- Kategoria: MS2014
- gawin76
Dzień trzeci: I nocy będzie mało
Spragniony piłki futbolowy pasjonat mógł w trzecim dniu mistrzostw świata cieszyć się aż czterema meczami. Na piłkarski maraton złożyły się mecze grup C i D. Do rywalizacji wkroczyły miedzy innymi drużyny Urugwaju, Anglii i Włoch. Piłkarze nie zawiedli oczekiwań – w każdym z meczów oglądaliśmy przynajmniej trzy gole.
Meczu Kolumbia – Grecja z powodu obowiązków rodzinnych nie obejrzałem, ograniczając się do sprawdzania ukradkiem wyniku na livescore. Napiszę więc jedynie: Kolumbia trzy, Grecja zero, i dodam, że całkiem jestem z tego rozstrzygnięcia kontent.
W drugim meczu tej grupy Wybrzeże Kości Słoniowej starło się z Japonią. Trzecia nad ranem to godzina stanowiąca wyzwanie nawet dla takiego miłośnika nocnej transmisji jak ja. Ale kiedy znów pojawi się okazja do zobaczenia meczu Iworyjczyków z Japończykami? Nie wcześniej niż za cztery lata - mimo ogromu futbolowego asortymentu, jedyną odpowiednią sposobnością i motywacją do oglądania takich meczów są mistrzostwa świata.
Japonia trochę mnie rozczarowała. Poziom wyszkolenia technicznego reprezentantów Japonii najwyraźniej nie był w stanie zniwelować różnicy w parametrach fizycznych obu drużyn. O ile pierwsza faza meczu rozpoczęła się w miarę zgodnie z moimi wyobrażeniami, Japończycy ładnie, szybko grali piłką, strzelili bramkę po strzale Hondy, a doskonałą sytuację wypracował sobie jeszcze Uchida, o tyle im dłużej trwał mecz, tym większą przewagę zdobywała posługująca się prostymi środkami drużyna Wybrzeża Kości Słoniowej. Iworyjczycy wykonali milowy krok ku temu, żeby wyjść wreszcie z grupy na mistrzostwach świata – i to w sytuacji, kiedy kilku wiodących zawodników tego zespołu jest już, hm, jakby po drugiej stronie wzgórza.
Grupa D rozpoczęła się od niespodziewanego zwycięstwa Kostaryki nad Urugwajem. Niespodziewanego, bo mimo że Urugwaj rozczarowywał przez ostatnie cztery lata, jednak lepiej w pamięci tkwiła znakomita postawa drużyny Tabareza na afrykańskich mistrzostwach świata niż męczarnie, jakie Urugwajczycy przeżywali w kwalifikacjach do brazylijskiego turnieju. Absencja Luisa Suareza z pewnością zrobiła swoje, choć nie mam przekonania, czy snajper Liverpoolu zdołałby odwrócić losy meczu. Urugwajczykom brakowało jakości w środku pola, nie byli w stanie przejąć kontroli nad meczem mimo gola Cavaniego i prowadzenia 1:0. Przypadek Urugwaju potwierdza, że jeżeli drużyna stoi w miejscu, często w praktyce oznacza to, że się cofa, bo inni przecież nie próżnują. Kostaryka grała szybko, grała do przodu, grała dynamicznie, była po prostu drużyną po prostu lepszą, i to zdecydowanie. Przedstawiciele strefy CONCACAF nawiązali tym samym do świetnych tradycji sprzed dwudziestu czterech lat, kiedy wyszli z grupy na mistrzostwach świata we Włoszech, sensacyjnie pokonując Szkocję oraz Szwecję, uważaną wówczas za bardzo mocnego kandydata do miana czarnego konia imprezy.
Ostatni sobotni mecz (chronologicznie patrząc, przedostatni), w którym Anglicy spotkali się z Włochami, zobrazował zjawisko, którego jesteśmy świadkami podczas tych mistrzostw. Są obawy – co do fizycznej i psychicznej formy zmęczonych sezonem gwiazd, co do gorącego brazylijskiego klimatu, tymczasem piłkarze... nic sobie z tego nie robią, póki co serwując nam bardzo smaczne futbolowe dania.
Włosi byli minimalnie lepsi, bardziej wyrafinowani i skuteczni. Bramka Marchisio to majstersztyk w rozegraniu rzutu rożnego, Pirlo w naturalny sposób skupiający na sobie uwagę przeciwnika i odciągający go od właściwego adresata podania. Bramka Balotellego to zasługa wyśmienitego zachowania Candrevy, ze ścięciem do środka i dośrodkowaniem lewą nogą wprost na nos strzelca. Ta akcja mogła nieco przypominać nam gola Dossy Juniora z meczu z Wisłą Kraków i zachowanie Michała Żyro nie gorsze niż to Candrevy. Anglicy nacierali z pasją, grali bezkompromisowo, grali do przodu, ale czegoś im zabrakło. Może lepszej formy Wayne'a Rooneya. A propos Rooneya, nieudolny rzut rożny w jego wykonaniu zajmie zapewne odpowiednio eksponowane miejsce w humorystycznych rankingach, chociaż raczej nie przebije 'wyczynu' Davida Beckhama z serii rzutów karnych podczas meczu z Portugalią na Euro 2004. Żeby awansować, podopieczni Hodgsona muszą teraz ograć Urugwaj i Kostarykę. Będę trzymał kciuki za tak grającą Anglię.
Cóż, panowie piłkarze, tak trzymać! Dziś do boju wkracza intrygująca drużyna Szwajcarii, turniej rozpoczynają również Francuzi, a na deser Argentyna, która zmierzy się z Bośnią i Hercegowiną.
Anglia moim zdaniem czyli laika ma nierowną kadrę. Są dziury w składzie ale i tak nadal będę im mocno kibicował.