska?

Wczoraj po naszej smutnej wtopie z Wikingami, przełączyłem się na Eurosport i US Open, a tam akurat nasza podpadnięta na Olimpiadzie faworytka dostawała solidne baty od Hiszpanki Suarez-Navarro, przegrywała 6:4 i 3:1 w drugim secie, a ton komentarzy był złowieszczy, pozbawiony nadziei. A jednak cały mecz zakończył się zwycięstwem Radwańskiej 6:4, 3:6, 0:6 , a na końcu dominacja Isi była niepodważalna.

Bohdan Tomaszewski w przytoczonym cytacie w poprzedniej notce zapewne ma rację, gdy sugeruje, że "siła" tenisa Radwańskiej nie jest na miarę wielkich heroin rakiety, ale twierdzi też "jest on po prostu solidny, mądry i skuteczny", otóż ta "tylko" solidna, mądra i skuteczna gra doprowadziła Radwańską do odwrócenia przebiegu meczu z rodaczką Nadala.

To tak jak z Rosenborgiem Trondheim, "tylko" solidna, mądra i skuteczna gra wystarczyła do zmiany niekorzystnego dla siebie rezultatu i wyrzucenia Legii z pucharów. Pewnie było coś jeszcze innego wspólnego - determinacja wygranej, niepoddanie się zniechęceniu, wiara w pozytywny wynik i własne umiejętności.

Również analogia kortowo-boiskowa! W trzecim secie Suarez-Navarro słaniała się na nogach, prawie tak samo jak legioniści w drugiej połowie.

Przekonamy się jak daleko solidność fizyczna, inteligencja taktyczna i założona efektywność gry pozwolą Radwańskiej awansować w US Open, a Rosenbergowi w Lidze Europy?

(iocosus, 31.08)

Druga strona lustra

W świecie sportu, a może lepiej byłoby powiedzieć w dziennikarskim świecie sportu wielkie poruszenie. Nestor rodzimych dziennikarzy sportowych pan Bohdan Tomaszewski odważył się powiedzieć prawdę o umiejętnościach naszej najlepszej tenisistki. Niestety dla Agnieszki Radwańskiej (bo o niej mowa) nie była to prawda przyjemna. Dotychczas w naszym polskim grajdołku dominowały same achy i ochy, powszechne cmokania i zachwyty i tylko co jakiś czas wyrażano oburzenie, że zachodni dziennikarze/eksperci nie podzielają naszych własnych zachwytów nad krakowską sportsmenką.

- ”Tenis Radwańskiej to nie geniusz na miarę Steffi Graf lub Martiny Navratilovej. Jest on po prostu solidny, mądry i skuteczny. Jeśli jednak go nie wzbogaci, to może co najwyżej utrzymać miejsce w pierwszej dziesiątce. Jej druga pozycja na świecie to dla nas niezwykła przyjemność, ale jest za wysoka. Agnieszka nie jest drugą rakietą świata. Pierwsza dziesiątka to wystarczająco dużo. Nie przesadzajmy.”

Wielkie oburzenie jakie towarzyszy temu wywiadowi oznacza, że te słowa pana Bohdana bardzo musiały zaboleć, zarówno samą zawodniczkę jak też liczne grono jej adoratorów. A przecież każdy kto choć trochę interesuje się „przebijaniem piłeczki na drugą stronę kortu” wie jak bardzo odpowiadają one prawdzie.

Z utęsknieniem czekam aż w naszej piłce wreszcie objawi się jeden odważny, który powie to co skrzętnie ukrywamy sami przed sobą. Ktoś kto zdejmie tą pajęczynę mamiąca nas wszystkich, ktoś kto odsłoni nagą rzeczywistość. Tylko czy mamy w polskim futbolu osobistość tak poważaną jak pan Bohdan Tomaszewski? Wątpliwa sprawa. Niemniej jednak jak czytam, że jedziemy na mecz do Czarnogóry by zdobyć trzy punkty to… mam wrażenie, że gdzieś, kiedyś musiałem niepostrzeżenie przejść na drugą stronę lustra. Tam gdzie wszystko jest możliwe, tam gdzie Stevan Jovetić, Mirko Vučinić, Stefan Savić, Simon Vukcević, Marko Basa prezentują poziom Mladena Kascelana.

(Monrooe, 30.08)

Idiotisk

Wygląda na to, że można nieźle zarobić na awansie Legii do fazy grupowej Ligi Europy. Na przykład mój ulubiony bukmacher 'kursuje' zwycięstwo Rosenborga na 1.90, remis na 3.40, a zwycięstwo Legii na 4.00.

Ale co tam bukmacherzy, przekonanie, że Rosenborg jest już jedną nogą w fazie grupowej, najwyraźniej podzielają również działacze norweskiego klubu, skoro wyekspediowali swojego najlepszego pomocnika Henriksena do AZ Alkmaar dosłownie dzień przed rewanżem z Legią.

Na stronie Rosenborga znalazłem następujący komentarz internauty na ten temat: "er idiotisk og selge nå ja kunne vente til fredag"

Nie będę udawał, że znam norweski, niemniej jednak szczypta znajomości języków pokrewnych pozwala szybko domyślić się co cytowany kibic sądzi na temat tego, że Rosenborg nie czeka ze sprzedażą Henriksena do piątku.

Zadbajmy o to, żeby sympatyczny Norweg miał stuprocentową rację.

(gawin, 29.08)

Wspólny szacunek, duma i radocha

U nas jak zawsze, zgodnie z sarmacką tradycją, olimpijczycy złośliwie kpią z mało rozgarniętych futbolistów, piłkarze odgryzają się żartując z zakompleksionych sportowców z dyscyplin popularnych raz na cztery lata. Polak Polakowi wilkiem.

Tymczasem we Francji w niedzielę 26 sierpnia na Parc des Princes, mecz Ligue1, Paris Saint-Germain z Girondins Bordeaux w obecności 41 tysięcy kibiców i milionów przed telewizorami, rozpoczął symbolicznym pierwszym kopnięciem złoty medalista z Londynu tyczkarz Renaud Lavillenie.

 PSG-Bordeaux : Renaud Lavillenie au coup d'envoi  

(fot. www.psg.fr, iocosus, 27.08)

Hit cytatów kolejki

Wszyscy powtarzają: „Przychodzą piłkarze Ruchu do baru i zamawiają pięć Pilznerów, 0,7 czystej, cztery Lechy i dwa Harnasie”

(iocosus, 27.08)

Calcar calcanei

Ostroga piętowa (łac. Calcar calcanei) – zmiany zwyrodnieniowe okolicy wyrostka przyśrodkowego guza piętowego kości piętowej będące przyczyną powstania narośli kostnej, która powoduje zapalenie rozcięgna podeszwowego. Gdy stan zapalny przyczepu rozcięgna podeszwowego trwa długo lub często się powtarza, powoduje ból przy każdym kroku (z czasem może pojawiać się też w nocy, gdy nie chodzimy), ból w trakcie poruszania stopą, nawet gdy siedzimy czy leżymy, obrzęk uniemożliwiający włożenie buta - to typowe konsekwencje stanu zapalnego. Po jakimś czasie w okolicy guza piętowego od spodu zaczynają się gromadzić złogi wapienne. Łącząc się, mogą utworzyć wyrośl kostną. Widoczna na zdjęciu RTG przypomina kieł rekina skierowany czubkiem w stronę palców. Gdy wyrośl kostna się utworzy, trudno się poruszać, bo stawanie na niej nasila ból. W przypadku ostrogi piętowej lekarze bardzo rzadko decydują się na operację. Operacja to ostateczność - twierdzą ortopedzi. Jest skomplikowana i nie zawsze przynosi radykalną poprawę. Zabieg polega na nacięciu i przemieszczeniu przyczepu rozcięgna podeszwowego. Nacięcie powoduje, że rozcięgno nieco się wydłuża, a to eliminuje zbyt duże jego napięcie w trakcie chodzenia, a przemieszczenie sprawi, że po operacji nie będzie tak obciążane w trakcie chodzenia. Celem operacji jest też zwiększenie ukrwienia stopy, co sprzyja wycofaniu się stanu zapalnego. W trakcie operacji nie zawsze usuwa się "kieł rekina", bo nie zawsze daje się go precyzyjnie zlokalizować, a lekarze nie chcą rozcinać pięty kawałek po kawałku. Niezależnie od zastosowanej metody leczenia ostroga piętowa ma tendencję do nawracania.(zdrowie.gazeta.pl, wikipedia.org)

Jan Urban: "Rafał Wolski miał dosyć długą kontuzję i on potrzebuje dosyć dużo czasu, abyśmy doprowadzili go do odpowiedniego stanu fizycznego. Ja widzę często jak Rafał się wkurza sam na siebie, bo na niektórych gierkach widać, ze mu brakuje, chciałby bardzo, ale te braki fizyczne odczuwa dość mocno. Zdarzyła się też taka sytuacja, gdzie trenował bodajże trzy, czy cztery treningi pod rząd, no i musiał poprosić o dzień wolnego, bo jednak, gdzieś tam, odczuwał dolegliwości po tym zabiegu i wydaje mi się, że na razie, jeszcze w jego głowie, jest coś takiego, żeby dojść do takiej sytuacji, gdzie naprawdę nic go nie będzie bolało po tym urazie, a później martwił się będzie tylko i wyłącznie o to, aby nadrobić zaległości jakie ma". (konferencja, 22.08.2012. relacja video - Legia.com)

Nie dziwię się, że Rafał Wolski ma głowę zajętą calcar calcanei, oby tylko nie stała się jego zmorą, oby o niej jak najszybciej zapomniał!

(iocosus, 25.08)

Bundesliga

Rusza liga naszych zachodnich sąsiadów i krótko 18 klubów Bundesligi na obecny sezon sprzedało ponad pół miliona karnetów. Mistrz kraju Borussia Dortmund 64 tysiące, co jest rekordem tego klubu. Pytanie jest proste, z czym do ludzi szanowni panowie, z czym do ludzi? MY zawsze mamy wytłumaczenia, a to za drogie, a to nie dać zarobić ITI, a to poziom, a to zimno, a to za wcześnie grają, a to za późno grają.    

                                                                                                                                                                  (Senator 24.08)

Największy przegrany remisu!

Pomeczowa konferencja prasowa, analiza trenera Urbana: „Potwierdzilo się, że Rosenborg dobrze gra piłką w środku pola. Wynikało to z tego, że Danijel Ljuboja nie wracał do gry defensywnej i rywale mieli przewagę.”

Uwaga własna. Antidotum wydawało się oczywiste, wobec braku Ivicy Vrdoljaka przeciwstawiając się dobrej organizacji Norwegów, należało desygnować  na plac drugiego defensywnego pomocnika, wspomagającego Łukasika.  Trener jednak wyjawił, że czuł się zmuszony do zastosowania innego rozwiązania:

„W drugiej połowie Ljuboja poszedł do przodu, a cofnięty został Marek Saganowski.”

Takie wybrał antidotum, dopytywany o motywy ustawienia środkowej formacji stwierdził:

„Miroslav Radović to piłkarz do gry ofensywnej. Nie miałem jednak dziś wyjścia i musiałem wystawić "Rado" na środku pola. Miałem do dyspozycji jeszcze Janusza Gola, ale Janusz Gol nie jest na razie w takiej formie jakiej bym oczekiwał. To nie jest poziom na jaki go stać. Gdyby Ivica Vrdoljak nie dostał czerwonej kartki w meczu z SV Ried, to dziś na pewno by zagrał. Chorwat mógłby wprowadzić dużo spokoju."

Trener dokonał zmian, wprowadził młodych Żyrę i Furmana, a powołany do kadry na ostatni mecz z Estonią doświadczony pomocnik pozostał na ławce.

Czy jest większy  przegrany tego remisu od Janusza Gola!?

(iocosus, 23.08)

Personalne rozterki?

Pamiętacie za kadencji Urbana zwycięstwo Legii z Wisłą 2:1 w 10 kolejce sezonu 2008/2009. Mnie ten mecz utkwił w pamięci ze względu na wyjściowy skład: Mucha, Wawrzyniak, Rzeźniczak, Choto, Astiz, Rybus, Radovic, Iwański, Roger, Grzelak, Chinyama.

Niektórzy w meczach z utytułowanymi, prestiżowymi rywalami wystawiają dwóch „klasycznych” defensywnych pomocników, niektórzy trzech, a trener "beztroski" Jasiu wówczas do gry jako jedyny DM desygnował... Maćka Iwańskiego. Oto powód utrwalenia w pamięci. „Klasyczny” DM, którym akurat w tym momencie Urban dysponował, czyli Ekwueme wszedł dopiero w 72 minucie.

Czemu przywołuję ten fakt, bo nie zdziwię się jak obecnie Jan Urban odważnie postawi na grę tylko z jednym defensywnym pomocnikiem, czyli Danielem Łukasikiem. Za pauzującego Vrdoljaka wskoczy Radovic i to będzie jedyna zmiana wobec wyjściowego składu z Koroną.

Przyznaję wolałbym Gola jako partnera dla Miłka, ale... przed tamtym meczem z Wisłą, gdy poznałem skład również byłem pełen obaw, a później musiałem ukontentowany przyznać – do odważnych świat należy! Czy trener ponownie postawi zdecydowanie na ofensywę i czy historia się powtórzy?

(iocosus, 22.08)

Laboratorium?

Jeszcze słowo o Canal+. Czekałem wczoraj na szumnie reklamowany program Laboratorium Pro. Po twardych negocjacjach z dziećmi wywalczyłem sobie prawo dostępu do telewizora o niełatwej godzinie i... szybko tego pożałowałem.

Materiał o Polonii, zwłaszcza rozmowa z Wojciechowskim jeszcze w miarę, chociaż kiedy powtarzane były tezy o nierównym traktowaniu 'połowy miasta', dziennikarz posłusznie kiwał głową, a ja sądzę, że lepiej byłoby w tym momencie w głowę się popukać. Ale ogólnie rzecz biorąc Wojciechowskiego słuchało się jak zwykle ciekawie. Nie da się natomiast tego samego powiedzieć o Majdanie i Tymochowiczu, jakoś nie byłem nastawiony na audycję z cyklu: "O, ja skądś znam tę twarz".

Materiał o reprezentacji słaby wyjątkowo, same odgrzewane kotlety, i jeszcze 'dekalog' (???) grzechów, w którym brakowało chyba tylko: "Bo niecelnie strzelali, o proszę spojrzeć".

Programik mizerniutki, duży zawód, Marcinem Rosłoniem autorzy jeszcze nie są. Ale mam słabość do C+, więc wierzę, że to klasyczne 'pierwsze koty'.

(gawin, 22.08) 

W oparach absurdu

Z pewnością pamiętacie jakim sposobem skin z dowcipu ocalił babcię. Ku mojemu zdumieniu do tak niewyszukanego poczucia humoru mimowolnie nawiązał w niedzielnej Lidze+ Ekstra Antoni Bugajski z Przeglądu Sportowego. Podczas rozmowy dotyczącej kar dla piosenkarzy występujących w barwach Śląska Wrocław, Bugajski oświadczył, że warto wziąć pod uwagę, że wokaliści zespołu mistrza Polski wyszli jak gdyby nigdy nic na mecz Superpucharu z Legią i na boisku zachowywali się w sposób normalny.

Odjęło mi głos, kiedy to usłyszałem. Głównie dlatego, że nie przypuszczałem, że niepozorny żurnalista Bugajski to tak utalentowany kawalarz.

(gawin, 22.08) 

W Pucharze Polski do Gliwic

Niezawodny portal 90minut.pl informuje o rozlosowaniu par 1/8 finału Pucharu Polski. Broniąca trofeum Legia zagra wyjazdowo z ekstraklasowym beniaminkiem, Piastem Gliwice. Ciekawie zapowiadają się starcia finalisty poprzedniej edycji rozgrywek, Ruchu Chorzów, z Koroną Kielce, oraz Śląska Wrocław z GKS-em Bełchatów (dla pewnej niechętnej Orestowi Lenczykowi grupy fanów Śląska mecze w PP to w tym sezonie jedyna szansa na granie wiosną spotkań o stawkę). Losowanie wyłoniło również dwie pary, w których próżno szukać ekip z Ekstraklasy - liderująca aktualnie I lidze Flota Świnoujście podejmie Cracovię, a teoretycznie najsłabszy w stawce Górnik Wałbrzych będzie gościć opromienioną wyeliminowaniem Lecha Poznań Olimpię Grudziądz. Spotkania odbędą się 25-27 września oraz 2-4 października, poniżej pełna lista par:

Flota Świnoujście - Cracovia
Ruch Chorzów - Korona Kielce
Zagłębie Lubin - Polonia Warszawa
Śląsk Wrocław - GKS Bełchatów
Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk
Górnik Wałbrzych - Olimpia Grudziądz
Warta Poznań - Wisła Kraków
Piast Gliwice - Legia Warszawa

(Garm, 21.08)

Komentarz TV weekendu

Andrzej Twarowski (C+), pierwsza połowa Arsenal – Sunderland (0:0):

„Chyba takie jest założenie taktyczne dla piłkarzy Sunderlandu, żeby pozwalać swobodnie wyprowadzać piłkę Mertesackerowi bo i tak wiadomo że poda niecelnie!”

 

Per Mertesacker, niecelny "kanonier" (fot. mirrorfootball.co.uk)

(iocosus, 20.08)

Trzy lata za Widzewem?

Mimo, że Legia jest podawana za przykład pracy z młodzieżą i odważnego jej wprowadzania do kadry pierwszego zespołu, w zestawieniu średniej wieku kadr klubowych zajmuje jedno z... ostatnich miejsc w tak ułożonej tabeli, jeszcze jeden dowód jak zwodnicza może być „sucha” statystyka! Dane za Transfermarkt:

Widzew – 23,1
Jagiellonia – 23,6
Lech – 24,4
Bełchatów – 24,5
Wisła – 24,8
Polonia – 24,9
Górnik – 25,6
Ruch – 25,7
Lechia – 25,7
Piast – 25,9
Zagłębie – 26,4
Korona – 26,4
Legia – 26,4
Śląsk – 26,5
Podbeskidzie 26,6
Pogoń – 27,0

(iocosus, 20.08)

Olimpijska kontra!

Tomasz Majewski: „Nasza liga pełna jest takich przypadków, gdy piłkarze pobiegają sobie 40 minut, a 50 przestoją, patrząc tylko, gdzie lata piłka. To właśnie – oprócz oczywiście niedotrenowania – ten minimalizm jest problemem polskiego futbolu. Obserwując ligę, dochodzę do przekonania, że 90 procent z naszych piłkarzy nie ma po prostu ambicji. Im całkowicie wystarcza to, że grają w średnim klubie, gdzieś w środku tabeli. Trenują raz dziennie, trochę pobiegają, a jak mają gorszy dzień, to pobiegają za nich koledzy. Nie muszą się specjalnie wysilać, uczyć języka, rozwijać się. Raz w tygodniu zagrają mecz, a czy wygrają, czy przegrają, dostają i tak godne pieniądze. Żeby było jasne – nie zazdroszczę piłkarzom pieniędzy, które zarabiają. To rynek doprowadził do tego, że mogą dostawać takie sumy. Dopóki nie są wynagradzani z moich podatków, nic mi do tego.(...) Inna rzecz, która razi, to te głupie wypowiedzi piłkarzy. Nie pamiętam, który z nich to powiedział, ale wiem, że czytałem kiedyś o piłkarzu, któremu ktoś z bliskich przyniósł do szpitala książkę. Piłkarz miał odpowiedzieć – wolę się nudzić, niż czytać. Stają przed kamerami, wypowiadają się przekonani o swojej wielkości. Zupełny brak pokory.” (Przegląd Sportowy)

Szymon Kołecki: „... chcesz być bogaty czy chcesz mieć honor i być szanowanym człowiekiem? To dwie różne rzeczy. Bo ja - szczerze mówiąc - wolę za darmo trenować mniej popularną dyscyplinę i osiągać w niej sukcesy, za które ludzie darzą mnie szacunkiem, niż być polskim piłkarzem. (...)Nie ma nic gorszego niż co chwilę zbierać baty za swoje występy - czy to w reprezentacji czy w klubie. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że polscy piłkarze po prostu na to zasługują, bo są bardzo słabi. Oczywiście, pieniądze są ważnym elementem naszego życia, nie da się bez nich żyć i każdy chciałby ich mieć jak najwięcej, ale na dyscypliny nie można patrzeć tylko przez tę perspektywę. Takie sporty jak zapasy, judo, ciężary czy lekkoatletyka to dyscypliny, które być może nie przynoszą jakichś kokosów, ale kształtują charakter i rozwijają człowieka na tyle, że po skończeniu swojej kariery sportowej może się normalnie odnaleźć w życiu codziennym. Niestety, ale z piłkarzami nie zawsze tak jest” (WP)

Futbolowa rekontra:

Jakub Rzeźniczak: „Szanuj innych sportowców ze swojego kraju i ciesz się z ich sukcesów. Nigdy nie wiesz ile pracy wkładają każdego dnia w swoją dyscyplinę… A odnośnie ostatniego akapitu wywiadu, nie sądzę by zapasy, judo, ciężary czy lekkoatletyka kształtowały charakter i rozwijały człowieka bardziej niż piłka nożna. Ja zawsze z wielką radością kibicuję każdemu Polakowi startującemu w innych dyscyplinach, a tego że piłka jest i będzie najbardziej popularną dyscypliną - nie tylko w Polsce, ale i na świecie - Pan Kołecki nie zmieni (...)Raz Kołecki, raz Majewski... Nie naszą winą jest, że wybrali sporty, którymi ludzie interesują się raz na cztery lata i to też tylko, gdy osiągną jakiś sukces. W odpowiedzi na ich stwierdzenia: kocham to, co robię i nie robię tego tylko dla pieniędzy, bo nie wyobrażam sobie życia beż piłki nożnej. Po drugie, umiem się wysłowić, można ze mną pogadać na wiele tematów i znam dziesiątki jak nie setki takich piłkarzy. Trochę szacunku, panowie.” (FB)

Wniosek:

Proponuję Panom Sportowcom dla rozwiązania sporu udział w teleturnieju „Milionerzy” jeżeli osiągnięta nagroda zostanie przeznaczona na zbożny cel, poziom inteligencji i erudycji ogólnej zostanie  publicznie przedstawiony, a szlachetna filantropia  potwierdzona!

W skakaniu sobie do oczu, męskich ambicji, wylewanych żali, najbardziej przypadła mi do gustu wypowiedź  ulubionej medalistki olimpijskiej,  „Koguty” posłuchajcie „Baby”:

„Kiedy młodzi polscy piłkarze zaczynają zarabiać pieniądze, często wydaje im się, że złapali Pana Boga za nogi i od razu przestają dążyć do doskonałości. Nie zależy im na tym, żeby stawać się lepszymi zawodnikami. Osiągają jakiś określony poziom, na którym później pozostają. Gubi ich minimalizm i brak wizji, że można stać się najlepszymi piłkarzami świata. A tak naprawdę można! (...)  Ja jednak kibicuję przede wszystkim Legii Warszawa - pomimo tego, że czasem gra bardzo kiepsko.” (WP)

Szacunek  dla Zochy Klepackiej!

Reedycja

Po raz enty udowodnione, jaki ze mnie głąb i kretyn.

Szacunek dla Pani Zofii Noceti-Klepackiej!

Super Dziewczynę proszę o wybaczenie.

(iocosus, 20.08)

Prawie jak Fornalik

Waldemar Fornalik jako trener Ruchu nie zwykł tracić dużej ilości bramek. Pracę przy Cichej rozpoczął 27 kwietnia 2009 roku, do zakończenia sezonu 2011/12 tylko w jednym ligowym meczu 'jego' Ruch stracił cztery bramki, nie przegrywając zresztą do zera. Był to mecz z... Legią, ostatnia kolejka sezonu 2008/09, wynik 4:1 dla nas z pamiętnym finiszem Chinyamy goniącego Brożka w wyścigu po koronę króla strzelców. Tomasz Fornalik przebił brata już w pierwszym ligowym meczu Ruchu, zakładając że litościwie pomijamy 0:5 w Pilznie. 

Jak widać, nie wystarczy mieć na nazwisko Fornalik, żeby być Fornalikiem. Chyba właśnie ubył nam jeden rywal.

(gawin, 20.08)

*

Orest Lenczyk jest nie tylko nestorem trenerów Ekstraklasy, godnie dzierży również miano jej niezrównanego, niekonwencjonalnego w wypowiedziach "Filozofa". Tym razem chyba jednak sam siebie zapędza w kozi róg. Brak "chórzystów" to siła wyższa, gdyby głupota mogła się unosić - niebotyczna, ale jeżeli pozostawia się we Wrocławiu Diaza, sadza na ławce Sobotę, obok nie darzonego zaufaniem Ćwielonga, a jeszcze wcześniej pozbywa się z klubu Madeja, to wystawianie równocześnie w środkowej linii pomocy na mecz z Widzewem: Kaźmierczaka, Elsnera, Jodłowca jest błyskotliwym okiwaniem siebie samego. To jedyna kreatywność, którą Śląsk w Łodzi zaprezentował.

Nie pamiętam kiedy wygrana Widzewa (!?) Wink sprawiłaby mi taką satysfakcję, młodzieńcza fantazja pokonała rutynowe kunktatorstwo.

(18.08, iocosus)

Arrivederci calcio!

Zgodnie z doniesieniami, z powodu zbyt wygórowanych żadań finansowych za prawa do pokazywania meczów, w zestawieniu z wynikami ogladalności, C+ rezygnuje z pokazywania ligi włoskiej. Kryzys zapukał i stał się widocznie, niewidoczny na Serie A, która w polskich realiach pierwsza spoczęła na ołtarzu oszczędności.

Intrygujący, ale chyba tylko pozornie, ze względu na prowieniencję stacji telewizyjnej, jest zysk ligi francuskiej kosztem włoskiej.

"Budując unikalną ofertę programową, Canal+ podejmuje strategiczne decyzje w oparciu o wyniki badań konsumenckich, pomiary oglądalności i analizę wartości rynkowej poszczególnych praw. Uwzględniając wyżej wymienione czynniki, w odniesieniu do lig włoskiej i francuskiej, stacja, podjęła racjonalną decyzję biznesową o pozyskaniu na wyłączność praw do Ligue1, natomiast nie przedłużyła umowy związanej z Serie A po wygaśnięciu dotychczasowego kontraktu. W zakończonym w maju 2012 roku sezonie wyniki oglądalności ligi francuskiej odnotowały wzrost natomiast w przypadku ligi włoskiej nie były satysfakcjonujące, i w istotnym stopniu niższe niż w latach ubiegłych. Badania uwidoczniły także dużą rozbieżność w stosunku do zainteresowania ligą polską, angielską i hiszpańską, co oznacza, że w ocenie abonentów Canal+ rozgrywki Serie A nie mają kluczowego znaczenia dla sportowej oferty stacji. Nie odgrywają także znaczącej roli przy wyborze oferty stacji przez nowych klientów. Zdaniem Canal+ cena praw telewizyjnych do ligi włoskiej nie odpowiada ich rynkowej wartości biorąc pod uwagę aktualny poziom sportowy tych rozgrywek i największy spadek zainteresowania widzów spośród wszystkich rozgrywek piłkarskich prezentowanych w Canal+", tłumaczy Michał Stryjecki, p.o Dyrektora ds. PR spółki Canal+ Cyfrowy (media2.pl)

Być może faktycznie Ligue1 odnotowała wzrost, a SerieA spadek oglądalności, ale trudno mi uwierzyć, że telemetria wskazała tych pierwszych jako i tak ostatecznych wygranych. To subietktywne, indywidualne odczucie, ponieważ samemu stereotypowo i z przyzwyczajenia poświęcając uwagę innym rozgrywkom, to od wielkiego dzwonu, jeżeli bił, szybciej zaglądałem gdy dźwięk dochodził z Mediolanu, Rzymu, Turynu aniżeli z Montpellier, Lyonu, Lille, czy nawet Paryża, który do niedawna i tak był parweniuszem na francuskich, piłkarskich salonach.

Być może wzrasta zainteresowanie walką o prymat w starej Europie toczoną pomiędzy Nasserem El-Khelaifi, a Mansourem bin Zayedem, ale trochę szkoda tego irytującego makaroniarza od bunga-bunga.

(18.08, iocosus)

Znikąd ratunku

Zdaniem Przeglądu Sportowego, bukmacherzy stawiają na Legię. Z ich zdaniem należy się liczyć, bo kto jak kto, ale akurat oni na rzeczy się znają i tracić zarobku nie zamierzają. Według warszawskiego oddziału sport.pl, Legia, choć sama nie wolna od problemów, wyraźnie góruje na 'gruzowiskiem', jakie stanowią inne czołowe ekipy Ekstraklasy. Wreszcie Jan Urban - tak, ten sam Janek Urban, który kilka sezonów temu nie mógł się nadziwić, skąd wokół Legii taka presja i takie oczekiwania, dziś przyznaje na łamach Rzeczpospolitej, że Legia jest głównym faworytem do mistrzostwa Polski i ma bogatszą kadrę od ligowej konkurencji.

Mistrzostwa nie możemy być pewni, ale możemy być pewni jednego - nie będzie łatwych wymówek.

(17.08, gawin)

T-market ligowi faworyci

Wartości rynkowe kadr naszych ligowców według Transfermarkt:

1.Legia - 22 775 000 €
2.Śląsk - 17 275 000 €
3.Wisła - 17 250 000 €
4.Lech - 13 205 000 €
5.Zagłębie - 11 500 000 €
6.Ruch - 10 975 000 €
7.Lechia - 9 250 000 €
8.Górnik - 8 825 000 €
9.Polonia - 8 425 000 €
10.Jagiellonia - 8 025 000 €
11.Korona - 7 850 000 €
12.Pogoń - 7 300 000 €
13.GKS Bełchatów - 6 600 000 €
14.Podbeskidzie - 5 150 000 €
15.Widzew - 4 175 000 €
16.Piast - 3 900 000 €

Według papierowych szacunków Mistrza 2013 już znamy, spadkowiczów również Wink Czy teoria wycen znajdzie potwierdzenie w praktyce?

P.S.
Podpadłem znajomym za powoływanie się na Transfermarket. Zatem powtarzam jak zawsze, traktujmy te dane i zestawienia tylko orientacyjnie, z dużym przymrużeniem oka, jako zabawną ciekawostkę. Portal transferowy choć popularny popełnia błędy, myli się w szacunkach, choćby w Widzewie Mariusza Stępińskiego wycenił na sto tysięcy, a jakichś "nonameów" na dużo więcej. Zestawienie uwzględnia w drużynach i Dwaliszwilego i Naukolumę, choć obaj są "na wylocie". Nawet uwzględniając błędy w wycenach, to zakładam, że są one "globalne", dotyczą wszystkich drużyn z jakąś tolerancją, a zatem jednak uwzględniając "odchyłki" jakieś porównanie szacunkowe potencjału kadr klubowych można robić. Z przymruzeniem oka, powtarzam!

(17.08, iocosus)

Fachoffiec i znaFca

Fachoffiec i znaFca "iocosus" tu niedawno prorokował: "Dysponując ofensywną czwórką w składzie: Rooney, Kagawa, Nani, Lewandowski, można dużo osiągnąć"

Sir Alex Ferguson doszedł do wniosku: "W 1999 roku mieliśmy czterech najlepszych zawodników ofensywnych Europy: Dwighta Yorke'a, Andy'ego Cole'a, Teddy'ego Sheringhama i Ole Gunnara Solskjaera. Teraz zmierzamy do tego samego z Rooney'em, Robinem (van Persim), Dannym Welbeckem i Shinji Kagawą"(Sport.pl)

Ech, nie będę ani sir, ani coach pozostaje mi tylko piłkarski "off".

(17.08, iocosus)

Biało-czerwoni Angole

Foto dnia!

englandvitaly-internationalfriendly

Anglicy towarzysko wkopali Włochom, drażnią nie tylko formą, ale i barwami!

(16.08, iocosus, fot. mirror.co.uk)

Cytaty dnia

Janusz Wójcik (Futbolnews): "Spotkałem Waldka na zarządzie. Spytałem go wprost: "Masz mój telefon? Jak tak, to dzwoń w każdej chwili, jak tylko będziesz potrzebował. Zawsze ci podpowiem". A on mi na to: "Mogę?". "Jasne, że możesz! Wyłowię cię z tej mętnej wody, do której ktoś cię wepchnął". I nie zadzwonił. A taki telefon do przyjaciela, by mu się przydał" - no niedołęga Fornalik nie zadzwonił! Jak mógł takiego "przyjaciela" olać, a mówią, że taki kulturalny.

Kamil Kosowski (własny blog w "Weszło"): "Wypisz wymaluj, Michał Probierz. Próbuje różnych zagrywek właściwie w każdym meczu, każdego chce nadepnąć, opluć czy uderzyć. Działa tylko wtedy, jak nie patrzą sędziowie."

Redaktor "Weszło": "Naszym zdaniem nigdy nie jest dobrze dostać od Estonii, bo to tak jakby przegrać przez KO z Marcinem Najmanem, albo jak przegrać w szachy z Grzegorzem Latą." - do przegranej z mózgowcem Latą pretensji nie rościmy, on i tak intelektualistów ma w d... w wielkim poważaniu, ale gdy sobie wyobrazimy wątłego redaktorzynę, typowego gryzipiórka, autora powyższej sentencji, naprzeciwko celebryty Najmana, to mimo wszystko, że jako boksera tego drugiego nie cenimy, to dezynwolturę z jaką wypowiedziane zostały te słowa szczerze podziwiamy! Wink

(16.08, iocosus)

"Zdążają się"

Kilka miesięcy po niesławnym publicznym 'wykonie', podczas którego zawodnicy mistrze Polski spontanicznie układali słowa do utworu o 'berle i koronie', do biur naszego klubu trafiło oświadczenie, w którym Sebastian Mila wraz z kolegami wspólnie przyznają się do winy i przepraszają zawodników, działaczy i kibiców Legii za swój podyktowany emocjami błąd.

Jestem zaskoczony. Szybkość nigdy nie należała do boiskowych walorów Sebastiana Mili, ale wygląda na to, że poza boiskiem sprawy mają się jeszcze gorzej. Ktoś mógłby pomyśleć, że to brak spodziewanego złagodzenia kary ze strony organów dyscyplinarnych wreszcie pchnął wrocławską czeredkę do męskich kroków, ale byłoby to podejrzenie zapewne wielce niesprawiedliwe. Ci sympatyczni, młodzi ludzie chyba po prostu tak mają.

Intryguje również osoba tumanka, który stał za napisaniem oświadczenia i nie zadał sobie trudu przeczytania - było nie było - oficjalnego pisma. Wrocław to duże miasto, na pewno można znaleźć tam kogoś, kto byłby w stanie uniknąć kaleczenia polszczyzny w publicznej korespondencji.

Jeszcze gwoli wyjaśnienia - karę dla futbolistów Śląska mam w tym miejscu, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. Tylko tego by brakowało, żeby za chwilę dżentelmeni Gikiewiczowie zaczęli pozować na ofiary opresyjnego systemu.

(16.08, gawin)

Detronizacja przed koronacją!? 

Piotr Czachowski (dla Orange sport) - mecz przegrany w upokarzającym stylu. 

Jacek Zieliński (współkomentator meczu w TVP) - mecz zdecydowanie na remis, szkoda, że wynik utrwali pesymistyczne nastroje. 

Dwaj fachowcy, dwie różne opinie, obawiam się, że styl tej pierwszej będzie medialnie powielany. Pasuje do przedmeczowego nastawienia, w którym debiutujący trener zaczął być przedstawiany przez "wyrazistych" popularnych medialnie komentatorów, jako "Smuda-bis", bo przecież do kadry powołał tych samych nieudaczników z Euro, słaby, uległy wobec piłkarzy, dający się im wodzić za nos, bo przecież kapitanem uczynił niezgółę Błaszczykowskiego, bez autorytetu w nowo tworzonej ekipie, bo asystent czmychnął na Litwę, gdy tylko pojawiła się pierwsza lepsza okazja. 

Teraz przegrana da okazję do dalszych kpin, drwin, definitywnych, ostatecznych opinii. Po jednym sparingu, test meczu! 

Wiem, jedno po debiucie Waldemara Fornalika, czeka go jazda bez trzymanki i bez taryfy ulgowej. Niech się przygotuje, wóz lub przewóz, stanów pośrednich nie uświadczy, albo zostanie okrzyknięty "panem W-F", albo będzie musiał udowodnić wynikami, że miły i spokojny jest jednakowoż Kingiem Waldemarem. Za to drugie, trzymam kciuki! 

                                                                                                                                                                 (15.08,iocosus)

Fornalik już wie...

... w co wdepnął. Nasza reprezentacja taka raczej kiepska, za to presja jak na złość ogromna, dorównująca chyba tylko kibicowskiej złośliwości i dziennikarskiej zawziętości w krytyce. Masz ciało coś chciało.

Przypuszczam, że mecz z Estonią miał być raczej testem dla ustawienia planowanego na mecz z Czarnogórą niż przeglądem kadr, mimo wszystko proponowałbym wyciągnąć również wnioski personalne i dać sobie spokój z Sobiechem w wyjściowej jedenastce. Chyba że telewizja kłamie i jednak nie było go w składzie w pierwszej połowie.

Janek Gol jako zmiennik nie spełnia swojej roli, to pewne. W zasadzie to chyba spełnia rolę dokładnie odwrotną od planowanej i najwyraźniej nie robi mu różnicy czy to Legia, czy kadra. Zatem albo niech gra od początku, albo niech nie gra wcale.

(15.08, gawin)

Trener jak Prezydent

Ustępujący Prezydenci Polski otrzymują ustawowo emeryturę w wysokości 4,3 tys. złotych polskich. Aleksander Kwaśniewski to świadczenie w "Kropce nad i" na antenie TVN24, podsumował słowami: "Jest to niewątpliwy błąd w systemie i jest w tym coś nienormalnego. To wstyd dla Polski. (...) Gdybyśmy z Wałęsą nie zarabiali poza Polską, normalne życie byłoby niemożliwe" - uzupełnił wypowiedź w innym wywiadzie.

Jakie jest drugie najważniejsze, prestiżowe i najbardziej odpowiedzialne stanowisko w Rzeczypospolitej? Oczywista, oczywistość! To trener piłkarskiej reprezentacji Polski! Tako też zdaje się twierdzić trójka zacnych mędrców, która również znalazła jakiś nienormalny błąd w systemie, wstydliwy i zawnioskowała w PZPN o przyznanie byłym trenerom reprezentacji co miesięcznych świadczeń, nazwanych zapomogą w wymiarze od 3 do 5 tysięcy złotych polskich.

Nazwiska szlachetnych wnioskodawców to: Antoni Piechniczek, Andrzej Strejlau, Wojciech Łazarek! Komentarz moim zdaniem zbędny!

Prezentacja i opis tej sytuacji z próbą dociekliwej genezy na miarę "Archiwum X" z osobą Janusza Wójcika w tle:

http://www.futbolnews.pl/rozgrywki/reprezentacja-polski/artykuly-reprezentacja-polski/art,846,byli-selekcjonerzy-walcza-o-zapomoge.html

Po Andrzeju Iwanie czekam na literacką "spowiedź" Wójta, wiarygodność będzie taka sobie, ale ewentualne "Z archiwum PZPN" może być ciekawe.

(15.08, iocosus)

Analogia

W tych niezbyt optymistycznych dla mnie jako kibica Legii czasach rozbawił mnie wywiad dziennikarza Gazety Wyborczej z naszym "piłkarzem" Kubą Rzeźniczakiem. Generalnie nic tam odkrywczego nie ma, ale ten fragment dyskusji rozbawił mnie do łez:

(rozmowa dotyczyła występu naszych drużyn w pucharach, a raczej w eliminacjach do nich)

A Lech?

- Szkoda mi go, bo nie sądzę, żeby był o tyle słabszy od rywali. W Sztokholmie AIK strzelił mu trzy gole w trzydzieści minut.

Poznaniacy są słabsi bez Artjoma Rudniewa?.

- W obronie raczej by nie pomógł. Myśli pan, że z nim nie straciliby trzech bramek?

Aż kłuje w oczy analogia pomiędzy naszymi "piłkarzami" a bracią dziennikarską. Uwielbiam wywiady w których reporter żeby się waliło paliło i tak za wszelką cenę zadaje przygotowane wcześniej w konspekcie pytania. To całkiem tak jak z naszymi "piłkarzami", którzy jak sobie zaplanują akację to niezależnie od tego co się wydarzy i tak walą w "ciemno" tam gdzie miało być (ostatnio króluje nam Kosecki). A potem powstają takie właśnie kwiatki gdy to teoretycznie gorzej przygotowany (czy to rozmówca, czy rywal) kasuje nas już w zarodku.

(14.08, Monrooe)

TransferTV

Mateusz Borek, komentując w TV superpuchary Polski i Niemiec, rzucił dwie transferowe informacje/spekulacje. Pierwsza z naszego klubowego podwórka, druga z reprezentacyjnego.

Zgodnie z drugą BVB otrzymał od MU ofertę za Lewego w kwocie 30 baniek, a sam piłkarz ma propozycję kontraktu w Manchesterze na okres 5 lat z wynagrodzeniem 8 mln € za sezon. Borussia ponoć oczekuje 40 mln i gdyby tak było faktycznie, to znaczy, że gdyby klub z Dortmundu już się nie upierał, że polski napastnik, karcący ustawicznie "bawarskiego" Neuera nie jest na sprzedaż, a "tylko" MU powinien o 1/3 podbić cenę, to być może w negocjacjach klubowi włodarze dojdą do porozumienia.

Zastanawiając się czy taki scenariusz, ze sportowego punktu widzenia byłby dla Lewego korzystny (w aspekcie finansowym sprawa jest oczywista), wydaje się, że największa wątpliwość przybiera nazwisko - Wayne Rooney!

Jak sir Alex będzie widział ustawienie obu piłkarzy jednocześnie w drużynie, jak to zaakceptują i w tym się odnajdą obaj goleadorzy. Dysponując ofensywną czwórką w składzie: Rooney, Kagawa, Nani, Lewandowski, można dużo osiągnąć, ale umiejętnie ją zestawić, zgrać, też może stanowić problem, a przecież ktoś taki jak Javier "Chicharito" Hernández  nie powiedział ostatniego słowa, pozostają w ofensywnych opcjach i Welbeck i Young i Valencia, innych arogancko pomijając.

Robert Lewandowski w barwach MU to wyzwanie!

Drugą przywołaną spekulacją, tym razem bezpśsrednio nas dotyczącą, było zapodanie "faktu" częstego pojawiania się w klubowych gabinetach Mariusza Piekarskiego, a powodem tychże odwiedzin miało stanowić ewentualne wytransferowanie Artura Jędrzejczyka. Cóż, skoro jest intratna oferta, dla piłkarza może wydawać się kusząca. Moment pozornie odpowiedni. Wszak, za chwilę, rywalizację z Rzeźnikiem na boku defensywy może przegrać, a próby w centrum też mogą nie wypalić, Urban postawi na doświadczonych Żewłaka, Astiza, Sulera, ewentualnie Vrdoljaka. Tyle tylko, jeżeli Jędza miałby przegrać rywalizację o pozycję w Legii, to dlaczego w innym zasobniejszym klubie, z większymi możliwościami kadrowymi, miałby ją wygrać?

Nie wydaje mi się, żeby Artur Jędrzejczyk był już w pełni ukształtowanym obrońca, na boku kiedyś uświadomił to Ntibazonkiza, a ostatnio Austriacy w drugiej połowie pucharowego rewanżu, natomiast na środku Jędza choć bezwzględnie predyspozycje posiada musi zbierać doświadczenie. Nie wiadomo, gdzie będzie większa tolerancja dla błędów, które z pewnością będą musiały się przydarzyć, w Warszawie za kadencji Urbana, czy gdzieś indziej, w bardziej wymagającej lidze.

Ciekawe czy obie transferowe spekulacje się potwierdzą i kto na tym ewentualnie sportowo zyska, a kto straci!?

(13.08, iocosus)

Podróż sentymentalna

Wylosowaliśmy Rosenborg, zatem każdy powtarza "podróż sentymentalna". Na własny użytek zadośćuczyniłem wspomnieniom i w sposób absolutnie subiektywny, według tylko sobie znanych kryteriów i własnego "widzimisię" porównałem jedenastki Legii z meczu u nas w Lidze Mistrzów, oraz przypuszczalny obecny skład z 23 sierpnia 2012. Wyszło, że jestem surowy dla teamu skutecznie rywalizującego w Lidze Mistrzów i pobłażliwy dla tych, którzy nie wiadomo czy awansują do Ligi Europy.

O dziwo minimalnie większy potencjał widzę w obecnej jedenastce, ale tak musi być skoro jako "domorosły ekspert" największą ocenę graczom z pola przyznaję Wolskiemu, gdy nawet nie wiadomo czy w tym meczu wystąpi i czy talent w przyszłości potwierdzi, ale niech tam...

Szczęsny 8,5 > Kuciak 8

Jóźwiak 6 < Rzeźniczak 7

Zieliński 8 > Żewłakow 7

Mandziejewicz 7 > Astiz 6,5

Ratajczyk 7 = Wawrzyniak 7

Lewandowski 6,5 < Radović 7

Pisz 8 > Vrdoljak 6,5

Wieszczycki 7,5 > Łukasik 6,5

Bednarz 6,5 < Wolski 8,5

Kubica 6 < Ljuboja 8

Staniek 7 = Saganowski 7

Sytuacja na korzyść dawnych mistrzów zmienia się gdy porównamy "szesnastki" złożone z tych którzy pojawiali się w meczach z Rosenborgiem kilkanaście lat temu oraz obecnych "rezerwistów".

Michalski 8 > Gol 7

Fedoruk 7 > Żyro 6,5

Kucharski 7,5 > Kucharczyk 7

Jałocha 6 < Jędrzejczyk 6,5

Podbrożny 7,5 > Kosecki 6,5

Zachęcam do własnych "porównań sentymentalnych"!

(13.08, iocosus)

*

Kuba Kosecki dla Orange Sport: "Zapomniałem, że Michał Żewłakow tak wcześnie w pierwszej połowie opuścił boisko, faktycznie byłem zmęczony prosząc o zmianę, ale bardziej myślałem, że ktoś inny byłby bardziej przydatny na te kilka minut, trener mi pogratulował, że dograłem do końca" - może niedosłownie, ale w tym sensie.

Mhm, w ferworze walki, w zmęczeniu, gdy człowiekowi wydaje się, że jest wypruty, coś może ulecieć z głowy, tym bardziej skoro skrupulatny z obowiązku sędzia zapomina o przez siebie przyznanych żółtych kartonikach, ale przy braku kontuzji dogranie meczu do końca, choćby i na czworakach, z jęzorem u pasa, jest obowiązkiem zawodowego piłkarza, a nie powodem do gratulacji. Te można złożyć za wygraną, tu słusznie jako członkowi zwycięskiej ekipy się należą i pewnie też takie trenerskie gratulacje w swej formie były, ponieważ jakiegoś wyjątkowego hartu ducha, poświęcenia to "Romek" w tym meczu wcale nie zaprezentował. Pod względem wybiegania, wypełnił zadanie, pod względem prezentacji skutecznego wykończenia swoich akcji, wręcz zawiódł.

Oby z nabytym doświadczeniem, trener mógł gratulować "Romkowi" i wybiegania, szybkości, kondycji i również przynoszących korzyści drużynie efektywnych piłkarskich umiejętności.

(10.08, iocosus)

Rok 2012!!!

Finisz Ekstraklasy, Legia miała otwartą drogę do mistrzostwa, autostradę, jechała, powoli, dostojnie, a i tak w Gdańsku ostatecznie się rozbiła, skasowała dokumentnie na własne życzenie.

Futbolowe Euro, na własnych "śmieciach", których inni mogą nam zazdrościć, ale reprezentacja z najsłabszej grupy turnieju i tak nie wyszła, rozbudziła nadzieje, żeby je natychmiast zgasić. W rozpaczy pozostało zakrzyknąć: jaka piękna katastrofa!

Olimpiada w Londynie, niektórzy twierdzili, że wszystkie niepowodzenia będą mogły pójść w niepamięć, jeżeli tylko siatkarze okażą się godnymi zasiadania w olimpijskim Panteonie u boku herosów "Kata" Wagnera. Zamiast dostąpienia Olimpu, zostaliśmy zesłani do Hadesu, bezwzględnie, kategorycznie, bez złudzeń, że zasługujemy na cokolwiek innego.

Dziś Legia, gra rewanż z SV Ried, doświadczę kolejnego kibicowskiego kataklizmu?

(9.08, iocosus)

*

Tuż przed spotkaniem z SV Ried zostaliśmy poproszeni o przedstawienie naszej opinii w tradycyjnej ankiecie „pięciu na pięciu” portalu warszawa.sport.pl . Tym razem z naszego pseudo redakcyjnego grona oddelegowaliśmy iocosusa (czytaj nie uciekał wystarczająco szybko). Pytania jak zawsze niezbyt kontrowersyjne ale ciekawe:

1. Legia jest faworytem, mimo porażki w pierwszym meczu. Prawda/Fałsz

2. Czy wynik 1:0, który da warszawiakom awans, jest prawdopodobny?

3. Czy rzuty karne, bardzo często dyktowane ostatnio przeciw Legii, to przypadek, czy efekt złej gry obrony?

4. Czy Michał Żyro, po świetnym występie w Pucharze Polski, powinien zagrać w pierwszym składzie?

5. Czy Jan Urban powinien w środku pomocy wystawić Daniela Łukasika, czy bardziej doświadczonego Ivicę Vrdoljaka?

Ze swojej strony polecam, iocosus jak zwykle ma oryginalne spojrzenie na wiele spraw. Całość do przeczytania tutaj:

(9.08, Monrooe)

*

Polska siatkówka to świetna rzecz, bez dwóch zdań. Trzeba popierać zainteresowanie każdym sportem, cieszyć się z rozwoju każdej dyscypliny, ze swojej pozycji fana 'kopanej', 'siacie' życzę zatem jak najlepiej, czerpiąc ogromną frajdę z faktu, że posiadamy drużynę, która zalicza się do światowej czołówki, która może obecnie marzyć o medalach na każdej wielkiej imprezie.

Wczorajsza klęska z Rosją nie może niczego w tej materii zmienić, w żadnym razie nie jest powodem do rozpaczy, czy gniewu. Ani nie gramy najlepszej siatkówki na świecie, ani nie byliśmy murowanym kandydatem do olimpijskiego medalu. Mogliśmy wygrać medal, choćby i złoty, ale mogliśmy też odpaść w ćwierćfinale, jak to w sporcie bywa. Ostatecznie w Londynie zagraliśmy wyraźnie poniżej swoich możliwości, sztab i trener nie trafili z przygotowaniami, drużynie zabrakło dynamiki i świeżości, ale takie rzeczy zdarzają się w każdej dyscyplinie.

Podczas znakomitych MŚ 2006, pierwszego seta przegraliśmy dopiero z Rosją, pierwszy mecz - dopiero w finale. Świetnie graliśmy poprzednie Igrzyska w Pekinie, gdzie droga do półfinału była o jedno mocne zbicie Łukasza Kadzewicza, który w zagadkowy sposób pozwolił oszukać się na siatce Valerio Vermiglio. Ale nawet Raulowi Lozano, który prowadził polski zespół na obu tych imprezach, przytrafił się moskiewski czempionat Europy, podczas którego graliśmy na wstydliwym poziomie, nie przymierzając, takim z poniedziałkowego meczu z Australią.

Nie jesteśmy Serbią z Grbicami i Milijkovicem, nie jesteśmy Brazylią z Gibą i Ricardo, nie jesteśmy nawet... Polską z Wlazłym, Plińskim i Zagumnym. Jesteśmy niezłą drużyną z perspektywami. Rosjanie rozstrzelali nas wczoraj niczym stremowanych juniorków, ale okazja do rewanżu z pewnością jeszcze będzie - nie jedna. Tego możemy być pewni i to właśnie jest zasadnicza różnica między siatkówką, a każdym innym sportem zespołowym w naszym kraju.

(9.08, gawin)

*

Jeżeli nieliczny już garnizon polskich sportowców ulokowany w Londynie nie zdoła do końca Igrzysk zdobyć żadnego złota, będą to dla polskiego sportu Igrzyska nadzwyczaj marne. Dwa złote medale wywalczyliśmy ostatnio w Seulu w 1988, ale wtedy uzbieraliśmy pięć srebrnych i poprawiliśmy aż dziewięcioma brązowymi. Słabszy wynik osiągnęliśmy ostatni raz... 56 lat temu, w dalekim Melbourne, z którego w łącznym dorobku dziewięciu medali przywieźliśmy jedno złoto Elżbiety Duńskiej-Krzesińskiej.

Inna sprawa czy ewentualne zdobycie tego trzeciego złota byłoby wystarczającym powodem do wydania westchnienia ulgi.

(8.08, gawin)

*

Pisanina "post factum" bywa nudna. Dziś pewna grupa naszych sportowców w Londynie stanie "ante portas". Wieczorem się okaże czy zdołają uchylić bramę i staną w prawdziwym przedsionku dni sławy i chwały, czy też gremialnie zdetronizują Marcina Dołęgę jako największego polskiego przegranego Igrzysk 2012. Cieszę się, że gramy z Rosjanami, nie ma przebacz, chcemy być wielcy, każdego trzeba pokonać, z Brazylijczykami jako ćwierćfinałowymi przeciwnikami mogło nastąpić złudne poczucie wyższości, po serii tegorocznych zwycięstw, a olimpijski turniej rządzi się swoimi prawami. O tym co było trzeba zapomnieć. O porażkach z Bułgarią i Australią również, o 20:30 będzie to nieistotne.

Jeżeli wiara we własne umiejętności faktycznie tymi rezultatami została podkopana, a forma fizyczna gdzieś uleciała, odstrzelenie sbornej będzie problemem, jeżeli "po przejściach" drużyna awansuje do strefy medalowej, a jeszcze uda się zrewanżować ewentualnie Bułgarom, wówczas wespnie się na Olimp, jeżeli przegra, zostanie strącona do Hadesu.

Uwaga! Rosjanki w ćwierćfinale miały sześć meczboli z Brazylijkami, ale przegrały!

(8.08, iocosus)

*

Dziś o 18:00 w Orange Sport jest anonsowana relacja z konferencji prasowej przed jutrzejszym meczem Legia-SV Ried. Zadziwiające, że to ten kanał okazuje się medialnie najbardziej zainteresowany futbolem.

(8.08, iocosus)

*

Kiedyś, dawno temu, jakiś dziennikarz zadał pytanie Darkowi Dziekanowskiemu, który piłkarz w polskiej lidze, dorównuje mu kiwką, techniką. Dziekan nie uciekał od odpowiedzi i przyznał, że obserwując treningi w Widzewie za takiego uważa Mirosława Jaworskiego. Kto dziś pamięta takowego? Mistrzowie treningów!

W 2002 roku ponoć najlepiej prezentującym się na treningach polskim piłkarzem, nie był Olisadebe czy Kryszałowicz, ale Maciej Żurawski, ponoć czarował w trakcie ćwiczebnych gierek, czy potwierdził formę w meczach, raczej nie, karnego na Mundialu przestrzelił.

Podnoszenie ciężarów to sport bardzo wymierny, mozolnym treningiem, tonami przerzuconego żelastwa dochodzi się do wyników, trening wyznacza wysokości podejść na zawodach, kwestia tkwi jedynie w potwierdzeniu osiągalnego wielokrotnie ciężaru na startowym pomoście. Mieliśmy w Londynie stuprocentowego faworyta, który ten pierwszy założony ciężar 190 kg rwał z przysłowiowym palcem w .... . Inni poważni konkurenci odpadli jeszcze przed zawodami, sytuacja wydawała sie bajeczna, wymarzona, wystarczyło powtórzyć to co na treningach nie sprawiało kłopotu, to nie miało być żadne ryzyko, poświadczenie jedynie znanych, powtarzalnych wielokrotnie możliwości. Co z tego wyszło?

Marcin Dołega dla Sport.pl: "Byłem zdrowy, bardzo dobrze przygotowany na 430 kg, a nie mogłem zaliczyć 190 kg." Ukraińcowi Trochitijowi do olimpijskiego złota "wystarczyło" w dwuboju podnieść 412 kg. I dalej: "Przecież 190 kg to nie jest dla mnie żaden ciężar w rwaniu. Powinienem wstać o 12 w nocy, zrobić rozgrzewkę i podnieść sztangę. (...) Dla was dziennikarzy 190 kg to olbrzymi ciężar, ale nie dla mnie. Na ostatnim zgrupowaniu w Spale nie spadło mi żadne podejście. Niewiarygodne, ale prawdziwe. Raz zaliczyłem 200, trzykrotnie 195 i niezliczoną ilość razy 190 kg. Byłem w szoku, trener też się dziwił - to wszystko w wieku 30 lat. Na sprawdzianach uzyskiwałem 190 w rwaniu i 225 w podrzucie z uśmiechem na twarzy."

Z uśmiechem na twarzy byłby zloty medal! Co zawiodło? Głowa. Umiejętność radzenia sobie z ciężarem dużo większym niż sztanga z niebotycznym rekordem świata. Marcin Dołęga nie udźwignął ciężaru odpowiedzialności, przegrał sam ze sobą.

"Wyjeżdżając dziś z hotelu na zawody nie czułem, że to są igrzyska. Byłem aż za spokojny."

To był tylko pozorny spokój, reakcja obronna organizmu, gdy presja być może sama sobie narzucona jest tak duża, że człowiekowi trudno ją znieść, próbuje ją sam zredukować, naszemu faworytowi udało się tak skutecznie uspokoić, że nie zdołał się zdopingować do wysiłku, który sam w głowie uznawał za niezbyt duży.

Współczuję Panu Marcinowi, świetnemu sportowcowi, mistrzowi świata, ale gdy twierdzi: "Nie nadaję się do tego sportu.", protestuję. Tak samo mógłby mówić Adam Małysz gdy na igrzyskach w Nagano w 1998 roku sromotnie przegrywał i faktycznie również zastanawiał się wówczas czy nie lepiej aniżeli skoczkiem narciarskim nie powinien poświęcić się zawodowi dekarza. To później po zmianie trenera, pod nową opieką i fizjologa i psychologa, pojawiła się wielokrotnie, do znudzenia powtarzana mantra: "Liczy się tylko kolejny dobrze oddany skok", to był ten sposób na radzenie sobie z presją odpowiedzialności, skuteczniejszy od zwodniczego "samouspokojenia".

Małysz z nowozaszczepioną "mantrą" był u progu kariery, Dołega wydaje się być u jej kresu, ale sposoby na radzenie sobie z ciężarem odpowiedzialności trzeba znajdować niezależnie od wieku i uprawianej dyscypliny.

Jeżeli radzenie sobie z "głową" jest takim problemem w sportach indywidualnych, to co ze sportami drużynowymi, takimi jak piłka nożna, gdzie wśród jedenastu facetów, każdy ma inną osobowość, temperament, charakter, każdy z presją radzi sobie inaczej, jeden potrzebuje pobudzenia, stres go zmotywuje i zdeterminuje, a drugi wręcz przeciwnie, będzie wymagał wbicia do głowy, że "liczy się tylko kolejne udane zagranie, drybling, strzał", a ranga meczu i wszystko co z tym związane nie mają znaczenia.

(7.08, iocosus)

*                                                                            

Niesłychanie cenię sportowców, którzy umieją walczyć. Takich, którzy nie pękają, którzy na największe imprezy przyjeżdżają na maksa przygotowani, zawzięci i skoncentrowani. Nie zawsze uda im się wygrać, jasne, to jest sport. Ale mają charakter, pokazują go, a ja im mocno kibicuję.

W Londynie miałem kilku takich polskich faworytów, którzy walczyli jak lwy, i których na pewno zachowam we wdzięcznej pamięci, mimo że ostatecznie przegrali. To między innymi nasz badmintonowy mikst Mateusiak - Zięba i para siatkarzy plażowych Fijałek - Prudel. Byli świetni.

Doszli do ćwierćfinałów, mając w kluczowych momentach wielkich faworytów turnieju na widelcu. Dlaczego przegrali? Mam taką teorię, że czasem w sportowcu odzywa się coś, co nie pozwala mu wygrać. Coś w ostatniej chwili mówi mu, stary, nie masz prawa tego wygrać, wiesz przecież, że tamten jest lepszy. Coś każe strzelić lotką w siatkę przy meczbolu, wyrzucić w aut łatwą piłkę na 14:12 czy odpuścić serwis, którego nie odpuściłeś przez cały mecz. Coś co dzieli mistrza od pretendenta.

(7.08, gawin)

*

Relacjonowałem kiedyś dla lokalnej prasy, proszę sobie wyobrazić, występy drużyny tenisa stołowego pod nazwą MKS-TS Trasko Ostrzeszów. Trasko w tamtym czasie biło się o mistrzostwo Polski, mając w różnych etapach istnienia w składzie kilku naprawdę niezłych zawodników, miedzy innymi Bartosza Sucha i Daniela Góraka. Jeszcze bez Góraka Trasko w pierwszym meczu o tytuł podejmowało w Ostrzeszowie Bogorię Grodzisk Mazowiecki. Przyjechała lokalna poznańska telewizja, w sali tłum był taki, że nie było gdzie szpilki wcisnąć. Kapitanem Trasko był Marcin Kusiński, doświadczony zawodnik, legitymujący się jednym z czołowych rekordów wśród polskich ligowców. Do pierwszego pojedynku Kusiński podszedł sztywny. Zupełnie, niczym pinokio czy jakaś inna kukła. Poruszał się na zwolnionych obrotach, martwym wzrokiem spoglądał po przeciwnika. Po kilku przegranych piłeczkach odłożył rakietkę i odszedł od stołu, tak po prostu. Sygnalizował kontuzję, ale nawet jego kumple z drużyny robili wtedy dziwne miny. Konkurencyjna gazeta kpiła - jak to jest, że dorosły mężczyzna nie wie czy jest w stanie grać w tenisa.

Sportowiec bez głowy nie jest sportowcem kompletnym. Dla jednych za wysokie progi to mecz o mistrzostwo Polski, dla innych Igrzyska. Powyższe dedykuję Marcinowi Dołędze, któremu po ludzku ogromnie współczuję, ale który jako sportowiec zwyczajnie nawalił.

(7.08, gawin)

*

W jakiej dyscyplinie na igrzyskach najtrudniej zdobyć laur, w londyńskiej wiosce olimpijskiej wśród płci pięknej, odpowiedź na tak zadane pytanie, ponoć jest oczywista i brzmi... dostać się do manikiurzystki! Najbardziej obleganym miejscem jest salon kosmetyczny.

PAP donosi: "Igrzyska olimpijskie owładnęło paznokciowe szaleństwo. Sportowcy z różnych krajów wyrażają narodową dumę malując sobie paznokcie w narodowe barwy."

Trend i olimpijska moda, obecna już i u nas podczas Euro gdy przyozdabianie farbami niezasłonietych części ciała, stało się prawie normą, a nasze panie odkryły, że oprócz policzków, również ich pazurki mogą nęcić, zwabiać męską część publiki na biało-czerwono.

Panowie tym, którzy chcą protestować, że to szarganie narodowych symboli... stanowczo odradzam, jak kobieta się uprze, nie ma rady, jeżeli Polek nie chcemy traktować jak Wojewódzki z Figurskim Ukrainek, to pozostaje tylko damskim zachciankom ulec.

Zastanawiam się jedynie, skoro paznokcie stają się zewnętrznym wyznacznikiem grupowej tożsamości, to czy ta komercyjna, zdaje się globalna moda, ogarnie również nasze szeregi klubowe? Niechętne mainstreamowym powszechnym prądom, zezem na nie patrzące, podkreślające wobec nich własną nieuległość.

Wszak kibicek z każdym rokiem więcej, co lepsze, a co gorsze? Modne damskie paznokcie w klubowych barwach, czy tradycyjne... na czerwono. Wiślaczki z Krakowa mają problem z głowy! Wink

(6.08, iocosus) 

*

Z dużym zainteresowaniem zapoznałem się z garścią wypowiedzi Jana Urbana zanotowanych przez redakcję Legia.net. Szczególnie zaciekawiły mnie dwa fragmenty:

"W obu spotkaniach na wyniku zaważyły indywidualne błędy. Nie straciliśmy goli po przemyślanych akcjach rywala, tylko po kiksach czy kardynalnych błędach."

Tak trener Urban tłumaczy nie do końca satysfakcjonujące rozstrzygnięcia z Lipawy i Riedu. Gdyby rzeczywiście było tak, że osiągane przez nas wyniki zostały zdeterminowane wyłącznie jakością naszej gry defensywnej, uznałbym że jest w gruncie rzeczy nieźle. Błędy mogą zdarzyć się każdemu, a nasi obrońcy kiedyś takie popełniać przestaną.

Niestety powyższe stwierdzenie to diagnoza mylna. Otóż w pierwszym meczu bramki zdobywaliśmy po kiksach (gol na 1:0) i karygodnym błędzie rywala (gol na 2:1). W drugim - po stałym fragmencie gry. Korzystaliśmy z dokładnie tych samych słabości, z których skorzystali nasi przeciwnicy, co zresztą dziwić w żaden sposób nie może, jako że piłka nożna jest, jak to się ładnie mówi, 'grą błędów'. Jeżeli coś tak naprawdę 'zaważyło na wyniku' był tym czymś fakt, że nasza organizacja gry zarówno defensywnej, jak i OFENSYWNEJ ewidentnie w tym momencie kuleje. Drużyna stwarzała w tych meczach bardzo mało sytuacji i często nadziewała się na kontry.

I jeszcze jeden fragment:

"Pierwsza połowa z SV Ried miała się skończyć tak jak się skończyła. Tam nikt nie miał okazji do zdobycia bramki (...)"

Czyli nasza mizerna efektywność w prowadzeniu gry była działaniem przemyślanym i zaplanowanym, a antyfutbol zaprezentowany kibicom przez oba zespoły, celem, do osiągnięcia którego należało dążyć? Nie chcę w to wierzyć.

(5.08, gawin)

*

Jeszcze wczoraj rano roniliśmy łzy nad fatalną passą polskiego sportu, wstydliwie spuentowaną występem naszych drużyn w europejskich pucharach, dziś tymczasem możemy cieszyć się heroiczną walką o medal w wykonaniu polskich wioślarek, zapierającym dech w piersiach bojem o złoto podjętym przez Adriana Zielińskiego, wreszcie po mistrzowsku rozegranym przez Tomasza Majewskiego konkursem pchnięcia kulą. Brawo, po trzykroć brawo!

Z mojej strony natomiast kilka słów o Pawle Fajdku, którego eliminacyjny występ również dostarczył kibicom emocji, choć... były to emocje zdecydowanie negatywne. Kiedy po dwóch spalonych rzutach Fajdek ujął młot po raz trzeci i wykonał swoje obroty tak spokojnie, tak ostrożnie, a następnie jakby bez jakiegokolwiek wysiłku cisnął młot na dystans o kilka metrów przekraczający wymagane minimum i osiągnięcia pozostałych konkurentów, przemknęła myśl, że oto mamy pewnego kandydata do olimpijskiego złota. Czar prysł w kolejnej sekundzie, w której na telewizorze pojawiła się czerwona flaga sędziego sygnalizującego trzeci spalony rzut. Fajdek co prawda nie zwalił się całym ciałem poza koło, jedynie delikatnie nastąpił na jego krawędź, ale błąd to błąd.

Spodziewam się, że 23-letniemu Fajdkowi, świadomemu własnej siły, świadomemu wielkiej szansy zaprzepaszczonej w tak niedorzeczny i kuriozalny sposób, musi być teraz ciężko. Sądzę, że w tym momencie dobrym partnerem do rozmowy byłby dla Fajdka Robert Korzeniowski. Pamiętam swoją złość i oburzenie w upalny piątkowy poranek latem 1992 roku, kiedy sędziowie zdjęli na ostatnich metrach 50-kilometrowego chodu Korzeniowskiego idącego po niezagrożony srebrny medal. Zarówno Korzeniowski jak i Fajdek przegrali Igrzyska w sposób dotkliwie bolesny, przegrali przez głowę, która zawiodła ich w kluczowe momencie, przegrali przez niepotrzebne techniczne błędy. Korzeniowski, choć zaraz po tamtym wydarzeniu plótł co mu ślina na język przyniosła, potrafił po klęsce pokazać, że jest materiałem na sportowca wielkiego, umiał podnieść się po ciosie i wkrótce stał się jednym z najwybitniejszych lekkoatletów przełomu milleniów.

Test na posiadanie prawdziwych, za przepraszeniem, jaj i charakteru godnego przyszłego mistrza olimpijskiego czeka teraz Fajdka. Trzymam kciuki Paweł.

(4.08, gawin)

*

Popularna strona Transfermarkt szacująca wartość piłkarzy, wielokrotnie w swoich założeniach się myliła, popełniała błędy, z wieloma obecnymi "wycenami" można bardzo poważnie polemizować. Przyjmując, że dane podawane na stronie są subiektywnym szacunkiem osób ją redagujących, obarczonym z założenia niedoskonałością, można się jednak pokusić o przywołanie tych danych jako miernika potencjału kadr jakimi dysponują poszczególne kluby.

Przynajmniej w teorii, którą w piłce praktyka wielokrotnie podważa, mimo wszystko, można jako ciekawostkę próbować szacować wartość drużyn, a zatem i ich potencjał.

W tym aspekcie i w kontekście wyników naszych zespołów z tego tygodnia, warto przywołać zestawienie wartości par biorących udział w kwalifikacjach do europejskich pucharów.

Śląsk Wrocław - 16 925 000 €
Helsingborgs IF - 14 125 000 €

Lech Poznań - 12 575 000 €
AIK Sztokholm - 12 475 000 €

Ruch Chorzów - 10 225 000 €
Viktoria Pilzno - 17 300 000 €

Legia Warszawa - 20 250 000 €
SV Ried - 10 250 000

Oprócz Legii i Viktorii, które w teorii, na podstawie szacunku wartości piłkarzy, dokonanej przez Transfermarkt, wydawały się zdecydowanymi faworytami w swoich parach, to pozostałe drużyny prezentowały raczej wyrównane wyceny, a nawet w konfrontacji polsko-szwedzkiej minimalnie wyżej szacowanymi były nasze kluby. Rezultat na boisku łączny 0 : 6 istny futbolowy potop!

Kadry w teorii wyrównane, a praktyka na murawie przygnębiająca, kiepskie świadectwo dla naszych trenerów.

(3.08, iocosus)

*

Trwa imponująca passa polskiego sportu. Mistrzostwa Europy sprawnie zawaliliśmy, na Igrzyskach, poza jednym fuksem, z dużym wdziękiem przegrywamy co się da, gdzie się da i z kim się da (chociaż, uwaga, podobno dziś ma być tzw. 'polski dzień'!), wreszcie rękawicę ciśniętą nam przez sportowy świat z oporami zdecydował się podnieść kwartet pucharowiczów.

Czym to się skończyło, wiemy. Jedna Legia ma jeszcze szansę o coś powalczyć, chociaż dalibóg, my również zagraliśmy jak zgraja patałachów. Natomiast pozostali - Śląsk 0:3 u siebie, Lech 0:3 na wyjeździe, Ruch 0:2 u siebie. A przeciwnicy - same tuzy europejskiej piłki, bez kitu.

Wiecie co, nie chce mi się nawet wkurzać. Nie chce mi się nawijać o zjadaniu własnego ogona w klubach, o przepłacaniu cieniasów i psuciu lokalnego rynku, o nie istniejącym skautingu.

Myślę, dziś wolę się pośmiać, jak to na dobrej grotesce.

(3.08, gawin)

*

Nie samą piłką człowiek żyje, zatem należy odnotować, że Olimpiada rozpoczęta, nawet nastepczynię Renaty Mauer, póki co w srebrnym kolorze już pozyskaliśmy. Osobiście przyznaję, że mimo zastrzeżeń odnośnie realizacji olimpijskich idei, choćby zgodnie z którymi stulecie nowożytnych igrzysk celebrowała Coca-Cola w swojej siedzibie w Atlancie, to daję się wciągnąć w ten sportowy skondensowany dwutygodniowy misz-masz i gdyby były wyścigi pcheł w narodowych barwach, to zapewne też bym im kibicował w nadziei pozyskania olimpijskiego złotego wawrzynu.

Oglądając ceremonię otwarcia z Bondem w parze z Elżbietą w helikopterze Jej Królewskiej Mości, z Jasiem Fasolą powożącym rydwanami ognia, naszła mnie jednak kibicowska, lub wręcz społeczna, kulturowa refleksja, którą chciałbym w tym momencie się podzielić. 

Podczas naszego czerwcowego Euro, chociaż doping kibiców dla reprezentacji był piknikowy, nie umywający się do tego zorganizowanego klubowego, skład kibiców na stadionie w dużej części vipowsko-okazjonalny i lanserski, to jednak atmosfera i na trybunach i w egalitarnych fanzonach była podawana za przykład pozytywnych, pożądanych zachowań (wyjątek wiadomy!). A jednak, nie tylko wśród zdeklarowanych przeciwników spod znaku "Fuck Euro", czyli feministek i 'kiboli" w duecie (cóż za mezalians, czy mogła być bardziej dobrana para?), ale i wśród nobliwych intelektualistów odezwały sie głosy malkontentów. Prezentowany powszechny patriotyzm wywołany sportowym uniesieniem, a wyrażający się biało-czerwonymi atrybutami w prawie każdym asortymencie, miał być w uczonej diagnozie incydentalnym, płytkim, jarmarcznym, odpustowym czyli czymś archetypowo ludycznym, wręcz plebejskim. Czyli obnosząc się z tymi wizerunkami orła, husarkich skrzydeł na biało-czerwonych koszulkach, słoma z butów nam w rzeczywistości wyłaziła. 

Samemu widząc uginające się półki w hipermarketach z wizerunkami narodowych symboli zapewne w większości "Made in China" ogarniała mnie zaduma nad merkantylną stroną wskrzeszania szlachetnych patriotycznych pobudek. Zgodziłbym się, że używanie terminu "patriotyzm" w kontekście jego manifestowania swoim ubiorem, wyglądem, ustrojonym samochodem i balkonem, może być nadużyciem, to raczej "tylko" duma i satysfakcja z utożsamiania się z grupą ludzi, z którą się identyfikuje. I tak dla niektórych uczonych głów to jedynie przejaw nieuświadomionego gestu, czyli rodzaj "przebrania", przystosowania do tłumu, w celu dobrej zabawy, fanu. 

Pewnie i jest w tym jakaś część racji, ale oglądając otwarcie Olimpiady przygotowane przez dumnych Wyspiarzy zacząłem sobie uświadamiać co oni wyprawiają ze swoim "Union Jackiem". Brytyjczycy swoją flagą emanują gdzie mogą i jak mogą, a przy tym nie tylko na imprezach sportowych, ale i przy ślubach, urodzinach, innych wydarzeniach zwiazanych z największymi usankcjonowanymi celebrytami naszej ery. Sławnymi tylko i wyłącznie z racji swego urodzenia lub z faktu zawarcia małżestwa. Już widzę wyspiarski entuzjazm z dumnie powiewającym "Union Jackiem" w rękach setek tysięcy Brytyjczyków po narodzinach kolejnego celebryty lub celebrytki. Przemysł gadżeciarski z atrybutami Zjednoczonego Królestwa, nad Tamizą, bije jego odpowiednik nad Wisłą na głowę. A mimo to dystyngowanym lordom, wyniosłym, dumnym, geantlemenom "wychodzenia słomy z butów" nikt nie zarzuca. 

Może czerpanie radochy z poczucia wspólnoty, nawet jeżeli trąci nieco jarmarkiem i odpustem, mimo wszystko nie jest takie złe!

(29.07, iocosus)

*

W czerwcu mieliśmy wojnę polsko-ruską, w lipcu wybuchła konfrontacja polsko-czarnogórska. Miejscem pierwszej stał się poczciwy warszawski Most Poniatowskiego, który o dziwo Moskale przekraczali z zachodu na wschód, natomiast w drugiej batalii, pierwsze potyczki, działania zaczepne wobec hufca śląskiego nastąpiły w malowniczej Podgoricy, natomiast kontratak rodzimych zagończyków udaremniony w swoim grodzie, przemyślnie został zrealizowany na ziemi neutralnej, czyli słowackiej.

W pierwszym przypadku ulicznym bojem entuzjazmował się polityk słowami: "honoru Polski musieli bronić "kibole". Brawo dla nich! Nie dajmy sobie pluć w twarz!", w drugim "gościnność" Czarnogórców usprawiedliwiał popularny dziennikarz, dowodzący: "Walenie po ryju akurat tam się nam należy. Bo jeszcze niedawno, o czym raczymy nie wiedzieć lub nie pamiętać, samoloty NATO (nie nasze niby, ale tylko dlatego, że my nie mamy bombowców, za to sojusznicy mają i używają chętnie) bombardowaliśmy Belgrad, wtedy stolicę Serbii i Czarnogóry." Wszystko jasne, wrocławian spotkała sprawiedliwość dziejowa i słuszna kara za haniebne naloty. Toż to wywód filozoficzny na miarę "De bellis iustis" (O wojnach sprawiedliwych) poczciwego kanonika Stanisława.

Cóż, Czarnogórcy w Podgoricy już 7 września będą mieli okazję wziąć odwet na nas za natowskie naloty, zaś my będziemy mogli się zrewanżować na przykład Austriakom za rozbiory, Szwedom za potop, a Ukraińcom za UPA. Wszystko pod etykietką kibica piłkarskiego.

Cóż, przy takiej apoteozie polityczno-dziennikarskiej, chociaż Olimpiada się właśnie zaczęła, w zaprzestanie wojen wszelakich, w przemianę zwolenników "sportów ekstremalnych" w pacyfistów nie wierzę, natomiast dziwię się nieco, że zamiast pchania się przed obiektywy kamer i aparatów pogardzanych mainstreamowych mediów, nadwyżka energii nie jest wydatkowana w grzybobraniach, w leśnych odstępach, w gronie świadomych na co się decydują, grzybiarzy.

Konkretnie, dla tych co to lubią, a bez dorabiania zbędnych ideologii.

(29.07, iocosus)

*

Szkoda że nie mogłem zobaczyć min antyfanów Michała Żyro, kiedy nasz 'drewniany' młodzian w fantastyczny sposób przymierzył z wolnego na 4:1 podczas meczu z Metalurgsem. Ten 'Żyrko', który podobno nie potrafi nawet dobrze biegać, nie wspominając nawet o kopaniu piłki, naraz egzekwuje wolnego nie gorzej niż, nie przymierzając, maestro Ljuboja.

Moja i tak duża sympatia dla naszego młodziana wzrosła jeszcze kiedy przeczytałem i usłyszałem krótką wypowiedź Michała dla warszawa.sport.pl. 'Żyrko' mówi między innymi tak:

"Podziękowałem po meczu Wojtkowi Skabie, który zostaje ze mną po treningach i ćwiczymy takie uderzenia."

Polscy piłkarze, legioniści, zostają po treningach. Brawo Panowie, tak trzymać. 100% poparcia.

(28.07, gawin)

*

Nie jest łatwo zaakceptować bezczelną obojętność okazywaną polskim klubom startującym w europejskich pucharach przez rodzime stacje telewizyjne. Można próbować ten denerwujący mechanizm jakoś zrozumieć (koszty przeprowadzenia transmisji kontra letnia oglądalność i niskie przychody z reklam), ale zgody na takie traktowanie polskich kibiców być nie powinno. Powinniśmy być w tej sprawie głośni, do diaska, czy w mediach naprawdę liczy się już tylko i wyłącznie kasa?

Wczoraj nie zawiodła tylko Orange Sport, z której, tak nawiasem mówiąc, zrobiła się naprawdę dobra sportowa telewizja o profilu informacyjnym, wręcz miażdżąca poziomem na przykład Polsat Sport News.

Kibice Legii na tym skorzystali. Ale już w Poznaniu było już i śmiesznie i strasznie. Azerski bogacz będący właścicielem rywala Lecha doprowadził do tego, że wyprodukowany został sygnał i przeprowadzona transmisja z tego meczu, niestety jej wykorzystaniem na żywo nie okazał się zainteresowany żaden z polskich nadawców. Mecz rozgrywany w Polsce na żywo można było obejrzeć tylko w Azerbejdżanie!

Kolejna odsłona cyklu pod tytułem: "Mamy was w..." szykuje się w najbliższy czwartek. Wszystkie trzy zespoły startujące w rozgrywkach Ligi Europy rozgrywają swoje mecze tego samego dnia, o tej samej godzinie - 19:00. Ruch u siebie z Viktorią Pilzno, Lech w Sztokholmie z AIK, my, wiadomo, w Austrii. Stawka rośnie, przeciwnicy też coraz bardziej atrakcyjni.

Ale jakie to ma znaczenie?

(27.07, gawin)

*

Wpadłem wczoraj na Twitterze na wpis angielskiego dziennikarza Martyna Zieglera, w którym Ziegler informował o rozmowie z Josephem Blatterem. Blatter miał odnosić się do ciekawego przypadku Garetha Bale.

Wiecie pewnie jaki numer wywinął Bale - otóż powołany do tworu pod nazwą Team GB na Igrzyska w Londynie, wymówił się pod pretekstem kontuzji, która jednak dziwnym trafem nie przeszkadza mu w zdobywaniu bramek w meczach kontrolnych rozgrywanych obecnie przez Tottenham.

Przez chwilę pomyślałem, wow, FIFA idzie na wojnę z klubami pod rękę z federacjami krajowymi, a może i komitetami olimpijskimi! Tyle że po chwili doczytałem informację na temat 'kary' grożącej cwanemu Walijczykowi. Otóż w przypadku zgłoszenia sprawy przez brytyjską federację piłkarską, Bale musiałby pauzować w meczach rozgrywanych przez Tottenham podczas Igrzysk. Brutalny taryfikator. Ciekawe czy tym, którym nie chciałoby się grać na mistrzostwach świata, proponuje się pauzowanie w czerwcu, a tym, którzy unikają meczów eliminacyjnych, zapewnia obligatoryjny odpoczynek w dniu meczu.

Może lepiej byłoby skończyć wreszcie z ciągnięciem za uszy do różnych reprezentacji ludzi, którzy nie mają ochoty w nich występować. Z pewnością takich, dla których jest to zaszczyt, nadal znajdzie się jeszcze wystarczająco wielu.

(26.07, gawin)

*

Jakub Kosecki, maj 2012, szatnia Lechii Gdańsk po wygranej z Legią:

iocosus.kosa 600

Jakub Kosecki, lipiec 2012, Przegląd Sportowy:

„Mocno za to dostałem po głowie. To była głupota z mojej strony. Moment, emocje, jak ktoś mnie zna, doskonale wie, że to żadna złośliwość. Stało się, trudno, nie będę się tłumaczył, bo nie mam z czego. W Legii nikt nie ma do mnie o to pretensji, prawie w ogóle o tym się nie mówi, a jeśli już, to koledzy ze mnie żartują – twierdzi. Pytany, czy nie obawia się o reakcję kibiców, mówi: – Wiem, jak to wyglądało, kibice różnie podchodzą takich zachowań, ale ja im swoją wartość udowodnię na boisku.”

„Ja im swoją wartość udowodnię na boisku” – trzymamy za słowo!

(25.07, iocosus)

*

UEFA nie rozróżnia sprawcy i ofiary. Z przekazów które dotarły do nas z Podgoricy wynika, że to kibice Śląska byli ofiarą. 40 tys Euro kary za zachowanie wrocławian należy chyba przypisać stereotypom, które są jak widać mocno utrwalone. Polski kibic wyjazdowy to  bandyta. Tak nas niestety widzą. Oczywiście nie możemy wykluczyć iż przekaz z Czarnogóry był mocno tendencyjny i wysokość kary jest adekwatna do wyczynów śląskiej delegacji. Jak było nie wiem, wiem jedno UEFA ma 40 kawałków in plus, Śląsk taką kwotę stracił.

(25.07, Senator)

*

"Dwaliszwili? Pan raczy żartować, kto to w ogóle jest, niech mi pan przypomni? A ile bramek strzelił ten zawodnik dla Polonii? Absolutnie nie jesteśmy zainteresowani tym piłkarzem. Nigdy nie byliśmy! Zresztą mamy Michała Kucharczyka, ten chłopak zasłużył na swoją szansę i jestem w stu procentach pewny, że w tym sezonie wreszcie pokaże na co go stać".

O! Taką wypowiedź Marka Jóźwiaka spodziewałbym się przeczytać, gdyby stało się jasne, że Gruzin Dwaliszwili do Legii nie trafi. Teksty o kasie brzmią raczej słabo, nawet biorąc poprawkę na to, że 'PS' mógł coś tam sobie dodać czy ująć.

Problem - jeżeli rzeczywiście zaistniał - nie dotyczy zresztą pieniądza tylko raczej legijnego budżetu i sposobu zarządzania owym budżetem. Jeżeli przy pozycji: 'transfery gotówkowe do klubu' stoi okrągłe zero, a stoi prawdopodobnie od początku roku kalendarzowego, tymczasem w pozycji 'koszty kontraktów' jest zapisane mnóstwo cyferek z przeznaczeniem na Novo, Blanco, Sulera, nie wspominając o Skorży, no to... sorry.

Nie łykajmy wszystkiego jak leci.

(25.07, gawin)

*

O tym, że cuda w europejskich pucharach zdarzać się mogą, skutecznie wszystkich dziś przekonać musiał przypadek dwumeczu austriackiego Red Bull Salzburg z luksemburskim Dudelange. Po wystarczająco zdawało się niespodziewanej porażce 0:1 w meczu wyjazdowym, Austriacy zdecydowali się posunąć jeszcze krok dalej w kreśleniu złotych liter w historii piłki nożnej w Luksemburgu, sensacyjnie nie będąc w stanie odrobić strat na własnym boisku. Wynik 4:3 brzmi zadziwiająco, a warto wiedzieć, że dwie ostatnie bramki piłkarze Salzburga wcisnęli w samej końcówce meczu, kiedy umęczony półamatorski przeciwnik grał już w dziesiątkę.

Panowie legioniści, nie sądźmy optymistycznie, że limit sensacji na tę fazę europejskich pucharów został już wyczerpany i pysznie nie zakładajmy, że skromni Łotysze skoncentrują się w Warszawie na podziwianiu walorów estetycznych Pepsi Areny. Jak to mówił Drago Okuka: "Gramo i begamo!"

(24.07, gawin) 

*

Już za chwilę, już za momencik Olimpiada w Londynie zacznie się kręcić. Piłkarzy na miarę tych barcelońskich w tej chwili brak, czy w takim razie to będzie nasz TurboKozak!?

http://www.iglaszyte.pl/page/2/

(24.07, iocosus)

*

Angielskie media donoszą, że Niemcy z Dortmundu wycenili Roberta Lewandowskiego na 35 mln funtów. Jak w kontekście tego rachunku przedstawia się oferta ponoć złożona przez Udinese w wysokości 5,5 mln € za Rafała Wolskiego. Młody legionista nie jest podwójnym bramkostrzelnym mistrzem Bundesligi, ale nie ulega wątpliwości, że gdyby talent i piłkarski potencjał potwierdził, to włoski klub stanowiłby tylko przystanek w karierze i nikt nie powinien mieć złudzeń, że Włosi działają z konkretnym biznesowym zamiarem: tanio kupić, drogo sprzedać, czyli zarobić. Czy 5,5 mln € to "tanio"?

Gdybylogia stosowana!

Gdyby Waldemar Fornalik uznał, że dla Rafała pierwsza reprezentacyjna jedenastka to jeszcze za wysokie progi, Legia przepadłaby w europejskich pucharach, a sezon 2012/2013 w Ekstraklasie ponownie zakończyłby sie spektakularną klapą, talent w polskiej szarzyźnie rozmieniałby się na drobne, to wówczas prawie 6 baniek obecnie "medialnie" oferowane trzeba by było brać z pocałowaniem ręki.

Gdyby jednak, King Waldemar uznał, że Wolak może być sukcesorem Ludovica Obraniaka i za plecami Lewego w reprze spełniać podobną rolę jaką był obarczony Japończyk Kagawa w BVB i gdyby młokos temu podołał, a jeszcze przy okazji jakąś brameczkę choćby Angolom załadował, gdyby z wydajnym udziałem Rafała Legia powtórzyła pucharowe europejskie osiągnięcia, wiosną 2013 powalczyła godnie z kimś znaczącym z Niemiec, Włoch. Anglii, a na dodatek w lidze by nie zawiodła i sezon zwieńczyła mistrzostwem, to wówczas cena za Wolskiego w przyszłym roku mogłaby ulec zwielokrotnieniu.

Tomas Rosicky przechodził w 2001 roku z praskiej Sparty do Bundesligi w wieku 21 lat z 41 grami w czeskiej lidze i ośmioma zdobytymi w niej bramkami, to wystarczyło do uzyskania kwoty 14.5 mln €.

(24.07, iocosus)

                                                                                                                                                                 

Telewizja publiczna nie zwalnia tempa. Po wielogodzinnym weekendowym bloku prezentującym zmagania uczestników wrocławskiego turnieju Polish Masters, w najbliższą niedzielę telewizyjna 'jedynka' przeprowadzi transmisję z Ł3, gdzie nasza Legia podejmie mistrzów Niemiec, Borussię Dortmund.

Co prawda mecze towarzyskie tylko pod względem zasad uprawianego sportu przypominają prawdziwą piłkę nożną, co prawda piłkarscy komentatorzy TVP (poza Jackiem Laskowskim) to druga, może nawet trzecia liga w Polsce, no i z pewnością obecna moda na kopaną przeminie w publicznej wraz z zakończeniem lata, kiedy prym o każdej porze dnia i nocy wieść znów zacznie ogłupiająca serialowa młócka.

A jednak powiem - brawo TVP. Za Wrocław i za Warszawę. Jak najwięcej naszych klubów w TVP, jak najwięcej meczów, każdych, nawet tych prawie tak udawanych jak wrestling. Przez oglądalność i rozpoznawalność wiedzie droga do reklamy, przez reklamę - do pieniędzy.

(24.07, gawin)

*

Na Konwiktorskiej 6 "umarł" król Józef, niech żyje Król Ireneusz! Choć nie wszyscy poddani dowierzają w przemianę z grabarza w zbawcę, wydaje się jednak przynajmniej pewne, że GKS Katowice rozpocznie swoje rozgrywki, tak jak status sportowy i honor nakazują!

Manifest 22 Lipca!

"Walka trwa, przed nami trzy najważniejsze dni w historii GieKSy!

Koledzy (i koleżanki) znajdujemy się w kulminacyjnym momencie naszej walki. Z obozu przeciwników ciągle dochodzą sygnały świadczące o tym, że wróg traci grunt pod nogami i zaczyna się tracić we własnych działaniach. (...)"

Całość Manifestu: http://www.gieksa.pl/gieksiarski-manifest-czytajcie/

Mhm, signum temporis. Na Górnym Śląsku biją w werble, rozsyłają wici, ale ostatnie zdanie Manifestu 22 lipca należy już patetycznie w zgodzie z formą uznać za fakt dokonany. Wink

"Po latach z dumą będziecie opowiadać młodszym pokoleniom jak w tych lipcowych dniach walczyliście o przetrwanie Gieksy i zwyciężyliście!"

A Król Ireneusz by pozyskać nowych poddanych zapowiedział udział przedstawicieli ludu kibicowskiego Polonii w Zarządzie Klubu, tym sposobem, czyżby wizje niektórych kibiców dotyczących klubów polskiej ekstraklasy zaczynały się materializować? Wink

(23.07, iocosus)

*

Cytowany przez kogo się da, Marek Jóźwiak wypowiada się na temat transferu Dwaliszwilego. Mówi między innymi tak:

"I tak dopóki kogoś nie sprzedamy, raczej nikogo innego nie kupimy. Bez tego dla nas nawet mała kwota transferowa i tak jest zbyt duża."

Wygląda na to, że budżet Legii ma głębokie rezerwy w obszarze pensji zawodniczych i jest jednocześnie wydrenowany do zera w obszarze transferów. Nie znam się na budżetach na tyle, żeby w ogóle spróbować to zrozumieć. Jak w klubie jednocześnie może być kupa kasy (milion dla Sulera) i nie być jej wcale (patrz wyżej)?

(23.07, gawin)

Dyskusja (15)
15piątek, 24, sierpień 2012 11:02
iocosus
@ QD
No niestety, z tymi komentami we Fleszu jest problem, dyskusja na bieżąco umyka, dopóki nowych możliwości technicznych nie zyskamy, chyba tak będzie musiało pozostać. Mnie zależy na przykład na „ciągłości” notek, QD, pozostali jeżeli macie jakieś pomysły na funkcjonowanie, usprawnienie działu, strony ślijcie via „kontakt” czarnej elki.

Ad meritum, w „Trzy lata za Widzewem” masz absolutną rację, na tle naszej ligi stanowimy najlepiej zbilansowaną drużynę wiekowo, rzec by można prawie wzór do naśladowania dla innych. Jest utalentowana, wchodząca do drużyny młodzież, otrzymująca szanse gry i są doświadczeni mentorzy od których można się uczyć. Statystyka jest zwodnicza i oszukańcza co do prostych wniosków, bo wbrew takim „dziadkom” jak Żewłak, Ljubo, Kiełbik, Sagan, zespół w dużej mierze jest opierany na młodych piłkarzach.
14poniedziałek, 20, sierpień 2012 15:15
QD
@ Trzy lata za Widzewem
Zdziwiłbym się jakbyśmy wypadli lepiej. Pamiętajmy, że prócz młodzieży grają u nas również ich mentorzy Wink Mamy chyba "najmłodszy" atak w kraju (Sagan+Ljubo) W obronie też mamy Żewłakowa i Kiełbika. Z takimi zawodnikami to pozostali mogliby być w całości z Młodych Wilków przeniesieni, a średnia byłaby spora.
Dodatkowo w sprawie trzeba wziąć pod uwagę kto jest realnym zawodnikiem pierwszego składu - samo wpisanie na listę to nie wszystko. Każda drużyna ma na liście jakiś młokosów, ale w większości wypadków nawet nie powąchają oni murawy. Nasi młodzi graj,wychodzą w pierwszych jedenastkach, a niekiedy nawet zaczynają stanowić o sile drużyny.
13środa, 15, sierpień 2012 14:25
Monrooe
Senatorze, ale on już jest sprywatyzowany. Przypomnę, że jest to niezależna instytucja, dlatego też nie można się do nich w żaden sposób dobrać.
12środa, 15, sierpień 2012 14:03
Senator
Panowie a nie można tego PZPN-u sprywatyzować Smile I zarządzanie by się poprawiło i głupich pomysłów byłoby mniej.
11niedziela, 12, sierpień 2012 09:26
iocosus
@ gawin76

Gdy Marek Jóźwiak rozpoczynał swoją przygodę w Legii, to na trybunach, które potrafią być bezwzględne i dosadne, pojawiało się określenie: skrzyżowanie drewna z betonem. Po prawdzie i w moich oczach, oprócz warunków fizycznych, innych atutów nie dostrzegałem. Pod względem talentu piłkarskiego, umiejętności, Beret swoim poprzednikom Darkom Kubickiemu i Wdowczykowi mógł tylko buty czyścić.
Przyznaję, Marek Jóżwiak - dyrektor sportowy mi podpadł, za arogancję, za przekonanie, że pozjadał wszystkie rozumy piłkarskie, ale nie neguję, że to łebski facet i jego kariera zawodnicza też tego dowodzi. Z każdym rokiem jej trwania, nabierał doświadczenia, ogrania i z kogoś kto wzbudzał palpitację serca gdy piłka znajdowała sie w jego zasięgu, przeistaczał się w stabilnego obrońcę, ważne ogniwo w drużynie, co istotne spajające ją, również poza boiskiem, w szatni. Ci którzy uważali Kefira tylko za komedianta, chyba się mylili.
Beret wykorzystał swoje możliwości optymalnie, gdyby u progu kariery na Ł3 ktoś rzucił, że ta "chuda tyczka" załapie się do pierwszej ligi francuskiej popatrzono by na niego z pobłażaniem, gdyby się upierał, poradzono wizytę w szpitalu. A Jóżwiak na angaż zasłużył, może z tego być dumny.
W zestawieniu z Beretem ani Jędza, ani Rzeźnik, w odróżnieniu od niego swojego pułapu możliwości jeszcze nie osiągnęli. Do talentu Wdowca i Kubickiego również im daleko, ale samą naturalną smykałkę do gry, uwazam, że od jednego ze swoich szefów, mają większą.

Sam Marek Jóźwiak tego rodzaju dywagacje może zaś podsumować. Skoro ja w zestawieniu z klubowymi poprzednikami i następcami byłem takim "beztalenciem", "niedojdą piłkarskim", to co ci wirtuozi futbolu na miarę Kubickiego i Wdowczyka, a również Rzeźniczaka i Jędrzejczyka w Legii osiągnęli? Co godnego uczynili, na miarę rzeczy które były moim udziałem? Będzie miał rację, a wymienieni, w ocenie iocosusa bardziej zdolni piłkarze, nad taką refleksją powinni sie zadumać.

Co do Bednarza i Lewandowskiego pełna zgoda. W maratońskiej gierce jeden na jeden na małe bramki, z Rado i z Wolskim po pierwszej połowie przegrywaliby pięcioma lub sześcioma bramkami, żeby poźniej z naddatkiem straty nadrobić. Zabiegaliby ich na śmierć, racja. Wink Ale to też szczególnie w przypadku Bednarza jest przykład zawodnika, który w Legii osiagnął absolutny pułap swoich możliwości. Podobnie było z Mandziejewiczem, nawet Zieliński do reprezentacyjnej formy dochodził długo, stopniowo i wytrwale. "Rzemieślnicy", którzy jednak grając na maksa osiągali więcej od niespełnionych "wirtuozów".
10sobota, 11, sierpień 2012 14:24
gawin76
@ Sentymentalne porównania

Jak dla mnie Jóźwiak w tamtej formie zdecydowanie poza zasięgiem Rzeźniczaka czy Jędrzejczyka, facet był jak skała. Wolski i Radović technicznie pewnie przewyższają Lewandowskiego i Bednarza, ale w gierce dwóch na dwóch na połowie boiska prawdopodobnie umarliby ze zmęczenia Wink
9niedziela, 05, sierpień 2012 19:01
Monrooe
@ "Tak miało być"

Przyznam, że ja tez zareagowałem zdziwieniem na tą dość nietypowa wypowiedź naszego szkoleniowca. Zapewne chodziło mu o to, że chcieli skończyć ta połowę na zero z tyłu, jednak jeśli ma to oznaczać kompletną mizerie z przodu to ja tego dobrze nie widzę. Oj, mnóstwo pracy przed nami.
8sobota, 28, lipiec 2012 14:18
Monrooe
Chyba troszkę przesadziłeś Garmie, nawet bardzo. Żyro mógł strzelić jeszcze jedną bramkę (zablokowany strzał), miał też co najmniej dwa świetne podania na lewym skrzydle. Niemniej jednak nie dał z siebie tyle co Kucharczyk czy Kosa - tu pełna zgoda. Z tym, że zespół już też nie parł już tak do przodu jak wcześniej.
7sobota, 28, lipiec 2012 14:14
Garm
Fajnie, tylko że w meczu z Metalurgsem kontakt z piłką miał bodaj tylko przy stałych fragmentach gry. Od zawodnika, którego klub nie puszcza za granicę za milion euro należy wymagać, żeby był ważną postacią zespołu.
6sobota, 28, lipiec 2012 13:50
Monrooe
Odnośnie Żyro, to nie tylko On zostaje po treningach. Jest to obecnie bardzo liczna grupa piłkarzy. Są w niej między innymi: Kosecki, Rzeźniczak, bramkarze, Żyro, Jagiełło i jeszcze kilku zawodników. Faktycznie Michał Żyro jest jednym z najczęstszych gości "potreningówek". To bardzo, ale to bardzo mnie cieszy.
5sobota, 28, lipiec 2012 13:14
Monrooe
@ QD

- "brakuje mi tego co w tym blogu (czy już serwisie?) cenię najbardziej: dyskusji. W prawdzie jest możliwość komentowania (jak widać Wink ), acz działa jak drugie "na aucie"

W sumie to nam też brakuje dyskusji. Z tym, że nie bardzo wiadomo jak to zorganizować. W zamyśle "na aucie" miało skupiać dyskusje o wszystkim i... o niczym (i trzeba przyznać, że działa). Dyskusji na tematy... nie związane z zawartością strony (sam nie wiem czy c-eL to blog czy serwis).

Natomiast pod "fleszem" miałaby się toczyć dyskusja odnosnie poszczególnych mikroartykułów tu zawartych. Niby działa, ale... chyba nie do końca tak jak miało działać. Nadal główkujemy nad najlepszym rozwiązaniem. Choć same "technikalia" strony też nas nieco ograniczają.
4piątek, 27, lipiec 2012 11:18
gawin76
Dzięki za opinię Smile Wrzucimy w weekend jakiś mały artykuł na temat tego działu i może paru innych zmian na stronie, właśnie żeby zebrać reakcje od ew. zainteresowanych.

Na razie testujemy. Może Flesz będzie bardziej informacyjny, a może rozbity na mikro artykuły, właśnie żeby ułatwić dyskusję.

PS. QD, jeżeli to nie problem, czy mógłbyś wysłać mi swojego maila na gawin76@czarna-elka.pl ?
3piątek, 27, lipiec 2012 10:52
QD
Mała wypowiedź na temat działu: Bardzo fajna opcja z takimi informacjami, acz brakuje mi tego co w tym blogu (czy już serwisie?) cenię najbardziej: dyskusji. W prawdzie jest możliwość komentowania (jak widać Wink ), acz działa jak drugie "na aucie"
2środa, 25, lipiec 2012 13:04
gawin76
@ radtkoff

Logicznie patrząc, masz całkowitą rację.

Chociaż w tym momencie ja się najmocniej zastanawiam co z tym naszym 'Wolakiem' właściwie zrobić, żeby było coraz lepiej, bo póki co dyskutujemy głównie o tym co nam zostało w głowach z okresu między październikiem a marcem - a to trochę mała 'próbka'. Przy czym mam takie wrażenie, nie wiem, może błędne, że Urban wypowiada się o Wolskim z lekką rezerwą. Tymczasem jeżeli zakładamy że wartość i sportowa i rynkowa tego zawodnika ma rosnąć, on musi po powrocie do zdrowia stać się pewniakiem do pierwszego składu.
1środa, 25, lipiec 2012 11:50
radtkoff
O sytuacji z Dwalishwilim nie chcę się wypowiadać bo mi ciśnienie skacze. Natomiast imho konieczne jest pozostawienie Wolskiego na kolejny sezon. Nawet jeśli nie pokaże się za dobrze (co nie jest nieprawdopodobne - Rybus tez miał ogromne wahania formy) to jego cena rynkowa może spaść do jakichś 1-2M euro, co na młodego gracza bez osiągnięć jest i tak dobrą kwotą. A jeśli chłopakowi uda się zaistnieć to cena może skoczyć, czemu nie - nawet w rejony Rosickiego. Ryzyko więc dla klubu niewielkie, a i pozostaje jeszcze aspekt sportowy - zawsze lepiej mieć kolejnego dobrego gracza w składzie.
yvComment v.2.01.1