- Kategoria: Wokół boiska
- gawin76
Górnik - Legia 0-1: Trud i znój
W meczu 23. kolejki Ekstraklasy Legia udała się do Zabrza na mecz z Górnikiem. To był nerwowy, pełen kontrowersji mecz, w którym Legia okazała się lepsza o jedną bramkę. Autorem zwycięskiego trafienia był Pekhart. Dwie żółte kartki, a w konsekwencji czerwoną, zobaczył Josué.
W Legii zabrakło zawieszonego za żółte kartki Mladenovicia. Skład naszej drużyny wyglądał następująco: Hładun – Augustyniak, Jędrzejczyk, Nawrocki – Wszołek, Josué, Slisz, Kapustka, Ribeiro – Muçi, Pekhart. Górnik rozpoczął w składzie: Bielica – Bergström, Janicki, Jensen – Olkowski, Vrhovec, Mvondo, Janža – Dadok, Podolski, Włodarczyk.
Jako pierwszy groźnie zaatakował Górnik. W 9. minucie Dadok oddał strzał zza pola karnego. Hładun zachował czujność i odbił piłkę. Legioniści mieli kłopoty z rozgrywaniem piłki pod agresywnym kryciem gospodarzy. W 17. minucie Legia wyszła z kontrą po zupełnie nieudanym rzucie rożnym Górnika. Josué źle podał do Kapustki, ale nasz zawodnik był faulowany tuż przed polem karnym gospodarzy. Do rzutu wolnego podszedł Josué, niestety trafił w mur. Piłka wyszła na rzut rożny, po którym niecelny strzał głową oddał Nawrocki. W 33. minucie żółtą kartką za faul upomniany został Ribeiro. W 36. minucie celny strzał z dystansu oddał Muçi. Bielica odbił piłkę na rzut rożny. W 38. minucie Slisz odebrał piłkę i przekazał ją Kapustce, który podał do Muçiego. Muçi posłał dośrodkowanie do Pekharta, który pokonał Bielicę strzałem głową. Legia objęła prowadzenie, a sędzia Frankowski długo przyglądał się szamotaninie, do której doszło po bramce Czecha. Ostatecznie efektem weryfikacji była żółta kartka dla Mvondo. W 44. minucie Górnik mógł wyrównać po rzucie rożnym, jednak żaden z zawodników gospodarzy nie wepchnął piłki do bramki Legii. W doliczonym czasie gry żółtą kartkę ujrzał Pekhart.
Do przerwy Legia prowadziła 1:0. Mecz był trudny, pełen fizycznej walki, a atmosfera na boisku i na trybunach była gorąca.
Drugą połowę źle zaczął Jędrzejczyk, który zanotował stratę przy wyprowadzeniu piłki. Strzał oddał zmiennik Pacheco i Hładun został zmuszony do interwencji. W 62. minucie trener Runjaić wymienił parę napastników. Rosołek i Carlitos zastąpili Muçiego i Pekharta. W 64. minucie nowy napastnik Górnika Hurk trafił łokciem Augustyniaka, wybijając naszemu obrońcy dwa przednie zęby. Hurk otrzymał żółtą kartkę, kartkę ujrzał też protestujący Josué. Niestety za chwilę Portugalczyk otrzymał drugą żółtą kartkę, tym razem za upadek bez faulu przeciwnika. Legia musiała kończyć w dziesiątkę. W 73. minucie w pole karne Legii wpadł Dadok, na szczęście zepsuł podanie. Meczu nie dokończył Carlitos, który w 77. minucie musiał opuścić boisko z powodu urazu. Hiszpana zmienił Sokołowski. W 83. minucie Hładun odbił piłkę po strzale Okunukiego. Minutę później Hładun znów powstrzymał Japończyka. W 87. Nawrocki nieczysto wybił piłkę, na szczęście trafił wprost w ręce Hładuna. Na ostatnie minuty do gry wszedł Çelhaka, który zmienił Kapustkę. W doliczonym czasie gry żółtą kartkę za grę na czas ujrzał Hładun. Górnik próbował do końca, a najlepszą okazję miał Pacheco, który oddał płaski, kąśliwy strzał. Nasz bramkarz był jednak znakomicie dysponowany i nie pozwolił się pokonać.
Piłkarsko nie był to dobry mecz. Na ocenę gry Legii wpływa słaba druga połowa, nieodpowiedzialne zachowanie Josué i całkowite oddanie pola gry gospodarzom w końcówce spotkania. Odnieśliśmy jednak zwycięstwo, z dobrej strony pokazali się Muçi i Hładun, praktycznie bezbłędnie zagrała nasza linia obrony.
To był udany tydzień dla Legii, z pewną wygraną w ćwierćfinale pucharu Polski i trzema punktami zainkasowanymi na trudnym terenie w Zabrzu. W przyszłą niedzielę Legia zmierzy się w Warszawie ze Stalą Mielec.
"– Wszyscy wiemy, że Josue to kluczowy zawodnik Legii, jeden z lepszych w lidze. Przygotowywaliśmy się na niego, również indywidualnie. Nasz plan był też taki, by go trochę sprowokować. To się udało, ale bramki nie zdobyliśmy."
Erik Janza
Sam mecz był taki sobie, dobrze że wygraliśmy no i należy się cieszyć, że mamy Pekharta
O ile jestem zwolennikiem stawiania na młodych to wczoraj okazało się że roszada Włodarczyka na Pekharta była słuszna. Czech w swoim stylu w zasadzie mimo gabarytów mało widoczny, wręcz "do zmiany" i wtedy skutecznie kończy wrzutkę w pole karne i inkasujemy trzy punkty.
W XXI wieku świat zachwycił się reprezentacją Niemiec, która w niezwykle efektowny sposób zdobyła Tytuł Mistrza w 2014 roku demolując po drodze zespół gospodarzy Brazylię 7:1. Eksperci dokonywali analiz sposobu gry Niemców,a efektem tego niezwykłego zainteresowania stali się niemieccy trenerzy . Uważa się ,że kuźnią kadr trenerskich w Niemczech jest szkoła trenerów DFB w Kolonii do której bardzo trudno się dostać, bo trzeba mieć kurs UEFA A, co najmniej trzyletnie doświadczenie trenerskie i przejść przez sito selekcyjne ( CV, przesłuchania). Wybiera się 24 zgłoszonych rocznie. Sam kurs to 800 godzin zajęć ,z czego 240 obowiązkowych na certyfikat UEFA Pro, a po nim pięć tygodni na pracę domową i na końcu egzamin.Od przyszłego roku selekcja będzie jeszcze ostrzejsza , bo przyjętych zostanie tylko 12 chętnych,a szkolenie zostanie rozszerzone o "naukę przywództwa" ( prakseologia, trening interpersonalny i behawioralny). Niemcy bowiem wyciągają wnioski z ostatnich niepowodzeń na MŚ w 2018 i 2022 oraz EURO i doszli do słusznego wniosku ,że potrafili szkolić trenerów w kierunku tworzenia dobrze zorganizowanych zespołów, ale zaniedbali kreowanie indywidualności, a to one we współczesnym futbolu decydują. Jest spore grono ekspertów, którzy nie umniejszając roli DFB wskazują, że twórcą tego co stało się niemiecką szkołą futbolu był trener-wizjoner Ralf Ragnick. To jego wychowankami są najbardziej znani i najwybitniejsi trenerzy niemieccy ,że wymienię tylko : Kloppa, Tuchela, Nagelssmana, Flicka, Marco Rose , Jese Marcha czy Adi Huttera.To Ragnick w klubach w których pracował wpajał trenerom i zawodnikom fundamenty gry sprowadzające się do : gry wysoką strefą z elementami pressingu, wyprzedzania rywali do piłki oraz ciągłej gotowości do ataku. Młody trener Górnika Zabrze może być uznany za wychowanka obu tych szkół niemieckich ( ukończył DFB i pracował z Kloppem oraz Tuchelem).
To co Niemiecka Szkoła wniosła do współczesnej piłki to : wszechstronna gra do przodu ( wertykalność), nie zawsze w pionie , bo np. Nagelssman preferuje zagrywanie piłki po przekątnej boiska, następnie najbardziej zapoznany gegenpressing oraz nowe role dla bramkarza jako wymiatacza linii obrony, schodzenie bocznych obrońców do środka zamiast grania bokami oraz zmiksowanie ról środkowego napastnika ( 9) z ofensywnym pomocnikiem ( 10) w jednym zawodniku. Ubocznym , ale ważkim efektem unowocześnienia wynalazków było zerwanie z jednostronnością systemową, nie tylko jako stałego ustawienia drużyny ,ale też zmiany ustawienia w trakcie gry .Nie był to zamysł teoretyczny, bowiem wynikał on z dwóch czynników praktycznych,a mianowicie - po pierwsze ,że stałe nastawienie na atak po przechwycie ( odbiorze) piłki redukuje do zera tzw. fazę przejściową oraz ,że formy gry ofensywnej coraz bardziej zależą od rozpoznania słabych stron przeciwnika, jego ustawienia oraz miejsca inicjowania ataku.
Niemiecka szkoła gry po 2008 roku budowana była w opozycji do szkoły hiszpańskiej. Hiszpanie świetnie wyszkoleni technicznie grali wielością podań utrzymując się przy piłce ( słynna złota zasada 15 podań Guardioli) . Niemcy takim technikami nie byli i postanowili przeciwstawić tiki-tace błyskawiczne przechodzenie z obrony do ataku.Niemcy ustawiali się głęboko, a po odzyskaniu piłki natychmiast wszystkimi siłami rzucali się do przodu. Statystycy obliczyli ,że kontr w LaLiga wyprowadzano przeciętnie 19 na mecz ,a w Bundeslidze 32, a goli z tej formy atakowania padało ponad 2 razy więcej. . Taka wertykalność gry wymagała metodyki odzyskiwania piłki i Ralf Ragnick wymyślił to co można nazwać kontrpressingiem, a mianowicie odzyskiwanie piłki natychmiast po jej stracie ( słynny dzwon odmierzający 5 sekund) . W futbolu niemieckim to była totalna rewolucja , bowiem był on tradycyjnie zafiksowany na grę "plastrem" i na libero , nawet bardziej niż futbol włoski. Libero były największe niemieckie gwiazdy począwszy od Beckenbauera, przez Netzera, Matthausa,Sammera, Ballacka,że wymienię najbardziej znanych. W literaturze przedmiotu uznaje się rok 1998 za odejście w Niemczech od krycia indywidualnego i libero , kiedy to Ragnick jako trener Ulm , lidera 2 Bundesligi przeszedł na grę " czwórką" w obronie , krycie strefowe oraz pressing.Jego zdaniem warunkiem stosowania agresywnego pressingu jest krycie strefowe. Oczywiście spotkał się z niezwykle ostrą krytyką, ale po kilku latach nikt już nie wracał do poprzednich koncepcji.
Kolejną innowacją była likwidacja fazy przejścia z ataku do obrony , przez natychmiastową próbę zdobycia piłki z powrotem i od razu przejścia od fazy straty do ponownego posiadania . Gegenpressing to nie kontrowanie pressingu rywali ,ale zakładanie pressingu , gdy rywal kontratakuje. Klopp uważa ten sposób gry na najefektywniejszy i na gruncie statystyk ma rację. Bowiem nie trzeba drobiazgowych wyliczeń, aby wiedzieć,że na przedostanie się z piłką pod bramkę rywali od własnego bramkarza potrzeba znacznie więcej czasu ,niż kiedy atak zapoczątkowuje się bliżej bramki rywali, im bliżej tym lepiej.
Gra wertykalna ze stosowaniem gegenpressingu w EURO 2012 okazała się nie tak skuteczna, aby Niemcom zapewnić pełen sukces i ten fakt sprawił,że wprowadzili do gry innowacyjne uzupełnienia wydatnie zwiększając jej efektywność. Gra wysoką obroną sprawiała,że wytwarzała się luka pomiędzy obrońcami i bramkarzem co mogli wykorzystać rywale do przerzutu piłki w ten wolny rejon boiska. Postanowiono nie cofać obrońcy ,aby zapewnić głębię obrony , ale zadanie wymiatania piłek z tego obszaru powierzono bramkarzowi. Kolejna nowością wynikającą z konieczności zabezpieczenia się przed kontrami rywali stało się schodzenie bocznych obrońców do środka boiska. Dotychczas "złota reguła' głosiła,że boczny obrońca i skrzydłowy nie powinni nigdy znaleźć się w tym samym prostokącie boiska. Tradycyjnie oznaczało to,że skrzydłowy schodził do środka. Takie wysokie podchodzenie bocznych obrońców pod obronę było często katastrofalne , bo przeciwnicy mieli po kontrach wolne sektory boiska ,głównie w centrum , bo obrońcy byli za wysoko, za bardzo z boku i nie brali udziału w akcji, ani nie mieli czasu ,aby się cofnąć. Uznano więc,że kiedy zespół będzie atakował to boczni obrońcy przejmą funkcje defensywnych pomocników . Takie podejście dało pretekst Lahmowi do stwierdzenia ,że " Piłka nożna się odmieniła, rzadko spotyka się zawodnika, który potrafi grać tylko na jednej pozycji .Teraz tak można powiedzieć o bramkarzu, środkowym obrońcy i może o środkowym napastniku . Wszyscy inni są zasadniczo na boisku pomocnikami" .
W samym atakowaniu także dostrzeżono możliwości zmian ,a mianowicie nastawienie na szybkie odzyskiwanie piłki wymagało po pierwsze, aby wszyscy zawodnicy atakujący ( środkowy napastnik, skrzydłowi, pomocnicy) po stracie piłki natychmiast ruszali do jej odzyskania , a po jej odbiorze błyskawicznie przeprowadzali atak, a więc musiało nastąpić naturalne połączenie zadań ofensywnego pomocnika i napastnika i Niemcy nazwali tę funkcję raumdenterem, którym to mianem określa się ruchliwego, wbiegającego pod koniec akcji w pole karne , wszechstronnego ,bramkostrzelnego gracza ofensywnego.
Trener Gaul w kilku wywiadach stwierdził ,że dąży do przeniesienia założeń szkoły niemieckiej do Górnika,ale potrzebuje na tę metamorfozę czasu.Ja od siebie dodam,że chyba jednak znacznie bardziej wyszkolonych, przygotowanych technicznie i mentalnie zawodników.
O tym,że interpretacja więcej znaczy niż poddane jej zjawisko.
Po meczu Legii z Piastem pozwoliłem sobie na kilka pochwalnych zdań pod adresem inteligencji. Otóż ten kij ma też swój drugi koniec, bowiem inteligencja jest w swej funkcji głównej narzędziem utylitarnym służącym najsprawniejszej orientacji biologicznej człowieka w otaczającym środowisku i stanowi system percepcji świata przystosowany do zadań technicznych , nie zaś czysto poznawczych. W wyniku tej funkcji użytkowej wytwarza ona obraz rzeczywistości najlepiej przystosowany do przewidywania zdarzeń i dokonywania na materii pożytecznych zabiegów. Aby to sprawić inteligencja deformuje rzeczywistość, bowiem działa nie w zamiarze dogłębnego jej poznania,ale pełni funkcje przystosowawcze (głównie adaptacyjne) . W tym celu posługuje się ona instrumentami zniekształcającymi świat - abstrakcją i analizą, zabiegami mającymi rozkładać rzeczywistość na sztucznie wyizolowane fragmenty, umartwiać i unieruchamiać płynność zjawisk, interpretować ruch i postęp jako sumę stanów statycznych i w dużej mierze statystycznych, redukować przemiany rzeczy do zmian ilościowych, operować modelami niezmienności w czasie. Tak też analizy dokonywane w piłce nożnej można uznać za rodzaj interpretacji obserwowanej i odnotowywanej rzeczywistości. Sam interpretacja bowiem to hipoteza tycząca zrozumienia i wytłumaczenia wieloznacznych zjawisk. Każda interpretacja oparta jest o zasadę przystosowalności. Jak to napisał prof. F.Gonseth , jeżeli nie zna się prawdy to trzeba szukać to co najbardziej pasuje, co najlepiej opisuje okoliczności i zgodne jest z wymogami logiki.
Historycznie za pierwszego , który dokonał analizy meczu piłkarskiego stosując metody i dane statystyczne uważa się ppłk Charlesa Reepa. On to w latach 30-tych XX wieku oszacował ,że przeciętna drużyna przeprowadza ok. 280 ataków na mecz , a skoro średnio padają dwa gole na mecz ,to 99,29% ataków kończy się niepowodzeniem. Kontynuując rozważania Reep doszedł do wniosku,że zbyt duża liczba podań jest ryzykowną stratą czasu.Stwierdził ,że większość bramek pada po krótkich akcjach. Dlatego najlepszym sposobem na wygrywanie muszą być długie podania . Ta konstatacja zabetonowała futbol angielski aż do 2012 roku, a określenie "kopnij i biegnij" weszło do kanonu dziwactwa.Weryfikacją danych Reepa zajął się Anglik Neil Canhman, który w 2008 roku opublikował swoje dane oparte na wyliczeniach z ponad 4 tys. spotkań , i który stwierdził,że drużyny zdobywają bramki raz na 180 akcji w których posiadają piłkę. Jego konkluzja była zbliżona,a mianowicie : tajemnica futbolu polega na szybkim przenoszeniu piłki pod bramkę rywali. Wymienione próby analityczno-interpretacyjne były chałupnicze . Dopiero szybkie komputery i programy sprawiły ,że niedostatek informacji przerodził się w ciągu kilku lat w ich nadmiar. Około 2010 roku naukowcy Mike Hughes i Ian Franks przeanalizowali dane z tysięcy spotkań i stwierdzili ,że rzeczywiście aż 91,5% akcji kończy się na mniej niż 4 podaniach ,a skuteczność akcji maleje wraz z ilością podań,, a do tego aż 30% goli padało po odbiorze piłki w pobliżu pola karnego rywali. Naukowcy stwierdzili jednocześnie ,że strategia gry długimi podaniami jest nieskuteczna,a to z dwóch powodów , bowiem skuteczność akcji należy mierzyć stosunkiem goli do ilości zagrań, a nie samą ich ilością, skoro zdecydowana większość akcji jest jedno lub dwupodaniowa, a po wtóre częstotliwość padania bramek nie jest tym samym co szanse na ich zdobycie. Dane z wieloletnich obserwacji Premier League pokazują ,że ok. 65% goli padało z gry,a tylko 8% z rzutów karnych. Jednak szanse na zdobycie gola z gry wynoszą 12%, a z rzutu karnego 77%. Ten jaskrawy przykład ukazuje rzeczywisty dylemat czy należy stawiać na częstotliwość czy na prawdopodobieństwo trafienia ?. Odpowiedz na to pytanie złożyła "grę długimi podaniami" do grobu,ale za to narodziła obsesję posiadania piłki. Wykryto bowiem zależność polegającą na tym ,że akcji z większą i dłużej trwającą ilością podań jest zdecydowanie mniej ,niż tych z mniejszą, ale jednocześnie odkryto ,że im dłuższa akcja tym większa szansa,że zakończy się golem.Idąc dalej tym tropem Hughes i Franks stwierdzili ,że średnio na zdobycie gola potrzeba 9 oddanych strzałów na bramkę. Im więcej oddanych strzałów, tym więcej bramek, a więcej strzałów oddawanych jest wówczas kiedy dłużej posiada się piłkę, a więc kiedy piłki się nie traci. Te obserwacje potwierdziły wyniki ligowe ,a mianowicie najlepsze, będące najwyżej w tabeli zespoły miały stosunkowo niski procent skuteczności pomiędzy 10-15%, zaś te z dołu tabeli ok. 25 % ,a nawet 50%. Tylko ,że te z góry tabeli zdobywały więcej bramek i częściej wygrywały . Oczywiście gotowa recepta na zwyciężanie nie istnieje. Wadą podanych powyżej efektów analiz jest to ,że koncentrują się one na tym jak wykorzystać możliwości ,aby zdobywać bramki, a nie na tym co trzeba robić,aby bramek nie tracić. Rozstrzygnięcie alternatywy , czy lepiej strzelić o jedną bramkę więcej od przeciwnika , czy stracić o jedną mniej na gruncie statystyk pozostaje nierozstrzygnięte. Ja opowiadam się za pierwszą opcją i pod tym kątem oceniam Legię.
O tym,że w ramach ogólnej strategii gry swe miejsce musi znaleźć indywidualizacja .
Trener Kosta Runjaicz także jest przedstawicielem tzw. szkoły niemieckiej,ale tej nieco dawniejszej .Był bowiem asystentem mało znanych trenerów jak Uve Storera, Jurgena Kohlera i Petricka Sandersa, zaś Kloppa podglądał jako trener drugiej drużyny FC Maintz 05. Runjaicz to trener skrupulatny i widać,że uporządkował grę Legii wprowadzając w niej jaki taki ład. Niestety do tej pory, podobnie jak w Pogoni demonstrował Kost(a)yczność w niezmienności strategii gry.Tym samym nie przejął tej elastyczności jaką wykazują uczniowie Ragnicka. Nie chodziło o taktyczne ustawienie, ale o organizację gry ,a w gruncie rzeczy o to ,aby drużyna znała i potrafiła wykorzystać słabe strony rywali jednocześnie neutralizując ich atuty.W moim przekonaniu Górnik jak mało który zespół nadawał się do wykorzystania jego słabości , zwłaszcza na boisku w Zabrzu. Obserwacje Górnika z gry na własnym stadionie wskazują,że pada on ofiarą założeń, wręcz ideowych ich trenera, który uważa chyba za dogmat to czego nauczył się w Niemczech i co opisałem na początku komentarza.W grze Górnika następuje dramatyczny rozziew pomiędzy teoretyczną wiedzą taktyczną ,a jej praktycznym wykorzystaniem, pomiędzy założeniami a ich możliwościami realizacyjnymi. Ten dysonans ,a wręcz dychotomia występuje w zespole Górnika szczególnie w grze na własnym boisku. W tym sezonie na 12 spotkań u siebie : 2 wygrali ( z Rakowem 1;0 i Widzewem 3;0), 4 zremisowali ( z Jagą 1;1, z Piastem 3:3, z Lechią 1;1 i Radomiakiem 0;0) oraz 6 przegrali ( z Cracovią 0;2,ze Stalą 1;3, z Zagłębiem 2;3,z Lechem 1;2, Miedzią 0:3 i Legią 0;1). Bilans bramkowy to 13 do 19 . Ten negatywny bilans Górnika nie wynika ze złej organizacji gry defensywnej i ściśle ujmowanej gry obronnej , bo jak i we wczorajszym spotkaniu widzieliśmy , zawodnicy tej drużyny poprawnie operują technikami obronnymi. Nie jest to jeszcze ten poziom zorganizowania w tym aspekcie co Radomiak, Warta czy Cracovia,ale wyższy niż w innych zespołach ,w tym w Legii. Głównym powodem jest zafiksowanie na punkcie kontrpressingu jako metody tak samo ofensywnej ( szybki atak po zdobyciu piłki), jak i defensywnej ( skupienie uwagi rywali na niedopuszczaniu do kontr). Piłkarze Górnika owszem starają się odzyskiwać piłkę,ale czynią to dość nieudolnie, a nawet jak ją zdobędą to mają problemy z utrzymaniem się przy niej. Tym samym usilne nastawienie na gegenpressing obraca się przeciwko nim. W tym wypadku chodzi o to ,że kiedy nie potrafią odzyskać piłki to obrońcy powinni być tej klasy ,aby nie dopuszczać do groźnych sytuacji i utraty bramek. A w Górniku po odejściu Gryszkiewicza i Wiśniewskiego skutecznych defensorów brak . Owszem mają w składzie dość znane nazwiska jak : Olkowski, Janicki, Jensen czy Berstrom, ale są one mocno zakurzone. Natomiast tak jak wczoraj kiedy Legia nie grała szybkim atakiem ani kontratakiem to do czasu czerwonej kartki Josuego byli dla naszej drużyny bladym tłem.
Wczoraj drużyna Górnika w grze obronnej stosowała dwa warianty: po pierwsze , kiedy nasi zawodnicy przy wyprowadzaniu piłki grali szybko i zagrywali piłką w pionie to zakładali średni pressing, a gdy gracze Legii przedarli się przez tę nieszczelną zaporę to przechodzili do obrony strefowej z asekuracją. Drugi wariant był stosowany kiedy zawodnicy Legii grali wolno usiłując rozgrywać piłkę w poziomie , wówczas wchodzili w wysoki pressing już od miejsca inicjowania akcji .
W sumie poza walecznością to nie ma zespołu Górnika za co pochwalić.
O tym,że Legia nie dyskontuje doświadczenia i ogrania zawodników.
Wykazuję dużą dozę cierpliwości i wyrozumiałości wobec poczynań naszej drużyny na boisku,ale nie pojmuję z czego wynika prezentowana postawa , która przystoi beniaminkowi ,ale nie uchodzi drużynie złożonej z wielu klasowych i doświadczonych zawodników. Rozumiem,że zespół pod kierunkiem Runjaicza poszukuje swego stylu gry, że doskonali jej organizację w taktycznym ustawieniu ,ale nie może jednak być tak jak wczoraj ,że różnice w umiejętnościach ,klasie pomiędzy zawodnikami obu drużyn wręcz uległy zatarciu. Główną cechą wyróżniającą "lepszy zespół' jest kontrola nad wydarzeniami boiskowymi poprzez spokój, dojrzałość, opanowanie ,zgranie., utrzymywanie się przy piłce, zwłaszcza dzięki celnym podaniom , radzenie sobie z presją ,itd. Przecież tacy zawodnicy jak Jędrzejczyk, Augustyniak, Ribeiro, Josue, Kapustka,Wszołek, Pekhart grali w silnych zespołach a wielu z nich w reprezentacjach, a tacy młodzi zawodnicy jak Nawrocki, Slisz, Muci czy Rosołek grało lub gra w młodzieżowych reprezentacjach.Tak naprawdę to Legia pod względem jakości kadry może mieć konkurenta tylko w Lechu. Owszem w Legii brakuje takich tuzów jak Ishak czy Ivi Lopez,ale suma umiejętności jest u nas bardzo wysoka.
We wczorajszym spotkaniu nasz trener wreszcie wykonał manewr polegający na dwuaspektowym zaskoczeniu zespołu rywali, a więc po pierwsze nastawił drużynę na zdobycie przewagi bramkowej w I połowie, aby kontrolować wynik grając na jego utrzymanie , a po wtóre powierzył ciężar prowadzenia gry ofensywnej Kapustce i przede wszystkim Muciemu odciążając z tej roli dotychczasowego lidera Josuego. Muszę przyznać,że Muci mi zaimponował , gdyż był wszędobylski i brał aktywny udział w akacjach prowadzonych po prawej i po lewej stronie boiska oraz w środku.Wykonał przez godzinę kawał porządnej piłkarskiej roboty.
Niestety realizacja sensownych założeń taktycznych rozbijała się przez godzinę wielokrotnie o brak celnych podań do zawodników wychodzących na dogodne pozycje ,a po godzinie tym brakiem było osłabienie drużyny przez Josue. Gawin co prawda opisał kluczowe zagrania ,ale ja dodam ,że nasi mieli 14 niecelnych podań w sytuacjach w których po wymanewrowaniu defensorów Górnika mieliśmy otwarte korytarze na połowie rywali,a najwięcej niecelnych podań zanotował bardzo aktywny Kapustka. Lecz najniżej oceniam analfabetyzm taktyczny jakim "popisał " się w 51 ' Wszołek. Przedarł się on przez wysoką obronę rywali i w sytuacji taktycznej naszej przewagi 2 na 1 podał niecelnie.To kompromitacja , bo wykorzystywania takiej przewagi uczy się na poziomie trampkarza.
W II połowie ostatnią akcję ofensywną w ataku nasz zespół przeprowadził w 54 minucie.Tym samym tymi, którym w głównej mierze nasza drużyna zawdzięcza dowiezienie skromnej przewagi do końcowego gwizdka byli król pola karnego Jędrzejczyk oraz ofiarny i skutecznie przerywający akcje rywali przed polem karnym Slisz.
O tym,że sędzia Frankowski został antybohaterem .
Sędzia Frankowski został wyznaczony do prowadzenia spotkania Legii po półtorarocznej przerwie , bowiem wyczerpał limit wybitnie nieudanych występów w roli arbitra naszej drużyny. Powierzenie mu roli rozjemcy wczorajszego spotkania było fatalnym pomysłem. Trudno to normalnym tokiem rozumowania objąć ,ale Frankowski bezwiednie prowokuje problemy, których nie potrafi rozwiązać , albo też do ich rozwiązania nie dojrzał. Przede wszystkim cechowała go niekonsekwencja, nie potrafił podjąć we właściwym czasie koniecznych decyzji oraz wykazywał karygodny brak zdecydowania. Tego co nazywamy kontrowersjami było stanowczo za dużo, ale tylko część z nich jest możliwa do obrony , natomiast wiele to kpina z przepisów i elementarnej sprawiedliwości .
Sędzia ma prawo do dokonywania swobodnej oceny usiłowania wymuszenia rzutu karnego lub wolnego, ale jego obowiązkiem jest traktowanie takich zachowań jednakowo czyli konsekwentne karanie kartkami,a nie traktowanie kar wybiórczo, bo to zakrawa na brak obiektywizmu.
Żeby nie być gołosłownym to dokonajmy przeglądu kilkunastu decyzji Frankowskiego w porządku chronologicznym :
- 17' - Kapustka jest faulowany przez Janżę przed polem karnym Górnika w sytuacji w której wychodził na czystą pozycję przed bramkarza. Podręcznikowa czerwona kartka,a sędzia karze gracza Górnika żółtym kartonikiem,
- 20' - piłka po rzucie wolnym odbija się od ręki zawodnika Górnika stojącego w murze. Sędzia słusznie nie dopatruje się przewinienia , bo ręka jest blisko ciała,
- 32' - Dadok usiłuje wymusić rzut karny, a sędzia go nie karze żółtą kartką . Nikt nie miałby do Frankowskiego pretensji o taki brak kary , gdyby nie ukarał w 65 minucie za podobne przewinienie Josuego, czego skutkiem było osłabienie Legii,
- 39' - sędzia dopuszcza do przepychanek po bramce dla Legii, w sumie przez swoją bezczynność, bo albo powinien posiłkować się VARem,albo kazać wznowić grę od środka, a on tylko stał jak mumia. W zamieszaniu dokładnie widać jak Mvondo kopie bez piłki Josuego , za co przepis przewiduje tylko jedną karę w postaci czerwonej kartki,a gracz Górnika dostaje tylko żółtą. To chyba w tej sytuacji Frankowski " zapamiętuje" po raz pierwszy protestującego Josuego , któremu "odpłaci się " w 65 ',
- 47' - Włodarczyk usiłuje wymusić rzut wolny przed naszym polem karnymi i nie zostaje upomniany żółtą kartką,
- 52 ' - ewidentne przerwanie dobrze zapowiadającej się akcji przez Janżę, który chwytem za koszulkę powala na ziemię Josuego . Nie ma kary,
- 55' - brutalne kopnięcie przez Jensena Pekharta za co powinna być co najmniej żółta kartka . Sędzia nie karze Fina,
-60 ' - kolejne brutalne wejście w nogi Josuego przez Janżę i ponownie bez kary,
- 63' - Hurk uderza łokciem w twarz Augustyniaka wybijając mu zęby, za co jest tylko jedna kara w postaci czerwonej kartki ,ale sędzia tego nie czyni. Za to karze żółtą kartką protestującego kapitana Legii Josuego,
- 65' sędzia słusznie karze Josuego żółtym kartonikiem za usiłowanie wymuszenia rzutu wolnego,
- 78' Hurk usiłuje wymusić rzut wolny, bez kary.
Frankowski ponownie przewrócił się o Legię.
Komentatorzy wczorajszego spotkania nie pomagali w jego oglądaniu,a to z tego głównego powodu,że nie wymieniali nazwisk zawodników biorących udział w akacjach. Na boisku grają zawodnicy mający swe nazwiska ,a nie bezosobowe nazwy zespołów. W czasach szacunku dla widza takie niechlujstwo byłoby dla sprawozdawcy dyskwalifikujące.
Mnie ciekawi czy jaskółka , która wzleciała we wczorajszym spotkaniu jest zwiastunem wiosny czyli skutecznej gry w wykonaniu Legii.
Cieszy mnie ,że uważasz,że sędzia Frankowski nie pobłądził ,ale martwi apodyktyczność Twego sądu.
Otóż sędziwie piłkarscy są szkoleni poprzez kursy podstawowe i doskonalące oraz nabierają umiejętności dzięki praktyce boiskowej i teoretycznie najlepsi nich awansują do najwyższej półki. Podobnie dzieje się z sędziami sądowymi, którzy kończą prawo, następnie aplikację, zdają egzamin sędziowski i po "stażu " sądzą. Podobnie obie grupy mają do dyspozycji przepisy, dokonują wykładni w oparciu o utrwalone reguły, interpretacje, a o pewną jednolitość orzekania dba w przypadku sędziów sądowych Sąd Najwyższy,a w przypadku sędziów piłkarskich Kolegium Sędziów. Różnica jest taka,że w przypadku sędziów sądów istnieje sformalizowana droga odwoławcza do wyższych instancji ,a w przypadku sędziów piłkarskich taka droga jest iluzoryczna, ze względów zrozumiałych.W przypadku sądów od starożytności wiadomo było,że żaden człowiek nie jest nieomylny ,i tak jest w przypadku wyroków ,więc uchwalano coraz bardziej kazuistyczne przepisy zmniejszające pole dowolności oraz wprowadzono instancyjność . Podobnie dzieje się w piłce, w której przepisy są coraz bardziej szczegółowe ,a w sytuacjach niejednoznacznych ,a decydujących o wyniku wątpliwości ma pomóc rozwiać VAR.Niemniej w piłce nożnej to sędzia jest tak naprawdę instancją i jedyną i ostateczną.
Rozumiejąc trudności z wyeliminowaniem rażących błędów musimy pogodzić się z tym,że one istnieją. Błędy te, o czym wielokrotnie pisałem , bardzo często nie są efektem celowości, bo jak to opisał w swojej książce "Pułapki myślenia" opartej na wieloletnich badaniach prof. Kahneman wynikają z "pułapek poznawczych".
W przypadku sędziego Frankowskiego to moim zdaniem jego rażące błędy wynikały ze stresu związanego z sędziowaniem meczu Legii po półtorarocznej przerwie, z negatywnym nastawieniem do niego zawodników Legii, czemu dali wyraz chociażby na Facebooku czy na Twitterze oraz na wywieraniu na nim , moim zdaniem, niedopuszczalnej, presji przez Josuego, który agresywnie kwestionował każdą jego decyzję. Sędzia Frankowski chyba nie chcąc ulegać tej presji, bo to w końcu to on ma decydować ,podejmował rozstrzygnięcia oparte na zbyt dużej dozie dowolności a i być może w kontrze do Jozuego.
Jednocześnie , takie często absurdalne decyzje są usprawiedliwiane przez innych sędziów czujących się związanych lojalnością , którą można równie dobrze nazwać klikowością lub kastowością. Ataki na sędziów sprawiają,że czują się oni osaczeni jak by byli w oblężonej twierdzy i muszą się bronić. Dodać należy ,że jest to środowisko bardzo małe i zamknięte i przez to przypadki problemów psychicznych związanych z nadmiernie ostrą krytyką są udziałem wszystkich.
To tyle tytułem zasygnalizowania trudności z jednakową oceną zdarzeń.
Omówmy tylko trzy najbardziej charakterystyczne sytuacje z meczu pod kątem zgodności decyzji Frankowskiego z przepisami i ich wykładniami o czym można przeczytać na stronach Kolegium Sędziów oraz w biuletynie "Sędzia" na oficjalnej stronie PZPN.
W przypadku ewentualnej czerwonej kartki dla Janży za faul na Kapustce to podstawowy przepis jest taki,że w przypadku kiedy zawodnik ( nie ma mowy o piłce, tylko o zawodniku) wychodzi na dogodną pozycję do zdobycia bramki ( skrótowo oddaję istotę przepisu) i jest faulowany to zawodnik faulujący podlega usunięciu z boiska.W przypisie do przepisu wyjaśnia się,że sędzia musi brać pod uwagę m.innymi odległość od bramki, miejsce w którym znajdują się partnerzy faulującego oraz to czy faulujący może opanować piłkę. W interpretacji do przypisu stwierdzono ,że uważa się ,że zawodnik może opanować piłkę w sytuacji w której nie opuściła ona pola gry ,ani też nie posiadł jej żaden inny zawodnik . Czyli jeżeli piłka jest w grze i jest bliżej bramki ,niż zawodnik faulowany to dla celu gry ( preferowanie gry ofensywnej) przyjmuje się ,że mógł on posiąść piłkę. Sędzia Frankowski samowolnie i dowolnie uznał ,że Kapusta nie dojdzie do piłki ,ale takiego uprawnienia w świetle przepisu on nie ma. On ma tylko stwierdzić czy był faul , czy wychodził sam na sam na bramkę i czy piłka jest w grze przed faulowanym. Ten woluntaryzm to nadużycie uprawnień.
W przypadku faulu na Josue to Mvondo naruszył dwa przepisy na podstawie których sędzia ma oblig ukarania czerwoną kartką ,a mianowicie agresywny atak na nogi oraz uderzenie, kopnięcie rywala bez piłki i bez walki o piłkę.
W przypadku ataku na Augustyniaka również przepis jest jednoznaczny ,a mianowicie nakazuje on wykluczać z gry tego zawodnika, który użył nadmiernej siły w walce z rywalem. Twierdzenie o jakiejś celowości lub jej braku to przejaw, albo nieuctwa, albo celowej manipulacji. Przepisy piłkarskie tylko incydentalnie posługują się pojęciem winy w rozumieniu prawa ( karnego lub cywilnego) , bowiem ta kwestia jest rozstrzygalna na gruncie psychologii, pozostawiając czysty i jasny opis sytuacji faktycznej. Jak by nie patrzeć,aby wybić komuś zęby to trzeba użyć nadmiernej siły czyli przerastającej normalne jej użycie w walce o piłkę. To czy Hurk chciał czy nie chciał dla oceny sytuacji i wydania decyzji nie ma żadnego znaczenia.
Pisząc wyrywkowo powyższe mam świadomość,że ja też podlegam syndromowi "pułapek poznawczych". Uzasadniam jedynie dlaczego napisałem to co napisałem.
Pozdrawiam.
Pozbawienie przeciwnika realnej szansy na zdobycie bramki faulem (DOGSO)
W uzupełnieniu wszystkich zapisów w Przepisach Gry, dotyczących identyfikacji realnej szansy na zdobycie bramki, a także sposobów karania w przypadku jej pozbawienia, przypominamy następujące, niepodane w Przepisach Gry zasady podejmowania decyzji.
DOGSO tylko wtedy będzie miało miejsce, gdy sędzia stwierdzi, że zawodnik, gdyby nie został sfaulowany, posiadałby (nadal posiadałby) realną szansę na zdobycie bramki.
A to ze strony Stowarzyszenia Sędziów Profesjonalnych (proreferees.com):
3) Possible denial of obvious goalscoring opportunity (DOGSO) situation, but with considerations missing
The four considerations for DOGSO are:
• distance between the offence and the goal
• general direction of the play
• likelihood of keeping or gaining control of the ball
• location and number of defenders
W tej sytuacji Frankowski błędu nie popełnił.
Nadal obstajesz przy swoim mimo ,że zacytowana interpretacja jest jednoznaczna,a mianowicie , faul obrońcy przeszkadza w dojściu do sytuacji stwarzającej "czystą' sytuację do zdobycia bramki z tego powodu musi być ukarany. Wyjaśnienie nie jest zbyt zawiłe,więc postaram się najprościej. Ten przepis , podobnie jak inne jest po coś i dla kogoś. W prawie nazywa się to wykładnią teleologiczną ( celowościową). Otóż jest to przepis sankcyjny którego podmiotem ( adresatem) jest ten obrońca, który w niedozwolony sposób przeszkadza w wyjściu na czystą pozycję do zdobycia bramki.W żaden sposób nie odnosi się on do zawodnika faulowanego , który jest ofiarą. Przepis z przypisem zupełnie jasno stwierdza ,że piłkarz faulujący nie wie czy napastnik dojdzie do czystej sytuacji czy nie i temu w sposób niedozwolony przeszkadza i musi być wykluczony z gdy chyba, że zajdą ściśle enumeratywnie podane okoliczności ekskulpujące,ale oparte o kryteria obiektywne ,a nie subiektywne. Chodzi o to,że gdyby obrońca faulujący miał świadomość,że piłkarz faulowany nie dojdzie do piłki to, by faulu nie popełnił, bo po co?. Zakładamy oczywiście ,ze przepis jest logiczny ,a nie idiotyczny.Jedną z przesłanek uwaaniających od kary wykluczenia jest to,że między faulowanym a bramką jest inny zawodnik , że odległość jest tak duża,że rywal może zdążyć przeszkodzić ,albo rywale ( rywale) są tak blisko ,że mogą uniemożliwić dojście do piłki oraz to ,że faulowany nie może dojść do piłki z tego powodu ,że opuściła ona plac gry lub jest w posiadaniu innego piłkarza. Bowiem piłka będąca w stanie wolnym na boisku ("w grze") zawsze może być "zdobyta" przez każdego piłkarza.
Odmienna wykładnia dająca sędziemu prawo do woluntarystycznej oceny szans na zdobycie bramki przez faulowanego oznaczałby ,że przepis jest martwy , bo zależny od widzimisię sędziego. Skoro przepisu nie usunięto to obowiązkiem sędziego jest go stosować zgodnie z jego celem, a więc karaniem wykluczeniem z gry za uniemożliwienie wyjścia na tzw. czystą pozycję do zdobycia bramki .Piłka jest tylko narzędziem , bo przedmiotem oceny jest zachowanie zawodnika faulującego i sytuacji w jakiej to przewinienie popełnia.
Mówiąc wprost " czerwona kartka " pokazana Janży broniłby się sama, natomiast jej nie pokazanie wymaga ekwilibrystycznej obrony z użyciem łamańców słowno-muzycznych