- Kategoria: Kalejdoskop futbolowy
- iocosus
Tragedii akt trzeci?
Dramat naszych grupowych eliminacji do Euro 2024 dobiega końca, po listopadowych meczach przekonamy się czy Michał Probierz to szczęściarz w czepku urodzony, czy też bohater tragiczny w własnym przekonaniu z całym światem walczący, któremu już tylko suplement eliminacji w postaci baraży pozostanie, żeby dzieło reprezentacyjne zwieńczyć happy endem.
Eliminacje Euro 2024. Terminarz listopadowych meczów:
17 listopada 2023
Polska - Czechy
Mołdawia - Albania
20 listopada 2023
Albania – Wyspy Owcze
Czechy – Mołdawia
Tabela grupy E (mecze, wygrane, remisy, porażki, bramki i punkty):
1. Albania 6, 4, 1, 1, 11-3, 13
2. Czechy 6, 3, 2, 1, 8-5, 11
3. Polska 7, 3, 1, 3, 9-9, 10
4. Mołdawia 6, 2, 3, 1, 6-6, 9
5. Wyspy Owcze 7, 0, 1, 6, 2-13, 1
Aby Polacy bezpośrednio awansowali na Euro, muszą pokonać Czechów w Warszawie. Promocję na Euro dają wtedy dwa scenariusze:
– Mołdawia przegrywa z Albanią i wygrywa z Czechami,
– Mołdawia nie wygrywa z Albanią i remisuje z Czechami.
Czyli szanse są, ale już tylko raczej matematyczne, po prawdzie iluzoryczne.
Bardziej realne niż bezpośredni awans są baraże i do nich należy się przygotowywać. 21 listopada (wtorek) o godzinie 20:45 na Narodowym zostanie rozegrany sparing z Łotwą, który będzie ostatnim przeglądem wojsk przed wiosennymi ostatecznymi już rozstrzygnięciami.
Ostateczna kadra Polski wyselekcjonowana przez Michała Probierza na listopadowe mecze:
Bramkarze: Bułka, Skorupski, Szczęsny,
Obrońcy: Bednarek, Bochniewicz, Kędziora, Kiwior, Peda, Wdowik, Wieteska.
Pomocnicy: Puchacz, Frankowski, Grosicki, Piotrowski, Slisz, D.Szymański, S.Szymański, Wszołek, Zalewski, Zieliński, Struski, Łęgowski
Napastnicy: Adam Buksa, Lewandowski, Świderski.
Puchacz, Struski, Łęgowski zostali powołani w miejsce pierwotnie nominowanych Dziczka, Casha i Benedyczaka.
Michał Probierz podziękował za współpracę Remigiuszowi Rzepce i Andrzejowi Kasprzakowi, którzy byli trenerami od przygotowania fizycznego w reprezentacji. W miejsce zwolnionych współpracowników selekcjoner zdecydował się dołączyć do sztabu kadry Mateusza Oszusta i Radosława Gwiazdę.
Niestety na konferencjach przedmeczowych wrócił stary, dobrze znany, walczący ze światem, który sprzysiągł się przeciwko niemu, Michał Probierz:
"Selekcjoner był bardziej nerwowy, uszczypliwy, chaotyczny w wypowiedziach, rzadziej się uśmiechał, mniej żartował. Siedział w pozycji zamkniętej, bronił swojego zdania i swoich działań nawet wtedy, gdy nikt tego nie podważał. Pokazał, że czyta na swój temat absolutnie wszystko, mówił o tym wprost i dawał znać między wierszami.
Wyraźnie bolą go opinie niektórych dziennikarzy, ekspertów, kibiców. Tłumaczył się ze swoich wyborów personalnych, ale bardziej w sposób pretensjonalny niż merytoryczny. (...) Probierz praktycznie każde pytanie odbierał jako atak, w każdym szukał drugiego dna, choć tak naprawdę nie stanął w ogniu ostrych pytań." źródło - Choroba selekcjonera. Michał Probierz ma pierwsze objawy - Przegląd Sportowy (onet.pl)
Czyżby życiową rolę zaczął realizować jako bohater dramatyczny "greckiej tragedii" to znaczy tym razem tragedii polskiej reprezentacyjnej!?
Oczywiście, oczywiście my taką Mołdawię powinnismy gonić i bez trenera na ławce więc wina za wyniki to również zasługa naszych grajków. Teraz niech Probierz buduje nową drużynę nic innego nie można od niego wymagać . Czy mu się powiedzie ? Ja już pisałem , wątpię .
Jakoś, kurna, nie mogę odgrzebać komentarza, do którego się odnosisz. Niemniej jednak, jak najbardziej się ze sobą zgadzam No bo tak: UEFA zrzesza 55 federacji. Reprezentacje 24 z nich zagrają na przyszłorocznych ME. Niemcy mają awans z urzędu, Rosja ma bana, co zostawia 23 miejsca dla 53 ekip. Odejmij „sympatycznych piłkarzy” (Andora, Gibraltar, Liechtenstein, Malta, San Marino, Wyspy Owcze, etc.) oraz kilka ekip tylko ociupinkę lepszych, których awans byłby gigantyczną sensacją (Estonia, Litwa, itp.) i bankowo wyjdzie Ci liczba mniejsza, niż 46, czyli dwukrotność 23ki. Ergo, z jakkolwiek realnych kandydatów do awansu, więcej reprezentacji na Euro pojedzie, niż nie.
Owszem, nawet w takim systemie kwalifikacji można mieć pecha (vide Ukraina). Tylko że my pecha nie mieliśmy, o nie. Absolutnie, wręcz odwrotnie. Do bezpośredniego awansu wystarczyło nam wyprzedzenie dwójki spośród tercetu Albania-Czechy-Mołdawia. Bodaj Dalkub określił te ekipy mało zaszczytnym mianem „łachów”. Brutalnie, ale – nic nikomu nie ujmując – celnie. Dziś na 99,9% wiadomo, że sobie z tymi łachami nie poradziliśmy i z bezpośredniego awansu nici. Jakkolwiek nam w (niemalże pewnych) barażach nie pójdzie, nie da się uciec od tego, że taki rozwój wypadków to jest potężna obsuwa.
Nie zgadzam się natomiast, że jedynym winnym jest Kulesza. Owszem, facet ma sporo za uszami, ale akurat zatrudnienia Santosa aż tak bardzo bym się nie czepiał. Nie sądzę, aby ktokolwiek w momencie jego nominacji przypuszczał, iż typ nas tak koncertowo oleje. Poza tym – no właśnie – to nie trener biega po boisku i nie trener piłkę kopie. Owszem, to jest sport, przegrać można zawsze i z każdym, shit happens. Wciąż jednak przeraża mnie to, że na siedem spotkań o stawkę rozegranych jak dotąd w roku 2023, ani jedno nie było w wykonaniu naszej kadry choćby przyzwoite. To jest jakaś kompletna degrengolada i tu, moim zdaniem, absolutnie trzeba spojrzeć krytycznym okiem na piłkarzy.
Przy czym, tak generalnie, to ja nie jestem zwolennikiem szukania winnych. Zdecydowanie wolałbym, abyśmy poszukali przyczyn obecnego stanu rzeczy i pomysłów na jego poprawę. Niestety, wydaje mi się, iż ogół naszego piłkarskiego (pół)światka, w przeciwieństwie do Ciebie, uważa że od Probierza jak najbardziej można i należy wymagać czegoś więcej, niźli budowania nowej drużyny. Mianowicie awansu na ME za wszelką cenę. A gdy tegoż awansu nie będzie, należy go zwolnić i dalej jechać tym samym torem.
Bramki: Matysik 59, Włodarczyk 82 - Binyamin 90+1
Żółte kartki: Matysik, Kozłowski, Szymczak - Ferede, Nachmani, Chain Ganah, Eliasi, Abed
Polska: Kacper Tobiasz - Miłosz Matysik, Ariel Mosór, Łukasz Bejger - Dominik Marczuk (69. Arkadiusz Pyrka), Jakub Kałuziński, Michał Rakoczy (76. Tomasz Pieńko), Kacper Kozłowski (84. Antoni Kozubal), Jakub Kamiński - Filip Marchwiński (68. Kajetan Szmyt), Filip Szymczak (76. Szymon Włodarczyk)
Izrael: Niv Eliasi - Tal Archel, Denis Kulikov, Li On Mizrahi (75. Shalev Harush), Jonathan Mulder – Ethane Azoulay, Stav Nachmani, Ayano Ferede (79. Ran Binyamin) - Suf Podgoreanu (75. Or Roizman), Adi Yona (75. Guy Dezent), Amir Chain Ganah (63. Tai Abed)
Pierwsza połowa to bezproduktywne bicie głową w mur, zęby bolały, czterdzieści pięć minut do zapomnienia. Jedyna akcja godna uwagi to laga od Tobiasza, złe zagranie izraelskiego obrońcy do własnego bramkarza z próbą przejęcia piłki przez Marczuka skutkiem sprokurowany karny przez bramkarza i źle wykonany przez Rakoczego. Koniec wrażeń!
W drugiej grząska murawa i brak ogrania meczowego reprezentantów Izraela spowodowały ich widoczne braki fizyczne co w połączeniu z bardziej zdecydowaną i aktywną grą Białoczerwonych przyniosło pozytywne efekty.
Czy ktoś się wyróżnił na tyle żeby wpaśc w oko Probierzowi? Subiektywnie po tym meczu w seniorskiej kadrze zamieniłbym tylko Pedę na Mosóra - Wichniarkowi odpadłby "trzecioligowy" argument, a Ariel dziś faktycznie bardzo dobrze się prezentował. Niestety dla Jakuba Kamińskiego lepiej od niego zaprezentował się zmieniający go Kajetan Szmyt co niezbyt korzystnie wróży piłkarzowi Wolfsburga.
Niewątpliwie jokerem u-21 jest Pieńko, dzięki niemu padła druga bramka Włodarczyk dostał piłkę na tacy, niestety Marchwiński, Rakoczy, Kozłowski nie zgłosili aspiracji do kadry Probierza.
1. Szczęsny, 5. Bednarek, 2. Bochniewicz, 14. Kiwior, 19. Frankowski, 23. Slisz, 6. Piotrowski, 17. D. Szymański, 21. Zalewski, 7. Świderski, 9. Lewandowski.
Wygrajmy, bo tego składu kompletnie nie rozumiem. Oby Probierz okazał się magiem i zaczarował i swoich piłkarzy i Czechów.
Piotrowski (38. min.) – Soucek (49. min.)
Żółte kartki: Bochniewicz – Brabec
Polska: Szczęsny – Bednarek, Bochniewicz (58' Peda; 85' S. Szymański), Kiwior – Frankowski, Piotrowski, Slisz, D. Szymański (73' Grosicki), Zalewski – Świderski (46' Buksa), Lewandowski
Czechy: Stanek – Zima, Brabec, Holes – Coufal, Sadilek (90' Kral), Soucek, Provod (75' Lingr), Doudera – Chytil (46' Cvancara), Kuchta (46' Hlozek)
Gdybyśmy dowieźli 1:0 to Michała Probierza okrzyczałbym magiem. Zaryglował środek pola, przewidział dobrą formę Zalewskiego i to wystarczyło żeby dzięki pomysłowi trenera ten mecz wygrac, ale tak się nie stało. A Michał Probierz nie jest magiem ale ... trenerem z którym ani baraży nie wygramy, ani nowej drużyny w przyszłości nie stworzy!
Michał Probierz nie jest magiem ale ... trenerem z którym ani baraży nie wygramy, ani nowej drużyny w przyszłości nie stworzy
Whoa…! Ja rozumiem emocje, ale to dopiero trzeci mecz. Może jednak dajmy chłopu trochę popracować?
Przecież ten komentarz wyglądał identycznie jak twój dzisiejszy
Te same wyliczenia itp itd
No widzisz, mówiłem że się sam ze sobą zgadzam
W piłce nożnej ta tromtadracja jest swego rodzaju aberracją , bowiem to żądanie sukcesu reprezentacji jest pozbawione racjonalnych podstaw.
Jako najstarszy w tym gronie pamiętam mecz reprezentacji transmitowany w TV w 1960 roku ( pierwszego tego z Węgrami w maju 1957 roku nie obejrzałem, bo w Błoniu tam gdzie mieszkałem nie było jeszcze zasięgu). Było to spotkanie grane na Igrzyskach w Rzymie w ćwierćfinale z Danią. Mieliśmy wówczas bardzo mocny zespół , znakomitego trenera Ryszarda Koncewicza i byliśmy faworytami i odpadliśmy przegrywając 1;2.Głosy prasy były bardzo podobne do tych dzisiejszych,lecz w 1960 roku ta krytyka była uzasadniona , bo reprezentacja była bardzo silna i można było zasadnie domagać się od niej sukcesów.Dziś krytyka jest jeszcze silniejsza ,ale nie ma żadnego , poza zadufaniem , uzasadnienia , bo drużynę mamy bardzo słabą ,złożoną w większości z wyrobników, a nie klasowych zawodników.
Nie bardzo rozumiem tych krytyków odwołujących się do sukcesów lat 1972-1982, bowiem większość z nich tamte osiągi zna z opowieści . W latach 1983-2023 doznajemy , poza MŚ w 1986 ( wyjście z grupy i EURO 2016 dojście do ćwierćfinału ) większych i pomniejszych klęsk.Jacyś mędrkowie zza biurek uznali,że w tych eliminacjach mamy bardzo lichych rywali i ich ogranie to nasz obowiązek.Więc teraz leją krokodyle łzy ,że tego obowiązku nie dopełniono. Nic nie rozumieją z rozwoju futbolu w innych krajach . U nas po 1989 roku nastąpiła zapaść organizacyjna, finansowa i strukturalna i do tej pory z niej nie wyszliśmy, a relatywnie się cofamy. Nasi zawodnicy , poza nielicznymi ( Lewandowski, Zieliński, Szczęsny) grają , lub nawet nie ,w marnych klubach zachodnich ,a gracze krajowi rzadko są do reprezentacji powoływani.
Właściwie to realnie oceniając obecną siłę gry naszej drużyny, to możemy mieć pretensje tylko o porażkę i remis z Mołdawią, co dałoby nam nadzieje na bezpośredni awans ,ale go nie zapewniło.
Tym samym można mieć zastrzeżenia do całokształtu eliminacji ,ale nie do wczorajszego spotkania , bo nasza reprezentacja po raz pierwszy od dłuższego czasu zagrała na miarę swoich aktualnych możliwości.
Przed wszystkim zespół opuścił marazm ,taka beznadzieja, takie poczucie niemożności i postojowość.
Niechętnie ,ale muszę pochwalić trenera Probierza za racjonalne podejście taktyczne, organizacyjne i personalne do wczorajszego spotkania z Czechami.Probierza często krytykuje się za to,że żyje w świecie swoich urojeń ,że jest odporny na krytyki , podpowiedzi i sugestie. Jet on rzeczywiście samotnikiem przekonanym do swoich racji i zbyt często ma pretensje do rzeczywistości ,że się im nie poddaje. Tylko ,że durnie wykazujący brak elementarnej wiedzy o futbolu na poziomie trenera, nie mogą być dla niego równoprawnymi partnerami w dyskusji.On ich lekceważy z czym oni nie mogą się pogodzić.
Trener Probierz do wczorajszego spotkania podszedł racjonalnie , ze świadomością ,że drużyna Czeska prowadzona przez tego samego trenera od 5 lat jest lepiej zestawiona, bardziej zgrana i efektywniej zorganizowana od naszej. W naszej reprezentacji zachodzą nieuniknione zmiany personalne i trener jest na etapie poszukiwań tych, którzy potrafią najlepiej zaprezentować się na boisku w grze przeciwko silnym rywalom. Jednocześnie Probierz prezentuje to co musi się podobać,a mianowicie nie przywiązuje się do nazwisk, do swoich odkryć, nie dzieli zawodników na swoich i obcych. Wczoraj np. wprowadził na bosko "swoje odkrycie" Pedę,ale ten sobie przeciwko Czechom nie poradził i zdjął go po 27 minutach gry.Nie mając atutów taktycznych , organizacyjnych oraz personalnych Probierz postanowił nie walczyć na tym polu , lecz postanowił przenieść ciężar walki na pole tego kto silniejszy, kto bardziej waleczny i o mały włos ten plan przyniósłby wygraną.Moim zdaniem remis, który jest porażką, to nie wynik przypadku, błędu ,ale dziur w tym, co nazywamy jakością kilku zawodników .
W ten plan "walki na noże" ,a nie na dworskie ukłony , wpisało się odstawienie od zespołu Piotra Zielińskiego . Ja nie mam wątpliwości,że Probierz uzgodnił to odstawienie z Piotrem ,który jest bardzo porządnym człowiekiem,a którego Probierz przekonał,że takie posunięcie jest konieczne. Bo Probierz to nie tylko pomysłowy "Dobromir' ,ale i przekonywujący gość.Chodziło o to ,aby na trenera nie spadła krytyka, aby uniknąć fali hejtu. Mnie w tym kontekście rozbawiły te" fachury - bębny i dziury" , które w TVP Sport przez 45 minut sprowadzały reprezentację do Piotrka Zielińskiego .Ich miny jak dowiedzieli się,że Zieliński nie zagra były bezcenne. W tym reklamowano wywiad jakiego udzielił Jackowi Kurowskiemu. Wywiad obejrzałem i Piotrka wysłuchałem i zdania o nim nie zmieniłem jako o bardzo przyzwoitym, porządnym i wartościowym człowieku i bardzo dobrym piłkarzu. Lecz jednocześnie Piotrek pokazał się jako ten,który na lidera się nie nadaje,jako ten, który walczakiem ,agresorem nie był i nie będzie. Ja nie wiem, czy w ogóle Zieliński pasuje do wizji Probierza jak ma grać nasza reprezentacja.Na razie bowiem Probierz wybiera i wystawia zawodników mniej zaawansowanych technicznie , za to dysponujących silnymi cechami wolicjonalnymi i motorycznymi. W moim przekonaniu to niedopasowanie Zielińskiego nie jest wymysłem Probierza,ale było aż nadto widoczne i u poprzednich trenerów, bowiem Piotr ,aby dobrze grać to musi mieć z kim grać. A umiejętności techniczne naszych repów w większości są na bardzo mizernym poziomie.
We wczorajszym spotkaniu w naszej reprezentacji wręcz raził brak płynności w grze. Nie chodzi tu o organizację gry , którą Czesi nas przewyższali ,ale o przerywanie akcji niecelnymi podaniami i stratami piłek w prostych sytuacjach co sprawiało,że nasze akcje zaczepne były rwane,a w obronie nie potrafiliśmy przejąć piłki i szybko jej wprowadzić do ataku. W takim otoczeniu kunszt strzelecki Lewandowskiego nie mógł być wykorzystany . Oczywiście można czynić zarzut wobec Roberta ,że za łatwo dał się pokryć i nie czynił wszystkiego ,aby się od "czułej" opieki uwolnić. Tylko wypada wziąć pod uwagę,że żaden z naszych zawodników nie stanowił realnego zagrożenia dla obrony Czechów i mogli oni przeznaczyć trzech graczy do wyeliminowania z gry naszego snajpera. Chcielibyśmy ,aby Robert grał i strzelał tak jak np, w Bayernie , tylko nie mamy takiego towarzystwa dla niego.
Plan zmuszenia Czechów do boiskowej walki zakładał,że tym obszarem bitew będą boczne sektory boiska w których panować mieli po lewej stronie Zalewski wspierany i asekurowany przez Damiana Szymańskiego ,a po prawej Frankowski u boku z Piotrowskim . O ile Zalewski swe zadania wykonywał dobrze , to Frankowski zawiódł. Niestety obaj pomagierzy psuli grę na potęgę, bo praktycznie każda piłka do nich to była strata . Identyczny zarzut tyczy tak Świderskiego jak i Buksy, Ta nieumiejętność utrzymania się przy piłce pod presją, ten brak celności podań do przodu , ta bezradność w grze kombinacyjnej wręcz przerażają.Samym wybieganiem ,walecznością meczów z silnym rywalem się nie wygra.
Musimy pogodzić się z tym ,że mocni to my jesteśmy ,ale w gębie , bo na boisku wyłazi z nas słabość.
Iocosusie, w istocie może wszystko potoczyć się wszystko w kierunku, który kreślisz, ale opinia to chyba jednak przedwczesna i nazbyt wobec Probierza surowa.
Swoje nadzieje na lepsze jutro pokładam w tym, że Probierz zachowuje się tak, jakby te trzy mecze eliminacyjne (Wyspy Owcze, Mołdawia, Czechy) nie były żadną zamkniętą całością, były natomiast meczami de facto towarzyskimi, służącymi testowaniu rozmaitych rozwiązań, a praca nakierowana na wynik miała dopiero się zacząć. Patrząc na personalny i taktyczny kalejdoskop uruchomiony przez Probierza na przestrzeni kilku tygodni, innej opcji wręcz nie widzę, no chyba że mamy selekcjonera schizofrenika
Przy czym tu oczywiście czai się niebezpieczeństwo, o którym pisaliśmy kilka tygodni temu, kiedy z kadrą rozstawał się Santos. Wynika ono z tego, że Kulesza może być gotów poświęcić Probierza niezależnie od tego, na co się z nim umówił. Albo nawet jeżeli wydaje mu się, że Probierza nie poświęci, to ugnie się wobec medialnego jazgotu, który będzie towarzyszył ew. porażce w barażach.
Abstrahując natomiast od samego Probierza, poza dyskusją jest, że ta kadra musi w jakiś sposób narodzić się na nowo, także, może nawet przede wszystkim, wewnętrznie. Oczywiście zasadna jest krytyka Kuleszy za zatrudnienie Santosa, Santosa za niezrozumienie skali wyzwania, Probierza za położenie kluczowego meczu z Mołdawią w Warszawie, ale to nie byłyby błędy aż tak brzemienne w skutki, gdyby w tej grupie ludzi było więcej ambicji, determinacji, jedności i profesjonalizmu (Kiszyniów!).
To nie trener kadry jest problemem,ale brak klasowych zawodników.Wbrew pozorom trener nie ma z czego wybierać, a nadto mamy wybitnego niefarta.
Nie można patrzeć na spotkanie wyłącznie przez pryzmat wyniku, bo wówczas sam mecz jest zbędny i z równym powodzeniem można by rzucać monetą. Nasza reprezentacja była słabsza tylko w pierwszym meczu z Czechami, bo przecież w tych z Mołdawią rywali gnietliśmy ,lecz nie potrafiliśmy udokumentować naszej przewagi bramkami, a za to sami je po frajersku traciliśmy. Wczoraj też to nasza drużyna dominowała i jedynie można zarzucić jej nieskuteczność oraz niefrasobliwość i brak koncentracji po stałym fragmencie gry.
Oczywiście można cytować trener Górskiego , który mawiał ,że "Więcej wart jest trener, który ma szczęście,niż lepszy trener, który szczęścia nie ma" , lecz moim zdaniem za wcześnie na takie wnioski.
Ja wczoraj zobaczyłem zaczątki planu taktycznego do którego Probierz będzie dobierał wykonawców. Przede wszystkim nareszcie widać obszary do poprawy czyli jest pole do progresu tak jeśli idzie o grę jak i wyniki. Przecież Lewandowski wyjdzie z dołka i złapie wyższą formę, w drużynie U-21 jest kilku zawodników, których talentu nikt nie kwestionuje,a i poza są zawodnicy próbowani przez Sousę i Michniewicza, którzy mogą wyjść na prostą. Naszej drużynie trzeba jasnej perspektywy taktycznej i konsekwencji w dążeniu do jej realizacji. To jest tak jak z dochodzeniem do celu znajdującego się po drugiej stronie kuli. Każda droga jest dobra byle nią iść , nie zbaczać, nie drobić, nie cofać się , nie szukać po drobnych niepowodzeniach innych dróg.
Mam nadzieję,że Probierz wytrwa ,że nie ulegnie negatywnej presji i złym doradcom . Czy awansujemy z baraży na Euro dla mnie to drugorzędna sprawa , gdyż podstawową jest zbudowanie zespołu zdolnego do walki z czołówką europejska i światową.
Tym razem ważny jest cel długofalowy ,a nie doraźny sukcesik w postaci np. awansu tylko po to ,aby z podkulonym ogonem wracać po eliminacjach do domu.
mistrzów „ zawsze tak samo czyli bardzo zachowawczo . Tu potrzeba trenera z nowej szkoły , młodszego z wizją gry innej , odważniejszej niż tej jaką preferują w/w . I dlatego rozumiem Iocosusa .
Czy byśmy przegrali 14:0 ( Francja - Giblartar) to i tak baraże mieliśmy. Jak można wystawić trzech defensywnych pomocników i oczekiwać wygranej ? Ano tylko mając nadzieje ze jakaś jedna konterka wyjdzie , a w d… z takim trenerem .
Gawin moja opinia była refleksem chwili, jest absolutnie subiektywna, to moje odczucie, na dziś, nie wiem czy w moim oglądzie sytuacji coś się zmieni, natomiast żadnym profetą, wróżbitą nie jestem i najzwyczajniej w świecie mogę się mylic. Oby! Przekonamy się w marcu, czy zbyt pochopnie i surowo oceniłem aktualnego selekcjonera, czas zweryfikuje osąd i obym musiał posypac głowę popiołem,
To po pierwsze i po drugie, a po trzecie, po meczu z chęcią bym wykrzyczał w twarz Panu Michałowi jak bardzo dał tyłka, a Pan Michał mógłby wzruszyc ramionami i z drwiącym uśmieszkiem ironicznie stwierdzic: "a cóż ty wiesz o futbolu rozsierdzony kibicu, nie chce mi się z tobą gadac" i w obiektywnej perspektywie z pewnością trzeba by mu było przyznac rację.
Na szczęście jest takie miejsce jak c-L gdzie rozsierdzony kibic może sobie popitolic nie licząc na nic, najwyżej na spuszczenie pary. Czas i tak wskaże czy były powody żeby się gorączkowac.
To teraz, po tym wstępie,mogę już wyznac co spowodowało mą "utratę wiary". Nie wynik. Pal go diabli. natomiast gdyby "te trzy mecze eliminacyjne (Wyspy Owcze, Mołdawia, Czechy) nie były żadną zamkniętą całością, były natomiast meczami de facto towarzyskimi, służącymi testowaniu rozmaitych rozwiązań" to mecz ostatni z tego tryptyku weryfikacji jakich założeń miałby służyc? Przegrana w nim, nic nas by nie kosztowała, dostalibyśmy w plecy trzy lub cztery do zera lub do jednego i tak pozostałyby nam baraże. W takim meczu zatem powinniśmy testowac ofensywę czy defensywę!? A jaką linią pomocy wyszliśmy? Można się zastanawiac czy w trójce środka pola winno byc dwóch grajków robiących grę i jeden ich zabezpieczający robol od czarnej niewdzięcznej roboty. Może byc jeden grajek wirtuoz i dwóch tragarzy noszących fortepian. I jedno i drugie rozwiązanie jest praktykowane, ale trzech pracowników "fizycznych" mających dac koncert na fortepian i skrzypce, to tego jeszcze nie grali!
Probierz bredzi i nawija makaron na uszy, że w Ludogortsu Jakub Piotrowski gra na pozycji ofensywnego pomocnika. Owszem gra ale gdy widocznie musi, ponieważ za Transfermaktem Piotrowski w tym sezonie rozegrał 15 (pietnaście) meczów jako defensywny pomocnik, 5 (pięc) jako środkowy i 3 SŁOWNIE TRZY jako ofensywny pomocnik. Owszem sezon ma bardzo dobry i na "szóstce" strzelił siedem goli, a na "ósemce" dwa, natomiast w trzech meczach na "dzisiątce" o dziwo żadnego. Nieistotne grunt że według statystyk Transfermaktu Jakub Piotrowski w klubie gra najczęściej na pozycji defensywnego pomocnika a Michał Probierz bredzi.
Zagraliśmy na trzech defensywnych pomocników w środku pola i jedyne zagrożenie dla czeskiej bramki generował wahadłowy Nicola Zalewski. Oprócz niego, raz Lewy w polu karnym przejął piłkę od obrońcy ale przerzucił ją nad poprzeczką i w ostatniej minucie meczu po rożnym Bednarek główkował ale również ponad bramką. To były trzy najgroźniejsze sytuacje Białoczerwonych na 90 minut. Żadnej nie wypracował nikt z trójki pomocników, owszem graliśmy ambitnie, agresywnie z duża intensywnością, ale byliśmy w rozgrywaniu piłki eunuchami bez jaj. To zaordynował Michał Probierz, świadomie i z premedytacją.
Od 48 minuty po utracie bramki był remis, który nam nic nie dawał, ale czy zmieniliśmy ustawienie taktyczne? Szukaliśmy ofensywnych rozwiązań? W 58 minucie za kontuzjowanego Bochniewicza wszedł Peda czyli zmiana na pozycji obrońcy jeden do jednego. Zmiana taktyki na bardziej ofensywną nastepuje w 73 minucie gdy defensywnego wyrobnika Damiana Szymańskiego zastępuje Turbo Grosik, dobre i to, ale cały czas gramy z Piotrowskim i Sliszem. W meczu który musimy wygrac do 85 minuty się czaimy, żeby na ostatnie pięc minut "pójśc na całośc" czyli wpuszczamy Sebę Szymańskiego za obrońcę.
Panowie to co sobie uświadomiłem to ... z Michała Probierza jest "czajnik" większy od Brzęczka z Michniewiczem razem wziętych. Jeżeli w takim meczu nie stac nas na podjęcie ryzyka, to co będzie z rywalami o jakości większej niż Czechy?
Później jeszcze Probierz nawija makaron na uszy na konferencji prasowejj. Z Mółdawią zgraliśmy dobrze ale nieskutecznie, z Czechami również, zabrakło tylko strzałów. Sorry, to jest ściema do kwadratu.
Michał Probierz to były ligowy piłkarz, na boisku rzemieślnik, trenerem jest doświadczonym, facetem bardzo inteligentnym, pewnym siebie, z dużą charyzmą, tego mu nie odmawiam, doceniam, ale moim zdaniem zawodowo wypalił się w Cracovii, co samemu przyznał.
Nie dostrzegam w nim trenera zdolnego do podjęcia ryzyka, boi się utraty obecnego statusu, dlatego moim zdaniem nic nie zbuduje. Jest wypalonym trenerem jadącym na rutynie. Mam nadzieję tylko że najzwyczajniej w świecie się mylę. Oby!
zasadna jest krytyka Kuleszy za zatrudnienie Santosa
N’ale właśnie dlaczego? OK., osobiście, jak zapewne kojarzysz, nie jestem zwolennikiem importowania selekcjonerów. Domagam się za to bezskutecznie (no, poza kuriozalnym bońkowym „top, Zibi!”) jakichś, jakichkolwiek uzasadnień przy wyborze kolejnych sterników kadry. Odsunąwszy to jednak na boczek, na tle swych poprzedników z ostatnich lat – ba, dekad! – Santos był wręcz ucieleśnieniem pragnień naszego piłkarskiego voxpopu. Zagramaniczny, doświadczony, opromieniony sukcesami – Mistrz Europy, do k’nędzy! – posiadający na rozkładzie współpracę z wielkimi gwiazdami światowej kopanej. No bo nie oszukujmy się, Lewy, Szczena i tacy tam to pewnie i mają ego, ale przy C-Ronie to oni są miękkie wafle. Summa summarum, na papierze wyglądało to co najmniej obiecująco. I nie, żebym się czepiał, ale jakoś nie pamiętam, abyś przy nominacji F.S. jakoś przesadnie rejtanował ;p
Kulesza może być gotów poświęcić Probierza albo ugnie się wobec medialnego jazgotu
No tak, to jest ewidentnie test cojones pana prezesa. Nie ciągnące się wuj wie po co tygodniami dyskusje z kolejnymi kandydatami na selekcjonera. Konsekwencja w wyborze. Umiejętność puszczenia w eter przekazu typu „możecie sobie, państwo mili, ujadać tak głośno, że aż się wulkany na Księżycu pobudzą. Obyście tylko raka krtani nie dostali. Michał Probierz jest selekcjonerem i pozostanie nim co najmniej do końca eliminacji MŚ’26. Macie z tym problem? No cóż, to wasz problem, nie mój. Na razie!”. Generalnie Kulesza powinien zrobić dla Probierza to, co zrobił Boniek dla Nawałki. Jeśli mu się to nie uda, całkiem możliwe, że jeszcze zatęsknimy za czasami, gdy prawie awansowaliśmy na Euro.
Czyli co, piąta zmiana selekcjonera na przestrzeni niespełna trzech lat? Chyba idziemy po jakiś rekord Tylko skoro tak, to ja bym proponował – a co, na przypale albo wcale – kompletnie odpiąć wrotki i zatrudniać nowego trenera kadry na każde kolejne zgrupowanie. Np. na baraże niech będzie znowu Michniewicz. Raz mu się udało, dlaczegóż niby nie miałoby się udać po raz drugi? Sparringi przed Euro – Adrian Siemieniec. Młody jest, pomysłowy, odważny, jak się tę jego Jagę ogląda, to ręce same klaszczą. Za dużo nie spieprzy, a doświadczenie może mu się kiedyś przydać. Samo Euro? Adam Nawałka. Ten sam wzorek, co z Michniewiczem – w końcu A.N. to jedyny polski selekcjoner, który kiedykolwiek cokolwiek na ME zwojował, niech więc wojuje ponownie. A jak już zwojuje, to się zobaczy kto tam akurat późnym latem przyszłego roku będzie na topie.
Brzmi jak plan, nie?
Gdybyśmy natomiast nie chcieli aż tak grubo się bawić, postulowałbym odklejenie się od Probierza na czas nieokreślony. Co on chciał osiągnąć zestawiając skład na Czechy akurat w taki sposób? Nie wiem. Wiem za to, że praktycznie każdy selekcjoner reprezentacji Polski, jakiego pamiętam, który odnosił jakkolwiek rozumiane sukcesy, rozpoczynał od – często bolesnego – okresu prób i błędów. Zgadzam się z Gawinem. Na razie wygląda na to, że Probierz rzuca pomysłami o ścianę i patrzy co się przylepi. Niech więc rzuca i niech więc patrzy.
Nawałka miał początek że "zęby bolały", fakt, samemu tu na c-L podnosiłem że mecze grupowe to dla Probierza będą sparingi przed barażami, to że tym poligonem doświadczalnym, taktycznymi wyborami a i również gadką selekcjonera jestem rozczarowany i zawiedziony, to nie oznacza, że te moje odczucia nie okażą się omamami lub jakimiś urojeniami.
Choćby nie wiadomo jak bardzo trzymało mnie wkurzenie, to racjonalnie podchodząc do sprawy na pierwszym miejscu dominuje przekonanie że trener obojętnie kto by nim nie był, powinien przejść cykl weryfikacyjny żeby go można było merytorycznie ocenić, a przede wszystkim rozliczyć czy z celów które przed nim zostały postawione się wywiązał czy nie. Michał Probierz z pewnością na tym etapie jeszcze nie jest, na Euro ciągle może awansować, w Lidze Narodów zapewne też będzie mógł się wykazać, co dalej, to tu przyznaję, że gdyby omamy i urojenia się jednak potwierdzały to nie zagwarantuję, że wystarczy u mnie cierpliwości, żeby spokojnie oczekiwać na eliminacje Mundialu.
Przed Probierzem jako selekcjonerem jeszcze wszystko do zyskania, nic do stracenia, niech tylko nie wciska kitu jakby był nieomylnym guru futbolowym.
Dajemy się ponieść fali medialnej , tylko ,że patopisamctwo musi udawać , musi kreować emocjonalność na bazie sensacyjności , bo to jego chleb.Od tych meczów, od tych wyników, od tych awansów lub ich braku - nic ,ale to nic istotnego w życiu nie zależy.Ja w życiu przeżyłem bodaj ze 40 eliminacji do różnych imprez ( Igrzyska, Euro, MŚ) i praktycznie o prawie wszystkich zapomniałem, a w moim życiu i życiu społecznym nie pozostawiły one żadnego trwałego śladu.Więc dajmy sobie na wstrzymanie.
Jednocześnie ja w długim życiu nauczyłem się szanować ludzi z dorobkiem , doświadczeniem i wiedzą i nie traktować ich jak głupszych od siebie.
Senator nawołuje do tego ,aby trenerem reprezentacji był młody trener, którego jedynym atutem w jego mniemaniu jest młody wiek. Otóż to stanowczo za mało. I nie chodzi tu tylko o tzw. nowoczesność , która nic nie znaczy , bo wszystko się z czasem zmienia i to co dziś nowe, już jutro jest anachroniczne,ale o to ,że aby grać i wygrywać z klasowymi zawodnikami to trzeba mieć w kadrze również klasowych graczy. A klasowi zawodnicy potrzebują trenera z autorytetem, z dorobkiem ,a nie chłopaczka , który się będzie od nich uczył. Trener reprezentacji niczego zawodników nie nauczy , bo lepsi od niego już ich nauczyli.
Trener reprezentacji ma wybrać system taktyczny, organizację i gry i dobrać do nich najlepszych wykonawców.To jego jedyne zadanie .
Ja nie lekceważę trenera Probierza, bo to inteligentny i doświadczony trener.Ja co najwyżej mogę mu zarzucić jednostronność, jednowymiarowość myślenia i pewien dogmatyzm. Jak się na coś uprze to nie dostrzega innych opcji.
Mogę wyśmiewać się z Probierza,że przeczytał tylko jedną książkę poważnego filozofa ,ale ilu naszych trenerów przeczytało jakakolwiek poważną książkę , ilu potrafi zacytować aforyzmy, sentencje, ilu wie kto to w ogóle był Schopenhauer , kto to był Sztaudynger , kto to Lec. Chodzi o szerokość zainteresować i horyzontów myślowych.Człowiek umysłowo prymitywny nigdy w żadnej dziedzinie ,poza polityką, żadnych sukcesów nie odniesie.
Trener Probierz wszedł w nie swoje buty i nie miał w ogóle czasu na zmianę czegokolwiek, poza paroma nazwiskami ,a i to na zasadzie prób i błędów.
Ja w meczu z Czechami dostrzegłem wreszcie racjonalną myśl trenerską opartą o realną ocenę sytuacji i próbę zdroworozsądkowej adaptacji do niekorzystnych warunków.
Otóż my nie dysponujemy zawodnikami klasy światowej, poza Lewandowskim, Zielińskim i Szczęsnym. Tymi kadrami świata, ani Europy nie zwołujemy. Wiara czyni cuda,ale z kopacza nie uczyni grajka.Więc inteligentny, racjonalny trener musi szukać innej metody na doszlusowanie do czołówki. Tą metodą jest stworzenie z jedenastu palców - pięści czyli drużyny dającej się zabić jeden za drugiego .I w tym dziele mniej liczą się same umiejętności ,a więcej charakter i moc. Wiemy,że palce łatwiej połamać niż ręką zwiniętą w pięść.
Znawcy socjologii i psychologii mediów oraz tłumu od dawna opisali zjawisko personifikacji rzeczywistości czyli sprowadzania wszystkiego do czynów ludzkich, tak jak by to człowiek był twórcą i stwórcą.Chodzi o kreowanie tak bohatera jak i antybohatera w postaci indywidualności. Tak traktujemy dawne wielkie sukcesy ,że to oto Górski, że Deyna,że Lato,że Boniek,że Piechniczek,że w Legii Vejvoda. itp.
Nie negując ani klasy trenerów,ani wybitnego talentu zawodników to podłożem pod tamtejsze sukcesy były dwie cechy, którymi górowaliśmy nad rywalami a mianowicie wybieganie i charakter , a ściśle rzecz ujmując wolicjonalność. Nasi chcieli i nasi mieli siły ,aby to chcenie spełniać. W obecnej sytuacji kadrowej nie ma innego wyjścia jak oparcie gry na waleczności, zaangażowaniu, bojowości ,z elementami agresji.
Mówiąc o elementach taktycznych to wyniki naszej reprezentacji załamały się, mówiąc trywialnie od czasu jak rywale nauczyli się grać przeciwko nam. Dziś w epoce dostępności algorytmów opartych na danych z oprogramowania komputerowego to żadna trudność.
Nie sięgając w odległe krainy, zamierzchłe czasy to ostatnio gra naszego zespołu , nie tylko ta ofensywna, to Zieliński i Lewandowski. Jeden ,że coś wymodzi ,a drugi ,że coś ustrzeli.
Więc ta dyskusja "ekspertów' w studiu TVP Sport przed spotkaniem o roli Zielińskiego miała racjonalne , bo oparte na obserwacji, podłoże, aczkolwiek była całkiem bezużyteczna.
Posiadanie wielkich indywidualności w zespole to wielka wartość, pod warunkiem,że nie są one jedynymi.Takie indywidualności - jedynaki mają swoje walory pozytywne jak i negatywne. W przypadku organizatora gry ( ofensywnego pomocnika, rozgrywającego ) korzystne jest to,że potrafi rozdzielić piłki, nie traci ich, uruchamia najbardziej niebezpieczne dla rywala ogniwa, nadaje tempo i kierunki natarcia , co sprawia ,że inni zawodnicy 'wiedzą' co mają robić w określonej sytuacji boiskowej - co poprawia zgranie, zrozumienie , a nawet pozwala na automatyzm. Jednocześnie taki sposób grania narażony jest na schematyzm od którego zespół się uzależnia . Podobnie , choć w innej proporcji pozytywne jest posiadanie supernapastnika . Największe, wręcz śmiertelne niebezpieczeństwo dla gry i wyniku pojawia się wówczas kiedy rywale potrafią takie najważniejsze ogniwa ograniczyć lub odciąć od wpływu na zespół. Przeciwnik może to robić na trzy sposoby,a mianowicie odcinać takiego tuza od piłek, lub też kryć go podwajaniem, a nawet jak w przypadku Lewandowskiego potrajaniem, albo też stosując metodę mieszaną. W reprezentacji Polski mieliśmy do czynienia z sytuacją znacznie gorszą, a mianowicie pozostali zawodnicy niejako chowali się za liderów, byli tylko biernymi obserwatorami i wykonawcami tego co lider zrobi. Więc wyłączenie całkowite lub częściowe z gry tych przywódców stada powodowało paraliż w grze całej drużyny. I znowu jedynym wyjściem w obecnej sytuacji kadrowej jest przywrócenie fundamentalnej zasady drużynowości czyli odpowiedzialności każdego jej członka za wynik całego zespołu.
To są zadania na miesiące ,a nawet lata, więc jak ktoś myśli,że można poprawić wyniki reprezentacji zmieniając wyłącznie jej trenera, raczy kpić.
Jak można wystawić trzech defensywnych pomocników i oczekiwać wygranej?
Zacny Senatorze, jak chce się zdzielić psa to kij się znajdzie myślę jednak, że świetnie wiesz, że można oczekiwać wygranej, można też nawet oczekiwać tak skutecznego zneutralizowania poczynań ofensywnych przeciwnika, by powstało wrażenie wręcz pełnej dominacji drużyny, która ma trzech defensywnych pomocników w składzie.
Takim futbolem wygrywa obecnie Śląsk, oczywiście kluczowa w tym wszystkim rola życiowej formy Exposito, ale nie mniej ważna środka pola, w którym Magiera postawił na zgranie i solidność w osobach Schwarza, Olsona i Pokornego. I taką rozpaczliwą defensywą wygrali 10/15 meczów w lidze, strzelając prawie 30 goli A i jest coś z naszego podwórka - fenomenalny mecz Legii w Bukareszcie za Skorży, a środek pola? Vrdoljak, Gol i Borysiuk.
@ iocosus
mecz ostatni z tego tryptyku weryfikacji jakich założeń miałby służyc?
Po pierwsze Iocosusie chyba bierzesz pod uwagę, że choroba Zielińskiego w jakiś sposób wpłynęła na ustawienie zespołu i zmusiła Probierza do szybkiej decyzji personalnej? Po drugie założeń mogło być wiele - od testów najbardziej asekuracyjnego ustawienia w rywalizacji z potencjalnie najmocniejszym przeciwnikiem, po próbę wyłapania balansu w zespole ustawionym z trzema obrońcami i dwoma napastnikami (nawiasem mówiąc, to też syndrom 'czajnika'?).
Wiem tyle co i Ty Iocosusie, ale tak jak napisałem wyżej, działania Probierza od początku pracy wskazują na inny zamysł niż ratowanie bezpośredniego awansu, to jest testowanie, szukanie, próbowanie. Wg mnie zaszkodziło to sprawie w meczu z Mołdawią w Warszawie, wtedy przeliczył się, sądząc, że upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu, chociaż zawiodły go raczej personalia niż taktyka, ale ten mecz piątkowy z Czechami to już nie było żadne 'zwycięstwo albo śmierć' i nieco zaskoczony jestem Twoim świętym oburzeniem Moim zdaniem gdyby za Piotrowskiego zagrał S. Szymański to ten mecz wyglądałby podobnie (może nawet gorzej), wynik też byłby podobny (może nawet gorszy), bo na razie nie mamy (jeszcze?) drużyny i to jest zasadniczy problem - a nie ilość defensywnych pomocników na boisku.
moim zdaniem zawodowo wypalił się w Cracovii, co samemu przyznał.
Mimo wszystko jego praca w U-21 nie potwierdza wypalenia, a w pierwszej fazie wyglądała przecież dość podobnie do tego co widzimy teraz, ciągłe wywracanie klocków, brak zwycięstw, potem przyszły eliminacje i... drużyna nagle gotowa. Wszystko uporządkowane, przejrzysta hierarchia na każdej pozycji, zawodnicy dobrze się ze sobą rozumiejący i chcący razem grać. Oczywiście możemy przyjąć założenie, że to po prostu wyjątkowo uzdolniona generacja, ale to jednak nigdy nie jest tak proste i sam musiałem przyznać z pewnym zdumieniem, że w U-21 Probierz wykonał bardzo dobrą robotę.
@ a-c10
jakoś nie pamiętam, abyś przy nominacji F.S. jakoś przesadnie rejtanował
Racja, nie rejtanowałem Szczerze mówiąc to (aż wstyd się przyznać) w ogóle nie miałem sprecyzowanego zdania na temat tej nominacji i chyba nawet nie skomentowałem jej w jakikolwiek sposób. Natomiast, choć oczywiście byłem zawiedziony wynikami i brakiem zauważalnego wpływu Santosa na grę kadry, gdyby zależało to ode mnie, to on i tak dokończyłby te eliminacje (plus baraże) jako selekcjoner.
Tyle że fakty są nieubłagane (dla Kuleszy rzecz jasna), jednoosobowo prowadzisz rekrutację na kluczowe stanowisko w firmie, wiesz, że potrzebujesz kogoś, kto pilnie zagoni ludzi do roboty, zatrudniasz jakiegoś COO bo zajefajne CV, Harvard, MBA i co tam jeszcze, łykasz jak pelikan wszystkie jego obietnice dotyczące optymalizacji, rentowności itp. itd., a potem okazuje się, że facet w firmie bywa sporadycznie, z nikim nie gada, spółka robi stratę, a kierownicy niższego szczebla śmieszkują, że dałeś się zrobić na szaro. Wszystko byś zniósł, no ale śmieszkowanie to już przesada więc wreszcie wywalasz tego zajefajnego COO. I rozumiem, że nie zasługujesz na krytykę, bo... voxpop?
Zbyszku już chciałem ci przypisać złe intencje, że w pewien sobie właściwy sposób zmanipulowałeś słowa imć Senatora, ale uświadomiłem sobie, że przecież swym dalszym wywodem potwierdziłeś tezę którą głosi "od zawsze". Odkąd pamiętam imć Senator z rezerwą odnosił się do tego naszego pitolenia o roli i wpływie trenera w seniorskim futbolu. Fajnie, że się z Senatorem teraz zgadzasz!
Imć Senatorze w końcu przekonałeś Zbyszka!
Pozdrawiam obu Panów, chyba z wiekiem już Wszyscy nie pitolimy, a pierniczymy i pierniczymy jak na starych pierników przystało.
Przykład meczu Legii z Rapidem w punkt, nie wiem jak Senator ale przynajmniej iocosus trafiony, zatopiony, to było taktyczne bardzo dobre posunięcie Skorży i to świetnie wówczas zażarło, ale w rewanżu w Warszawie my już graliśmy 4-2-3-1 z Vrdoljakiem i Borysiukiem w duecie asekurującym trójkę pomocników Rybus, Rado, Żyro i z Ljuboją na szpicy. Wygraliśmy 3:1. Tym ustawieniem wówczas przeważnie graliśmy, ale przyznaję tym przekładem z Rapidem na wyjeździe mnie zastrzeliłeś! To był jeden z najlepszych meczów Legii w XXI wieku. Perfekcyjny taktycznie.
"bierzesz pod uwagę, że choroba Zielińskiego w jakiś sposób wpłynęła na ustawienie zespołu i zmusiła Probierza do szybkiej decyzji personalnej?" - biorę i dlatego się wkurzyłem. Sebek Szymański nie potwierdza formy klubowej na kadrze to najlepiej dać sobie z nim spokój. Wcześniej pomstowano na Zielińskiego też do repry się nie nadawał, podobnie o Nicoli Zalewskim mówiono że nie rozegrał jednego dobrego meczu w reprezentacji. Gawin wkurzałem się już na Sousę że Sebka odstawił, moim zdaniem nie mamy takich piłkarzy ofensywnych z takim potencjałem żeby w reprezentacji z nich rezygnować. Nie sztuką jest posadzić chłopaka na ławce skoro mu nie idzie, sztuką sprawić żeby w repie grał tak jak w klubie. Trener który to sprawi miałby u mnie szacunek! Teraz Sebek otrzymał sygnał że selekcjoner w niego wątpi, w chłopaka który za chwilę może trafić do klubu z topu, a my będziemy grali w repie z defensywnym pomocnikiem Ludogortsa na "dziesiatce". I ja mam zachować spokój. (Swoją drogą z Jakuba Piotrowskiego może być optymalna ósemka dla kadry, nie przekreślam samego piłkarza)
Słyszę, że Zieliński nie może grać tak jak w Napoli bo nie ma z kim w reprezentacji. A ten odstawiany i przez Sousę i przez Probierza Sebek S. jest właśnie przymierzany i do Napoli. Nicola Zalewski udowodnił że Kwaradonną nie jest, ale papiery na grę kombinacyjną na dużym poziomie zaawansowania technicznego posiada. To już dwóch. Lewy peselu nie oszuka, ale drewniakiem kompletnym jeszcze się nie stał. To trzech, razem mamy kwartet Zalewski, Sebek Szymański, Zieliński, Lewandowski który nie musi mieć kompleksów w rozgrywaniu piłki. Dobierzmy do nich taktykę i "gladiatorów", "bodygardów" "tragarzy piłkarskich" tak żeby to wszystko zatrybiło. Najprawdopodobniej w pierwszym barażu będziemy musieli przesuwać estoński autobus, niezbędna do tego będzie kreatywność.
" gdyby za Piotrowskiego zagrał S. Szymański to ten mecz wyglądałby podobnie (może nawet gorzej), wynik też byłby podobny (może nawet gorszy)," - niewykluczone, tylko że wtedy bym się nie wściekał. W u-21 zagrali Rakoczy, Marchwiński, Kacper Kozłowski, Jakub Kamiński - same tuzy, nasze wielkie nadzieje. I w pierwszej połowie bili głową w izraelski mur, piach i szkoda gadać a zmarnowany karny kwintesencją.
Odnośnie U21 Probierza, to mhm, skórę uratował mu Szymczak w 81 minucie meczu z Estonią na wyjeździe. Tam były straszne męczarnie, a gdyby padł remis to Probierz mógłby krzyżem paść że świetnie wyselekcjonował i ustawił zespół, a i tak nikt by mu nie uwierzył.
Oczywiście ,że dla Senatora żaden trener nie jest ważny, poza Vukoviczem . Lecz Senator, którego lubię bezinteresownie i cenię niezwykle - myśli sercem. Na szczęście mniej uszami . I ja mu tego serducha zazdroszczę, bo ja tak nie potrafię. Owszem w czasie spotkania jestem wulkanem, ale erupcja kończy emocje i od razu wchodzę w tryb analizowania. Żeby poprawnie dokonać analizy to trzeba mieć narzędzia nie tylko w postaci danych,ale i materiału teoretycznego , bowiem odkrywanie dawno odkrytej Ameryki mnie nie bawi.
Kiedy w zeszłym roku kupiłem książkę Michała Zachodniego "Polska myśl szkoleniowa" myślałem,że jej reklama , iż rozłożyła ona na czynniki pierwsze tę myśl jest coś warta, ( zebranie powierzchownych komentarzy gazetowych), ale sama książka jest o niczym , taka beletrystyka dla ubogich, bo on nie rozumie na czym ta piłka polega i dopóki tego nie pojmie to będzie bredził jak narkoman na odwyku. Piłka nożna to zabawa młodych ludzi piłką , której celem jest udowodnienie ,która grupa z tej gry wyjdzie zwycięsko. Czyli te wszystkie systemy, taktyki i inne wynalazki to tylko narzędzia, a nie sens futbolu. Dokładnie tak samo jest z trenerami. Oni mają być pomocnikami i nienachalnymi nauczycielami , bo gra toczy się na boisku ,a nie na sali wykładowej.
Jednak jedno z książki Zachodniego wynika niezbicie, a mianowicie wbrew tytułowi nie udało mu się dowieść ,że istnieje coś takiego jak polska myśl szkoleniowa. A wręcz dowiódł,że takie zwierzę nie istnieje.
Dlatego, jeżeli chcemy zachować elementarną uczciwość intelektualną to musimy zdefiniować pojęcia jakich używamy. Więc jeżeli szanowny Senator wrzuca do jednego wora rzekomej szkoły Probierza, Michniewicza, Fornalika i Brzęczka ( jak bym tu dodał i Nawałkę) to może by tak wskazał na czym ta ich tożsamość polega. Otóż jedyne co ich łączy to to ,że są Polakami. bo poza tym wszystko inne , w tym filozofia futbolowa i warsztat ich różnią. Chyba,że Senator miał na myśli fakt, że nie mieli w pracy z kadrą sukcesów. Lecz tu znowu wypadałoby zdefiniować jaki sukces byłby zadawalający i czy Mistrzostwo Świata wystarczy ?. .
Więc mówiąc o tożsamości szkoły trenerskiej ,a nawet o tym co jest sukcesem musimy określić o czym mówimy, bo w przeciwnym wypadku jest to gadka o niczym czyli o naszych odczuciach. Identyczny jest problem z mówieniem, że potrzeba młodych. Bo ja się pytam, a kto to jest ten młody, czy np. 40 lat to już stary czy jeszcze młody ,a pięćdziesięciolatek - za stary ?. Wszyscy najlepsi nasi trenerzy ( Skorża, Papszun, Magiera, Probierz) mają w okolicach 50 lat, jedynie Urban jest starszy o 10 lat.
Żaden odpowiedzialny prezes, dyrektor ,właściciel nie powierzy klejnotów rodowych do obróbki człowiekowi ,który nie dowiódł swej sprawności zawodowej w skutecznej pracy na innych dobrach . Młody zanim tego zaszczytu dostąpi musi się uczyć dotąd ,aż się nauczy.
W naszej reprezentacji wbrew temu co twierdzi Senator jednym z zasadniczych problemów nie była rzekoma tożsamość warsztatowa kolejnych trenerów ,ale brak tej tożsamości , ich całkowita odrębność.Każdy kolejny trener od 10 lat wchodził do reprezentacji z odmiennymi koncepcjami, z odmiennym spojrzeniem na taktykę, organizację gry i przydatność poszczególnych zawodników.
Zabijał nas brak ciągłości szkoleniowej.
Po chaotycznym i nastawionym na walkę Smudzie przyszedł znakomicie zorganizowany Fornalik, który doskonałością taktyczną chciał zawojować świat,ale nie zauważył,że jest to myśl silnie zwietrzała.. Jego następca Nawałka stawiał na indywidualności wkomponowane w zespół z deglomeracją ośrodków kierowniczych, co odrzucił Brzęczek stawiając na zrównoważenie taktyczne z podporządkowaniem indywidualności (Lewandowski ) zespołowi) . Sousa uznał,że nasza drużyna ma grać ofensywnie , więc potrzebna jest zmiana pokoleniowa, ale wybierał do gry nie tych co trzeba. Michniewicz to typowy zadaniowiec , który wszystko podporządkował celowi uznając,że cel osiągnie wyłącznie grą defensywną , na pograniczu obrony Częstochowy, a więc jako całkowita antynomia Sousy. Teoretycznie niezłym wyborem był Santos jako uznany autorytet, który bardzo niechętnie mówi o pracy z naszą kadrą. Ostatnio w obszernym wywiadzie dla wielkiej gazety Hiszpańskiej "As" powiedział tylko,że praca w Polsce to była pomyłka. Czyli potwierdził naszą wiedzę.U niego taktyka była pojęciem teoretycznym, bo zawodnicy zachowywali się jak by grali na podwórku.
Probierz ma zupełnie inne podejście do piłki kopanej. On uważa od zawsze,że mecz trzeba wybiegać,że wygraną trzeba wywalczyć zostawiając na boisku krew, pot i łzy.
Ja nie wiem czy jego pogląd na futbol przyniesie nam sukcesy, ale wiem,że gorzej niż było na pewno nie będzie.
W puchary dla Śląska mimo wszystko Iocosusie nie wierzę, tam jest krótka ławka, wszystko to poskręcane na trytytki, nie widzę ich ani w roli Piasta z 2019, ani w powtórkę z 2012, ale jeżeli i gdyby to oczywiście, że Magiera powinien kontynuować kierunek, który przynosi powodzenie, a nie nagle wywracać wszystko do góry nogami, bo raz w sezonie przyjdzie mu zagrać dwumecz z drużyną z Finlandii czy Estonii.
Ja nie wiem czy piłka koniecznie musi być jednoznacznie defensywna lub jednoznacznie ofensywna i czy rzeczony podział zależy akurat od tego czy jeden spośród dziesięciu facetów z pola ma profil Sebka Szymańskiego czy Kuby Piotrowskiego. Wiem za to, że piłka musi być dobrze zorganizowana i skuteczna, wtedy w każdej wersji taktycznej wygląda ona dobrze.
Odnośnie U21 Probierza, to mhm, skórę uratował mu Szymczak w 81 minucie meczu z Estonią na wyjeździe.
Owszem, męczarnia to była straszna (ejże, a Ty nie siatkę wtedy oglądałeś? ), ale też na tym polega sztuka budowania drużyny, żeby w takim właśnie meczu pułapce gdzieś w 80. minucie krytykowany napastnik (cała runda pod formą) wepchnął piłkę do bramki z kilku metrów. Bardzo czegoś takiego zabrakło w meczu pierwszej reprezentacji z Mołdawią w Warszawie, może jeszcze był to zbyt wczesny etap budowy zespołu, kształtowania mechanizmów i podziału ról (tak, wiem, życzeniowo myślę).
Mam nadzieję, że ani Ciebie, ani Senatora niewinny żarcik z odpinaniem wrotek nie ubódł. Nie zamierzam nikomu bronić wyrażania emocji. Ba, sam emocje odczuwam i to naprawdę ciężkie. Przy czym znacznie bardziej od wczorajszego remisu, czy selekcjonera Probierza en bloc, ciśnionko podnosi mi fakt, że oto po raz nie wiem już który wpadamy w tę samą kretyńską koleinę. Znów winny jest trener. I jeszcze prezes. Jak znam życie, za chwilę dołączy do nich jakiś inny działacz, jakiś dziennikarz, fizjoterapeuta, czyjaś żona/partnerka, Morawiecki/Tusk, pan Eryk z gazowni, pani Bożenka z Biedry… Wszyscy. Wszyscy, kurwa, tylko nie ci, na których barkach spoczywać powinno gros odpowiedzialności tak za grę, jak i za wynik.
Muszę ze skruchą przyznać, iż ostatniemi czasy nie śledzę ligi bułgarskiej z jakąś wyjątkową intensywnością. Wierzę jednak bez zastrzeżeń na słowo i Tobie, i Transfermarktowi, że w drugiej linii ekipy z Razgradu Jakub Piotrowski odpowiada głównie za destrukcję. Tylko co z tego? Było nie było, ów wystawiony na nie swojej pozycji defensywny pomocnik Łudogorca strzelił wczoraj naszego jedynego gola. Czyli zrobił jakby wincy, niż wystawiony w napadzie napastnik Barcelony, który przez 89,5 minuty snuł się po boisku jak piard po kalesonach. A także niż wystawiony na wahadle wahadłowy silnego zespołu Ligue 1, uczestnik Ligi Mistrzów, który zawalił nam bramkę. A także niż wystawieni na stoperze stoperzy Arsenalu, Heerenveen i Southampton, co to radzili sobie tak świetnie, że każda wizyta Czechów w pobliżu naszej szesnastki powodowała pożar w burdelu. Może zatem desygnowanie Piotrowskiego do gry nie było aż takim znowu selekcyjnym babolem? Ba, może gdyby zawodnicy występujący na swych nominalnych pozycjach zaprezentowali się przynajmniej na poziomie Piotrowskiego, okazałoby się, że Probierz może i nie jest magiem (i nie podpisuje się tagiem), ale za to potrafi poprowadzić reprezentację do bezpośredniego awansu na ME.
Bo przecież tu nie chodzi tylko, ani nawet przede wszystkim, o ten ostatni mecz. Zakończyliśmy właśnie rozgrywki, w ramach których w sześciu meczach z przepotężnym tercetem Albania-Czechy-Mołdawia wywalczyliśmy całe pięć punktów. Z czego równe zero na wyjeździe. Nie bierz tego do siebie, Iocosusie, ale śmieszy mnie do rozpuku, że ci sami ludzie, którzy całkiem niedawno domagali się od naszej kadry nawiązywania wyrównanej walki z Belgią, Holandią, Portugalią, czy Włochami, nagle – frrr…!!! – zmieniają front i utrzymują, że ta grupa to wcale taka łatwa nie była. Ależ owszem, była. Zajęcie w niej minimum drugiego miejsca dla takiego składu powinno być obowiązkiem, nawet bez trenera. Tymczasem w licznych ostatnio trudnych chwilach naszej reprezentacji wciąż widać ten sam brak. Nie, nie brak „systemu”, czy „koncepcyjności”. I nawet nie tej legendarnej sportowej złości i mitycznych męskich słów w szatni. Brak bazowego profesjonalizmu. Podejścia na zasadzie „OK., może i wolałbym grać dla innego selekcjonera, w innej taktyce i z innymi partnerami. Ale cóż, jest jak jest i w takich warunkach również zamierzam wykonać swoją robotę”. Nasz jaśnie wielmożny udzielny książę-kapitan zajmuje się głównie kretyńskim wymachiwaniem łapami i strojeniem min srającego kota. Większość pozostałych, owszem, gra. Szkoda tylko, że nie w piłkę, a w chowanego. Tu se zagram na alibi, tu się skryję za plecami kolegi, tu, prawda-tego, podanko do tyłu i jakoś ten czas obleci.
Wróćmy do podstaw. Piłkarz jest od grania jak bus od latania. Dopóki więc nasi piłkarze nie zaczną grać, dyskusje o trenerach uważam za kompletnie jałowe.
Co zaś się tyczy Sebka Szymańskiego – również nie rozumiem jego znikomej obecności we wczorajszym spotkaniu. Co by jednak nie mówić o Michale Probierzu – a wielokrotnie podkreślałem, że generalnie nie jest to kołcz z mojej bajki – facet jest trenerem od osiemnastu lat. Czyli, jeśli dobrze rozumuję, o osiemnaście lat dłużej, niż my wszyscy tutaj razem wzięci. Wypadałoby chyba zatem przynajmniej dopuścić możliwość, że zna się na tej robocie nieco lepiej od nas i że wie, co robi. No, przynajmniej do momentu, gdy ponad wszelką wątpliwość udowodni, że jednak nie wie Nie mam pojęcia dlaczego podjął akurat taką decyzję. Być może uznał, iż obsadzanie Sebastiana w roli de facto lidera drugiej linii reprezentacji Polski na ten moment, w tym konkretnym meczu, nie byłoby korzystnym rozwiązaniem. Nie wiem, strzelam na oślep, nie było mnie przecież na zgrupowaniu. Apeluję jedynie o odrobinę dystansu i pokory
Przyznam, że w tej kwestii jestem deko nieobiektywny. Zdarzyło mi się w jednej, czy drugiej robocie odpowiadać za rekrutację. Oczywiście, takiemu szaraczkowi, jak ja, na zatrudnienie COO’ów to się nikt nawet pogapić nie pozwolił w grę wchodziły nieporównywalnie mniej eksponowane stanowiska. Niemniej, z doświadczenia wiem, że dobre CV kusi. Bardzo kusi. Trzeba się mocno trzymać fotela, żeby nie odfrunąć i nie przegapić potencjalnych czerwonych flag.
Nie wiem, być może Kulesza takiej czujności nie zachował. Być może rozmawiając z Santosem był tak napalony, że nie zauważyłby czerwonej flagi nawet gdyby smagnęła go prosto w pysk. Ponieważ jednak mnie przy tym nie było, nie wykluczam, że wszystko zrobił dobrze. Ba, moim zdaniem nie da się nawet tak kompletnie odrzucić wariantu, w którym na etapie negocjacji po obu stronach było wszystko cacy. Obopólny entuzjazm, zapał, etc. Potem jednak, gdy push came to shove, Santos nagle uświadomił sobie, że już mu się nie chce. Że brak mu wigoru i energii na poznawanie nowej futbolowej kultury. Zwłaszcza, że cokolwiek ta kultura specyficzna. Jasne, nie jest to wariant najbardziej prawdopodobny, ale… Praca z ludźmi, bloody hell. Wszystkiego się możesz spodziewać.
Przede wszystkim jednak, no właśnie: Ty nie rejtanowałeś, ja nie rejtanowałem, nikt nie rejtanował. Post factum każdy sobie może śmieszkować. Dlaczego ante factum mądrych nie było…?
1. Panowie Gawin przywołał przykład meczu Rapidu Bukareszt z Legią i chocbym się nie wiadomo jak opierał i zapierał rękami i nogami to muszę przyznac że gra trzema defensywnymi pomocnikami w określonych sytuacjach, meczach jest zasadna, właściwa, pożądana, efektywna i najlepsza z możliwych. Nie chcem, ale muszem, to przyznac, a Gawina niech piekło pochłonie!
Jeżeli dla Probierza listopadowe mecze kadry to poligon doświadczalny przed barażami to zatem i taki system miał prawo przetestowac.
2. "czy piłka koniecznie musi być jednoznacznie defensywna lub jednoznacznie ofensywna i czy rzeczony podział zależy akurat od tego czy jeden spośród dziesięciu facetów z pola ma profil Sebka Szymańskiego czy Kuby Piotrowskiego" - poczynię wyznanie, jak na spowiedzi, chciałbym żeby nasza repra grała tak żeby dało to się oglądac, żeby wstydu nie było, żeby nie mówiono że jesteśmy najbrzydszą i najnudniejszą reprezentacją kolejnego turnieju grającą zaściankowy, archaiczny "murowaniec z konterką", ale to nie zależy od ustawień na boisku. Prawie równo rok temu, wyszliśmy na ważny mecz z czwórką piłkarzy o których tu pisałem że winno się im stworzyc warunki do gry. Z Zielkiem i Sebkiem w pomocy, z Lewym w napadzie i z Zalewskim i Kubą Kamińskim do pomocy w ataku. Z jednym defensywnym pomocnikiem i z czwórką obrońców. Skład personalny, do którego nie mogłem miec zastrzeżeń, pewnie samemu na właśnie taki bym się zdecydował. I co? I to był mecz z Meksykiem na zeszłorocznym Mundialu, jeden z najgorszych, jeżeli nie najgorszy na tym turnieju. Z nawoływaniem do wystawienia ofensywnego składu zostałem niczym Himilsbach z nauką angielskiego.
3. Jeżeli w punktach 1 i 2 nie dośc się zdystansowałem, a pokora była zbyt mała, to Gawinie z Albiceleste jako zwolennicy pracy Probierza przynajmniej do końca eliminacji do mundialu przyjmijcie do wiadomości, że w przypadku wtopy w barażach lub w Lidze Narodów to nie we mnie będzie miał Michał Probierz największego oponenta, ale "prawdziwego przyjaciela będzie miał okazję poznac w biedzie" i ten który go namaścił bez podpowiedzi iocosusa może miec największą ochotę żeby protegowanego zepchnąc z sanek na żer pędzącym za nimi wilkom. Oby już w marcu nie było ku temu woli i ochoty! Samemu obiecuję siedziec cichutko!
4. Jeżeli na Euro mamy wstydu się nie najeśc to lepiej że gramy baraże niż mielibyśmy fuksem ograc Mołdawię i Czechy. Nie mamy zespołu, zatem musi się on wykuc w ogniu walki i albo "last dance" Lewego i Szczeny pójdzie w piach i popiołu nie ma nawet co zbierac, albo jakaś drużyna z tego na turniej może się narodzi.
5. Jestem sceptyczny wobec Probierza, ale to jest facet który nie potrzebuje głaskania, wręcz przeciwnie w skali temperamentu jest niskoreaktywny i potrzebuje napięcia, presji, dobrze się w tym czuje i samemu wielokrotnie podgrzewał atmosferę, ustawiał się w roli sam przeciwko wszystkim. Jeżeli się zawodowo nie wypalił to konfrontacja z dziennikarzami, kibicami jest jego naturalnym środowiskiem w którym najlepiej egzystuje. Głaskany Probierz to ryba wyrzucona na brzeg.
6. Albiceleste: "Dopóki więc nasi piłkarze nie zaczną grać, dyskusje o trenerach uważam za kompletnie jałowe." - problemem polskiej piłki nie jest trener reprezentacji obojętnie kto by nim nie był.
- jeżeli kadry młodzieżowe realizujące programy od AMO są wytyczonym właściwym kierunkiem szkolenia to trzeba zadbac żeby był on rozszerzany właśnie w takiej formie.
- rozwój infrastruktury - nuda ale i oczywista oczywistośc, co z centralną bazą szkoleniową PZPN w Otwocku. Za czy przeciw?
- akademie i ich funkcjonowanie w tym to co jest podnoszone ostatnio, bursy piłkarskie mogą byc "ślepą uliczką" sprzyjająca powstawaniu patologicznych sytuacji. System szkolenia młodych futbolowych adeptów to nie tylko treningi ale też system wychowywania, a z tym mamy chyba problem.
- drenaż polskich dzieciaków z szkółek futbolowych przez zachodnie kluby. Jesteśmy tanią siłą roboczą, w klubach zachodnich zarzucają sieci szeroko, nie przejmując się zda się problemami adaptacyjnymi nastolatków. Nasze talenty muszą sobie radzic i z rywalizacją sportową i z adaptacją środowiskową i to drugie może wpływac negatywnie na to pierwsze. Co zrobic, żeby małolaty wolały szkolic się u nas?
- na naszym podwórku, przejście z wieku juniora do seniorskiej piłki. Według mnie to obecnie największy problem polskiej piłki. W klubach Ekstraklasy 70-80% wyjściowych jedenastek zaczynają wypełniac zagraniczne zaciągi. Za chwilę obudzimy się z ręką w nocniku, chocbyśmy bardzo dobrze szkolili dzieciaki.
-
-
-
Michał Probierz nie jest problemem polskiej piłki!
21 listopada 2023, Essen (Stadion an der Hafenstraße)
Niemcy 3-1 Polska
gole: Eric Martel 56, Nick Woltemade 79, Merlin Röhl 82 - Ariel Mosór 24
żółte kartki: Dárdai - Łęgowski, Rakoczy, Mosór, Szmyt.
sędziował: Kyriákos Athanassíou (Cypr)
Niemcy: 1. Noah Atubolu - 2. Leandro Morgalla (80, 11. Jan Thielmann), 15. Colin Kleine-Bekel, 5. Márton Dárdai, 3. Nathaniel Brown - 17. Brajan Gruda, 6. Eric Martel, 8. Merlin Röhl, 21. Maximilian Beier (46, 10. Nick Woltemade), 7. Ansgar Knauff (65, 18. Rocco Reitz) - 9. Youssoufa Moukoko (68, 19. Tim Lemperle).
Polska: 1. Kacper Tobiasz - 19. Dominik Marczuk (73, 17. Arkadiusz Pyrka), 16. Patryk Peda, 2. Ariel Mosór, 4. Łukasz Bejger, 13. Jakub Kamiński (87, 23. Kamil Lukoszek) - 7. Kajetan Szmyt, 8. Kacper Kozłowski (87, 10. Filip Marchwiński), 6. Mateusz Łęgowski, 11. Michał Rakoczy (64, 21. Tomasz Pieńko) - 9. Filip Szymczak (64, 20. Szymon Włodarczyk).
Niestety, miłe złego początki. Niemcy rozpoczęli mecz swobodniej, na większym luzie ale to my po rzucie rożnym i strzale Ariela Mosóra wyszliśmy na prowadzenie. Poczuliśmy się nieco pewniej, kilkukrotnie przejeliśmy piłkę w środkowej strefie wychodząc z groźnymi kontrami, niestety zabrakło skutecznego wykończenia akcji. Ustawialiśmy dwie linie zasieków na 20 i 30 metrze i przesuwaliśmy. Kosztowało to nas dużo sił, których w drugiej połowie zabrakło, zmiany zostały przeprowadzone chyba zbyt późno i Niemcy nas wypunktowali potwierdzając golami swoją wyższośc piłkarską.
Za pierwsze 45 minut należą się pochwały Łęgowskiemu, Kozłowskiemu i Szmytowi. Jakub Kamiński w formie którą obecnie prezentuje niestety miejsca w jedenastce Wolfsburga nie odzyska.
Trochę smutny mecz, niestety w naszym wykonaniu w taktycznej manierze Michniewicza.
Polska 2-0 Łotwa
gole: Przemysław Frankowski 7, Robert Lewandowski 48
żółte kartki: Bednarek, Świderski - Uldriķis, Černomordijs, Ošs.
sędziował: Ondřej Berka (Czechy).
Polska: 12. Łukasz Skorupski (46, 22. Marcin Bułka) - 5. Jan Bednarek, 3. Mateusz Wieteska, 14. Jakub Kiwior - 19. Przemysław Frankowski, 17. Damian Szymański (62, 23. Bartosz Slisz), 20. Sebastian Szymański (78, 11. Kamil Grosicki), 6. Jakub Piotrowski (61, 8. Karol Struski), 21. Nicola Zalewski (78, 15. Bartłomiej Wdowik) - 9. Robert Lewandowski (61, 7. Karol Świderski), 16. Adam Buksa.
Łotwa: 23. Rihards Matrevics - 13. Raivis Jurkovskis, 5. Antonijs Černomordijs (89, 3. Mārcis Ošs), 21. Daniels Balodis, 14. Andrejs Cigaņiks - 16. Alvis Jaunzems (61, 17. Dmitrijs Zelenkovs), 8. Eduards Emsis, 6. Kristers Tobers (72, 22. Aleksejs Saveļjevs), 10. Jānis Ikaunieks (88, 15. Maksims Toņiševs), 7. Eduards Dašķevičs (61, 19. Raimonds Krollis) - 20. Roberts Uldriķis (72, 18. Marko Regža)
Pierwszy kwadrans na piątkę, pozostałe ... nie przekonują. Zalewski - super star, udowadnia co znaczy dla nas zawodnik potrafiący wygrywac starcia 1 na 1. Sebek Szymański przed dwójką defensywnych pomocników potwierdza że na tej pozycji daje więcej niż którykolwiek z pomocników z meczu z Czechami. Buksa zmarnował swoją szansę na przesunięcie się w rankingu napastników, już lepiej wrócic do Milika. Obrona zadziwiająco niepewna i popełniająca błędy w ustawieniu, pozostaje jeden wielki znak zapytania w jakim zestawieniu pojawi się w marcu? Pojawiają się głosy (np. Tomasz Hajto) że Bułka zdystansował formą Szczęsnego.
W marcu będzie "hartowanie stali" albo zgliszcza i popiół.
Jestem skazany na oglądanie w telewizji i na wysłuchiwanie komentatorów choć przyznam,że nader często korzystam z prawa odbierania im głosu.
Ale za wczorajszy komentarz Mateuszowi Borkowi należą się same pochwały. Nie głosił jak to ma w złym zwyczaju komunałów, nie raził pustosłowiem, nie popisywał się terminologią , której nie rozumiał. Dał popis rzetelnego sprawozdawcy opisującego rzeczywisty obraz gry, zatroskanego o stan reprezentacji.
Kilkakrotnie używał on adekwatnych do sytuacji pojęć takich jak "błędy, deficyty, przestoje, oraz uogólniającego : niedosyt".
Oczywiście nie zawsze i wszędzie ma zastosowanie maksyma,że "gra się tak jak przeciwnik pozwala'" , bo z równym powodzeniem trzeba wyrzec słowa,że " przeciwnik gra tak jak my mu pozwalamy". Ta równowaga słowna odpowiada nierównowadze na boisku ,a mianowicie pierwsza maksyma dominuje kiedy gramy z teoretycznie silniejszym rywalem , a druga kiedy to my jesteśmy faworytem. Odnosząc te słowa do wczorajszego spotkania , to nasza reprezentacja była faworytem i to my słabszemu rywalowi pozwalaliśmy na zbyt wiele.
Powody tej słabości były , mówiąc językiem piłkarskim, a nie potocznym, trzy : niedostateczna płynność gry, wadliwe zachowania po stracie piłki oraz niska intensywność gry i brak jej arytmii.
Widzieliśmy ,że zbyt wiele naszych akcji zaczepnych grzęzło , traciło dynamikę, bo kilku zawodników z uwagi na mierne wyszkolenie techniczne nie potrafiło podać piłki do przodu , do partnera - bez jej przyjęcia , więc ją przytrzymywało tracąc czas, a jednocześnie ułatwiając rywalom podjęcie działań obronnych ( blok, zepchnięcie , atak na piłkę itp) . Do tego dochodziła niska celność podań do przodu i wychodził na jaw brak nawyków do gry kombinacyjnej, takich jak najprostsza gra "w trójkącie".
Po stracie piłki nasz zespół jako całość oddawał rywalom przestrzeń. Działo się tak dlatego,że po stracie zamiast zrobić przysłowiowy krok do przodu ,nasi robili krok do tyłu . Dla mnie takie zachowanie jest zupełnie niezrozumiałe, nie tylko dlatego,że może być zgubne, ale też dlatego,że w klubach w których grają trenerzy wymagają co najmniej przeszkadzania w wyprowadzaniu akcji zaczepnych, a nawet pójścia na odbiór , albo na wywieranie presji. Natomiast w reprezentacji ci sami zawodnicy oddają bez walki pole gry. Niepojęte.
Nie potrafimy utrzymać wysokiego tempa ,ani rytmu gry, notując przestoje w grze i co najbardziej karygodne dopuszczamy do przejęcia kontroli przez rywali , nawet w rejonie bezpośrednio przylegającym do naszego pola karnego.Dajemy się zepchnąć do głębokiej obrony brakiem własnej aktywności w każdej dziedzinie piłkarskiego rzemiosła.
To w dużym skrócie . bez szerszego omówienia , zauważone problemy , które sprawiają ,że gra naszej reprezentacji jest mówiąc kolokwialnie , nieprzekonywująca.
Łatwo jest wołać o poprawę,lecz chyba trzeba sobie uzmysłowić skalę trudności . Wielu komentatorów pozytywu upatruje w tym,że reprezentacja Probierza wybrała system taktyczny z trzema obrońcami .Lecz wiemy ,że skuteczność gry zależy od jakości zawodników,a nie od systemu i tu leży zasadniczy problem. Probierz ma swoją strategię ,ale ona wymaga połączenia ognia z wodą. Bowiem Probierz, i moim zdaniem słusznie, poprawy wyników upatruje w waleczności, wybieganiu i cechach wolicjonalnych, także w jedności drużyny. Lecz bardzo często tymi cechami wojownika nie dysponują, lub dysponują w nikłym stopniu ci zawodnicy, których cechą dominującą jest wyborna technika. Uważam ,że Probierz trafnie ustawia zagadnienie, bo mimo wszystko łatwiej wdrożyć technika w rolę walczaka ,niż nauczyć prostaka doskonałej techniki.
Dlatego uważam,że zadanie jakiego się podjął Probierza za bardzo trudne, bo na dziś do reprezentowania nas w konfrontacji z wymagającymi rywalami nadają się : Szczęsny, Bułka, Kiwior, Zalewski, Frankowski , Slisz ,Lewandowski i pod warunkiem wejścia w tryb bojowości Zieliński i Sebastian Szymański, Na pozostałe pozycje trzeba szukać najlepszych wykonawców.
Probierz ma sporo czasu i być może wyskoczą nowi gracze, którzy grą w klubach dowiodą ,że można na nich stawiać i w reprezentacji. Rywale w barażach przy tylko nieco wyższym poziomie naszej gry są do ogrania, bo ani Estonia , ani Walia to nie jest najwyższa piłkarska półka.
Zgadzam się Iocosusie, że mecz przygnębiający, zwłaszcza z powodu uderzającej różnicy w gotowości poszczególnych zawodników do utrzymania wysokiej intensywności w grze, choć wg mnie ten mecz częściowo został przegrany na ławce trenerskiej. Niemcy w drugiej połowie zmienili taktykę, zaczęli grać bardziej bezpośrednią piłkę, ich trener dokonał trafnej diagnozy, wpuścił tego byczka Woltemade, od którego nasi obrońcy odbijali się jak od ściany, nie byliśmy w stanie odebrać im piłki, cała drużyna zaczęła się cofać, no i zwyczajnie nas zgnietli. Majewski nie miał pomysłu jak zareagować, chyba cały czas wierzył, że uda nam się jakaś kontra i Niemcy stracą rezon. Słaba koncepcja i słaba reakcja na przebieg meczu.
Z wysoką notą dla Szmyta stanowczo się nie zgadzam, powinniśmy prowadzić wyżej niż 1:0, ale właśnie Szmyt pod bramką Niemców psuł dosłownie wszystko co tylko mógł. Zresztą niedokładność i brak spokoju to był spory problem tej drużyny we wtorek, nie wiem czy to dekoncentracja, czy wręcz przeciwnie, jakieś przemotywowanie.
Kamiński rzeczywiście duży zjazd z formą, w tym wieku jest to prawdopodobnie normalne, ale i tak niepokoi, nie jesteśmy Francuzami czy Belgami, każdy taki talent zatrzymujący się (na chwilę?) w rozwoju to dla nas odczuwalna strata.
Dobrze, że uniknęliśmy Ukrainy w tej ścieżce, ale faworytami meczu w Cardiff to my raczej nie będziemy.
Oczywiście jedna rzecz jest szalenie istotna - Probierz (czy dowolny inny trener) nie zbuduje żadnej drużyny, stale przegrywając. Jeżeli to wszystko ma znów zacząć iść w dobrą stronę to w jakimś momencie musi przyjść kilka zwycięstw w meczach o stawkę. Co by zatem nie powiedzieć, marcowe mecze to będzie realny i istotny test.
A Walia lub Finlandia (oczywiście Walia będzie faworytem, ale Finów bym mimo wszystko nie przekreślał) to według mnie mina do rozbrojenia. Bardzo niebezpieczna dla Probierza bo skoro ostatnio Walię ogrywaliśmy to i teraz będzie to wymagane, na Finów w ogóle patrzylibyśmy z góry.
Jakaś skucha z Estonią to by była niewyobrażalna katastrofa, coś trudnego do ogarnięcia, natomiast drugi mecz o ile z Walijczykami to tzw. "mecz walki", "w kontakcie" itd. Sebek Szymański pierwszego składu raczej nie powącha, spodziewam się dwóch defensywnych pomocników za Piotrem Zielińskim, czyli Jakuba Piotrowskiego i ... mam problem z Damianem Szymańskim od niektórych otrzymuje przeciwstawne oceny, mnie w kadrze raczej nie zachwyca, to znaczy u mnie w jedenastce miejsca by nie miał, ale są tacy, dla których jest "podstawową szóstką". Do Slisza są zarzuty, że "nie trzyma pozycji" mhm, jeżeli zimą przeniesie się do Turcji to pytanie podstawowe jak się tam odnajdzie? By było fajnie, ale trudno mi uwierzyc żeby do wiosny Moder zaczął grac regularnie w Brighton. Może Bielik poprawi mobilnośc i dynamikę na tyle że przekona do siebie selekcjonera. Dziczka trudno zaakceptowac w podstawowej jedenastce. Mój faworyt czyli Augustyniak praktykuje w klubie grę w linii obrony, ponadto padło gdzieś że Probierz za bardzo go nie ceni.
Odnośnie reprezentacyjnej defensywy "zdrowy Dawidowicz" brzmi jak oksymoron, w Bereszyńskiego chyba Probierz zwątpił, Maik Nawrocki ma problem żeby powrócic po kontuzji do składu Celticu, czyli "moja" defensywa zaczyna byc iluzją.
Skład w marcu reprezentacji to wróżenie z fusów, kontuzje, forma jest tyle zmiennych, że robienie założeń to ruletka. Na dziś chyba jednak by tak wyglądał: Szczęsny - Kiwior, Bednarek, Peda - Zalewski, Piotrowski, Zieliński, Damian Szymański, Frankowski - Lewandowski, Świderski. Sprawdzimy co się zmieni przez cztery miesiące?
@ Gawin
U mnie Szmyt dostał pochwałę za aktywnośc, brak respektu, odwagę, w dwóch, trzech sytuacjach na dobrej pozycji został zignorowany przez kolegów co świadczy, że albo nie mają do niego zaufania, albo że sami podejmowali złe, czasem egoistyczne decyzje. Faktem jest że Kajetan powinien wyleciec z boiska z czerwienią za bardzo niebezpieczny "prokuratorski" faul od tyłu. On też był wynikiem zmęczenia i braku wcześniejszej reakcji trenera.
Przecież my do przerwy powinnismy prowadzić a z 4:0. To aż nie do pomyślenia jak można tak marnować kontry jedna po drugiej .
Co do wydolności to chyba jednak coś jest na rzeczy i stąd może u nas w Polsce tak trudno przejść z piłki juniorskiej do seniorskiej?
Nie ukrywam, że mnie to trochę nuży. Znaczy nie dyskusja z Tobą, rzecz jasna Raczej fakt, że każda rozmowa o reprezentacji nieuchronnie zmierza w jednym i tym samym kierunku. Wiesz co? Patrzę na tę naszą kadrę i widzę gościa, takiego zwykłego przeciętniaka, któremu jakiś czas temu parokrotnie mocno się w życiu przyfarciło. Najpierw bezdzietna ciocio-babcia (niech jej anieli po wiek wieków śpiewają!) zostawiła mu w spadku swoje mieszkanie w kamienicy blisko centrum oraz oszczędności. Niby żadne tam grube milijony, acz jednakowoż ładna sumka z tego wyszła. Wkrótce potem przyjaciel z dzieciństwa, zamożny facet, poznał nową miłość swojego życia. Nowa miłość stwierdziła, iż nie pasuje jej mieszkanie we wnętrzach urządzanych przez miłość starą, toteż komplet całkiem sensownych ekskluzywnych mebli powędrował do naszego znajomego. Następnie szwagier, również niebiedny dżentelmen, doszedł do wniosku, że on to jednak musi mieć V8 pod maską. Kupił więc w te pędy amerykańskiego bulgotnika. A że ze sprzedawaniem poprzedniej fury (też niezła, tyle że bez V8) nie chciało mu się bujać, no i wiadomo, podtrzymywanie relacji rodzinnych – bezcenne, opchnął ją naszemu koledze za ułamek realnej wartości. Wreszcie pewien dalszy kuzyn od strony taty postanowił wprowadzić daleko idące modyfikacje do swego trybu życia. Nowa dietka, siłka, basen, te rzeczy. W efekcie czego radykalnie zmienił mu się rozmiar, a nasz kolega radośnie przytulił jego markową garderobę. Aha, gdzieś tam jeszcze w tzw. międzyczasie dostał chłopak w swej mizernej robocie zupełnie niespodziewaną, całkiem tłustą premię.
Oczywiście, same w sobie opisane wyżej zdarzenia nie są nijak złe, naganne, cokolwiek. No przecież nikt darczyńcom lufy do skroni nie przystawiał. Chcieli, to dali, a nasz bohater głupi byłby, gdyby nie wziął. Problemy są jednak co najmniej dwa. Po pierwsze, do dobrego człowiek niezwykle łatwo się przyzwyczaja. A jeszcze łatwiej przychodzi mu uwierzyć, że to dobre jest jego wyłączną zasługą i że będzie trwać po wiek wieków. Po drugie, jak zapodaje jeden z moich ulubionych rymotwórców, czas nie kutas, brak mu opcji stawania w atrybutach.
Z początku wszystko szło co najmniej dobrze. Co prawda, do tej ścisłej śmietanki towarzyskiej doskoczyć się, wbrew nadziejom, nie udało, niemniej nasz kolega stał się popularny w otoczeniu. Pokazywał się w towarzystwie, zapraszał fajnych gości na równie fajne imprezy, słowem: miał swój moment. Niestety, z czasem – no właśnie… – wszystko zaczęło się sypać. Okazało się, że mieszkanie ciotuchny, po odbiorze spadku zaledwie odświeżone, wymaga dość gruntownego remontu. Meble stały się last season, a także, przyznać trzeba, cokolwiek się rozklekotały. Ciuchy spłowiały i poprzecierały się. Z samochodem zaś wyszło nie tyle może najgorzej, co najbardziej spektakularnie. Cóż, stara motoryzacyjna prawda głosi, że auto premium może przestać być premium, ale wydatki premium pozostaną.
Nasz bohater zareagował panicznie i chaotycznie. Kilkakrotnie przemalował ściany. Jak się łatwo domyślić, niewiele to pomogło w kwestii nieszczelnych okien, czy choćby cieknącej spłuczki w kiblu. Również kilkakrotnie przestawiał meble, stosując przy tym najnowocześniejsze – ekhem… – systemy. Także bez zauważalnych efektów. Identycznie niewiele przyniosło zastąpienie grafitowej marynarki amarantową w zestawie z burgundowymi spodniami. Auto natomiast, po kilku próbach naprawczych i głębszych rozkminach, trafiło do renomowanego, niezwykle drogiego warsztatu. Hajs w sracz, warsztat szybko się znudził.
Jasne, można by naszemu bohaterowi zarzucić, że koncertowo spierdolił temat. Że gdy był na szczycie (a przynajmniej tegoż szczytu blisko), należało pozawierać nowe znajomości, rozszerzyć sieć kontaktów i dzięki temu dać sobie szansę na to, by fajne rzeczy dostawać nie tylko w spadku/prezencie. Ja jednak jakoś nie jestem skłonny do tego typu pretensji. Może sam mam na sumieniu zbyt wiele grzeszków zaniechania, może po prostu nie lubię się babrać w przeszłości, nieważne. Ten pociąg odjechał.
Nie da się jednak ukryć, że w chwili obecnej jedyną sensowną receptą na poprawę sytuacji nie jest kolejna wizyta w sklepie z farbami, jeszcze jedno przemeblowanie, przymiarka spodni w kolorze wenge do marynarki écru, ani nawet wizyta w następnym zakładzie mechaniki pojazdów. No trudno, trzeba przełknąć żabę, pogodzić się z chwilowym opadnięciem statusu społecznego i zacząć się rozwijać. Tak, aby za lat kilka(naście) móc sobie pozwolić na sensowny remont chałupy, nowe meble, łachy i brykę. Zwłaszcza, że nasz kolega jak najbardziej ma ku temu możliwości.
Wróćmy bliżej boiska: Fabiański/Szczęsny, Piszczek, Glik, Krychowiak, Błaszczykowski, Grosicki, Lewandowski, (momentami) Milik. O kimś zapomniałem? No chyba nie. Tak właśnie wyglądał żelazny szkielet „pokolenia Nawałki”. Wyjątek tutaj stanowi Grosik, piłkarz – przy całym dlań szacunku – w skali europejskiej co najwyżej przyzwoity, który jednak w koszulce z orłem nadzwyczaj często potrafi(ł) wznosić się na wyżyny swych umiejętności. Jeśli chodzi o resztę, część nigdy w Ekstraklasie nie grała, część grała krótko. Wszyscy do poziomu gwiazd – no, przynajmniej gwiazdek – światowego futbolu oszlifowani zostali zagranicą. Prosta piłka: Niemcy, Hiszpanie, Francuzi, Włosi, kto tam jeszcze, wyprodukowali nam reprezentację. Oczywiście, nie ma sensu przed nimi klękać, w końcu nie zrobili tego charytatywnie. Wypadałoby jednak zdać sobie wreszcie sprawę, że w/w zawodnicy, w ostatnich kilku(nastu) latach niewątpliwie dla naszej kadry kluczowi, może i są Polakami, w końcu kimże ja, żeby grzebać w ich patriotycznych uczuciach? Niemniej, na pewno nie są sensu stricto polskimi piłkarzami. Dostaliśmy ich w prezencie*.
Sami bowiem jesteśmy piłkarskimi przeciętniakami. Zarabiamy poniżej średniej krajowej. Jeśli chcemy mieszkać w wypasionej, gustownie urządzonej chacie, nosić dobre ciuchy i wozić się klasową furmanką, musimy na to zapracować. No bo ileż, do k’nędzy, można liczyć na to, że kolejne ciotuchny będą umierać, a kolejni zamożni przyjaciele poznawać wciąż to nowe miłości swego żywota…? A przede wszystkim, w/w piłkarzy albo już w kadrze nie ma, albo za chwilę nie będzie.
Dlatego wkurwia mnie i boli, że praktycznie całe nasze środowisko, zamiast skupić się na tej pracy, skupia się na tym, co zrobi Probierz. A co on niby może zrobić? Znaleźć gdzieś pod Siemiatyczami jakąś babę-szeptuchę i z jej pomocą wyczarować kilku piłkarzy światowej klasy? Co to w sumie za różnica, czy w obronie zagrają Kiwior, Bednarek i Wieteska, czy jakiś inny zestaw przeciętniaków? Czy w pomocy Zielińskiemu (oby był zdrów) partnerować będzie ten, czy tamten przecinak? Czy przedmeczową grafikę da się opisać tymi, czy innymi cyferkami? No sorry, wróciliśmy do grania w dwa uda. Jak się uda, to przepchniemy Walię (a wcześniej Estonię) i jakoś tam się na to Euro poturlamy. Jak się nie uda, to nie przepchniemy (Walii, Estonii, bez znaczenia) i wrócimy do punktu wyjścia. Znów będzie dekapitacja selekcjonera, poszukiwania następcy i wielka spina, żeby awansować na Mundial.
Zresztą, to się i tak zdarzy, tyle że w przypadku wyjazdu na ME kilka miesięcy później. No bo co my, Iocosusie, możemy na tych ME zwojować? Przecież my tam kompletnie nie pasujemy. Nawet jeśli przebrniemy baraże, najprawdopodobniej trzykrotnie zbierzemy gładkie bęcki i z obitą dupą wrócimy do domu. I a piat’ od nowa…
Odnośnie kwestii poruszonych przez Ciebie w punkcie 6., topieniu publicznych pieniędzy w budowie Narodowego Centrum Czegoś Tam Oraz Czegoś Tam Jeszcze w Otwocku jestem, jak już wcześniej wspominałem, zdecydowanie przeciwny. Do Otwocka, rzecz jasna, nic nie mam, w ogóle chyba nigdy tam nie byłem. Rzecz w tym, że nam nie jest potrzebny kolejny biały słoń. W zupełności wystarczą przewymiarowane stadiony, które – o cie kurna, a ciekawe dlaczego…!? – jakoś nie chcą same grać. Nam potrzeba małej, codziennej, ale funkcjonalnej infrastruktury, rozsianej po całej Polsce. Tak, aby Mati, Kuba, Julek, Igor i kto tam jeszcze mieli gdzie grać. Okrągły rok, a nie tylko od kwietnia do października z przerwą na wakacje, bo przecież „taki mamy klimat”. Swoją drogą, przydałaby się infrastruktura nie tylko piłkarska, żeby te dzieciaki mogły się jak najczęściej ruszać. Wspominacie mecz młodzieżówki z Niemcami. Nie wiem, nie oglądałem, wierzę Wam na słowo, że zabrakło wydolności. Nie byłoby w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że polskiej młodzieży generalnie wydolności brakuje. Co też niczym dziwnym nie jest, biorąc pod uwagę stan infrastruktury sportowej w rodzimych podstawówkach.
Aha, skoro już tu jesteśmy – tak, wiem, trąbię o tym od lat – odetnijmy wreszcie rzekomo profesjonalne kluby od magistrackich kroplówek. Polskiej piłce potrzebne są boiska, hale, balony, etc., a nie kontrakty Espositów i Plachów.
Co się tyczy drenażu młodych nóg, dla reprezentacji – patrz (dużo) wyżej – on wcale nie musi być niekorzystny. Gdybyśmy jednak chcieli go zatrzymać, a przy okazji szerzej otworzyć drzwi młodzieży do seniorskiego grania, powinniśmy, moim zdaniem, mocno popracować nad regulaminami rozgrywek. Dajmy sobie spokój z bezproduktywnym przepisem o młodzieżowcu. Zamiast karać kluby za niewystawianie smarkaterii, nagradzajmy te, które ją wystawiają. Choćby przez radykalne podniesienie – np. ze środków z C+ – kwot w PJS.
Przede wszystkim zaś, zmieńmy zasady rejestracji składów do Ekstraklasy. W tej chwili aż 17 miejsc w 25-osobowej kadrze można rozdzielić po uważaniu. Jak na moje, to zdecydowanie za dużo. Uważam, że powinno to wyglądać mniej/więcej tak:
• minimum 13 zawodników wyszkolonych w ramach PZPN, z czego minimum 6 wychowanków;
• max. 12 piłkarzy z zagranicy, z czego 6 miejsc zarezerwowanych dla designated players. Dla gwiazd. Przy czym nie chodzi o gwiazdy określane na podstawie opinii pana dyrektora sportowego danego klubu. Na taki status trzeba byłoby sobie zasłużyć zbierając punkty za grę w reprezentacji, europejskich pucharach i dobrych ligach. Ale też tacy zawodnicy objęci byliby odwróconym salary cap, czyli wysokim minimum płacowym, szczegóły do ustalenia;
• każdy klub dysponowałby dwiema „dzikimi kartami” dla obcokrajowców, którzy rozegrali minimum 4 sezony w barwach klubu, bądź minimum 6 w Ekstraklasie;
• na liście B można by mieć dowolną liczbę piłkarzy, bez ograniczeń narodowościowych/klubowych, którzy jednakowoż w trakcie trwania sezonu będą mieli ukończone maksimum 20 lat.
W takim systemie:
- niby dałoby się wystawić jedenastkę w pełni z importu. Trudno jednak liczyć na to, że da się opędzić cały sezon max. czternastoma zawodnikami. Jakieś minuty i dla krajowych, i – najprawdopodobniej – własnego narybku musiałyby się znaleźć;
- gdyby zaszła naprawdę paląca potrzeba, dalej można by ściągnąć starego Słowaka/trzecioligowego Hiszpana/bałkańskiego szrociarza na, dajmy na to, lewe wahadło. Zagranicznych uzupełnień składu należałoby jednak używać ostrożnie i z rozmysłem, bo…
- połowa limitu importu przeznaczona byłaby dla zawodników – przynajmniej na papierze – naprawdę wartościowych, podnoszących klasę i danej drużyny, i całej ligi, a także – przede wszystkim? – mogących stanowić wzór do naśladowania dla swych młodszych kolegów.
Że początkowo poziom by spadł? Jasne, niewątpliwie. Ale czy naprawdę jest czego żałować? Że potem zacząłby się podnosić, niewykluczone że wykładniczo? Tu też nie mam wątpliwości.
* jeden mój mądry znajomy wysnuł ciekawą i – jak na moje – wysoce trafną teorię, wg której rozwojowi kariery Roberta Lewandowskiego mocno przysłużył się pewien… islandzki wulkan. Ten komentarz i tak przypomina długością Modę na Sukces, toteż tym razem sobie daruję, ale gdybyś był zainteresowany, daj znać
Sprawdź skrzynkę adresową "krakowski" wysłałem propozycję dla trzech znużonych pitolników.
Niemców udało nam się zaskoczyc właśnie odbiorem piłki w środkowej strefie, ale tu kluczowym słowem jest "zaskoczenie" bo generalnie ustawialiśmy się niżej, jakby rezygnując z walki o środek pola, nie ryzykowaliśmy też próbami natychmiastowego odbioru piłki po jej stracie, a właśnie naczelną dewizą było "odbudowanie ustawienia" za linią piłki.
Tu jest zasadnicza różnica między grą U-21 a U-17. Osobiście po stokroc wolę przegraną 3:5 ale gdy my próbujemy Niemcom narzucic własny ofensywny styl gry, nie ustępujemy im pola, gramy wysoko, ryzykujemy zakładanym pressingiem, niż gdy przegrywamy 1:3 w klasycznej grze z kontry, nawet gdyby te nasze kontry były skuteczniejsze.
W jednym i drugim przypadku padliśmy fizycznie, ale w U-17 było to rezultatem "parametrów" większej fizycznej dojrzałości Niemców, a w U-21 według mnie o tym w większej mierze zadecydowała obrana taktyka.
Oczywiście z grą "wyżej" związane jest zwiększone ryzyko, chocby Legia grając wysoko ze Śląskiem poległa 0:4, gdy zaczęliśmy grac niżej, bramek już tak łatwo nie tracimy, ale u mnie jest przekonanie że w młodzieżówkach niezależnie od wyniku powinniśmy się uczyc i preferowac odważny styl gry obojętnie kto jest rywalem po drugiej stronie.
Kwiecień 2010 nie był, delikatnie rzecz ujmując, najszczęśliwszym miesiącem w historii awiacji. 10. zdarzyło się wiadomo co. Kilka dni później islandzki wulkan Eyjafjallajökull (spróbujcie to wymówić, wszelkiego powodzenia życzę ) wyrzucił nad północną Europę gigantyczną chmurę pyłu, powodując tym samym największe zaburzenia w pasażerskim ruchu lotniczym od czasów II Wojny Światowej. Na ponad tydzień większość Starego Kontynentu została po prostu uziemiona. Wśród milionów pasażerów, których samoloty nie wzbiły się w tamtym okresie w powietrze, był też niejaki Robert Lewandowski. Podówczas jeszcze zawodnik Lecha, miał on się właśnie wtedy wybrać do Blackburn, by obejrzeć stadion i ośrodek treningowy miejscowych Rovers i de facto przyklepać transfer. Nieco wcześniej bowiem wysłannicy klubu z Ewood Park bawili w Poznaniu i uzgodnili szczegóły transakcji z szefostwem Kolejorza. Oczekiwano już tylko na aprobatę samego zawodnika, którą postrzegano w kategoriach formalności.
Tyle tylko, że Eyjafjallajökull wybuchł, w związku z czym Lewandowski do Lancashire nie dotarł. Nie wiem czy ówczesny prezes Rovers jest przesądny. Chyba tak, najwyraźniej bowiem potraktował całą tę wulkaniczną chryję jak zły omen i pozwolił, by w jego sercu zakiełkowały wątpliwości. Zresztą, cztery miliony funtów (trzy od ręki plus bańka w bonusach) dziś na nikim nie robią przesadnego wrażenia. Niespełna czternaście lat temu był to jednak kawał pieniądza. Zwłaszcza jak za wciąż chuderlawego, surowego taktycznie snajpera z niezbyt renomowanej ligi. Przypomnijmy, że poprzednim szerzej znanym w Anglii polskim napastnikiem był niejaki Grzegorz Rasiak, który akurat w Premier League nikogo na kolana nie rzucił.
Niezdecydowanie Blackburn wykorzystała BVB i ściągnęła Lewandowskiego do siebie. Zespół z Dortmundu był podówczas młody, ambitny i już całkiem mocarny, choć do tej najściślejszej bundesligowej czołówki dopiero się dobijał. W poprzednich dwóch sezonach, już pod wodzą Jürgena Kloppa, zajął 6. i 5. lokatę. No ale właśnie: Jürgen Klopp. Czterdziestotrzyletni wówczas trener-wizjoner, obdarzony kapitalną wyobraźnią, niesamowitą odwagą oraz – nicht zulezt – niezachwianym poparciem władz klubu. On tam mógł sobie robić co tylko chciał. A chciał np., żeby – wbrew obawom i niezrozumieniu wielu, w tym samego piłkarza – cały swój pierwszy sezon w Dortmundzie Lewandowski rozegrał jako cofnięty napastnik, szlifując umiejętność współpracy z drugą linią, która kiedyś stanie się jego gigantycznym atutem. Stawiał też wytrwale na swój nowy nabytek, nawet wtedy, gdy ów dłuższymi momentami kopał się po czole. Kiedy zaś na początku kolejnego sezonu (już pierwszy zakończył się mistrzostwem!) najlepszy strzelec drużyny doznał pechowego urazu, Klopp zdecydował, że jego podstawowym napastnikiem zostanie właśnie Lewandowski.
Reszta jest historią, którą wszyscy znamy.
Zastanówmy się jednak co by się stało, gdyby Eyjafjallajökull siedział jednak cicho. Lewandowski leci do Blackburn. Podoba mu się tam (bo i niby co miało się nie podobać?), więc przyklepuje transfer i latem trafia na Ewood Park. Sezon 2010/11 w roli menedżera Rovers rozpoczyna Sam Allardyce, facet znany z wielu rzeczy, ale akurat nie z tego, iżby był wybitnym – albo chociaż przyzwoitym – mentorem młodzieży, bądź też (oj, to już zupełnie…) oceanem cierpliwości. Przede wszystkim zaś, jest nieporównywalnie gorszym trenerem od Kloppa i raczej trudno przypuszczać, by opracował odpowiednią wizję rozwoju Roberta oraz wykazał wytrwałość w jej wprowadzaniu.
Zresztą, w listopadzie’10 Big Sama już na Ewood Park nie było, a cały klub trafił w ręce rodziny Venkych, co zapoczątkowało okres potwornego bajzlu, którego zresztą do dziś nie udało się tak do końca posprzątać. Wiosną’12, gdy Borussia (już z Lewym na szpicy) świętowała obronę tytułu, nastroje w Blackburn były zgoła odmienne, jako że klub właśnie spadał do Championship. Od tamtej pory Rovers opuścili ten poziom rozgrywek tylko na rok, tyle że nie windą do góry, a schodami do piwnicy.
Gdyby zatem Lewandowski faktycznie tam trafił, śmiało można zakładać, że jego losy potoczyłyby się jak typowa kariera polskiego grajka zagranicą: najpierw trochę grania, trochę ławki, potem już głównie ławka, wypożyczenie do (innego klubu) Championship, dalej jakaś Grecja, Cypr, ewentualnie Cośtamspor, wreszcie po paru latach powrót do kraju. Ale też już raczej nie do Lecha, a do Wisły Płock (niczego tej ostatniej nie ujmując).
Fajny wulkan ten Eyjafjallajökull. Miło by było, gdyby kapitan reprezentacji Polski udał się kiedyś na Islandię i osobiście mu podziękował
W lutym 2010 r. podczas jednego z meczów Serie A na trybunach zasiedli Sergio Berti, agent piłkarski i Stefano Capozucca, dyrektor sportowy Genoi. Ten ostatni usłyszał o napastniku, którego Berti opisał jako "Lewa-cośtam", z nazwiskiem kończącym się na "-ski".
Genoa ruszyła do działania i wysłała skautów do Poznania. Capozucca i trener klubu Gian Piero Gasperini byli przekonani do umiejętności Polaka. 11 kwietnia przybył on do Genui, w wyjątkowym dniu — miały się odbyć derby tego miasta przeciwko Sampdorii. Lewandowski przeszedł testy medyczne, a jego agent Cezary Kucharski był już po słowie z Sergio Bertim. Wspólnie oczekiwali przybycia prezesa klubu Enrico Preziosiego.
Kiedy ten, spóźniony, chciał już opuścić hotel, zatrzymał go Berti. - Panie prezydencie... Chłopak jest tu z nami, w hotelu — powiedział.
- Wie pan, myślałem, że jest wyższy — wypalił prezydent klubu.
- Dla mnie najbardziej szokujące było zachowanie Preziosiego w hotelowym lobby: przeszedł obok Lewandowskiego i jego agentów, udając, że ich nie widzi albo nie zna — wspomina dziś tę sytuację Gianluca Di Marzio w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
źródło: Robert Lewandowski był "za niski" dla prezesa Genoi. We Włoszech do dziś żałują - Przegląd Sportowy (onet.pl)
Wulkan o nazwie nie do wypowiedzenia, widzimisię prezesa Genoi, skrzydełka motyla trzepotały ochoczo gdy do swojego europejskiego lotu startował Lewy, choc jest ktoś, kto twierdzi, że żadnego przypadku w tym nie było, wszystko było dokładnie zaplanowane: "Pokierowałem jego karierą tak, że ostatecznie do tej Barcelony trafił. Po drodze miał sukcesy i w Lechu Poznań, i w Dortmundzie i w Bayernie Monachium. Lewandowski realizuje założenia, które sobie nakreśliliśmy, jak się spotkaliśmy." - Kucharski: - Mam swój udział w tym, że "Lewy" trafił do Barcelony (weszlo.com)
Panu Cezaremu Kucharskiemu zdrowia życzę, to najważniejsze, ale gdy tak sobie słucham jego ostatniego wywiadu z Tomaszem Cwiąkałą:
(60) KUCHARSKI: NIE ROZRÓŻNIACIE LEWANDOWSKIEGO-CZŁOWIEKA OD PIŁKARZA | KULISY PROCESU - YouTube
to za cholerę mnie nie przekonuje. Lewy z pewnością święty nie jest, ale Panie Boże strzeż przed takimi agentami!