A+ A A-
  • Kategoria: Wokół boiska
  • gawin76

Stal - Legia 2-2: Stare grzechy

Kilka dni po bardzo dobrym meczu w Nikozji Legię czekała ligowa rywalizacja w Mielcu. Niestety nasza drużyna zagrała o kilka poziomów słabiej niż w Lidze Konferencji i po katastrofalnych błędach obrony i bramkarza straciła punkty. Bramki dla Legii zdobyli Morishita i Augustyniak.

 

Skład Legii wyglądał następująco: Kobylak – Wszołek, Pankov, Kapuadi, Vinagre – Augustyniak – Morishita, Kapustka, Urbański, Luquinhas – Gual. Gospodarze rozpoczęli w składzie: Mądrzyk – Wlazło, Matras, Esselink – Jaunzems, Domański, Guillaumier, Getinger – Dadok, Szkurin, Krykun.

Gospodarze mogli zaskoczyć Legię już w pierwszej akcji meczu, ale groźny strzał Dadoka został zablokowany. W 2. minucie Urbański ujrzał żółtą kartkę za kopnięcie Wlazły. W 10. minucie Kobylak złapał piłkę po strzale Dadoka. W 12. minucie Legia objęła prowadzenie. Urbański podał do Guala, który oddał piłkę Morishicie. Japończyk podciął piłkę nad Mądrzykiem i było 0:1. W 25. minucie legioniści wpędzili się w problemy we własnym polu karnym, źle wyprowadzając piłkę. Pankov próbował osłaniać futbolówkę przy samej linii, ale czynił to tak nieumiejętnie, że kopnął Krykuna. Sędzia Arys został wezwany do monitora i odgwizdał rzut karny. Wlazło wykorzystał szansę i było 1:1. W 31. minucie Vinagre oddał strzał z pola karnego, jednak sytuacja była trudna i piłka minęła bramkę gospodarzy. W 41. minucie Vinagre dośrodkował w pole karne Stali, niestety Kapuadi nie zdołał umieścić piłki w bramce. W doliczonym czasie gry Vinagre podał tym razem do Guala, Hiszpan oddał strzał głową, jednak piłkę wybił obrońca Esselink. 

Do przerwy było 1:1. Zgodnie z przewidywaniami mecz był trudny, gospodarze grali twardo i ambitnie, a Legii wyraźnie brakowało intensywności i koncentracji.

W 48. minucie Pankov zablokował strzał Krykuna i piłka wyszła na rzut rożny. Po nim legioniści dwukrotnie stawali piłce na drodze po uderzeniach zawodników gospodarzy. W 50. minucie sędzia Arys nie dostrzegł ewidentnego faulu Szkurina na Gualu tuż przed polem karnym Stali. W 57. minucie Gual ujrzał żółtą kartkę za krytykowanie orzeczeń arbitra. W Legii Chodyna zmienił Urbańskiego. W 61. minucie Wlazło zaatakował Augustyniaka w polu karnym Stali. Po analizie VAR sędzia przyznał Legii rzut karny. Mądrzyk wyczuł intencje Augustyniaka, ale strzał naszego zawodnika był precyzyjny i Legia odzyskała prowadzenie. W 67. minucie Dadok i Getinger przeszkadzali sobie wzajemnie w znakomitej sytuacji pod bramką Legii. Minutę później Kun zastąpił Luquinhasa. Legia wyraźnie się cofnęła, broniąc chwilami bardzo głęboko. W 74. minucie naszej drużynie dopisało szczęście. Najpierw dobrą interwencją popisał się Kobylak, a za chwilę piłka odbiła się od słupka. W 76. minucie Chodyna nie trafił dobrze w piłkę po dośrodkowaniu Vinagre’a. Po tej sytuacji trener Feio dokonał potrójnej zmiany. Çelhaka, Szczepaniak i Pekhart zmienili Vinagre’a, Kapustkę i Guala. W 86. minucie Szkurin usiłował przelobować Kobylaka kilka metrów przed bramką, na szczęście uczynił to nieprecyzyjnie. W doliczonym czasie gry Stal dopięła swego. Po rzucie rożnym fatalny błąd popełnił Kobylak, który wypuścił piłkę z rąk. Zmiennik Wolsztyński wykorzystał prezent.

Legia straciła bramki po indywidualnych błędach. Oczywiście szkoda, że takie się przytrafiły, ale obciążanie odpowiedzialnością konkretnych nazwisk byłoby niesprawiedliwe, bo Legia nie zasługiwała na zwycięstwo jako zespół. Ostatnie dwadzieścia minut meczu w Mielcu było w wykonaniu naszej drużyny rozpaczliwym błaganiem o końcowy gwizdek i dowodem na to, że między bajki można włożyć tezy o tym, że Legia jest gotowa do gry co trzy dni i nadal traktuje priorytetowo walkę o mistrzostwo Polski. W Mielcu nie było zmienników, którzy odciążyliby liderów, nie było mentalnej i fizycznej energii, która gwarantowałaby utrzymanie odpowiedniego poziomu. Zespół, który niemal na kolanach broni się przed atakami Stali Mielec, nie zasługuje na to, by traktować go jako poważnego kandydata do mistrzostwa Polski.

W czwartek Legia jedzie do Łodzi na mecz pucharu Polski z ŁKS-em, a za tydzień zmierzy się z Zagłębiem w Lubinie.

Dyskusja (2)
1niedziela, 01, grudzień 2024 20:19
Baron
Wstyd.
Obejrzałem sobie ponownie sytuacje po których Stal zdobyła bramki i to... nie miało prawa się wydarzyć.
Karny? Tam powinno być wybicie piłki, a nie zabawa w polu karnym, która zakończyła się koszmarnie.
Wyrównanie dla Stali? To była koszmarna interwencja Kobylaka, który już nie pierwszy raz zawodzi.
Legia dziś zorganizowała w Mielcu - Mikołajki, zapominając że są one obchodzone szóstego grudnia, a nie pierwszego.
To była kolejka pod nas, trzeba było to wykorzystać aby zbliżyć się do czołówki. No ale Legia nie byłaby Legią gdyby czegoś nie zawaliła.Tradycji stało się zadość.
Czwarty kolejny rok bez mistrzostwa? Wszystko na to wskazuje. Tutaj chyba cała para w gwizdek powinna pójść w Puchar Polski, co daje grę w Lidze Europy a nie LKE. Dzisiejsza ławka rezerwowych bardzo obnażyła jakość naszej kadry.
2poniedziałek, 02, grudzień 2024 12:20
Zbyszek
Po występach Legii w LKE w mediach zapanowało gorączkowe poszukiwanie przyczyny tak dobrych wyników i padło na system,że oto on wygrywa.
Nikt nie wpadł na prosty pomysł,że może oto Legia jest dlatego lepsza,że jej rywale są zwyczajnie gorsi Smile.
W piłce nożnej wynik spotkanie może być opisany na dwa sposoby : zespół wygrał ,lub zespół przegrał . Tym sposobem wczorajszy remis uznać trzeba za jedno lub drugie Smile ,lecz chyba sukcesem on nie jest ? Smile. W sensie logicznym pod kątem prawdziwości oba zdania są prawdziwe , bo jeżeli pierwsze jest prawdą to i drugie też. Lecz pod względem psychologi skojarzeniowej wartość zdań jest tak różna jak kibice na nie reagujący , co wczoraj widzieliśmy, kiedy to Stalowcy popadli w radosny amok,a my w bezbrzeżny smutek. A to oznacza ,że te same prawdziwe zdania dla jednych i drugich są dwoma różnymi stanami emocjonalnymi. Co wyraził np. Baron.
Tyle tylko ,że komentatorzy piszący o zbawiennym systemie nie bardzo potrafią zrozumieć ,że to nie ustawienie spowodowało progres w w grze i wynikach ,ale to postęp w umiejętnościach taktycznych sprawił,że trener mógł dokonać zmiany systemu z 3-4-2-1 i 3-5-2 na 4-3-3. Pisałem o tym, iż trener Feio jest obecnie najlepiej wyedukowanym taktycznie trenerem w Polsce i wie,że jedynym systemem dającym możliwość pełnej kompatybilności jest właśnie 4-3-3.
Pisał o tej kompatybilności przed 47 laty Jacek Gmoch ( pozdrawiam) , który dowodził , używając matematyki ,że , aby drużyna wykonywała w 100% jednocześnie zadania destrukcyjne, konstrukcyjne i egzekucyjne to każdy zawodnik na swojej pozycji musi je wykonywać w odpowiednich proporcjach np. obrońca 70% destrukcji, 20 % konstrukcji i 10% egzekucji, a napastnik odwrotnie.
W latach 90-tych XX wieku przy użyciu parametrów komputerowych potwierdzono te spostrzeżenia Gmocha. Trener Feio nie chciał zmieniać systemu z trójką obrońców od razu , bo pewno jego zdaniem, byłaby to zbyt ryzykowna i nieopłacalna rewolucja . Więc grał tym co zastał,a pewno na treningach szykował tę zmianę. Także pisałem o tym,że w ostatnich latach tylko trener Michniewicz miał pełne , racjonalne podstawy, aby zespół grał ustawieniem 3-4-2-1 ,a to z tego powodu ,że grzechem byłoby niewykorzystanie dwóch wahadłowych grających na wysokim europejskim poziomie czyli Juranovicza i Mladenovicza. Bowiem system z trzema obrońcami oparty jest na wahadłowych i jak oni są słabi, to system staje się niewydolny. Na tej pozycji można każdego wystawić , tylko, że niewielu potrafi jej wymogom sprostać.Więc po wytransferowaniu obu - gra z trójką z tyłu stała się pozbawioną sensu - co negatywnie odbiło się na wynikach.Moim zdaniem trener Feio był za ostrożny i powinien system zmienić dużo wcześniej.

Homo sapiens ( dzięki Iocosusowi ta nazwa zyskała prawo obywatelstwa na C-L) jest konstrukcją wielce skomplikowaną,w której świadomość pełni rolę konstruktywną lub przeciwpołożnie.Współczesna psychologia ewolucyjna twierdzi ,że nasz system podzielności uwagi doskonalił się w trakcie ewolucji ,nie gatunkowej ale osobniczej . Posiedliśmy umiejętność skupiania uwagi na najważniejszych zagrożeniach i najkorzystniejszych okazjach.To reagowanie na nie sprawia ,że zwiększamy szanse przeżycia i lepszego bytu. Naukowcy mówią,że mamy wbudowany system szybkiego reagowania .Lecz ten system ma charakter intuicyjny i autonomiczny ,ale to nasz umysł rozpoznaje potrzeby , zagrożenia i okazje i niestety nie zawsze trafnie na nie reaguje. Pewno tak było ze zmianą systemu przez Feio ,który czuł,że trzeba ,ale bał się ,że zrobi to za wcześnie .

Zatem wiemy już ,że system sam nie gra , bo to zawodnicy grają w systemie . Celem systemu gry jest mówiąc kolokwialnie zagospodarowanie przestrzeni boiska , tak,aby dzięki temu skutecznie realizować swój cel gry.
Autor książki " Wspaniała pomarańcza" Dawid Winner za twórcę koncepcji zmiany paradygmatu wymiaru boiska uznał Rinusa Michelsa i jego kontynuatora Johana Cruyffa.Sam Cruyff tak to określił :" Gdy jesteś przy piłce , musisz dopilnować, by mieć jak najwięcej przestrzeni , a gdy tracisz piłkę , musisz zminimalizować przestrzeń, którą dysponuje przeciwnik.W istocie w futbolu chodzi tylko o odległości". To podejście oznacza ,że całość wydarzeń na boisku można postrzegać w kategoriach pozycji i ustawienia.Tak rozumiana istota futbolu stopniowo wypierała uznawane za najważniejsze : charakterystyki piłkarzy ( np. "szybki i silny" czy "świetny technicznie") , lub też skupianie się na sytuacjach boiskowych ( np "wygrywanie 1x1" czy "wygrywanie pozycji stykowych") , albo też uwaga na tym co należy robić z piłką ( np. "szybko przenosić ją do przodu").
Rinus Michels uważał ,że futbol tzw. totalny opierał się na dwóch różnych kwestiach : wymianie pozycji i pressingu. To on uznał ,że "Celem pressingu czyli nagonki jest odzyskanie piłki tak szybko jak to tylko możliwe i najlepiej już na połowie przeciwnika.Zaś "złapanie rywali w sidła " jest możliwe tylko wówczas, kiedy wszystkie linie przesuną się do przodu i zagrają blisko siebie" .
Tym samym już 50 lat temu uznano ,że np. napastnicy muszą być pierwszymi obrońcami , zaś ustawienie obrońców decyduje o długości pola gry.
To ta doktryna legła u podstaw uznania systemu 4-3-3 za optymalny dla kontroli i wykorzystania przestrzeni boiska. Przy czym ma on dwie odmiany : jedną , która oznacza ustawienie z jednym defensywnym pomocnikiem za dwoma czyli 4-1-2-3 lub też jest to odwrócony trójkąt w środku pola czyli 4-2-1-3 .
W sytuacji kiedy futbol ewoluował w kierunku wzmocnienia defensywy np. 4 -(2+2) - 2 lub 4-2-3-1 albo 3+2 - 4-1 powrót do systemu 4-3-3 w XXI wieku wydawał się wielce zuchwały.
Kluczowym , niezbywalnym elementem systemów 4-3-3 było skracanie długości pola gry z jednoczesnym jego poszerzaniem. Bowiem w systemie 4-3-3 najistotniejsze jest rozciąganie gry i przez to rozszczelnianie defensywy rywali, tak,aby pojawiły się w niej luki. I w tym elemencie podstawowe znaczenie ma posiadanie skrzydłowych z prawdziwego zdarzenia - szybkich, przebojowych ,o wysokich umiejętnościach technicznych.
Zespół Legii stara się używać systemu 4-3-3 do rozciągania pola gry , wciągania głębiej graczy ofensywnych rywali , zarazem zmuszając przeciwnika dp cofnięcia się ,aby dzięki tym manewrom uzyskać przestrzeń w środku pola gry.
Nie dziwię się Pekhartowi , który " z niejednego pieca chleb piłkarski jadł' ,że uważa Feio za najlepszego technicznie trenera z którym pracował .

Lecz parafrazując znaną fraszkę Tadeusza Boya Żeleńskiego można rzec :" Z tym największy jest ambaras,żeby taktyka i praktyka chciały na raz". Smile.
Ten rozdźwięk Gawin opisał jako spowodowany głównie zmęczeniem materiału i pewno jest to główny powód. Lecz ma on swe podłoże chyba w szczegółowym wymiarze w słabości kadrowej Legii do której zawodnicy byli dobierani pod kątem przydatności do gry w systemie z trzema obrońcami. To co mówi trener Feio o lubowaniu się w grze co 3 dni to typowe robienie dobrej miny do złej gry - taki korporacyjny bełkot. Trener Feio nie rotuje , bo nie ma kim, bo ma do gry w wybranym systemie 12 - 13 zawodników z pola.Oczywiście ma to tę "dobrą " stronę ,że możemy przewidzieć wyjściowy skład Legii z 90% dokładnością Smile.
Skład można przewidzieć ,lecz niewiadomą jest poziom koncentracji i zaangażowania jakie zaprezentuje zespół w spotkaniach ligowych.Wczoraj kilku zawodników zagrało niechlujnie, na pograniczu lekceważenia obowiązków, popełniając błędy i usiłując je naprawiać zbędnymi faulami.
Trzeba tylko powtórzyć za Gawinem i Baronem ,że zespół poważnie myślący o Tytule nie może dać sobie narzucić warunków gry przez znacznie niżej notowanego rywala. Na tym łez padole wypada zauważyć i docenić profesjonalizm Vinagre, który grał , jako jedyny w Legii ,na swoim bardzo wysokim poziomie. To,że Stal dyktowała warunki walki nie na umiejętności ,ale na siłę fizyczną i wytrzymałość było spowodowane naszą niezdarnością.
Nasz zespół nawet w okresach przewagi pozycyjnej nie potrafił uprościć gry,a akcje kombinacyjne przekombinowywaliśmy i zamiast zdobycznych bramek dziurawiliśmy powietrze ponad i obok.
Gawin trafnie zauważył ,że wytrzymaliśmy walkę " w parterze" ( to określenie z zapasów pasuje jak ulał do tego co wczoraj działo się na boisku w Mielcu), bo w ostatnim kwadransie nasi gracze tylko snuli się po boisku.

Trener Niedźwiedź jest jak każdy widzi ( to definicja konia z "Nowych Aten" Benedykta Chmielowskiego Smile) czyli stanowi kiepską kopię trenera Papszuna. Naśladuje grę Rakowa w każdym klubie ,w którym pracuje nie zważając na to ,że ma o wiele gorszych wykonawców. Celem tak rozumianej gry jest przeszkadzanie rywalom na różne sposoby ,w tym niepozwalanie na wykorzystywanie na swoją korzyść różnicy w umiejętnościach techniczno-taktycznych. Z tak nastawionymi zespołami gra się ciężko, bo grając z zespołami wyżej notowanymi nie ciąży na nich presja wyniku , gdyż mogą tylko zyskać. A mogą zyskać lepszy wynik, niż porażka - tylko walecznością , ambicją i zaangażowaniem. Stąd taka radocha po bramce na remis.

Nie uczestniczę w polowaniu z nagonką na sędziów,ale choćbym chciał to Karola Arysa pochwalić nie sposób. Nie jest to sędzia w wieku podeszłym, bo ma 37 lat ,a wczoraj "biegał' jak kaleki dziadek - wolno i daleko od piłki i od akcji.O ile sędzia , który grał w piłkę ,albo ma rozwinięty zmysł intuicji potrafi "na radar" ( w tym arcymistrzem jest Szymon Marciniak) podejmować trafne decyzje , to Arys wczoraj albo nie widział, jak przy oczywistych przewinieniach na rzuty karne , albo trafiał jak kulą w płot , więcej razy niecelnie niż celnie.A do tego wykazywał niepewność, zwlekał z podejmowaniem decyzji co zawodnicy czuli oraz widzieli i usiłowali mu sugerować, podpowiadać , a nawet próbować wymuszać - nie bez efektów.Nie kwestionuję trafności decyzji o ukaraniu w 2' Urbańskiego żółtą kartką za nieumyślne kopnięcie rywala w twarz wysoko uniesioną nogą, ani ukarania w 25' Pankova za skopanie nóg w polu karnym Szkurina ,ani podyktowania karnego dla Legii za stempel Wlazły na nodze Augustyniaka w 60'. Tyle tylko,że do podyktowania karnych przymusił arbitra VAR . Mogę na marginesie napisać,że i Urbański i szczególnie Pankov zachowali się całkowicie bezmyślnie , bo faule były całkowicie zbędne , gdyż opanowanie piłki przez rywali było iluzoryczne.
Lecz trzeba mieć pretensje do arbitra o to ,że nie widział ewidentnych fauli ,albo też używał gwizdka, kiedy o przekroczeniu przepisów mowy być nie mogło , gdy nie zauważał ,kto wybił piłkę na rzuty rożne oraz podejmował decyzje chyba na zasadzie loterii. Inna kwestia jest taka,że o współpracę z arbitrem asystentów trudno byłoby posądzić Smile.
Mnie szczególnie ubodło kiedy Arys nawet nie podyktował rzutu wolnego po faulu Szkurina na oczywistą żółtą kartkę przed polem karnym Stali w 44' na Gualu ( podcięcie nóg po wślizgu od tyłu), a sędzia zamiast sprawcy ukarał kartką poszkodowanego .
Tak woluntarystycznie sędziować nie wolno !

Nie tylko w piłce trudno się wygrywa na krajowym podwórku . Swego czasu dano do rozwiązania prawdziwy ( czyli taki, który się zdarzył w Turnieju brydżowym ) problem rozgrywkowy w brydżu sportowym - wybitnym zawodnikom zagranicznym . A chodziło o to jak wygrać szlemika , przy znanych naszych rękach ( odkryte dwie ręce np. N i S) bez dwóch króli i dwóch dam . Zagraniczne asy próbowały a to : podwójnego impasu ,a to ekspansu ,a to końcowej wpustki,a to przymusu i nic. Dawali ciała. A u nas "kółkowicz " ściągnął asy, króle i biorące damy mówiąc " Musi coś spaść" - i spadało . Tak i zawodnicy Stali liczyli ,że kiedyś Kobylak piłkę wypuści ( chyba ma on wadę złej oceny wysokości lotu piłki , co mu się już parę razy przydarzyło) i wpuści i się doczekali .
Tragedii nie ma ,ale sztuka cierpi Smile.

Twoja opinia

Nazwa uzytkownika:
Znaczniki HTML są dozwolone. Komentarze gości zostaną opublikowane po zatwierdzeniu. Treść komentarza:
yvComment v.2.01.1