- Zbyszek
O tym,że amnezja ewokacyjna jest nieuleczalna.
Mamy do czynienia z zadziwieniem,że w tej kolejce śnieg sprawił kłopoty rozgrywkom.Tak jakby większość ogarnęła amnezja i uwierzyli, że ocieplenie klimatu, które jest faktem unieważniło pory pory roku, w tym istnienie zimy.
Otóż ocieplanie i oziębianie klimatu ma miejsce cyklicznie i związane jest ogólnie mówiąc z położeniem ziemi względem słońca. Bo to słońce jest źródłem ciepła, gdyż cała energetyczna działalność człowieka to mniej niż jeden promil tego co dostarcza słonce. Tę zależność opisał przed prawie stu laty prof. Milinkovicz stwierdzając,że ziemia i słońce funkcjonują w ramach cykli . Jednym jest precesja czyli wykonywanie przez oś ziemi ruchu po powierzchni stożka o wierzchołku w środku ziemi co 25700 lat. Drugim jest nutacja czyli nachylenie osi ziemi względem płaszczyzny orbity ziemi w cyklu 41000 lat. Trzecim , najistotniejszym ,jest mimośród czyli periodyczne zmiany orbity ziemi w obiegu wokół słońca z bardziej krągłych na eliptyczne co następuje co 400000 lat. Ziemia ma od ok.12000 lat orbitę zbliżoną do koła i ten stan potrwa jeszcze ok. 48 tys. lat. Obecny okres nazywa się holocenem i ocieplenie w nim zawarte umożliwiło ekspansję homo sapiens z Afryki na inne kontynenty oraz powstanie i rozwój tego co nazywamy cywilizacją. Głównym problemem obecnego okresu jest to ,że naturalne cykliczne ocieplanie, których w historii ziemi było kilkaset uległo ogromnemu przyspieszeniu wskutek uprzemysłowienia od ok. 150 lat. A stało się tak poprzez dodatkową emisję C02 do atmosfery . Trzeba koniecznie zaznaczyć,że bez C02 w minimalnej ilości ok.3,5 % składu atmosfery oraz podobnej proporcji metanu ziemia byłaby stale lodową kulą. Jednak dodatkowa ilość CO 2 ( ok. 7 miliardów ton rocznie, na ok. 200 mld ton emitowanych przez przyrodę) wprowadzana do atmosfery zwiększa obecność tego gazu do obecnie ok. 4%. I sama ta ilość nie byłaby problemem , bo w historii ziemi jak podają paleontolodzy było takich okresów zwiększonego udziału C02 kilkaset,ale ogromne tempo tego przyrostu. To to tempo jak to opisuje np. prof.Elisabeth Kolbert w bestselerowej książce "Szóste wymieranie" dla klimatu i przyrody staje się zabójcze.Ta szybkość przyrostu sprawia,że przyroda nie jest w stanie wytworzyć organizmów "żywiących" się C02 co by niwelowało skutki negatywnego wpływu na klimat ,w kierunku jego ocieplania.Ociepleniu towarzyszy nieprzewidywalność , w tym szybkie zmiany ciśnienia atmosferycznego ( wyże, niże) oraz szybkie przemieszczanie się frontów atmosferycznych.
Tym samym ryzykowne jest w naszym położeniu geograficznym rozpoczynanie rozgrywek w okresie kalendarzowej zimy, kiedy słońce jest nisko nad horyzontem. Wbrew sceptykom ja uważam takie rozwiązanie za sensowne, bowiem ocieplenie ma charakter postępujący ,a w piłce bardzo ważne jest zachowanie tygodniowego rytmu meczowego z cyklem treningowym . Późniejsze rozpoczynanie rundy nie daje gwarancji ,że warunki atmosferyczne nie będą przeszkodą w rozgrywaniu spotkań, natomiast sprawi ,że wszystkie drużyny stracą rytm i cykl ,a tak , jak obecnie te zakłócenia stają się udziałem nielicznych.
O tym,że trener musi być rzemieślnikiem.
Trener Fornalik jest w zawodzie od 30 lat i tym samym jest wpisany w historię naszej piłki ostatniego okresu i jako trener ligowy i reprezentacyjny. W piłkę grał zawodniczo przez 20 lat i był to tylko Ruch Chorzów.I od tego klubu zaczął jako asystent karierę trenerską. Fornalik posiada formalnie bardzo dobre przygotowanie zawodowe, bo ukończył katowicką AWF m.innymi pod kierunkiem Antoniego Piechniczka oraz zdobył wymagane uprawnienia licencyjne UEFA. Właściwie jest to trener regionalny , bo nie tylko jest związany ze Śląskiem ( urodzony w Myślenicach) , ale tylko z klubami z tego regionu odnosił sukcesy : z Ruchem m.innymi wicemistrzostwo i z Piastem Tytuł Mistrzowski. Był co prawda trenerem paru klubów poza Śląskiem m.innymi Wisły Kraków, Widzewa, Polonii Warszawa ,ale bez znaczących osiągnięć.Jako ciekawostkę warto zaznaczyć,że Fornalik był jedynym trenerem, który sam zrezygnował z bardzo dobrze płatnej fuchy , kiedy właścicielem Polonii był Józef Wojciechowski lubujący się w publicznym zwalnianiu i upokarzaniu trenerów co rekompensował sutymi odprawami . W tym miejscu poczynię dygresję na temat tego co wielu nazywa prześmiewczo " charakterem narodowym ", a co wedle nich nie istnieje.W tym co nazywamy nowoczesną nauką ,a co zaczęło się kształtować pod koniec XIX wieku za naród uważano lud zamieszkujący określone terytorium mówiący swoistym językiem, który wytworzył właściwą sobie kulturę . Jednak od kiedy w 1964 roku odkryto mitrochoidalne DNA, naukowcy zaczęli badać zasady dziedziczenia, którego podstawą są geny. Jednym ze wstępnych efektów badań stało się wykrycie tego co nazwano dziedziczeniem pozagenowym ( nauka to etnogenetyka), a mianowicie,że ludzie dziedziczą ( nauka nie wie jak) : temperament, cechy charakteru, nastawienie psychiczne, a nawet zachowania.A to oznacza,że "charakter narodowy" realnie istnieje i został ewolucyjnie ukształtowany. Ludzie tylko adaptują się do warunków społecznych środowiska w jakim przyszło im żyć. Ten wtręt pozwala lepiej zrozumieć dlaczego Fornalik tylko na Śląsku czuje się u siebie.
Trener Fornalik posiadł umiejętność długookresowego funkcjonowania w jednym klubie , co jest rzadkością, dzięki ukształtowanym cechom charakteru oraz opanowaniu warsztatu trenerskiego.Przede wszystkim zadziwia on spokojem, rozwagą, stabilnością emocjonalną, dojrzałością, oraz prawidłowym relacjom z zawodnikami. Trenerzy często mają do zawodników ,albo stosunek zamordystyczny , albo fraternistyczny. Pierwszy powoduje szybkie zmęczenie i wypalenie materiału,a drugi skutkuje upadkiem autorytetu tzw. instytucjonalnego.Trener Fornalik potrafi utrzymać właściwy dystans pewnikiem dlatego ,że zaczynał swą trenerską przygodę od bycia asystentem trenera Edwarda Lorensa w Ruchu Chorzów, Górniku Zabrze i Polonii Bytom . Jednocześnie jako asystent Lenczyka w Wiśle Kraków przekonał się do czego prowadzi rodzaj tresowania zawodników jaki uprawiał "Nestor" ( pod takim tytułem zamieściłem swój pierwszy tekst na C-L przed 10 laty) . Trenera Lorensa w czarnym kolorze przedstawił nieżyjący nasz rodak Janusz Wójcik, który z kolei był koleżką dla zawodników.Zdaniem Wójcika Lorens traktował zawodników jak dzieci "z góry" , kontrolował ich także poza boiskiem, ustalał co mają jeść, nie tolerował palenia ,ani alkoholu . Powodem tej animozji było narzucenie Wójcikowi jako trenerowi reprezentacji Lorensa jako asystenta przez ówczesnego prezesa PZPN Mariana Dziurowicza ( też Hanysa). Następnie obaj spotkali się na Cyprze w Anorthosisie Famagusta ,w którym Lorens był asystentem ,a Wójcik został I trenerem. Pamiętamy jak Janusz ściągnął na Cypr mocno już podstarzałe gwiazdy Wojciecha Kowalczyka, Sławomira Majaka, Radosława Michalskiego i Marusza Piekarskiego.
Fornalik miał jeszcze epizod w postaci bycia asystentem Macieja Skorży w Amice Wronki i pewnikiem przyswoił sobie metodę precyzyjnego planowania treningów oraz zadaniowania graczy w meczach w taki sposób , aby stopniowo element po elemencie, "budować" zachowania taktyczne ,aż do osiągnięcia automatyzmu.Skorża robił to na wiele lat przed Nagelsmannem. Takie postępowanie jest cechą trenerów, którzy poważnie i długofalowo budują i kształtuję oblicze zespołu. Sam Fornalik nie jest rewolucjonistą , ani nie ulega modom, można powiedzieć,że jest na swój sposób konserwatystą . Uczy tego co sam doskonale rozumie i czego może tak nauczyć, aby mogło być wdrażane na boisku.Jako zawodnik grał w systemie 4-4-2 , pracował z trenerami, którzy to ustawienie preferowali i sam je praktycznie poznał i stosował. W trakcie pracy trenerskiej zauważył zalety systemu 4-2-3-1 ,który jest bardziej elastyczny i lepiej dostosowany do gry na skróconym i zawężonym polu . I bogaty w wieloletnie już doświadczenie stara się wycisnąć z zawodników Zagłębia Lubin maksimum ich skromnych możliwości.Wczoraj imponowało dobranie taktyki meczowej na Legię do umiejętności zawodników, przy wiedzy ,że swego stylu Legii Zagłębie narzucić nie jest w stanie , natomiast starając się wykorzystać słabości w naszej grze.
O tym,że zmiany w składzie Legii wyszły na dobre.
Na mecz z Zagłębiem wrócił Jędrzejczyk kosztem Augustyniaka. Natomiast po kontuzji Carlitosa na pozycji napastnika pozostała pustka i w moim przekonaniu nie ma co na siłę łatać jej erzacami. Bowiem w sposób naturalny , kiedy obsadzona jest pozycja napastnika pozostali zawodnicy " szukają" go na boisku , podają do niego piłki w fazie ataku ,a kiedy go nie ma wkrada się dezorganizacja,a piłka zagrywana jest do nikogo. Przed dekadą taki dylemat rozwiązali Hiszpanie nie uwzględniając w ustawieniu napastnika . Nie twierdzę,że despektem dla Legii jest brak zastępcy dla Carlitosa , chodzi tylko o to,aby znaleźć zastępcze ustawienie bez niego jako antidotum. Legia jest bowiem niejako "z góry" skazana na granie ofensywne poprzez posiadanie piłki . Nasze wyniki zależą od ataku ,a nie od obrony. Chyba podobne rozumowanie legło u podstaw ustawienia 5(3+2) - 2-3 czyli "zbiorowym "napastnikiem stali się : Strzałek, Rosołek i Muci.Lecz korzystne efekty tego podejścia mogliśmy obserwować tylko w I połowie spotkania . Jak wyliczyłem Legia miała w I połowie 11 groźnych akcji pod którym to pojęciem rozumiem akcje polegające na wejściu zawodnika w pole karne rywali z piłką, z możliwością oddania strzału lub rozegrania piłki , natomiast w II połowie takich akcji były tylko dwie. Na korzystny wynik złożyło się to,że Wszołek w I połowie był bardzo aktywny i grał praktycznie jako czwarty napastnik wspierany i asekurowany przez Nawrockiego. W II połowie Wszołek odciął od podań wprowadzonego za Bohara Żivca.Taki rozkład zadań to klasyczna gra przesuniętą strefą. Szansę jaką dostał poprzez grę w I składzie starał się wykorzystać Muci imponując mobilnością.
Lekki zawód sprawił Rosołek spóźniający się do piłek oraz Strzałek, który w I połowie sprawiał wrażenie zagubionego. Dobrze się stało ,że Runjaicz go w przerwie nie zmienił , bo w II połowie pozbył się tremy i walczył, wychodził na wolne pole , brał udział w akcjach. Na razie efekty były mniejsze niż chęci ,ale parę razy pokazał spory talent.
Alarm co do przygotowania fizycznego naszych zawodników jest przedwczesny ,ale nie możemy udawać ,że nie widzimy w kolejnym spotkaniu,że po godzinie gry jej intensywność w naszym wykonaniu wyraźnie słabnie.Za intensywność niejako "odpowiada" połączenie szybkości wytrzymałościowej z szybkością startowo-biegową i niestety te dwie cechy po godzinie gry się rozjeżdżają. Odnotować wypada wejście na boisko w 78' Pekharta , chyba w charakterze straszaka mającego swą przebrzmiałą sławą zniechęcić obrońców Zagłębia do włączania się do akcji ofensywnych.Nasz trener wykorzystał pomimo obaw o wynik wszystkie przysługujące mu zmiany co o czymś świadczy.
O tym,że Zagłębie gra to co może grać.
Trener Fornalik nie szuka kwadratowych jaj i gra ustawieniem 4-2-3-1 mając problem jak z 40 marnych graczy ( tylu liczy kadra Zagłębia), wybrać jedenastkę, która by wstydu nie przyniosła. Zagłębie Lubin jest w ten przedziwny sposób zespołem wyrównanym , choć na podkreślenie zasługuje ,że mają aż 16 tzw. młodzieżowców.Drużyna Zagłębia odwrotnie niż Legia w I połowie przeprowadziła 5 groźnych ataków,a w II było ich 9, a z czego aż 7 w ostatnich 30 minutach.Zagłębiacy przeprowadzali ataki rzadziej przy udziale mniejszej liczby graczy,ale były one dobrze zorganizowane. Widać było,że Fornalik uznał,że nasza prawa strona : Wszołek i Nawrocki w defensywie,nie jest zbyt mocną zaporą, bo piłki jego graczy kierowane były,, jako zaczyn szybkiego ataku, do lewoskrzydłowego Bohara. Ten jednak mimo,że miał sporo wolnego pola i kilka możliwości prowadzenia ataku zwalniał akcje i niezbyt celnie podawał. Został w przerwie zmieniony na równie wiekowego ( po 32 lata) Żivca, który zdziałał jeszcze mniej niż Bohar , bo Wszołek odcinał go od podań.W II połowie zawodnicy Zagłębia osiągnęli przewagę,a na wyróżnienie , nie tylko za zdobycie bramki ,ale i za wyszarpywanie przestrzeni spod kontroli Legii zasługuje Łukasz Łakomy, którego Legia oddała bez żalu. Może ja ślepy jestem .ale nie widziałem, aby Łakomy był gorszy od naszych asiorów.W sumie Zagłębie zagrało dobry mecz będąc zespołem bardzo dobrze zorganizowanym.
O tym,że Dyrektor Sportowy Legii ma swoje pięć minut.
Dyrektor Jacek Zieliński ( pozdrawiam) jest stale obecny w mediach tłumacząc nam z polskiego na nasze i objaśniając poczynania klubu. Otóż zostaliśmy poinformowani o tym,że zwolniono czterech z siedmiu skautów,,że dyrektor Akademii Śledz to człowiek na właściwym miejscu i wie co robi np. każąc płacić młodym 500 zł za posiłki,że transfery pewno będą ,ale latem,a kurą znoszącą "jewro" ma być Tobiasz, ,że murawa była dobra ,a jest niedobra, że obcych do Akademii nie wpuszczamy oraz tłumacząc się z wypuszczenia z rąk młodego Szymona Włodarczyka .
Te rozważania wyglądają na recepty na leczenie schorzeń,ale mnie brakuje pierwotnej diagnozy. Aby leczyć to trzeba najpierw zbadać i określić precyzyjnie co trzeba leczyć.Bowiem diagnoza to jest logiczny wniosek wieńczący zbadanie i określenie problemu do rozwiązania.Każda diagnoza musi opierać się na 3 podstawowych zasadach: 1. Powinna wynikać z maksymalnie dużej ilości zróżnicowanych informacji 2. Musi mieć praktyczny punkt odniesienia 3.Musi syntetycznie wyjaśniać fakty,a nie ich interpretacje. Diagnoza jest tym trafniejsza, im ten który jej dokonuje ma dużą wiedzę o przedmiocie podlegającym badaniu, bogate doświadczenie wsparte trafnie ukierunkowaną intuicją.
Otóż ja nie kwestionując dobrej woli Zielińskiego ,lecz nauczony wieloletnim doświadczeniem, wiem jak zawodne są próby rozwiązania skomplikowanych problemów w oparciu o wiedzę pojedynczego człowieka . Wynika to nie tylko z niedostatku wiedzy ,ale z faktu ,że każdy z nas wpada w pułapki poznawcze i tym samym to co proponuje musi być skonfrontowane z innym punktem widzenia. Równie zawodne jest opieranie wyjść z trudnych sytuacji wyłącznie poprzez zmiany na stanowiskach.W nowoczesnych systemach organizacyjnych najważniejsza i podstawowa jest metoda działania ,a to kto wykonuje jest drugorzędne. A z wypowiedzi Zielińskiego wynika ,że zmieniają się tylko ludzie , a zawodny system pozostaje ten sam .
Co do konkretów to zatrudnianie 7 skautów trwało za długo, bowiem od wielu lat w żadnym klubie skauting nie polega na wybieraniu graczy do transferów, bo tym zajmują się wyspecjalizowane agencje ,ale wyłącznie na konfrontowaniu danych statystycznych z oglądem gry meczowej zawodnika. W Legii problemem było zatrudnianie zawodników niezgodnie z potrzebami drużyny, bieżącymi ,ale i przyszłymi . Trudno zgodzić się z zasadą ,że tylko "Akademicy" mają prawo do reprezentowania Legii. Bo to oznacza,że casus Lewandowskiego i wielu innych później wybitnych graczy niczego nikogo w Legii nie nauczył. Legia ma być klubem otwartym na każdego zdolnego zawodnika, a nie tylko na swoich. Przypadek Włodarczyka to patologiczny objaw rażącego lekceważenia interesów klubu przez kolesiostwo.Dyrektor i prezes uznali ,że im nie wypada nakłonić obrażonego na klub trenera do wystawienia gracza na kwadrans , bo tyle zabrakło do wypełnienia bzdurnego limitu czasowego.Nie dowiedzieliśmy się co klub zrobił,aby ten skandal się nie powtórzył ,ale też co oprócz biadolenia klub robi,aby zatrzymać Josuego.
Przykro to napisać,ale to co napisałem w preambule poprzedniego komentarza pomeczowego ma trwały żywot.
O tym,że trener Runjaicz to twarda sztuka.
Bardzo rzadko zdarza się,aby trener klubowy ostentacyjnie, otwarcie, publicznie krytykował władze, które go zatrudniają.Takim egzemplarzem sprzed prawie 10 lat był Janek Urban, który najpierw skrytykował zakup najnowocześniej aparatury badawczej, gdyż w Polsce było kilku profesorów, którzy byli w stanie zinterpretować wyniki, następnie wyśmiał wprowadzenie do drużyny agencji rzekomo psychologicznej, która uczyła zawodników marketingu kosmetyków dla pań, aby na koniec przejechać się po decyzji o wprowadzeniu dogrywkowych 7 kolejek, bowiem pożytki szkoleniowe z tej deformy były ujemne.Ponieważ pomysłowym "Dobromirem " był sam prezes Leśnodorski to Urban w szybkich abcugach z fuchą się pożegnał.
Współcześnie trener Runjaicz jedzie po bandzie i to na ostrym diapazonie.Nie waha się przypomnieć oczywistą oczywistość ,ale nie dla władz Legii, że klub piłkarski nie jest bankiem, w którym liczy się pieniądze i w którym liczą się tylko pieniądze.Każdy rozwój wymaga inwestycji, bowiem kiedy się nie wkłada to się i nie wyjmuje. A w piłce pieniądze leżą na boisku i zarabiają wyniki ,a nie prezesi i inni biurokraci . Lecz to temat na szersze opowiadanie.
Dalej Runjaicz mówi o starej piłkarskiej prawdzie ,że o wynikach , pozycji, zainteresowaniu decydują najlepsi czyli słusznie czy nie ,ale obwołani gwiazdami. A ci najlepsi muszą nie tylko najlepiej zarabiać ,ale klub w tej materii musi być konkurencyjny wobec innych kontrahentów.W tym kontekście trener mówi o zawieszeniu ,a właściwie o fiasku negocjacji w sprawie przedłużenia kontraktu przez Josuego i Mladenovicza.Do Turcji m.innymi w tej sprawie pojechał Jacek Zieliński .Zdołał pozytywnie załatwić sprawy Jędrzejczyka, Kapustki i Strzałka. Ja nie chcę posiłkować się Lechem czy Rakowem ,ale oni zdołali"nakłonić" Ishaka i Lopeza do pozostania. Pewnikiem Runjaiczowi nie chodzi li tylko o wymienione nazwiska ,ale o zmianę samobójczej polityki oszczędzania na najlepszych.
Trener nie mówi tego wprost,ale daje do zrozumienia ,że proces przebudowy drużyny został zahamowany. My wiemy ,że takiego zastoju w Legii jeszcze nie było. Były okresy, nawet nie tak dawno, że drzwi do klubu się nie zamykały. Władze klubu ten stan zdają się uważać za normalny, więc chyba mamy odmienną definicję normalności. Pewno w odpowiedzi na tak sformułowaną krytykę władze klubu opublikowały wykonanie budżetu za 2022 z którego wynika ,że pieniędzy brak .
Wreszcie trener jako kolejny przejaw nieudolności podjął temat murawy oświadczając,że poziom gry jest proporcjonalny do jakości trawy na boisku. Jeżeli miał to być dowcip to z gatunku humoru niemieckiego czyli nieśmieszny. Władze Legii problem uznały za śmiertelnie poważny i murawa na mecz z Cracovią będzie jak nowa. Dobre i to.
Sędzia Przybył , Jarosłąw zresztą, z Kluczborka, jest najstarszym z arbitrów Ekstraklasowych i zawsze należał do tych solidnych,ale bardzo przeciętnych. Wczoraj potwierdził te opinie , poza solidnością, bowiem :
- w 14' wydawało się,że Jędrzejczyk przy wykonywaniu przez Josuego rzutu rożnego był ewidentnie popychany i przewrócony przez Kłudkę co uniemożliwiło mu dojście do piłki. W takim przypadku sędzia nie powinien abstrahować od wiedzy jak reagują na sytuacje stykowe różni zawodnicy i np. gdyby na murawę padł Josue to raczej , gdyby nie było mocno widocznego faulu to należało by machnąć ręką,a nie gwizdkiem ,ale kiedy upadek przydarza się twardzielowi Arturowi to wypada chociaż zerknąć do VARu,
- w 37 minucie Przybył w sytuacji zupełnie oczywistej , w której Wszołek zdobył prawidłowo bramkę po wkręceniu w murawę Ławniczaka ( wskutek dryblingu obrońca zaplątał się we własne nogi i padł na murawę) przez ponad 3 minuty kontaktował się z VARem,
- sędzia zakończył I połowę akurat wówczas kiedy zawodnicy Legii wykonali podanie poza wysoko ustawioną linię obrony gospodarzy i bardzo szybki Muci nie miał nikogo przed sobą w drodze do bramki. Takie zachowanie znamionuje wyjątkowo tępego służbistę,
- w 50' Kopacz sfaulował Josuego na żółtą kartkę ,a został tylko pouczony, natomiast ten sam zawodnik został ukarany w 52 ' po starciu z Josuem ,w którym był bez winy,
- II połowę Przybył zakończył ok. minuty po upływie doliczonego czasu gry w sytuacji w której to Zagłębie atakowało bramkę Legii i ich atak się nie powiódł.
Nie sadzę,aby Przybył te gafy popełniał celowo, bo chyba jego samoocena percepcyjna tak głęboko nie sięga, ale nie mogę ich mu nie wytknąć.
Musimy się jakoś pogodzić z tym ,że nie wszyscy sędziowie są Marciniakami , lub chociaż Lasykami czy nawet Sylwestrzakami.
This is a comment on "Zagłębie - Legia 1-2: Powtórka z rozrywki"