A+ A A-
  • a-c10
@ Zbyszek: Przyznam szczerze, że mam już mocno powyżej uszu podkreślania, że (kolejny już) selekcjoner ani mi brat, ani swat. Nic mnie z Brzęczkiem nie łączy, nie jestem jego fanem. Nie zauważyłem takoż, abym gdziekolwiek się nad nim rozczulał. Skądże znowu. Widziały gały co brały. Wciąż mam w głowie wypowiedź śp. Janusza Atlasa o tym, że reprezentacja Polski to taka kobyła, na której trudno jest gdziekolwiek dalej zajechać, łatwo natomiast popsuć sobie reputację dobrego jeźdźca. Dekady mijają i nic się w tym temacie nie zmienia. Bądźmy szczerzy: względy patriotyczne, ukoronowanie kariery (taaa, chyba tak trochę covid-style;]), syćko piknie. Generalnie jednak, żeby wziąć tę robotę, trzeba być niespełna rozumu. Jeśli Brzęczek tego nie wiedział, sam jest sobie winien, a ja absolutnie nie zamierzam marnować na niego swych drogocennych łez. „Pseudotrenerek”, powiadasz? Kapitalne określenie. Świetnie pasuje do sytuacji. Zauważ, że w szerokim świecie występują raczej drużyny narodowe. My zaś mamy reprezentację. No i, jak sama nazwa wskazuje, reprezentuje ona całą naszą piłkę: zatrudniony przez pseudoprezesika pseudotrenerek prowadzi złożoną z pseudopiłkarzy pseudodrużynkę. Przyglądają się temu pseudokibice, a opisują pseudodziennikarze. I tylko z jakichś kompletnie niezrozumiałych pseudopowodów „krytyczna większość” ma ustawiczne zdziwko, że gramy pseudofutbol i osiągamy pseudowyniki. O tym wszystkim zresztą jeszcze za chwilę. Nie bronię Brzęczka, bronię logiki. Bronię samego siebie przed życiem w świecie zwidów i urojeń. Realizm magiczny, owszem, lubię bardzo, ale wyłącznie w literaturze. Rozumiem, że esport staje się (niestety…) coraz bardziej popularny. Wciąż jednak w tym konkretnym przypadku nie rozmawiamy o tym, że Brzęczek złapał pada i urżnął sobie partyjkę Fify z Lodewegesem i Bajeviczem, a o realnych rozgrywkach piłkarskich, w których uczestniczą żywi, myślący i czujący piłkarze, a nie zbiory zer i jedynek, niezdolne do poruszenia się bez impulsu od gracza. Jeśli masz jakieś dowody na to, że selekcjoner nakazał swym podopiecznym stać, koniecznie je ujawnij. Bo przecież byłby to oczywisty sabotaż. W takim wypadku należałoby Brzęczka nie tylko w trybie natychmiastowym zdjąć z zajmowanego stanowiska, lecz także pociągnąć go do odpowiedzialności karnej. Gdybyś jednak takowych nie posiadał, to o czym my tu w ogóle rozmawiamy? Dyrygent Glik? A gdzież on był i co robił przez bite dwie godziny ostatniego reprezentacyjnego dwumeczu, jakie upłynęły zanim nasz zespół zaczął ruszać dupę? Zastanawiał się do której konkretnie kieszeni wpakował batutę, perhaps? @ Dalkub: W kwestii przynależności klubowych i ogólnej siły naszego ostatniego rywala, bez zastrzeżeń wierzę Ci na słowo. Zresztą, coś tam przecież o tej piłce wiem, a i tak co najmniej kilku graczy, jakich wypuścił przedwczoraj na murawę Bajević, to były dla mnie kompletne zagadki. Wszystko prawda, tylko… co z tego? Czy ja gdzieś napisałem, że podskakuję z radości i odkorkowuję szampana, bo udało nam się wygrać z wszechpotężną BiH? Nooo… jakoś nie dostrzegam. Ba, nawet gdyby Bośniacy wyszli na nas najbardziej galowym składem, też bym tak nie zrobił. To przecież, jak już wspominałem, tylko sparring. A co za tym idzie… Trener Bajević urządził sobie przegląd wojsk? Ależ oczywiście. A dlaczego? Bo mógł. Otwarcie przyznaję, że nie znam bośniackiego, a Google Translate nie dowierzam, przez co trudno mi jakoś bardziej autorytarnie wypowiadać się nt. wieści z obozu naszego ostatniego rywala. Mam jednak graniczące z pewnością przekonanie, że nikt nie chce topić Bajevicza w szambie, bo oto właśnie w kompromitującym stylu przerżnął ze słabiutką Polską, pozbawioną Lewandowskiego i prowadzoną przez pseudotrenerka. To teraz odwróćmy sytuację i wyobraźmy sobie, że Brzęczek zapowiedział wszem wobec, iż zamierza potraktować to ostatnie zgrupowanie w sposób wybitnie kontrolny. Po czym zostawił w domu nie tylko Lewandowskiego, lecz także Szczęsnego, Fabiańskiego, Glika, Krychowiaka, Zielińskiego i Grosickiego. O kimś zapomniałem? No, generalnie wszystkich tych, którzy tak, czy inaczej na przestrzeni ostatnich lat grają w praktycznie każdym meczu kadry od dechy do dechy i o ile tylko będą zdrowi, ich wyjazd na Euro nie podlega żadnej dyskusji. W ich miejsce wpuścił Walukiewiczów, Karbowników, Moderów i resztę, a Linetty’ego na te dwa mecze uczynił kapitanem i liderem drużyny. I pech chciał, że przegrał oba te spotkania z łącznym bilansem bramek 1:8. Myślisz, że dziś nadal byłby selekcjonerem? Bo ja szczerze powątpiewam. A przecież jak najbardziej powinien mieć taką możliwość. W momencie zatrudnienia Zbigniew Boniek postawił przed Jerzym Brzęczkiem dwa zadania. Po pierwsze, awansować na Euro. To się bezproblemowo udało. Wbrew wszelkim jękom, stękom i lamentom, kwalifikacja Biało-Czerwonych na ME ani przez minutę nie była zagrożona. Po drugie, stopniowo odmładzać drużynę, wprowadzać świeżą krew. Tu można by mieć pewne zastrzeżenia, wciąż jednak coraz mocniejszym punktem kadry jest Szymański, ogrywa się Jóźwiak, swoje minuty dostał też Bielik. Rewelki może nie ma, ale tragedii na pewno też nie. Nie wiem, może masz jakieś lepsze informacje ode mnie (podziel się w razie czego), ale ja tam jakoś nie słyszałem nic o wygrywaniu jakiejś durnej LN, ani tym bardziej o zaspokajaniu estetycznych żądz publiki w każdym spotkaniu. Tymczasem mimo zrealizowania obu postawionych przed nim celów, Brzęczek nadal każdym meczem gra o swoją posadę. Podobnie zresztą bywało z Nawałką, Fornalikiem, Smudą, etc. To jest kompletny idiotyzm i droga donikąd. Bez względu na to, jak nazywa się bieżący selekcjoner. ____________ A skoro już, Mili Panowie, przy selekcjonerach jesteśmy, na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat mieliśmy ich bardzo różnych. Był opromieniony boiskowymi sukcesami światowiec Boniek, był też poczciwy safanduła o powierzchowności nauczyciela geografii Fornalik. Był filozof Engel, był prawdziwek Smuda, którego z kolei od Brzęczka dzieliła mnogość krajowych osiągnięć. Był control freak Nawałka, jak również leseferysta Janas. Ba, nawet wymarzony w mokrych snach zagraniczny zbawca Beenhakker się pojawił, przy czym od krajowych poprzedników i następców różnił się głównie bardzo, ale to baaardzo wybujałym mniemaniem o własnej zajebistości oraz jeszcze bardziej olewackim stosunkiem do obowiązków. Mimo takiej różnorodności, dwie rzeczy pozostają absolutnie niezmienne. Po pierwsze, pułap możliwości naszej kadry. Wciąż jest nim awans na wielki turniej. To się zazwyczaj udaje, ostatnio nawet – pierwszy raz w historii! – trzykrotnie z rzędu. Niestety, z pojedynczym wyjątkiem na tym koniec. Gdy tylko znajdziemy się pośród dużych chłopców, natychmiast jesteśmy odzierani ze wszelkich złudzeń. Po drugie, kompletne oderwanie całego naszego środowiska piłkarskiego od rzeczywistości. My wciąż żyjemy w zatęchłym, hermetycznym światku własnych bajek, legend i mitów. Co się tyczy tych ostatnich, jeden z najpopularniejszych opowiada o rzekomo fenomenalnych piłkarzach, którym wystarczy tylko dobrać odpowiedniego trenera i już, medale nasze, a przy okazji mnóstwo fantastycznych wrażeń estetycznych. Istnieją też legendy o przygotowaniu fizycznym, bajki o Złym Adasiu, co to złota z Francji nie przywiózł i cała masa podobnych pierdoletów, które sypią się w proch i pył przy pierwszym kontakcie z realiami. Sorry, chłopaki, nie tędy droga. Jesteśmy średniakami i basta. Na Mistrzostwa pojedziemy i najprawdopodobniej wrócimy z nich po trzech, góra czterech meczach, choć o ten czwarty to już bym się nie zakładał. Jeśli chcemy więcej, to przestańmy wreszcie wierzyć w gusła i zacznijmy szkolić. Zarówno piłkarzy, jak i trenerów. Wtedy może za lat kilka faktycznie będzie mieć jakąś wagę, czy kadrę prowadzi Iksiński, czy Ygrekiewicz. Bo póki co podobne dyskusje przypominają mi uczone dysputy o tym, czy piwo w osiedlowej spelunie nalewać winna pani Jola, czy pani Renatka. Pierwsza ma lepszy tyłek, za to druga podobno pracowała kiedyś w Sheratonie. A jaką to robi różnicę, skoro piwo z takiej samej puszki?
This is a comment on "Dyskusja W Stylu Wolnym"