- Kategoria: Wokół boiska
- gawin76
Euro 2021: Londyn czeka
W meczach półfinałowych mistrzostw Europy zmierzą się Hiszpania z Włochami oraz Anglia z Danią. W piątek i sobotę swoją przygodę z turniejem kończyły kolejno reprezentacje Szwajcarii, Belgii, Czech oraz Ukrainy.
Mecz Hiszpanii ze Szwajcarią mogłem śledzić tylko w aplikacji z wynikami na żywo. Rzuty karne nawet z tej perspektywy wydawały się całkiem interesujące, ale o samym meczu rzecz jasna zbyt wiele do powiedzenia nie mam. Hiszpania przepchała się do półfinału, jednak faworytami w starciu z Włochami raczej Hiszpanie nie będą.
Mecz Włochy – Belgia miał być wydarzeniem ćwierćfinałów i nie zawiódł. Włosi zaczęli bardzo mocno, jakby odzyskali świeżość po niezbyt porywającym starciu z Austrią z minionego weekendu. Belgowie mieli wprawdzie w składzie jakość niezbędną do tego, by podjąć rywalizację z ekipą Manciniego, ale Włosi od pierwszych minut wyglądali lepiej jako zespół. Grali minimalnie szybciej, dokładniej, z większą odwagą i zdecydowaniem od przeciwnika. Doskonale w środku pola spisywali się Verratti i Jorginho, a Barella, trzeci ze środkowych pomocników, popisał dużą przytomnością umysłu i strzelił bramkę na 1:0. Kiedy Insigne efektownym uderzeniem podwyższył na 2:0 wydawało się, że jest po meczu, jednak Belgia złapała kontakt jeszcze przed przerwą, po tym jak Di Lorenzo niepotrzebnie pchnął Doku w polu karnym. Po przerwie mecz wyglądał już inaczej. Belgia miała co najmniej dwie wyśmienite okazje do wyrównania, ale zabrakło skuteczności, zwłaszcza Lukaku zapewne wciąż jeszcze nie może zrozumieć jakim sposobem nie zdobył gola, mając piłkę na nodze kilka metrów przed bramką. Wraz z upływem minut Włosi coraz wyraźniej grali na czas, co obniża całościową ocenę tego spotkania, natomiast z pewnością trudno byłoby obronić tezę, że zwycięstwo Włochów było niezasłużone czy odniesione w kiepskim stylu. Szkoda tylko rewelacyjnego Spinazzoli, który w drugiej połowie zerwał ścięgno Achillesa.
Sobotnie mecze nie zapiszą się złotymi zgłoskami na kartach historii. Dania była drużyną dojrzalszą od Czech. Duńczycy wykorzystali dekoncentrację Czechów w pierwszych minutach meczu, czyli zrobili to, czego nie potrafili uczynić w podobnych okolicznościach Holendrzy. Rzut rożny w 5. minucie był prezentem od asystenta sędziego, ale wykorzystanie tego stałego fragmentu i bardzo słabego ustawienia czeskiej defensywy – znakomite. Mając prowadzenie, Dania świetnie grała wynikiem i zdołała dołożyć jeszcze jednego gola przed przerwą. Czesi rzucili się do odrabiania strat po przerwie, trafił niezawodny Schick, ale odrobienie aż dwóch bramek straty wymaga tak jakości, jak i odrobiny szczęścia. Czechom zabrakło chyba jednego i drugiego. Mimo upływających minut trener Czechów nie postawił na Pekharta, trochę szkoda, bo wprowadzony po przerwie, obdarzony podobnymi warunkami fizycznymi Krmenčík miał fatalny dzień i legionista mógł wnieść coś więcej do gry.
Ostatni ćwierćfinał był najbardziej jednostronny. Ukraińcy wydawali się być mocno zmęczeni po batalii ze Szwecją, a chyba też towarzyszyło im przeświadczenie, że i tak osiągnęli już wynik ponad stan. W takich okolicznościach nie mieli żadnych szans w starciu z doskonale funkcjonującą maszynerią, jaką jest obecnie reprezentacja Anglii. Chyba tylko przez ostatni kwadrans pierwszej połowy można było łudzić się, że ten mecz przyniesie jakieś emocje, ale tuż po przerwie Anglicy znokautowali Ukrainę trzema bramkami i mecz zamienił się w udawanie gry w piłkę nożną. Ukraińcom nie udawało się nic już do samego końca, łącznie z przeprowadzeniem zmian w ostatnich minutach spotkania. Trzech futbolistów czekało na próżno przy linii bocznej boiska niczym Błaszczykowski podczas meczu z Japonią.
Ostatnie mecze turnieju zostaną rozegrane w Londynie. Pierwszy półfinał we wtorek, drugi w środę. Finał w niedzielę 11 lipca.
Hiszpanie mnie zawiedli. Ja najbardziej cenię sobie futbol techniczny. Pewno dlatego, że w krótkim uprawianiu piłki wybitnym technikiem nie byłem. Imponowałem za to serduchem , charakterem i wytrzymałością wtedy nazywaną kondychą. Aczkolwiek dziś przy tych łamagach, które ani przyjąć, ani podać piłki nie potrafią to uchodziłbym za wirtuoza. Tylko, że sama technika nie czyni z faceta piłkarza, a z kilku techników drużyny. Po ekscesach Hiszpanów w meczach ze Słowacją i Chorwacją widząc początek meczu ze Szwajcarami pomyślałem sobie ,że wreszcie się wyszumieli i zaczną grać poważny futbol ,bo pewno chciałem uwierzyć, że wreszcie dojrzeli ,że zagrają po profesorsku, na wynik. A oni grę zwyczajnie kaleczyli. Niby chcieli, ale nie wiedzieli jak. Drużynę co prawda rozlicza się z wyniku, ale nie bez znaczenia jest fakt w jakim stylu ona ten wynik osiągnęła. A Hiszpanie ani ataku, ani obrony nie prowadzili. Najbardziej im pasowało snuć się bez celu w środku boiska. W czym Szwajcarzy im zbytnio nie przeszkadzali. Przemyśliwałem, że oni są tacy przezorni ,że stosują kamuflaż. Ba, gotów byłem ich oskarżyć o minimalizm. A oni byli zwyczajnie bezradni. I pomyśleć, że ten ich bramkarz robiący w innych meczach za Don Kichota ich wyratował. Los bywa przewrotny.
W drugim spotkaniu piątkowym Włosi obnażyli Belgów. Odarli ci z aureoli wielkości. Mnie co prawda po meczu łatwo jest kpić z tych, którzy uważali ,że to spotkanie to przedwczesny finał, bo muszę przyznać, że nadal nie jestem w stanie rozstrzygnąć czy Włosi są tak mocni czy Belgowie tak słabi. Makaroniarze robili na boisku co chcieli ,a do tego zamykali Belgów w okowach szczelnego ataku pozycyjnego jak był to był Gibraltar ( że posłużę się ulubionym porównaniem dziennikarzy z Półwyspu Apenińskiego). W drużynie włoskiej wszystko było imponujące i koncentrycza obrona i gra zespołowa i cudowne zespolenie gry indywidualnej z wartościami drużynowymi. A u Belgów obrona dziurawa i niemrawa , a do tego leniwa, no i w ataku jeden biedak , który przewracał się o własne nogi . Jak tak miałby wyglądać finał to ja dziękuję za takie atrakcje.
W Baku ( kto wymyślił grę w zanarchizowanym Azerbejdżanie i do tego w lipcu powinien smażyć się sam w piekle) Duńczycy mordowali się ( dosłownie!) z Czechami. Trzeba dodać, że z pełną wzajemnością. Jedynymi, którzy okazywali jakiś zapał czysto piłkarski byli telewizyjni komentatorzy, którzy popadali w uwielbienie jak któremu udało się celnie kopnąć w piłkę, a nie w rywala lub uderzyć ją głową a nie walnąć łbem przeciwnika. I te walkę na to kto mocniej kopnie, albo walnie Duńczycy wygrali nie 2:1 jak by sugerował wynik, ale przynajmniej 4 do 0. Zapytacie ,a co robił sędzia. Jak były krwawe spięcia to zamykał oczy, a poza za tym był wielce uradowany ,że do siebie nie strzelali, boby się jeszcze pozabijali .
W ostatnim meczu sobotnim Angole ulitowali się nad biednymi Ukraińcami, którzy rzucili się z motyką na słońce i tylko 4 razy ich sponiewierali. Swoją drogą to metoda trenera Anglików Garetha Soutghatea polegająca na tym, żeby dupy zawodnikom nie zawracać schematami, zadaniami czy innymi pierdołami związanymi z grą w ataku święci triumfy. On uczy swoich reprezentantów organizacji gry obronnej , bo tego można nauczyć. Natomiast przy atakowaniu daje zawodnikom wolną rękę ( przepraszam nogę) hołdując zasadzie " Masz łeb i ch... (przepraszam nogi ) to kombinuj". I patrz pan . Sprawdza się.