- Kategoria: Kalejdoskop futbolowy
- iocosus
Biało-Czerwoni na Mundialu
Jak Polacy grali w piłkę w Katarze? Za chwilę się przekonamy i o tym w tym miejscu będziemy prawić. Romantycznie czy pragmatycznie, wzorem kircholmskiej husarii czy Greków falangi? Wrócimy z tarczą, czy na tarczy? Michniewicz - veni, vidi, vici, czy też miałeś trenerze złoty róg, miałeś czapkę z piór?...
Mundial w Katarze jest dwudziestym drugim w kolejności, reprezentacja Polski dotychczas uczestniczyła w ośmiu z nich:
Francja 1938
1/8 finału
Polska - Brazylia 5:6
RFN 1974
3. miejsce
Polska - Argentyna 3:2,
Polska - Haiti 7:0,
Polska - Włochy 2:1,
Polska - Szwecja 1:0,
Polska - Jugosławia 2:1,
Polska - RFN 0:1,
Polska - Brazylia 1:0
Argentyna 1978
5.-8. miejsce (II runda grupowa)
Polska - RFN 0:0,
Polska - Tunezja 1:0,
Polska - Meksyk 3:1,
Polska - Argentyna 0:2,
Polska - Peru 1:0,
Polska - Brazylia 1:3
Hiszpania 1982
3. miejsce
Polska - Włochy 0:0,
Polska - Kamerun 0:0,
Polska - Peru 5:1,
Polska - Belgia 3:0,
Polska - ZSRR 0:0,
Polska - Włochy 0:2,
Polska - Francja 3:2
Meksyk 1986
9.-16. miejsce (1/8 finału)
Polska - Maroko 0:0,
Polska - Portugalia 1:0,
Polska - Anglia 0:3,
Polska - Brazylia 0:4
Japonia / Korea Południowa 2002
25.-32. miejsce (faza grupowa)
Polska - Korea Płd. 0:2,
Polska - Portugalia 0:4,
Polska - USA 3:1
Niemcy 2006
17.-24. miejsce (faza grupowa)
Polska - Ekwador 0:2,
Polska - Niemcy 0:1,
Polska - Kostaryka 2:1
Rosja 2018
25.-32. miejsce (faza grupowa)
Polska - Senegal 1:2,
Polska - Kolumbia 0:3,
Polska - Japonia 1:0
W XXI wieku na mundialach regularnie gramy tylko trzy grupowe mecze, żeby po nich odpaść z kolejnej fazy turnieju. Zwyczajowo i prześmiewczo gramy mecz otwarcia, o wszystko i o honor. Czy w Katarze ta "rutyna" zostanie przełamana, zadecydują wyniki kolejnych trzech meczów:
22 listopada (wtorek): Meksyk – Polska (godz. 17:00 czasu polskiego)
26 listopada (sobota): Polska – Arabia Saudyjska (godz. 14:00 czasu polskiego)
30 listopada (środa): Polska – Argentyna (godz. 20:00 czasu polskiego)
Kadra reprezentacji Meksyku na mundial
Od lewej: numer, imię i nazwisko, wiek, klub, mecze w reprezentacji/bramki
Bramkarze:
1. Alfredo Talavera, 40, FC Juarez, 40/0
12. Rodolfo Cota, 35, Club Leon, 8/0
13. Guillermo Ochoa, 37, CF America, 131/0
Obrońcy:
2. Nestor Araujo, 31, CF America, 62/3
3. Cesar Montes, 25, CF Monterrey, 40/1
4. Edson Alvarez, 25, Ajax Amsterdam, 59/3
5. Johan Vasquez, 24, US Cremonese, 6/0
6. Gerardo Arteaga, 24, KRC Genk, 17/1
15. Hector Moreno, 34, CF Monterrey, 127/5
19. Jorge Sanchez, 24, Ajax Amsterdam, 25/1
23. Jesus Gallardo, 28, CF Monterrey, 78/1
26. Kevin Alvarez, 23, CF Pachuca, 8/0
Pomocnicy:
7. Luis Romo, 27, CF Monterrey, 26/1
8. Carlos Rodriguez, 25, Cruz Azul, 36/0
14. Erick Gutierrez, 27, PSV Eindhoven, 34/1
16. Hector Herrera, 32, Houston Dynamo, 102/10
18. Andres Guardado, 36, Real Betis, 179/28
24. Luis Chavez, 26, CF Pachuca, 8/0
Napastnicy:
9. Raul Jimenez, 31, Wolverhampton Wanderers, 96/29
10. Alexis Vega, 24, CD Guadalajara, 22/5
11. Rogelio Funes Mori, 31, CF Monterrey, 16/6
17. Orbelin Pineda, 26, AEK Ateny, 50/6
20. Henry Martin, 29, CF America, 26/6
21. Uriel Antuna, 25, Cruz Azul, 36/10
22. Hirving Lozano, 27, SSC Napoli, 59/16
25. Roberto Alvarado, 24, CD Guadalajara, 32/4
Kadra Arabii Saudyjskiej:
Bramkarze:
Mohamed Al-Owais (Al-Hilal), Nawaf Al-Aqidi (Al-Nassr), Mohamed Al-Yami (Al-Ahly).
Obrońcy:
Yasser Al-Shahrani (Al-Hilal), Ali Al-Bulaihi (Al-Hilal), Abdulelah Al-Amri (Al-Nassr), Abdullah Madu (Al-Nassr), Hassan Tambakti (Al-Shabab), Sultan Al-Ghanam (Al-Nassr), Mohammed Al-Breik (Al-Hilal), Saud Abdulhamid (Al-Hilal).
Pomocnicy:
Salman Al-Faraj (Al-Hilal), Riyadh Sharahili (Abha), Ali Al-Hassan (Al-Nassr), Mohamed Kanno (Al-Hilal), Abdulelah Al-Malki (Al-Hilal), Sami Al-Najei (Al-Nassr), Abdullah Otayf (Al-Hilal), Nasser Al-Dawsari (Al-Hilal), Abdulrahman Al-Aboud (Ittihad), Salem Al-Dawsari (Al-Hilal), Hattan Bahebri (Al-Shabab), Nawaf Al-Abed (Al-Hilal).
Napastnicy:
Haitham Asiri (Al-Ahly), Saleh Al-Shehri (Al-Hilal), Firas Al-Buraikan (Al-Fateh).
Kadra Argentyny:
Bramkarze:
Emiliano Martinez (Aston Villa), Geronimo Rulli (Villarreal), Franco Armani (River Plate)
Obrońcy:
Nahuel Molina (Atletico Madryt), Gonzalo Montiel (Sevilla), Cristian Romero (Tottenham), German Pezzella (Real Betis), Nicolas Otamendi (Benfica), Lisandro Martinez (Manchester United), Marcos Acuna (Sevilla), Nicolas Tagliafico (Olympique Lyon), Juan Foyth (Villarreal)
Pomocnicy:
Rodrigo De Paul (Atletico Madryt) Leandro Paredes (Juventus), Alexis Mac Allister (Brighton) Guido Rodriguez (Real Betis), Alejandro "Papu" Gomez (Sevilla), Enzo Fernandez (Benfica), Exequiel Palacios (Bayer Leverkusen)
Napastnicy:
Angel Di Maria (Juventus), Lautaro Martinez (Inter Mediolan), Julian Alvarez (Manchester City), Nicolas Gonzalez (Fiorentina), Joaquin Correa (Inter Mediolan), Paulo Dybala (AS Roma), Leo Messi (PSG)
Trener Meksyku Gerardo Martino:
- Z pewnymi różnicami taktycznymi Szwecja jest jak Polska. To drużyna, która odpowiednio wraca, dobrze radzi sobie w pojedynkach powietrznych i wykorzystuje każdy najmniejszy błąd w ustawieniu. (...) Jestem podekscytowany i pewny. Nie możemy niczego wykluczyć, ale w mojej głowie nie ma ani jednej myśli, która nie skupia się na mistrzostwach świata. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Zamierzam zrobić to samo, co cztery lata temu. Zamkniemy się, skoncentrujemy i przygotujemy to co najlepsze na mecz z Polską.
– Mamy trudną grupę, z konkurencyjnymi rywalami. Jutrzejszy mecz jest dla nas wyjątkowy i bardzo ważny.
– Polska ma tylko jeden styl gry i na jego podstawie zamierzamy się przygotować do tego meczu. W zespole biało-czerwonych jest dużo wszechstronnych zawodników. Zawsze czekają i szukają otwartej przestrzeni. Styl, który widzieliśmy przeciwko Szwecji może być jutro podobny. (tvpsport)
Trener Arabii Saudyjskiej Herve Renard:
- Miałem okazję zobaczyć polski zespół w meczu Ligi Narodów z Holandią w Rotterdamie, a potem byłem w Warszawie obejrzeć starcie z Belgią. W meczu z Holandią zobaczyłem bardzo dobrze zorganizowaną drużynę. Bardzo szybko przechodzącą do kontrataku. To był bardzo dobry występ. Natomiast w spotkaniu z Belgią trochę za bardzo się broniła.(...) moim zdaniem Polska lepiej wypada, gdy gra w obronie czwórką niż piątką, ale to tylko moja prywatna opinia. (...)
W eliminacjach mundialu oczywiście graliśmy ofensywnie, natomiast podczas mistrzostw świata musimy być dużo lepiej zorganizowani w defensywie, aby osiągnąć dobry wynik. (...) byłem zadowolony z losowania z powodu mamy i z faktu, że moja rodzina pochodzi z Polski. Mecz będzie miał dla mnie znaczenie sentymentalne, ale gram, aby wygrać. (...) Znaleźliśmy się w trudnej grupie, Argentyna jest jej zdecydowanym faworytem, potem są Meksyk i Polska, a nas czeka trudne zadanie. (przeglądsportowy)
Trener Argentyny Lionel Scaloni:
-To, że gracze wierzą w siebie, jest o wiele ważniejsze od strategii, systemu taktycznego i w ogóle wszystkiego, co wiąże się typowo z boiskiem – powiedział Scaloni w rozmowie z Martinem Reichem i Sebastianem Varelą. – Oczywiście nie można tych kwestii lekceważyć. Istotne jest to, w jaki sposób atakujesz i się bronisz. Ale kluczowe znaczenie ma przekonanie samych zawodników do danego kierunku. Myślę, że udało nam się to przekonanie osiągnąć, pomimo początkowych kłopotów. Chłopcy są zdeterminowani i zjednoczeni. Rozumieją, jakie stoją przed nimi wymagania. Łatwo jest płynąć, kiedy wszyscy wiosłują w tym samym tempie i w tę samą stronę. To logiczne, prawda? W ostatnich latach to właśnie osiągnęliśmy – wyznaczyliśmy wspólny kierunek.
– Nie przeceniam swojej roli. Koniec końców, jestem tylko trenerem. W kraju takim jak Argentyna łatwo poczuć się zbyt ważnym, bo skupiasz na sobie mnóstwo uwagi. Ja staram się nie wychodzić z roli, jaka do mnie należy
- Wiele osób polecało mi wsparcie psychologa, kiedy objąłem stanowisko selekcjonera. Faktycznie spadła na mnie duża presja. Na razie dla oczyszczenia umysłu wystarczają mi jednak przejażdżki na rowerze i rozmowy z żoną. Ona do wszystkiego podchodzi spokojniej ode mnie. (weszlo.com)
Czesław Michniewcz 21 listopada na konferencji przedmeczowej w Katarze:
– Stać nas na wyjście z grupy. Nasi rywale to bardzo silne zespoły. Każdy będzie grał o wyjście z grupy. Wszystko zależy od tego, ile zdobędziemy punktów. Biorąc pod uwagę wszystkich zawodników, jakich mamy, wiem, że mamy potencjał. Nie wiem, gdzie nas to wszystko zaprowadzi.
– Doceniam klasę rywala, ale też mamy swoje atuty, które będziemy chcieli pokazać.
– Faworyci nie zawsze wygrywają. Szanujemy przeciwnika. Argentynie kibicuję od mundialu z 1978 roku. Wyjątkiem będzie trzeci mecz mundialu. (wprost.pl)
Michniewicz: Jeśli chodzi o ewolucję i to, jak ten skład się budował, to sami obserwujecie kadrę i widzicie co się zmieniło od początku mojej pracy: jakie mecze graliśmy, w jakim ustawieniu, ilu zawodników w tym czasie uczestniczyło w meczach reprezentacji, kto gra w klubie, a kto nie. Wszystko to braliśmy pod uwagę. Ustawienie, które zaprezentujemy, będzie wynikało właśnie z sytuacji, jaka obecnie jest. Musimy reagować na zmiany, które następują w trakcie pracy z reprezentacją. Dlatego skład ustawiliśmy w oparciu o to.
Jedenastka Gol.pl według przynależności klubowej: Juventus - Aston Villa, Benevento, Spezia, Sampdoria - Al Shabab, Birmingham - Feyenoord Rotterdam, Napoli, Roma - FC Barcelona
Jedenastka według wieku: 32 lata - 25, 34, 22, 30 - 32, 24 - 23, 28, 20 - 34.
Subiektywnie zamieniłbym Al Shabab na Feyenoord, tak żeby Birmingham na szóstce miał obok siebie dwie ósemki Napoli i Feyenoord. Za Al Shabab optują pragmatycy dowodzący że musimy zabezpieczyć własne przedpole, sądzę że i Michniewicz się do tego skłania, natomiast moja subiektywna uwaga w tym miejscu. Wszyscy wiedzą, że mamy ogromne kłopoty z wyprowadzaniem piłki, wystarczy na nas mocno siąść agresywnym wysokim pressingiem, a wówczas albo nasza obrona popełni błąd, albo piłka w ostateczności zostanie podana do bramkarza czyniąc z niego głównego rozgrywającego Biało-Czerwonych. Niestety długie piłki z obrębu pola karnego są łatwe do przechwycenia dla rywala i dają mu możliwość kreowania kolejnych akcji, a w Polakach rośnie frustracja i poczucie bezradności. Tak to wyglądało w meczach z Włochami, Belgią, Holandią, Chile. Żeby temu przeciwdziałać ustawmy dwie ósemki w pomocy dobrze operujące piłką, których zadaniem będzie wyjście spod pressingu i rozegranie piłki. Sorry ale Al Shabab w tym nas ogranicza, a na Birmingham będzie skupiona uwaga przeciwnika, tak jak to było wiosną w meczu ze Szwecją i co o mało nie skończyło się utratą gola.
Wycofany nieco do tytułu Feyenoord mógłby zastąpić na skrzydle Wolfsburg (20 lat) albo mógłby zostać wprowadzony drugi napastnik choćby i Juventus (28 lat).
Przed dzisiejszym meczem oczekiwania mam niemal zupełnie wyzerowane, i nie jest to wotum nieufności w stronę piłkarzy czy trenera, ale raczej wypadkowa doświadczeń wyniesionych z meczów rozegranych w podobnych okolicznościach. Jasne, być może to najsłabszy Meksyk od lat, ale mają oni jednak know-how odnośnie rywalizacji w grupach na kolejnych mundialach i na rozkładzie reprezentacje, do poziomu których nawet się nie zbliżyliśmy. Remis biorę w ciemno.
Dla mnie Zielek powinien być "pod grą" a najszybciej stanie się to na "ósemce", posadzenie Sebka na ławce uznałbym za marnotrawstwo, mam zagwozdkę z trójką ofensywną ponieważ ponownie z jednej strony naszą grę oparłbym o szybkie skrzydła, a z drugiej Lewy na szpicy będzie podwajany i potrajany i dobrze by było gdyby wyciągał obrońców a w jego miejsce wchodził drugi napastnik. Tylko że ten który najlepiej z czegoś takiego się wywiązywał czyli Świderski zagrał z Chile jak samemu przyznał jeden z najgorszych swoich meczów w kadrze. Swidra uważam za największego przegranego meczu z Chile, gdyby w nim się potwierdził, moim zdaniem Czesio by się na niego zdecydował tym bardziej że mógłby liczyć na jego pracę po utracie piłki.
Moje oczekiwania? Już pisałem że moim zdaniem bramki będziemy tracić, nie wiem czy jesteśmy w stanie je strzelać?
Grześkowi Krychowiakowi gdyby wystąpił życzę żeby zagrał na miarę tego co pokazał w meczu ze Szwecją a po meczu mógł zakrzyknąć, zamknijcie się mądralińscy z kanapy w rodzaju iocosusa!
Jakub Pobożniak
Herve Renard, trener Arabii Saudyjskiej ????????: mecz z Polską ???????? będzie dla mnie szczególny. Moi przodkowie pochodzą z Polski, to będzie szczególne uczucie zagrać z krajem, z którym mam więzy krwi. Kiedyś chciałbym zostać waszym selekcjonerem. To byłoby coś szczególnego. #qatar2022
Czesiu uważaj, bo mamy już potencjalnego następcę!
W "sporze" pragmatyków z romantykami o dziwo Michniewicz w doborze personalnym okazał się "romantykiem", ba i można wręcz powiedzieć, że porzucił kunktatorstwo na rzecz ryzyka i odwagi. Czy to przyniesie efekt, przekonamy się w każdym razie mnie odebrał argumenty do krytyki taktycznego ustawienia z dwiema ósemkami Zielińskim i Szymańskim. Oczywiście bardzo, bardzo się dziwię że pominął Bielika na rzecz Krychy, no ale marudzić już za bardzo nie wypada.
Zatem z nadzieją ale i z obawą, obyśmy Czesiu mieli rację z tym postawieniem na "romantyzm".
Żółte kartki: Sanchez, Moreno – Frankowski
Meksyk: Ochoa – Sanchez, Montes, Moreno, Gallardo – Herrera (71' Rodriguez), Alvarez, Chavez – Lozano, Martin (71' Jimenez), Vega (84' Antuna)
Polska: Szczęsny – Cash, Glik, Kiwior, Bereszyński – Kamiński, Krychowiak, Szymański (72' Frankowski), Zieliński (87' Milik), Zalewski (46' Bielik) – Lewandowski
Chciała dusza być romantyczna, na skrzydłach do nieba wzlatać, a winna być pragmatyczna po ziemi twardo chadzać. Sypię głowę popiołem, nic z mojego romantyzmu nie zostało, już dobrze że skoro nie można było wygrać to przynajmniej mecz się zremisowało.
Sytuacja w grupie, mega ciężka i skomplikowana z Saudami trzeba wygrać, tylko jak?
Może gdyby Zalewski, Szymański i Kamiński nie mieli jeszcze mleka pod nosem, to pewnie byłby komplet, no ale pierwszy mecz mają już za sobą. Presja, mam nadzieję, zeszła i Arabów po prostu musimy odprawić z zerowym dorobkiem.
Lewy nie maszyna , pretensji nie mam choć trzeba przyznać ostatnio słabe dni ma. Drugi niewykorzystany karny . Czerwień i zapewne absencja w kilku meczach Barcelony . No nic gramy dalej .
Z planem zgodne nie było co prawda zwycięstwo Arabii nad Argentyną, ale to raczej niewiele zmienia w kontekście naszej rywalizacji o awans, tak czy owak trzeba ograć tę Arabię i walczyć o punkt z Argentyną, zresztą może nawet minimalna porażka w ostatnim meczu też nas przepchnie do 1/8.
Tylko że może się też okazać, że w przyszłą środę wieczorem odpadniemy np. różnicą goli i będziemy żałować właśnie dzisiejszego meczu z Meksykiem i tego, że nie podjęliśmy ryzyka. Pytanie dlaczego go nie podjęliśmy, z czego wynikał nasz posunięty do granic minimalizm? Czy tylko i wyłącznie z taktycznego pragmatyzmu, czy jednak jest tak, że ani trener, ani sama drużyna nie wierzą w to, że jesteśmy w stanie grać z otwartą przyłbicą (lub choć uchyloną!) nawet z tak przeciętnym zespołem jak obecny Meksyk? Atakowaliśmy małą ilością zawodników, głównie długą piłką, indywidualnymi zrywami, z obsesją natychmiastowego 'odbudowania'. Nerwy całkowicie zjadły Zalewskiego, też nieprecyzyjne stałe fragmenty Zielińskiego czy ten pechowy karny Lewego mogą świadczyć o tym, że w drużynie był bardzo wysoki poziom stresu.
Cóż, trzeba mieć nadzieję, że przebieg meczu był jednak w głównej mierze skutkiem kalkulacji i nastawienia, a skoro udało się wreszcie nie przegrać meczu otwarcia to z drużyny zejdzie trochę napięcie i z Arabią zagramy bardziej kreatywnie w ofensywie, bo w sobotę zwycięstwo to obowiązek jeżeli chcemy grać dalej, no a Saudyjczyków widzieliśmy dzisiaj w akcji i życia to nam oni nie ułatwią. Ba, pewnie niejeden neutralny obserwator w tym momencie to raczej Arabię widziałby w roli faworyta. Wielce mnie ciekawi jaki plan ma Michniewicz na to ich kompaktowe granie z wysoko ustawioną obroną oraz dynamikę szybkiego ataku. Trudno przecież uwierzyć, że znów mielibyśmy oddać pole i czyhać na zrywy i stałe fragmenty...
Pragmatycznie patrząc to w obronie jesteśmy monolitem, Szczęsny zanotował jedną poważną interwencję, ale też nie można powiedzieć że wyciągnął piłkę nie do obrony. W innych sytuacjach był bezbłędny, skupiony, skoncentrowany i za to mu chwała.
Pomyliłem się twierdząc że w każdym meczu grozi nam utrata bramki, zagraliśmy planowo na zero z tyłu i zostało to zrealizowane.
Grzegorz Krychowiak rozegrał bardzo poprawne zawody twierdzę to bez najmniejszej ironii, o nią pokuszę się twierdząc że w doliczonym czasie gry w akcji ofensywnej gdy zamiast podawać do Casha zdecydował się na strzał to zapragnął w Polsce beatyfikacji! Trafiłby w widły zapewniając zwycięstwo, powiedziałby żeby jego oponenci pocałowali go teraz w tyłek.
Michniewicz tworząc monolit z obrony zastosował fortel praktykowany w u-21 wykorzystując skrzydłowych graliśmy w chwili naporu Meksykanów w ustawieniu 6-3-1.
Zabiliśmy ten mecz i to było świadome, intencjonalne z premedytacją dokonane morderstwo. Jesteśmy kilerami. (Ostatnie zdanie jest już sarkazmem)
Nie, nie wymagam od Biało-Czerwonych gry na poziomie Les Bleus, ani nawet rzucania się na Meksykanów w stylu „huzia na Józia!”. Pisałem przed meczem, że spodziewam się Czesioballa. Tyle tylko, że to był Czesioball do sześcianu. I to w sytuacji, gdy nagle należało rozważyć raczej przesunięcie akcentów w stronę ofensywy, niż defensywy. Głęboko nie zgadzam się z tezą Gawina, że wynik meczu Argentyna-Arabia Saudyjska niewiele zmienia. Zmienia, i to bardzo. Ok. 15. czasu katarskiego można było śmiało spuścić w toalecie wszelkie przewidywania dotyczące przebiegu rywalizacji w naszej grupie. Po pierwsze, absolutnie nierealne stały się marzenia o tym, że w trzeciej kolejce Białobłękitni będą zainteresowani już głównie oszczędzaniem sił i zdrowia na 1/8, w związku z czym jakiś niezobowiązujący remisik mógłby być im całkiem na rękę. /Co prawda, nadal realny jest scenariusz ich całkowitej implozji, ale osobiście nie postawiłbym na to złamanego centavo./ Po drugie, Saudyjczycy mają właśnie imprezę na dachu świata. Przed chwilą wygrali z Argentyną. Co prawda, zapłacili za to koszmarnymi kontuzjami dwóch kluczowych zawodników, ale i tak ich pewność siebie i przekonanie o własnej wartości poszybowały w stratosferę. Przede wszystkim zaś, podopieczni Renarda udowodnili, że – wbrew przedturniejowym opiniom – żadne z nich ogórki. I tak sobie myślę, że nieporównywalnie łatwiej i bezpieczniej by się nam z nimi grało, gdybyśmy podobnie, jak oni, mieli komplet punktów z pierwszego spotkania.
Dobra, rozumiem: nie jest łatwo na cztery godziny przed faktem przeflancować cały plan na spotkanie. Ale chyba w trakcie meczu to już można go jakoś adekwatnie modyfikować, nie? Mamy przerwę. Widać gołym okiem, że ci Meksykanie to rzeczywiście w chwili obecnej nie są jacyś podbijacze świata. Można spróbować ich stuknąć. Znów: nic na hurra, ale gdybyśmy wykreowali trzy-cztery przyzwoite okazje, to pewnie coś tam by wpadło, niewykluczone że nie raz. Na drugą połowę nie wychodzi Zalewski. OK., bardzo oględnie rzecz ujmując, nie ma chłopak za sobą najlepszych trzech kwadransów w karierze, niech siada. Kto za niego? Nie, nie Świderski, nie Milik, nie Frankowski, nie Skóraś, nie Grosicki nawet. Bielik. Czyli zamiast zrobić krok-dwa do przodu i choćby ostrożnie spróbować iść po swoje, kurczowo bronimy wymarzonego 0:0. No zajebiście.
Jasne, można się pocieszać, że jeden punkt to więcej, niż zero (© Saidi Ntibazonkiza). Albo że pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie przerżnęliśmy pierwszego meczu na Mundialu. Jak to stwierdziła moja ślubna: najpierw mieliśmy trzy inauguracyjne porażki poprzeplatane nieobecnościami. Teraz będziemy mieli trzy inauguracyjne remisy poprzeplatane nieobecnościami. Potem wreszcie zaczniemy wygrywać. Niedługo. Już od MŚ’42. Yuppie! Wszystko można. Nawet podnieść argument, że przecież matematycznie wciąż możliwy jest awans z tej grupy po trzech bezbramkowych remisach. Trudno natomiast nie zauważyć, że pojechaliśmy na Mundial i na dzień dobry pokazaliśmy, że kompletnie tam nie pasujemy. Znowu.
A, jeszcze jedno, tak na marginesie: dzisiejszy mecz po raz enty unaocznił intelektualną nędzę całego tego pierdzenia o, pożal się Boże, systemach. Czy my gramy 5-3-2, czy 3-4-3, czy 4-5-1, czy cokolwiek innego, to tak naprawdę gramy to samo. Czyli nic nie gramy.
Za ostatni akapit masz u mnie piwo.
Ten Twój wywód bardzo mi się kłóci z Twoją narracją, którą tutaj uprawiasz od niepamiętnych czasów, a mianowicie, ze mamy generalnie piłkarzy ogórkowych. "Ostrożnie próbować iść po swoje". Co rozumiesz pod pojęciem "ostrożnie"? Bo ja pamiętam, że w II połowie, to trochę tych akcji ofensywnych mieliśmy. Czyżby to było za mało "ostrożnie"? Czy tak jak było z Kolumbią po stracie pierwszej bramki, to było tak jak byś chciał? Bo ja na ten przykład bym nie chciał.
W ogóle mam niezłą polewkę czytając komentarze tych naszych, pożal się Boże, dziennikarzy sportowych. I z całego serca życzę Michniewiczowi wyjścia z grupy, choćby po to, aby tym wszystkim Ćwiąkałom, Wawrzynowskim i innym "ekspierdom" pokazał fucka.
Kluczowe jest, żebyśmy wygrali z Arabią i tutaj zamierzam chwilkę 'popierdzieć' , bo mimo że systemy nie grają, to myślę, że akurat na nich powinniśmy wyjść dwoma napastnikami i cofnąć Zielińskiego na pozycję obok Krychowiaka, niezależnie od tego, czy Arabia spróbuje z nami pierwszego wariantu z meczu z Argentyną (kompakt z obroną wysoko ustawioną na czterdziestym metrze), czy drugiego (dwie linie zasieków bezpośrednio przed polem karnym). Będziemy potrzebować utrzymania się przy piłce w środku pola. A drugim napastnikiem powinien być Milik, co prawda rozumiem słabość do Świderskiego, który generalnie w reprezentacji nie zawodzi i wydaje się swoją mobilnością i szybkością dobrze uzupełniać Lewego, ale jednak Milik jest w naprawdę dobrej formie, kto wie czy nie najlepszej od lat, Juventus po słabym początku zaczął wszystko wygrywać w lidze, Milik jest przyzwyczajony do gry dwójką napastników, do podchodzenia pod pomocników i obsługiwania drugiego napastnika prostopadłymi podaniami. Reasumując, nasz skład na sobotę widzę tak: Szczęsny - Bednarek, Glik, Kiwior - Cash, Zieliński, Szymański, Krychowiak, Kamiński - Milik, Lewandowski.
Jakiś czas się nie udzielałem na forum, ale śledzę na bieżąco co piszecie i też jakieś swoje przemyślenia mam. Rzucę kilka tematów, na które ostatnio szukałem odpowiedzi - nie jakoś intensywnie, ale to zawsze ciekawa "praca umysłowa"
1. Po co my jedziemy na MŚ, jaki jest nasz cel podstawowy? co da nam więcej, nam kibicom, piłce nożnej w Polsce wyjście z grupy? czy to powoduje że ta piłka nasza jest/będzie lepsza? czy wszystko należy podporządkować wynikowi, choć i tak wiemy, że nie zdobędziemy medalu, ani niczego spektakularnego. Jedynie po czym może być zapamiętani to po antyfutbolu jaki prezentujemy?
2. Czy aby osiągać w miarę przyzwoite rezultaty musimy grać antyfutbol? a może lepiej jadąc na MŚ powiedzieć sobie że rezultat jest nieistotny, bo nie mamy zawodników na sukcesy, za to chcemy zebrać doświadczenie, spróbować wykorzystać potencjał niektórych zawodników, spróbować tą grę unowocześnić i być może po trzech meczach pojechać do domu, ale z łatką przyzwoicie grającej w piłkę drużyny z perspektywą na jeszcze lepszą grę?
3. Czy wybierając selekcjonera stawiamy mu dobry cel - awans na imprezę - i tu pytanie powraca na pytanie po co na nią jechać jeżeli zapamiętaj nas tylko z grania padaki? A może cel powinien być inny - masz tu Panie w 4 lata zbudować coś co zacznie przypominać zespół piłkarski, który w piłkę gra, a nie taki który w graniu przeszkadza przeciwnikowi
4. Czy przypadkiem nie jest tak, że rodzaj selekcji wymusza na nas taką a nie inną grę? Podam przykład Kamil Glik - czyli typowy polski piłkarz, który jest silny ofiarny, dobrze blokuje itd. tylko nie potrafi w piłkę grać, nie potrafi piłki podać, nie potrafi piłki wyprowadzić, a czym jest starszy gra coraz głębiej bo wie (i tu jego mądrość) że nie nadąży szybkościowo i zwrotnościowo, więc powołujący go trener wie, ze albo solidny ofiarny obrońca, albo gra od tyłu i skrócenie pola gry, czyli albo gramy archaicznie, ale być może nic nie wpadnie, albo próbujemy nowocześnie z większym ryzykiem.
Na dziś, tu i teraz, cały czas nie jest wykluczone że dzięki pragmatyzmowi Michniewicza jakoś przeczołgamy się do 1/8 to już by stawiało debatę na Twoje pytania pod znakiem zapytania, a gdybyśmy jeszcze wystawiając ponownie personalnie ofensywny skład ale w systemie 6-3-1 w tej fazie pucharowej jakoś dowieźli 0:0 a dzięki rzutom karnym załapali się na 1/4 turnieju, to już w ogóle tematy które poruszasz by zniknęły. Minimum na dwa lata do Euro 2024.
Na dziś nie możemy wykluczyć że tak się nie stanie, przy tym we mnie jest przekonanie że taki "pyrrusowy" awans do 1/4 mundialu raczej spowodowałby z naszą reprezentacją to co się zadziało z Grekami po 2004 roku i mamy "grecką tragedię", bo żeby coś się w polskiej piłce zmieniło na pozytyw powinniśmy takich trenerów jak Czesław Michniewicz przegnać na cztery wiatry. Takie jest obecnie moje zdanie.
Jeżeli jednak pragmatycznie prowadzona przez Czesia kadra rozegra na mundialu cztery nie mówiąc o pięciu meczach to temat według mnie zamknięty, bo nikt się nie odważy negować takiego "sukcesu".
I w tej "greckiej tragedii" miałbym teraz życzyć pragmatycznemu Czesiowi - skuś baba na dziada, bo jego pragmatyzm mi się nie podoba i widzę w nim zagrożenie dla rozwoju polskiej piłki!?
Czas na szukanie odpowiedzi na twoje pytania Dalkubie jak dla mnie jeszcze nie nadszedł bo inaczej zawiedzie nas to do diabelskich dylematów, po mundialu moim zdaniem obojętnie jaki wynik osiągnie repra będzie czas i miejsce na taką debatę.
Przy tym jeszcze jedna kwestia asumpt do debaty nad postawionymi pytaniami mógłby dać ktoś z autorytetem w polskiej piłce, ktoś taki jak Robert Lewandowski, tylko że on na dziś jest "zbitym psem" którego przewrotnie bierze w obronę Michniewicz, choć jestem przekonany że ten obroniony karny będzie jeszcze wielokrotnie przywoływany przez Czesia z niewinną miną i z braniem w obronę nieskutecznego wykonawcy rzecz jasna.
Lewy w 2019 roku o taktyce Czesia: "Jeszcze przed turniejem wiedziałem, co będzie. Wiedziałem, że wszystko będzie robione pod wynik. Tam nie było gry. Nie dało się zobaczyć, czy zawodnik będzie w przyszłości się nadawał do reprezentacji seniorskiej. Jeśli w wieku 20 czy 21 lat grasz tylko defensywnie i ustawiasz się z tyłu, to jak mamy nauczyć młodych piłkarzy, żeby podejmowali ryzyko?”
Lewy w 2022 roku o taktyce Czesia: "Zagraliśmy mądrze i powinniśmy wygrać. Tym trudniej mi się z tym pogodzić. Przepraszam i dziękuję za wszystkie słowa wsparcia. Walczymy dalej o awans"
Michniewicz jest trenerem pod pewnymi względami wybitnym z pewnością bardzo inteligentnym. Wpoił piłkarzom których wyselekcjonował że tylko jego pragmatyczna taktyka może im przynieść sukces. Z punktu postrzegania kompetencji trenerskich to pozytyw, trener potrafiący przekonać do swojej wizji gry to niewątpliwa zaleta, podstawa sukcesu o ile ta wizja się spełni.
Chciał nie chciał, pragmatyzm Michniewicza jest ciągle w grze i na Mundialu w Katarze z pewnością się nie zmieni.
Zadam to pytanie jeszcze raz i wydaje mi się że czas na jego zadanie jest zawsze. Jaki ma znaczenie czy ma na MŚ zagramy 3 czy 4 a nawet 5 spotkań? Jaki to sukces? ja myślałem że sukcesem są medale, a nie że udało nam się prześlizgnąć przez grupę grając jakiś koszmar, ale rozumiem że każdy ma jakiś swój cel i jakieś oczekiwania. Sukcesem może być też coraz lepsza gra drużyny, postęp, rozwój zawodników tylko że on u nas nie występuje niestety.
Na dodatek piłka nożna to mimo wszystko jakieś doznanie estetyczne czy też fajne spędzenie czasu - oglądanie Polaków to męka, irytacja, frustracja tu możesz dopisać co chcesz.
Czy zagranie 3 sensownych spotkań, pokazujących że potrafimy grać w piłkę, że mamy kilku ciekawych zawodników, że potrafimy stworzyć sytuacje bramkowe to gorzej niż zagranie 4 dziadów, po których chętnie obrzygalibyśmy telewizor?
Czy my ciągle jesteśmy skazani na fart w losowaniu, autobus w polu karnym i Lewandowskiego - apropos on ma 35 lat i już na kolejnym mundialu nie zagra, być może po tym turnieju da sobie spokój.
Michniewicz nie tyle jest wybitny, co szuka najprostszych rozwiązań które czasami są skuteczne a czasami nie - vide wypowiedź Lewego 2019 roku gdzie dostał od Hiszpanów bodajże 5 sztuk.
Skoro pragmatyczny Michniewicz w meczu o utrzymanie w Dywizji A Ligi Narodów wystawił jedenastkę z dwoma napastnikami:
Wojciech Szczęsny - Jan Bednarek, Kamil Glik, Jakub Kiwior - Bartosz Bereszyński (89' Robert Gumny), Szymon Żurkowski (83' Sebastian Szymański), Grzegorz Krychowiak, Nicola Zalewski - Piotr Zieliński - Karol Świderski (65' Krzysztof Piątek), Robert Lewandowski
to nie sprzeniewierzy się swoim ideom jeżeli postawi i teraz na dwójkę napadziorów skoro ten drugi mecz w grupie ma być wszak o zwycięstwo. Saudowie w sobotę mogą być w euforii na fali, mhm, ale być może wyjdą zbyt dufni, pewni siebie, albo wręcz przeciwnie mogą być psychofizycznie wyczerpani, trochę rozbici kontuzjami, wszak pozbawieni dwóch podstawowych graczy. W każdym razie może być okazja żeby ich ukłuć i skoro już dziś rano padło stwierdzenie że może odczuwać skutki meczu z Meksykiem Bereszyński to trójka z tyłu nie jest wykluczona. Nawet jeżeli z Walią była hybryda z Bereszyńskim cofającym się do obrony, a dzięki temu Zalewski przeistaczał się w skrzydłowego mając za plecami Kiwiora, to i ten manewr można powtórzyć tylko że cofającym się do linii byłby Cash a przechodzącym po przeciwnej stronie do ofensywy wymieniony Jakub Kamiński. Wszystko zgodne z praktykowanym pragmatyzmem Czesia.
Żurkowskiego z meczu z Walią zamieniłby Szymański, a Świdra Milik jego wpuszczenie na Meksyk mogło by wskazywać taką obecną hierarchię za plecami Lewego i ten skład Gawinowo-Michniewiczowy wydaje się całkiem prawdopodobny.
Ten Twój wywód bardzo mi się kłóci z Twoją narracją, którą tutaj uprawiasz od niepamiętnych czasów, a mianowicie, ze mamy generalnie piłkarzy ogórkowych.
E tam. Ja od niepamiętnych czasów twierdzę, że nie mamy piłkarzy na regularną wyrównaną walkę ze światowymi potęgami oraz że nasz zespół niespecjalnie nadaje się do kreacji. Tyle tylko, że Meksyk to nie jest ekipa ze światowego topu, co wczoraj było widać jak na dłoni. A żeby ich ograć, najprawdopodobniej wcale nie trzeba było budować jakichś niezmiernie kunsztownych akcji. Ale…
w II połowie, to trochę tych akcji ofensywnych mieliśmy
Dejże spokój Masz na myśli te pozorowane wypadziki dwójką-trójką piłkarzy? Sam przecież twierdzisz, że w ofensywie byliśmy obsrani. Gawin to nieco bardziej politycznie ujmuje pisząc o obsesji natychmiastowego odbudowania. No sorry, ale jeśli podczas budowania ataku twoją pierwszą (jedyną?) myślą jest „oby tylko dobrze wrócić!”, to ja tu powodzenia nie wróżę.
Co do końcówki Twojej wypowiedzi – nie jestem dziennikarzem sportowym (ani żadnym innym) i nie poczuwam się do jakiegokolwiek braterstwa z Ćwiąkałą i Wawrzynowskim, więc wybacz, nie ten adres A Michniewiczowi kibicuję, bo to selekcjoner mojej reprezentacji. Co i komu on będzie ewentualnie pokazywał, pozostaje daleko poza obszarem moich zainteresowań.
@ Gawin:
niemożliwa do rozstrzygnięcia jest kwestia czy lepiej grać z Argentyną, która podchodzi do meczu na pełnym luzie, czy z taką, która podchodzi do meczu z nożem na gardle
Bo ja wiem? Szczerze, wolałbym chyba jednak tę pierwszą. Doprecyzowując: wolałbym taką, dla której jest to mecz nr 3, po którym na pewno nastąpi mecz nr 4, a w planach są również spotkania nr 5, 6 i 7. Dlatego, caballeros, wstrzymujemy konnicę. Luzik-arbuzik, nie wysilać się tam za mocno, aby się przypadkiem który nie połamał. Wszyscy jeszcze będziecie potrzebni! Nie żebym był gotów stawiać jakieś poważne pieniądze na Polskę w meczu z taką Argentyną. Ale z Argentyną grającą z nożem na gardle, nasze szanse spadają do rozmiarów spalonego Lautaro.
Co zaś się tyczy planu „1 + 3 + 1”, to on od samego początku, właśnie przez brak ryzyka, obarczony był ogromnym ryzykiem. Teraz to ryzyko jeszcze wzrosło. I o trójkę, i o drugą jedynkę może być znacznie trudniej, niźli się jeszcze wczoraj rano zdawało. A skoro tak, dlaczego nie zrobiliśmy tak naprawdę nic, aby pierwsze jeden zamienić w trzy? OK., powtórzę: wywracania taktycznego planu do góry nogami się nie spodziewałem. Reakcji w trakcie spotkania zdecydowanie tak.
Odnośnie „pierdzenia” – jak na moje, wciąż nie jest istotne iloma napastnikami wyjdziemy. A przynajmniej jest to zna-a-aaacznie mniej istotne od tego, z jakim wyjdziemy nastawieniem. Jeśli znów będziemy popuszczać w portki ze strachu na myśl o przekroczeniu linii środkowej większą liczbą graczy, niż trójka, to może w ogóle nie wychodźmy?
Problem w tym, Iocosusie, że tak na dobrą sprawę to pora na rozmowy o poruszonych przez Dalkuba zagadnieniach nigdy nie bywa stosowna. OK., teraz trwa Mundial, trzeba się na nim skoncentrować. Skończy się Mundial, to pogadamy. Ta, terefere. Chwilę po zakończeniu MŚ rozpoczną się eliminacje ME, które trzeba będzie wygrać. Potem ewentualnie Euro, gdzie trzeba będzie wyjść z grupy. Następnie eliminacje MŚ i (ewentualnie) sam Mundial. I jeszcze gdzieś w tzw. międzyczasach kolejne Ligi Narodów, gdzie trzeba będzie się utrzymać, względnie błyskawicznie awansować. Błędne koło.
A może spróbujmy z innej mańki? Może skoro teraz trwa Mundial, to również teraz – wcale niekoniecznie rezygnując z oglądania i kibicowania! – spróbujmy określić, czy pasuje nam odpowiedź na pytanie nr 1, jakiej 31. stycznia udzielił Cezary Kulesza. Może teraz, na bieżąco, poobserwujmy sobie inne drużyny i zastanówmy się co konkretnie chcemy odpowiadać na pytanie nr 2. Etc., etc. Obawiam się bowiem, że jeśli wciąż będziemy zasłaniać się niestosownością chwili i nie zaczniemy wreszcie na te pytania odpowiadać, to za czas krótszy raczej, niźli dłuższy, nie będzie już sensu ich zadawać.
Ale o czym panowie pitolą No właśnie o tym, Senatorze. Czy większą wartość ma nasz hipotetyczny (wciąż bardzo nam doń daleko) awans, osiągnięty za pomocą potwornego męczenia buły i bezwzględnego mordu na kreatywności? A może jednak postawa „kanadyjska”: jesteśmy na Mundialu, Mundial (jaki by nie był) to święto, więc się bawmy! Skoro i tak nie mamy realnych szans na medale, to przynajmniej naróbmy zamieszania.
Piszesz: Jedzie się na mistrzostwa aby wygrać , zajść jak najdalej. Dla Ciebie tak. Dla mnie? Chyba też. Choć jednak trochę bym to zniuansował. Masz realne szanse na wygraną? Rób tak, żeby wygrać i nie przejmuj się estetyką. Nie masz? No to może się zastanów czy aby nie lepiej wyjdziesz na ładniejszej, choć zakończonej odpadnięciem grze w grupie, czy na wymęczonym czwartym spotkaniu. Przede wszystkim jednak, dla większości oglądaczy futbol to po prostu rozrywka. I jako taka, musi konkurować z innymi rozrywkami. A tych innych rozrywek to ostatniemi laty dostępnych jest jakby coraz więcej. Dziś jeszcze ludzie interesują się kadrą, bo wciąż przyciąga ich star power Lewandowskiego. Tyle tylko, że – jak słusznie przypomina Dalkub – do końca (reprezentacyjnej) kariery RL9 jest już znacznie bliżej, niż dalej. I co potem? Nadal będziemy przesuwać i asekurować?
Do przerwy w meczu z Argentyną Arabia Saudyjska mogła/powinna przegrywać nie 0:1, a co najmniej 0:3. W drugiej połowie wykorzystała fuksa i poszła po zwycięstwo.
Japonia z Niemcami? Kopiuj-wklej. Przypomnę tylko, że strzelając wyrównującą bramkę, Japończycy mieli 5 (pię-ciu!) ludzi w polu karnym Neuera.
Kanada przegrała w pierwszej kolejności z własną nieskutecznością, w drugiej z sędziami (e-kurVAR nie pomógł? No niemożebne! ;]), a dopiero w trzeciej z Belgią (reprezentowaną też zresztą głównie przez Courtois).
Jasne, przy słabszych wiatrach wszystkie te trzy drużyny mogły skończyć tak, jak Kostaryka z Hiszpanią. Ale dały sobie szanse na sukces, dzięki czemu dwie wygrały, a trzecia przynajmniej pozostawiła po sobie kapitalne wrażenie. My? Ło, paaanie! Ostrożnie, bo pamiętasz pan cztery lata temu z Kolumbią…?
Ale dla mnie właśnie przykład Greków byłby dowodem. Ewentualny doraźny sukces na mundialu osiągnięty betoniarką, murowańcem, autobusem z stf, zwał jak zwał, ale trzeba by go było fetować, celebrować, Czesia jako trenera uszanować i odpowiednio wynagrodzić z całym przynależnym splendorem - buźka, klapa, goździk, rączka, ale też za dalszą pracę z kadrą kategorycznie podziękować, a przed innymi trenerami spod egidy "pragmatycznego antyfutbolu" postawić zakaz wstępu do PZPN na wszystkich szczeblach i w wszystkich strukturach. Inaczej znajdziemy się w sytuacji Grecji po 2004 roku. Dziś kadra słonecznej Hellady znajduje się w Dywizji C Ligi Narodów w którym była rozlosowywana z drugiego koszyka. Od 2004 roku nie odnotowała żadnego przyzwoitego rezultatu, jej trenerzy nie są poszukiwani na europejskim rynku, piłkarze furory nie robią, skauci jakoś wycieczkami na Peloponez się nie ekscytują, chyba że w celach wakacyjnych, wypoczynkowych. Grecja zanotowała krach gospodarczy ale ekonomicznie nie stoi niżej niż kraje byłej Jugosławii skąd piłkarskie diamenty do oszlifowania cały czas zasilają Europę.
Demograficznie Grecja jest na prawie identycznym poziomie jak pokonana przez nią w 2004 roku w finale Euro Portugalia. Zaplecze społeczne dla futbolu jest podobne, warunki klimatyczne również ale to portugalscy trenerzy są rozchwytywani, Josue piłkarz z portugalskiego zaplecza robi w polskiej lidze za futbolowego profesora, inni lepsi znajdują miejsce w topowych klubach europejskich.
Doraźny sukces oparty na antyfubolu w dłuższej czasowej perspektywie nic nie daje dla rozwoju piłki w danym kraju, wręcz może być funkcją stagnacji lub kryzysu.
Albiceleste mimo wszystko argumentacja żeby porzucić sztandar pragmatycznego antyfutbolu będzie na troszkę innym poziomie gdy wtopimy z Arabią Saudyjską i z Argentyną lub gdy wyjdziemy z grupy. W tym drugim przypadku przygotujmy się na etykietki jurorów tańca na lodzie.
"Jedzie się na MŚ żeby wygrywać" - słusznie, ale co wygrywać? jedne mecz? dwa? medal? złoto? jaki mamy cel na te MŚ? bez względu na wszystko wyjść z grupy? i co nam to da? że posiedzieliśmy w tropikach 3 dni dłużej? to jest jakaś wielka satysfakcja że będziemy w top 16?
Każdy z Panów wie, że my pasujemy do tego turnieju jak chłop w gumiakach na bal w pałacu.
Każdy z panów wie, że te top 16 nic nie mówi o sile polskiej piłki czy o naszych graczach, bo chociażby Włochów tu nie ma, a nikt z was nie powie że są od nas gorsi.
Przecież nie da sie odzobaczyć Glika i Krychowiaka którzy wg pismaków zagrali dobry mecz - zaczynam się zastanawiać co by było jakby zagrali słaby. Serio masz w nosie co widzisz byleby na końcu były 3 lub 1 punkt? Nie rozumiem tego, bo ja nadal widzę dramat połączony z rzeźnią, a potem oglądam Kanadę, znam od nich może 2-3 zawodników i mam ryj uśmiechnięty bo widzę gości co grają bez fajerwerków nowoczesny futbol i są lepsi od Belgów - tak tych samych co nam wpakowali 6 ostatnio.
A gdyby ktoś mądry powiedział tak w marcu 2022 - dobra panowie jedziemy na MŚ i medalu to tam nie będzie, ale nie chcemy grać na wynik a chcemy grać w piłkę. Chcemy zmienić naszą kadrę bo ona i tak się zmieni po MŚ osobowo, ale tez chcemy rozpocząć proces grania w piłkę a nie grania w przesuwanie i odbudowywanie.
Dlatego rezygnujemy z Glików, Krychowiaków, nie wracamy do Jedrzejczyków Grosików i innych emerytów. Pozostawiamy sobie Robka + Szczęsnego oraz Zielińskiego i powiedzmy Beresia a reszta to młodzi ale już grający czyli Kiwior, Szymański, Kamiński Zieliński Cash ale i Kozłowski, Nawrocki. I mówimy do nich - grajcie synkowie grajcie, skracajcie pole gry, podchodzcie wysoko pressingiem, uczcie się, przegracie trudno nic się nie stanie, wygracie będziemy was nosić na rękach, ale dajcie Szymańskiemu i Zielińskiemu grać, pozwólcie Kiwiorowi wyprowdzić piłkę, dajcie pohasać Cashowi na boku, niech Kamiński ma szansę kopnąć piłkę a nie przesuwać, dawać na boisko Skórasia, a nie Grosika, zrobić z Beresia stopera, to mu napastnik przy graniu wysoko nie ucieknie, a nie grubego Glika który za rok już sie nie ruszy z 16stki, dajmy grać Frankowskiemu, bo on w Lens gra w piłkę i to dobrze.
Czy wygramy MŚ - nie, czy wyjdziemy z grupy? nie wiem choć z tej być może tak, ale to nie ma znaczenia, ale zaczniemy się uczyć grać w piłkę, albo zwyczajnie wykorzystamy potencjał linii pomocy Zieliński(Frankowski) Szymański, Zieliński, Bielik, Kamiński - przecież oni co tydzień grają w solidnych ligach i solidnych klubach. Mając z przodu Lewego, którego sama obecność powoduje sraczkę u stoperów na się powinno łatwiej grać do przodu, a nie dupą w polu karnym i lagą.
I na koniec - czy panowie wiedzą że my się boimy Arabii Saudyjskiej a zazdrościmy Japonii czy Kanadzie? ale nikt z nich przesuwać jak my nie potrafi i zagrać na zero z tyłu.......
Kiedy CM przychodził do Legii pisałem „ ładnej gry to my nie zobaczymy „‚ Jakie priorytety i jak grają drużyny Michniewicza wszyscy doskonale wiemy .
Teraz ci sami dziennikarze którzy nic nie mieli do niego przy powołaniu nagle oburzeni ze nie gramy w piłkę . Ci od 711 to inny przedział ale i oni skupili się na liczbie połączeń z Fryzjerem a nie podnosili tematu defensywnej gry zespołów Czesława .
Teraz są mistrzostwa i trzeba walczyć tak jak się potrafi o jak najwyższe cele . Po Mundialu należy powołać trenera który ma wizje piłki zupełnie inną niż obecny selekcjoner .
Zresztą to samo mamy w lidze, karuzela nazwisk ciagle ta sama bez świeżego powietrza .
Oliwy do ognia dolewa sam Michniewicz, który medialnie się zagubił. Jako nieodporny i nieobeznany z tzw. mediami społecznościowymi powinien zapomnieć,że umie czytać, bo obecnie czytanie szkodzi zdrowiu psychicznemu. Podjął temat zamiany wody w wino, prawie oszalał z rozpaczy ,że kontuzja Bereszyńskiego zrujnowała drużynę , tak jak bez Bereszyńskiego była skazana na klęskę, a reszta zespołu był zbędna ,albo opowiada idiotyzmy o tym,że faworytem tzw. naturalnym jest AS.Gdyby nasz zespół z nimi przegrał, albo nawet tylko zremisował to byłaby to klęska i kompromitacja. Po spotkaniu AS z Argentyną wiemy bowiem ,że to słaby zespół, ale lekceważyć go tak Argentyńczycy nie wolno.W przypadku innego wyniku niż nasza wygrana to Michniewicz by zasłużył na miano garbarza polskiej piłki.
I tylko nadmienię,że w cieniu futbolu CBA zatrzymało wiceprezesa PZPN z zarzutami korupcji i zawłaszczenia mienia Związku.
tylko że to nie wina Michniewicza że ktoś mu taką fuchę zaproponował i postawił przed nim zadania, czyli co ma zrobić aby fuchę zachować.
Gdyby tzw. włodarze zamiast wyznaczać cel na zasadzie - awans do MŚ, awans do ME, wyjście z grupy, postawili zadania inne, czyli np. rozwój drużyny, unowocześnienie gry, wprowadzanie młodych zawodników z potencjałem i dać mu 4 lata na działanie, ale oczywiście co roku go rozliczajmy, nie z wyniku, ale z jakości gry, postępu drużyny, poszerzania składu itd. Może nawet Michniewicz uwolniony od presji wyniku mógłby temu podołać, choć to pewnie mega ryzykowne. Musi się znaleźć ktoś kto taką decyzję podejmie i za nią stanie, inaczej nic się nie zmieni, bo każdy kolejny pójdzie po najprostszej linii oporu.
Że – jak trafnie zauważa Dalkub – Michniewicz sam się nie zatrudnił, to jedno. Inna i, jak na moje, ważniejsza rzecz: czy ktoś o zdrowych zmysłach podejrzewa, że ten C.M. wyssał upodobanie do murowańca z konterką wraz z matczynym mlekiem? Jest piłkarskim sadomasochistą, który lubi oglądać brzydkie mecze i zmuszać innych, by też je oglądali? A może jednak podczas całkiem już długiej kariery (najpierw zawodniczej, potem szkoleniowej) zrozumiał, że tak naprawdę w polskiej piłce tylko to ma szanse zadziałać, tzn. utrzymać tyłek trenera na stołku?
Chcemy wyniku. Jak u Chylińskiej: teraz, teraz, teraz! Pamiętam, jak parę lat temu podczas jednej z czarnoelkowych dyskusji w swym absolutnie niepodrabialnym stylu Zgred wychwalał epickie boje Bratkowa 5 contra Fiołkowa 8 o mistrzostwo osiedla, bo przecież one „wyrabiają wolę zwycięstwa”. Fajnie, tylko jakoś-takoś w całej historii polskiej piłki ta wola (i ochota) nie przełożyła się na żadne autentyczne zwycięstwo, rozumiane jako faktyczny triumf w prestiżowych rozgrywkach.
Teraz drużyna U15 UKS Półdupkowo musi wygrać Puchar Wójta. Bo tylko to się liczy. Bo tylko wtedy wójcio z zadowoleniem pogrzeje się w błysku fleszy, zapozuje do kilku zdjęć ze zwycięzcami i trofeum, po czym gmina sypnie kasiwem, dzięki czemu może uda się kupić piłki i ciuchy na następny sezon. Dlatego w składzie półdupkowian brylują wystawieni na przebitych blachach dżentelmeni z rocznika 2004 i przestawiają swymi umięśnionymi barkami tych frajerów, co to chcieli grać uczciwie. Dlatego trener tej ekipy drze mordę na swych podopiecznych, żeby, kurwa, ani się ośmielili kiwać! Mati! Co ty, kurwa, wyprawiasz! Jeszcze, kurwa, stracisz i co, kurwa, będzie…!?
Następnie, kurwa, Mati trafia do profesjonalnej piłki i nie ma techniki, bo nikt jej mu nie wpoił. Ma za to wdrukowany lęk przed jakimkolwiek ryzykiem. A nawet, gdyby nie miał, to i tak by u w trymiga wdrukowali. Bo przecież teraz trzeba awansować, teraz trzeba się utrzymać, teraz trzeba zdobyć to, tamto, siamto i owamto. Jak już to się wszystko uda, wtedy – jak to leciało, trenerze Michniewicz? – będziemy grali piętami. Ta, jasne. W grudniu popołudniu w pici-polo na żużlu.
A może, skoro tak nam na tym wyniku zależy, zastanówmy się co zrobić, żeby kiedyś wreszcie go osiągnąć? Nie, nie wyczołgać się z grupy, tylko jechać na Mundial/Euro z realną szansą sięgnięcia po złoto, a przynajmniej medal. I właśnie dlatego uważam, że t e r a z powinniśmy o tym gadać, nie czekając na zakończenie MŚ. Bo jeśli zaczekamy, znów wszystko sprowadzi się do tego, czy z grupy wyszliśmy, czy jednak nie. Jakby to miało jakieś wyraźne znaczenie.
Gdyby Lewy strzelił to dyskusji by nie było . Nie byłoby odważnego pisać ze mimo wygranej ch…. grali . Tu trzeba zacząć od podstaw , no ale o tym piszemy od lat i nic .
My nie gramy w piłkę od dawna, Sousa próbował, nawet odstawił Glika na początku, ale potem wrócił w utarte tory - zakładam iż powodem była chęć realizacji celu, którym był awans. Jak Polacy zagrali z Hiszpanią w piłkę to się nie było czego wstydzić czyli się da tylko ryzyko trzeba chcieć podjąć.
Zieliński (39. min.), Lewandowski (82. min.)
Żółte kartki: Kiwior, Cash, Milik – Al-Malki, Al-Amri
Polska: Szczęsny – Cash, Glik, Kiwior, Bereszyński – Frankowski, Bielik, Krychowiak, Zieliński (63' Kamiński) – Milik (71' Piątek), Lewandowski
Arabia Saudyjska: Al-Owais – Abdulhamid, Al-Amri, Al-Bulaihi, Al-Breik (65' Al-Ghannam) – Al-Buraikan, Al-Malki (85' Al-Oboud), Al-Najei (46' Al-Abed; 90' Bahebri), Kanno, Al-Dawsari – Al-Shehri (85' Al-Dawsari)
Fetujemy i celebrujemy wygraną.
Ja tam zgadzam się z Krychowiakiem . Na turnieju trzeba punktować i to tyle .
Natomiast zwycięstwo Arabii Saudyjskiej z Argentyną mocno gmatwa sytuacje . Nie trudno sobie wyobrazić scenariusz ze my przegrywamy z Argentyna i Meksyk przegrywa z Arabią i wiadomo my do domu. No ale jeszcze mecz o 20 :00 . Choć będąc szczerym w tym meczu mógłbym postawić pieniążek na Argentynę .
Wyrażam oburzenie i zdziwienie traktowaniem Roberta Lewandowskiego przez drugiego trenera , pierwszym był Brzęczek, jako taktycznej zapchajdziury rzekomo podporządkowanej drużynie. Mówienie o nadrzędności drużyny w tych kategoriach to czysta demagogia, bo nie ma idei drużynowości, za to są konkretni zawodnicy. Czyli w istocie Lewandowski ma służyć innym zawodnikom i ja tylko zapytać mogę dla porządku : kto w tej drużynie jest od niego lepszy ?. Każdy znakomity trener z którym Robert pracował w Borussii, Bayernie i teraz w Barcelonie był szczęśliwy ,że ma takiego napastnika w zespole i ustawiał innych wybitnych graczy ,aby pracowali obok niego i dla niego.Nadto trudno sobie wyobrazić,żeby jakikolwiek trener ustawiał w roli pomocnika podobnej klasy zawodników jak Robert czyli Messiego lub Ronaldo.Ktoś postawił hierarchię w drużynie na głowie, co dobrze o jego racjonalizmie nie świadczy.W dzisiejszym spotkaniu Lewandowski odżył i pokazał dlaczego jest jednym z najlepszych napastników na świecie dopiero od 60'. Uważam ,że trzeba natychmiast skończyć z tą idiotyczną strategią dawania Lewandowskiemu ,innych zadań niż strzelanie bramek. Nasza reprezentacja musi być zorganizowana wokół lidera ,a jedynym musi być Lewandowski.
W takim spotkaniu jak dzisiejsze musiało dojść do konfrontacji dojrzałości , spokoju, doświadczenia i cierpliwości z ambicją, zaangażowaniem i ofiarnością, a więc klasy zawodników wynikającej z gry w dobrych zespołach z impetem zuchwałych amatorów. Wynik mówi sam za siebie, choć uważam,że znowu sztucznie wymyślona taktyka naszej drużynie nie służyła jak należy.
Tuż przed dzisiejszym spotkaniem oglądałem dyskusję w studiu telewizyjnym , w której zderzyły się dwa poglądy na rolę trenera ,a mianowicie z jednej strony dziennikarze przypisywali decydujące znaczenie trenerowi , wręcz czyniąc do demiurgiem, a z drugiej strony trenerzy tacy jak biorący udział w dyskusji Papszun, Magiera, Brzęczek, Podoliński zwracali uwagę na wykonawstwo, a więc podkreślali rolę zawodników, gdyż to oni grają.Rola trenera kończy się wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego.Trener odpowiada za przygotowanie fizyczne, za dobór zawodników , za pokazanie im mocnych i słabych stron rywali oraz metod ich neutralizacji lub wykorzystania na własną korzyść.Trener Papszun zwrócił uwagę na oczywistą oczywistość ( czemu także dałem wyraz),że w naszej reprezentacji są dużo lepsi gracze, niż w zespole AS i tylko sprawą otwartą jest udowodnienie tej przewagi na boisku. Co do trenera Papszuna to zawsze uważałem,że jest to mózgowiec, który ma bardzo dużą wiedzę o futbolu i dostrzegam w jego wypowiedziach na przestrzeni lat bardzo duży progres.Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą ,że to bodaj jedyny nasz trener dorównujący poziomem fachowości i warsztatem wybitnym trenerom z topowych lig.Moim zdaniem Michniewicz jest za kostyczny , za mało elastyczny , za mało ufa zawodnikom ,a za bardzo analizom , a do tego jego trafności planów taktycznych nie dorównuje dobór wykonawców i realności stawianych przed nimi zadań.
Chyba wszyscy już wiemy, że we współczesnym futbolu system ( ustawienie) dla przebiegu gry i jej wyniku ma znikome znaczenie. Znacznie bardziej istotnym jest to jaką charakterystykę mają zawodnicy , których wystawia trener oraz z jakim nastawieniem taktycznym zespół wychodzi na boisko i co chce na nim zdziałać ( cel gry). Pisałem o tym,że w meczu z Meksykiem trener Michniewicz właściwie wyznaczył plan taktyczny ,ale nie został on precyzyjnie zrealizowany z jasnych dla krytycznego analityka powodów, a dla wielu z nieznanych i niezbadanych . W dzisiejszym spotkaniu z AS patrząc na ustawienie to wyglądało ono jak powrót do tego granego przed 60 laty , zwanego "brazylianą", którego świat nie kupił i został szybko zastąpiony przez 4-3-3. Dziś wystawienie 6 graczy defensywnych to stworzenie zapory przed szybkimi atakami rywali, zaś wystawienie 4 graczy ofensywnych to wystarczająca ilość , aby rozbić rachityczną obronę przeciwnika. Warunkiem powodzenia akcji ofensywnych przy takim rozłożeniu sił jest szybka wymiana pozycji w poziomie, co ma umożliwić zarówno kombinacyjne rozgrywanie ataku, jak i wykorzystywanie wolnego pola z boków i w samym polu karnym. Oczywiście nie chodzi o samą wymianę miejsca stacjonowania, gdyż przy obronie strefowej takie wymiany nie mają znaczenia. Chodzi bądź o zmuszenie rywali do zgrupowania się w jednym miejscu własnego pola karnego i pozostawieniu bez obstawy reszty, albo też skoncentrowanie dwóch- trzech własnych graczy w określonym miejscu pola karnego,aby zdobyć w tym miejscu przewagę liczebną.Kiedy atakujący w rejonie pola karnego rywali napastnicy są rozczłonkowani to zamiana pozycyjna w linii traci sens. Dziś dobrze z tego zadania wywiązywali się Lewandowski, Zieliński ( pierwsza bramka) oraz Milik,a nieco gorzej Frankowski, który do 60' zamiast być aktywny w ofensywie , to bardziej skupiał się na przeszkadzaniu rywalom w wyprowadzaniu szybkich ataków.
W formacji obronnej bardzo dobrze grali Glik, Kiwior, dobrze Bereszyński i Krychowiak ,a znacznie gorzej Bielik oraz zwłaszcza Cash.Przeciwko szybko biegającym rywalom mającym trudności z opanowaniem i stacyjnym przyjęciem piłki, a więc grającym na dobieg najskuteczniejszą metodą obrony jest gra na wyprzedzenie, bo gonienie za uciekającym przeciwnikiem nie zawsze jest skuteczne, a często kończy się faulem. Tymczasem nasze poczynania obronne były zbyt często zachowawcze, bojaźliwe i spóźnione. To,że chaotyczne ataki zespołu AS miały śladowe ilości zagrożenia , było efektem ich gry na entuzjazmie ,a nie na utrwalonej klasie piłkarskiej. ale także na przewadze naszych graczy w zakresie doświadczenia i ogrania z silnymi rywalami. Wbrew zapewnieniom komentatorów ja u rywali kunsztu piłkarskiego nie dostrzegłem.
Trener Michniewicz w 60' dokonał kluczowej zmiany zdejmując z boiska Zielińskiego i wprowadzając Kamińskiego i tym samym zmienił ustawienie na typowe 4-4-2 z 4 obrońcami grającymi "rogalem " z dwoma wysuniętymi do przodu bocznymi obrońcami, linią pomocy z dwoma defensywnymi pomocnikami i dwoma skrzydłowymi oraz dwoma napastnikami o różnej charakterystyce, z Lewandowskim jako "kończącym". I od razu można było dostrzec wzrost szybkości oraz ilości naszych akcji ofensywnych , a z drugiej strony mniejsze zagęszczenie środka pola , z łatwiejszym zdobywaniem terenu przez rywali. Spotkanie zmieniło się z naszej strony w swego rodzaju uporządkowany chaos, bowiem wchodzący w ofensywę rywale wykazywali nieudolność w atakach, jednocześnie rozrzedzając szyki obronne i ułatwiając nam dostęp do ich pola karnego. Ten obraz gry z naszą niewątpliwą przewagą dowodzi ponad wszelką wątpliwość,po pierwsze, że ustawienie 4-4-2 jest tym , które naszym zawodnikom najlepiej pasuje, najlepiej się w nim czują i najlepiej się w nim odnajdują oraz po drugie,że z takim rywalami jak AS nie ma w nim miejsca dla Zielińskiego, co nie oznacza,że Zieliński nie będzie bardzo przydatny w spotkaniu z Argentyną.
Jak by nie oceniać to szukanie dziury w całym czyli jakiegoś "cudownego" systemu do zajęć sensownych nie należy.
Ja rozumiem,że FIFA realizuje program równościowy i o ile w zakresie zwiększenia ilości drużyn biorących udział oraz zwiększenie reprezentacji kontynentalnej o udział drużyn wchodzących w wielki futbol- to trzeba te działania zdecydowanie pochwalić i wspierać tym bardziej,że odbywają się na poziomie grupowym i poziomowi nie szkodzą ,a futbol krzewią .
Ale nie do przyjęcia jest traktowanie tak samo wszystkich sędziów uznając jako jedyny warunek równościowy ich kontynentalne pochodzenie ,a nie umiejętności. Mówiąc wprost uważam za karygodne dopuszczenie do prowadzenia zawodów sędziów nieprzygotowanych , bez rzetelnej oceny ich znajomości przepisów oraz umiejętności ich zastosowania w praktyce czyli bez weryfikacji. Do tej pory w kilku meczach poziom sędziowania można określić jako skandaliczny.
Dziś niewiele lepszy był sędzia brazylijski. Notowałem jego decyzje pod kątem zgodności z przepisami, wykładnią oraz zaleceniami Centrali co do interpretacji ,a zwłaszcza niedopuszczania do brutalnej gry.Nie uważam siebie za jakiegoś znawcę,ale jeszcze nie oślepłem i mogę powiedzieć,że większość jego decyzji była nietrafiona.To na czym polega i czym jest gra brutalna precyzują przepisy i rzecz ujmując skrótowo jej ocena musi mieć charakter obiektywny czyli niezależny od odczuć piłkarza i skutku , a nie subiektywny . Niedopuszczalny subiektywizm polega na tym ,że sędzia karze rzutami karnymi, wolnymi i kartkami nie za wykroczenia ,ale za reakcję zawodnika, który np. stracił piłkę, a nie na podstawie szkodliwości zagrania ocenianej stopniem naruszenia przepisu .W szczególności przepisy inaczej traktują kontakt pomiędzy zawodnikami w walce o piłkę i odmiennie bez niej. Dziś zawodnicy AS padali nader często jak rażeni piorunem, jak by im nie wiadomo jaką krzywdę wyrządzono, a tak naprawdę to w większości albo nie było kontaktu ,albo nie miał on charakteru faulu. Trudno takie zachowania zawodników AS nazwać wymuszaniem, oni tak reagują, bo preferują u siebie w lidze, gdzie wszyscy grają - futbol bezkontaktowy. To sędzia robił za ślepą marionetkę. Choć z drugiej strony , co też sędziemu chluby nie przynosi, nie ukarał Casha drugą żółtą kartka ( być może uznał ,że pierwsza był dęta) , lub czerwoną za brutalny, nierozważny , niebezpieczny atak uniesioną ręką w szyję rywala.
Niby sędzia wyniku nie wypaczył, ale był bliski, gdyby Szczęsny nie wybronił bezpodstawnie podyktowanego rzutu karnego za nie istniejący faul.
FIFA musi ustalić wśród sędziów hierarchię , tak aby na Mundialu sędziowali tylko najlepsi z nich.
Przypomnij sobie jak grała Arabia 4 lata temu w Rosji i jak gra teraz, a potem jak gramy my i co się zmieniło, a potem kto zrobił postęp a kto nadal kopie się po czole
Sory Dalkub ale nie da się skomentować twojego wpisu .
Zapomniałeś o jednym drobnym szczególe: Arabia ma tego samego trenera od 3 lat. A na dodatek zgrupowanie zaczął dokładnie 15 października, czyli ponad miesiąc temu. Przez miesiąc miał piłkarzy tylko dla siebie.
Więc może Michniewicza też oceniajmy jak popracuje 3 lata. Chociaż ja wątpię, czy będziemy mieli na to szanse, bo sępy ze sportowych mediów już czekają na pierwsze potknięcie. W końcu nic się tak nie klika jak porażki.
Mimo wszystko ja uważam, że spotkanie Meksyku z Arabią raczej skończy się bezbramkowym remisem, który powinien dać nam awans. Meksyk pokazał i z nami i z Argentyną, że potrafi neutralizować ofensywę przeciwnika a z drugiej strony to, że mają zerowy dorobek bramkowy, to nie jest przypadek - nie mają skutecznych napastników.
Przy tym nawet uwzględniając sukces w Katarze pytanie w jakim kierunku zmierza polska piłka, bo Michniewicz nie jest jej jednostkowym problemem, według mnie cały czas pozostaje otwarte. Jeżeli doraźny dobry wynik na mundialu będzie skutkował wdrażaniem antyfutbolu, realizacją autobusu, murowańca, betoniarki w polskich klubach i w drużynach młodzieżowych to znajdziemy się za chwil parę w tak wielgachnej cholernej czarnej dziurze że przez wieki z niej nie wyjdziemy.
Sentorze remis w środę daje nam awans, jak uważasz powinniśmy grać równie zachowawczo i pragmatycznie na zero z tyłu tak jak z Meksykiem, czy też żeby nie zagłębiać się w niuanse taktyczne obok Lewego wystawiamy drugiego napastnika? Choćby i z takimi zadaniami w defensywie jak dziś Milik? Skrajni pomocnicy mają grać tak jak z Meksykiem na wysokości linii obrony, czy tak jak z Arabią Saudyjską?
A ja się z Krychowiakiem nie zgadzam. Na Pucharze Świata nie jest wygrawerowana liczba punktów zdobytych w fazie grupowej. Nie sądzę też, aby znajdowała się na jakimkolwiek innym poważnym trofeum. Wniosek z tego prosty – na turnieju trzeba wygrywać. Postawmy sobie zatem cel: chcemy wygrać Mundial. Nie no, wiadomo, w obecnej edycji szanse na to są kompletnie iluzoryczne. A i w ciągu następnych czterech lat, choćbyśmy skiśli od starań, jakoś zauważalnie ich nie podniesiemy. Ba, całkiem możliwe, że tego celu w ogóle nigdy nie uda się nam osiągnąć. W końcu klub Mistrzów Świata jest szalenie elitarny, nowych członków przyjmuje niezwykle rzadko, a na tym naprawdę najwyższym poziomie czasem decydują szczegóły, szczególiki i szczególątka pozostające de facto poza czyjąkolwiek kontrolą. Niemniej jednak, jeśli tego celu sobie nie postawimy, to na pewno osiągnąć się go nie uda.
Załóżmy zatem, że chcemy, aby w perspektywie dekady (z hakiem) nasza kadra jeździła na turnieje rangi mistrzowskiej nie w charakterze brzydkiego tła, a racjonalnego faworyta. No co? Mistrzostwa Świata i Europy są dla ludzi. Zdobywają je homo sapiensy, które dokładnie tak samo, jak nasi reprezentanci, piją wodę i oddychają powietrzem. A polski paszport nie wiąże się z żadną genetyczną skazą uniemożliwiającą uprawianie piłki nożnej powyżej pewnego, niewysokiego poziomu.
To jest prawdziwe podejście wynikowe. Gramy po to, by wygrać. Może nie dziś, ani za cztery lata, ale za osiem? Dwanaście? A czemu nie? Tyle tylko, że aby to podejście przyjąć i wprowadzać w życie, Czesioballa należy się pozbyć. Z przodu mamy napastników Barcelony i Juventusu. Tuż za ich plecami rozgrywającego Napoli. Nie, to nadal nie jest ekipa na równorzędną walkę z czołówką. No ale żeby w meczu z – nikomu niczego nie ujmując – przeciętnym rywalem naszym przenajpodstawowszym pomysłem na grę była laga…? Dokąd nas to zaprowadzi? W najlepszym wypadku do meczu 1/8, w którym Francuzi przetoczą się po nas i nawet za bardzo nie zauważą komu właśnie spuścili wpierdol? O taki wynik nam chodzi?
Iocosus ma rację. Jeśli zaczniemy gloryfikować antyfutbol, prędzej raczej, niźli później, znajdziemy się w ciemnej dupie. I bardzo, bardzo trudno będzie nam się stamtąd wydostać.
@ CTP:
Ty też o czymś zapomniałeś. Sędzia po raz pierwszy przydzbanił już w 19. minucie. Od tamtej pory powinniśmy byli mieć wyłącznie możliwość płacenia kartą.
A co do kadencji, obozów, etc. – rozumiem, że jeśli Michniewicz będzie naszym selekcjonerem w 2024, to wtedy już na bank będziemy grać w piłkę, konstruować, rozgrywać od tyłu i generalnie przestaniemy męczyć bułę, tak? Zresztą, kij z tym Michniewiczem*, to nie w nim jest problem. Uważasz, że coś takiego jest w ogóle możliwe bez porzucenia koncentracji na tu i teraz?
* ale jakoś, przyznam szczerze, nie odnotowałem, żebyś poprzednich selekcjonerów aż tak zażarcie przed „sępami” bronił.
Co do środy to niestety rację miał w którymś z poprzednich komentarzy a-c10, że brak ryzyka w meczu z Meksykiem może się na nas zemścić i może okazać się, że łatwiej było wygrać z Meksykiem niż będzie zremisować z Argentyną. Ale póki co nie przesądzajmy. Argentyna na razie zawodzi, wiele elementów tam szwankuje. Nam wystarczy remis, możemy czekać na rozwój sytuacji, gdyby udało się wygrać to nie tylko wyrzucamy z mistrzostw Argentynę, ale i unikamy Francji w 1/8. Jest o co grać.
Oczywiście gra defensywna będzie kluczowa, ale tylko pozornie, bo Argentyńczycy niestety prawdopodobnie prędzej czy później i tak nas złamią, w ten czy inny sposób. Istotne, żebyśmy umieli wyjść z atakiem, sami strzelić bramkę, tego atutu zabrakło wczoraj Meksykowi, który od mniej więcej 30. minuty mógł już tylko przeszkadzać, a kiedy trafił Messi - nie był w stanie w żaden sposób zareagować.
Dyskusja o kierunku rozwoju naszej piłki bardzo interesująca i w tym miejscu, jeżeli ktoś jeszcze nie czytał, szczerze polecam Historię piłkarskiego pragmatyzmu Michała Zachodnego. Chyba każdy chciałby, żebyśmy mieli swój styl, żebyśmy byli odważni, żeby w polskiej piłce konsekwencja zastąpiła tradycyjne odbijanie się od ściany do ściany. Sam od już kilku dekad spoglądam zazdrośnie w kierunku Duńczyków, bo ich kolejne reprezentacje stanowią gwarancję taktycznej i mentalnej powtarzalności, której nam brakuje. Naszym stylem jest brak stylu, jest tylko doraźna praca z wykorzystaniem najlepszych aktualnie piłkarzy. Natomiast w tym konkretnym przypadku najbliżej jest mi do zdania Senatora. To nie jest powiatowa spartakiada tylko mistrzostwa świata, jesteśmy tu i teraz i gramy tak jak umiemy. Nie wspominam turniejowych epizodów Beenhakkera czy Sousy (zwłaszcza Sousy!) ani odrobinę lepiej niż porażek Janasa albo Smudy tylko z tego powodu, że tamci dwa próbowali nam narzucić bardziej otwarty futbol. Przesuwanie wajchy to wieloletni proces i, nawiasem mówiąc, patrząc na decyzje personalne Kuleszy, trudno spodziewać się, żeby w PZPN zaistniała potrzeba i wola takich działań. Póki co mamy Michniewicza, który dostał konkretną pracę do wykonania i trudno się dziwić, że facet robi to co umie, a jednocześnie można przynajmniej mieć pewność, że Michniewicz faktycznie pracuje najlepiej jak potrafi i daje z siebie 100%.
Ja tylko przypomnę, że trener Michniewicz jako chyba pierwszy w naszej eklapie wprowadził w Legii system z wahadłami, który jest na wskroś ofensywny. Legia w tym okresie do końca sezonu zdobyła 43 bramki - o 9 więcej od kolejnego Rakowa. Tak więc, nie mam bladego pojęcia, skąd to przeświadczenie, że za Michniewicza nasza reprezentacja będzie się tylko murować. Na tej imprezie nie straciliśmy jeszcze bramki, więc nie wiemy, jak wyglądałaby nasza gra w takiej sytuacji. Pewnie to się zdarzy w środę, jeśli nie upilnujemy tego karakana.
"Z przodu mamy napastników Barcelony i Juventusu. Tuż za ich plecami rozgrywającego Napoli"
Piękne naginanie rzeczywistości pod swoją tezę. Tyle, że oprócz tej trójki mamy też piłkarskich emerytów w postaci Glika i Krychowiaka, Bielika, który uzbierał w Championship raptem 1000 minut oraz mamy bardzo przeciętne skrzydła (Kamiński, Frankowski, Skoraś czy Grosik). No nie, szanowny panie. W piłkę nie gra się w trzech, tylko w 11-tu. Porównaj tego prawego skrzydłowego z Arabii do któregoś z naszych, technicznie bije ich na głowę.
My nigdy nie będziemy grać jak Hiszpania, bo nie jesteśmy Hiszpanią. Zaletą Michniewicza jest to, że dostosowuje taktykę do tego, czym dysponuje i, przede wszystkim, są tego efekty. Dlatego też go bronię. Bronię go też dlatego, że był trenerem Legii, w odróżnieniu do Nawałki, Brzęczka czy Sousy. Ten ostatni, zresztą, próbował grać jak Hiszpanie, skończyło się raptem 1 pkt na ostatnim Euro. To ja już wolę jednak Michniewicza ze swoją "murarką".
ta drużyna zrobiła coś fajnego, sprawiła, że jesteśmy w grze o awans przed ostatnim meczem dużego turnieju, że nasz mecz z Argentyną będzie jednym z największych wydarzeń trzeciej serii gier fazy grupowej, że nagle reprezentacją interesują się prawie wszyscy, w szkołach, w firmach, w domach. To trzeba docenić. Tak jak i te emocje i łzy Lewandowskiego po bramce
Ależ ja się z tym jak najbardziej zgadzam. W ogóle nie chciałbym, aby to, co tu piszę, odbierane było jak dąsy zmanierowanego pseudoestety, co to zarzucił nózię na nózię, wziął lampę wina w jedną, a cygaro w drugą rękę i teraz khęci przypudhowanym noskiem, bo bzitko ghają. Nic z tych rzeczy. Generalnie mam tak, że gdy gra zespół, któremu kibicuję, na trzy minuty przed pierwszym gwizdkiem wyłącza mi się jakikolwiek krytycyzm, a włącza małoletni ultras. No i potem fikam po całym salonie i drę się jak opętany, bo Szczęsny wyciągnął karnego. Dlatego nawet, jeśli do nadspodziewanego wzrostu dramaturgii ostatniej kolejki rozgrywek w naszej grupie walnie przyczynili się Argentyńczycy, przegrywając swój inauguracyjny mecz; nawet jeśli Belgowie i Niemcy robią wszystko, aby w ich grupach było jeszcze goręcej, doceniam. Bardzo. Chcę więcej. Natomiast…
jesteśmy tu i teraz i gramy tak jak umiemy
…tu już nie zgadzam się zupełnie. Znaczy zgadzam się, że tak jest (nie jestem ślepy), nie zgadzam się, że powinniśmy to akceptować. Głównie dlatego, że prawie-że-wiem jak ta bajka się skończy. I żaden z możliwych scenariuszy nie napawa mnie optymizmem.
Na najbardziej realny wygląda mi ten, w którym dostajemy w środę oklep od Argentyny. Nie, nie jest to zespół idealny, oglądam ich regularnie, to wiem. Niemniej, konfrontacja Grzegorzów i Kamilów z Lionelami i Lautarami ma wszelki potencjał na walkę nosa z kastetem. Potem, w zależności od wyniku równoległego spotkania, występują dwa podwarianty: albo jedziemy do domu od razu, albo dopiero po tym, jak rozpoczętego przez Messiego dzieła zniszczenia dokończy jego klubowy kolega. W sumie nie wiem która z tych opcji wygląda gorzej.
Obie natomiast (bez względu na fetyszyzację wyjścia z grupy) najprawdopodobniej uruchomią ten sam, ekhem, znany i lubiany mechanizm. Wczorajsze łzy radości szybko wyschną w niepamięci. Natychmiast „okaże się”, że trener jest zły, należy go dyscyplinarnie wypierdolić i zatrudnić kogoś tam. Najlepiej zbawcę z importu. Oczywiście, piłkarze też są źli. Trzeba ich w te pędy przepędzić i powołać tych wszystkich geniuszy kopanej, których niedorajda Michniewicz pozostawił poza kadrą. Szybko pojawi się nowy selekcjoner, który jednak dostanie stare zadania: wygrywać tu i teraz. No i znowu będzie męczenie buły. Może nie aż tak potworne, jak obecnie, ale będzie.
Za najgroźniejszy natomiast uważam ten scenariusz, w którym przepychamy nie tylko Argentyńczyków, ale i pierwszego rywala w fazie pucharowej (nieprawdopodobne, owszem, ale nie niemożliwe). Wtedy bowiem Katar’22 może się dla nas stać tym, czym wg Zachodnego było Wembley’73. Nie mam książki pod ręką, nie sypnę dokładnym cytatem, generalnie chodzi jednak o to, o czym parokrotnie już wspominał Iocosus: zabetonowanie całego naszego środowiska piłkarskiego na długie dekady w przeświadczeniu, że sukcesy możemy osiągać wyłącznie za pomocą Czesioballa.
Przeraża mnie ta wizja. Wracając do doceniania, chcenia więcej i radości w domach, szkołach i zakładach pracy ;p – ja to, rozumiesz, młody jestem. W ’74. nie było mnie na świecie, ’82. nie mam szans pamiętać. Kojarzę tylko opowieści mojej babci o tym, jak to moja mama (obie już niestety śp.), osoba zupełnie z futbolem niezwiązana, w towarzystwie innych zupełnie niezwiązanych z futbolem osób doświadczała niezwykle pozytywnych emocji, gdy reprezentacja Polski walczyła o medale MŚ. Ja też tego chcę. Bez względu na swoje i czyjekolwiek inne związki z kopaną, doceniam emocje związane z wyczołgiwaniem się z grupy, ale chcę takich związanych z walką o medale. I dla siebie, i dla domów, i dla szkół, i dla zakładów pracy
Czesioball nam tego nie da.
@ CTP:
Pokaż mi kogoś, kto na trzeźwo twierdzi, że powinniśmy grać jak Hiszpanie. Pośmiejemy się razem.
Nie wpadło Ci nigdy do głowy, że pomiędzy graniem jak Hiszpania, a graniem jak Andora jest – mimo geograficznej bliskości obu nacji – pokaźna przestrzeń, w którą można spróbować się zmieścić? Może nawet bliżej tych drugich, acz jednak, kurna, z wykorzystaniem tej odrobiny kreatywności, jaką posiadamy.
System jest na wskroś ofensywny? Niezłe, niezłe, nie najgorsze. Jakoś, kurde, nie kojarzę żadnego meczu, w którym system strzeliłby gola albo zanotował asystę. I pewnie nic dziwnego, bo to przecież nie systemy grają, a ludzie. Zaś ofensywnie robi się nie wtedy, gdy sobie w programie graficznym narysujesz trzy kropeczki przed bramkarzem plus jeszcze dwie nieco wyżej po bokach. Nie, ofensywnie robi się wtedy, gdy często miewasz zauważalną liczbę graczy w polu karnym przeciwnika i jego bezpośrednim pobliżu. Obawa o postępującą murarkę pod wodzą Michniewicza bierze się stąd, że im dalej w las pod jego wodzą, tym my tych zawodników miewamy rzadziej i mniej.
Przywoływanie okresu, w którym Michniewicz prowadził Legię, nie ma żadnego sensu. Zwłaszcza w odniesieniu do jego osiągnięć w Ekstraklasie. Michniewicz w Legii miał najlepszą personalnie ekipę w Polsce. Musiał coś kombinować do przodu, bo praktycznie wszyscy chcieli się przed Wami bronić, a 0:0 gotowi byli brać z cmoknięciem w rąsię. Michniewicz w kadrze ma do dyspozycji ekipę z pogranicza trzeciej i czwartej dziesiątki na świecie pod względem potencjału. Wykombinował sobie, że jedyną metodą na osiągnięcie jakichkolwiek sukcesów z tymi ludźmi może być tylko kurczowa obrona. Ja to rozumiem (nawet jeśli nie jestem zachwycony) i absolutnie nie zamierzam mu ciosać kołków na głowie. Niemniej, tworzenie jakichś sekt jego imienia mocno mnie śmieszy. No chyba, że…
Bronię go też dlatego, że był trenerem Legii
Achhh… rozumiem. „Były trener Legii” = „święty z immunitetem na wszelką krytykę”. Niezwykle racjonalna argumentacja. Postaram się zapamiętać.
To tutaj z kolei ja się mocno nie zgadzam.
Po pierwsze przesadą jest taka fetyszyzacja przyszłości kosztem teraźniejszości. Związki przyczynowo skutkowe nie są na tyle oczywiste i banalnie zautomatyzowane, by opłacało się tworzyć karkołomne konstrukty typu 'lepiej nie ogrywajmy Argentyny, bo Czesław będzie nam się reinkarnował w osobie każdego kolejnego selekcjonera', zresztą pytanie kto realnie jest w ogóle w stanie zmusić się do takiego antykibicowania, myślę, że to są rozważania o nadmiernym poziomie abstrakcji.
Po drugie trudno uwierzyć w tak dalece posuniętą uniformizację środowiska trenerskiego. Tam są jednak również ludzie starający się kształcić, jeżdżący po świecie, mający swoje ambicje, swoją wizję i jest wprost niewiarygodne, żeby wszyscy nagle uznali staropolską obronę Częstochowy za jedynie słuszną koncepcję. Nawet Michniewicz, jakkolwiek jest zasadnie uważany za trenera zorientowanego na starannie prowadzoną grę defensywną, ma również na koncie mecze, w których zaskakiwał rywali szybką, bezpośrednią grą, w żadnym wypadku nie kurczową obroną (wyjazdowy baraż z Portugalią, mecz z Belgią na ME, wyjazdowy mecz Legii z Bodo). Wydaje mi się, że sporo racji ma Dalkub, zwracając uwagę na kwestie selekcyjne. Reprezentacja to grupa ludzi, w tej grupie liczą się nie tylko elementy stricte piłkarskie. Tylko że jeżeli grać musi Glik czy Krychowiak, bo w innym przypadku brakuje liderów formacji, to jak wyobrazić sobie np. zakładanie wysokiego pressingu? Między Glikiem a Lewandowskim nie może być stu metrów przestrzeni, formacje muszą grać blisko siebie, jeżeli nie jesteśmy w stanie zachować kompaktu w wysokim ustawieniu to musimy grać nisko - co niestety oczywiście nadaje nam pewnej jednowymiarowości i archaizmu.
Po trzecie kwestia naszej walki o medale wielkich imprez na przestrzeni kolejnych dekad wydaje mi się być umiarkowanie związana z doraźnymi rozwiązaniami taktycznymi, za to całkiem silnie zależeć od wyszkolenia piłkarzy i tzw. głębi składu, grono medalistów wielkich imprez to co do zasady dość hermetyczne towarzystwo, dla którego wspólnym mianownikiem raczej nie jest gra tym czy innym systemem, ale jakość.
Po pierwsze ja się pokuszę to co ja rozumiem jako sukces na mundialu czy innym turnieju w którym ma uczestniczyć nasza repra - chciałbym aby nas postrzegano jako tych których nikt nie chce wylosować, bo wie, że się strasznie namęczy, nabiega, nawalczy, aby nas pokonać. Nawet jeżeli nie będziemy mieć technicznych ideałów, to będziemy potrafić grać solidną, zrównoważoną piłkę, opartą o solidną technikę, porządną nowoczesną taktykę, o kilku dobrych zawodników poziomu europejskiego, będziemy potrafić narzucić nasze warunki gry drużynom typu Arabia Saudyjska, Meksyk w obecnej formie, a mecz z Argentyną także przed turniejem nie będziemy traktować jako do odbycia i prosimy o najniższy wymiar kary, ale jako wyzwanie, które mamy realną szansę pokonać. Nie musimy nawet wychodzić z grupy, bo dla mnie zagrać 3 albo 4 mecze nie ma najmniejszego znaczenia, ale na przykład fajnie byłoby abyśmy na takim turnieju wykreowali i pokazali 1 albo 2 zawodników, którzy się pokażą i dostaną szansę na grę w lepszym klubie i nie za 0,5 mln euro a za 20 mln Euro.
To gdzie my jesteśmy vs. gdzie jest świat nie pokazują nam drużyny poziomu Brazylii czy Hiszpanii ale pokazuje nam Maroko, pokazuje nam Japonia, pokazuje nam Arabia Saudyjska, pokazują nam inne wydawałoby się egzotyczne drużyny, które nawet jak przegrają to tam widać coś za czym kibic może pójść, bo jest progres, widać pomysł, widać nowoczesność. U nas najpierw jest modlitwa o dobre losowanie, potem postawi się autobus i moze się uda nie przegrać i może się uda doczołgać do meczu numer 4 i wtedy naród będzie w euforii, to że się na to patrzeć nie da znaczenie ma żadne.
Generalnie mam też wrażenie że panowie albo nie znacie, albo nie chcecie znać czym dysponują i skąd pochodzą zawodnicy z poszczególnych reprezentacji - gdyby ktoś zamiast nazwisk otrzymał przynależność klubową zawodników to miałby w drugiej linii zawodników Roma, Napoli, Feyenord, Wolfsburg, Lens - ci goście grają w większości dużo, nie tylko są w kadrach. Spokojnie kilku innych mogę znaleźć i co ktoś mi powie że wiele reprezentacji ma lepszych? z dużo lepszych klubów? bo jak wziąłem do ręki skład Meksyku to tam po boisku biegał 36 letni gość co na emeryturze gra w MLS, o lidze saudyjskiej nie wspomnę. Trzeba tylko dać im grać i podjąć ryzyko, nie po to by wyjść z grupy, ale po to by zacząć coś zmieniać na przyszłość. A trener powinien wylecieć z roboty nie za przegranie 3 meczy a za remis z pomocą autobusu, bo to nas niczego nie uczy - NICZEGO.
Nie macie wrażenie że my stoimy w miejscu albo się cofamy? że za chwilę odejdzie Lewandowski i nagle Robercik nam nie wygra z 2-3 meczy w eliminacjach? że tuzy pokroju Glika i Krychowiaka a może kilku innych jest po drugiej stronie rzeki i inwestowanie w nich nie ma sensu? i nagle będzie sraczka, kto po Gliku? Ale na MŚ pojechał Jędza a nie Maik Nawrocki, który być może za chwilę zostanie reprezentantem pełną gębą? rozumiecie to? Jędza ma nam wygrać co? medal? On po mundialu będzie takim samym emerytem jak przed nim i już go do kadry nie powołają.
Na chwilę obecną reprezentacja pod wodzą Michniewicza na Mundialu w Katarze po dwóch meczach, przewodzi w grupie C, zremisowała i wygrała swoje spotkania, nie straciła bramki. W ostatnich trzech czempionatach graliśmy ostatni grupowy mecz o pietruszkę, przepraszam o honor, teraz możemy zająć pierwsze miejsce w grupie, możemy wyrzucić z turnieju jednego z jego głównych faworytów, co więcej w fazie pucharowej za potencjalnego rywala możemy mieć Duńczyków lub Australijczyków i jakoś paniki te nacje w nas nie wzbudzają, niektórzy już dostrzegają szansę na ćwierćfinał Mundialu i bynajmniej niekoniecznie to muszą być bajki z mchu i paproci. Nawet jak minimalnie przegramy z Albicelestes jest opcja że w Katarze pozostaniemy, czyż to nie przedziwne w zestawieniu z historią naszych mundiali w XXI wieku?
Jest pięknie, wynik kształtuje świadomość, entuzjazm w narodzie rośnie! Widzę i słyszę trzydziestolatków którzy twierdzą że czegoś takiego w swoim życiu jeszcze nie doświadczyli, nie mieli okazji, Euro to nie Mundial! Stąd mój sceptycyzm że dyskusja o stylu, wrażeniu artystycznym "na dziś" jest przedwczesna, to znaczy tu między sobą możemy debatować lub pitolić jak kto woli, ale w społecznym dużym zasięgu na debatę według mnie nie czas i pora. Gawin mi pomógł i pospieszył z "dowodem". Podważający taktyczne wybory Michniewicza w tej chwili będą interpretowani jako malkontenci podciągani do mianownika: 'lepiej nie ogrywajmy Argentyny, bo Czesław będzie nam się reinkarnował w osobie każdego kolejnego selekcjonera'.
Gawinie to nie tak! We mnie jest sprzeciw gdy gramy jak za Brzęczka z Włochami gdy jedynym naszym strzałem jest próba Lewego z połowy boiska, gdy gramy w Warszawie z Austrią w eliminacjach do Euro i to rywal nas klepie a my tylko wąchamy piłkę, gdy już za Michniewicza gramy obsrani z Belgią i Holandią w Warszawie, gdy to samo praktykujemy z Chile i z Meksykiem już w Katarze.
Są mecze w których grę drużyn określano antyfutbolem a ja im kibicowałem. Tak było choćby za Legii Skorży gdy się mierzyła z Gaziantiesporem. Gdy repra grała z Niemcami na Euro 2016 był to futbol na wskroś pragmatyczny, wyrachowany i bardzo bym chciał żeby podobnie zagrała teraz z Argentyną. Niestety subiektywnie być może mylnie rozróżniam "pragmatyzm" Nawałki i Michniewicza. On był podobny tylko w jednym meczu gdy w Rosji na mundialu graliśmy z Japonią o honor i moim zdaniem go straciliśmy. Biało-Czerwoni stali się memotwórczym pośmiewiskiem, choć mecz wygraliśmy. Wówczas w ostatnich minutach graliśmy na zero z tyłu, tak jak obecnie z Meksykiem przez cały mecz, bez krztyny ryzyka, z jedynym nastawieniem żeby tylko bramki nie stracić i temu była podporządkowana taktyka, zadania wszystkich piłkarzy. To mnie zniechęca, na maksa, na tyle żeby przeszła mi myśl czy nie lepiej pójść do kina niż oglądać coś takiego na boisku, ale Gawinie od takiego "bojkotu" do "antykibicowania" droga jeszcze daleka.
Gawinie masz rację, że z Krychą i Glikiem mamy pewne taktyczne ograniczenia ale zobacz z Saudami jednak coś tam z przodu wiązaliśmy, z defensywy, czasem głębokiej szukaliśmy mimo wszystko okazji, z Meksykiem Lewy był pozostawiony sam sobie reszta skoncentrowana na zadaniach defensywnych. Oby się nie okazało że dużo bardziej zachowawczo graliśmy z zespołem który zbierze baty od drużyny z którą z kolei zagraliśmy odważniej. Obyśmy nie doświadczyli takiego paradoksu.
Mecz z Argentyną będzie meczem prawdy. Bardzo bym chciał żeby poniższe słowa Michniewicza nie okazały się ściemą:
"Wychodząc na mecz z Argentyną, zawsze musisz zakładać, że mogą cię w jakimś momencie zaskoczyć. Choć oczywiście byłbym szczęśliwy, gdybyśmy nie stracili bramki. Myśląc o pozytywnym wyniku z Argentyną, musisz myśleć także o strzelaniu goli. Nie można się nastawiać na bronienie przez 90 minut, bo to się nie uda. Jeśli wyjdziemy z takim nastawieniem, to będzie nam trudno. Nie możemy się bać, musimy wierzyć, że będą sytuacje. Zawsze są szczęśliwe minuty. Nie będzie ich wiele, ale będą. (...) Czerpiemy radość z tego turnieju. Skupiamy się tylko na sobie, ale też na tym, żeby każda minuta była wypełniona radością, a nie strachem. Strach do niczego nie zaprowadzi." Mundial 2022. Czesław Michniewicz przed Polska - Argentyna: musimy wykorzystać szczęśliwe minuty (sport.tvp.pl)
Niestety Czesiowi nie dowierzam bo o "szczęśliwych minutach" mówił i przed meczem z Meksykiem a później nastawił zespół taktycznie ultra defensywnie. Przekonamy się z jakim nastawieniem i w jakim ustawieniu wyjdziemy w środę wieczorem. Jeżeli zagramy tak jak z Belgią i z Holandią w Warszawie to taki "pragmatyzm" moim zdaniem i z Albicelestes nas zgubi. Marksistowsko-futbolowa zasada cały czas będzie obowiązywać.
Jeżeli przeczołgamy się z Argentyną, z Danią lub z Kangurami wygramy w karnych, a wszystko dzięki taktyce "na zero z tyłu" to fetujmy, celebrujmy awanse, sukcesy, z mojego punktu widzenia dla Czesia gratki, klata, goździk, rączka i życzenia ogromnego kontraktu z drużyną jakichś szejków arabskich.
Co do wyniku kształtującego świadomość to oczywiście, że tak jest. Co więcej, wynik jest dużo lepszym miernikiem niż czyjekolwiek wrażenia estetyczne. Na kadrę Brzęczka rzecz jasna nie dało się patrzeć bez myśli depresyjnych, ale zwolnienie go przed ME uważałem za podłość i draństwo. W dodatku zatrudnienie Sousy okazało się klasycznym strzałem w stopę, nie dlatego, że gość uparł się grać ofensywnie, lecz dlatego, że postanowił to robić Puchaczem, Jóźwiakiem i Płachetą. I cały ten tragikomiczny portugalski epizod obrazuje w moim przekonaniu prawdziwy problem polskiej piłki reprezentacyjnej, którym nie jest mit Wembley, lecz decyzyjna cyklofrenia i słabe wyszkolenie piłkarzy rodzimego chowu.
Nawiasem mówiąc, sam też nie jesteś wolny od wpływu wyniku, nazywając grę kadry Nawałki 'pragmatyczną' i 'wyrachowaną'. Nasza gra w grupie ME była przeważnie nadzwyczaj zachowawcza i ostrożna, nie tylko z Niemcami, ale też ze słabiutką Irlandią Północną czy w meczu o nic z rozbitą wewnętrznie Ukrainą, a w drugiej połowie meczu 1/8 ze Szwajcarią pojawił się klasyczny autobus i Fabian fruwał między słupkami jak oszalały.
O spotkaniu z Niemcami już była mowa, tamten pragmatyzm mi nie wadził, a jedynym problemem wydawał się nasz brak skuteczności, bo bardziej klarowne sytuacje były po naszej stronie. Niemcy prowadzili grę, oddaliśmy im pole, ale czy Fabiański miał jakieś interwencje godne zapamiętania? I to jest miara tamtego naszego pragmatyzmu.
Ukraińcy zaliczyli "polski syndrom" czyli trzeci mecz na turnieju o pietruszkę, szkoda gadać, mecz do zapomnienia.
Z Szwajcarią meczycho oglądałem w towarzystwie Senatora (biorę na świadka) i w gronie jeszcze kilku równie doświadczonych kibiców i wówczas w pierwszej połowie przecieraliśmy oczy ze zdumienia że Biało-Czerwoni tak dobrze potrafią przechodzić z defensywy do ataku, były akcje że szczęka opadała z wrażenia. W kategoriach trenera "Baryły" było to zapewne najlepsze 45 minut gry polskiej repry w XXI wieku. Zapłaciliśmy za to po przerwie bo później nasz pragmatyzm polegał już tylko na modlitwie o dotrwanie do 120 minuty, a Fabiański w kadrze zanotował mecz życia i wybronił nam to spotkanie. Wtedy nie było wyrachowania, pragmatyzmu, a jedynie kunszt Fabiana i masa szczęścia.
Pełen wyrachowania i pragmatyzmu na Euro'16 był mecz Polski z Portugalią ale po obu stronach. Upewniłem się i sprawdziłem w tym "zamkniętym" spotkaniu posiadanie piłki wynosiło 52 do 48% czyli z minimalną przewagą ale naszą (!?) podań również zaliczyliśmy więcej 648 do 576, tylko strzałów Portugalczycy oddali więcej bo 19 przy naszych 15. Czyli grając mega pragmatycznie z przyszłym Mistrzem Europy z top gwiazdą CR7 w swoich szeregach oddaliśmy dokładnie taką liczbę strzałów w jednym meczu co w dwóch dotychczasowych w Katarze.
Dlatego niuansuję i dla mnie pragmatyzm Nawałki z 2016 roku to nie to samo co pragmatyzm Michniewicza z 2022 roku.
Gawinie co do wyborów personalnych Sousy jesteśmy krytycznie zgodni, przy tym doktryna z trzema środkowymi defensorami mnie się również nie podobała, natomiast jest jedna rzecz z tymi zagranicznymi trenerami. Zarówno siwy bajerant jak i ten Holender od drewnianych chatek wmawiali nam i swoim kadrowiczom że mamy piłkarzy na "international level" i traktuję to jako zabieg motywacyjny, mentalny, ale o dziwo bywał niekiedy skuteczny. Z Bronowickiego i Golańskiego czynił choćby godnych rywali Portugalczyków z 2006 roku, ba zwycięskich. Natomiast nasze rodzime fachury trenerskie mają praktykę motywacji tak jakby nieco odwrotną, że złośliwe ze mnie bydle to wygarnę że taką nieco na zasadzie "wody i wina". No i przy założeniu że cudotwórcą się nie jest, pospolitego napitku w szlachetny trunek się nie zamieni, to trzeba grać tym murowańcem, autobusem, betoniarką bo tylko na to nas stać. Tak to się wmawia i tłumaczy.
Z dyskusją w temacie: "jakoby awans do ćwierćfinału miał zabetonować polskie środowisko piłkarskie na dekady" się wstrzymam bo trzymam kciuki za naszych i za Michniewicza. Oby szejkowie mieli wynikowe argumenty do podkupienia go nam!
Już to pisałem w trochę innym kontekście ale powtórzę: Adam Nawałka został selekcjonerem w 2013 r. Euro było 3 lata później. Circa about 36 miesięcy przed imprezą. Notabene, ten sam Nawałka przestał być trenerem w 2018 r. a przyczyną był, surprise, surprise, mundial w Rosji.
Dla porównania Czesław Michniewicz został selekcjonerem dokładnie 10 miesięcy przed mundialem.
Osobiście, uważam, że przypierdzielanie się o styl naszej kadry świadczy albo o złej woli krytyka albo niewielkiej wiedzy na temat piłki.
Tego właśnie nie rozumiem Iocosusie, bo sam piszesz a to o 'męczeniu buły', a to o 'modlitwie o przetrwanie', z czym się zresztą w pełni zgadzam, sam stwierdzasz, że wszystko to w gruncie rzeczy 'niuansowanie', a jednak... Nawałka tak, a Michniewicz nie? Akurat nasze ponad 60% posiadania z Irlandią Północną wynikało wtedy głównie z tego, że tam dziesięciu ludzi stało na swojej połowie, a my nabijaliśmy to posiadanie, wymieniając podania między obrońcami a defensywnymi pomocnikami. Strzałów może i było 16, ale stawiałbym dolary przeciw orzechom, że gdyby ktoś wtedy liczył xG to z tych wszystkich strzałów, łącznie z bramkowym Milika, wyszłaby maks. połowa tego co udało nam się zrobić przeciw Arabii w sobotę.
Przy czym sedno mojej wypowiedzi w tym konkretnym wątku sprowadza się jednak do czegoś innego. Otóż, jak widać, jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie Tak zawsze wygląda ocena rzeczywistości nieprecyzyjnymi i subiektywnymi narzędziami pomiarowymi, to po pierwsze. A po drugie, nawet jeżeli masz słuszność i faktycznie pragmatyzm Nawałki tak, a Michniewicza nie, to co wyszło z eksplozji potencjału kadry za Nawałki? Otóż... nic. Poza, bagatela, ćwierćfinałem ME. Poza wynikiem, tak, dokładnie tym, który kształtuje świadomość. Nie było długofalowego postępu, impulsu gwarantującego utrzymanie ciągłości myśli szkoleniowej, przygotowania zaplecza personalnego dla pierwszej jedenastki. Minęły dwa lata i okazało się, że Nawałka sam przyłożył rękę do zniszczenia tego co wcześniej budował, wszystko zwieńczył wspomnianym przez Ciebie koszmarkiem w meczu o nic i cały tradycyjny cykl rozpoczął się od nowa. I tak to jest, że my możemy tutaj sobie snuć najrozmaitsze utopijne wizje, ale turniej taki jak MŚ jest celem, a nie środkiem do celu. Po takim turnieju zostaje tak naprawdę tylko i wyłącznie wynik, nie futurystyczne szklane domy.
Co do jutra to przesłuchałem kilka odcinków różnych zagranicznych piłkarskich podcastów i co ciekawe opinia o naszej reprezentacji wydaje się w tym momencie być... zdecydowanie lepsza niż przed turniejem. Słyszałem już i uwagi, że mamy świetną defensywę, i zdumienie, że Glik nadal daje radę, i mnóstwo komplementów pod adresem Szczęsnego czy Zielińskiego. Ogólnie dominuje przeświadczenie, że Argentyna z nami wygra, bo wygrać musi, ale i pewność, że nie będzie to dla nich łatwy mecz. Ja sam staram się wewnętrznie wyciszać emocje, bo rozsądek gdera, że jutro koniec przygody, natomiast jeżeli ktokolwiek zastanawia się czy aby na pewno zagranie czterech meczów (nie mówiąc o pięciu) na MŚ zamiast trzech to takie wielkie halo, to odpowiem (za siebie), że tak, to jest wielkie halo, a na każdy kolejny mecz o taką stawkę czekam bardziej niż dzieciak na gwiazdkę.
Tu nie chodzi o żadne antykibicowanie. Nic z tych rzeczy. Ja tam twardo zamierzam ściskać kciuki. I jutro, i – oby! – w następnych meczach. Cieszmy się, jest bal i nawet jeśli tańcujemy na nim mocno topornie, to przecież jeszcze nas nie wyrzucili i całkiem możliwe, że przez parę następnych dni wciąż nie wyrzucą.
Chodzi o to, byśmy pamiętali, że będą następne bale. I jeśli chcemy być w ogóle na nie zapraszani, jeśli chcemy bawić się mocniej i dłużej, to powinniśmy o tym pomyśleć już t e r a z. Nie, to nie jest fetyszyzacja przyszłości. To jest świadomość, że jutro zaczyna się dziś.
W latach ’70. i ’80. (podobno) też byli ludzie, którzy chcieli się uczyć, rozwijać, etc. Ale jakoś, niestety, nie udało im się zapobiec rozprzestrzenianiu się przekonania, że kontrę to my mamy w genach. Ani utrwalaniu logicznych potworków w stylu „zwycięskiego remisu”.
Nasze przyszłe szanse na sukcesy w oczywisty sposób zależą od piłkarskiej jakości, a nie jakiegoś „systemu”. Tyle tylko, że – i tu ciąg przyczynowo-skutkowy widać już jak na dłoni – cel szkolenia determinuje jego jakość i kierunek. Proste, prawda? Jeśli podstawowym celem całej polskiej piłki nadal będzie „nie przegrać następnego meczu”, nadal będziemy produkować Glików i Krychowiaków. Wówczas (dokładnie tak samo zresztą, jak i teraz) rozmowa o selekcji pozbawiona będzie głębszego sensu. No bo co to niby za różnica czy zagra Glik, czy Glik v2.0?
Do tego dochodzi kwestia „co po Lewandowskim?”. Obecnie i od lat jest on motorem napędowym zarówno naszej kadry, jak i ogólnie zainteresowania polską piłką. Oczywiste, nie? Ludzie przychodzą na mecze Biało-Czerwonych i oglądają je w transmisjach, bo – z całym szacunkiem dla Bońków, Deynów, Latów, etc. – pierwszy raz w historii nie muszą ściemniać z przywiązaniem do jakiejś zagramanicznej ekipy, żeby pokibicować autentycznej megagwieździe światowego futbolu. Polska to Lewy, Lewy to Polska. Nawet jak gramy brzydko i nudno, mało kto na to zwraca uwagę, bo przecież RL9. Tysiące chłopaków (i dziewczyn) chcą szurać gałę i osiągać w tym sukcesy, bo idą za przykładem swego idola. Chłopaka z Leszna, którego kojarzy cały świat.
Tylko ile on jeszcze pogra (w kadrze)? Dwa sezony? Cztery? I co potem? OK., możemy liczyć na to, że niespodziewanie eksploduje talent jakiegoś innego niepozornego chłopaczka i bez większego tarcia wejdzie on w megagwiazdorskie buty Lewego. Jak oceniasz realność tego scenariusza? Dzięki, tak właśnie myślałem No więc…? Nie wiem, jak Tobie, ale mnie się zdaje, że na skrajnie reaktywny, nudny futbol, nastawiony wyłącznie na to, by – łomaterdyju! – przypadkiem nie stracić gola, to raczej tłumy nie przyjdą. Ani nie będą się nim inspirować. Ale, rzecz jasna, żadną miarą nie da się wykluczyć, że wydaje mi się tak tylko dlatego, że mam złą wolę i kompletnie nie znam się na piłce
Dalkub ma rację, fajna ta dyskusja. Mam szczerą nadzieję, że jutro nie będziemy pisać jej epilogów. Tak, wiem, ale każda matka kocha swoje dzieci. A rozsądek zdrajca!
Gawin: " jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie Tak zawsze wygląda ocena rzeczywistości nieprecyzyjnymi i subiektywnymi narzędziami pomiarowymi - no pewnie, dzielimy się naszymi kibicowskimi odczuciami, wrażeniami i jeżeli są one sprzeczne to nie po to żeby narzucać własną narrację (dziwnie modne słowo ostatnio) ale właśnie żebyśmy się wymieniali spostrzeżeniami i ewentualnie konfrontowali ale właśnie z uwzględnieniem że w tym co jest nieweryfikowalne każdy z nas ma autonomiczne oczywiste prawo do własnego postrzegania rzeczywistości. Podstawa.
"turniej taki jak MŚ jest celem" - też się muszę zgodzić w tym zakresie, że na ten przykład słówkiem krytyki nie pisnę na Czesia za to że powołał Jędzę, choć osobiście wybrałbym bardziej perspektywicznego obrońcę z którym łączę własne nadzieje czyli Maika Nawrockiego. Liczy się jednak tu i teraz, WM to impreza docelowa i trener ma niezbywalne prawo podporządkować jej wszystko na ten właśnie moment. Co nie znaczy że jest wolny od krytyki za dokonywane wybory, ale właśnie w perspektywie turnieju, a nie pod kątem jakiejś tam przyszłości. Tu mogę podnieść argument że taki Jędza w obliczu wytyczonego pułapu sędziowania i wysoce ograniczonej tolerancji na grę kontaktową to niekoniecznie najszczęśliwszy wybór. Mhm, bałbym się praktycznej weryfikacji tej opinii, ale że Czesio przedłożył 35-letniego Jędzę nad innych młodszych, bardziej perspektywicznych to uznaję za trenerską prerogatywę.
O zakresie z którym niekoniecznie muszę się zgadzać, może później.
Dziś jedna refleksja przed meczem prawdy, może dwie: w pełni zgadzam się z Henrykiem Kasperczakiem twierdzącym: "Czesław Michniewicz musi nastawić drużynę na zwycięstwo z Argentyną. Nie wolno kalkulować przed tym meczem. Jednym z największych błędów byłoby myślenie, że remis nam wystarczy. Ewentualnie możemy grać na czas przy wyniku 1:0, jak zostanie kilka minut do końca, ale poza tym nastawienie musi być jedno - wychodzimy na boisko i gramy o zwycięstwo. Nie ma innej alternatywy" (meczyki.pl) To po pierwsze, po drugie, jeżeli nie awansujemy do fazy pucharowej to obojętnie jaki dziś wynik by padł, to moim zdaniem nie od niego zależał nasz awans. Decydujące by było pierwsze spotkanie.
Uznaję to za dzisiejszy pozytyw dla Czesia tym meczem ma wszystko do wygrania, udowodnienia krytykom (w tym mnie), że jego koncepcje, założenia z punktu racjonalnego, pragmatycznego były słuszne.
Mac Allister (47. min.), Alvarez (68. min.)
Żółte kartki: Krychowiak – Acuna, De Paul
Polska: Szczęsny – Cash, Glik, Kiwior, Bereszyński (72' Jędrzejczyk) – Zieliński, Krychowiak (83' Piątek), Bielik (62' D. Szymański), Świderski (46' Skóraś), Frankowski (46' Kamiński) – Lewandowski
Argentyna: E. Martinez – Romero, Otamendi, Acuna (59' Tagliafico) – De Paul, Fernandez (79' Pezzella), Mac Allister (84' Almada) – Di María (59' Paredes), Messi, Alvarez (79' L. Martinez)
...
MŚ (grupa C): Arabia Saudyjska – Meksyk 0:2 (0:0)
Martin (48. min.), Chavez (52. min.)
Żółte kartki: Al-Shehri, Al-Hassan, Tambakti, Madu– Alvarez
Arabia Saudyjska: Al-Owais – Tambakti, Al-Boleahi (37' Sharahili), Al-Amri – Abdulhamid, Al-Hassan (46' Madu), Kanno, Al-Ghannam (88' Bahbri) – Al-Buraikan, Al-Shehri (62' Al-Oboud), Al-Dawsari
Meksyk: Ochoa – Sanchez, Montes, Moreno, Gallardo – Pineda (77' Rodriguez), Alvarez (86' Funes Mori), Chavez – Lozano, Martin (77' Jimenez), Vega (46' Antuna)
Argentyna i Polska awansowały do fazy pucharowej Mundialu 2022! Gratulacje!
W dupie mam ten awans, nic on nie da, a gra pokazała że my jesteśmy nie przystajemy do teo turnieju - jesteśmy zwyczajnymi dziadami i tyle.
Nie wierzysz w zabetonowanie? No to patrz: zwycięski remis jest już passe. Teraz do mody wchodzi zwycięska porażka.
* * *
Generalnie ten mecz całkiem udanie podsumował naszą dotychczasową dyskusję. Tyyyle było bulgotania o tym, że z Argentyną to już na pewno musimy postarać się coś wykombinować do przodu. I co? Jeden strzał, Kamil Glik po rzucie wolnym, niecelnie. Bytności w pobliżu pola karnego rywala można policzyć na palcach jednej ręki i jeszcze trochę zostanie.
Odczucia mam mocno podobne do dalkubowych. Znaczy nie jest mi wstyd, bo niech się wstydzi ten, co robi, nie ten, co widzi. Niemniej, dokładnie tak samo, jak zwycięstwo w meczu o honor z Japonią cztery lata temu wcale nam honoru nie uratowało, tak też i dzisiejszy awans niezwykle trudno rozpatrywać w kategoriach sukcesu. Myśmy z tej grupy nie wyszli. Nawet się nie wyczołgaliśmy. Zostaliśmy z niej na siłę, za kudły i hajdawery wyciągnięci przez Wojciecha Szczęsnego i Salema Al Dawsariego. W samej końcówce, przy 0:2 w obu spotkaniach, wiedząc że każdy kolejny gol de facto załatwia sprawę, staliśmy bezradnie w zafajdanych gaciach czekając na los.
No i los się do nas uśmiechnął. A raczej pokazał złośliwy wyszczerz. Jeśli w ciągu następnych paru dni Francuzi jakimś przypadkiem nie nacisną guzika z napisem autodestruction, w niedzielę zostanie z nas mokra plama.
Bo na jakąś popra… eee… na jakąkolwiek grę z naszej strony to już chyba serio nie ma co liczyć.
Cezary Kulesza
"Dziś najważniejszy jest awans! Mamy to! Meldujemy się w 1/8 finału MŚ po 36 latach! Wychodzimy z grupy w bólach, ale teraz liczy się już tylko mecz z Francją. Bądźcie z nami!"
Mhm, trochę dziwny ten apel prezesa PZPN, ale może oddaje zakładany poziom konsternacji kibica Biało-Czerwonych po "zwycięskim" pragmatycznym 0:2 z Argentyną.
W środę rano widziałem i słyszałem w meczykach.pl młodego człowieka, zawodowego dziennikarza sportowego, który się zachwycał naszą grą w defensywie. Zresztą nie on jeden i to z grona ekspertów futbolowych. Ta "gra" w obronie, jej organizacja polega moim zdaniem na przesuwaniu do momentu zagęszczenia przedpola w ten sposób żeby rywal z piłką w końcu ugrzązł w gąszczu nóg. Jak to jest kunsztowne, ale i zarazem skuteczne z dobrze operującą piłką drużyną, wykazał mecz z Albicelestes.
Natomiast awans do fazy pucharowej Mundialu jest faktem, na przestrzeni dekad rzeczywisty wymierny sukces i choćby z tego powodu z ocenami i z wnioskami z naszego pobytu w Katarze może warto się wstrzymać do ostatniego meczu. Piłkarzom się to należy, ambicji, chęci, nie powinno im się odbierać. Mamy jednego z "Avengersów" Super Hero w bramce, może i inni uwierzą że stać ich na coś więcej niż tylko przesuwanie, przesuwanie, przesuwanie.
Co prawda wiara że obraz i efekt gry Biało-Czerwonych ulegną zmianie według mnie są irracjonalne, ale wszak i futbol bywa irracjonalny.
Czesiu odniósł wymierny trenerski sukces, ale też sprawił, że w niedzielę polska reprezentacja w powszechnym odczuciu będzie szła na szafot i nie będzie oczekiwań żeby jakimś cudem katu spod topora się wywinęła, ale żeby przynajmniej zachowała się w miarę godnie, wstydem i hańbą nie okryła.
Dziwny ten "sukces"!
Prawdopodobnie i ten Świderski, i Kamiński ze Skórasiem po przerwie pojawili się w składzie po to, by była opcja gry długą piłką na skrzydłach, niestety Argentyńczycy bardzo dobrze przesuwali, stosowali pressing po stracie piłki, uniemożliwiając nam kontry, potem z dużą dyscypliną wracali do strefy, gdy my rozgrywaliśmy od tyłu. Jak na trenera o reputacji 'polskiego Mourinho' to Czesław za bardzo się nie popisał, o dziwo chyba nie ocenił prawidłowo atutów Argentyny, chciał zamknąć środek i kontrować skrzydłami, tymczasem to skrzydła okazały się naszą słabością.
Mimo wszystko na boisku drużyna jakoś w miarę dawała radę przez pierwsze 45 minut, tzn. pod względem przebiegu gry tak to sobie mniej więcej wyobrażałem, choć oczywiście za szybko traciliśmy piłkę i za dużo było niewymuszonych strat. Problemem było natomiast to co się stało po straconej bramce, tzn. nasz całkowity brak chęci i zdolności do ofensywnej reakcji. Rozumiem, że stres i strach trochę spętały chłopakom nogi, że nasłuchiwali wieści z drugiego meczu i świadomie czy nie wybierali to co w danym momencie dawało im awans, ale mimo wszystko, jeżeli atakujesz tylko 2-3 zawodnikami, a reszta boi się zrobić krok do przodu to wygląda to bardzo źle i nie można się dziwić, że komentarze do takiej gry są jakie są.
Moje oczekiwania przed MŚ były do tego stopnia niskie, że gdyby ktoś dwa tygodnie temu zaproponował mi w ciemno takie wyniki (0:0, 2:0, 0:2) to bym wszedł w ten deal, i to z pełną świadomością, że w takim przypadku losy naszego awansu będą zależeć od łutu szczęścia. No i takowy się zdarzył. Przy okazji duży szacunek dla Arabii Saudyjskiej za walkę do końca w sytuacji, w której mogło być im już wszystko jedno.
Co teraz? Plan został wykonany i chciałoby się, żeby to jakoś odblokowało zespół, niestety chyba nikt w to za bardzo nie wierzy, łącznie z piłkarzami i trenerem. Z Francją zapewne zagramy to samo co z Argentyną, czyli będzie to mecz do pierwszej straconej przez nas bramki, po której emocje się skończą. Choć im bliżej będzie meczu, tym zapewne więcej do powiedzenia będzie miał wewnętrzny, irracjonalny kibol, w końcu, jak to ujął wyżej a-c10 bal nadal trwa, a my, o dziwo, wciąż na nim jesteśmy
Nasze pseudo gwiazdy twierdzą że dla nich ten awans w stylu żygu jest sukcesem, ale zapominają że kibic płacąc za ich kontrakty, fury, skóry, sikory, prostytutki i samoloty oczekuje spektaklu, oczekuje rozrywki na najwyższym możliwym poziomie, z emocjami, ale i z jakością, z awansem ale i ze stylem - co byście napisali gdybyście poszli na koncert albo do teatru a muzyk albo aktor nawet mega znany zaczął fałszować, albo zapomniał tekstu?
Cały czas nie potraficie odpowiedzieć na pytanie co to za sukces awansowanie z grupy na MŚ?
Iocosus napisał "Czesio osiągnie wymierny trenerski sukces" - ale jaki? że jak go Kulesza wypierdoli (co nastąpi prędzej lub później) to znajdzie robotę w Lubinie, albo Zabrzu? - kto takiego tuza zatrudni choćby w ZEA albo innej Arabii Saudyjskiej? Z pewnością znajdzie robotę ale w zajezdni autobusowej.
Bal nadal trwa a my o dziwo nadal na nim jesteśmy - Dyzma mi się przypomniał w tym momencie........
Nikt naszej reprezentacji awansu nie darował , to nasz zespół sam awans wywalczył.
Wczorajsze spotkanie anonsowane było przez światowe media jako swoisty pojedynek pomiędzy dwoma wielkimi piłkarzami : Messim i Lewandowskim. Moim zdaniem takie stawianie sprawy nie tylko nie przystaje do piłki nożnej jako sportu drużynowego,ale przed wszystkim nie oddaje zasadniczych różnic pomiędzy wpływem każdego z nich na swoją reprezentację. Otóż Messi ma decydujący wpływ na grę reprezentacji Argentyny i przez to pośredni wpływ na jej wyniki , natomiast Lewandowski ma decydujący wpływ na wyniki reprezentacji Polski, lecz tylko pośredni na naszą grę. Jest także wielkie podobieństwo polegające na tym, ze rywale Argentyny i Polski starają się nie dopuścić do pokazania walorów tych zawodników na boisku , poprzez ścisłe krycie, przeszkadzania, faulowanie. Chociaż zauważyć trzeba ,że zasady ograniczenia ich aktywności są zróżnicowane, bowiem Messi jest pilnowany na całym boisku, gdyż rywale nie pozwalają mu na nabranie rozmachu poprzez zabranie mu przestrzeni , natomiast Lewandowski jest kryty od piłki, od pola i od bramki , głównie w rejonie pola karnego rywali. Nie ulega wątpliwości ,że wczoraj ten nieco wydumany pojedynek rozstrzygnął na swoją korzyść Messi. Nie tylko dlatego,że Argentyna wygrała. Ta wirtualna przewaga Messiego wynikała przede wszystkim z tego,że wykonawcy zadania wyłączenia z gry jednego i drugiego różnili się dość zasadniczo w obu reprezentacjach umiejętnościami piłkarskimi niezbędnymi do wykonania planów.Otóż Lewandowski miał za rywali ograniczających jego pole manewru graczy klasy światowej ,a Messi potykał się z przeciwnikami ze średniej półki europejskiej, którzy na dodatek mieli poważne problemy ze sprawnym przekazywaniem krycia. I wreszcie trener Argentyny ustawia Messiego jako lidera zespołu , któremu reszta jest niejako podporządkowana, natomiast w naszej drużynie Lewandowski pełni rolę przynęty , a zmiany polegające na dodaniu jemu pomocników np. na skrzydłach stanowią pobożne życzenia. Tym samym Lewandowski jest osamotniony i jego klasa niknie w kryciu rywali ,a Messi błyszczy jakością partnerów z drużyny.
Jako człek , jak to się mówi starej daty, ale obeznany z prasą, z mediami społecznościowymi od ich zarania, w tym telewizji tak od 64 lat - tylu wypowiedzi piłkarzy jak obecnie nie widziałem , nie słyszałem i nie czytałem.O ile można zrozumieć media , których jest za dużo i "muszą" walczyć wszelkimi sposobami o czytalność i oglądalność to udział w tym pokazie nicości trenera i zawodników jest wybzdyczeniem. Trudno przyjąć,aby taka nadzwyczajna aktywność medialna sprzyjała skupieniu i koncentracji niezbędnych w procesie przygotowania startowego . Nie twierdzę,że kadra ma być izolowana czy skoszarowana ,ale wolałbym ,aby zachowywano umiar. Dla mnie osobiście to o czym oni perorują nie ma znaczenia , bo ja przywykłem do oceniania ludzi po tym jak wykonują swoje obowiązki ,a nie po tym o czym ględzą. Wychodzę bowiem z założenia,że ich pracę powinniśmy oceniać, my kibice i nie możemy patrzeć na nich ich oczami , lecz swoim wzrokiem.Ten nadmiar wypowiedzi prowadzi do absurdalnej sytuacji , że to oni oceniają sami siebie, a nas raczą pustosłowiem. Ba, oni śmiertelnie się obrażają kiedy ośmielimy się ich negatywnie ocenić, zakłócić ich doskonałe samopoczucie. Powoli dokonuje się zamiana ról ,że to oni dominują w mediach ,a my jesteśmy do głosu nie dopuszczani ,że to my jesteśmy dla nich ,a nie oni dla nas.Niedostrzegalnie pozbawia się nas prawa do ocen, a jako bezdyskusyjne uznaje się samooceny, w tym ich kolesiów jako komentatorów i tzw. ekspertów.Ten stan staje się nienormalny i absurdalny ,a jego efektem paradoksalnym jest agresja w mediach społecznościowych. Ludzie bowiem nie godzą się na odwrócenie ról i im oni bardziej sobą są zachwyceni, tym ostrzej są atakowani. Poboczną obserwacja jest takie stwierdzenie, że wypowiedzi większości graczy nie świadczą dobrze o ich poziomie intelektualnym i horyzontach umysłowych. Oczywiście oni mają dobrze grać,a nie mądrze gadać, więc niech grają, a nie gadają.
Ponadto wypowiedzi większości są miałkie, płytkie - tak jak by mówili, aby mówić, nie mając nic do powiedzenia,albo mówili to co, ich zdaniem , publika chce usłyszeć. W okresie dawniejszym nikt by takich gadek o niczym do mediów nie zapuszczał, bo wydawcy szkoda byłoby i miejsca w gazecie i czasu . Ja przyznam ,że czytam tylko to co poszerza moje horyzonty , więc głupotami umysłu swego nie zaśmiecam.
Oglądam telewizję i słucham komentatorów i sprawozdawców tak od 64 lat , a od kiedy transmisji sportowych to nie pamiętam. Tak jak część mówiących do mnie z ekranów nazwisk pamiętam, a cześć zapomniałem.Do tej pory pozostał we mnie stosunek o sposobu komentowania wydarzeń sportowych ( np. meczów) przez ich sprawozdawcę. Po pewnym czasie , nie ukrywam, że pod wpływem słuchania Jana Ciszewskiego nabrałem najpierw podejrzliwości ,a potem pewności ,że mój stosunek do przebiegu meczu, jakości gry, postawy drużyny, jest kształtowany i zależy w dużej mierze od tego co i jak w "tych tematach" ma do powiedzenia komentator. Ale też zależy od tego , co uświadomiłem sobie po latach , jaki ja mam stosunek do danego komentującego. Bogatszy o te przemyślenia stwierdzam,że komentatorzy telewizyjni w ogromnej mierze kształtują opinie i oceny kibiców, zwłaszcza ci mówiący z emfazą, używający dosadnych określeń. Ten sam wpływ , a nawet większy, komentarze sprawozdawców mają na opinie i oceny zawodników. Mógłbym podać setki przykładów z historii naszej piłki, aż do dnia dzisiejszego,ale ograniczę się do jednego ,niejako symbolicznego, a mianowicie Włodzimierza Lubańskiego . Lubański był największym talentem w naszej piłce, którego ja nie lubiłem, bo był "katem" Legii. Od czasu debiutu w wieku 15 lat , w najlepszym ówczesnym zespole Polski Górniku Zabrze oraz od debiutu w wieku 16 lat w reprezentacji Polski był wychwalany ponad wszelka miarę, mimo ,że często grał słabiutko, był to bowiem talent wielce leniwy zasługujący na miano pracoopornego.Z tego piedestału zachwytów i uwielbienia strącił Lubańskiego właśnie Ciszewski, który widząc go schodzącego po przegranym wiosną 1971 roku meczu z MC w1/4 PZP ( 0:2) w całkowicie czystym stroju, podczas kiedy wszyscy byli czarni od błota - nazwał gwiazdora prześmiewczo i złośliwie " białym aniołem". . Zresztą w ówczesnej telewizji czarno-białej kontrast między jego wyglądem i kolegów był nader wyraźny. Jeżeli ktoś zauważył analogię do współczesności to jest to trafne spostrzeżenie. Tylko,że obecnie brak Janka Ciszewskiego, który by powiedział,że "król " jest nagi.
Kiedy więc oglądamy mecze naszej reprezentacji w telewizorze to warto zadać sobie pytanie : czyimi oczami patrzymy : swoimi czy sprawozdawcy i czy czasami nie myślimy uszami ?.
FIFA nareszcie przejęła się krytyką i zaniechała obsadzania meczów decydujących o wyjściu z grupy , lub tych z podtekstami sędziami niekumatymi. Ta refleksja sprawiła,że na wczorajsze spotkanie Polski i Argentyny wyznaczono sędziego z Holandii . Każdy widział ,że spotkanie było sędziowane spokojnie, bez popisowego machania łapkami,bez zbytecznej gestykulacji,bez pouczeń, bez robienia niby groźnych ,a w rzeczywistości uciesznych min - co samo w sobie było dużym plusem. Dla każdego kto trochę liznął przepisy gry ich interpretacja przez sędziego była całkowicie zrozumiała, bowiem wykazał on zrozumienie dla faktu,że piłka nożna to gra kontaktowa, a więc starcia ciało w ciało, bark w bark, wzajemne przepychania się w walce o piłkę , bez podcinania, przewracania , uderzania - nie stanowią przekroczenia przepisów. Widać było w pracy sędziego codzienne obcowanie z asystentami i obsługującymi system VAR co sprawiało,że rozumiał on ,że rola sędziego w dobie stosowania techniki uległa radykalnej metamorfozie. Obecnie sędzia piłkarski nie jest już tylko pilnującym, aby przepisy nie były przekraczane, ale stał się przede wszystkim zarządzającym obszarem jemu pomocnym ,ale też niejako za niego decydującym. To to umiejętne zarządzanie zasobami świadczy o klasie sędziego.Wczoraj sędzia co najmniej dorównał poziomem najlepszym zawodnikom występującym na boisku.
Wczorajsze spotkanie było przedmiotem ogromnego zainteresowania nie tylko w Polsce i Argentynie, bowiem sytuacja w naszej grupie tak się ułożyła,że wymieniany jako jeden z faworytów do Tytułu zespół Argentyny z taką gwiazdą jak Messi był zagrożony wyeliminowaniem. Niezależnie od tej konstatacji wymiernym motywem adoracji była gra o sławę, prestiż i duże pieniądze. W takich to okolicznościach przyrody naturalnym bohaterem negatywnym lub pozytywnym jest zespół reprezentacyjny, ale także bohaterami zależnymi od sukcesu ( awans) lub porażki stają się : trener i zawodnicy. Na tegorocznym Mundialu reguła ta nie obowiązuje bramkarza Szczęsnego, który jest niekwestionowalnym bohaterem , nawet gdyby nasza drużyna odpadła z dalszej rywalizacji.Ja się nie ekscytuję tym,że ocenia się,że jest on jednym z najlepszych bramkarzy MŚ, bowiem dla mnie to on uratował nas przed porażkami z Meksykiem i AS oraz uchronił przed znacznie wyższą porażką z Argentyną. Drugim bohaterem , tym razem nieoczywistym jest trener Czesław Michniewicz, którego obrana strategia okazała się zwycięska.Można mu zarzucić straszliwie strachliwą taktykę w meczu z Meksykiem oraz dokonanie wadliwych zmian i niekorzystną zmianę ustawienia na drugą połowę wczorajszego spotkania. Oczywiście ,że można, bo papier wszystko przyjmie. Z Meksykiem pewno dało by się zagrać nieco śmielej, bardziej ofensywnie . Tylko zadajmy sobie pytanie : czy na pewno efekt byłby taki sam czy czasami nie byłby gorszy ?. Co by się stało, gdyby Meksykanie wykorzystali niezbędne w odważniejszej grze rozluźnienie naszych szyków obronnych ?. Kto da gwarancję ,że atakowanie zawsze daje wygraną lub chociaż remis ?. Podobnie wczoraj. Można przywoływać stare piłkarskie porzekadła ,że zwycięskiej drużyny się nie zmienia ( w tym wypadku remisującej do przerwy) ,że dupą nie należy szczęścia szukać, ale też trzeba by dać Nobla temu, kto by zaręczył ,że jak niczego trener by nie zmienił to wynik byłby lepszy ,a nie gorszy. Bo co to znaczy lepszy ? O tym co jest lepsze, a co gorsze przesądza porównywanie. Bo to jest czysty relatywizm ,a nie obiektywizm . W naszym wypadku o tym co lepsze zadecydował awans do ćwierćfinału Mistrzostw. Czyli wynik 0:2 okazał się wynikiem doskonałym, bo zwycięskim.
Na taka imprezę jak Mundial świat nie jedzie , aby popisywać się odwagą, techniką, wirtuozerią, widowiskowością ,ale po to , aby ugrać jak najwięcej, aby awansować jak najwyżej.Na MŚ osiągnięty sumaryczny wynik jest jedynym obiektywnym kryterium oceny.
Na zakończenie tym, którzy spodziewali się krytyki stylu gry naszej reprezentacji odpowiem parafrazując słowa trenera Górskiego : " Każdy ma prawo wypowiadać się o stylu gry naszej drużyny.Ja też,ale żyjemy w demokratycznym kraju i mam prawo do swobodnego wyboru i do krytyki. Więc ja się na temat stylu gry krytycznie w tych okolicznościach nie wypowiem"..
Osobiście nie mam jakichś szczególnych pretensji do piłkarzy, o brak umiejętności lub formę, mam pretensję o sposób gry, o to że niektórzy z nich przyjęli i propagowali narrację że jesteśmy tak słabi piłkarsko, że pozostaje nam tylko przyjęcie taktyki San Marino, Andory, Malty jako coś co może przynieść nam "sukces" rozumiany choćby jako wyjście z fazy grupowej na Mundialu. Piłkarze Barcy, Juve, Napoli, Wolfsburga, Feyenoordu warci kupę szmalu zostali sprowadzeni do roli podrzędnych grajków, którym tylko zaparkowany autobus w polu karnym pozostaje jako sposób gry, bo do niczego innego się nie nadają. Dla mnie to straszny minimalizm trenera, ale ten trener teraz peroruje - liczy się wynik i ja go właśnie osiągnąłem, mam wymierny sukces, moja kadra wyszła z grupy na Mundialu, co na poprzednich turniejach w XXI wieku nigdy się nie zdarzyło.
Ktoś to kupi, ja już tylko chciałbym żebyśmy z Francją i przegrali 0:4 ale żeby był strzał przewrotką podobny do tego Bońkowego z 1986 roku, żeby był słupek Smolarka, bomba Karasia w poprzeczkę, żebyśmy próbowali grać w piłkę i niech będzie nawet 4:8 w plecy, nic to, po stokroć to lepsze niż powtórka z rozrywki z tegorocznych meczów z Argentyną, Meksykiem, Chile, Belgią, Holandią.
Różnica między nami jest najprawdopodobniej różnicą ogólnie w odbiorze i podejściu do sportu na różnych poziomach. Dla mnie sport nie jest przeżyciem intelektualnym czy estetycznym lecz w 99% emocjonalnym. I nie zamierzam popadać w wewnętrzną hipokryzję, w moim przypadku jest tak, że bardziej cieszę się z awansu niż brzydzę stylem tego awansu. Ty jak mniemam odwrotnie, OK.
Chyba w przyszłym roku zacznę chodzić częściej do kina, albo faktycznie na siatkę, futbol reprezentacyjny zapewne przestanie mnie interesować w dotychczasowym stopniu, nie dlatego że jestem estetą, pięknoduchem domagającym się pięknej gry, nie, pragmatycznie oceniam że z tym trenerem żadnych sukcesów reprezentacja nie odniesie. Czesiowi skończy się fart to jeszcze zbierzemy baty od Czechów i Albańczyków w eliminacjach do Euro. Z reprą będzie jak z Legią w lidze w drugim sezonie pod wodzą Michniewicza.
Zmienię decyzję jeżeli w niedzielę wyeliminujemy Francuzów!
Meczu niestety nie oglądałem ale z opisów i wypowiedzi niestety nasuwa mi się taki wniosek . Wyszli bez wiary i niestety chęci , zostawili sprawę awansu losowi . Udało się .
Bez serc bez dycha to szkieletów ludy .
Miejmy nadzieje ze z Francją wybiorą następny fragment fragment - młodości ty nad poziomy wylatuj ( kurde trochę tych młodych mało.
Już widzę te nagłówki w belgijskich i duńskich gazetach . Już słyszę zachwyty komentatorów tv nad piękną grą ich reprezentantów . Może taki ? „Pokazaliśmy jak można pięknie grać w piłkę „ a może coś w tym stylu ?
Nasza drużyna gra futbol przez duże F . Cieszmy się .
Swoją drogą odpada drużyna która cztery lata temu zajęła 3 miejsce , to jak z tym szkoleniem etc etc ?
Pewnie lepsze niż nasze ale w sumie to właśnie to pokolenie z przed czterech lat teraz nie awansowało z grupy . Czyli następców nie wychowali .
Nastaną drużyną której przyjdzie się cieszyć ze stylu gry a nie z awansu są Niemcy.
Nigdy nie kibicowałem Hiszpanii jeśli kalkulowali aby nie wpasc na Chorwatów to bardzo to słabe .
ups to ci sami Belgowie co nam wpierdolili 6 sztuk? o tych samych Belgach a to ci z 3 miejscem, a ci z Danii to chyba coś koło medalu na ostatnich ME, ostanim razem dostaliśmy od nich 4.
Pociesz się jeszcze, a potem zobaczysz jak nasze tuzy grają w niskim pressingu z Albanią i Czechami na Narodowym (o ile go naprawią).
Jak to ludziom nie wiele do szczęścia potrzeba, ale czemu się dziwić jak od lat oglądają pseudo piłkę nożną w wykonaniu naszych ligowców, którzy nie są w stanie zapełnić 30 tyś stadionu w 2mln mieście, bo ludzie nie chcą na nich patrzeć.
Wynik kształtuje świadomość - tym razem, naszą po środzie kształtuje wynik Meksyku z Saudami, padła by w nim jedna bramka więcej to iocosus by dowodził że pragmatyzm Michniewicza funta kłaków wart, nie padła i Gawin może się śmiać z rozważań co by było gdyby było i ma do tego pełne prawo.
Mała mimo wszystko uwaga, co to za pragmatyzm, który skazuje siebie samego na działanie którego skutek, nie jest zależny od własnej postawy, podjętych działań.
Zrobilibyśmy wszystko żeby z Albicelestes zremisować to byłby pragmatyzm, a my po stracie bramki odpuściliśmy i o żadnym remisie już nawet nie marzyliśmy, zdaliśmy się na los i szczęśliwy dla nas rozwój wydarzeń w równoległym meczu.
Moim zdaniem Michniewicz nie kieruje się pragmatyzmem a minimalizmem. W meczach z drużynami o przypisywanej większej wartości gramy nisko, dwoma liniami ustawionymi pomiędzy 30 a 16 metrem i przesuwającymi się za rywalem z piłką, przy tym nie ma prób doskoku, agresywnego odbioru piłki, czekamy aż rywal wejdzie w nasze "zasieki" i tam się pogubi. Najważniejszym prerogatywem po starcie piłki nie jest jej szybki odbiór ale odbudowanie pozycji w nisko cofających się liniach defensywnych. Jak bardzo męcząca i odbierająca chęć podejmowania prób ofensywnych wyjść jest taka praca w ciągłym przesuwaniu za piłką, na to zwracał uwagę Michał Żyro w jednym z mundialowych programów Foot trucka. Przy okazji w formie dygresji wspomniał że w rozmowie z jednym z zagranicznych piłkarzy (nazwisko mi uleciało) usłyszał jako naszą powiedzmy "narodową futbolową charakterystykę" że Polacy głównie myślą co robić na boisku bez piłki, a inne nacje są nastawione co robić będąc przy piłce. Ot, subtelna różnica, w której chyba coś jest!
Nasz "niski pressing" jest tłumaczony ograniczeniami Kamila Glika, tylko że my tak grając z kolei sami bardzo ograniczamy nasz ofensywny potencjał, którego w takich meczach tak jakby w ogóle nie było. Wojtek Szczęsny jest naszym najlepszym bramkarzem ale i rozgrywającym z największą ilością podań. Bez prób agresywnego doskoku i odbioru piłki dwie nasze "szóstki" wydają się zbędnym nadmiarem, kreatywności w "ósemkach lub dziesiątkach" pracujących w przesuwaniu tyle co kot napłakał. Środek boiska oddajemy drużynie przeciwnej walkowerem, o wysokim pressingu przy takich założeniach w ogóle trzeba zapomnieć. Jesteśmy bierni i zachowawczy, pozbawieni zębów w ofensywie, co gorsze nasze "zasieki" są do sforsowania, drużyny nabijają sobie okazje bramkowe i ratuje lub nie nas tylko bramkarz.
To schemat powtarzający się w tym roku w meczach z Belgią, Holandią, Argentyną i nie są to działania gwarantujące skuteczność, skąd zatem temu który je uparcie narzuca przypisuje się miano pragmatyka?
Mamy jednego z najlepszych napastników świata, mamy drugiego napadziora który z Arabią Saudyjską rozegrał swój najlepszy mecz w kadrze od sześciu lat, w Juve też sobie radzi, w pomocy dysponujemy wirtuozem z Napoli i nadzieją z Feyenoordu, którzy w tym naszym "niskim pressingu" po prostu się marnują. Są młodzi nieobliczalni skrzydłowi. To wszystko psu na budę jeżeli obsrani będziemy grali z dotychczasowymi założeniami cofając się ciągle na szesnastkę własnego pola karnego.
Ważna rzecz emocje. Jeśli chodzi o futbol, o sport ogółem, powiedziałbym że najważniejsza. No bo co? Dryblingi, krzyżaczki, sombrerka i inne błyskotki, a nawet piękne bramki i efektowne asysty możesz sobie od biedy obejrzeć na Tubie, czy tam z innego odtworzenia. Nic natomiast nie zastąpi tego stanu emocjonalnego, gdy obserwujesz na żywo jak twoi ulubieńcy gonią wynik. I rzucają w tej gonitwie na szalę wszystko co tylko jeszcze im zostało. Nawet wasz bramkarz wydaje bojowy ryk i z odmalowanym na twarzy obłędem rusza w pole karne przeciwnika.
Albo odwrotnie: bronicie wyniku. Tamci cisną i gniotą, nacierają bez ustanku i opamiętania. Wydaje się jednak, że waszemu bramkarzowi wyrosły trzy dodatkowe pary rąk. A gdy i one nie dają rady, ktoś inny czubkiem buta wybija z linii piłkę nieuchronnie zmierzającą do bramki. A gdy ta piłka trafia pod nogi najlepszego snajpera rywali, ktoś jeszcze inny bohatersko, ryzykując własnym ciałem, rzuca się i blokuje strzał.
Najpiękniej, rzecz jasna, jest wtedy, kiedy się uda. Kiedy wreszcie któryś z naszych uderzy piłkę tak, że zatrzepoce ona w siatce. Albo odwrotnie: gdy po kilku(nastu) ciągnących się jak cztery wieczności minutach sędzia (aaa…!!! Panie Turekkk!!!) odgwiżdże koniec spotkania przy korzystnym dla nas wyniku.
Ale nawet, jeśli się nie uda, po takich emocjach zdecydowanie łatwiej jest łyknąć porażkę. No trudno. Staraliśmy się. Próbowaliśmy. Daliśmy z siebie wszystko. Niestety, byli lepsi. Zbijamy im piątkę, gratulujemy wygranej, a sami zbieramy się z gleby, otrzepujemy kolana i od następnego meczu jedziemy dalej.
Czułeś wczoraj chociaż marny półcień tego typu emocji? Bo ja czułem tylko obrzydzenie. Nie widziałem w wykonaniu naszych reprezentantów najlichszej choćby próby wzięcia losu we własne ręce. Czy tam nogi. Widziałem stado bezwolnych, obfajdanych na rzadko ze strachu baranów, potulnie czekających na przeznaczenie.
0:2 tu. 0:2 tam. Wiadomo: każdy następny gol dla Argentyny i/albo Meksyku sprawia, że nasz fetysz, znaczy awans, idzie się jebać z kotem. No to może, nie wiem, jakaś próba ofensywnej akcji? Jakaś – a, kij tam, niech będzie – laga na Robercika/Krzysia? Jakaś próba odbioru piłki? Achhh… No tak, zapomniałem, zagrożenie żółtą kartką.
Nic. Nic, tylko stupor i spływające po łydkach rzadkie gówno.
Bleughhh…
Owszem, Czesia zawiódł instynkt. Instynkt reżysera. Nie mam pojęcia dlaczego w końcówce zamiast Piątka na boisko nie wszedł Grosicki z zadaniem turlania się po boisku i symulowania kontuzji. Przynajmniej intertekstualność by się zgadzała.
Aha, w rzeczy samej, bal dalej trwa. Z tego, co widzę po zagranicznych mediach, większość jego uczestników domaga się, by tę cuchnącą menelicę w biało-czerwonej kiecce czym prędzej wyp… rosić. Chciałbym mieć do nich pretensje, ale nie potrafię.
A nie no, oczywiście. Praktycznie zawsze da się zanucić hej, hej, hej, inni mają jeszcze gorzej!
Ale nie da ukryć się, że są tacy, którym jest lepiej. Znacznie lepiej. Bo to przecież nie tak, że ci Belgowie, Duńczycy i Niemcy obrazili się na Mundial, spakowali manatki, trzasnęli drzwiami i poszli sobie w pizdu. Nie, ktoś ich musiał wypchnąć za burtę.
Ktoś, czyli np. taka Australia. Z całym szacunkiem – zbieranina przeciętniaków. To już nie czasy Brescianów, Emertonów i Kewellów. Patrzę na ich obecny skład i mam nieodparte wrażenie, że to tacy… ekstraklasowcy. Niby da się ich nazwać piłkarzami, ale w większości przypadków jedynie z przymrużeniem oka. Gdyby się okazało, że któryś z nich ma od dawna zaklepany transfer zimą do Piasta, niespecjalnie bym się zdziwił. A mimo to ta zbieranina przeciętniaków nie zaczęła swego meczu z Francją od przesuwania, przesuwania, (…), przesuwania oraz jeszcze przesuwania. Zaczęła od zdobycia bramki. Owszem, potem jakość Les Bleus wzięła górę, ale wcale to Australijczyków nie załamało. W następnym meczu ograli wcale nie taką znowu ogórkową Tunezję, a na koniec pyknęli właśnie faworyzowanych Duńczyków i zasłużenie wyszli z grupy. Wyszli, a nie zostali wyciągnięci za włosy i majty.
Albo takie Maroko. Niby trochę więcej znanych nazwisk, niż u Socceroos, ale też przecież żadna tam potęga światowej kopanej. Do grupy dostali dwóch medalistów poprzedniego Mundialu (w tym tych, którzy pół roku temu srodze wyłomotali nam tyłek). I co? Padli na kolana, unieśli ręce i błagali, żeby jak najmniej bolało? Ano nic z tych rzeczy. Zremisowali z Chorwacją, pokonali Belgię oraz wcale nie taką znów słabą Kanadę i wygrali grupę. Można? Można.
No i ta Japonia, czyli zespół w sumie najbardziej podobny do naszego, bo też mocno skoncentrowany na defensywie. Przesuwania ci u nich pod dostatkiem. Tyle tylko, że oni coś oprócz tego przesuwania potrafią. „Coś”, ergo np. strzelić po dwa gole Niemcom i Hiszpanom i z obiema tymi potęgami wygrać.
Jestem mocno przekonany, że gdyby Graham Arnold, Walid Regragui i Hajime Moriyasu mogli się zamienić z Czesławem Michniewiczem na składy, każdy z nich skwapliwie by z takiej szansy skorzystał. Mimo to, wszystkie trzy ich ekipy osiągnęły jak na razie na tym Mundialu tyle samo, co my (albo i więcej, zależy jak patrzeć). Dodatkowo, w przeciwieństwie do naszej reprezentacji, każda z nich zostawiła po sobie co najmniej dobre wrażenie, a ich kibice nie mają żadnych podstaw do rozważań o sensie świętowania awansu.
To my będziemy przezywać jeszcze emocje a nie Belgowie czy Niemcy .
Mam szczerą nadzieje w Niedziele zagramy w końcu w piłkę nożną bo tu juz żadne kalkulacje w rachubę nie wchodzą .
1. Czy trzeba zajść jak najdalej? - co to daje polskiej piłce, jakie są te korzyści że to wyjście z grupy to jakiś fetysz? a może jednak najpierw trzeba grać solidnie by dojść jak najdalej?
2. My będziemy przeżywać emocje? raczej będziemy palić się ze wstydu - ja się nastawiam na bekę, a jedyne emocje w tej grupie dostarczyła mi Arabia Saudyjska i Meksyk, bo gdyby tam zamiast gola na 2:1 wpadło na 3:0 - było blisko - to teraz zwalniałbyś Czesława pisząc nam " a nie mówiłem".
3. Jestem ciekaw czy Niemcy Belgowie bądź Duńczycy dojdą do wniosku że na następnej imprezie należy inkorporować taktykę Czesia i powiedzmy w meczu z Maroko albo Japonią należy ją zastosować wtedy może uda im się wyjść z grupy. Sądzę mimo wszystko że dojdą do wniosku że trzeba lepiej grać w piłkę lepiej szkolić, wprowadzić młodych zawodników i próbować podnieść poziom gry, a nie podnieść poziom przeszkadzania/przesuwania
Ja mam szczerą nadzieję że pacną nas solidnie w niedzielę, choć wiem też że Francuzi grają tyle ile muszą więc może się powtórzyć druga połowa z meczu z Argentyną
Rozumiejąc Twój polemiczny zapał i lekkie pióro, czuję się także w obowiązku stwierdzić, że moim skromnym zdaniem ta 'obfajdana, cuchnąca menelica z gównem spływającym po łydkach' zademonstrowała w środę na boisku więcej klasy i jakości niż Ty w swoim najeżonym fekaliami wpisie
A co do tematów poważniejszych to jak widzisz w całym tym kontekście postawę Lewandowskiego, tzn. jak ją sobie tłumaczysz, interpretujesz? Bo Lewy znany jest przecież z kontestowania nieodpowiadających mu rozwiązań, tak było za Nawałki, za Brzęczka i Nagelsmanna w Bayernie. Na premię za MŚ może spojrzeć z politowaniem, kontrakt Michniewicza interesuje go tyle co nic. I ten facet w tym momencie nie macha rękami na boisku (ale to dosłownie zero negatywnej mowy ciała, jak nie on!), nie milczy przed kamerą, ba, po potwierdzeniu naszego awansu widać na jego twarzy szczerą radość i taki rozradowany udziela wywiadu TVP. Więc?
Dalkubie, co do punktu 1 to odpowiedź jest prosta - nic nie daje, poza samym wyjściem z grupy oczywiście. Podobnie jak odpadnięcie z tej grupy nic nie daje, poza... odpadnięciem z grupy.
Jest oczywiste, że gramy słabo, że jesteśmy bardzo przeciętną reprezentacją, i nie jest to stan trwający ani od dziś, ani od wczoraj, ani od dekady czy dwóch. Jest oczywiste, że taka np. Dania dalece efektywniej wykorzystuje posiadany potencjał ludzki i w uśrednionym badaniu zawsze wyjdzie, że to mocniejszy zespół, nawet jeżeli raz na jakiś czas ogramy ich w bezpośrednim starciu. Jest jasne, że Belgowie czy Niemcy mogą rozwiązać jutro swoje reprezentacje A, grać kadrami B, a i tak prawdopodobnie będą lepsi od nas. Tylko że mistrzostwa świata to bańka, w której liczy się to co jest w niej, a nie poza nią. Są ludzie, który lubią przez parę sekund popatrzeć na tę bańkę, zamiast narzekać, że za chwilę ona przecież pęknie i zostaną nam mydliny na nosie.
Ja mam szczerą nadzieję że pacną nas solidnie w niedzielę
O proszę, a tyle co koledzy wsiedli na mnie, że wymyślam z tym antykibicowaniem. No cóż, przy takim podejściu niewątpliwie zwiększasz swoje szanse na pozytywne doznania w niedzielę, ja dla odmiany wbrew wszystkiemu mam nadzieję, że jednak to my pacniemy Francję, ale oczywiście de gustibus .
Jeszcze dodam, że w analogiach do gry kadry Michniewicza brakuje mi (a może przeoczyłem) porównania do Rosji za Czerczesowa w 2018, oczywiście mam na myśli fazę pucharową. Czerczesow zaparkował autobus mimo że miał też w kadrze zawodników teoretycznie bardziej predysponowanych do innej gry (typu Gołowin czy Czeryszew) i rozgrywał turniej u siebie. Patrząc z boku rzecz jasna kibicowałem wtedy np. Hiszpanii w meczu z nimi, ale jakieś swoje powody zapewne Czerczesow miał, podobnie jak teraz ma je Michniewicz.
Może za tym wszystkim stoi kupa niewyobrażalnego i niepojętego farta towarzyszącego Czesławowi, ale dyskusja z faktami jest trudna - awans do MŚ zrobiony, pozostanie w najwyższej dywizji Ligi Narodów zrobione, wyjście z grupy na MŚ zrobione. W jaki inny sposób ustalić kryteria oceny pracy selekcjonera? Przez średnią ilość posiadania? Ilość celnych strzałów? Średnią wieku pierwszej drużyny?
O, wypraszam to sobie. Może i ten mój poprzedni komentarz to nie jest jakieś arcydzieło. Niemniej, aby w ogóle powstał, musiałem trochę nad nim pomyśleć i postukać palcami w klawiaturę. Przez samo to już zrobiłem więcej, niż reprezentacja Polski w końcówce meczu z Argentyną.
Nie zaglądając nikomu w indeks, a już na pewno nie w relacje z koleżankami ;p – nooo… tak. Tak właśnie jest to zrobione, że aby zespół z niższej półki wygrał z zespołem z półki wyższej, zazwyczaj temu drugiemu musi coś nie wyjść. Gdyby Belgowie, Duńczycy i Niemcy wykorzystali swój potencjał – bądź przynajmniej większą jego część – najprawdopodobniej to oni właśnie, nie zaś Australia, Japonia i Maroko, zameldowaliby się w 1/8. Kurde no, ja się mogę z Tobą i Senatorem nie zgadzać, wciąż jednak Was lubię, szanuję Waszą inteligencję i, szczerze mówiąc, do głowy mi nie przyszło zamęczać Was tego typu oczywistościami (nawet jeśli za sprawą obecnego selekcjonera męczarnie stają się w polskiej piłce modne).
Nie da się jednakowoż, moim zdaniem, nie zauważyć, iż cały tercet A + J + M zrobił coś, by tę szansę od losu i sprzyjające okoliczności wykorzystać i wsadzić bardziej renomowanym rywalom kij w szprychy. Oraz, co równie istotne, każda z tych drużyn zapewniła swym kibicom naprawdę dużo emocji (jeśli chodzi o kibiców marokańskich, to podobno aż za dużo, ale to przecież nie wina piłkarzy i trenera). Jedno i drugie zdecydowanie in plus odróżnia te ekipy od naszej. Bo…
Meksyk i Arabia Saudyjska wyeliminowały się same, samiuteńkie.
Nooo… nie. Jeszcze Argentyna im pomogła. Skoro już tak wyliczasz handicapy Australii i Japonii, to chyba warto zauważyć, że awansowaliśmy tylko i wyłącznie dlatego, że:
a) w ujęciu ogólnym dostaliśmy najsłabszy, najbardziej bezzębny Meksyk od czasów, których nie pamiętają najstarsi pueblos. Nawet jednak tego nie byłoby dość, bo…
b) w ujęciu szczegółowym dostaliśmy prezent od nieskutecznej, niezainteresowanej robieniem nam większej krzywdy Argentyny. Trafia Leo, trafia Lautaro, z 0:2 robi się 0:4 (wynik znacznie lepiej odzwierciedlający przebieg spotkania) i już, tyle. Adios, caballeros!
Co zaś się tyczy emocji – no właśnie, jakoś tak gracko ominąłeś ten temat. Czułeś cokolwiek? Łomotało Ci serducho podczas obserwowania jak nasi reprezentanci robią zbiorowego Stojanowa? Odwiniesz sobie kiedykolwiek ten mecz z taśmy, żeby poczuć to jeszcze raz? Czy jednak raczej pójdziesz na grzyby?
W kwestii Lewandowskiego – no jak to? Nie widziałeś tej pomeczowej scenki? Messi mu wybaczył! Poklepał po ramieniu, szepnął kilka ciepłych słówek do ucha… Kurde, też byłbym rozpromieniony
A poważniej, ja go chyba nawet rozumiem. Przepiękna kariera klubowa. Mnóstwo laurów, tak zespołowych, jak i indywidualnych. Zarobione takie pieniąchy, że jeśli nic się kompletnie nie wykrzaczy, kilka kolejnych pokoleń będzie mogło się przesuwać i przesuwać z jednego krańca kanapy na drugi, a i tak bieda ich nie skontruje. No ale w kadrze to już trochę lipka. Są, owszem, rekordy występów i bramek, niewykluczone że nie do pobicia. Ale jak do tej pory widniała przy nich gwiazdka z pytaniem „na co się to wszystko przełożyło?”. Teraz przynajmniej można odpowiedzieć „na pierwszy od 36 lat awans z mundialowej grupy!”. Na piśmie przecież nie wygląda to źle.
Tylko… co mnie to obchodzi? Ja jestem kibicem reprezentacji Polski, nie Roberta Lewandowskiego.
@ Senator:
To są Mistrzostwa Świata , turniej w którym trzeba zajść jak najdalej , a najlepiej na sam szczyt
Wierzysz, że ta droga, droga skrajnego minimalizmu, absolutnej reaktywności i bezwstydnego farta może nas zaprowadzić na sam szczyt, albo chociaż gdzieś w jego pobliże? No właśnie.
To my będziemy przezywać jeszcze emocje a nie Belgowie czy Niemcy
Tym jednym stwierdzeniem, Senatorze, podjąłeś tak z pięć razy więcej ryzyka, niż Michniewicz przez cały ten Mundial Bo wiesz co? Ja też mam nadzieję. Coś mi tam bardzo nieśmiało tupta po głowie, że skoro:
• zaspokoiliśmy już ten fetysz wyjścia z grupy;
• selekcjoner ma zaklepaną robotę na następne półtora roku;
• żadne „zwycięskie porażki” nie wchodzą już w rachubę, a…
• racjonalnie, pod względem czystej jakości, nie mamy z Francuzami żadnych, ale to żadnych szans, to…
To chociaż w tym jednym meczu spróbujemy coś pokazać. Powalczyć. Zawiązać te trzy, cztery akcje, po których w ich polu karnym przynajmniej zrobi się gorąco. Mam jednak silne obawy, że emocje w niedzielę skończą się jakoś kwadrans po szesnastej naszego czasu. Potem będzie już tylko odliczanie.
Już w tym wątku kilka dni temu pisałem: "Michniewicz jest trenerem pod pewnymi względami wybitnym z pewnością bardzo inteligentnym. Wpoił piłkarzom których wyselekcjonował że tylko jego pragmatyczna taktyka może im przynieść sukces. Z punktu postrzegania kompetencji trenerskich to pozytyw, trener potrafiący przekonać do swojej wizji gry to niewątpliwa zaleta, podstawa sukcesu o ile ta wizja się spełni." Dziś zamieniłbym jedynie słówko "pragmatyczna" na "minimalistyczna", ale ciekawe jest poszukiwanie odpowiedzi, jak on to uczynił? W jaki sposób "kupił" piłkarzy? Co sprawiło że Grzegorz Krychowiak i Wojtek Szczęsny stali się wręcz rzecznikami prasowymi filozofii Czesława Michniewicza, wbijając nóż w plecy odważniejszym ideom Lewego?
W ramach naszego pitolnictwa taka moja hipoteza! Grzegorz Krychowiak "bożyszcze" polskich kibiców w pierwszym momencie nie był faworytem Czesia. Na Szwecję wówczas na najważniejszy mecz w karierze, linię pomocy trener zestawił z trójki defensywnej: Góralski, Bielik, Moder, dziennikarzom kładł do głowy, że wspólne przebywanie na boisku Krychy i Bielika nie ma sensu. Wbrew temu wprowadził pana Grzegorza ale dopiero po przerwie, a ten odwdzięczył się sprokurowaniem karnego, którego wykorzystał Lewy. Pozycja doświadczonego pomocnika niby się poprawiła, tym bardziej że wpierw Moder, a później Bielik, a na samym końcu Góralski zostali kontuzjowani. Ale Krycha latem miał problemy z klubem, a trener zakomunikował że na mundial pojadą tylko ci grający regularnie w lidze. Krycha zaczepił się w Arabii Saudyjskiej, ale Czesio zaczął marudzić że ma wątpliwości co do piłkarzy których ligi zakończyły rozgrywki ponad miesiąc przed mundialem. Była to oczywista sugestia że szanse dwójki Świderski, Krychowiak na podstawową jedenastkę w oczach trenera maleją, tym bardziej że do zdrowia i regularnej gry powrócił Krystian Bielik. W takich okolicznościach nadchodzi mecz z Chile, test dla formy wymienionej dwójki pozbawionej cyklu meczowego. Świder egzamin oblewa, a Krycha gra przeciętnie ale błędów rażących unika. I mamy "game changera"! Po meczu pan Grzegorz odpalił sławetną mowę, gwoli przypomnienia: "Ja powiem jedną rzecz: My tak będziemy grać. Taka gra przynosi nam efekty. Nie oczekujcie od nas, że będziemy grać pięknie w piłkę. Bo w ostatnich miesiącach czy latach nie przynosiło to rezultatów. Odpowiednia defensywa i odpowiednie przesuwanie się, walka i zaangażowanie i nawet pół sytuacji, które wykorzystamy - to jest właśnie sposób, dzięki któremu możemy wygrywać spotkania. Myślę, że to jest też sposób, żeby osiągnąć coś na mistrzostwach." Toż to credo filozofii piłkarskiej Michniewicza, tylko że na tak dosadne słowa sam Czesio by się nie zdobył wiedząc że oprócz przychylnych ma również i takich mniej przychylnych dziennikarzy. Krychowiak powiedział głośno to co Michniewicz myślał, o czym wszyscy wiedzieli, ale expresis verbis z ust trenera nigdy nie padło. "Game changer" w rywalizacji o względy trenera i w walce o pierwszą jedenastkę. Na Meksyk wychodzimy jedną "szóstką" ale jest nią doświadczony Krycha, a nie utalentowany 24-letni Bielik. Krychowiaka wspiera publicznie najlepszy kumpel Wojtek Szczęsny również w wypowiedziach jadąc po bandzie w stylu kolegi, a trener ma "czyste papcie" w tłumaczeniu się z przyjętej defensywnej taktyki i dług wdzięczności wobec "swoich rzeczników prasowych".
Na odprawie której fragmenty są na "Łączy nas piłka" Czesio uświęca idealny doświadczony, charyzmatyczny "kręgosłup" drużyny który tworzą bramkarz - Szczęsny, obrońca - Glik, pomocnik - Krychowiak, napastnik - Lewandowski. Wszyscy oprócz jednego akceptują defensywną taktykę, nisko ustawione linie obronne. Piotr Zieliński nie ma, charyzmy, genu lidera żeby potencjalnie w grupie wesprzeć Lewego przekonując do ofensywnej taktyki. Defensorzy opowiedzą się za Glikiem zresztą lepiej dla nich gdy odpowiedzialność za grę obronną będzie się rozkładała na cały zespół przy nisko ustawianej defensywie, przy skomasowanej obronie błędy indywidualne nie będą tak ważyły jak przy odważniejszej bardziej ryzykownej grze, w której obrońcy byliby skazani na grę jeden na jednego z rywalem. Młodzi z byłej u-21 Michniewicza nie podważą decyzji taktycznych trenera, podobnie jak wszyscy których miejsce w kadrze jest niepewne.
Ze "stolika" Lewego, kluczowi, najwięcej znaczący Krycha i Szczena wybrali opcję "niskiego pressingu" Glika i Michniewicza. Kapitanowi pozostało albo przeciwstawić się prawie całej grupie, albo przed mundialem nie robić kwasu i odpuścić.
Napiszę co powoduje moją nadzieję lub złudzenia jak kto woli.
1. Są odgłosy buntu na pokładzie odnośnie ultra defensywnej taktyki Czesia:
"Napoli i Polska to dwie bardzo różne rzeczywistości. Moja reprezentacja nie narzuca swojego stylu, często oddajemy inicjatywę przeciwnikom i cofamy się, podczas gdy Napoli jest przyzwyczajone do utrzymywania się przy piłce i wykorzystywania wielu rozwiązań ofensywnych. Mam nadzieję, że w reprezentacji uda się rozwinąć tę koncepcję. (raczej nie z tym trenerem, takie słowa to podważanie filozofii selekcjonera, przyp.wł.) Próbujemy. Musimy cieszyć się chwilą, bez ograniczeń. W jednym meczu wszystko może się zdarzyć. Oczywiście potrzebna będzie inna Polska. (w tym ostatnim zdaniu Piotrka Zielińskiego ma nadzieja, tylko ilu w kadrze podziela to zdanie?)
2. Na Francję wybiegną w podstawowej jedenastce wypoczęci Arek Milik i Sebek Szymański. Ten pierwszy musi być rozdrażniony że po bardzo dobrym meczu został posadzony na ławce, a ten drugi kropnie z trzydziestego metra zwycięskiego gola!
3. Mamy Super Hero, Batmana i Ironmena w jednym między słupkami. Dowcipkuje niczym Deadpool, czasem sprawia wrażenie posiadania symbionta Venoma.
4.Bartek Bereszyński powiedział: Dam radę!
5. Miauczenie i modlitwa będą naszą faktyczną wunderwaffe, Francuzi ironizują, ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni: Francuska prasa drwi ze stylu Polaków. Prześmiewczy komiks z Krychowiakiem i Michniewiczem (meczyki.pl)
6. Ponoć naukowo, algorytmami wyliczono że mamy 16% szans na przejście Francuzów, diablo dużo, no niech każdy z czytających się przyzna ile samemu nam przyznaje. Dla mnie to było 10% i trzeba zrobić wszystko żeby taki jeden z dziesięciu meczów wygrać, ale dzięki algorytmom nasze szanse rosną!
7. Polacy już nic nie muszą, może uwierzą że stać ich na wszystko! Z tym "wszystko" to przesada, ale niech uwierzą że muszą grać w piłkę i szukać goli.
8. Nasza gra to piach, żenada, kpina a mimo to wyszliśmy z grupy! Co to będzie gdy zagramy tylko ciut lepiej i na poważnie w fazie pucharowej!
9. Według meczyków.pl Francuzi ponoć nie trenują rzutów karnych - nie wierzą że cokolwiek zrobią to zdołają pokonać Szczęsnego, mental po naszej stronie!
10. "Dziennikarz: „Gramy z Francją już w niedzielę”. Piotr Zieliński: „To do kościoła z rana, pomodlić się i będzie dobrze”. Dziennikarz: „W Dosze nie ma kościołów rzymsko-katolickich”. Zieliński: „Ale w Polsce ich nie brakuje”. (weszlo.com)
Czesław Michniewicz ma jedyną w swoim życiu okazję żeby stać się cudotwórcą, żeby przemienić wodę w wino, niech odmieni oblicze reprezentacji, Japończykom to się udaje w jednym meczu, Czesiowi niech się uda z środy na niedzielę. Niech posłucha i uwierzy w Lewego, Zielka, Milika w Sebka!!!
To w nim Michniewcz zyskał argumenty, a Lewy stracił, filozofia męki w destrukcji zaczęła kusić i mamić, a Krycha celnie ją tylko spuentował w odpowiednim dla siebie momencie. Parafrazując i upraszczając - próbowaliśmy grać dostaliśmy szóstkę w plecy od Belgów, zaparkowaliśmy autobus i wymęczyliśmy jednobramkową wygraną z Chile. Co jest lepsze i przynosi efekty?
Być może tym tokiem podążało przekonywanie piłkarzy do michniewiczowszczyzny.
na początek do fekalnych odniesień AC i tego czy to było ładnie i na miejscu czy nie koniecznie. No więc uważam że AC obszedł się z naszymi ................... i tu każdy wpisze sobie co chce (dla mnie pseudokopaczami) delikatnie, a to że leciało im po nogach to dramat dla gości co grają/grali w nie złych klubach raz na tydzień. Co ciekawe ja uważam że jednym z najbardziej ob...nych zawodników w tej kadry był jej lider czyli pan Robercik, który to pokazał stan swojej psychiki na meczu z Meksykiem i któremu diarrhea skończyła się mniej więcej w 82 minucie meczu z Arabią, a potem zaraz wróciła na mecz z Argentyną.
Przechodząc płynnie do wypowiedzi pana kapitana na temat taktyki to powiem tak, że nawet zawodnik klasy światowej może zwyczajnie "pierdolić kocopoły" i prawde mówiąc nie specjalnie chce mi sie zastanawiać dlaczego. Być może ze względu na to że wie że na sukces z tą drużyną nie ma, a bramkę na MŚ strzelił i raczej na tym koniec - na kolejne MŚ już nie pojedzie, chyba że jako komentator albo kibic, więc już mu się nie chce walczyć z wiatrakami. Jakoś nie wierzę że Lewy przestraszył się Michniewicza i Glika, bo moim zdaniem gdyby w styczniu powiedział że u Michniewicza nie zagra i nie zagra w drużynie oferującej autobus to ani Michniewicza by nie było, a pan Glik z panem Krychą co najwyżej by powołania nie dostali - co byłoby doskonałą informacją dla reprezentacji i grania w piłkę.
Na koniec opowiem Wam mój wczorajszy trening z drużyną u13 w pewnym podwarszawskim klubiku. Od kilku miesięcy prowadzę tam treningi i od kiedy mam tą przyjemność to nie pozwalam na pałowanie wybijanie i lagowanie. Na początku był szok, straty piłki i przegrane mecze przez proste błędy techniczne, potem zaczęliśmy wygrywać, choć nadal tracimy sporo bramek - zajmujemy 3 miejsce w jakiejś tam lidze - szczerze to mnie to nie interesuje, ale interesuje rodziców i zawodników. Za 3 dni gramy z liderem, duże chłopy silne w piłkę tak sobie. Po treningu w piątek podszedł do mnie mój kapitan i zapytał dlaczego nie możemy zagrać jak Polacy, ustawimy się blisko bramki bez ryzyka i będziemy grać na szybkiego napastnika - mamy takiego. Przecież my też gramy o wygranie ligi o wynik - tego uczy gra Polaków młodych zawodników. I co ma zrobić trener w takim przypadku?
Dalkub twoja sytuacja jeszcze ma wyjście, od Ciebie zależy jak tymi chłopcami pokierujesz, ale właśnie jest coś co napawa dużo większą zgrozą. Dziś w "Prawdzie futbolu" Kołtonia był Święcicki i tam w tym vlogu ze strony Świętego pada taka kwestia:
(215) Zieliński niewygodny dla Michniewicza: "Za bardzo się cofamy... Gdzie charakter, odwaga?" - YouTube
w konkretnej sprawie warto odsłuchać od 1:01:30
Młode chłopaki które chcą się okopać na szesnastce i grać długie piłki na strusia pędziwiatra nie są problemem, problemem są trenerzy którzy będą chcieli tak grać w imię wyniku i za przykład będą podawać reprezentację świetnego analityka piłkarskiego, pragmatyka, polskiego guru wyznawców murowańca z konterką czyli trenera kadry która po 36 latach wyszła z grupy na mundialu - Czesia Michniewicza.
Tu wieje zgrozą, człowiek siwieje, markotnieje i ma wszystkiego dość.
Żeby nie było o świetnej organizacji gry w obronie obecnej repry mówią również niektórzy dziennikarze, byli piłkarze, wszyscy zda się jesteśmy skażeni wirusem mitu skutecznego "murowańca" jako polskiej drogi do sukcesu.
No cóż, głównie z tego, że... to tylko jeden mecz
Poważnie to na pewno liczę na to, że zagramy z większą twardością, bo przez to oglądanie się na kartki byliśmy w środę tłamszeni przez Argentyńczyków w pojedynkach, ale też wierzę, że pojawi się u nas wreszcie choć trochę luzu, swobody, przecież my już naprawdę nic nie musimy.
Te ok. 15% szans wydaje mi się dość trafne. Francuzi są w Katarze lepsi niż się wydawało przed turniejem, zupełnie nie widać wyrwy w środku pola po Pogbie i Kante. Mbabbe jest w szatańskiej formie, Dembele nie irytuje tak jak zdarza mu się w Barcelonie, Griezmann kapitalnie porusza się między formacjami, schodzi też na boki i tam szuka wolnej przestrzeni. Mbappe i Dembele pewnie będą podwajani, niestety nie widzę u nas zawodnika, który byłby w stanie wyłączyć Griezmanna, przecież nie Krycha.
Natomiast chyba jest szansa na to, że tym razem mecz nie będzie toczyć się na naszym polu karnym, Francuzi raczej nie będą nam zabierać piłki w 10 sekund i ponawiać ataków, to nie jest zespół stworzony do tak intensywnego pressingu. Musimy to wykorzystać, znaleźć jakiś sposób na to, żeby utrzymać się przy piłce i przechodzić na francuską połowę, przede wszystkim wprowadzać więcej zawodników do ataków skrzydłami. Przy ladze i incydentalnych indywidualnych szarżach pozostanie nam tylko odliczanie minut do pierwszej bramki dla Francji.
interesuje rodziców
To jest temat nawet nie na Aut, a na Przerwę, a tak naprawdę na dyskusję wykraczającą daleko poza wortal piłkarski. Dlatego postaram się mocno skrótowo: „od zawsze” narzekamy na wiele aspektów naszej codzienności. Mamy (zazwyczaj) kiepskich sportowców, sprzedajnych i/albo zwyczajnie durnych polityków, co najwyżej przeciętnych artystów, cierpimy na chroniczny brak wybitnych jednostek w zasadzie w każdej branży, etc., etc. I również „od zawsze” robimy to samo: zmuszamy dzieci do osiągania nic nie znaczących „sukcesów”, które nijak nie przekładają się na dorosłe życie i karierę. Mało tego, wywołujemy w nich z gruntu fałszywe przekonanie, że to im samym powinno na tych „sukcesach” zależeć.
Komu jest potrzebny triumf w jakiejś lidze U-ileś-tam? Kacprowi, Matiemu, Szymonowi i reszcie ekipy? No nie, bo jeśli będzie mieć on jakikolwiek wpływ na ich ewentualną profesjonalną karierę, to raczej negatywny, niż pozytywny. Potrzebny jest ich tatom, żeby siedząc z kumplami przy piwerku mieli się czym pochwalić.
Komu potrzebne jest to, żeby jakaś Julka miała czerwony pasek na zakończenie siódmej klasy? Julce? Bez jaj. A co jej to da? Za to jej mama będzie się cieszyć z bryku gula u mamy Wiktorii. Bo Julka ma średnią 5,17, zaś Wiktoria „tylko” 4,69.
Komu zależy na laurach w jakimś tam konkursie mickiewiczowskim? No nie, nie Majce i Mikiemu, bo oni to w sumie mają wieszcza w trąbie i skoro już wspólnie spędzają czas, zdecydowanie woleliby twórczo rozwijać Księgę XIII, niż rozkminiać poszczególne klucze interpretacyjne oryginalnego Pana Tadzia. No ale dyrektorka ich liceum musi mieć powód do wypinania klaty przed kamerami lokalnych mediów, boć to przecie za chwilę nowa rekrutacja.
Itepę, itedę. Obłęd, zgroza i dramat.
* * *
A tak wracając jeszcze na chwilę do Mundialu – jeśli kto widział dzisiejsze występy Amerykanów i Australijczyków, od samego początku +/- o to właśnie mi chodzi.
Wracając do Mundialu mecz Argentyny i Australii chciałem obejrzeć aby porównać dwa ostatnie mecze Messiego i spółki. Obejrzałem i okazało się że to co widzę mnie nie męczy, a wręcz chcę to oglądać. Nawet grający w defensywie zespół Kangurów, grał na skróconym polu gry, nie dupą w polu karnym, a jak piłke przejmował to próbował się przy niej utrzymać co sie im nie jednokrotnie udawał Jak ja bym chciał aby Polska grała jak Australia.........
Polska nigdy nie będzie grała jak Australia, Japonia, Korea, etc., ponieważ tam trenerzy pracują mniej więcej 3-4 lata a u nas najprawdopodobniej zaraz po mundialu Michniewicz zostanie zwolniony.
Taka polityka kadrowa, to u nas jest już tradycja np. w Ekstraklasie. Przychodzi nowy trener, ze składem węgla i papy jaki zastaje robi wynik ponad stan i nawet zajmuje miejsce pucharowe. Prezes klubu już w myślach widzi deszcz pieniędzy, a potem przychodzą europejskie puchary i zderzenie z rzeczywistością. I kto jest winny? Oczywiście, trener.
Z kadrą będzie podobnie. "Przegląd sportowy" pewnie wepchnie Nawałkę do kadry, po czym zaraz się okaże, że Skórasiami i Puchaczami nawet na Euro będzie ciężko się załapać.
Giroud (44. min.), Mbappe (74. min., 90. min.) – Lewandowski (90. min. – k.)
Żółte kartki: Tchouameni – Bereszyński, Cash
Francja: Lloris – Kounde (90' Disasi), Varane, Upamecano, Hernandez – Griezmann, Tchouameni (66' Fofana), Rabiot – Dembele (76' Coman), Giroud (76' Thuram), Mbappe
Polska: Szczęsny – Cash, Glik, Kiwior (86' Bednarek), Bereszyński – Krychowiak (71' Bielik) – Kamiński (71' Zalewski), S. Szymański (64' Milik), Zieliński, Frankowski (86' Grosicki) – Lewandowski
Godne pożegnanie Biało-Czerwonych z Mundialem. Podziękowania za grę w ostatnim meczu na turnieju.
Niech zgadnę, Michniewicz i tak do zwolnienia? W końcu zarobiliśmy 20 baniek ojro - starczy na kolejnego magika z zachodu.
Da się grać w piłkę, da się postraszyć mistrzów świata, nawet mając kilku drewniaków na boisku. Niestety ja nie mogę patrzeć na Glika, który był zamieszany przy każdej bramce spóźniony, drugi Krychowiak, hamulcowy grający do tyłu człapiący - żegnam panów bez żalu
Mam tu na myśli sytuacje z pierwszej połowy . Powinno wpaść a nie wpadło .
Druga sprawa Kylian Mbappé. Jeden z moich ulubionych młodych zawodników który raczej wcześniej niż później zdominuje plebiscyt Złotej Piłki . Drugim którym się zachwycam jest Vinicius Junior z Madrytu . To bez wątpienia piłkarze obecnej dekady . Kiedy ma się takiego zawodnika jak Mbappé nie jest trudno wygrywać mecze .
Jeszcze tylko słówko w temacie Robert Lewandowski . Bez wątpienia to najlepszy piłkarz w historii naszej kopanej i dla nie jest to bezdyskusyjne twierdzenie . Natomiast ten turniej niestety jemu nie wyszedł . Był pod formą i dla mnie to tez bezdyskusyjny fakt . Szkoda bo może dałoby się osiągnąć więcej .
Ja jak zwykle w każdych mistrzostwach świata kibicuje Brazylii i Anglii . Osobiście uważam ze jeśli my nie możemy to Brazylia powinna zdobywać tytuł co cztery lata .
Wszystko się zgadza za wyjątkiem tego, że to nie Michniewicz mu pozwolił grać, tylko Dechamps wystawiając ultraofensywny skład. Dzięki temu Zielu miał mnóstwo miejsca na rozgrywanie. Zresztą, to jest podstawowa różnica pomiędzy Argentyną a Francją. Ci pierwsi wychodzą z założenia, że im więcej oni są przy piłce, tym mniej przeciwnik. Podobnie jak Hiszpanie, stosują bardzo agresywny, wysoki pressing już na połowie rywala. Ci drudzy, z kolei, mając takich sprinterów jak Dembele i Mbappe wolą ustawić się w niskim pressingu i czekać na stratę i kontrę.
Gra się tak jak przeciwnik pozwala i dla mnie przeciwstawianie sobie autobusu i ofensywnej gry jest kompletnie bez sensu. Ja tutaj w 100% zgadzam się z Michniewiczem: liczy się wynik.
Co do Glika i Krychowiaka, to pełna zgoda: czas tych panów chyba dobiegł końca. Jest Wieteska, jest Nawrocki, jest Moder - pora powoli robić pokoleniową zmianę. Zwłaszcza, że za chwilę rozpoczynamy grę o Euro 2024.
Potyczki reprezentacji Polski z Francuzami w piłce nożnej wywołują u mnie wielce nieprzyjemne skojarzenia i odczucia. A to za sprawą meczu sprzed 55 lat , w którym na stadionie X lecia przegraliśmy z nimi 1;4. Wcześniej byłem na dwóch spotkaniach reprezentacji : wygranym 2:1 z reprezentacją Czechosłowacji ( ówczesny wicemistrz świata) w 1964 roku oraz zremisowanym w 1965 roku z bardzo mocnymi Włochami 0:0.Na mecz z Francją 17.09.1967 roku w ramach eliminacji do ME wybrałem się wraz z 5 kolegami z LO w Błoniu,a od pierwszego października studentami UW i PW. Przed meczem byliśmy pełni optymizmu , bo w Paryżu wiosną przegraliśmy po dobrej grze tylko 1:2 ,a ponadto na otwartym po remoncie stadionie RKS Błonie w przeddzień nasza reprezentacja juniorów pokonała odpowiedników z Francji 1:0. W ramach wkładu w doping sporządziliśmy sporych rozmiarów ( 4 na 2 metry) transparent na którym na czerwonym tle ( materiale) nakleiliśmy dużymi białymi literami napis : "Grajcie wszyscy ( u góry) , tak jak Brychczy ( u dołu)". Do tego dwa drzewce i jazda pociągiem podmiejskim na dworzec Warszawa Stadion . Po tej stronie na którą kupiliśmy bilety widzów było niewielu, więc z transparentem swobodnie staliśmy na ławkach.Nasza reprezentacja składała się z powszechnie uznawanych za najlepszych zawodników na swoich pozycjach,a wywodzili się oni z Górnika Zabrze (Kostka , Oślizło, Kowalski, Szołtysik, Lubański) , Legii ( Gmoch,Brychczy, Gadocha) oraz Polonii Bytom ( Anczok) , Ruchu Chorzów ( Faber) i ŁKS ( Suski). Niestety od początku spotkania widać było przewagę w szybkości indywidualnej , jak i zespołowej po stronie Francuzów , którzy szybko ( 13') zdobyli bramkę, odpowiedział im Mistrz Brychczy po błyskotliwej indywidualnej akcji ( 26') , ale to było wszystko i do końca spotkania byliśmy tłem dla dynamicznych Francuzów. Po tym meczu dojmującym uczuciem było rozżalenie oraz coś na kształt współczucia dla bezradnych naszych reprezentantów.Ja mam nadzieję,że po dzisiejszym meczu w Katarze będzie podobnie i media zaniechają promowania haniebnego zdziczenia, wręcz zbydlęcenia jakim raczyły nas po awansie do ćwierćfinału. Chyba wreszcie zaczniemy pojmować,że świat nie kręci się wokół nas. Wierzę także,że przestanie się robić z prymitywnych łachudrów autorytety .
Jednocześnie po tamtym dojmującym poczuciu bezradności nie chcę więcej takich stanów doświadczać w sporcie , w tym w piłce nożnej. Dlatego nie przyłączyłem się do krytyki po meczach grupowych, bo nasi obroną wywalczyli awans i to był powód do dumy ,a nie do hejtu. Tak samo teraz jak odpadliśmy , z lepszymi - w meczu w którym daliśmy z siebie wszystko.
Dodam tylko ,ze we wspomnianym meczu z 1967 roku w obu drużynach grało kliku znanych później trenerów : u nas : Gmoch, Kostka, Brychczy, Kowalski ,a u Francuzów : Robert Herbin, Jeans Michel, Jean Djorkaeff, i Yves Herbert.
Przyznam ,że jestem wręcz zafascynowany kulturowym dorobkiem Francuzów, zwłaszcza ich literaturą i filmem, głownie z okresu mojej młodości. Niezależnie od tego podziwiam ich konsekwencję w krzewieniu demokracji, praw człowieka, dbałości o podmiotowość substancji narodowej, w tym ich antyimperializm oraz racjonalny rozsądek. W dziedzinie futbolu Francuzi byli na etapie niezorganizowania tak do początku lat 90-tych XX wieku, kiedy to otrzymując organizację MŚ w 1998 roku postanowili zreformować u siebie całość piłki nożnej, nie tylko na poziomie infrastruktury,ale przede wszystkim szkolenia . Nie mam dowodów na to ,aby znali polski program minimum wprowadzony do powszechnego szkolenia młodzieży we wszystkich klubach z początkiem lat 60-tych i kontynuowany aż do początków lat 80-tych. Francuzi poszli tym samym szlakiem, z tym,że programem minimum objęli wszystkie szczeble i wszystkie grupy wiekowe. Na czym to polegało przekonały się w połowie lat 90-tych dwie nasze czołowe gwiazdy, które trafiły do Francji, a mianowicie Czerwiec i Wieszczycki, bo kiedy oni kończyli bieg rozgrzewkowy ich koledzy kończyli trening. Efektem wprowadzenia reżimu szkoleniowego, były sukcesy reprezentacji Francji :MŚ w 1998 roku i 2018, oraz ME w 2000 roku. To z tego pokolenia zwycięzców wywodzi się obecny trener reprezentacji Didier Deschamps. Lecz nie tylko sukcesami Francja w piłce zasłynęła, bowiem odcisnęli oni swoje wyraźnie piętno na podwalinach współczesnej piłki nożnej,a przede wszystkim na jej rozumieniu. Powszechnie uważa się,że Francuzom zawdzięczamy wykorzystanie szybkości w działaniach boiskowych, co u nas propagował i propaguje prof. Chmura,wykształcenie pozycji ofensywnego pomocnika ( 10) różniącej się od wcześniejszej rozgrywającego oraz defensywnego pomocnika ( 8) , którego nazywa się "nosiwodą".Francuzi odeszli od tradycyjnych szkół, mód i systemów uważając,że podstawowym zadaniem trenerów jest właściwe pokierowanie zawodnikami tak, aby to gracze zrealizowali swój potencjał.Największą uwagę przy naborze i następnie selekcji przywiązywali do predyspozycji szybkościowych jako cechy wrodzonej. W tamtym okresie takimi szybkościowcami byli Anelka , Cisse i Thiery Henry , a dziś jest np. Mbappe.
Z kolei ukształtowanie roli nowoczesnego ofensywnego pomocnika to "zasługa" genialnego Zinedie'a Zidane.To on stał się jej prekursorem i wzorem. W dzisiejszej reprezentacji udanie wciela się w tę rolę Griezman. Natomiast niedościgłym defensywnym pomocnikiem stał się obecny trener reprezentacji , jednocześnie kapitan tamtych drużyn Didier Deschamps.Jego drogą podąża obdarzony wielkimi możliwościami i wieku 22 lat kosztujący już 80 mln Euro Tchouameni.
Biorąc na warsztat to co nazywamy myślą szkoleniową to we Francji ona błyszczy ,a u nas nawet się nie tli. Różnicę w wyszkoleniu technicznym większości reprezentantów ,a przede wszystkim taktycznym można było dziś dostrzec ,nawet nieuzbrojonym okiem.
Grupowe mecze naszej reprezentacji spotkały się z ogromną krytyką, w której słowo "antyfutbol" wydaje się łagodne.Ja takiej krytyki nie podzielam i przyznam ,że jej nie rozumiem, bo jest ona pozbawiona elementarnego sensu. Owszem nasza drużyna w parametrach , zwłaszcza celnych strzałach na bramkę odstawała od rywali i nie ma co udawać ,że jest inaczej.Ale samobiczowanie z tego powodu wydaje się być masochizmem. Otóż ja oznajmiam ,że masochistycznym zboczeńcem nie jestem. Racjonalny namysł nad sposobem gry naszej reprezentacji musi uwzględniać możliwości wykonawcze zawodników, bo inaczej staje się gaworzeniem bobaska, któremu zabaweczka się nie podoba.Każdy zna przysłowie ,że "Tak krawiec kraje jak mu materii staje i że " Z pustego to i Salomon nie naleje" ,lecz niewielu jest zdolnych pojąć głębię ich zawartości.Ci , pożal się Boże, krytycy marzyli o porywaniu się z motyką na słońce - co wydaje się być pomysłem kretyńskim. W tej kwestii znowu za autorytet robi niejaki Hajto, który powiada ,że wolałby , aby nasza drużyna przegrała jak Dania, niż awansowała w takim stylu. Już pomijam ,że porażka z Australią to żaden powód do chwały, bo my jednak przegraliśmy z wielką Argentyną.Tylko ,że ten Hajto to on jest autorytet ,ale od przegrywania bez żadnego stylu,że przypomnimy jego "dokonania" - brak awansu na MŚ 1998, brak awansu na ME w 2000 i 2004 roku oraz kompromitację w meczu z Portugalią w 2002 roku 0;4 i klęskę w meczu z Koreą Płd, która raczkowała w futbolu . Pewno po dzisiejszym meczu zwolennicy klęsk wszelakich zakrzykną ,a nie mówiliśmy jak to ładnie jest dostawać w dupę ,jak się ją wystawi ,lecz ja jednak pozostanę przy swoim zdaniu i oznajmię,że gdybyśmy tak grali jak dziś - to z grupy byśmy nie wyszli.Mimo,że uważam,że przegrać z Argentyną i Francją to żaden wstyd.
Ja zwykłem o poważnych sprawach rozmawiać poważnie i słuchać poważnych ludzi, a nie durniów.Powtarzam,że to co znaczy "lepiej" jest oceną ,ale relatywną, a nie obiektywnym kryterium. Takim kryterium było wyjście z grupy i cel został osiągnięty.Nie dziwiłem się natomiast Michniewiczowi ,że w obliczu zmasowanej krytyki postanowił przegrać,ale ładnie. To dość dobrze świadczy o realizmie trenera ,aczkolwiek ten brak wiary w to,że Francuzów można chociaż próbować ograć - mnie martwi . Oczywiście ,że "dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane" i oczywiście w piłce same chęci nie wystarczą,ale troszeczkę irracjonalizmu nikomu jeszcze nie zaszkodziło.Oczywistym jest także,że odpowiedzialny trener nie może być gówniarzem wierzącym w cuda-niewidy, bo jego zadaniem jak każdego rozważnego "kierownika " jest takie zarządzanie ryzykiem,aby było ono jak najmniejsze. Nie chodzi więc tylko o porównywanie wartości drużyn, chociaż nasze 255 mln Euro naprzeciw ponad 1 miliarda Francji uwypukla przepaść.Nie do końca chodzi także o różnice w skali umiejętności piłkarskich tak technicznych , jak i taktycznych, bo taki Zieliński dziś ustępował tylko Mbappe. Do tego gołym okiem dostrzegamy różnice w efektach prowadzenia reprezentacji przez 10 lat ( Deschamps) i kilka miesięcy ( Michniewicz). Głównie chodzi o brak wyrównanych umiejętności zawodników naszej drużyny w porównaniu z Francją i wcześniej Argentyną .
Nasz drużyna jest jest pełna dziur , jak przeciekający durszlak co zmusza trenera do nakazywania gry opartej na pomocniczości. Klasycznym przykładem ograniczanie potencjału wykonawczego przez nierównowagę w drużynie jest Lewandowski. On wykonuje gros zadań defensywnych, on ma mnóstwo przechwytów, on przebiegł najwięcej kilometrów. Ta dysproporcja umiejętności i siły gry wyklucza efektywną kompatybilność opartą na grze strefowej. Stawianie na indywidualną zadaniowość byłoby rodzajem samobójstwa. Oczywiście nie wiemy, czy gdyby nasza drużyna grała bardziej defensywnie osiągnęła by dziś korzystniejszy wynik ,ale tak grając jak graliśmy mogliśmy tylko przegrać.
Trener reprezentacji nie nauczy piłkarzy rzemiosła,ale powinien nauczyć ich co i jak grać. Ale ,żeby nauczyć to trzeba być dobrym nauczycielem, a bardzo dobry nauczyciel to : po pierwsze - musi sam wiedzieć , co jest ważne ,a co nieważne , po drugie - musi założyć,że uczniowie potrafią to co ważne zrozumieć i po trzecie - potrafi wytłumaczyć to co ważne tak,że oni naprawdę to zrozumieją. W tym sensie Michniewicz jest nauczycielem ,aż za dobrym, bo potrafił wytłumaczyć graczom ,że obrona jest najważniejsza i oni to zrozumieli. Przy tym Michniewicz analizuje rywali,ale chyba ich przecenia. W grupie w moim przekonaniu przecenił Meksyk i gdybyśmy z nimi wygrali to tak jak się sytuacja ułożyła trafilibyśmy na Australię ,a nie na najmocniejszego rywala czyli Francję. Wcześniej napisałem,że mimo siły Francji to również i ją przecenił, bo obrana taktyka była zgubna, bowiem zostawialiśmy za dużo przestrzeni szczególnie groźnym rywalom , w tym nie było "plastra" dla Mbappe. Niezależnie od kwestii taktycznych to mnie u Michniewicza negatywnie uderza brak jego stałości w uczuciach ,w poglądach , w praktycznym działaniu. Można gdybać, można wydziwiać, ale Michniewicz prowadząc wszystkie drużyny preferował dominantę taktyki defensywnej i pod to założenie ustalał organizację gry i stawiał wykonawcze zadania zawodnikom. To zauważył trener Deschamps uznając jakość gry defensywnej za walor naszego zespołu ,a nie jego wadę.I nagle , raptownie, trener stawia na styl zrównoważony z nachyleniem ku ofensywie. Jak trafnie zauważył Borek Francuzi byli tą metamorfozą naszej drużyny zaskoczeni,ale tylko chwilowo , bo potrafili tę niefrasobliwość wykorzystać , chociaż gdyby byli bardziej skuteczni ,albo by mieli przed sobą gorszego bramkarza to wynik byłby znacznie wyższy. Niestety nie mamy opanowanej organizacji gry zbalansowanej; potrafimy : albo się dość udolnie bronić, zaniedbując atak ,albo nieudolnie atakować , zaniechając obrony. Przy zmasowanej obronie zachowywaliśmy szanse chociaż na remis , przy taktyce ofensywnej oddajemy nasz los w ręce rywali.
Przy podejmowaniu decyzji taktycznych powinno się rozważyć czy bilans się zgadza. Bo w piłce poza nielicznymi wyjątkami nie ma nic za darmo. Lecz tak jak w bilansie suma zysków i strat musi się równoważyć.Na ogół jest tak ,że jak chcemy coś zdobyć to musimy sobie uświadomić ,że równocześnie musimy ponieść tego koszty. Im większy sukces tym większe koszty , więc musimy sobie odpowiedzieć na pytanie czy jesteśmy gotowi je ponieść.Bo w takiej sytuacji często bywa ,że sukcesu i tak nie ma , a straty są niepowetowane. Tak pewnikiem rozumował Michniewicz przed meczami grupowymi ,ale tej analizy zaniechał przed meczem z Francuzami , bo chyba doszedł do wniosku ,że z tymi zawodnikami nic więcej nie ugra.I moim zdaniem ma rację, bo materiał zawodniczy jakim dysponuje w dużym stopniu jest wybrakowany.
Pisałem wcześniej o programach minimum polskim i francuskim. Nasz został praktycznie zawieszony po wprowadzeniu stanu wojennego , a po 1989 roku brutalnie zlikwidowany, a i swoje dołożyła korupcja.Od wielu lat rachityczne próby wprowadzenia jakiegoś ładu szkoleniowego napotykają na opór anarchistycznie nastawionych klubów. Szkolenie młodzieży padło , leży i kwiczy , a jednocześnie każdy wuj ma swój strój. We Francji jak zaczęli przed ponad 30 laty tak program kontynuują i piłka francuska ma nadmiar świetnie wyszkolonych talentów i zawodników klasy światowej. Żaden trener nie jest cudotwórcą i jeżeli PZPN ,a za nim media bredzą,że to trener jest winien naszego braku sukcesów reprezentacyjnych to usiłują odwrócić uwagę od swoich win i zrobić z nas idiotów.Bez wysokiej klasy zawodników nie będzie sukcesów reprezentacji.
Sędzia Valenzuela z Wenezueli potwierdził swoją opinię świetnego rzemieślnika, który zna przepisy i wie jak je stosować.Nie aspiruje przy prowadzeniu zawodów do odgrywania głównej roli i nie stara się przeszkadzać w grze zawodnikom. Zasłużył na wysoką notę.
Fart nas opuścił, bo w ćwierćfinale trafiliśmy najgorzej jak mogliśmy, bo na reprezentację Francji. Uczciwie napiszę,że najbardziej obawiałem się,że Michniewicz i zawodnicy uwierzą,że kibice o niczym innym nie marzą,jak tylko o tym,żeby nasi rzucili się z szablami na czołgi . Ja takie szpanowanie uważam za szaleństwo ,za wytwór obłąkanego umysłu. Wciąganie w to zwyrodnienie patriotyzmu uznają za kretynizm. Jestem patriotą,ale nie idiotą, który odczuwa radochę z poniesionych klęsk. To u nas przyjęło się czcić klęski , lecz w normalnym świecie historię piszą zwycięzcy ,a przegrani są w pogardzie. Różnica w klasie obu dzisiejszych rywali była ogromna na korzyść Francji i praktycznie nie do zniwelowania. Trener Michniewicz wymyślił teoretycznie zgrabny model , który w zamyśle mógł przewagę Francuzów ograniczyć. Analizując jego proces myślowy na poziomie teoretycznym musimy przyznać ,że ustawienie 4-1-4-1, biorąc pod uwagę najmocniejsze atuty Francuzów było sensowne . Na skrzydłach ustawił dwóch bardzo szybkich zawodników; Frankowskiego i Kamińskiego ,aby wspomagali obrońców w powstrzymywaniu Mbappe i Dembele. W środku pola wybijać z rytmu gry rywali mieli dobrzy technicznie Zieliński i Szymański ,a Lewandowski, tym razem bez przydziału, miał mieszać w ich obronie . Jedynym ,który zagrał znakomicie i aż nadto wywiązał się z zadań był tym razem Zieliński.Moim zdaniem przy tak wspaniałej dyspozycji Piotrka trener powinien szybciej zdjąć z boiska Szymańskiego i wprowadzić takiego zawodnika, który byłby "plastrem " dla Mbappe. Ten strategiczny plan trenera się nie powiódł, bo nasi zawodnicy , poza Zielińskim, Lewandowskim i Bereszyńskim, klasą ustępują Francuzom.
Nasza reprezentacja nie dysponowała potencjałem ,aby wznieść się na poziom Francji. Nasza szansa zaistniałaby wówczas, gdyby to Francuzi obniżyli loty. Ponieważ zagrali na swoim wysokim poziomie to stało się to co się stać miało i się musiało. Przegraliśmy i ja bym honoru do tej porażki nie mieszał.
Zabawa dalej trwa , ale już bez nas.
Po drugie, kilka refleksji na gorąco. To nie był turniej Lewego, fakt, ale te jego słowa będą rozważane: "Radość z gry jest potrzebna. To będzie ważny element, nawet w niedalekiej przyszłości. Oczywiście, jest inaczej jak próbujemy atakować. Gdy gramy bardziej defensywnie, tej radości nie ma."
Tak samo, jak podsumowanie Piotra Zielińskiego: "Powinniśmy wykorzystywać umiejętności takich piłkarzy, jak ja, "Lewy", Milik. Mamy gości, mamy gaz. Dla mnie ta reprezentacja powinna grać tak jak dziś. Nie mamy się czego bać" – zacytowany na tt przez Przemysława Langiera z Goal.pl. (to ja pisałem o Zielku, że nie ma wystarczającej charyzmy i genu lidera, ot bałwan ze mnie)
Grając czwórką z tyłu i desygnując skrzydłowych do gry w pomocy, obyśmy już nigdy w ustawieniu nie przypominali 6-3-1 tak jak to bywało z Meksykiem, mecz z Francją jasno pokazuje korzystną różnicę.
Jak dla mnie turniej wykazał, że z Bielika może być jeszcze fajny obrońca, ale raczej nie defensywny pomocnik. Kubatura Krystiana tak mi się wydaje na to wskazuje. Przy okazji mamy trzech potencjalnych obrońców z praktyką gry na pozycji defensywnego pomocnika: Kiwior, Dawidowicz, Bielik piłka nie powinna ich parzyć przy wyprowadzaniu. Dodając do nich Bednarka i Walukiewicza będących pod znakiem zapytania w tej chwili oraz Maika Nawrockiego który jeżeli wyeliminuje błędy w ustawianiu to może być naszym najlepszym defensorem w co chciałbym wierzyć, to perspektywa ogólna środka naszej defensywy nie wygląda najgorzej.
W najbliższym czteroleciu trzeba ustawiać reprę pod Piotrka Zielińskiego, a w takim razie na drugiej ósemce do pary mogą rywalizować o pozycję: Szymański, Kapustka, zdrowy Moder, być może Kozłowski ale mamy wakat na "szóstce" mobilnej i dynamicznej.
Trzeba trzymać kciuki, żeby Zalewski, Kamiński nie zatrzymali się w rozwoju, a Skóraś nie zagubił po transferze z Lecha. Trzymam kciuki za Michała Karbownika może być debeściakiem schodzącym z lewego korytarza do środka. Przyznaję nigdy mnie nie przekonywał Przemek Frankowski natomiast to był jego udany turniej, udowodnił swoją przydatność. Sumując z bocznymi pomocnikami nie powinno być źle.
Czy za cztery lata 34-letni wówczas Bereś będzie tak pomykał jak dziś, oby, gdyby utrzymał formę to lewą stronę defensywy mamy zaklepaną, po prawej Cash też wydaje się pewniakiem. Jeżeli pesel u Bartka da znać o sobie, będzie problem. Trzeba szukać dublerów.
Nie wierzę że w tej formie Szczęsny pożegna się z reprezentacyjną bramką, a jeżeli nawet to pozostaną Grabara z Drągowskim. Lewemu potrzebny jest odpoczynek i reset od piłki, do Euro pewnie da radę, przed Milkiem w wieku 28-32 być może apogeum kariery.
Personalnie z najbliższym czteroletnim cyklem po pobieżnym przeglądzie można łączyć pewne nadzieje, pytanie jak my chcemy grać, z Piotrem Zielińskim w roli głównej, czy przesuwanego w dziewięciu na zero z tyłu?
Michniewicz powinien jeszcze raz po turnieju z piłkarzami z perspektywą na następny czteroletni cykl lub ten krótszy dwuletni szczerze porozmawiać. Dogada się z Zielkiem, Lewym, Milikiem a oni z nim, to niech kadrę prowadzi, tylko jak na Euro 2024 ponownie zaordynuje murowańca z konterką z liczeniem kartek w zanadrzu, to lepiej niech spada już dziś, od razu.
Dalkub zadał tu niedawno cztery pytania. Mnie się ciśnie na usta jedno, chyba najbardziej podstawowe: naprawdę nie można tak było od początku…? No serio, cóż to takiego potwornego by się wydarzyło, gdybyśmy z podobnym nastawieniem, jak na Francję, wyszli najpierw na Meksyk, potem na Arabię i wreszcie na Argentynę? Otóż w absolutnie najgorszym wypadku ponieślibyśmy trzy porażki i zakończyli swój udział w MŚ na fazie grupowej. Ale za to dostalibyśmy trzy fajne, emocjonujące mecze. A co dostaliśmy teraz? Jeden fajny, emocjonujący mecz, dwa słabe i jeden żenująco ohydny. To aby na pewno lepiej?
Słyszę stąd i zowąd, że selekcjoner tak musiał (a przecież ani z niego Adam, ani Tomasz…), bo walczył o przedłużenie umowy. No cóż, z tym to jeszcze różnie może wyjść. Owszem, pomeczowe, silnie naładowane emocjonalnie wypowiedzi co poniektórych kadrowiczów trudno traktować w stu procentach serio. Niemniej, łacno się może okazać, że o ile z Argentyną C.M. przegrał, ale wygrał, tak już batalię o kontrakt wygrał, ale przegrał. Jeśli bowiem Cezary Kulesza stanie przed wyborem „Michniewicz albo Lewandowski” to raczej przesadnie długo zastanawiać się nie będzie.
Przy czym, żeby jasność była, nie zamierzam się tu nad (wciąż) obecnym selekcjonerem pastwić, oskarżać go o całe zło tego świata i żądać natychmiastowej dekapitacji. Ja mu nawet trochę współczuję. Bo my wszyscy, i kibice, i dziennikarze, to jesteśmy super mądrzy teraz. A jak się zachowujemy, gdy ten, czy tamten selekcjoner zaliczy jedną i drugą porażkę? Ano właśnie. Skoro więc chcemy ładniejszej, nowocześniejszej piłki, większych emocji i generalnej zmiany nastawienia, to może tę zmianę zacznijmy od siebie. Potem powinno już pójść z górki.
Panie nie zwolnię pana za 3:0 z Francją Anglią lub Brazylią w plecy o ile nie będzie to wyglądało kuriozalnie czyli jak podczas MŚ z Argentyną. Rozliczam pana za 3 lata po eliminacjach do kolejnego Mundialu i po każdym roku musi pana drużyna pokazywac progres w grze, czyli gramy w piłkę a nie w przesuwaka, wprowadzamy nowych zawodników, zmieniamy się w oczekiwaną stronę. Autobusy nie wchodzą w grę, porażki są akceptowane po walce. Wyjscia z grupy są pięknym celem ale nie dla nas bo my chcemy rozwoju piłkarskiego w tym kraju, a nie wyniku który nic nam nie da - pasi to proszę, nie pasi to do widzenia.
Czy to wypali? nie wiem, ale wierzę że ma szansę nie mniejszą niż autobus. Wiem że bez rozwoju będzie coraz ciężej z awansem i zaczniemy brać baty jak w latach 90 i pierwszej dekadzie 21 wieku.
Należy się tez pogodzić z myślą że Roberta nie będzie za 3,5 roku i że jak dojedzie do ME to będzie cud - o ile na nie pojedziemy
A powiedz mi tak szczerze, na jakiej podstawie sądzisz, że tak właśnie nie było? Dlaczego nie bierzesz pod uwagę takiej opcji, że myśmy jak najbardziej wyszli z takim nastawieniem ale po prostu, najzwyczajniej w świecie przeciwnik nie pozwolił nam na taką grę? Popatrz sobie na naszą linię pomocy z Meksykiem: Krychowiak + Frankowski, Szymański, Zieliński, Kamiński. Jeden defensywny i 4 typowo ofensywnych piłkarzy. Mimo tego, nie potrafiliśmy zawiązać nawet pół akcji. Dlaczego? Bo, przede wszystkim, robiliśmy to za wolno i Meksykanie a potem Arabowie i Argentyńczycy zaraz do nas doskakiwali. W mojej ocenie (i tu się zgadzam z Matheusem) reprezentacja Polski była na tym mundialu jedną z najgorszych drużyn (o ile nie najgorszą), jeśli chodzi o budowanie akcji ofensywnych. Tak naprawdę, to nas na tej imprezie w ogóle nie powinno być. Michniewicz jest trenerem, który jak nikt inny potrafi upudrować gówno i za to, niestety, często płaci posadą. Tak było z Legią i tak jest teraz z kadrą.
Ja jednak jestem szczęśliwy, że w ogóle byliśmy na MŚ, że nie został powielony schemat trzech meczów, że mogliśmy emocjonować się grą Polaków aż do wczoraj. Dla mnie to jest wartość sama w sobie - całe to oczekiwanie na każdy mecz, rosnąca ekscytacja, przedmeczowe i pomeczowe analizy, emocje i nerwy, dyskusje takie jak nasza tutaj.
Teraz natomiast pojawia się kwestia personaliów i planu na przyszłość. Wyżej napisałem, że wyniki reprezentacji to nic szczególnego, ale w kontekście naszych doświadczeń na wielkich turniejach na przestrzeni ostatnich dekad trudno się dziwić, że wysiłki Michniewicza szły w kierunku ograniczenia ryzyka - że bardziej obawiał się odpadnięcia z grupy niż miał nadzieję na ćwierćfinał czy półfinał. Zadanie wykonał i wg mnie powinien mieć szansę dalszej pracy z kadrą.
Tylko są dwa pytania - czy on sam wierzy, że ma to sens i czy grupa będzie chciała nadal z nim pracować? W pierwszej kwestii, Czesław jest oczywiście człowiekiem ambitnym, ale być może chłodna kalkulacja skłoni go do wniosku, że teraz jest najlepszy moment na odejście. W drugiej kwestii, wypowiedzi Lewego czy Zielińskiego wyraźnie wskazują na to, że ich zagadkowe zdyscyplinowanie (o którym przecież rozmawialiśmy wyżej) było jedynie doraźne i podporządkowane MŚ, natomiast na dłuższą metę chcieliby pracować inaczej. I trudno powiedzieć, czy są to wypowiedzi przeciw Michniewiczowi, czy raczej skierowane do niego.
Ten turniej pokazał też jak krótką kołdrą dysponujemy. Niby na papierze fajnie wyglądają kluby, w których grają nasi reprezentanci, ale środek pola Krychowiak - Bielik to jakby wetknąć przedpotopowy procesor do nowoczesnego komputera. Moder, jakże brakowało tam Modera, a przecież kraje, z którymi przegrywaliśmy, mają takich Moderów na pęczki. Cztery lata temu mieliśmy Bednarka i po tamtym fatalnym turnieju w Rosji można było mieć nadzieję, że przynajmniej objawił się nam defensor na lata, przyszły lider formacji. Gdzie teraz jest Bednarek? Mnóstwo błędów popełniał Kiwior, kompletnie spalili się Zalewski czy Świderski. W naszych warunkach to są nieodżałowane straty.
Chciałbym wiedzieć czy Czesław teraz w duchu nie żałuje, że zdecydował się na grę czwórką obrońców (zamiast trójki) i że powołał 'szóstki' D. Szymańskiego czy Bielika zamiast 'ósemek' Klicha czy Linetty'ego, ale co było to było. Jeżeli coś zmieniać w planach na przyszłość to teraz, bo jedyny sposób, by zminimalizować straty związane z niedoborami personalnymi to konsekwentne oparcie się o konkretną taktykę w taki sposób, by każdy zawodnik pierwszego składu miał zastępstwo jeden do jednego, nawet jeżeli nie pod względem jakości, to pod względem wypracowanych mechanizmów i funkcjonowania drużyny jako całości. I tu nie będę odkrywczy, jeżeli kiedyś rezygnować z Glika czy Krychowiaka, nawet nie całkowicie, ale jak wiodące postaci formacji, które narzucają określony sposób gry to właśnie teraz - nawet jeżeli może mocno nam to utrudnić nieodległą rywalizację z Czechami i Albanią w eliminacjach do ME.
Prześledziłem te mecze, które kadra rozegrała pod jego batutą przed MŚ i okazuje się, że ta 11-tka, która wyszła na Meksyk w żadnym z tych 9 meczów nie grała w takim zestawieniu. Cały czas był ciągnięty za uszy Żurkowski, który w Katarze nie rozegrał nawet minuty. Kompletnie mnie nie przekonuje ten piłkarz i chyba nie tylko mnie, biorąc pod uwagę liczbę jego występów w Serie A w aktualnym sezonie.
Drugi błąd, to brak piłkarza z naszej ekstraklasy w podstawie. Nawałka wymyślił Mączyńskiego, który stał się kluczową postacią w jego kadrze. Michniewicz w całości oparł się na grajkach z zagranicy. Problem z tymi piłkarzami jest taki, że rzadko który z nich jest podstawowym piłkarzem w swoim klubie a często łapią kontuzje, czy przegrywają rywalizację z kolegami z zespołu. Patrz, wspomniany Żurkowski, Bielik czy teraz Moder. Może i taki Slisz nie prezentuje poziomu Fiorentiny ale przynajmniej gra od deski do deski.
Czy Michniewicz pozostanie na tym stołku? Szczerze wątpię. Ma liczne grono "fanów" wśród dziennikarzy, którzy będą go tak długo kąsać po nogawkach aż w końcu sam da sobie spokój.
"To chyba fejk" - taka pierwsza reakcja była chyba najlepszym komentarzem. Ale tragifarsa nabiera pozorów ponurej rzeczywistości:
"Problem był w tym, że owa premia nie przeszła przez PZPN, który ma sprawdzony od lat sposób podziału nagród, uzależniony od minut spędzonych na boisku, ale też nie pomijający całkiem tych, którzy nie grali.
Tymczasem tym razem o podziale pieniędzy decydowała rada drużyny z kapitanem Robertem Lewandowskim na czele i selekcjoner Czesław Michniewicz.
- To było jak rzucenie kiełbasy zgłodniałym psom. Nic dziwnego, że zaczęli się o nią gryźć - opowiedziała nam osoba znająca temat.
Okazuje się, że spór dotyczył sposobu podziału premii. "Lewy" i rada drużyny mieli optować za tym, aby w owym podziale partycypowali tylko ci zawodnicy, którzy grają na mundialu i wywalczyli awans do 1/8 finału.
Nie brakowało jednak głosów, by uwzględnić w premiach także rezerwowych piłkarzy, bo przecież oni również są gotowi, by wspomóc zespół i aktywnie uczestniczyli w procesie przygotowania do meczów.
- Dodatkowo pięć procent dla sztabu chciał wywalczyć trener Michniewicz. Ta kłótnia o pieniądze nie była do niczego potrzebna - usłyszeliśmy."
Czytaj więcej na https://sport.interia.pl/mundial-2022/news-awantura-o-kase-w-reprezentacji-polski-dopiero-teraz-wychodz,nId,6453996#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome
Jaja jak berety, gdyby Morawiecki wyjął z własnej prywatnej kieszeni i dał piłkarzom kapuchę za wyjście z grupy, trzeba by było stwierdzić, ma gest i się tylko uśmiechnąć z zażenowania co ta kasiorka ponoć spowodowała. Ale ponieważ to są pieniądze publiczne ...
Ten tekst w Interii puścił Michał Białoński, mhm, trochę dziwne i zastanawiające - chytre piłkarzyki z rady drużyny i dobry trener upominający się o rezerwowych i swój sztab trenerski!?
Wtedy zaprotestował Lewandowski, stwierdzając, że ustalenia między nimi były inne – dla sztabu miało iść tylko 5 mln zł. Nie wiemy, w jaki sposób spór został rozstrzygnięty, ale trudno zakładać, że wpłynął korzystnie na relacje trenera z przynajmniej kilkoma liderami kadry." https://przegladsportowy.onet.pl/pilka-nozna/awantura-o-miliony-podzielila-kadre-zgrzyt-lewandowskiego-i-michniewicza-oto-kulisy/y6ve3cs
5% czy 10 mln lub 5 mln z całej puli dla sztabu kadry?
"... dyskusja o procencie wynagrodzenia dla sztabu nie stała się osią konfliktu pomiędzy Michniewiczem i Lewandowskim.
Znacznie bardziej istotnym punktem jest natomiast fakt, że premia miała zostać wypłacona z pominięciem PZPN - bezpośrednio do piłkarzy i sztabu szkoleniowego - na co wściekł się prezes federacji, Cezary Kulesza. Premia stała się przyczyną ostrego wewnętrznego konfliktu. Na tyle ostrego, że Michniewicz może tej burzy nie przetrwać. Według naszych informacji od poniedziałkowego poranka ruszyły dyskusje na temat przyszłości trenera - nie tylko ze względu na wyniki, styl gry, plany rozwoju kadry, ale - to zatrważające - również temat premii. Wewnątrz federacji nie ma zgodności co do kontynuowania dalszej pracy przez Michniewicza, ale na razie trudno wyrokować, jaką decyzję ostatecznie podejmie Kulesza.
Czytaj dalej pod linkiem: https://www.meczyki.pl/newsy/michniewicz-straci-posade-po-aferze-wokol-kadry-nowe-fakty-w-sprawie-gigantycznej-premii-nasz-news/201696-n
Czekamy na finał!?
Ja się chciałem jeszcze z Tobą pospierać. Ale mi się odechciało. O powodach za chwilę. Zostańmy może na tym poziomie, że ja naprawdę nie mam żadnego zamiaru Twojego idola kamienować, w związku z czym nie ma potrzeby brnąć w śmieszność podczas rozpaczliwych prób jego obrony. W ogóle nie uważam, aby Michniewicz popełnił jakieś ewidentne błędy. Tu akurat mocno się zgadzam z Gawinem: na MŚ’22 reprezentacja pod wodzą C.M. osiągnęła rezultat na miarę swojego potencjału. Sam C.M. zobowiązał się dostarczyć wynik, nie styl, więc robotę zrobił. A że mnie (i wielu innym) się estetyczny aspekt tej roboty nie podoba? No cóż, jak się okazuje, obyśmy tylko takie problemy mieli.
* * *
Chciałem też napisać o tym, że w dyskusjach o przyszłości Michniewicza i – przede wszystkim – naszej kadry – ME’24 powinny stanowić wątek marginalny. I jeszcze o tym, że wypowiedzi Lewandowskiego i Zielińskiego to klasyczne czyszczenie papci, bo na tego typu rozmowy miejsce jest a priori, a nie a posteriori. Ale też mi się odechciało.
Nie zamierzam się rozwodzić nad całą tą aferą premiową, bo musiałbym zachwiać światopoglądową neutralnością dyskusji na Ce-eL. Napiszę tylko, że chce mi się rzygać. Banda milionerów wykłóca się o publiczny hajs, który nigdy-przenigdy nie powinien do nich trafić. Trzy im w cztery, mam ich dość.
Polska piłka, to bagno, w którym najlepiej żyją sobie wszelkiej maści "dziennikarze" i "eksperci". A żyją głównie z napierdalania w Legię w czasie sezonu a od święta w napierdalanie w reprezentację. Bo to się najlepiej klika. Bo za to leci najwięcej lajków.
A już zupełne obrzydzenie mnie bierze, gdy widzę kogoś takiego trzymającego laptopa z napisem "x-kom.pl".
EDIT: A w temacie "afery premiowej", to po prostu nie wierzę tym sprzedajnym prostytutkom w żadne ich słowo.
Mam tak samo. Wczoraj jadąc do pracy usłyszałem w radiu że majątek państwa Lewandowskich to około 700 mln pln - i fajnie, nie zazdroszczę. Dziwię się że w sumie za niewielką z jego punktu widzenia kasę tak fajda sobie wizerunek, który jest bezcenny. Pamiętam jak Błaszczykowski stracił na biletach dla rodziny. Inna sprawa że ja uważam iż reprezentanci nie powinni dostawać nawet 5 pln, bo dla nich to jest promocja własnej osoby i szansa na większy kontrakt
Moim zdaniem przy takich ocenach nie można abstrahować od jakości zawodników jakimi dysponuje trener , od jego wiedzy ,w tym przede wszystkim od czasu w jakim pracuje z reprezentacją ( Deschamps 10 lat, Michniewicz kilka miesięcy). W tych podstawowych wskaźnikach nasza reprezentacja nie może się równać z Francuską. Czego też dowiódł materiał analityczny.
Pierwszy wniosek jest taki ,że Francja cały czas kontrolowała przebieg spotkania, które odbywało się na jej warunkach i pod jej dyktando. Co nie oznacza ,że Francuzi grali bezbłędnie , bowiem mają oni systemową słabość w postaci gry 4 obrońców w jednej linii, w tym środkowi obrońcy o podobnej charakterystyce nie tworzą monolitu i dość łatwo można znaleźć lukę w ich ustawieniu wobec siebie.
Drugi wniosek jest taki ,że Francuzi mają dwie podstawowe formy obrony przed atakami przeciwnika. Pierwsza polega na utrzymywaniu się przy piłce ( rodzaj tiki taka) i tym samym nie pozwalaniu na to ,aby przeciwnik ją posiadał. Przeciwko nam ten wariant był stosowany sporadycznie . Druga forma to aktywna, dość głęboka obrona strefowa z udziałem 6 zawodników. Mówiąc wprost to nie my zdobywaliśmy przestrzeń , ale to Francuzi świadomie nam ją oddawali, więc nasze zdobycze terytorialne były złudne i iluzoryczne. Biorąc pod uwagę doświadczenie Deschampsa i jego racjonalność oraz dojrzałość to doszedł on ze sztabem do wniosku ,że będą mieli duże problemy ze sforsowaniem naszej skomasowanej obrony - co byłoby następstwem ich stałych ataków pozycyjnych i postanowili dać nam pograć ,aby nasza obrona została rozrzedzona.
Ten plan Francuzów zbiegł się z postanowieniem przypodobania się naciskowi medialnemu , aby pokazać grę ofensywną naszej reprezentacji.
Po trzecie Francuzi w ofensywie grali szalenie schematycznie i nic nowego, ani oryginalnego nie wymodzili. Bowiem posiadając piłkę i ją rozgrywając wchodzili w atak pozycyjny i grając po obwodzie naszej obrony starali się wykorzystać luki pomiędzy strefami i podawać za plecy lub na wolne pole.Ten wariant atakowania okazał się nieskuteczny z uwagi na przewagę naszych graczy w linii obrony ( było ich tam nawet 10 ,a 9 to norma) oraz dużą ruchliwość. Moim zdaniem nieskuteczność ataku pozycyjnego Francuzów wynikała głównie stąd,że nasi zawodnicy potrafią to robić, bo tak grali i za Nawałki i za Brzęczka i za Michniewicza, a ponadto grają w słabszych klubach , gdzie muszą więcej bronić w ten sposób.Ponieważ ta forma ataku była nieefektywna to Francuzi wykorzystywali zaangażowania naszych reprezentantów w działania ofensywne na własną korzyść. Powtórkowy materiał filmowy dokładnie ukazuje,że Francuzi bronili dość głęboko ,ale tylko do czasu ,aż nasza obrona wyszła wysoko ( w rejon środkowej linii), a ich atakujący zajęli przypisane im pozycje. Kilkanaście powtórek dowodzi,że Griesman, Mbappe, Dembele i Giroud zajmują dokładnie pozycje w takich samych miejscach boiska, wręcz z dokładnością co do centymetra. W momencie zajęcia przez tych 4 graczy pozycji wyjściowych do ataku - gracze pozostający w obronie przystępowali do odbioru nam piłki lub zmuszenia do niecelnego podania i jej przechwytu. Gdy odzyskali piłkę to szło najpierw podanie do jednego z defensywnych pomocników ( w niedzielę był to głównie Rabiot), który po chwilowym jej utrzymaniu kierował ją do Griesmana . W tym czasie nasi obrońcy i defensywny pomocnik na pełnej szybkości biegli w kierunku naszego pola karnego wytwarzając lukę w bocznych strefach boiska i tą wolną przestrzenią przemieszczali się Dembele i Mbappe balansując na granicy spalonego. Kiedy zgubili naszych zawodników jeden lub drugi otrzymywali celne podanie od Griesmana i albo przeprowadzali akcję indywidualną,albo starli się skierować piłkę do Girouda. Przy próbach oskrzydlających akcjami indywidualnymi - w pole karne wchodził środkowy napastnik ,a pole gry po przeciwnej stronie zamykał drugi skrzydłowy.
Ten schemat jest doskonale znany i rozpracowany i o jego skuteczności decyduje jakość wykonawców oraz ich zgranie. W niedzielę Mbappe był poza naszym zasięgiem.
Oczywiście przeciwko tak prowadzonemu szybkiemu atakowi jak robili to Francuzi są obrony. Jedną z nich demonstruje zespół Argentyny ,a polega ona na zamknięciu bocznych korytarzy przez skoncentrowane siły skrzydłowego i bocznego obrońcy. Skrzydłowi stara nie przeszkodzić w otrzymaniu i przyjęciu piłki ,a kiedy to mu się nie uda do akcji wkracza asekurujący go obrońca. Druga metoda polega na tym ,że obrońcy po stracie piłki nie wycofują się w rejon własnego pola karnego,ale nadal pozostają w wysokiej strefie. Zaletą jest powstrzymanie szybkiego ataku pod groźbą spalonego , tak jak robili to gracze Arabii Saudyjskiej przeciwko Argentynie, a wadą możliwość zagrania piłki daleko za plecy obrony na wolne pole .Trzecia to pozostawienie 2-3 obrońców w rejonie własnego pola karnego do kontroli przestrzeni przed nim. Z pewnymi modyfikacjami tak gra Szwajcaria i Chorwacja, a w pełni stosuje zespół klubowy Qarabaga ( tak zastopowali ataki Legi swego czasu i w tym roku Lecha).
Analizując sposoby organizacji gry przez reprezentacje Francji i Polski dochodzimy do nieuchronnych wniosków,że owszem klasa zawodników była wyższa po stronie rywali i to było to czym nas przewyższali , lecz tym co zadecydowało o wyniku to było zgranie zespołu, pełne zrozumienie pomiędzy zawodnikami na boisku, Francuzi doskonale wiedzieli jak w określonej sytuacji boiskowej się zachować, jaką pozycję na boisku zająć , jak zagrać i do kogo piłkę , jak się poruszać w strefach w jakich się znajdowali. U nas to była pełna improwizacja.
To ,że przegraliśmy tylko 1:3 świadczy o potencjale tkwiącym w zespole, którego wykorzystanie jest niemożliwe przy chaotycznych zmianach na funkcji selekcjonera. Co nie znaczy ,że uważam ,że powinien nim być nadal Michniewicz. Jeżeli jednak ma nastąpić zmiana to nie wolno jej dokonywać na łapu capu , tak jak Boniek ( Kulesza działał pod presją czasu) , ale trzeba szukać trenera warsztatowca , bo my jakością zawodników większości reprezentacji nie zaimponujemy i musimy szukać ewentualnych przewag w rozumnej taktyce , pragmatycznej organizacji gry oraz w zgraniu formacji i zawodników. Jednocześnie musi to być trener z takim autorytetem, aby zdołał okiełznać takich zmanierowanych gwiazdorów jak Lewandowski ,albo ich się z zespołu pozbyć.
Podpowiedzcie , są jeszcze jacyś niezależni których można posłuchać , poczytać?
Jedno się zgadza . Długi nos obiecał 30 baniek . Próba wycofania i odwrócenia kota ogonem to żałosny spektakl . Tylko właściwe się już przyzwyczailiśmy to tych kłamstw i na nikim to już wrażenia nie robi.
Niestety reprezentacja padła ofiarą walki wolnych mediów i niezależnych dziennikarzy z władzą. Od 7 lat władzy marzy się sytuacja medialna Rosji czy Białorusi i czyni stałe zamachy na wolność mediów. Wszystkie media i dziennikarze od prawa do lewa, poza nielicznymi kolaborantami, cenią swoją niezależność i kiedy mają wpaść w propagandowe sidła to się bronią przed popadnięciem w zależność.Podobnie było w PRL , gdzie margines swobody medialnej był niewielki ,ale akurat w sporcie jego zakres był znaczny i to poprzez ostrą krytykę sportowców "dokuczano" ówczesnej władzy.
Wszyscy doskonale wiedzieli ,że władza chce się "ogrzać " w blasku sukcesu reprezentacji piłkarskiej, a za takowy jeszcze przed Mundialem uważano nasze wyjście z grupy. Pierwszym symptomem,ale doskonale widocznym była absurdalna eskorta dokonana przez F-16 samolotu z reprezentantami udającymi się na Mundial. Po powrocie miano uroczyście powitać drużynę , zorganizować spotkanie w Kancelarii Premiera z wręczeniem odznaczeń oraz przyznaniem premii w wysokości 30 mln zł.I wolne media oraz niezależni dziennikarze wysadzili plany tego jublu w powietrze,aż został po nich tylko smród.Reprezentanci zamiast w blasku dnia, w błysku fleszy wracali ukradkiem, po nocy do kraju i poza nielicznymi kibicami , oraz rodzinami w domach - nikt z oficjeli na nich nie czekał. Media nie mogąc kwestionować osiągnięcia planu minimum uderzyły w styl w jakim ten cel osiągnięto . Krytyka był tak ostra i tak brutalna, że usunęła poza nawias wynik sportowy, tak jak by on był nieważny. Cytowano z lubością najbardziej ordynarne wypowiedzi ,obrażanie i poniżanie stało się metodą oceny. Głosy przeciwne ignorowano.Akurat w tej sprawie prawie wszystkie media zademonstrowały jednolity front.
Ja też jestem za niezależnością mediów i dziennikarzy ,ale metody jakie obecnie zastosowano uważam za niegodziwe. Piłkarze , trenerzy, to ludzie , którzy mają niezbywalną godność i należy im się szacunek ,a nie pogarda tylko dlatego ,że używa się ich do realizacji swoich partykularnych celów lub też ,ze się nie podobają.Piłkarze , mają rodziny , w tym dzieci , bo są mężami i ojcami i nie wolno ich poniżać, bo to czyste barbarzyństwo i zwyrodnialstwo.
To patologia, która z rozmową o sporcie nie ma nic wspólnego.
1. Być może jestem w mniejszości - nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni - ale żadna, powtarzam żadna premia im się nie należała za ten niebywały sukces. Już nie chcę pisać że w tym roku jedna drużyna zdobyła srebrny medal MŚ i im nic takiego nie oferowano, nawet 10 razy mniej
2. Bardzo się cieszę że cała ta ekipka wyszła na pazernych gości co mimo że zarabiają duuuuużo za dużo to i tak przyjmą więcej. Jakby mieli trochę oleju w głowie to by kapitan wstał i powiedział - trenerze o kasie po MS, a ja swoje oddaję na cel charytatywny, koledzy zrobią co uważają za stosowne. Nie mniej jednak temat na po a nie w trakcie
3. Nawet jeżeli pinokio zaoferował premie, to trener i kapitan powinni powiedzieć tak - panie tam jest niejaki Kulesza prezes PZPN, czyli nasz kierownik i to z nim proszę załatwiać ile za co itd. bo my mamy inne zdania
4. O kasie się na MŚ nie rozmawia chyba że gra się w zespole z Afryki albo z republiki bananowej - takie rzeczy ustala się przed, łącznie z zasadami podziału, bo potem są kwasy i pretensje
5. Docelowo pieniądze za granie w kadrze NIE POWINNY BYĆ PŁACONE, a kasa za sukcesy wydawana na szkolenie młodzieży i trenerów - reprezentacja to zaszczyt i wystawa, klub to miejsce gdzie się zarabia.
6. Gdyby Michniewicz nie poruszył tematu, to by go nie było i nikt by o tym nie pisał, nie mówił, nie komentował.
7. Ogromnie się cieszę że to wyszło i że z tym jadą - kłamstwa i pazerność trzeba eliminować
Co do mediów, za namową koleżanki zapoznałem się z ostatnim materiałem Tomasza Ćwiąkały. Generalnie jakimś wielkim fanem red. T.Ć. nie jestem, tym razem jednak jego przemyślenia mocno pokrywają się z moimi.
Poczynań i motywacji premiera komentować nie zamierzam. Zresztą, nagle „okazało się”, że to wcale nie Pinokio te premie wymyślił, tylko jakiś jego przydupas, podobno w ogóle były/niedoszły (nie pamiętam) pracownik Legii. Nieważne, nie są to indywidua, które zasługiwałyby na dyskusję w tak zacnym gronie.
W kwestii publicznego finansowania sportu, od zawsze i na zawsze jestem za. Pod warunkiem, rzecz jasna, że chodzi o sport amatorski, ze szczególnym uwzględnieniem sportu szkolnego i powszechnie dostępnej infrastruktury. Sorry, podwórka zdechły i żadna siła już im życia nie wróci. Natomiast wf dla trzydziestu osób na rozchwierutanym sprzęcie w wybudowanej jeszcze za Gierka minisalce gimnastycznej o wymiarach 15x8 ani z nikogo sportowca nie zrobi, ani też nie jest jakkolwiek atrakcyjny dla dzisiejszych dzieci i młodzieży. Jestem głęboko przekonany, że inwestycje w sport masowy powinny stać bardzo wysoko na liście priorytetów każdego rządu. Budujmy hale, boiska, pływalnie, etc., a zaoszczędzimy mnóstwo pieniędzy na służbie zdrowia. Co więcej, sport uczy przecież zarówno współpracy, jak i zdrowej rywalizacji, co niewątpliwie się przyda nowoczesnemu społeczeństwu. No a gdzieś tam jeszcze na marginesie, jak będziemy mieli mrowie wysportowanych dzieciaków, najprawdopodobniej uda się z nich wykroić grupkę, która wyjdzie z mundialowej grupy bez męczenia buły i fajdania w gacie.
Jeśli zaś jacyś sportowcy wyczynowi mieliby być dotowani z budżetu, to moim zdaniem ewentualnie wyłącznie przedstawiciele niszowych dyscyplin olimpijskich. Tacy, którzy na co dzień pozostają bardzo daleko poza spektrum publicznego zainteresowania, a swoje dni chwały miewają tylko właśnie na Igrzyskach. Skoro cieszymy się ich sukcesami, skoro z dumą wypinamy klatę, gdy stają na podium, pasowałoby zapewnić im środki do życia i warunki do treningu.
Zawodowi piłkarze, reprezentanci Polski (!), środki do życia i warunki do treningu mają. Mają też niezwykle szeroki wachlarz możliwości monetyzowania swojego talentu. W spektrum publicznej uwagi przebywają właściwie nieustannie i skwapliwie z tego korzystają. To są po prostu bez wyjątku zamożni, bądź nawet bardzo zamożni ludzie.
A także, jak widać, bardzo głupi i bardzo oderwani od rzeczywistości. Im dłużej o tym myślę, tym mniej mi się to chce w głowie zmieścić: czy oni naprawdę są aż tak tępi…? OK., rozumiem, do występów w naszej kadrze nie jest wymagane członkostwo w MENSA’ie. No ale bez jaj. Dwudziestu paru chłopa, każdy, zdać by się mogło, jednak jakoś tam ogarnięty i co, absolutnie żadnemu rozsądek nie szepnął do ucha, że tu się bezwzględnie należy zachować tak, jak pisze Dalkub? To miłe, panie premierze, że dobrze nam pan życzy. Dziękujemy za wsparcie mentalne, niewątpliwie się przyda. Co zaś się tyczy wsparcia finansowego – tam, o… o tam, widzi pan? Tam jest Cezary Kulesza. Pan – prezes rady ministrów, on – prezes PZPN, pogadajcie sobie na własnym, prezesowskim poziomie. Bo widzi pan, to zupełnie nie nasza kompetencja.
Tu naprawdę nie chodzi (przynajmniej nie tylko i nawet nie przede wszystkim) o jakąś tam przyzwoitość. Chodzi o wizerunek. O relacje z kibicami. Czyli, było nie było, jedno z podstawowych źródeł dochodu profesjonalnego futbolisty. Michniewicz twierdzi, że cała ta gadanina o premiach to były „tylko takie żarty”. No kurwa, serio…!? Naprawdę nie da się skumać, że w chwili obecnej w Polsce klimat dla tego typu humoru jest wybitnie niesprzyjający? Jutro w PS ma się ukazać wywiad z Lewandowskim, w którym pan kapitan twierdzi ponoć, że piłkarze są w całym zamieszaniu „ofiarami”. No wielcem ciekaw. Póki co, byłbym w stanie przyznać, że są ofiarami losu.
Odnośnie zagubienia, gros winy, moim zdaniem, ponosi tu PZPN. I tutaj właśnie najmocniej zgadzam się z Ćwiąkałą. Jasne, media mamy jakie mamy, nawet T.Ć. to przyznaje (choć wg mnie jeszcze aż tak znowu najgorzej nie jest). Tym bardziej jednak, wiedząc że na dziennikarską rzetelność raczej nie ma co liczyć, Związek powinien reagować. I wcale nie chodzi – uchowaj Boże! – o powrót do czasów poprzedniego prezesa, który jak się dorwie do twittera, to lokomotywą go stamtąd nie wyrwiesz. Obecny prezes nie jest gwiazdą socjometryczną i w blasku fleszy nie czuje się przesadnie komfortowo. Spoczko, nie musi. Niemniej, od tego właśnie m.in. jest prezesem, aby w takim razie oddelegować na ten odcinek odpowiednio przygotowaną osobę, która stanie przed kamerami i powie coś w stylu: Szanowni państwo! To nie jest prawdą. Prosimy o powstrzymanie się od rozpowszechniania fałszywych informacji. Tamto trochę prawdą jest, trochę zaś nie jest [tu wyjaśnienie]. Siamto owszem, jest prawdą, ale kompletnie nie widzimy tu problemu. Serdecznie uprasza się o nie rozdmuchiwanie byle bzdurki daleko poza granice absurdu. Owamto natomiast również, niestety, jest prawdą. I tu problem już jak najbardziej dostrzegamy. Przykro nam, że do tego doszło. Pracujemy nad sprawą, będziecie państwo na bieżąco informowani o postępach. Dziękuję! Niestety, zamiast tego PZPN stosuje klasyczną strusiologię. Bach głowa w piach i poczekajmy aż się burza skończy. No to trochę sobie, chłopaki, poczekacie. A i słońce, które wzejdzie po tej burzy, może nie świecić wam zbyt jasno.
Mam też wrażenie, że trochę (a może nawet bardziej) chodzi tu o to, że tak nie do końca wiadomo jak ten Mundial w naszym wykonaniu oceniać. Jasne, awansowaliśmy i można sobie do upadłego powtarzać, że w piłce nożnej chodzi o wyniki. Nie da się jednak odzobaczyć meczu z Argentyną. Mecz z Francją niby troszkę zatarł przykre wrażenie, ale nie oszukujmy się: był dobry głównie w pierwszej połowie. W drugiej nawet przez chwilę nie zapachniało choćby dogrywką, no i generalnie Les Bleus nie musieli się jakoś przesadnie wysilać, by pokazać nam miejsce w hierarchii. Miejsce, które – rzecz jasna – znaliśmy, ale… Świętować? Nie świętować? Uhmmm… no, tego… Jakoś dziwnie.
Moich subiektywnych odczuć i wrażeń kilka.
Odczucie dyrektorskie. Nie cierpię celebrytów wszelakiej maści w programach sportowych, irytuje mnie gdy jakiś piosenkarz, piosenkarka, aktor, aktorka, dyrektor danej stacji który znalazł się w studiu telewizyjnym dzięki swemu dyrektorstwu, ględzą ogólniki, klepią bzdety w przeświadczeniu o własnej sportowej wszechwiedzy, którą z ogółem należy się podzielić i do głowy im nie przyjdzie że "ogół" może chcieć usłyszeć kogoś bardziej kompetentnego.
Janusz Basałaj onegdaj w TVP odsunął Szpaka od komentowania (nie miałem o to pretensji) ale na jego miejsce powołał samego siebie jako tego, który podtrzyma schedę i charyzmę Janka Ciszewskiego. Największy z możliwych błąd personalny Janusza Basałaja, świadectwo że miłość własna zaślepia i rozum odbiera. Przy tym Janusza Basałaja uważam za świetnego dyrektora, który wyłapał, wyselekcjonował, "wychował" wielu bardzo dobrych dziennikarzy, komentatorów czy to w C+ czy w Orange. Dyrektor - super, komentator - do dupy. Sprawdzający się w meczykowych "Dwóch fotelach", zachowawczy w poglądach, przewidywalny do bólu, słaby w "bieżączce".
Marek Szkolnikowski - nie trawię TVP i tego co się w tej instytucji wyprawia, natomiast chcąc nie chcąc muszę przyznać że TVP Sport pod rządami Marka Szkolnikowskiego rozwinęło się i finansowe eldorado wykorzystuje na swoją korzyść zda się optymalnie. Szkolnikowski między innymi lepiej niż niektóre prywatne media postawił na internet i to był strzał w dziesiątkę. Z obecnego mundialu w okienku telewizyjnym wyciął celebrytyów co mu się chwali, niestety pominął jednego, imieniem i nazwiskiem - Marek Szkolnikowski. Najsłabsze ogniwo, ewidentnie dziennikarz/ekspert zaniżający poziom w studiu telewizyjnym. Dyrektor zarządzający TVP Sport - w mojej ocenie bardzo dobry.
Marian Kmita - facet z zapleczem dziennikarskim, który również moim zdaniem dużo lepiej się spełnia zarządzając działem sportowym Polsatu niż rozsiadając się w fotelu przed kamerą. Nie z każdego piłkarza musi być świetny trener, tak i nie z każdego dziennikarza dyrektor, ale Kmita dużo lepiej się realizuje właśnie w tej drugiej funkcji. Natomiast od każdej reguły może być odstępstwo.
Marian Kmita wziął udział w programie traktującym o "premiach mundialowych" i przedstawił tam perspektywę własną dyrektorską, w tym i o wizerunkowym komunikacyjnym zarzadzaniu kryzysem. Formuła była netowa zetem bez krawata i to "dyrektorskie" spojrzenie polecam:
(237) Michniewicz: "O tej premii wiedziała cała Polska..." A Kulesza wiedział?!? Miał wpływ na podział?!? - YouTube
Polityka.
Jak to było na mundialu w 2006 roku.: "Listkiewicz opowiada nam teraz, gdy poprosiliśmy go o więcej szczegółów wizyty Marcinkiewicza na niemieckim mundialu: - Najpierw przed meczem wparował do szatni w towarzystwie ochroniarzy, bez uzgadniania tego z trenerem Pawłem Janasem. Akurat trwała odprawa taktyczna i cała została rozwalona. Weszło trzech panów ze słuchawkami, premier i wygłosili jakąś państwowotwórczą gadkę. (...)
Paweł Janas, wtedy selekcjoner, wspominał wówczas dla magazynu "Futbol". - Nie może facet przed pierwszym meczem wchodzić do szatni i to jeszcze z dziesięcioma ochroniarzami. Ani coś do chłopaków powiedzieć, ani się skoncentrować. Za chwilę wychodzisz na hymny, a tu bajzel w szatni. Po meczu, proszę bardzo, niech wchodzi kto chce, ale nigdy przed pierwszym gwizdkiem. Nie wiem czemu to miało służyć. Czy się chciał pokazać, czy miał jakiś inny cel? Później powiedział, że mnie te mistrzostwa przerosły.
Na pewno - jak wynika ze szczegółów podawanych przez Listkiewicza - porażka przerosła polityka. - Po meczu zaproponowałem panu premierowi, by pójść do szatni podziękować, bo walczyli, grali jak mogli - mówi nam. - No to premier odpowiedział mi, żebym ich już sam opieprzył. Nawet słowo było grubsze, ale znaczące to samo. Powiedziałem mu więc, cytuję dosłownie: "Teraz to niech pan ich sam opier**li" - wspomina nam Listkiewicz."
źródło: Michał Listkiewicz: Powiedziałem Marcinkiewiczowi, żeby sam opier*** piłkarzy - Sport WP SportoweFakty
Marcinkiewicz dla Wp.pl:
"Od wielu lat pan Listkiewicz atakuje moją osobę podając zmyślone informacje (…) Mam świadków, którzy potwierdzą, że właściwie zmusił mnie do zejścia przed meczem do szatni. Piłkarze byli już w trakcie koncentracji, więc czułem się zażenowany sytuacją i bardzo szybko stamtąd wyszedłem (…) Pewnie będę musiał zakończyć tę sprawę dowodząc jej w sądzie. Na szczęście jako premier nie byłem sam, tylko z współpracownikami, którzy to poświadczą”.
Zakładam że za kilka lat pojawią się podobne historyjki o "premii Morawieckiego". Premier się zmieni, trener również, a języki piłkarzom, kadrowiczom na emeryturze piszącym (a raczej dyktującym) wspomnienia się rozwiążą. Być może i były trener i były premier również będą grozili sądami!
Na naszej stronie postulujemy żeby nie mieszać sportu z polityką, otóż to nasza "walka z wiatrakami" co dobitnie pokazują ostatnie wydarzenia. Zatem stwierdzę że bez polityków się nie da, bo bez państwowych dotacji to i sport, szczególnie ten olimpijski się nie utrzyma. Pełna zgoda z Albiceleste. W blasku sportowych triumfów chcą się ogrzewać politruki, tak było, jest i będzie, bez względu na polityczne barwy. Ignorantem w świecie sportu był premier Marcinkiewicz była nią również i ministra Mucha z sławetnym: ""Kto wybrał drużyny do tego meczu?". W moim subiektywnym odczuciu symetrii jednak nie ma. "Dziś jest tak, że jak nie masz układu politycznego, to nie dostaniesz żadnych pieniędzy […]. Hofman siedzi i nam pomaga, i nam cały czas drzwi otwiera" — przechwala się prezes Mirosław Skrzypczyński. " (onet.pl) już były tenisowy prezes, na szczęście. Ryszard Czarnecki winien mieć ksywkę niezatapialny - niedoszły prezes PZPN i PZPS, czyż jest inny polityk równie mocno skompromitowany i cały czas "w grze"? Oni wszyscy to betki, wszystkich przebił Mateusz Morawiecki - "Ten sukces wart jest każdych pieniędzy". Tu nie jestem wyrozumiały, podpowiadacz premierowski kozioł ofiarny mnie nie interesuje. W kontekście "premii dla kadry" proszę o wskazanie większego bałwana i cymbała, który jeszcze bardziej wizerunkowo "przysłużyłby" się sportowcom?
cdn.
Prowadzącym wywiad był stary antagonista Michniewicza Jacek Kurowski, który od początku programu zarzekał się ,że na piłce nożnej się nie zna. Pewno się krygował, ale kiedy przytoczył tzw. liczby to rzeczywiście wykazał,że jego nieznajomość futbolu jest głęboka.Z drugiej strony to wejście w dyskusję merytoryczną i analityczną z takich fachurą jak Michniewicz , bez rzetelnej wiedzy , może skończyć się tylko ośmieszeniem, bowiem Michniewicz to mózgowiec z ogromnym zasobem wiedzy teoretycznej i praktycznej. Jest jeszcze kilku podobnych jemu jak Skorża, Fornalik, Piechniczek czy Papszun.
Redaktor Kurowski skupił się na odpytywaniu Michniewicza na podstawie cytatów prasowych oraz fake newsów. Trener był tymi pytaniami silnie zirytowany, bo wolałby omawiać aspekty merytoryczne związane z grą reprezentacji. Moim zdaniem irytacja była nie na miejscu, bowiem fake newsy funkcjonują realnie w obiegu publicznym i trzeba, aby ktoś kogo one dotyczą je sprostował, albo chociaż podważył. I Michniewicz temu zadaniu sprostał, gdyż w swych wypowiedziach był autentyczny i po kolei zbijał często idiotyczne zarzuty oraz obalał wymysły, godne naćpanego umysłu. Reprezentacja ,ani on sam nie mieli nic wspólnego z pomysłem premii, przeinaczono wypowiedzi wielu kadrowiczów, a szczególnie Lewandowskiego i Zielińskiego,zacytowano jakiegoś faceta podającego się na menaga Grosickiego , z którym ten nie ma nic wspólnego, kadrowicze motywowali się wzajemnie przed każdym spotkaniem i nikt za trenera nie ustalał planu gry,że jego umowa, którą chciałby kontynuować kończy się 31.12.2022 i nie ma żadnych dodatkowych klauzul itd itp.Trener szczególnie uwypuklił fakt ,że wszystkim kadrowiczom najbardziej zależało na wyjściu z grupy o czym świadczy dobitnie np.zachowanie Lewandowskiego po strzeleniu bramki czy Szczęsnego po obronie karnych. Więc niedocenienie awansu , w który włożyli tak ogromny wysiłek było dla kadrowiczów szokiem. Tak zwyczajnie po ludzku jak ich rozumiem. Nagonka byłą nie tylko niemerytoryczna ,ale i prowadzona niegodziwymi metodami.
Niestety program nie zaspokoił wiedzy jeżeli chodzi o ocenę przez Michniewicza przyjętej strategii, bowiem kiedy człowiek słyszy zarzuty to z natury rzeczy przybiera postawę obronną i wielce niechętnie przyznaję się do popełnionych błędów, aczkolwiek pod sam koniec programu, który trwał 68 minut Michniewicz trochę się otworzył i przyznał,że mógł niektóre kwestie jak np. zmiany rozwiązać inaczej ,ale zaznaczył,że chciał dobrze . Wydawało się ,że można było przymusić Michniewicza do fragmentarycznej rozmowy merytorycznej na podstawie tzw. liczb ,ale te które zostały dobrane nie miały żadnego znaczenia. Np.zarzut tyczył tego ,że reprezentacja oddała tylko 8 celnych strzałów, na co trener słusznie odparł,że to o niczym nie świadczy ,a kiedy prowadzący z niedowierzaniem zapytał ponownie o to samo Michniewicz znowu zaprzeczył,że to ma sens i podał przykład AS, która w meczu z Argentyną oddała 3 strzały zdobywając 2 bramki i wygrała mecz. Szkoda,że w mediach krążą te same "liczby", których sens jest znikomy ,a z setek tysięcy danych Firmy Opty nie wybiera się chociażby takich , które rzeczywiście mają wpływ na efekty gry drużyny jak przykładowo: ilość tzw. niewymuszonych strat piłek na własnej połowie, ilość wyjść na tzw. wolną pozycję, ilość zmian pozycji przez zawodnika podającego piłkę, ilość wyjść do przodu po zagraniu piłki itp. Michniewicz kilka razy chciał o tych zagadnieniach rozmawiać,ale bez efektu. Był oczywiście nagabywany o to dlaczego drużyna zagrała mało odważnie w spotkaniu z Meksykiem .ale wykpił się opowieścią o tym jakim to mocarzem jest Lozano i że gdybyśmy to spotkanie przegrali, to pożegnalibyśmy się z Mundialem, na samym jego początku. Moim zdaniem decydujący wpływ na taktyczne ustawienie gry zespołu , które miało zapewnić bezpieczeństwo i ograniczyć ryzyko do minimum była klęska jaką zespół poniósł w meczu z Belgią ( 1:6) , o którym to spotkaniu trener nie wspomina ( czemu się nie dziwię) ,ale które uzmysłowiło mu jak może skończyć się otwarta i zbalansowana gra z mocniejszym przeciwnikiem. Nadto Michniewicz nie miał żadnego pola manewru,aby sprawdzić w praktyce meczowej skuteczność innych wariantów gry, bo stale był pod presją , bo to grano utrzymanie w 1 Dywizji LN, a to był mecz o awans ze Szwecją.
Mimo wyjaśnień Michniewicza ja czuję niedosyt po występie naszej reprezentacji na Mundialu,bo nie da się wygrać,jeżeli nie wierzy się ,że można wygrać ( nawet z teoretycznie silniejszym).
Miejmy nadzieję ,że sprawozdanie jakie złoży sztab dowiedzie,że mamy do czynienia z fachowcami ,a nie obrońcami tego ,czego obronić się nie da.
Michniewicz nie mógł przećwiczyć - mógł bo miał 4 mecze z dobrymi drużynami w których nagrał punkt. Wtedy sprawdza warianty i gra co by chciał a nie na wynik.
Panowie Michniewicz i Lewandowski generalnie swoimi wystąpieniami tylko dolewają oliwy do ognia.
Pan trener powinien być wypieprzony dyscyplinarnie nie za wynik ani styl, ale za to że zajmuje się rzeczami jakie do niego nie należą - dzielenie premii jakichkolwiek to nie jest jego zadanie i to że zaczął ten temat to go zwyczajnie obciąża. Gdyby do piłkarzy przyszedł Kulesza i zadał takie pytanie to bym rozumiał
Pan Robert w sumie się odcina, ale coś by tam podzielił i coś by tam ustalił ale może krótko itd. W sumie nie powiedział co by zrobił jakby premia była, bo tylko stwierdził że dobrze że nie ma. Gdyby mu zależało na poprawie wizerunku to po tym wszystkim powiedziałby tak - ja jestem zarobiony, mam premię od PZPN za awans i za wyjście z grupy to ja ją przekażę na rozwój piłkarstwa polskiego i na nowego Robercika.
W sumie to Lewandowski mając sztab ludzi jacy robią na niego i na jego żonę potrzebował tygodnia aby się odezwać i zrobił to w stylu - nie moja wina, ja nic wiem, gram jak trener każe itd. - słabiutkie
A co do wczorajszego wywiadu, to zgadzam się, ze poziom wiedzy o piłce pana Kurowskiego jest na tak żenująco niskim poziomie, że pan Szkolnikowski chyba powinien się poważnie zastanowić, czy tego pięknego kawalera nie lepiej dać na tzw. inny odcinek. Choć mam poważne wątpliwości, czy jest w ogóle jakakolwiek dyscyplina sportu, w której pan redaktor ma choćby znikomą wiedzę.
No wiadomka. Źli i głupi pismole. Piłują gałąź. A przecież w te pędy powinni gnać do swych klawiatur, kamer, mikrofonów, etc. i na wyścigi tworzyć hymny pochwalne ku czci pana premiera-wizjonera i jego genialnego doradcy. W ich to bowiem światłych umysłach zrodziła się owa zbawcza dla polskiej piłki idea pchania publicznych milionów w kieszeń milionerów. Hip, hip, hurra! Niech nam żyją!
@ Iocosus:
Że Ty w ogóle te studia oglądasz…? Masz to zdrowie, chłopaku Ja tam panu Szkolnikowskiemu wdzięczny jestem głównie za możliwość wyboru trybu „atmosfera stadionu”.
spłycasz i to bardzo. Przecież to było inaczej. Przed mundialem zawiązał się spisek dziennikarski, przeciwników pana Czesia i wymyślili że:
1. Podsuną pinokio pomysł na premie dla piłkarzy i on to łyknie - łyknął
2. Zmusili Czesława podstępem aby pomysł poruszył z zawodnikami w trakcie MŚ
3. Zawodników przekonali że sztabowi trzeba dać 10% a nie 10 baniek
4. A potem to wszystko opisali
tak to był, a ty ciągle nic nie kumasz
No popatrz. I ta zbieranina tępaków, jeszcze głupszych od aktorów, wykoncypowała taki szczwany plan...
1. Temat był i panowie o tym debatowali
2. Nawet zdając sobie sprawę że dostaną za to po dupie nie mieli na tyle odwagi aby odmówić/oddać/rozdać całą kwotę.
Najlepszy jest argument pan Grzesia o tym że część zawodników w sumie jest biedna i jemu ta premia nie była potrzebna, ale są tacy którym by się przydała, bo to duży zastrzyk do domowego budżetu - tak myślę sobie którzy to tacy bidacy? Skóraś co ma całą karierę przed sobą? może Jędza na emeryturę? albo Grosikowi brakuje........
Brakuje słów nawet jeżeli uzna się że część podkreślam część kasy miała iść na cele charytatywne.
Ale to przecież wszystko wina dziennikarzy...........
Na takie lekceważące traktowanie nie zasługuje żadną miarą np. trener Michniewicz. Trzeba zrozumieć ,że on znalazł się pomiędzy młotem .a kowadłem, bowiem jemu z natury rzeczy nie wypada narzekać na jakość materiału zawodniczego jaki ma do dyspozycji . W kilku wywiadach Michniewicza dał do zrozumienia ,że ten materiał jest kiepski, albo co gorsza wybrakowany,ale nie ma nikogo lepszego. Tylko,że dziennikarze nie podążyli tropem wskazanym przez fachowca,ale wolą powtarzać idiotyzmy jak to mogliśmy atakami ograć Argentyńczyków i Francuzów.Te informacje o których wspominał Michniewicz są wśród danych Firmy Opta.Można tam wyczytać ,że nasza reprezentacja miała trzeci niechlubny wynik jeżeli chodzi o ilość niewymuszonych strat na własnej połowie , więc jak ktoś sobie wyobraża ,że mogliśmy wprowadzać piłkę do gry od tyłu to jest durniem. Wszyscy chwalili Kiwiora ,ale to on miał najwięcej takich strat z których każda "pachniała" bramką dla rywali.Byliśmy w ogonie razem z tymi reprezentacjami , których gracze więcej razy byli za piłką ,a nie przed piłką, ale najgorszy wynik zanotowaliśmy w szybkich wyjściach za plecy obrońców rywali. Jak więc mogliśmy w ogóle marzyć o grze ofensywnej bez zmian pozycji i zagrań piłek do przodu. Michniewicz nie miał pretensji do Zielińskiego , który jest najbardziej efektywny kiedy może podać piłkę do partnera obiegającego rywala, a takich u nas nie było, więc on musiał holować piłkę ,aż ją stracił lub angażować się w grę defensywną. Do Lewandowskiego można mieć pretensje za nieskuteczność, a więc za niewykorzystanie karnego z Meksykiem, co pewno dałoby nam wygraną i za niestrzelenie przynajmniej 3 bramek AS, co by pozwoliło na mniej kurczową obronę z Argentyńczykami.Z drugiej strony to trzeba podziwiać Lewandowskiego za jego poświecenie dla drużyny i za zachowanie stoickiego spokoju kiedy jego ofiarność szła na marne.Te przykłady wskazują tylko ,że zdaniem Michniewicza, na co ma niekwestionowalne dowody w postaci danych zebranych przez programy komputerowe oraz pamiętny mecz z Belgią ( 1;6) - ,że w inny sposób nie mogliśmy grać , jeżeli chcieliśmy wyjść z grupy. Przeciwne twierdzenie też wymagałoby poparcia jakimś dowodem ,a nie używaniem inwektyw. Do tego tzw. krytycy nie chcą zauważyć z kim nasza reprezentacja przegrała. Otóż przegraliśmy z dwoma najlepszymi drużynami na tegorocznym Mundialu.
Moim zdaniem ,co powtarzam do znudzenia, trafiliśmy z losem najgorzej jak mogliśmy.
Lecz krytycy kłują w oczy Marokiem, zarówno wynikami , bo pokonanie Belgii, Hiszpanii i Portugalii musi budzić szacunek ,ale i samą grą polegającą na aktywnej obronie pozwalającej na szybkie przechodzenie do ataku.
Na sposób rozwikłania tego problemu wskazuje wypowiedz , mądrego i dojrzałego zawodnika jakim jest Robert Lewandowski , który słusznie zauważył,że potencjał ofensywny naszej drużyny nie został wykorzystany. To stwierdzenie nie jest w najmniejszym stopniu krytyką taktyki trenera,ale stwierdzeniem faktu. Popatrzmy na zespół Maroka , skoro o nim tak dużo się mówi w omawianym aspekcie. Marokańczycy dysponują w ofensywie zawodnikiem wysokiej klasy grającym w Chelsea (Ziyech), który poświęca się do spełnienia roli "stacji przekaźnikowej" ,a które to zadania u nas wykonywał Lewandowski. Różnica jest taka,że jak po odbiorze piłka jest kierowana do Zuyecha lub Hakimiego to 2-3 zawodników Marokańskich rusza na pełnej szybkości na podbój terytorium wroga, a w naszej reprezentacji ten stan jest bliski zera. Np. w kluczowym, moim zdaniem, dla długości naszej obecności na Mundialu meczu z Meksykiem Lewandowski w okolicach środka boiska dostał piłkę 32 razy, stracił ją od razu 13 razy ,ale zachował mozliwość jej zagrania na skrzydło 19 razy i tylko raz ( słownie jeden raz) po skrzydle na pełnej szybkości ruszył za połowę ( za plecy rywali) Kamiński. W pozostałych 18 przypadkach tyłków nie ruszyli, ani Kamiński, ani Zalewski ani Szymański. Są tacy "mundrole" , którzy z Meksykiem chcieliby gry stricte ofensywnej , tylko,że oni nie raczą zauważyć,że drużyna Meksyku była ustawiona 3-7 : trzej obrońcy trzymali głębię obrony , a 7 zakładało na przeciwniku wysoki pressing. Każdy podręcznik taktyki uczy,że przy takiej organizacji gry nie wolno się wdawać w awantury na swojej połowie, ani nie wojować w środku pola,ale przegrywać piłkę ponad czyli za zaporę. Tylko ,żeby takie przerzucanie piłki dawało jakiś efekt to za będącymi w pressingu rywalami musi być partner z własnego zespołu . I kółko się zamyka.
Robert ma całkowitą rację,że możliwości ofensywnych tkwiących w szybkim ataku nie wykorzystaliśmy.
Mnie, który oglądam piłkę już ponad 60 lat , miałem wielu znajomych od których wiele się nauczyłem, sam przeczytałem tysiące artykułów i setki książek - nikt na plewy ,ani na bajeczki dla kretynów nie nabierze. Dodam ,że w cuda wierzę,ale nie w takie ,że raptownie z miernego grojka wyskoczy gwiazda, as nad asy i sam ogra Argentyńczyków i Francuzów. Cieszmy się tym co mamy , bo może być tylko gorzej.
Co do zmiany na stanowisku trenera selekcjonera to ja mam zawsze takie samo zdanie ,że ślub to ja brałem z moją ukochaną małżonką i o ile wiem z nikim więcej , więc jak PZPN tak zadecyduje to ja taką decyzję zaakceptuję. Chodzi tylko o malutki drobiazg , a mianowicie ,aby to była zmiana przemyślana - na lepsze ,a nie na gorsze.
Ten proces degrengolady i cofania się w rozwoju naszego zespołu napoczął Boniek, który zamienił siekierką na kijek czyli fachowego metodyka Nawałkę na laika Brzęczka. Proces naturalnej wymiany kadr , ewolucyjnej zmiany organizacji gry został zahamowany. Inne kraje poszły do przodu,a my zostaliśmy na etapie improwizacji czyli obrony przed kompromitacją. I Michniewicz to akurat zadanie wykonał.
Aliceleste do mnie: "Że Ty w ogóle te studia oglądasz…?" - muszę się przyznać skrycie, że ja lubię te piłkarskie pitolenie i w formie epistolarnej(blogowej) i w werbalnej choćby i tylko do odsłuchu (vloga, podcastu, tv też) zależy tylko kto pitoli, gdybym zaprzeczył okazałbym się hipokrytą. Przy tym, ponownie w tajemnicy, wolę futbolowy włos dzielić na czworo przed meczem niż po nim, no tak jakoś, lubię się zabawić w zestawienie własnej jedenastki, podumać co zrobi trener, a później jeżeli jest okazja to skonfrontować to z innymi opiniami choćby Żewłaka, Wawrzyniaka, Marka Wasiluka, a później jeżeli grali nasi jest już mecz, emocje, adrenalinka i przy okazji na końcu wychodzi czyje opinie się sprawdziły, potwierdziły a kto strzelał kulą w płot. Kwintesencja pitolenia!
No i jeszcze już w sensie informacyjnym lubię czasem posłuchać freaków z zajawką na jakąś ligę o której pojęcia nie mam, tak jak ostatnio Michała Matlaka. Zakładam że Meksykanie i ich piłka zajmą moją uwagę najszybciej jak ich ponownie wylosujemy w grupie WM za ileś tam lat, ale teraz dzięki tego rodzaju freakom uzupełniałem pobieżnie wiedzę.
No i dlatego wolę też takich futbolowych maniaków niż jakichkolwiek celebrytów, dyrektorów z parciem na szkło lub "redaktorów eventowych" jak ich sobie nazywam typu Maciej Kurzajewski, trochę również Jacek Kurowski lub Rafał Patyra choć ten ostatni przyznaję zaskoczył mnie kiedyś jakimś merytorycznym tekstem z oryginalnymi spostrzeżeniami. Cuda, wianki chyba podnajął ghost writera - Albiceleste, przyznaj się i nie marudź na pitolników z tv!?
Co wiemy? Na pewniaka, premier na spotkaniu z piłkarzami przed wylotem do Kataru rzucił tekstem: "Ja mogę tylko powiedzieć, że wierzę w was. Będziecie na pewno dawali z siebie wszystko. A my tu z panem trenerem zapewnimy, że jak się uda, żeby naprawdę była dobra nagroda." - 5 minuta 42 sekunda nagrania: (244) JESTEŚMY W KATARZE! Vlog z czwartego dnia zgrupowania reprezentacji Polski - YouTube
Wykorzystując informacje z "drugiej ręki" opierając się na anonimowych wypowiedziach dziennikarze "rozkręcili aferę" z przyznaniem 30-50 mln premii z publicznych pieniędzy rozdysponowanych przez premiera dla kadry za wyjście z grupy i kłótni o podział kasy po meczu z Argentyną a przed spotkaniem z Francją.
Dla mnie najbardziej znaczący w tym zakresie był tekst Roberta Błońskiego: Piłkarze w szoku po tym, co usłyszeli po kolacji! Czesław Michniewicz w opałach - Przegląd Sportowy (onet.pl) przedstawiony w skrótowej video formie: Kulisy afery z premiami dla kadrowiczów. "To nie mieści się w głowie" - Przegląd Sportowy (onet.pl) oraz artykuł Tomka Włodarczyka: Nowe fakty ws. afery premiowej. Lewandowski chciał równego podziału. Michniewicz straci posadę?! [NASZ NEWS] (meczyki.pl)
Ewidentny kryzys wizerunkowy próbowali zażegnać: premier rezygnując z przyznania premii, trener udzielając wywiadów Bogdanowi Rymanowskiemu dla Radia Zet i Jackowi Kurowskiemu dla TVP Sport oraz Piotrowi Kamienieckiemu dla tvpsport.pl a także Robert Lewandowski w rozmowie z Bartoszem Węglarczykiem dla Onetu.
Dziś tj. w niedzielę przeczytałem jeszcze co miał do powiedzenia Grzegorz Krychowiak dla meczyków.pl. czyli ten wywiad który i Dalkub przywołał i jest moim zdaniem ważny.
Na podstawie tego wydaje mi się że można zebrać już informacje i wyrobić sobie własną opinię i może ona być taka: "od aktorów głupsi są tylko dziennikarze". Ta cała dęta afera tylko potwierdza tę mazurkową tezę. (...) Milcząca większość jest po prostu zażenowana tymi absurdalnymi oskarżeniami." ale może też być inne wnioskowanie i moje jest diametralnie inne choć do głowy mi nie przyjdzie wypowiadać się za "milczącą większość". Każdy ma prawo do własnego zdania i niech się wypowiada również we własnym imieniu.
Zatem na przekór "milcząca większość" jest zażenowana że premier przyznał kilkadziesiąt milionów premii publicznej kasiory milionerom piłkarzykom za mierną grę w dwóch przegranych meczach, jednym zremisowanym i jednym wygranym. Pal diabli czym jest zażenowanie "milczącej większości", osobiście tego nie wiem, ale należę do tych być może w mniejszości, którzy cos takiego co chciał zrobić Morawiecki uważają za skandal. Zakładam że premier swoją pierwotną decyzję również uznał za błąd skoro ostatecznie z niej się wycofał.
Premier, trener i piłkarze, wszyscy do spółki znaleźli się w wizerunkowym kryzysie i próby wyjścia z niego właśnie obserwujemy. Ustalenie faktów jest podstawą, w tym relacje czerpane od osób wypowiadających się otwarcie przed kamerami lub udzielające wywiadów pod nazwiskiem winny być traktowane jako bardziej wiarygodne od informacji uzyskiwanych z źródeł anonimowych. Odnośnie wiarygodności jednego z odpytywanych mam jedną refleksję ale zostawię ją na koniec, w tej chwili w źródłach informacji pomińmy newsy anonimowe.
Byłbym ukontentowany gdyby Michniewicz zamiast w "jaskini lwa" był odpytywany przez Błońskiego i Włodarczyka w tematach "premiowych, finansowych" oraz przez Zachodniego z Ćwiakałą w kwestiach taktyczno-sportowych, nie dlatego że redaktor Kurowski bardziej mi się kojarzy z domowym kotem niż z drapieżnym królem sawanny, ale wymienieni dziennikarze zebrali więcej informacji z wewnątrz kadry wymagających zweryfikowania i mieli lepszą w tym orientację niż "Król Lew Kurowski". Zrobienie z dziennikarza TVP esbeka z "Przesłuchania" dręczącego i pastwiącego się nad biednym trenerem to już odlot na Marsa.
Ale co przekazał Michniewicz w wywiadach, a w zasadzie co przekazali wspólnie Czesio i Robert Lewandowski bo ich główne tezy były bardzo spójne z jednym wyjątkiem. Obietnica finansowej gratyfikacji od premiera była traktowana luźno, żartowano z niej, kwoty były postrzegane jako wirtualne, nie poruszano kwestii wysokości premii, nie kłócono się o podział kasy, tą kwestię ustalono procentowo w pięć minut i więcej sobie tym głowy nie zawracano, do sprawy ewentualnie miano wrócić po turnieju. Ponieważ po turnieju premier z obietnicy się wycofał, tematu nie ma, sprawa zakończona, przynosi tylko zbędne dziennikarskie bicie piany, zamiast cieszyć się sukcesem pierwszego wyjścia z grupy na mundialu od 36 lat. Mniej więcej w uproszczeniu z takim wspólnym przekazem i selekcjoner i kapitan kadry wyszli do mediów. O tym że kontaktowali się ze sobą odnośnie tego co mówili w wywiadach tego nie krył Michniewicz przywoływał samemu że Lewy choćby zadzwonił do niego w trakcie rozmowy z Piotrem Kamienieckim, co ma jeszcze dowodzić że nie tylko, co sugerowano, ze sobą są w sporze, ale wręcz przeciwnie świetnie się dogadują. Idylla, a wszystkiemu co złego spotkało kadrę są winni żurnaliści i cykliści.
Czemu jednak w jednej sprawie trener i zawodnik się różnią!?
Kurowski: Na tej kolacji 1 grudnia kto podjął temat premii pomeczowych?
Michniewicz: Zawodnicy pytali w żartach czy premier dzwonił, ja mówię że nie dzwonił ale pisał, no wiadomo jakie to były żarty,
Kurowski: A to nie Pan podjął ten temat?
Michniewicz: Nie moja odpowiedź była taka że jak mnie zawodnicy pytali czy premier dzwonił ja mówię, że tak, premier nie dzwonił ale pisał, o nic się nie martwcie, premier przyjedzie to sobie porozmawiamy z premierem. Także my poświęciliśmy (...) to chwilę trwało (...) a później wróciliśmy do tego na jednej z odpraw powiedziałem jak sytuacja wygląda.
Od 4 minuty 35 sekundy (244) MICHNIEWICZ O PREMII, KŁÓTNI W KADRZE I MUNDIALU: NIE CHCIAŁEM ŻADNEJ ZŁOTÓWKI DLA SIEBIE | WYWIAD - YouTube
Węglarczyk: Czyli chcieliście się podczas mundialu skupić na mundialu, ale jednak rozmowa o pieniądzach od premiera się odbyła, choć nawet nie wiedzieliście, czy te pieniądze w ogóle będą.
Lewandowski: Temat był rzucony ze sztabu. Myśmy naprawdę nie wiedzieli, czy te pieniądze w ogóle będą, więc chcieliśmy ten temat szybko zamknąć, mieć go z głowy i skupić się na grze.
Węglarczyk: Czy po meczu z Francją ten temat wrócił? Czy do dzisiaj panowie rozmawialiście na ten temat?
Lewandowski: Nie, rozmawialiśmy o tym raz, dzień po meczu z Argentyną.
źródło: Robert Lewandowski tłumaczy, dlaczego kadra nie przywitała się z kibicami - Przegląd Sportowy (onet.pl)
Czesiu - piłkarze się dopytywali, Lewy - temat był rzucony ze sztabu! Ot obaj przerzucają się gorącym kartoflem. Temat zajął 5 minut, kwoty wirtualne ale nikt się nie chce przyznać kto go rozpoczął?
Czemu to jest tak bardzo istotne? Bo ten kto go podjął na tej kolacji po meczu z Argentyną jest winien wybuchowi "afery premiowej" w Katarze? Zdają sobie z tego sprawę i Czesio i Lewy?
Wróćmy do słów Mateusza Morawieckiego: "my tu z panem trenerem zapewnimy, że jak się uda, żeby naprawdę była dobra nagroda." Michniewicz jako najbardziej kompetentna futbolowo osoba mógł przekonać i premiera żeby kwestie finansowe załatwiać po turnieju, a w gronie piłkarzy temat mógłby uciąć natychmiast i krótko. Nie zrobił tego, a zamiast tego, jak przyznał w wywiadzie dla Kurowskiego została wyznaczona osoba do zbierania danych niezbędnych dla przekazów finansowych, czyli jasny sygnał że "wirtualne kwoty" są w grze. Przy tym zostały te kwoty wirtualne na kadrze procentowo rozdysponowane i czy ważne jest czy trwało to 5 minut czy 5 godzin. To jest też jasny dowód pomijania struktur PZPN w tym wszystkim. Mhm!
Grzegorz Krychowiak: "O kwotach, tego jak dzieliliśmy tę premię i kto wywołał ten temat po Argentynie, nie będę mówił. Jak wspomniałem, takie mam zasady. To są rzeczy, które wyjaśnialiśmy wewnątrz szatni. Zaznaczę tylko, że my piłkarze nie mieliśmy żadnej awantury między sobą. Jak zawsze, od wielu lat, bardzo szybko doszliśmy do porozumienia. (...)
Obiecano nam ogromną kwotę za awans. Przyjęliśmy to do wiadomości, ale od początku słuchało się tego wszystkiego z dużym niedowierzaniem. Już trochę w tym życiu widzieliśmy. Nie z takich rzeczy powstawały afery. Wstaliśmy od stołu i powiedzieliśmy sobie w wąskim gronie: "Panowie, będzie z tego syf".(...)
To były bardzo duże kwoty. Dla niektórych zawodników ogromna różnica. Duży zastrzyk do domowego budżetu. Działają normalne pobudki. Nie jest łatwo to odrzucić. Myślisz, że wąska grupa piłkarzy, która zarabia najwięcej, miałaby wstać i powiedzieć: "Nam ta premia nie robi różnicy. To my będziemy za nią atakowani więc Wy też nic nie dostaniecie"? Musisz znaleźć złoty środek. Ostatecznie nie jesteśmy panami i władcami tej reprezentacji. Musimy podejmować decyzje kolektywnie, a nie na zasadzie, że to liderów dopadnie krytyka - my tych pieniędzy nie chcemy - to wy też musicie się z tą premią pożegnać. Poza tym reprezentacja to nie tylko piłkarze. Dziesiątki ludzi pracują w cieniu dla dobra reprezentacji. Mi by ta premia życia nie zmieniła, ale nie mieliśmy prawa odmawiać im tych pieniędzy, nawet jeżeli były wirtualne.
Może trzeba było zrezygnować z tej premii indywidualnie?
To tak nie działa. Z boku patrzy się na to łatwiej, ale jeśli ktoś funkcjonuje w grupie to wie, że takie decyzje zawsze rozpatruje się z uwzględnieniem interesów wszystkich. Powiem ci, co by się działo, gdyby wyszło, że na przykład Krychowiak czy Lewandowski zrezygnowali z tych premii, a reszta je przyjęła? Wyszlibyśmy na zdrajców, którzy chcą podreperować sobie wizerunek. Robert jako kapitan i największa gwiazda zawsze jest na pierwszej linii frontu. On mógłby sobie z tej kasy lekką ręką zrezygnować i przy okazji świetnie zbudować się PR-owo. Wyjść dziś do gazet i powiedzieć, że reszta chciała, a on nie. Jeśli funkcjonujesz w grupie, nie możesz myśleć tylko o sobie.
Czytaj dalej pod linkiem: https://www.meczyki.pl/newsy/panowie-bedzie-z-tego-syf-dostaniemy-po-dupie-grzegorz-krychowiak-ujawnia-kulisy-afery-premiowej/202024-n
Tym którzy zrezygnowali z premii i teraz przywołują ten fakt okazali się Michniewicz z Portykusem.
Na koniec kwestia wiarygodności jednego z bohaterów, moim zdaniem tego który do spółki z Mateuszem Morawieckim nakręcił jakże piękną katastrofę wizerunkową kadry.
Czesław Michniewicz w Katarze obruszył się i zarzucił dziennikarzom że zmanipulowali jego wypowiedź o zamianie wody w wino. Stwierdził że można odsłuchać nagraną taśmę z wypowiedzią i zorientować się gdzie leży prawda, jaki był kontekst wypowiedzi. Proponuję spełnić życzenie trenera i przekonać się samemu tym sposobem kto tu manipuluje i mija się z prawdą!?
Nie mam zamiaru więcej w tym szambie się nurzać. W poniedziałek Olkowicz w Sport.pl ma ponoć przedstawić szczegóły podziału "wirtualnych kwot".
Ze wszystkich wypowiedzi „z wewnątrz” dotyczących tej afery, akurat ta Krychowiaka wydaje mi się względnie najrozsądniejsza. Owszem, można się trochę ponabijać z „biednych reprezentantów”. Sam, przyznam szczerze, dość szeroko się uśmiechnąłem. Potem jednak doszedłem do wniosku, że kurczę, może to faktycznie nie jest łatwe? Nie wiem, nigdy nie stałem w takiej sytuacji, rozumiem jednak, że arbitralne decydowanie o cudzym wynagrodzeniu (bez względu na jego źródło) może nie być komfortowe. Choć wciąż, rzecz jasna, nie rozumiem dlaczego „wąskie grono” nie wpadło na jedyne sensowne rozwiązanie sytuacji: przekażmy sprawę PZPN, niech się Czaro z tym buja.
Przede wszystkim interesuje mnie mocna, acz zaskakująco wyważona opinia G.K. na temat tego, co wydarzyło się na mundialowych boiskach, jak również perspektyw na przyszłość. Ja się mogę z jego zdaniem nie do końca zgadzać, niemniej doceniam, że gość się nie boi, nie unika odpowiedzialności za własne słowo i jasno artykułuje swoje poglądy. I to właśnie o tych poglądach powinna, moim zdaniem, toczyć się dyskusja. Szkoda, że zostały one przykryte przez premiowy smród.
@ Iocosus:
Czy ja Ci jakąś krzywdę zrobiłem, że mnie posądzasz o jakiekolwiek powiązania z Rafałem Patyrą? No weź!
Co się tyczy studiów, gwoli pełnej jasności: oglądaj sobie co Ci wola (i ochota), niech się każdy truje tym, co mu pasuje. Ja po prostu mam od ładnych kilku, jeśli nie nastu lat bardzo silne wrażenie, że tych ekspertów zrobiło się zdecydowanie za dużo. Każdy z nich chce jakoś się wyróżnić na tle reszty, uzasadnić pobieranie pieniędzy za swe pitolnictwo, przez co nader często zdarza im się opowiadać jakieś piętrowe farmazony. A przecież to jest piłka nożna. Prosty sport. Dlaczego ci wygrali, a nie tamci? Bo ten w prążkowanej koszulce z nr 7 ułożył paluch w bucie nieco bardziej w lewo, a tamten w kraciastej deko bardziej w prawo. Albo odwrotnie.
Pamiętam taką scenkę sprzed… o, w mordę, to jakoś na początku wieku było. Któreś ZIO? Alpejskie MŚ? Nie pomnę. W każdym razie studio, w nim paru ekspertów i jeden przez drugiego, dawaj, pitu-pitu, chlastu-chlastu, ego mam za jedenastu. Aż wreszcie śp. Bohdan Tomaszewski swym niepodrabialnym głosem mówi „panowie, patrzcie jak ten Raich pięknie jedzie…!” Chcę tego więcej.
Do Twojego logicznego wywodu pozwolę sobie dorzucić trzy grosze. Otóż po pierwsze, ratunki mają to do siebie, że zdarza im się nadchodzić z zupełnie nieoczekiwanej strony. Jakkolwiek by na to nie patrzeć, kres całej tej premiowej chryi położył nie Pinokio, nie SevenEleven, nie RL9, nie Czaro nawet, tylko typ tu i ówdzie znany jako „najwyższy na ziemi”, który po prostu się na Morawieckiego wkurwił. Odsuwając na bok ogólny osąd tej postaci, w tym konkretnym przypadku akurat wcale mu się nie dziwię. Wbrew bowiem temu, co raczy bajdurzyć CTP, większość wcale nie byłaby milcząca w swym ze wszech miar uzasadnionym oburzeniu, gdyby okazało się, że w obecnym klimacie społeczno-ekonomicznym grube miliony złotych popłynęły z budżetu państwa na konta nadzianych kolesi, którzy wsławili się tym, że postali sobie trochę na boisku w towarzystwie Argentyńczyków.
Po drugie, my tu o rozdzielności sportu i polityki dyskutowaliśmy już wielokrotnie. Wciąż pozostaję głęboko przekonany, że takowa rozdzielność jest z gruntu rzeczy niemożliwa. No sorry, nie da się wyrugować polityki z turnieju reprezentacji jednostek terytorialno-politycznych, których granice, prawa do obywatelstwa, etc. ustalone zostały w sposób stuprocentowo polityczny. Ale już obecność polityków w sporcie? O, to insza inszość. Znaczy owszem, jeśli jakiś premier, minister, czy inna posłanka ma ochotę poszurać gałę, poskakać o tyczce, popływać, cokolwiek – śmiało, do dzieła, byleby się szanpaństwo nie pozabijali. Ale wyłącznie jako osoby prywatne. Amatorzy nie mieszający się do wyczynu. W każdym profesjonalnym związku sportowym w Polsce, a w PZPN w szczególności, panować powinna banalnie prosta zasada: widzisz polityka? Spierdalaj! Bez względu na deklarowaną przezeń ideologiczną przynależność, bez względu na twoje osobiste poglądy, dla dobra swojego i dyscypliny bierz nogi za pas. Jeśli cię goni, naściemniaj że zostawiłeś budyń na gazie, masz wenerologa za pięć minut, lać ci się chce, cokolwiek. A jeśli już żadną miarą nie da się wykręcić od bliskiego spotkania, ogranicz je do absolutnego minimum. Pamiętaj, że polityk z definicji nigdy niczego ci nie da. Może najwyżej coś od ciebie kupić. W ogromnej większości przypadków będzie to coś, czego bardzo, ale to bardzo nie chcesz sprzedać.
Po trzecie, od kilku godzin fruwają po mediach wypowiedzi sekretarza PZPN, Łukasza Wachowskiego, z canalowej Debaty+. Potwierdza on, że Związek nic o konszachtach panów M. nie wiedział. Jeśli to prawda – a da się to dość łatwo zweryfikować – w pełni zgadzam się z Dalkubem: Michniewicz powinien polecieć dyscyplinarnie. Nie za rezultaty, nie za estetykę. Za to, że za plecami swoich przełożonych podejmował działania ewidentnie na szkodę Związku.
Gdybym nie przeczytał tekstu Olkowicza jak panowie dzielili premie, to być może jakoś by mi było bliżej do twojego pierwszego akapitu. Po przeczytaniu i o ile to jest prawda (tego nie wiem, ale raczej widać z tego tekstu że to wiedza insiderska, więc pewnie dosyć wiernie przekazana) okazuje się że najbardziej pazerni są ci co mają dziesiątki lub setki milionów na swoich kontach, a myślenie o tych "biedniejszych" mają w dupie, ważne by przytulić po trójaku, reszcie dać po 400 tyś i fajnie. Powiem szczerze że czym bardziej to czytam tym bardziej widzę małość tych ludzi, pazernych, chytrych cwaniaczków, obsranych na meczach. Ja tą starszyznę bym z kadry wygonił na przedzie z panem Lewandowskim.
Na koniec jako totalny krytyk obecnej władzy chciałbym podziękować "wocowi polski", że zabronił dawać kasy i wyszło pięknie kto jakim jest człowiekiem. O pinokio dokładnie to wiadomo było więc kolejne kłamstwo i wist mnie nie dziwią, ale kopacze i otoczka została obnażona i bardzo dobrze.
Jeżeli Kulesza ma choćby odrobinę nabiału to Michniewcz jest już spakowany, a Portykus razem z nim.
Przyznam się,że byłem wielce ciekaw czy któryś z dziennikarzy odważy się ujawnić kulisy tego co powszechnie nazywa się aferą z premiami dla naszej reprezentacji z puli rezerwy celowej Premiera. Dziś rano byłem mocno zajęty i po przyjściu do domu włączyłem komputer i patrzę : jest !. Każdemu polecam artykuł Łukasza Olkowicza pt : " Łączy nas piłki, dzielą pieniądze. Jak kasa od premiera podzieliła kadrę na Mundialu".
Ta wiedza była powszechnie znana , nie tylko w środowisku dziennikarzy sportowych, i wywoływała oburzenie nie tylko wysokością kwoty ,ale sposobem przeprowadzenia operacji. Nie będę omawiał artykułu , tylko uzupełnię o skrótowe przedstawienie sylwetek "bohaterów" oraz wyjaśnię na czym polegała cała operacja oraz o co chodziło z tymi 40 ,a nawet 50 milionami.
Ale najpierw krótki rys historyczny.
Po raz pierwszy premie za osiągnięcia w piłce nożnej przyznano reprezentantom i sztabowi po gigantycznym sukcesie na MŚ w RFN w 1974 roku w postaci zajęcia 3 miejsca po wspaniałej grze.Wszyscy członkowie kadry i sztabu dostali po 3200 USD , co w przeliczeniu po kursie tzw. "czarnorynkowym" stanowiło 320 tys zł ( zarobki piłkarzy I ligi zależnie od klubu to między 10 ,a 15 tys, zł miesięcznie ) oraz każdy dostał samochód Fiat 125P ( cena w salonie 120 tys zł,a na giełdzie ok. 200 tys zł). Na każdej następnej imprezie , a nawet przed nią pieniądze dzieliły drużynę. Np. kilku reprezentantów m.innymi Tomaszewski, Gorgoń, Szymanowski nie chciało jechać na Igrzyska do Montrealu 1976 roku , kiedy nie zagwarantuje im się wysokich premii . Pojechali , bo zagrożono im dyskwalifikacjami ,ale odmówili gry w meczu finałowym - co stało się przyczyną zwolnienia Kazimierza Górskiego z funkcji trenera-selekcjonera pod zarzutem utraty panowania nad zespołem.
Następny incydent miał miejsce w nocy przed decydującym o miejscu na podium meczem z Argentyną na MŚ w 1978 roku. Tak o tym opowiadał "bohater" Jan Tomaszewski w rozmowie z redaktorem Andrzejem Jucewiczem ( skrót relacji na podstawie książki Jucewicza pt' Selekcjonerzy") . Tomaszewski w rzeczonym wywiadzie bez ogródek mówi,że skandalem było to ,że jechali do Argentyny bez jasnego sprecyzowania w jakiej wysokości zostaną im wypłacone premie.Zaproponowano im kwoty za wyniki w poszczególnych meczach , najwięcej za wygraną w I meczu z RFN ,ale propozycję odrzucili. Ponadto nie zgadzali się na procentowy podział kwot , który zdaniem Tomaszewskiego był za niski dla rezerwowych. Tomaszewski dowiedział się,że oprócz pieniędzy od FIFY ( ok.1,5 mln USD) do PZPN wpłynęły dolary od Firmy ADIDAS i powiadomił o tym kapitana zespołu Kazimierza Deynę ,a ten w tej sprawie rozmawiał z ówczesnym prezesem PZPN Sznajderem ,ale uzyskał wymijającą odpowiedz. Tomaszewski uznał,że trzeba "Kierownictwo" postawić pod ścianą przed decydującym spotkaniem z Argentyną i przy udziale 9 zawodników całą noc ( u nas był dzień) naciskali na władze partyjno-państwowe,aby szmal od Adidasa był dla nich do podziału,ale bez efektu. A na boisku efekt był taki,że zmęczony i zdekoncentrowany Tomaszewski puścił dwie szmaty, a Deyna nie strzelił karnego. Po przegranym meczu Gmoch walił głową o ścianę ( dosłownie) zawodząc " Po co ja tego ch... brałem. Po co? ".
Łukasz Olkowicz nie twierdzi,że kłótnie o podział , jak się okazało ,wirtualnych pieniędzy były przyczyną porażki z Francją,ale koncentracji na pewno nie sprzyjały.Jednym z pretekstów , tak jak w 1978 roku, były zasady podziału pieniędzy pomiędzy graczy podstawowych( grających) i rezerwowych. Ponieważ zawodnicy pierwszego wyboru nie chcieli zmniejszyć swego udziału w puli premii , to asystent Michniewicza Kamil Potrykus negocjował z doradcą premiera Mariuszem Chłopikiem,aby najniższa premia wynosił 1 mln zł i wówczas kwota wzrosła by z 30 do 40 mln zł, a gdyby zachowano proporcję czyli podstawowi mieliby krotność najniższej, to trzeba by z kasy państwa wysupłać 50 mln zł.
Sama operacja wydawała się być prosta, bo była dobrze przygotowana i miała szanse ,aby była sprawnie przeprowadzona. Przed jej wdrożeniem przeprowadzono badania z których wynikało,że respondenci uznają za sukces wyjście z grupy i prawie 3/4 uważało ,że reprezentantom należy w takiej sytuacji przyznać premie z budżetu państwa (tylko 9% było przeciw) Do tego badania oglądalności pokazywały ,że mecze naszej reprezentacji ogląda rekordowa liczba widzów ( powyżej 12,5 mln). Po wygraniu przegranego meczu z Argentyną dającego awans padła wyjściowa kwota 30 mln złotych i do opowieści co się dalej działo odsyłam do rzeczonego artykułu.
I wszystko poszło by gładko , gdyby nie te paskudne media , które ten "jubel " wysadziły w powietrze.
I dopiero teraz przyszła pora na przedstawienie "bohaterów" tej "mydlanej opery". Kadrę reprezentował Kamil Potrykus , najbardziej zaufany z zaufanych trenera Czesława Michniewicza . Michniewicz i Potrykus poznali się w 2009 roku kiedy to Michniewicz był trenerem Arki Gdynia, a poznał ich ze sobą działacz Arki ,b. sędzia Andrzej Czyżniewski. Dodajmy ,że Michniewicz mieszka w Gdyni i często spotyka się również z tam mieszkającym Michałem Listkiewiczem ( pozdrawiam) - szarą eminencją PZPN. A Czyżniewski to ten sam sędzia, którego "kontuzja" w meczu Legii z Widzewem w 1997 roku przy stanie 2;0 dla Legi umożliwiła dokończenie pertraktacji - co oznaczało,że Pawelec z Grajewskim zwiększyli kwotę za kupno wyniku ze 100tys, DM do 200 tys. DM . Efektem zapoznania obu panów było zatrudnienie Potrykusa w Arce jako speca od promocji i skauta. Być może ta zażyłość wynika także z faktu ,że Potrykus nie stanowi zagrożenia dla Michniewicza, bo grał w piłkę na poziomie juniora i nie ma żadnych licencji.Od 2015 roku Potrykus jest pierwszym asystentem Michniewicza i w Pogoni, i w Termalice i w U-21 i w Legii i obecnie w reprezentacji.
Ze strony rządowej uzgodnienia prowadził Mariusz Chłopik ,którego jedyną zaletą , oprócz cynizmu i zdemoralizowania , jest fakt,że jest zięciem Konstantego Radziwiłła, prominentnego działacza miłościwie nam panującej partii , od 3 lat Wojewody Mazowieckiego. Tenże Chłopik był wcześniej jednym z "bohaterów' afery mejlowej w Kancelarii premiera , bo był jednym ze współorganizatorów akcji oczerniania przeciwników politycznych oraz różnych grup społecznych z wykorzystaniem do tego celu ludzi sportu. Kiedy jego nazwisko ujrzało w tym kontekście światło medialne został wycofany z Kancelarii na stanowisko dyrektora d/s kontaktów z Ekstraklasą SA w Banku PKO BP. Stamtąd wyciągnął go właściciel Legi Mioduski powierzając mu pod koniec 2021 roku funkcję wiceprezesa Zarządu Legii. Lecz znowu wstrętne media wyraziły swe niezadowolenie z faktu ,że człowiek skompromitowany jest w Zarządzie klubu. Na te doniesienia zareagował prezydent Warszawy Trzaskowski żądając wyjaśnień na co Chłopik złożył rezygnację lutym 2022 roku wracając na z góry upatrzone pozycje w Banku PKO BP. Nie na długo jednak , bo już w lipcu 2022 roku bez rozgłosu został członkiem Zarządu LTC w Książenicach , gdzie odpowiada za rozwój tej spółki oraz za wsparcie medialne klubu i samego lTC, a od października 2022 roku cichcem wrócił na stanowisko doradcy d/wizerunku w Kancelarii premiera.
Ponieważ z natury jestem ciekawski to zastanawiam się czy oni wszyscy są zdolni do poczynienia refleksji kończącej się odpowiedzią na pytanie : co sprawiło,że taki piękny plan ogrzania się w blasku sukcesu reprezentacji spalił na panewce.
I to tyle na dziś.
Rzecz bowiem jest poważna ,a mianowicie tyczy trenera- selekcjonera reprezentacji Polski co może nie jest najważniejszą sprawą w życiu, ale jest przedmiotem zainteresowania milionów Polaków.
Ja osobiście , byłem zdecydowanym przeciwnikiem zatrudniania Michniewicza w tej roli ( odsyłam chociażby do tekstów na tej stronie) i zdania nie tylko nie zmieniłem ,ale utwierdziłem się,że danie mu tej funkcji było poważnym błędem.
Na tę moją opinię składa się ocena sposobu funkcjonowania Michniewicza w Polskiej piłce na przestrzeni tych prawie 20 lat oraz ocena jego pracy z obecną reprezentacją.
Muszę się zastrzec,że nie mogę całej wiedzy jaką posiadam ujawniać, bo nie tylko nie jestem gówniarzem-plotkarzem,ale nawet nie jestem dziennikarzem , tylko zwykłym prawnikiem.Chodzi o to ,że dziennikarza chroni prawo prasowe , tak jak to było przy opisie np. przez Olkowicza afery z 30 i więcej milionami,bo ja gdybym coś takiego napisał mógłbym być pozwany na naruszenie dóbr osobistych ( Kodeks Cywilny) oraz oskarżony o pomówienie ( Kodeks Karny). Nie uśmiecha mi się siedzieć, wolę postać..
PZPN,a i inne związki sportowe obsiedli tzw. działacze, którzy te organizacje traktują jak własny folwark, w którym obowiązują takie zasady jakie im pasują,a nie takie jakie obowiązywać powinny . Ich samopaństwo jest chronione statutami organizacji międzynarodowych nie dopuszczających ingerencji administracji państwowej w działalność Związku. Ma to swoje oczywiście pozytywy,ale to temat na inne opowiadanie.
Chodzi o to ,że decyzje np. prezesa w sprawie wyboru selekcjonera są nieweryfikowalne i niekontrolowalne.I to on niejako jest jak średniowieczy król , który odpowiada przed panem Bogiem i nikim więcej.
Lecz opis tej sytuacji opiera się na pozorach, bo takie decyzje są wynikiem gry sił i walki grup interesów . Pierwszym ,który z tymi układami i układzikami zerwał był Michał Listkiewicz powołując na trenera reprezentacji Leo Beenhakkera, który był spoza.
Natomiast Lato wlazł w te układy z buciorami i w nich ugrzązł.
Boniek wiedział co zastaje i stajnię Augiasza oczyścił.Starym działaczom , jak np.b. prezesowi Listkiewiczowi nikt nie powiedział,że są w siedzibie Związku persona non grata,ale byli tam bardzo niemile widziani. Boniek wybrał , bardzo trafnie, na trenera spoza układu Nawałkę i po MŚ w 2018 chciał z nim przedłużyć umowę,ale Nawałka zażądał podwyżki , która mu się należała, bo zarabiał mniej niż trener klubowy. Boniek , który miał wyczucie mediów bał się ,że media wywąchają i go zaatakują, że jak to trener nie wyszedł z grupy i dostaje podwyżkę. Typowi polskie dziadostwo i obłuda.Obiecał mu znaczną podwyżkę po eliminacjach do Euro ,ale Nawałka się nie zgodził .
I Boniek znowu wybrał trenera spoza układu niejakiego Brzęczka i dobrze, że spoza,ale postawił na niewłaściwego konia , bo Brzęczek okazał się chabetą,a nie rączym rumakiem. Włosi przekonali Bońka ,że na Brzęczku przyszłości zbudować się nie da i został wymieniony znowu na człowieka spoza. Sousa ,bo o nim mowa nadawał na zupełnie odmiennych falach, niż nowy prezes Kulesza i wybrał większe pieniądze , niż spoglądanie za plecy czy ktoś mu przysłowiowego noża nie wbije.
Po wyborach kilku trenerów spoza układów - Kulesza wybrał na trenera faceta tkwiącego po uszy i kieszenie w układach.I nie można być świętszym od papieża i tylko to zarzucać,ale Michniewicz wywodzi się, w moim przekonaniu z chorego układu. Nie chodzi tu wyłącznie o "711" , chociaż też, ale o tło w postaci firma bukmacherskich, w tym jednej , której właścicielem jest osoba skazana na karę pozbawienia wolności za korupcję w piłce nożnej. Nie chcę uchodzić za moralistę, ale czuję smród.
Nie można Michniewiczowi zarzucić ,że nie ma wiedzy , że nie jest fachowcem, bo to byłaby nieprawda. Nie można mu zarzucić,że nie jest pracowity, bo jest ,że nie dokonuje analiz, bo dokonuje. Tylko,że to wszystko służy złej sprawie. Michniewicz całą wiedzę i wszystkie dane wykorzystuje po to ,aby udowodnić, że ,aby osiągnąć dobry wynik to trzeba grać super defensywnie , super bezpiecznie czyli bronić się wszystkimi siłami.
Jest to trener jednostronny i on już się nie zmieni. Więc trzeba wymienić jego.
Tylko musimy zdać sobie sprawę,że o poważnego trenera, z nazwiskiem i dorobkiem obecnie jest o niebo trudniej niż Listkiewiczowi. Przed tymi 16 laty nasz kraj był traktowany jak tabula rasa, a dziś wiadomo w Europie i w świecie jest wiedza,że trafia się nie do w miarę normalnego kraju ,ale do bagna. I nie chodzi tu o sprawy polityczne, ale o panujące zwyczaje , głównie medialne.Poziom frustracji mediów jest ogromny, pułap możliwości realizacyjnych mikry , a aspiracje gigantyczne. Nie ma trenera, który by im sprostał. Nikt nie ma więc ochoty ,aby za włożoną pracę, nie tylko mu nie podziękowano , ale go obrzucano bezkarnie łajnem.
PZPN wydał oświadczenie, dla którego skomentowania wybrałem dwa tłity:
Wąs: - Komunikat PZPN-u to nic innego jak danie sobie czasu. To jest taki sam okres jak po odejściu Sousy. Do PZPN-u spływają CV. Kulesza się zastanawia. Sądzę, że to skończy się tak, że będziemy mieli do wyboru trenerów, którzy mówią po rosyjsku lub po polsku. #StanMundialu
Janczyk: - Z jednej strony komunikat PZPN-u w sprawie Michniewicza nic nie mówi, a z drugiej strony, jeśli znamy trochę kulisy, to w PZPN-ie nie stawiano w ogóle, że Michniewicz pozostanie na stanowisku. Ten komunikat pokazuje, że szanse na to dalej są i wzrosły.
Mhm, jak dla mnie po tym obwieszczeniu piłkarskiej wierchuszki diagnoza sytuacji jest następująca: Michniewicz jest ciężko ranny, ale jeszcze z pozostawioną szansą na przeżycie.
Nie składa mi się żeby Kulesza rozważał inny wariant nowego selekcjonera niż Szewczenko lub rodzimy przedstawiciel PMS-u. "A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy w piłkę od lat grają, iż swoich trenerów doskonałych mają!”. Tak jakoś mi się widzi patriotyczne credo obecnego sternika PZPN. Wzorce z siatkówki moim zdaniem ustępują i przed narodowymi ideami i wobec stanowiska polskich trenerów, którzy woleliby żeby trzecia głowa w państwie, po prezydencie i premierze pochodziła z ich grona, a nie z obcego, czmychającego przy pierwszej lepszej nadarzającej się okazji lub jeszcze z wyższością wypominającego jakieś "drewniane chatki". (pardon, selekcjoner to czwarta, czwarta głowa w naszym państwie, przepraszam za nierozważne bluźnierstwo)
Jak podaje sport.tvp.pl Szewczenko obecnie prawdopodobnie będzie się starać o funkcję prezesa ukraińskiej federacji piłkarskiej. Ponadto, został nominowany do członkostwa w tamtejszym komitecie olimpijskim. Czyli po pierwszym sondowaniu kasa wstępnie proponowana przez Kuleszę się nie zgadza, tak interpretuję takie info. Nie sądzę żeby nasz prezio był tym załamany, moim zdaniem cały czas gra na Polaka.
Skorża odmówił. Zastanawiam się nad pozostałymi? Probierz - idealny, ale do gaszenia pożaru benzyną. Nawałka - nie został rok temu reaktywowany, zdziwiłbym się gdyby obecnie został przywrócony. Rozbieżności sprzed roku moim zdaniem chyba pozostały. Papszun na ostatniej prostej w dokończeniu zawodowej misji życia, choć i definitywnie się nie wyrzekł nowej posady od stycznia: "Przygotowuję zespół do drugiej części rozgrywek Ekstraklasy i naprawdę tylko o tym myślę i na tym się koncentruję. Nie czekam z wypiekami na twarzy na telefon od prezesa Kuleszy, bo dziś pracuję w Rakowie. (...) W ogóle się nie zastanawiałem nad tym tematem. Dlatego nie wiem, czy dziś byłbym gotowy, czy nie, bo w tej chwili mentalnie jestem gdzie indziej. Na zgrupowaniu w Holandii i myślę o środowym sparingu z Anderlechtem Bruksela, a nie o tym, czy jestem gotowy na kadrę." (sport.fakt.pl) Mhm, może jakby był telefon to i pan Marek zacząłby się zastanawiać, nie wykluczył tego, tylko, choć niewątpliwie jest świetnym trenerem klubowym, w Rakowie wszyscy stają przed nim na baczność, to czy podobnie byłoby w repie?
Jacek Magiera - wykształcony praktyk, inteligentny, sumienny, pracowity, komunikatywny, przystępny, po prostu ideał ... tylko że ... no właśnie ... tylko że ... .
Jan Urban ponoć był grany, rozpatrywany i rok temu! Onegdaj bardzo dobry uznany piłkarz, polski brat łata z hiszpańskim trenerskim sznytem. Wszyscy go lubią, szanują, stawia na ofensywę, wprowadza odważnie młodych do prowadzonych przez siebie drużyn, tylko że ... no właśnie ... tylko że ... .
Leśny wymienił Urbana na Berga, a Pan Jan w swojej dalszej trenerskiej drodze jakoś nie udowodnił że to był przeokrutny wielbłąd Leśnodorskiego. We mnie jest jeszcze znak zapytania czy aby kadra ze swoją specyfiką nie była lepszym miejscem do zawodowego spełnienia dla Urbana niż klub. Może mógłbym zaryzykować żeby się przekonać!?
Inni z pms-u??? Szansa na kogoś z zagranicy według mnie jest iluzoryczna.
A jeżeli nie Oni, wymienieni, to Michniewicz?
Jeżeli już to wolałbym i Urbana.
Trochę nie rozumiem dlaczego kandydaci muszą mówić po polsku lub rosyjsku. To wszystko zależy od tego kogo się szuka, po drugie ile się chce wydać. Tej drużynie serio nie jest potrzebny Mourinho czy inny Klopp. Może taki szkoleniowiec co prowadzi Węgrów, bodajże Włoch. Dlaczego nie możemy poszukać trenera w kraju gdzie gra 2/3 naszej kadry? Nie koniecznie z topu, ale uznanego fachowca, za dobry pieniądz? Serio uważasz że się nie da?
Bardzo chciałbym się mylić, osobiście byłbym gotów zaryzykować choćby z kimś takim jak Henning Berg, czyli z żadną trenerską super gwiazdą, zakładam że są trenerzy z lepszym dorobkiem, nazwiskiem dla których polska repra też by była wyzwaniem, tylko że w moim przeczuciu (oby nietrafionym) za tego prezia to się nie ziści.
Kulesza mógł się wściec na Michniewicza że się skumał z Morawieckim za plecami prezia, równie dobrze z powodu zlekceważenia związkowej hierarchii, ale i również z zazdrości że Czesiu zabiegając o względy obecnej ekipy rządzącej zdystansował Cezarego. Po prawdzie obaj mają ten sam polityczny background.
Jedna z pierwszych decyzji "nowego PZPN", info z 25 października zeszłego roku: "Polski Związek Piłki Nożnej powołał nowy skład komisji ds. mediów i marketingu PZPN. Są w niej m.in. Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”, Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport i Michał Lisiecki, prezes PMPG Polskie Media."
Tłit prezia z poczatku roku:
Dziś podczas telekonferencji ogłosiliśmy nowy program wsparcia dla klubów Ekstraklasy i pierwszej ligi. Środki na inwestycje w infrastrukturę — po 150 mln zł rocznie przez 5 lat! To kolejny efekt naszej bliskiej współpracy z premierem Morawieckim i ministrem Bortniczukiem - napisał na swoim Twitterze prezes PZPN Cezary Kulesza.
Minister sportu: "Chcę podziękować panu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu za determinację i wsparcie, dzięki któremu możemy dziś zaprezentować założenia tego absolutnie nowego programu. Słowa uznania kieruję także w stronę prezesa PZPN pana Cezarego Kuleszy oraz wszystkich przedstawicieli klubów piłkarskich za ich profesjonalne podejście i zaangażowanie w inicjatywę. Wierzę, że dobrze zdiagnozowane potrzeby środowiska piłkarskiego oraz sprawnie wypracowane i zaimplementowane rozwiązania wzmocnią kluby piłkarskiej ekstraklasy, a także pierwszej ligi w procesie szkolenia i rozwoju infrastruktury sportowej" – powiedział minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk. (onet.pl)
Współpraca wierchuszki PZPN z wierchuszką polityczną przebiega bez zakłóceń (gdyby nie żurnaliści, żadnego zgrzytu by nie było, nawet po mundialu).
Dlatego sądzę że na stanowisku selekcjonera albo pozostanie Michniewicz albo jego następcą będzie inny Polak. Bardzo bym chciał żeby okazało się to tylko moim przewrażliwieniem i wymysłem pozbawionym racjonalnych podstaw.
Więc niech nikogo nie dziwi,że jak słyszę takiego Michniewicza, który roztacza wizje świetlanej przyszłości związane z jego osobą oraz rozwojem dziś tzw, młodych graczy to ja oświadczam,że jedno jest pewne,że za 4 lata oni będą o 4 lata starsi - z czego tylko kretyn wyciągnie wniosek ,że będą na pewno lepsi.U ludzi starych , nawet tego ,że jutra dożyją -nie można być pewnym.
Pisałem o tym,że jestem przeciwnikiem przedłużenia umowy z Michniewiczem z przyczyn , nazwijmy to, zasadniczych ,ale też z powodu zawalenia szansy na dojście znacznie wyżej na tegorocznym Mundialu.Dla tych, którzy znają się cokolwiek na piłce, nie ulega wątpliwości,że nasza reprezentacja miała ogromny niefart w postaci trafienia na Argentynę i Francję, dwie obecnie najlepsze drużyny świata. To ,że z nimi przegraliśmy wstydu nam nie przynosi. Lecz w sytuacji jak się wytworzyła po porażce Argentyny z AS obowiązkiem trenera było z obecności na Mundialu wycisnąć znacznie więcej. Szansę na przeegzaminowanie Michniewicza miał red. Kurowski ,ale bez znajomości futbolu sam ten sprawdzian oblał.Dał się on bowiem oszukać Michniewiczowi ,że Meksyk to wspaniały zespół, posiadający wielkie gwiazdy ( tu Michniewicz wymienił tylko Lozano) i że inaczej jak na remis z nimi nie mógł grać, bo Argentyna była i tak poza naszym zasięgiem.Otóż obowiązkiem reprezentującego nas dziennikarza było zakwestionować wspaniałość zespołu Meksyku jako bredni, nie tylko dlatego ,że wartość transferowa Meksyku jest mniejsza od naszej drużyny o 80 mln Euro,ale dlatego ,że Meksyk w ciągu ostatnich paru lat niczego nie ugrał,a w grupie CONCACAF uplasował się na 3 miejscu za Kanadą i USA. Chyba nikt nie powie,że Kanada czy USA byłyby traktowane jako faworyci spotkania z nami. Do tego nie szkodziłoby zapytać,a kto z ich kadry, poza Lozano, gra w silnym europejskim klubie ? Także to opowiadanie przez Michniewicza,że zespół musiał grać na remis tak jak wcześniej zaplanował należy włożyć pomiędzy bujdy, bo od końca meczu Argentyny z AS do początku naszego z Meksykiem upłynęło 6 godzin i można było przemodelować założenia taktyczne.
Piszę o tym dlatego,że Michniewicz okazał się trenerem tchórzliwym,ale też przyziemnym , małym , o kapeluszu rozmiar 44,a nam potrzebny taki noszący rozmiar 60 . Michniewicz nie patrzy perspektywicznie , nie ma wizji , nie prze do przodu jak czołg. To również ze względu na jego ograniczenia myślowe i charakterologiczne on się na trenera reprezentacji zwyczajnie nie nadaje.
Nikt nie wie jaka będzie przyszłość, ale trzeba dziś robić wszystko,aby była ona lepsza niż teraźniejszość.
Moim zdaniem znaleźć trenera z tzw. prawdziwego zdarzenia dla naszej reprezentacji będzie zadaniem bardzo trudnym,a to z powodu zatrutej atmosfery. Media się nażarły szaleju i interesuje je tylko jak najmocniej dowalić, jak najbardziej opluć, jak zgnoić, jak utopić w szambie.W tym szaleństwie nie odróżniają dobra od czynienia zła.Owszem akcja skasowania premii z pieniędzy budżetu państwa była trafiona, ale szkalowanie piłkarzy było ciosem poniżej pasa. Media poszczególnych krajów różnie reagowały na porażki swoich drużyn, na ogół ze spokojem, w kilku krajach (np.Anglia, Maroko,Holandia, Chorwacja) obwiniano sędziów, w kilku trenerów z których kilku zrezygnowało i w kilku oberwało się zawodnikom,ale za konkretne błędy w obronie i z drugiej strony za niewykorzystanie czystych sytuacji do strzelenia bramek , zwłaszcza z rzutów karnych. Z tego co mi przekazali moi znajomi czytający prasę zagraniczną , to nigdzie poza Polską nie było takiej nagonki, takiej atmosfery linczu, takiego zacietrzewienia , takiej kampanii nienawiści. W tej atmosferze nie można się spodziewać,żeby trener z dorobkiem , ze znanym i szanowanym nazwiskiem zdecydował się wdepnąć w to szambo,w którym co by nie zrobił to i tak zostanie obrzucony kałem.Media cierpią na ciężką postać schizofrenii paranoidalnej , bowiem całkiem pomylił im się świat realny z nieistniejącym światem ich fantazji będącym efektem roszczeniowej postawy - co wyraża się w haśle : bo nam się wszystko należy .A ja pytam : a niby za co ?, i niby dlaczego?.
Jedną z przyczyn braku adekwatnej oceny gry i wyników opartej o realne możliwości jest powszechne i pogłębiające się nieuctwo. Aczkolwiek w tej dziedzinie muszę pochwalić programy studyjne TVP Sport i Polsat Sport, w których fachowcy rzetelnie omawiają różne aspekty gry poszczególnych reprezentacji. także taktyczne. Tylko ,że niestety ich oglądalność jest mikra i ograniczona w czasie do Mundialu. Poza tym inne media ( prasa, radio, portale) edukacji piłkarskiej nie prowadzą. Można pozazdrościć wielu krajom w którym fachowa prasa o piłce wydawana jest w nakładach powyżej miliona egzemplarzy ,a gazety liczą ponad 100 stron.
Ten brak wiedzy sprawia ,że większości kibiców wydaje się ,że chcieć to móc w czym ich utwierdzają różne półgłupki perorujące o jakiś mentalnościach i temu podobnych antynaukowych bzdurach. Od wielu lat ( co najmniej 10) to co oni traktują jako mentalność nazywa się tramadol. Oczywiście nikt nie podaje tego opioidu w czystej postaci,ale jest on aplikowany jako lek przeciwbólowy. I tak też działa,ale przede wszystkim jest to środek
przyspieszający reakcje na bodźce, zwiększający wydolność oraz wpływający na poziom optymizmu. Oczywiście on nie zastępuje umiejętności technicznych, taktycznych i przygotowania fizycznego,ale z powodzeniem zastępuje trening mentalny. Z tej perspektywy to chyba nasi za mało go sobie aplikowali .
W piłce nożnej zabroniono stosowania narkotyków, alkoholu i chyba pora na zastopowanie opioidów.
Realnie oceniając stan kadrowy naszej reprezentacji to jest on na większości pozycji katastrofalny. Chociaż mnie żal ,te to co w nich tkwi nie zostało w pełni na tym Mundialu wykorzystane.Wiemy ,że ten brak wynika z wieloletnich zaniedbań szkoleniowych, ale to żadne pocieszenie. I ja obecnie w dziedzinie szkolenia młodzieży optymistą nie jestem. Uważam ,że pod względem ilości talentów ( ach te statystyki ) nie odbiegamy od innych nacji , lecz talenty u nas jak się pojawią to są marnowane, a nie rozwijane. Szczęście mają ci, którzy w młodym wieku wyjadą na zachód. Głównym powodem tej zapaści nie jest brak narybku ,ale brak selekcji, To co było robione w dziedzinie szkolenia w Polsce od początku lat 60-tych, to co robi się np. we Francji od 30 lat,w Niemczech od 50 lat to nic innego jak selekcja polegająca na tym , aby nie marnować czasu i środków na tych, którzy dobrymi piłkarzami nie zostaną,a koncentrować się na pracy z autentycznymi talentami.Ta selekcja to nie żadne sufitowe oceny, ale posiadanie przez kandydata na piłkarza umiejętności panowania nad piłką, a jest tego kilkadziesiąt elementów, posiadanie i wykorzystywanie wiedzy taktycznej, także w kilkudziesięciu aspektach oraz wytrzymywanie rosnących obciążeń treningowych i stała poprawa parametrów wytrzymałościowych i szybkościowych.
Zasada jest prosta; im mniejsza grupa, tym dla jakości szkolenia lepiej.
Niestety z Akademii klubowych wychodzą piłkarze niedorobieni, którym za dużo brakuje. Bowiem trzeba sobie powiedzieć,że w wieku powyżej ok. 18 roku życia np. umiejętności technicznych się nie nabędzie , można tylko doskonalić te, które się zdobyło. Podstawowym problemem naszych piłkarzy , poza Zielińskim, stanowi nieumiejętność sprawowania pełnej kontroli nad piłką ( przyjęcie stacyjne, w biegu , z możliwością natychmiastowego odegrania lub ze zwodem, niecelne podania itd) oraz skandalicznie niska wiedza taktyczna ( ustawianie się, asekuracja, współpraca , gra 1x1,1x2,2x1 itd). To jest elementarz niedostępny dla większości naszych piłkarzy. Stad też jak jakiś zawodnik posiadł takie umiejętności chociaż w średnim zakresie to staje się na wiele lat graczem niezastąpionym ,mimo,że już dawno postępów nie czyni, także z tego powodu ,że konkurentów brak.
Na pozycji bramkarza tych problemów nie ma, ale pytanie pozostaje otwarte kto zastąpi Glika, kto Krychowiaka, kto Lewandowskiego i paru trzydziestolatków +. A to są filary drużyny . Można żonglować nazwiskami,ale to niewiadoma melodia przyszłości. A na razie musimy liczyć się z pogorszeniem wyników.
I tu pojawia się kolejne pytanie : czy jesteśmy na to pogorszenie gotowi ?. Czy też nadal będziemy oczekiwać od wyrobników cudów, którzy wyrabiają chleb z mąki i nie posiedli daru czynienia małmazji z niczego ?. .
Po lekturze materiału Olkowicza wiadomy akapit śmiało można uznać za niebyły.
Panowie tak rączo do przodu, a moim zdaniem należałoby jeszcze docenić postawę Cezarego Kuleszy, który idealnie wyczuł klimat i świetnie wpisał się w galerię postaci tej farsy. Postaci, rzec by można, mieniących się wszystkimi barwami tęczy (in your phukin’ face, Chłopik).
Był już na scenie pan premier ze swym przydupasem, którym postał w głowie świetny plan pogrzania się za publiczne miliony w blasku sukcesów reprezentacji. Głowę daję, że we własnym mniemaniu niczym chłopaki nie ryzykowali. No co? Nie będzie awansu, to i premii nie będzie. A jak będzie awans, to i będzie feta. Danka Holecka ogłosi sukces w Wiadomościach, pan premier opowie jak to dzielnie bohaterów finansuje, brawa, confetti i wizyty w zakładach pracy. A tu skucha. Awans jest, fety nie ma i jeszcze na domiar złego Kaczafi się wściekł. Echhh…
Był też pan selekcjoner ze swoim przydupasem. Jego rolą powinno być wymyślenie jak Biało-Czerwoni mają na Mundialu grać. No to sobie wymyślił, że najlepiej będzie jak pograją w karty. A w tzw. międzyczasie Michniewicz z Potrykusem będą sobie kręcić machloje na cztery ręce jak para zawodowych szulerów.
Byli wreszcie piłkarze z „wąskiego grona”. Dobre chłopaki. Takie zatroskane o swych mniej majętnych kolegów, chcące krzewić dobroczynność i w ogóle. A gdy koza szła do woza, okazało się, że najbardziej – wot, siurpryza… – i tak interesuje ich własny zadek. Niejako przy okazji wyszło na jaw ile kosztuje przychylność dla selekcjonera, powstrzymanie się od sekund wymownego milczenia, etc. Trzy banieczki. Kurczę, gdyby Jerzy Brzęczek miał lepsze dojścia do Pinokia, cholera wie, może do dziś byłby selekcjonerem…?
Wreszcie na scenie pojawił się… No właśnie nie, pan prezes wcale na scenę nie wyszedł. To by było jakieś takie za proste, zbyt logiczne, nijak nie pasujące do całej opowieści. Kapitalne wyczucie sytuacyjne Cezarego Kuleszy polega na tym, że pan prezes schował się za kotarą i tam realizuje jedną z podstawowych postaw polskiego episkopatu: przeczekamy i prosimy o przeczekanie.
Ja rozumiem: co nagle, to po diable, pośpiech jest oznaką niższości, itepę, itedę, wszystko fajnie. Niemniej, od zakończenia udziału reprezentacji Polski w MŚ’22 minęły już prawie dwa tygodnie. To chyba wystarczający okres, aby pan prezes zdołał wyrobić sobie i wyartykułować publicznie jakąś opinię nt. występu Biało-Czerwonych. Podobało mu się? Bardzo? Taxe? Ni chuja? Nie wiemy. I chyba zbyt prędko się nie dowiemy, gdyż teraz pan prezes leci na finał. Potem wróci do domu, otrząśnie się z szoku termicznego, to akurates będą Święta, po Świętach wiadomo, karpik i makowczyk muszą się w brzusiu uleżeć, no to może, moooże gdzieś koło Sylwestra raczy pan prezes coś tam z siebie wykrztusić. Albo i nie raczy.
Co do narodowości i w ogóle tożsamości selekcjonera:
1) mowa o sporcie międzynarodowym, ergo selekcjonerem reprezentacji Polski powinien być Polak. Tak, wiem że można inaczej, wciąż jednak uważam inne rozwiązania za przekręt w majestacie przepisów;
2) nie sądzę, aby praca z reprezentacją Polski mogła skusić jakiegoś naprawdę poważnego fachowca;
3) nawet gdyby, to takiego speca trzeba by bardzo sowicie opłacić. Po co? Czy istnieje na świecie szkoleniowiec, który na tyle radykalnie podniósłby jakość naszej kadry, by uzasadniało to płacenie mu babilońskich poborów? Jakoś mi się nie wydaje. A skoro tak, nie lepiej te pieniądze przeznaczyć np. na szkolenie?
Tak w ogóle, no właśnie: po co? Po co nam selekcjoner? Może zamiast bawić się w tę samą, głupkowatą giełdę ściągniętych z choinki nazwisk, zastanówmy się czego my od tego selekcjonera chcemy. Jakie stawiamy mu zadania. Jakich oczekujemy efektów.
Jeżeli chodzi o standardową wynikozę, to po cholerę wywalać Michniewicza? Swoje przecież zrobił. Kulesza go to tej pory dyscyplinarnie nie wypieprzył, ergo najprawdopodobniej już tego nie zrobi. Albo zatem jednak o sprawie wiedział, albo nie wiedział, ale ma to w dupie (wariant: boi się politycznych konsekwencji). Styl? O stylu przed Mundialem mowy nie było. Zresztą, co za problem powiedzieć chłopu: „zostajesz, Czesiu, ale od tej pory macie grać nieco ładniej”?
A gdyby jednak szło nam o coś więcej, to może najpierw ustalmy o co, a dopiero potem dobierajmy kandydatów do konkretnej wizji. Tylko właśnie, tu by się jednak przydała aktywność pana prezesa. Jakaś. Jakakolwiek.
Trener Michniewicz , podobnie jak nasza reprezentacja nie były żadnym problemem dla mediów ,ale wyłącznie obiektem ich zainteresowania. W trakcie Mundialu i po powrocie reprezentacji do kraju media ( prasa, telewizja, portale internetowe, FC) zapełnione były prawie w całości wypowiedziami różnych osób domagających się zwolnienia Michniewicza , na ogół na podstawie kiepskiego wrażenia artystycznego, bez próby zagłębienia się w meritum . Teraz po zwolnieniu trenera media zmieniły wskazania busoli i cytują obficie tych , którzy kontestują decyzję prezesa Kuleszy . Trudno mieć o taką obrotowość pretensje , bo dla nich nie liczy się merytoryczność, fachowość , znajomość rzeczy ,ale wyłącznie czytalność, oglądalność i kilkalność. I w tej dyspucie nie chodzi o media ,ale o to ,że nie można ich traktować poważnie ,że nie można się na ich opinie powoływać , bo one są krańcowo odmienne zależnie od okoliczności.
Jako się rzekło ja zwolnienie Michniewicza przyjąłem nie z zadowoleniem, ale z ulgą, bo kojarzył mi się on z dokuczliwym fetorem, do tego stopnia ,że reagowałem na niego alergicznie. W rozmowach z Zarządem PZPN Michniewicz roztaczał wizje świetlanej przyszłości ,ale też powoływał się na znakomite , jego zdaniem , relacje z zawodnikami i ich pełne poparcie. Ja , już weteran , treningu interpersonalnego , którego program opracował prof. Jerzy Mellibruda na podstawie wzorców amerykańskich( o czym swego czasu dość szczegółowo pisałem) mogę tylko powiedzieć,że Michniewicz przypomina w tym samozadowoleniu tych uczestników treningu ,którzy dowiadywali się ,że są nieakceptowani i na przełożonych się nie nadają. Kurs trwał 3 tygodnie, w każdej grupie było 15 osób i po zajęciach każdego dnia uczestnicy ustalali hierarchię akceptacji wzajemnej ,a po tygodniu wskazywali kto mówiąc kolokwialnie się nie nadaje i pięciu, którzy uzyskali najmniej punktów pakowało walizki ,a po następnym też piątka, tak,że zostawało 5 "najlepszych " , którzy szlifowali interakcje. Wszyscy "niechciani" jak Michniewicz byli zaskoczeni . Michniewicz miał relacje takie same jak w Legii ( co też opisałem) ,a mianowicie trzymał się tylko blisko z Potrykusem, a reszta była od niego z daleka . Doskonale to było widać na obrazach z Kataru . Nie jestem psychologiem i nie potrafię określić czy to była niechęć, czy brak zaufania czy wrogość. W każdym razie żadna pozytywna. Przykładem na ten brak zwykłej bliskości i lojalności wskazuje także Olkowicz kiedy to zgodnie z prawdą pisze,że sztab ( Michniewicz ) chciał 10 mln zł,a Rada Kadrowiczów ( Lewandowski, Glik, Szczęsny, Zieliński, Krychowiak) ten wniosek odrzuciła. Powiedzmy sobie otwarcie,że przy tak niezdrowych stosunkach żadne wspólne sukcesy są niemożliwe do osiągnięcia .
Mało tego ja podejrzewam Michniewicza o małpią złośliwość taką samą jak na ME w 2019 roku , kiedy to po dwóch wygranych z Belgią i Włochami był mocno krytykowany za ultradefensywne nastawienie i postanowił pokazać z Hiszpanią jaki będzie wynik jak drużyna zagra otwartą piłkę ( było 0:5). Wówczas wiedział,że z Hiszpanami jak byśmy nie grali musimy przegrać , tak i w Katarze powtórzył ten sam numer na zasadzie ; "chceta to mata" w spotkaniu z Francją.Mecz nie zakończył się katastrofalnym wynikiem, bo mieliśmy kilku opornych graczy z Zielińskim i Szczęsnym na czele ,którzy do całkowitego blamażu nie dopuścili.
Wybór Michniewicza powinien stanowić nauczkę,żeby nie wierzyć w przemianę faceta , który gdzie nie pracował zostawiał za sobą spaloną ziemię, nie z tego powodu ,że nie jest wybitnym fachowcem , bo nim jest ,ale z powodu wyjątkowo podłego charakteru.
W moim przekonaniu trenerem reprezentacji powinien być starannie dobrany trener zagraniczny,a to z kilku zasadniczych powodów.
Pierwszy, na zasadzie przeciwieństwa, wyłuszczył trener Piechniczek grzmiąc,że taki Lewandowski jest tylko piłkarzem i nie ma prawa się odzywać, bo trener jest Bogiem.Otóż jest wielu trenerów ,a i pismaków jak Borek , którzy te komuchowate plwociny traktują jak Dekalog. Nie pomyślą,że gdyby to było panaceum na sukces, to PRL by kwitł,a takie traktowanie ludzi było jego nieszczęściem , które sprawiło,że go szlag trafił.Dziś nie ma klasowego trenera, który by takimi czy innymi metodami nie zaprzągł zawodników do współpracy. Współczesny futbol wymaga od zawodnika myślenia , szukania rozwiązań i podejmowania decyzji, a tego bez współuczestnictwa w procesie tworzenia strategii na podstawie danych analitycznych się nie osiągnie.Czasy biernego wykonywania wyznaczonych zadań dawno trafiły do lamusa.
Zawodnicy kadry grający w klubach zachodniej Europy są do takiego partnerskiego traktowania przyzwyczajeni przez swoich mniej, lub bardziej wybitnych trenerów i takiego samego twórczego podejścia oczekują od trenera kadry.U nas takich trenerów nie ma ,a jak są to nie mogą być partnerami w rozmowie o wielkim futbolu dla takich graczy jak Lewandowski , Zieliński, Glik ,Szczęsny i kilku innych.
Nauki pedagogiki i psychologii jasno wskazują,że aby uczeń się uczył i nauczył to musi akceptować swego nauczyciela. Ten nauczyciel musi dysponować wiedzą, musi umieć uczyć,ale przede wszystkim musi mieć autorytet.Pisałem swego czasu czym jest autorytet , jakie są jego źródła , na czym polega i w czym się przejawia. W piłce nożnej jednym z głównych źródeł autorytetu są osiągnięcia sportowe, przede wszystkim trenerskie.Bo to niejako na wejściu daje gwarancję,że facet wie jak to się robi i co szalenie ważne ,że szanuje wielkich piłkarzy. Rzadko się o tym mówi ,ale wielcy piłkarze mają swój etos oparty na szalonej popularności i uznaniu wielkich rzesz kibiców.Im nie trzeba żadnej dodatkowej motywacji, bo oni chcą swej popularności , swemu uznaniu , docenianiu - sprostać, nie zawieść. Każdy największy trener mający takich zawodników jak Lewandowski czy Zieliński to by na ich światowej klasie opierał grę reprezentacji,a nie na swoich niewydarzonych pomysłach.
Nowy Rok sprzyja nowym nadziejom. Życzę sobie i reprezentacji ,abyśmy mieli w 2023 roku powody do radości.
Profeta ze mnie doskonały, przed mundialem byłem przekonany, że o ile kadra wyjdzie z grupy, to nie ma takiej siły, która by zmiotła Michniewicza ze stanowiska selekcjonera! No i proszę, Czesio do spółki z premierem RP dokonał niemożliwego! Strzał w stopę na miarę wystrzału w podłogę i sufit z podarowanej bazuki w gabinecie tego, który za bezpieczeństwo obywateli RP ma odpowiadać.
Ciekawe jak teraz będzie z moim drugim proroctwem, czyli z tym, że za kadencji Kuleszy tylko Polak może prowadzić kadrę!? Pożyjemy zobaczymy, mamy zeszłoroczną powtórkę z rozrywki.
W didaskaliach Czesioexitu trzeba chyba jeszcze pogratulować Krzysztofowi Stanowskiemu że okazał się lojalnym, wiernym przyjacielem, tym bardziej godne pochwały że odbyło się to z zawodowym pozyskaniem i z utrwaleniem miana hipokryty i cynicznego obłudnika. Coś za coś, według mnie świadomie wybrał to pierwsze i to doceniam, tylko niech już nie robi fikołków, żeby temu drugiemu się przeciwstawić. Czesio poległ bo uważał że każdą ciemnotę może każdemu wcisnąć, taki jest doskonały, oby Krzyś okazał się nieco roztropniejszy.
Dalkubie gdyby twarz kadry miała mieć cały czas oblicze Czesia do spółki z jego rzecznikiem prasowym ksywka Krycha sławetnym na wieki słowami: "Szkoda, że tej premii nie ma, bo kilka milionów poszłoby na szczytny cel. A tak nie pójdzie nic." to zapewne podążyłbym twoim śladem. Rozgoryczenie by było zbyt duże, zawód zbyt wielki, z emocjami się nie dyskutuje, dlatego twoje zdanie szanuję, ale ponieważ główny animator całego zamieszania poszedł w odstawkę, to nad etyką i moralnością reszty piłkarzy już osobiście nie będę się rozwodził. Bez złudzeń ale jeszcze musiałbym porównywać z moralnością i etyką piłkarzy z lat minionych i nie wiem jak by to wypadło, to znaczy wiem, gdybym miał być pryncypialnym i bezkompromisowym to z bagienkiem naszej skopanej musiałbym się pożegnać u zarania mojego świadomego kibicowania, jeszcze w latach 80'.
Nic mnie tak nie wkurza jak polityka, a najbardziej mnie dołują babole, kretyńskie wypowiedzi, decyzje, postawy tych z którymi poglądami się utożsamiam, niekiedy ręce opadają, chce się wyć do księżyca, ale to nie znaczy że zrezygnuję z własnego prawa głosu. Zatem skoro Michniewicz spadł ze stołka i jest nadzieja że z Pinokiem w przyszłym roku stanie się podobnie, to w tym naszym polskim grajdołku już mi to musi wystarczyć, skoro nie emigruję to nie mogę się obrażać na naszą polską rzeczywistość. Trzeba próbować małymi kroczkami, słowami, głosami ją zmieniać.
Dla Wszystkich Pogodnych, Zdrowych Świąt!