A+ A A-
  • Zbyszek
"Nie chcem ,ale muszem" być mniej subtelny od Gawina i stwierdzić,że wczorajszym meczem trener Probierz dowiódł,że rozwaga, konsekwencja, dyscyplina intelektualna nie stanowią jego mocnej strony. Nie chodzi oczywiście wyłącznie o nędzny wynik, ale głównie o to,że koncepcja gry , o ile takowa była , nie trzymała się boiska ,ale fruwała w obłokach. Od wielu lat istnieje dylemat na odcinku reprezentacji : czy lepszy dla niej trener zagraniczny czy polski. Do czasu prezesowania w PZPN Michała Listkiewicza ( pozdrawiam) problemu nie było, bo jedyny dopuszczalny wybór to był selekcjoner- Polak.Ten pozorny w istocie dylemat wytworzył właśnie Listkiewicz, który po "Ananasie " wymyślił trenera zagranicznego, jak mówi, z konieczności ,aby wypełnić pustkę.Sam pomysł Leo Beenhakkera podrzucili mu pracownicy Sportfive Andrzej Płaczyński i Stefan Felsing. Zapanowała totalna konsternacja ,ale nikt głośno wyboru Holendra nie kontestował , dopóki ten miał wyniki i dopóki Związkowi prezesował Michał.Po nim nastąpiły lata polskich trenerów ( Smuda, Fornalik, Nawałka , Brzęczek) ,aż prezes Boniek przebywający prawie na stałe we Włoszech nie był się tak bardzo przejął krytyką gry naszej reprezentacji przez tamtejszych" szpeców" ,że na "chybcika" zatrudnił bezrobotnego Portugalczyka. Nie był to dobry wybór , podobnie jak niedawny Santosa, ale ten ostatni miał przynajmniej zacne papiery. No i w ten deseń mamy znowu Polaka. Jak rzekłem w moim przekonaniu dylemat jest fałszywy, bo oderwany od kryteriów merytorycznych na rzecz etnicznych,a to niczemu dobremu nie służy. Z dość oczywistych względów tym pierwszym wyborem powinien być trener z Polski ,ale nie dlatego,że chodzi o to co zmyśla sobie Piechniczek czyli o nieistniejącą "polską myśl szkoleniową" , ani o te etniczne bzdury o wyższości rasy polskiej ( chyba krów Smile), ale o coś całkiem prozaicznego , a mianowicie o zrozumiały dla obu stron ( z jednej trener i sztab ,a z drugiej zawodnicy) sposób komunikowania się za pomocą języka. Pisałem o wadze komunikacji po meczu Legii z Rakowem. To,że język futbolu jest uniwersalny i że zawodnicy znają języki niewiele zmienia. Język jest przede wszystkim kodem kulturowym . Nadto dzisiejszy futbol jest nadal prostą grą , ale wyłącznie na boisku , bowiem w sztabach wskutek mnóstwa zbieranych danych i czynionych na ich podstawie analiz staje się wielce skomplikowanym.A ponieważ często o wyniku decydują detale , w tym także taktyczne niuanse - to precyzyjne zrozumienie trenerskiego przekazu nabiera sporego znaczenia . Nie wspominając już o tzw, codziennych kontaktach ( rozmowy, nie tylko o piłce, informowanie o celach zajęć itd itp). Lecz przede wszystkim idzie o stopień opanowania warsztatu trenerskiego i o to ,aby trener miał ,chociaż na średnim poziomie ,ukształtowane cechy przywódcze . Np. Fornalik ich nie miał, zaś np. Smuda czy Brzęczek je posiadali,ale ich wiedza i umiejętności merytoryczne były na poziomie trenera trzecioligowego. Trener reprezentacji musi być bowiem co najmniej partnerem dla kadrowiczów, grających nie w jakimś grajdole ,ale głównie w poważnych klubach zachodnich oraz mających do czynienia z trenerami o wysokim poziomie fachowości.Taniochą czyli krzykami czy butą im się nie zaimponuje. Można więc stwierdzić,że lepszy model do trener-selekcjoner Polak , ale też można zapytać : dlaczego akurat Probierz ? Smile. Po raz pierwszy od otwarcia Stadionu Narodowego mecz reprezentacji nie cieszył się takim zainteresowaniem ,aby kibice wykupywali "wejściówki" na wyścigi w przedbiegach , ani też do tej pory tak nie było ,aby na trybunach było mniej niż 50 tys, widzów.W moim przekonaniu jest to symptom wzrostu wymagań kibiców wobec reprezentacji.Za swoje ciężko zarobione pieniądze chcą obejrzeć widowisko z udziałem gwiazd. Dotychczas, moim zdaniem, mieliśmy do czynienia z okresem zachłyśnięcia , jak w PRL "maluchem", którego wszyscy chcieli kupić i jego używać,a dziś chyba nikt by na to ówczesne "cudo" nie spojrzał przychylnym okiem. Podobny proces dotyka obecnej reprezentacji . Kibiców już nie zadawala byle co, byle jakie granie, byle jakie wyniki , osiągane z byle kim. Kibice wymagają nie tylko wyników,ale i zadowolenia z oglądania samej gry. Lecz ta atrakcyjność ma swój główny podkład w występie gwiazd.A taką niekwestionowaną gwiazdą pierwszej wielkości jest Robert Lewandowski. Wbrew radości różnych zakompleksionych i zapijaczonych gnojków jego brak odstręcza kibiców od bezpośredniego uczestnictwa.Bez niego reprezentacja to jak król bez korony, jak zespół popowy bez solisty będącego idolem dla fanów.Ilu fanów by poszło na koncert zespołu Dody bez Dody czy Madonny bez Madonny. ?. Dodajmy do tego zawód jaki sprawił licznym rzeszom ,a pewno większości , kibiców Kulesza nie wybierając na funkcję selekcjonera Marka Papszuna. Wczorajsze spotkanie nie przekonało ,że warto iść na Narodowy dla takiej reprezentacji. Ja za stary i za doświadczony życiowo jestem ,abym "kupował" lansowanie jako metody na poprawę tego co kiepskie zmianami dla zmian, zastępowanie starego młodym ,tylko dlatego,że młodsze. Motorem rozwoju jest zastępowanie kiepskiego lepszym, zużytego sprawnym, a nie epatowanie młodzieńczością.Wręcz frazesem powinno być działanie w oparciu o zasadę ,że na boisku występują najlepsi, niezależnie od wieku , bo to nie drużyna młodzieżowa, ale reprezentacja kraju. Młodzi owszem mają przed sobą więcej przyszłości , w której mogą się rozwinąć,ale ,aby grali w reprezentacji to niech najpierw się rozwiną !. Nie tylko z uwagi na wiek,ale i na ogląd rzeczywistości doceniam coraz bardziej rozsądek przejawiający się w piłce kopanej w konserwatyzmie czyli we wdrażaniu do praktyki wyłącznie sprawdzonych w boju nowinek z całego futbolowego alembiku, nie tylko taktycznego.W skrócie oznacza to,że pokazuje się na boisku to co się naprawdę potrafi ,a nie to czego się dopiero uczy. Mecz o stawkę to nie pole do niewydarzonych eksperymentów,ani do ulegania modom wszelakim,ani też ,aby za wszelką ceną pokazać jakim jest się oryginałem. Pragmatyczne podejście to takie dzięki któremu osiąga się założony i pożądany cel. We wczorajszym spotkaniu trener Probierz pozornie dokonał kosmetycznych zmian ,bowiem zagraliśmy w systemie 3-4-1-2, bez dwóch zawodników grających z Wyspami Owczymi ,a więc bez Casha i Slisza.Lecz w istocie zmianie uległa cała koncepcja gry oparta na odmiennych zadaniach kilku zawodników, głównie Piotra Zielińskiego. Zestawienie z dwoma napastnikami ma na celu, z jednej strony wytworzenie dwóch ośrodków do zagrania piłki w strefę bezpośredniego ataku na bramkę rywali, z drugiej stwarza więcej wariantów rozegrania piłki przez ofensywnego pomocnika i skrzydłowych ( wahadłowych) ,w tym ma wymuszać na przeciwnym zespole skoncentrowanie większości sił na obronie. Mankamentem jest osłabienie drugiej linii w jej funkcjach utrzymywania się przy piłce, rozbijania ataków rywali , zabezpieczenia przedpola przed własnym polem karnym oraz zasilania graczy ofensywnych piłkami. Gdyby tylko Probierz dokonał tej zmiany to byłoby pewno pół biedy,ale on obok Dziczka w strefie defensywnego pomocnika usadowił Zielińskiego, na podobieństwo roli jaką swego czasu w reprezentacji Włoch odgrywał Andrea Pirlo. Zwłaszcza Brzęczek twierdzi ,że Zieliński jest w stanie zagrać na każdej pozycji w polu. Pewno tak ,ale pytanie zasadnicze jest :nie czy ? ,ale po co ? . Czy próba kierowania grą z tylnego siedzenia jest bardziej sensowna i efektywna ,niż kiedy zasiada on za kierownicą?. Wczoraj okazało się , co było do przewidzenia,że Zieliński owszem wyprowadzał piłkę ze strefy naszej obrony,ale robił to z piłką przy nodze lub też dryblingiem,a to sprawiało,że szybkość wertykalności była zakłócona,a ponadto po podaniu piłki do linii ataku Zieliński nie był w stanie nadążyć za akcją. Zmiana zadań Zielińskiego sprawiła,że ciężar kierowania grą bezpośrednio ofensywną spadł na barki Sebastiana Szymańskiego, który w poprzednich spotkaniach grając na pozycji ofensywnego pomocnika wypełniał strefę opuszczoną przez Zielińskiego i jego głównym zadaniem było odbieranie "drugich " piłek oraz ponawiania ataku po przechwycie.Obaj nie zgrali źle ,ale taki podział ról nie sprzyjał zasilaniu napastników celnymi podaniami. Nie mam zamiaru znęcać się nad Dziczkiem i Pedą, bo sami się nie wystawili. Pewno dopadł ich syndrom o którym napisałem po meczu z Wyspami Owczymi czyli nadambitna chęć udowodnienia ,że sprosta się zaufaniu trenera i kibiców. Obaj w poprzednim spotkaniu wyeksploatowali się do cna i mnie tylko nurtuje pytanie , czy w kadrze są lekarz i fizjolog i po co ?. Przecież wczoraj Dziczek snuł się po boisku ,a Peda był wolny i ociężały. Odrębny temat to wystawienie po raz drugi będącego zupełnie bez formy Milika, który tylko marnował wysiłek kolegów.. Po takich "popisach" nieudolności mnie zaczyna nurtować pytanie : a po jaką cholerę my się pchamy na to EURO Smile.
This is a comment on "Niekochani - akt II"