A+ A A-

Legia - Flora Tallinn 2-1: Zwycięska męczarnia

To był nadspodziewanie emocjonujący wieczór z europejskimi pucharami. Po wyrównanym meczu Legia pokonała mistrza Estonii dzięki bramce zdobytej w doliczonym czasie gry. W meczu rewanżowym nasza drużyna musi zagrać znacznie lepiej. Bramki dla Legii zdobyli Kapustka i Lopes.

 

Trener Michniewicz postanowił wystawić dwóch środkowych napastników. Skład Legii wyglądał następująco: Boruc – Jędrzejczyk, Wieteska, Hołownia – Juranović, Kapustka, Luquinhas, Martins, Mladenović – Emreli, Pekhart. Goście rozpoczęli w składzie: Igonen – Lilander, Purg, Kuusk, Lukka – Sommets, Miller – Zenjov, Vassiljev, Ojamaa – Sappinen.

Legia zdobyła bramkę już w pierwszej ofensywnej akcji. Znakomitym rajdem popisał się Kapustka. Po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów nasz pomocnik oddał płaski strzał z lewej nogi i było 1:0. Niestety strzelec bramki kilka chwil po zdobyciu gola zgłosił uraz i musiał opuścić boisko. Kapustkę zastąpił Slisz. W 10. minucie groźnie zaatakowali goście. W pole karne Legii wdarł się Sappinen. Skończyło się rzutem rożnym, po którym obyło się bez zagrożenia. W 19. minucie strzał z pola karnego oddał Martins. Piłka poszybowała nad poprzeczką. W 26. minucie Luquinhas był blisko skopiowania wyczynu z poprzedniej środy, jednak tym razem nie uderzył tak precyzyjnie jak w starciu z mistrzem Norwegii. Minutę później mogło być 1:1. Fatalny błąd popełnił Hołownia. Zenjov ruszył w pole karne i oddał celny strzał, po którym świetną interwencją popisał się Boruc. Za chwilę kolejny strzał Zenjova minął bramkę Legii. W 31. minucie mocny strzał na bramkę Legii oddał Ojamaa, jednak piłka poszybowała wprost w Boruca. W 41. minucie Wieteska zablokował strzał zawodnika gości po centrze Vassiljeva z rzutu wolnego.

Legia do przerwy prowadziła 1:0. Wynik był dobry, ale Legia pozwalała gościom na zaskakująco wiele. Nasza drużyna nie była w stanie odrzucić Estończyków od swojego pola karnego.

W 53. minucie Flora zdobyła bramkę wyrównującą i był to gol całkowicie zasłużony. Ojamaa dobrze zachował się w narożniku pola karnego, podał płasko do Sappinena, który z bliska pokonał Boruca. W 56. minucie Josué zmienił Emreliego, a kilka minut później Lopes zastąpił Hołownię. W 63. minucie Igonen popisał świetną interwencją po strzale głową Jędrzejczyka. W 75. minucie jeden z obrońców Flory wybił piłkę z bramki po uderzeniu głową Wieteski. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry Legia zdobyła bezcennego gola na 2:1. Po rzucie wolnym piłka spadła pod nogi Lopesa, który mocnym uderzeniem pokonał Igonena.

Legia zagrała słaby mecz. Trener Michniewicz chyba inaczej wyobrażał sobie przebieg tego spotkania, stąd decyzja o wystawieniu dwóch napastników, a taktykę naszego szkoleniowca skomplikowała jeszcze kontuzja Kapustki. Legia nie wyglądała dobrze fizycznie, pytanie czy w aktualnej sytuacji warto było eksploatować piłkarzy pierwszego składu w rywalizacji o tak zwany Superpuchar, i tak ostatecznie przegranej. Irytowała ilość strat i indywidualnych błędów legionistów. A jednak tak kiepsko grająca Legia zdołała wygrać arcyważny mecz. W przyszłym tygodniu trzeba przypieczętować awans i już ze spokojem myśleć o europejskich pucharach jesienią.

Dyskusja (3)
1czwartek, 22, lipiec 2021 08:47
Zbyszek
Piłka nożna to jednak jest ten sport który weryfikuje przekonania o własnej mocy i potędze. Po wyeliminowaniu juniorów z Bodo w Legii wszyscy popadli w euforię do tego stopnia, że im się w główkach poprzewracało. A kiedy jeszcze rozpustnie chwalono niejakiego Emreliego , że on jest lepszy od najlepszych to pierś wypiął na ordery dyrektor sportowy uznając siebie za ojca niebotycznego triumfu. Nie będę streszczał tych jego opowieści dziwnych treści poza tym, że obwinił on jeden z portali społecznościowych, który miał sprawić, że wynalezione przez niego gwiazdy trafiły do gigantów futbolu ,a nie wzmocniły Legii. W tej jednej frazie zawarł dwie myśli ,a mianowicie, że te znaleziska na szrocie ( poza nielicznymi wyjątkami), które sprowadza to gwiazdy wzmacniające Legię oraz ,że giganci futbolu nie penetrują rynku czekając na jego odkrycia.. Teraz czekam z niecierpliwością na oskarżenie trenera ,że on tych gwiazdorów nie docenia i że to przez niego oni nie pokazują jakim są gigantami futbolu na boisku . Ten drobny przykład pokazuje ,że ludzie kierujący Legią nie mają pojęcia o realnej wartości drużyn , zawodników i trenerów. Zmyślają hierarchię . Dopiero boisko te brednie weryfikuje.

Nie będzie kopania leżącego ,ale PT Czytelnikom należy się rzetelna ocena , bowiem wczorajszy mecz uwypuklił praktycznie wszystkie słabości naszej drużyny.
Gawin wskazał przykładowo na niedomagania gry Legii we wczorajszym meczu. Ja pokuszę się o ujęcie tych zagadnień w szerszej perspektywie.

W moim przekonaniu w sztabie Legii nastąpił niebezpieczny przechył w kierunku uznania , że praktycznym celem gry jest maksymalne zabezpieczenie własnej bramki czyli hasło "Gry na zero z tyłu". Jeżeli można to tak określić, jest to zgodne z filozofią futbolu jaką prezentował b. bramkarz Czesław Michniewicz w pracy jako trener we wszystkich klubach i w reprezentacji U-21 . Stąd w sztabie jego współpracownikami są trenerzy specjalizujący się w organizowaniu gry defensywnej, tak w ujęciu systemowym jak de Petrillo, formacji jak Małecki i indywidualnym jak Potrykus. Gra ofensywna stała się niejako produktem ubocznym poczynań zabezpieczających. Ten przechył powoduje ,że nasza drużyna nawet ze słabszymi zespołami nie potrafi dominować na boisku i utrzymywać się przy piłce na połowie rywala. Do tego trener ze współpracownikami wymyślił, że jedynym możliwym ustawieniem będzie gra trójką w obronie. Z jego wszystkimi konsekwencjami w zakresie organizacji gry. W ten sposób cała gra ofensywna opiera się najpierw na przetrzymaniu piłki w strefie obrony, po to ,aby w środkowym rejonie boiska zgromadziło się 8 naszych zawodników, co ma spowodować, że boki boiska będą wolne, aby następnie wprowadzić w te puste sektory dwójkę wahadłowych Juranovicza i Mladenovicza. Oni mają sprawić ,że gra zostanie przeniesiona pod pole karne przeciwnika, rozczłonkować szyki obronne rywali i uwolnić spod opieki innych naszych ofensywnie zorientowanych graczy. Tyle tylko, że rywale się w tej gierce połapali i nie pozwalają środkowym obrońcom szybko wprowadzać piłki do boków oraz naszym pojedyńczym graczom przeciwstawia się w korytarzach co najmniej dwóch rywali. Lecz to byłoby jeszcze do przeżycia ,ale to ustawienie ma podstawowa wadę, a mianowicie nie mamy 3 środkowych obrońców na europejskim poziomie. Czyli cała tak zaplanowana organizacja gry obronnej leży i kwiczy. Bowiem zestawienie błądzącego we mgle Hołowni z niefrasobliwym Mladenoviczem to sposób na klęskę z bardziej wymagającym i skutecznym przeciwnikiem. We wczorajszym meczu ujawniła się w całej okazałości miałkość samej koncepcji gry . Tu nie chodzi o wykonanie, ale o to, że plan taktyczny został oparty na błędnych założeniach.

Grając przeciwko ewidentnie słabszemu rywalowi musimy mieć świadomość ,że czy chcemy czy nie zmuszeni zostaniemy do ustawiania ataku pozycyjnego. Czyli musimy ustawiać to czego nie umiemy robić, a nie umiemy , bo umiejętności techniczne naszym graczom na prowadzenie takiej gry nie pozwalają. Przypomnijmy, że atak pozycyjny z grubsza polega na wprowadzeniu do strefy obrony rywala jak największej ilości własnych zawodników, którzy szybkimi , celnymi podaniami , energicznym przemieszczaniem się i błyskawicznym wchodzeniem w luki obronne stwarzają korzystne sytuacje do strzelania bramek. Wczoraj nasz atak pozycyjny można określić dwoma słowami : nieporadność i bezradność.

Nawet kiedy udało się naszym zawodnikom wejść w pole karne , ba, dojść do korzystnej sytuacji to całkowicie zawodziła skuteczność zarówno w sferze decyzji strzeleckiej, jak i samego wykonania. Mnie zaczyna przerażać to, że większość naszych zawodników nie potrafi celnie uderzyć z "krótkiej nogi " , z podcinki , czy nawet z prostego podbicia . I że potrzebują ogromu czasu i miejsca na oddanie strzału. Wczorajsi rywale zostawiali naszym zawodnikom sporo wolnej przestrzeni w polu karnym i przed nim, a nasi szukali nie metra ,ale kilometra , poprawiali, kiwali, i w efekcie ,albo strzelali na wiwat, albo tracili piłkę.

Aż bił w oczy faktyczny brak gry bez piłki. Gawin składa ten fakt na karb słabego przygotowania fizycznego . Nie można tego oczywiście wykluczyć. Tylko, że to by oznaczało, że do meczu wyszli zawodnicy nieprzygotowani motorycznie, gdyż nasi zawodnicy nie biorący bezpośrednio udziału w akcjach stali z boku od początku meczu. To ten brak ruchu do i od piłki, do i od rywala sprawiał wrażenie boiskowego bałaganu i chaosu. Albowiem reakcja na poczynania boiskowe rywala i własne jest oparta, albo na zaplanowanym zorganizowaniu ,albo na funkcjonowaniu na zasadzie odruchu Pawłowa. Czyli reagujemy dopiero jak chcą nam zrobić krzywdę, a więc w sposób następczy, a nie wyprzedzający. Przy takiej dysproporcji umiejętności takiej drużynie jak nasza z taką Florą nie wolno grać futbolu na wskroś reaktywnego.

Za Gawinem można tylko powtórzyć ,że poziom zagubienia, niedokładności, błędów w odbiorze, braku celności - przekroczył wszelkie granice tolerancji i minimalnego poziomu profesjonalizmu. Nasi zawodnicy usiłowali usprawiedliwić się nerwowością , lecz nie potrafią wyjaśnić skąd te nerwy. Czyżby uwierzyli ,że rywal położy się na boisku i będzie czekał na jak najniższy wymiar kary?.

Dla tak nędznej gry jak wczoraj nie ma żadnego usprawiedliwienia . Bowiem rywal był bardzo słaby. W drużynie Flory najlepszymi zawodnikami byli gracze już dawni niechciani nie tylko w naszej Esie, ale nawet I lidze, a dodatek będący w wieku emerytalnym. Klasowy , profesjonalny zespół ma obowiązek ograć takich z lekkością motyla i uśmiechem na ustach. W piłce nożnej ocenę boiskowych poczynań stanowi nie tylko sam wynik, ale i tło czyli to z kim graliśmy. Nasi zawodnicy w konfrontacji z nisko cenionymi zawodnikami z Estonii wypadli bardzo blado. Poza Borucem i Kapustką wszyscy pozostali zawiedli. Jedni bardziej jak Hołownia, inni mniej jak Luquinhas, ale zawiedli.

Oczywiście łatwiej naszej drużynie będzie się grało na wyjeździe, bo jednak mamy przewagę jednej bramki i ponadto chyba nasi zawodnicy wyjdą na boisko bardziej skoncentrowani , lepiej dobrani i zorganizowani.
2czwartek, 22, lipiec 2021 14:36
Bartłomiej
Zacznijmy od tego że to był bezapelacyjnie nasz najgorszy występ w tym sezonie. Tyle niedokładności i głupich strat to ja dawno nie widziałem. I mógłbym mówić że Slisz kolejny raz zagrał totalną mizerię, a Pekhart bez dobrych wrzutek od kolegów nie jest specjalnie przydatny, ale ja się skupię na innych członkach drużyny. Na tych na których mogliśmy liczyć we wcześniejszych meczach oraz na CM. Gawin wspomniał już o Superpucharze oraz o eksploatowaniu niektórych piłkarzy i rzeczywiście coś może w tym być. Ja rozumiem że nasz treneiro jest bardzo ambitny i chciałby wygrywać wszystko, ale jeśli na niektórych pozycjach nie masz wysokiej jakości zmienników oraz masz mecz na który prawie wszyscy mają wywalone, a za 3 dni czeka cię cholernie ważne spotkanie w pucharach to po prostu warto ten Superpuchar trochę odpuścić. Dać pograć Skibickiemu, Kisielowi oraz może Rosołkowi i dać choć trochę odpocząć Juranoviciowi, Martinsowi czy Mladenovicowi. Niestety tak się nie stało na czym ucierpiliśmy. Juranović gorzej chyba zagrał tylko z Podbeskidziem w styczniu. Wydawał się senny, jego wrzutki w większości dolatywały do nikogo, a w defensywie też nie był pewnym punktem, co pokazała pierwsza bramka gdy Ojamaa zabawił się z nim przed polem karnym. Martins był prawie zawsze spóźniony, często wyglądał jakby oddychał rękoma, dostosował się do poziomu Slisza. I tu pojawia się obawa do Czesia jeśli chodzi o zbliżające się mecze w lidze. Nasi często wyglądali jakby nie mieli świeżości oraz sił w meczu i biegali znacznie wolniej od Estończyków. Tutaj potrzebny jest odpoczynek dla wielu piłkarzy przed meczem z Plockiem, ale może być problem w postaci naszego trenera dla którego każdy mecz jest najważniejszy i nie będzie na przykład wystawiał Kisiela, pomimo tego że środek pola jak żadna inna pozycja wymaga odpoczynku, ale chęć wygrania wszystkiego weźmie górę i będzie zamęczał Martinsa coraz bardziej. Berg kiedyś też na paru pozycjach nie miał dobrych zmienników więc wystawiał wtedy 17 letniego Wieteskę, Kalinkowskiego, Bielika czy Ryczkowskiego na ligę, a całą podstawową jedenastkę oszczędzał na puchary co wyszło mu na dobre bo i tak na koniec roku był liderem w Ekstraklasie, a w pucharach zmiażdżył Celtic i bez problemu wygrał grupę Ligi Europy. Takiego samego oczekiwałbym od Czesia ale wątpię żeby do tego doszło.

Byłem oczywiście bardzo wkurzony na Hołownię, który nie dość że zaliczał rekordy w ilości złych podań i strat to jeszcze nie pokrył Sappinena przy straconej bramce. I tu się zacząłem zastanawiać czy Abu Hanna byłby rzeczywiście gorszy od Matiego w dzisiejszym meczu. To jest trochę podejrzane że taki Josue który ma wciąż spore zaległości zalicza debiut (swoją drogą dość przyzwoity),a Izraelczyk pomimo bycia od prawie samego początku przygotowań nie dostał jeszcze ani jednej minuty do pokazania się. Trochę nie chce mi się wierzyć że obrońca który nieźle sobie radził w Zorii Lugańsk w zeszłym sezonie, nagle zapomniał jak się gra w piłkę. Jeśli Abu Hanna nie dostanie szansy na grę z Wisłą w sobotę, to zacznę wierzyć w to że ma nie po drodze z trenerem, bo też nie wygląda mi na jakiegoś zamkniętego w sobie gościa jak Muci czy Jasur.

Miejmy nadzieję że ten mecz to był tylko wypadek przy pracy i w Estonii zagramy znacznie lepiej ale i tak to może być zdecydowanie za mało na Dinamo. Cieszy mnie tylko to że potrafiliśmy pomimo słabej gry jakoś wyszarpać tą wygraną, co też jest poniekąd sztuką.
3czwartek, 22, lipiec 2021 15:00
Zgred Maruda
Czyli ten "rzeźbiony" przez pana Michniewicz, Mistrz wszystkich trosk i pojęć za którymi tak jednoznacznie się pan opowiadał, dając chyba ujście swoim wyimaginowanym teoriom...nie sprawdził się w potyczce z takim TUZEM jak Flora Tallinn - jest teraz dobry? Czy zły?
Pogubić się można we wszystkich pana wpisach, pan taki wiekowo rozdany- a w ocenach jak podlotekSmile raz dobry, raz zły, drugim razem dobry prawie, lub zły ale nie do końca...
Proszę nie mieć do mnie jakiejś awersji...ale bardzo cienka jest linia od której stajemy się ( z dużą dozą szacunku) - pewnego rodzaju śmiesznością. Z uwagi na pana przeszłość w "spółkach skarbu państwa w PRL" z karierą kierowniczą, dyrektorską,...a tam - nie godnym wypisywać tych ...osiągnięć.
Może warto w tym dzikim czasie teorii o wszechwiedzy - jednak zastanowić się nad czasu upływem. Ponieważ ten czas jest wartością niezmienną! Upływający tym bardziej!
Niektórzy potrafią wybierać śmieszność...za chwilę może to być pana udziałem, z prezesurą rzecz jasna!

Ten wpis nie powstał w imię mojego ( jakiegoś) ewentualnego żalu. Czytam wszystkie podzestawy sportu tu na C- lce zawarte. W każdym w którym zajmuje pan stanowisko ( roboczo tak to nazwijmy) opisując niejednokrotnie pana (jedyne) teorie, w często pustosłowiu mającym wielokrotność liter - uzurpuje pan sobie podsumowanie do jedynych sobie tylko znanych wartości... piszę to otwartym tekstem- to się kłuci z normalnością!

Człowiek obdarzony delikatnością z nikiem - Iocosus stały bywalec tej strony, nawet admin, kwituje wymianę zdań z panem streszczeniem swojego podejścia do życia czyniąc z tych słów koniec polemiki...
Ciągle nie potrafię zrozumieć pańskiej "agresji" na wyłączność...szczerze mówiąc to bawi(!) będąc także nauką jakim nie być na starość...Ocieranie się o wstyd jest delikatnością...

Twoja opinia

Nazwa uzytkownika:
Znaczniki HTML są dozwolone. Komentarze gości zostaną opublikowane po zatwierdzeniu. Treść komentarza:
yvComment v.2.01.1