A+ A A-

Przestrzelony karny

Do zmarnowanej idealnej okazji strzeleckiej trzeba porównać dwumecz Legii ze Sportingiem Lizbona. Zmierzyliśmy się z drużyną lepiej wyszkoloną technicznie, z klubem od nas bogatszym, wyżej sytuowanym w hierarchii światowego futbolu. Na bój z takim rywalem wypadałoby przygotować się jak do... własnego ślubu! Wbić się w garniaka, zaklepać kolejkę u fryzjera i zawziąć się żeby za nic, ale to za nic, nie urżnąć się przy stole. Naprawdę mogliśmy narobić hałasu na całą Europę.

A my co? A my byliśmy... słabsi niż jesienią. Po prostu, normalnie - słabsi. Nie byliśmy sobą. Gdybyśmy byli Legią z jesieni, samolot przylatujący o 5:00 w piątek z Lizbony byłby witany na Okęciu przez rozśpiewany tłum kibiców fetujących awans do kolejnej rundy.

Nie doczekał się trener Skorża upragnionego wzmocnienia linii ofensywnej, nie doczekali się takiego wzmocnienia kibice. Nowi piłkarze, w dodatku piłkarze odpowiedniego formatu, przyszli co prawda, ale przyszli dopiero wtedy, gdy udało się spieniężyć naszą młodzież, dopiero gdy dopełnił się cykl biurokratycznych formalności niezbędnych do zakontraktowania zawodników okreśonej klasy.

Przegraliśmy po części ze Sportingiem, a po częsci z naszą własną księgowością, którzy nie odważyła się wydać kasy, dopóki nie miała 500% jej pokrycia.

Legia nie była tym zespołem, który oglądaliśmy w Gaziantepie czy Bukareszcie. Nie było w nas tej wiary, pasji, determinacji, odwagi. Nie było takiego bodźca, jakim latem stała się obecność Ljuboji i Żewłakowa. Świadomie bądź nie, 'odpuściliśmy' sobie Sporting.

Oczywiście, ten dwumecz ostatecznie przegraliśmy na boisku. Konkretnie na naszym boisku przy Łazienkowskiej. To tam należało pokonać zdezelowaną trupę przepłaconych gwiazdorów, choćby tak jak łatwo Górnik pokonał nas w Zabrzu. Tymczasem nie wykorzystaliśmy swoich szans, jednocześnie pozwoliliśmy Sportingowi wykorzystać ich okazje - w nadmiarze.

W Lizbonie brakowało nam już jakości. Brakowało umiejętności, brakowało zazębienia akcji, brakowało schematów, dopieszczenia współpracy w linii ataku. Brakowało tego wszystkiego, czego świadomośc mamy zbyt często, gdy stajemy wobec defensywnie usposobionego rywala. W ofensywie demostrowaliśmy 'jakośtobędzizm'. Mimo to... stworzyliśmy więcej czystych sytuacji strzeleckich od Sportingu.

Niestety tak to w piłce jest, że to na słabszym spoczywa większy ciężar odpowiedzialności udowodnienia swojej wyższości. My tego ciężaru nie unieśliśmy.

Cóż...

Mimo dzisiejszego rozczarowania dziękuję chłopakom za ten sezon w Europie. Byliście wielcy! Czekam na więcej - już wkrótce!

Dyskusja (20)
1piątek, 24, luty 2012 00:40
iocosus
No cóz, myślałem, że gorzej niż w Warszawie Sporting u siebie nie zagra, myliłem się! Zakładałem bardziej zdecydowane ofensywne poczynania lizbońskiego lwa - również nie miałem racji. Bałem się indywidualnych naszych błędów - niestety tu trafiłem w dziesiątkę, Kuciak powtórzył reakcje z meczu z Górnikiem.

To był klasyczny mecz do "pierwszej, jedynej bramki", ten zespół, który ją uzyska, miał wygraną w kieszeni, niestety nie była naszym udziałem.

Były piękne chwile szczęścia w tej pucharowej edycji, teraz trzeba wypic mały kielich goryczy.
2piątek, 24, luty 2012 00:42
Garm
Niech go piją ci, którzy zawinili.

Nie trener, nie piłkarze i nie kibice.
3piątek, 24, luty 2012 00:57
iocosus
Eeee, tamci piją tylko na krzywy ryj!
4piątek, 24, luty 2012 01:21
Senator
Iocosusie nie poznaję Cię. Smile Sir Gawin napisał wszystko ja nie mam tu nic do dodania .Mogę tylko przeprosić szacownego kibica Bolka że prawo serii i tym razem nie zadziałał. Marny mag ze mnie Sad
5piątek, 24, luty 2012 03:30
Senator
Mnie zastanawia jeszcze jedno. Ile klub czytaj spadkobiercy i szwajcar stracili na braku wzmocnień na czas LE. Sporting był do ogarnia , to podkreślają wszyscy .Czego kogo zabrakło też piszą wszyscy .
Za sam awans UEFA płaci ? pewnie tak , ile ? na pewno do sprawdzenia . Transmisja TV z takim MC nastepna kasa.Bilety reklama itp nastepna . Jeśli jednak lepiej zadawalac się tym co jest i od zaraz to się traci . Ile zapewne można policzyć.
6piątek, 24, luty 2012 07:58
Bolek
Senatorze, wybaczam Wink Przy okazji, tu masz linka do bloga gdzie w jednym z wpisów są podane kwoty do zarobienia na Lidze Europejskiej.

http://glodpilki.blox.pl/html

Szkoda, że już się skończyło, ale naprawdę duże podziękowania dla piłkarzy i trenera.

Może, nawet bez wzmocnień, ale i bez kontuzji udałoby się przejść Portugalczyków.
7piątek, 24, luty 2012 09:08
Monrooe
Kurcze, napiszę tak - to "najgorsze" podsumowanie meczu (wraz z jego okolicznościami) z jakim kiedykolwiek się zetknąłem....

... przeczytałem, zrozumiałem, spadam. Nie ma z czym dyskutować, nie ma jak i gdzie dołożyć swoich pięciu "groszy". Napisane zostało wszystko i to w 100% zgodnie z prawdą. Nic dodać, nic ując.

Brawo Gawinie.
8piątek, 24, luty 2012 09:14
gawin76
Niestety sukcesu nie da się zaplanować. Nie można zakładać, że gdyby taki np. Novo pojawił się na początku stycznia, Sporting zostałby ograny.
Ale mimo wszystko boli sposób, w jaki w klubie potraktowano dwumecz ze Sportingiem. Zwykły brak szacunku.
9piątek, 24, luty 2012 09:32
Bolek
Właśnie o to chodzi Gawinie - Sporting został przez naszych włodarzy kompletnie olany.

Co gorsza, olana została też liga. Już wiadomo, że zwycięstwa w dwóch lutowych meczach dałyby nam pozycję lidera i świetną pozycję wyjściową przed dalszym etapem rozgrywek (przypominam, że Lech, Groclin, Ruch, a nawet Koronę i Jagiellonię mamy u siebie). Niestety, dwóch meczy już z pewnością w lutym nie wygramy.

Oczywiście teoretycznie jeszcze nic straconego - wystarczy(!!!) ograć Śląsk i będzie nieźle. Ale jednak widać, że myślenie o wyniku sportowym jest w klubie mniej więcej na tym samym miejscu co problemy III ligi hokeja w ministerstwie sportu.

Sukcesu nie da się zaplanować - fakt. Ale można zwiększać szanse na sukces albo je zmniejszać. Który wariant zastosowały władze Legii chyba nie muszę pisać?
10piątek, 24, luty 2012 11:34
Walles
Witam Panowie serdecznie po dłuższej przerwie spowodowanej obowiązkami zawodowymi. Co prawda praca w dalszym ciągu odciska swoje piętno na moim życiu ale Twój news Gawinie spowodował że obowiązki zawodowe chwile poczekają.

Jest to bowiem pierwsza publikacja z którą się nie zgadzam. Piszesz że odpadliśmy ze Sportingiem ponieważ byliśmy słabsi niż jesienią. Że gdybyśmy byli Legią z jesieni to świętowalibyśmy wyeliminowanie Sportingu. Jednak na czym polega różnica pomiędzy Legią z jesieni a Legią obecną niestety pozostaje niewyjaśnione. Piszesz że demonstrowaliśmy „jakośbędzim” a jednocześnie przyznajesz że stworzyliśmy więcej sytuacji niż Sporting. Oczywiście możemy założyć że ten Sporting to naprawdę słabiutka drużyna którą nasza Legia powinna zjadać na śniadanie. Ja jestem jednak przekonany że na taką Legię przyjdzie nam jeszcze długo poczekać. Jeżeli weźmiemy pod lupę wszystkie trzy bramki stracone w tym dwumeczu to musimy sobie jasno powiedzieć że zabrakło nam w tym po prostu, oprócz popełnionych błędów, zwykłego szczęścia które dopisywało nam na jesieni. Czyż Kuciak po jesiennych meczach nie był dla nas prawie bohaterem? Czy Janusz Gol w Moskwie miał klarowniejszą sytuację niż w meczu z Górnikiem? Czy Ljuboja miał gorszą sytuację w Warszawie ze Sportingiem niż Rado w Gaziente? Czy gdyby w końcu nie kiks Vrdolijaka w Moskwie i gdyby nie przypadkowa bramka Kucharczyka to czy byśmy byli w stanie gonić wynik w meczu ze Spartakiem i czy w związku z tym wogóle gralibyśmy dalej w pucharach? C o by było gdyby nie strzał życia z prawej nogi Rybusa w Moskwie? I wreszcie co by było gdyby sędzia w pucharach podyktował dla naszych jesiennych przeciwników dwa należne im rzuty karne? Czy Legia nadał byłaby taka silna jesienią a tak słaba wiosną?

Ja rozumiem rozgoryczenie tym co się dzieje w zaciszach klubowych gabinetów a także w głowach włodarzy na Wiertniczej ale to nie powinno nas prowadzić na manowce. Piszesz że w Lizbonie brakowało Legii, klubowi z zadupia Europy, mnóstwa rzeczy do odniesienia zwycięstwa na zespołem który przerasta naszą Legię pod każdym względem. I jednocześnie ta Legia mimo bylejakości, mimo braku schematów, mimo braku zazębiania się akcji, mimo braku dopieszczenia gry linii ataku stwarza jednak więcej sytuacji bramkowych niż Sporting. Aż się boje myśleć co by się stało gdyby te warunki zostały spełnione. Chyba do Manchesteru jechalibyśmy jak po swoje. J
I jeszcze jedno zdanie które przewróciło dotychczasowy porządek świata oraz sposób postrzegania roli faworyta. „Niestety tak to w piłce jest, że to na słabszym spoczywa większy ciężar odpowiedzialności udowodnienia swojej wyższości.” Jest to z pewnością zdanie nowatorskie, przełomowe w pewnym sensie ale jest to zdanie z którym kompletnie się nie zgadzam. Tyle ode mnie.

P.S. Nie mam już czasu na krótką polemikę z Garmem odnośnie gloryfikacji naszych milusińskich obrabiających sklepy w Lizbonie i wszczynających burdy pod stadionem.
11piątek, 24, luty 2012 11:52
Garm
Ja pisałem o tym, co się działo na stadionie.

Co do stosunku do rywala, to niestety jest tak, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dlatego wygrana ze Spartakiem i awans z grupy były tak wielkimi wydarzeniami - prawie nikt się tego nie spodziewał. Po wylosowaniu Sportingu większość pomyślała zapewnie "kaplica, nie ma szans". Potem zaczęliśmy oglądać, jak gra Sporting i nie zobaczyliśmy niczego niezwykłego. Potem mieli serię meczów wręcz fatalnych. Potem byli od nas o klasę gorsi w Warszawie. Tym bardziej boli, że odpadliśmy - zwłaszcza że, jak się wydaje, nie każdemu w Legii zależało na tym, żeby było inaczej. A nawet jeśli zależało, to nie zrobili wszystkiego, żeby to "inaczej" umożliwić.
12piątek, 24, luty 2012 12:13
gawin76
@ Walles

Ha! Wreszcie! Wallesie, nie masz pojęcia, jak mi Cię tutaj brakowało Very Happy

Już spieszę z wyjaśnieniami, jednak zanim to nastąpi, muszę zadać Ci pytanie - czyżbyś Ty był zdania, że przystępowaliśmy do meczów ze Sportingiem, będąc na poziomie, dajmy na to, sprzed meczów z Gaziantepsporem?! Jeżeli tak to sądzę, że na swoich biegunach raczej już pozostaniemy, ale oczywiście 'popitolić' w starym dobrym stylu, jak najbardziej możemy.

1) W wartościach piłkarskich jesteśmy słabsi o formę Ljuboji i nieobecność Radovicia.
W tym elemencie w zasadzie można by mieć pretensje tylko do losu, jednak - jak pisałem o tym jesienią - wtedy los oszczędzał nas tak długo, że było jasne, że ta szczęśliwa karta (brak kontuzji kluczowych graczy) musi się kiedyś odwrócić. Udało się bez większych strat dociągnąć do przerwy zimowej - dwumiesięcznego okresu, podczas którego można było zrobić coś, żeby przygotować się na nieuniknioną (prędzej czy później) ewentualność osłabienia drużyny. Przez te dwa miesiące nie zrobiono nic. Wallesie, NIC! Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być rozgryzane w naszym gronie jeszcze długo, jednak nie o tym teraz dyskutujemy, a o tym czy Legia 'jesienna' była silniejsza od tej obecnej.

2) W wartościach subiektywnych i podlegających ocenie indywidualnej, moim zdaniem na jesieni byliśmy mocniejsi mentalnie. Wtedy do drużyny, która zanotowała świetną końcówkę sezonu, doszło dwóch nowych zawodników, co do których można było mieć niemal stuprocentową pewność, że podniosą jej jakość. Byliśmy na fali wznoszącej. Teraz? Teraz byliśmy zespołem z hiszpańskim syndromem 'braku Bońka' w półfinale z Włochami. Niby walczyliśmy, niby się staraliśmy, ale jednak to nie było 'to'. W tym miejscu zresztą różnię się nieco w swoich ocenach z Garmem.

3) Pisząc o 'jakośtobędzizmie' i korzystnej dla nas proporcji sytuacji strzeleckich miałem na myśli jedynie to, że grając - zgodnie z oczekiwaniami i aktualnymi możliwościami personalnymi - dość ciężko i topornie w ataku, i tak byliśmy bardzo blisko sukcesu. Dlaczego? Dlatego, że Wallesie - tak. Sporting to obecnie słabiutka drużyna, którą mogliśmy zjeść na śniadanie. Drużyna z jeszcze większymi problemami finansowymi i personalnymi niż nasze, w bardzo słabej formie fizycznej, wstrząsana roszadami na ławce trenerskiej i w kadrze zespołu. Drużyna, która cierpi w ataku i popełnia koszmarne błędy w obronie nie tylko w pojedynku z Legią, ale i w meczach ze średniakami ligi portugalskiej. Przegraliśmy ten dwumecz, bo dopuściliśmy do tego, żeby o jego wyniku zadecydowała nie siła zespołu jako współpracującej ze sobą grupy ludzi, a indywidualne umiejętności kilku zawodników.

4) Napisałem również "Oczywiście, ten dwumecz przegraliśmy ostatecznie na boisku", co raczyłeś w swoim wywodzie pominąć, nie śmiem przypuszczać, że z powodu takiego, że nie pasowało Ci to do pozostałych uwag. Różnimy się głównie tym, że dla Ciebie różnica między Legią jesienną a wiosenną przebiega jedynie między przypadkową bramką Kucharczyka, a fatalnym pudłem Ljuboji, dla mnie tych różnic było zdecydowanie więcej.

5) Byłbym wdzięczny, gdybyś zechciał oderwać się od obowiązków zawodowych jeszcze na chwilę i raczył wyjaśnić, co ubawiło Cię w zacytowanym fragmencie tak, że raczyłeś go jedynie obśmiać, bez merytorycznego wyjaśnienia swojego stanowiska.
Drużyna słabsza musi postarać się bardziej, musi pokazać więcej. Mecze 'same' wygrywają się niestety tym mocniejszym. Toż to elementarne Watsonie, tzn. Wallesie Wink

Dobrze znów Cię widzieć!
13piątek, 24, luty 2012 12:50
iocosus
Trzeba, częściej pisac coś z czym Walles się nie zgadza! Wink Może czegoś w robocie mimo wszystko nie zawali, jak skrobnie polemikę w c-L, a tu od razu będzie jeszcze ciekawiej. Smile

Sekundowac nie mam zamiaru, jednak ... nie mam wątpliwości, że to na Legii była większa presja i odpowiedzialnośc za wynik w Zabrzu, tak jak na Sportingu w Lizbonie, ale na ten przykład w boksie tak jest, że pretendent musi pokonac wyraźnie mistrza, by zdobyc tytuł, w przypadku remisu, wyrównanych sił, miano championa nie zmienia adresu.

W Gazantepie, Moskwie, Bukareszcie byliśmy w stanie udowodnic, wykazac jako pretendent swoją dominacje, w Lizbonie mielismy przewagę, ale nie taką by uznanego faworyta zdetronizowac, a ten jeden lewy prosty wyprowadził, wystarczyło, mimo, że nic wiecej czegoś szczególnego nie pokazał. Szczęście, fart, pewnie i tu odegrało swoją rolę, ale nie sprowadzajmy wszystkiego do jego braku lub poprzedniego posiadania, temu jednak zaprzeczę!

A, jeszcze jedno ... Gawinie, Walles na trzecie imię ma Sherlock z przydomkiem Breveheart, a jeżeli szukaliśmy buldoga w naszych rozważaniach, to tak konsekwentnego, upartego w swych wywodach i .... czasami upierdliwego Wink jak Walles nie znam! Smile
14piątek, 24, luty 2012 13:58
Senator
No to szlachetny Walles kompletnie inaczej ocenił tekst sir Gawina niż ja.Dla mnie to najlepsze podsumowanie, jakoś jestem pewien ze nic mądrzejszego i celniejszego już nie przeczytam. Stosowanie widzenia szlachetnego Wallesa jest akurat w przypadku tego dwumeczu dużym błędem.Oczywiście po losowaniu sam wiary nie miałem, oczywiście patrząc na potencjały obu klubów nie wierzyłem.Wczoraj jednak ( data tekstu) sir Gawin napisał dokładnie to co powinien.Była olbrzymia szansa i została niewykorzystana. Szlachetny Walles może pisać i biczować się myślami typu ależ panowie pamiętajmy gdzie jesteśmy. pamiętajmy że to tylko Polska i "tylko" Legia,ze tak było zawsze itp. Nie zmienia to faktu - raz, że właściciel nic nie zrobił aby było lepiej dwa zawodnicy gdzieś stracili formę i zapał z jesieni. Szczęścia zgoda też zabrakło ale chyba jednak jesiennej jakości bardziej.
15piątek, 24, luty 2012 14:17
Walles
Właśnie tego się obawiałem dokonując jak widać nieopatrznie przelania swoich myśli na klawiaturę. Tego że niestety ktoś na to odpowie i wciągnie mnie w dyskusję. I że będę musiał czytać jeszcze złośliwości Iocosusa. Smile
Na wstępie słówko do Garma. Było w tym sporo ironii drogi Garmie ale nie przejmuj się. Ja po Twoim wpisie „Na przekór” będę dość długo traktował Ciebie jak Ty obecnie Skorżę. Czego byś nie napisał to Twoje zasługi będą pamiętane Wink
Drogi Gawinie, nie za bardzo wiem o co chodzi z tym Gazaintesporem ale dla mnie jesteśmy silniejsi niż przed tamtymi meczami.
Jeżeli chodzi o formę Ljuboji to pewnie mógłbym polemizować bowiem w wielu meczach Daniel mnie irytował. Natomiast jeśli rozmawiamy o nieobecności Radovica to z pewnością Radovic z rundy jesiennej a raczej jego skuteczność wielce by nam się przydała. Jednak w Moskwie zagraliśmy bez Rado i był to dobry mecz w naszym wykonaniu. I tam pierwszych skrzypiec nie grał Ljuboja. Więc teoretyzując byliśmy tak samo silni jak w Moskwie dodatkowo podbudowani wynikami w pucharach oraz jako wartość dodaną należy uznać zdobyte doświadczenie. Czy naprawdę zatem jesteśmy słabsi niż jesienią? Jako drużyna powinni być w tych meczach silniejsi. Co będzie w następnych spotkaniach i co wniosą do jakości drużyny a także do jej ducha nowi gracze to czas pokaże. Nie chcę się skupiać teraz na dywagacjach dotyczących transferów bowiem do ostatniego meczu moim zdaniem nie miały one wpływu na grę drużyny a taki Rybus dawał z siebie tyle ile mógł.

Co do sfery mentalnej to moje jak najbardziej subiektywne zdanie jest inne. To właśnie teraz powinniśmy być silniejsi mentalnie. Właśnie po udanej przygodzie z pucharami, po meczach jak równy z równym z Gazainte, Spartakiem, PSV, Hapoelem czy Rapidem poczucie wartości u zawodników powinno być dużo większe. Teraz opowiadania Żewłakowa przybrały realny obraz i nie sa bajdurzeniem podstarzałego piłkarza tylko maja poparcie w rzeczywistości. Nie wiem więc dlaczego mamy być teraz mentalnie słabsi.

Pisząc o drużynach traktujących inne drużyny jako przystawkę na śniadanie jeszcze długo nie możemy pisac tak o Legii. A już na pewno nie o Legii grającej w europejskich pucharach. Tutaj moim zdaniem to raczej ciągle my będzie śniadaniem a nie konsumentem. I jedyne co możemy robić to starać się aby to śniadanie stanęło komuś kością w gardle

Nie rozumiem za bardzo o czym piszesz odnośnie tego że Legia przestała być grupą ludzi współpracującą ze sobą ale być może za mało śledziłem wydarzenia okresu przygotowawczego. Chyba że odnosisz się do tego w szerszym niż drużyna aspekcie ale tak było także wcześniej.

Co do zdania "Oczywiście, ten dwumecz przegraliśmy ostatecznie na boisku" to jesteś jakoś dziwnie wrażliwy

Nie irytuj się Gawinie odnośnie mojego cytatu. To niepotrzebne.
„Niestety tak to w piłce jest, że to na słabszym spoczywa większy ciężar odpowiedzialności udowodnienia swojej wyższości.”
Nie zgadzam się z tym ponieważ uważam że to faworyt ma obowiązek wygrywać. Na nim spoczywa ciężar i obowiązek wypełniania pokładanych w nim kibicowskich i medialnych nadziei. Wielokrotnie słyszymy że dany zespół czy też zawodnik nie ma nic do stracenie a wszystko do wygrania. O tym że na potencjalnym śniadaniu nie spoczywa presja wyniku. Że łatwiej wdrapać się na szczyt niż na nim pozostać etc etc etc Na faworycie zawsze jest wywierana większa presja. Tutaj pozostaniemy więc na swoich biegunach ale popitolić zawsze możemy

Drogi Senatorze. Ja się nie biczuje tylko jestem zadowolony z postawy zawodników w tych meczach. Pokazali to na co ich stać i nie mam o to nich pretensji. To samo dotyczy Skorży jako szefa zespołu. I na tym się skupiłem a nie na dywagacjach co by było gdyby ...
16piątek, 24, luty 2012 15:28
Monrooe
Ha, widzę, że pułapka na Wallesa zadziałała Wink Teraz już jest nasz Wink

Moje zdaniem już co prawda wyraziłem, nie mam nic do dodania w Gawinowej wiwisekcji wczorajszego spotkania. Niemniej jednak rozumiem o co chodzi awanturnikowi Wallesowi (Ty już wiesz co). Co by nie mówić o wczorajszych zawodach to ewidentnie jest to wina piłkarzy (wraz z trenerem). Wszak to ich dotychczasowa postawa spowodowała, iż po spotkaniu ze Sportingiem Lizbona mamy ewidentnego kibicowskiego kaca.

Ten mecz można było wygrać mówią niektórzy. Ba, większość jest jednak zdania, że ten mecz TRZEBA było wygrać. Tak, tak, trzeba było wygrać ze Sportingiem Lizbona. Jeszcze jakby rok temu ktoś na Ł3 wypowiedział podobne zdanie to....zaproponowano by mu natychmiastowe leczenie. Z tym, że raaczej kończyn dolnych, gdyż na górne partie już dawno za późno. To właśnie spotkania z Gaziantepsporem, Rapidem, Spartakiem, rozbudziły tak nasze nadzieje, nasze postrzeganie drużyny Skorży, że wręcz wymagaliśmy od nich tego zwycięstwa. Nie zaprzeczę, że czasem się czułem (czytając, słuchając) jakby to Legia jechała do słonecznej Lizbony jako faworyt.

Jednak tym faworytem nie była. Prawdę mówiąc wobec kontuzji, problemów z okresem przygotowawczym i zawirowań transferowych spodziewałem się jeszcze gorszego startu niż ten z jakim mamy do czynienia (tak wiem jeszcze Wrocław). Legia meczem w Warszawie zaskoczyła nie tylko mnie, zaskoczyła wszystkich. Uwierzyliśmy, że pomimo wszystkich kłopotów nadal jesteśmy na fali, nadal będziemy grali jak za najlepszych dni. Nie udało się, a było tak blisko. Wobec tego rozczarowanie i gorycz są jak najbardziej zrozumiałe. Brakowało przecież tak niewiele. Gdyby jednak wszyscy pomogli (zamiast przeszkadzać) mogło by być tak pięknie. Czy by było? Nie wiadomo, to jest właśnie piękno i jednocześnie przekleństwo tego sportu.

Fajnie Ciebie widzieć Wales, oby częsciej
17niedziela, 26, luty 2012 10:34
iocosus
W kwestii formalnej, nie wierzę, żeby komukolwiek z tu piszących udało się zastawic pułapkę na Wallesa vel Sherlocka. Wink

Natomiast istnieje nadzieja połączona z obawą, że przyjdzie mu ochota na punktowanie opinii prezentowanych na Czarnej elce, myślę że z korzyścią dla strony, ale ku utrapieniu naszego dobrego samopoczucia! Wink
18niedziela, 26, luty 2012 22:11
Monrooe
iocosus-ie tak coś czułem, że pisząc o tej "pułapce" wypłoszę Wallesa zamiast zachęcić.
No cóż pozostaje mozolnie zastawić kolejne Wink
19poniedziałek, 27, luty 2012 11:43
iocosus
Skoro tak czułeś, a mimo to w ten sposób pisałeś, może zamiast zachęcić faktycznie wolałeś wypłoszyć!? Wink

Obojetnie od intencji, jestem pewien że Walles i tak będzie robił to co sam uzna za stosowne i w wybranym przez siebie momencie. Smile
20wtorek, 28, luty 2012 13:14
Monrooe
Nie no, nie przesadzajmy, ani ja nie jestem taki przebiegły , ani Walles nie taki płochliwy Wink

Twoja opinia

Nazwa uzytkownika:
Znaczniki HTML są dozwolone. Komentarze gości zostaną opublikowane po zatwierdzeniu. Treść komentarza:
yvComment v.2.01.1